św. Katarzyna,
Dialog o Bożej Opatrzności czyli księga Boskiej nauki

WSTĘP

W imię Chrystusa Ukrzyżowanego oraz słodkiej Maryi.

I. Jak dusza przez modlitwę jednoczy się z Bogiem i jak ta dusza, o której tu mowa, wzniesiona w rozpamiętywaniu, zanosiła do Boga cztery prośby.

Wznosząc się nad siebie, dusza niepokojona ogromnym pragnieniem chwały Boga i zbawienia dusz, ćwiczy się przez pewien czas w cnocie, zamieszkawszy i zadomowiwszy się w celi poznania siebie, aby lepiej poznać dobroć Boga dla niej. Bo z poznania wynika miłość, i kochając, dusza stara się iść za prawdą i nią się przyodziać.

Nic nie pozwala jej tak rozkoszować się tą prawdą, nic nie oświeca jej tak bardzo, jak pokorna i ciągła modlitwa, ugruntowana na poznaniu siebie i Boga; modlitwa, odmawiana w sposób wspomniany, jednoczy duszę z Bogiem, wiedzie ją w ślady Chrystusa Ukrzyżowanego i przez gorące pragnienie i zjednoczenie miłosne sprawia, że staje się ona Jego drugim ja. To snadź rzekł Chrystus mówiąc: Kto Mnie miłuje i chowa słowo moje, temu objawię siebie samego, i będzie jednym ze Mną, a Ja z nim (J 14,23). I w wielu miejscach znajdujemy podobne słowa, z których widzieć możemy, że On jest Prawdą, że przez miłość dusza staje się jednym z Nim. Aby wykazać to jaśniej, przypominam, iż słyszałam od pewnej służebnicy Boga, że gdy była wzniesiona w modlitwie wielkim porywem ducha, Bóg nie ukrywał przed okiem jej intelektu miłości, którą żywi dla sług swoich, lecz okazał ją; i między innymi rzekł:

Otwórz oko intelektu i patrz na Mnie, a ujrzysz godność i piękność mojego stworzenia, obdarzonego rozumem. Poza pięknością, którą dałem duszy, stwarzając ją na obraz i podobieństwo moje, spójrz na tych co przyodziani są szatą godową miłości, ozdobioną mnóstwem prawdziwych cnót, ci zjednoczeni są ze Mną przez miłość. I przeto powiadam ci, że jeśli spytasz Mnie, kto oni? odpowiem ci (rzekło słodkie i miłościwe Słowo): oni to moje drugie Ja; bo zatracili i unicestwili swą wolę własną, i przyoblekli się w moją i zjednoczyli się i dostosowali się do niej.

Więc prawdziwie dusza jednoczy się z Bogiem przez miłość. Toteż chcąc odważniej poznać prawdę i iść za nią, i zważywszy, że nikt nie może nauką, przykładem i modlitwą przynieść korzyści bliźniemu, jeśli wpierw nie przyniesie korzyści sobie, jeśli nie posiądzie i nie zdobędzie cnoty dla siebie, dusza ta, wzmagając pragnienie swoje, zaniosła do najwyższego i wiecznego Ojca cztery prośby.

Pierwszą za siebie samą. Drugą o naprawę świętego Kościoła. Trzecią ogólnie za cały świat, a zwłaszcza o pokój chrześcijan, którzy przez częste nieposzanowanie i prześladowanie buntują się przeciw świętemu Kościołowi. Po czwarte prosiła Boską Opatrzność, by pomagała w ogóle i w szczególności, w pewnym przypadku, który się zdarzył.

II. Jak pragnienie tej duszy wzrosło, gdy Bóg ukazał jej nędzę świata.

Pragnienie tej duszy było wielkie i ustawiczne; lecz wzrosło o wiele bardziej, gdy pierwsza Prawda ukazała jej potrzebę świata i to, w jakiej burzy i obrazie Boga świat żył. Przeczytała też list, który otrzymała od swego ojca duchownego, gdzie donosił jej o męce i nieznośnym bólu, którego doznawał z powodu obrazy Boga, o zgubie dusz i prześladowaniu świętego Kościoła. Wszystko to zażegło w niej ogień świętego pragnienia przez boleść z powodu zniewag i jednoczesną radość nadziei, w której oczekiwała, że Bóg zapobiegnie tak licznym złościom.

Ponieważ w Komunii dusza słodziej zacieśnia związek z Bogiem i lepiej rozumie jego prawdę, bo dusza wtedy jest w Bogu, a Bóg w duszy, jak ryba jest w morzu, a morze w rybie, przeto naszło ją pragnienie, by pójść rano wysłuchać Mszy; a był to dzień Maryi.

Gdy nadszedł ranek i godzina Mszy, upadła na twarz z pełnym niepokoju pragnieniem, z głębokim poznaniem siebie, wstydząc się swojej niedoskonałości, uznając się za przyczynę wszystkich nieszczęść, które działy się w całym świecie, przejęta w uczuciu świętej sprawiedliwości nienawiścią i odrazą do siebie; w poznaniu tym, w tej nienawiści i sprawiedliwości zmyła plamy winy, które zdawały się być i były w jej duszy, mówiąc:

O Ojcze wieczny, odwołuję się sama do Ciebie przeciw sobie, abyś ukarał winy me w tym czasie znikomym. I ponieważ przez grzechy moje jestem przyczyną kar, które winien ponieść mój bliźni, przeto proszę Cię, abyś łaskawie mnie za nie ukarał.

NAUKA O DOSKONAŁOŚCI

III. Jak uczynki skończone nie są wystarczające do karania ani nagradzania bez ustawicznego uczucia miłości.

Wtedy Prawda wieczna jeszcze silniej porwała i przyciągnęła ku sobie pragnienie tej duszy. Jak w Starym Testamencie, gdy składano ofiarę Bogu, przychodził ogień z nieba i zabierał z sobą ofiarę, która Panu była przyjemna; tak samo uczyniła owej duszy słodka Prawda, zesłała ogień zmiłowania Ducha Świętego i porwała ofiarę pragnienia, którą ona składała Mu z siebie. Bóg rzekł:

Nie wiesz, córko moja, że wszystkie męki, które znosi lub może znieść dusza w tym życiu, nie są wystarczające do ukarania nawet najmniejszej winy? Obraza wyrządzona Mnie, który jestem Dobrem nieskończonym, wymaga zadośćuczynienia nieskończonego. Przeto chcę, abyś wiedziała, że nie wszystkie kary zadawane w tym życiu są zadawane dla ukarania, lecz dla poprawienia, dla skarcenia syna, gdy grzeszy. [Ale prawdą jest to, że] czyni się zadość pragnieniem duszy, to jest prawdziwą skruchą, obrzydzeniem sobie grzechu. Prawdziwa skrucha czyni zadość winie i karze, nie przez cierpienie skończone, które dusza znosi, lecz przez nieskończone pragnienie; bo Bóg, który jest nieskończony, żąda też nieskończonej miłości i nieskończonej boleści.

Nieskończonej boleści pragnie Bóg z dwóch powodów. Jeden wynika ze zniewagi wyrządzonej samemu Stwórcy. Drugi wynika ze zniewagi popełnionej wobec bliźniego. Ci zatem, którzy żywią pragnienie nieskończone, czyli są zjednoczeni ze Mną miłością – i przez to boleją, gdy Mnie obrażają, i widzą, że jestem znieważony – z racji każdego trudu, który znoszą, czy to duchowego, czy cielesnego, z jakiejkolwiek strony przychodzącego, otrzymują nieskończoną zasługę i czynią zadość winie, która zasługiwała na karę nieskończoną; nawet jeżeli były to czyny skończone, dokonane w czasie skończonym. Zadziałała bowiem cnota i trud został zniesiony przez pragnienie, skruchę i nieskończony wstręt wobec przewinienia. Stąd wartość zasługi.

Wykazał to Paweł, gdy rzekł: Choćbym mówił językiem anielskim, znał rzeczy przyszłe, rozdał majętność swą ubogim i wydał ciało moje, tak iżbym gorzał, a miłości bym nie miał, nic mi to nie pomoże (l Kor 13,1-3). Wykazuje chwalebny Apostoł, że uczynki skończone nie są wystarczające ani do karania, ani nagradzania, bez przyprawy miłości.

IV. Jak pragnienie i skrucha serca czyni zadość winie a nie karze.

Wykazałem ci, córko najdroższa, jako winy nie gładzi się w tym czasie skończonym żadnym cierpieniem, które się znosi po prostu dla kary. Powiadam, że gładzi się ją cierpieniem, które się znosi z pragnieniem, miłością i skruchą serca, nie dla wagi cierpienia, lecz dla wagi pragnienia duszy. Święte pragnienie, jak każda cnota, ma wartość i życie w sobie przez Chrystusa Ukrzyżowanego, Jednorodzonego Syna mojego, o ile dusza zaczerpnęła z Niego miłość i skutecznie idzie w Jego ślady. Stąd, nie skądinąd, czerpią cierpienia swą wartość i czynią zadość winie przez słodką i jednoczącą miłość zdobytą w słodkim poznaniu mojej dobroci i przez gorycz i skruchę serca, która wynika z poznania siebie samego i własnych win. Poznanie to rodzi nienawiść i odrazę do grzechu i własnej zmysłowości, wskutek czego dusza uznaje się godną kary i niegodną nagrody. Toteż widzisz (rzekła słodka Prawda), że skrucha serca złączona z miłością prawdziwej cierpliwości i z prawdziwą pokorą, sprawia, iż dusza uważa się za godną kary i niegodną nagrody, i przez pokorę przywodzi ją do cierpliwości i zadośćuczynienia, jak się rzekło.

Żądasz ode Mnie cierpień, aby stało się zadość obrazom, które zostały Mi zadane przez moje stworzenia i prosisz, byś chciała poznać i kochać Mnie, który jestem najwyższą Prawdą. Jeśli chcesz dojść do doskonałego poznania i rozkoszowania się Mną, Życiem wiecznym, oto droga: Nie wychodź nigdy z poznania siebie i trwaj uniżona w dolinie pokory; poznasz Mnie w sobie; a z poznania tego wydobędziesz to czego ci potrzeba i co dla ciebie jest konieczne.

Żadna cnota nie może mieć w sobie życia bez miłości, a pokora jest piastunką i żywicielką miłości. W poznaniu siebie upokorzysz się, widząc siebie poprzez swój niebyt, i rozpoznasz, że istnienie twe posiadasz ode Mnie, który pokochałem was, zanim istnieliście. Z tej niewysłowionej miłości, którą dla was powziąłem, chcąc was odrodzić dla łaski, obmyłem i odrodziłem was w krwi Jednorodzonego Syna mojego, wylanej z tak wielkim ogniem miłości.

Krew ta uczy prawdy tego, który zdjął z siebie chmurę miłości własnej dla lepszego poznania siebie; w inny sposób nie poznałby jej. Dusza rozpala się w tym poznaniu Mnie niewysłowioną miłością. Miłość ta utrzymuje ją w ciągłej męce; nie w męce przygnębiającej, która przytłacza i wysusza duszę, lecz która raczej ją odżywia. Ponieważ poznała moją prawdę i swoją własną winę, niewdzięczność i ślepotę bliźniego, czuje nieznośną mękę; boleje przeto, że Mnie kocha; gdyby Mnie nie kochała, nie cierpiałaby.

Skoro ty i inni słudzy moi poznacie w ten sposób moją prawdę, przypadnie wam znosić aż do śmierci liczne udręczenia, obelgi i zniewagi w słowie i w czynie, dla sławy i chwały imienia mojego; toteż będziesz znosić i cierpieć wiele.

Więc cierpcie, ty i inni słudzy moi, z prawdziwą cierpliwością, z bolesnym poczuciem winy i z miłością cnoty, dla sławy i chwały imienia mojego. Gdy tak czynić będziecie, przebaczę winy twoje i innych sług moich; cierpienia, które znosić będziecie mocą waszej miłości, będą wystarczające, by dać wam i innym sługom moim przebaczenie i nagrodę. Otrzymacie owoc życia, po zmazaniu plam waszej ciemnoty i Ja nie będę pamiętał, żeście Mnie obrazili kiedykolwiek. Innym przebaczę dla prawdziwej miłości waszej i dam im dary me według gotowości, z jaką je przyjmą.

W szczególności tym, którzy gotują się z pokorą i szacunkiem do przyjęcia nauki sług moich, daruję winę i karę. Bo przez to dojdą do prawdziwego poznania i do skruchy za grzechy swoje. Tak z pomocą modlitwy i pragnienia sług moich otrzymają, jeśli będą pokorni, owoc łaski, w mniejszym lub większym stopniu, wedle gotowości ich woli korzystania z danej im łaski.

Powiadam, że przez wasze pragnienie otrzymają oni odpuszczenie i dar, chyba że będą tak bardzo oporni, iż będą chcieli, abym odrzucił ich dla ich rozpaczy, przeto, że gardzą krwią, którą z taką słodyczą zostali odkupieni.

Jaki owoc otrzymują tamci? Ten owoc, że ich oczekuję, przymuszony modlitwami sług moich, że daję im światło, że budzę w nich psa sumienia, że daję im oddychać wonią cnoty i radować się obcowaniem ze sługami mymi. Niekiedy pozwalam, aby świat pokazał im, czym jest, budząc w nich różne i zmienne namiętności; aby poznali niestałość świata i wznieśli pragnienie ku szukaniu ojczyzny w życiu wiecznym. Tymi drogami i tysiącem innych prowadzę ich. Oko nie jest zdolne zobaczyć ani język wypowiedzieć, ani serce pomyśleć jak liczne są drogi i sposoby, których używam jedynie z miłości, aby doprowadzić ich do łaski, iżby spełniła się w nich moja prawda.

Czynić to zmusza mnie moja nieoceniona miłość, przez którą ich stworzyłem, oraz modlitwy, pragnienia i boleść sług moich. Nie gardzę ich łzami, potem i pokorną modlitwą, lecz przyjmuję je chętnie, gdyż jestem Ten, który im każe kochać i boleć nad zgubą dusz. Nie dostępują oni zwykle odpuszczenia kary, lecz tylko winy, bo nie są na ogół gotowi ze swej strony odpowiedzieć doskonałą miłością na miłość moją i sług moich. Ani też nie odpowiadają na ból moich sług goryczą i żalem doskonałym, lecz miłością i skruchą niedoskonałą; przeto nie otrzymują odpuszczenia kary, jak inni, lecz odpuszczenie winy; gdyż wymaga to wzajemnej gotowości z jednej i drugiej strony, to jest tego, który daje i tego, co otrzymuje. Ponieważ są niedoskonali, niedoskonale przyjmują doskonałość pragnień tych, którzy z cierpieniem swym ofiarują Mi swe modlitwy za nich.

Dlaczego ci powiedziałem, że otrzymują zadośćuczynienie? To prawda, że na sposób, o którym już mówiłem, i poprzez środki wyżej wyliczone, takie jak światło sumienia i inne, stało się zadość winie; bo zaczynając poznawać wypluwają zgniliznę swych grzechów i tak otrzymują dar łaski.

Są to ci, co trwają w miłości zwyczajnej. Jeśli dla poprawy przyjęli przeciwności, których doznali, i nie stawiali oporu zmiłowaniu Ducha Świętego, otrzymują życie łaski, wyzbywając się winy.

Lecz jeśli, jako ciemni, nie uznają Mnie i są niewdzięczni względem Mnie i trudów sług moich, dary miłosierdzia mego zmieniają się przeciw nim w ruinę i potępienie, co przypisać trzeba nie brakowi miłosierdzia, ani temu, co wyjednywał miłosierdzie dla niewdzięcznika, lecz tylko złości i zatwardziałości tego, który ręką wolnej woli okrył serce diamentowym kamieniem; jeśli nie wzrusza go krew, nic go nie wzruszy.  [1]

Powiem ci jeszcze, że mimo zatwardziałości swej, może on, póki ma czas, użyć wolnej woli, prosząc o krew Syna mojego; tą samą ręką niech ją przyłoży do zatwardziałości serca swego, by skruszyć je, a otrzyma owoc krwi, którą został Jemu kupiony. Lecz jeśli zwleka, i minie czas, nie będzie dlań żadnej pomocy, gdyż nie odniósł skarbu, który mu powierzyłem, darząc go pamięcią, aby chował dobrodziejstwa moje, rozumem, aby widział i poznał prawdę, i wolą, aby kochał Mnie, Prawdę wieczną.

To jest dar, który wam dałem i który winien wrócić do Mnie, Ojca. Kto go sprzedał i przefrymarczył diabłu, temu diabeł daje wzajem zdobycze tego życia. Napełnia mu więc pamięć uciechami i nieczystymi wspomnieniami, pychą, chciwością, miłością własną, nienawiścią i odrazą do bliźniego, aż taki stanie się prześladowcą sług moich. Wśród tych nędz nieumiarkowana wola zaćmiewa rozum i człowiek otrzymuje smrodliwą karę wieczną, nieskończoną mękę; bo nie zmazał win swoich skruchą i odrazą do grzechu.

Tedy widzisz, że cierpienie zmazuje winę przez doskonałą skruchę serca, nie przez cierpienie samo, które jest skończone. Nie tylko zmazuje winę, lecz i karę, która jest następstwem winy, u tych, u których skrucha jest doskonała; natomiast, jak ci rzekłem, zmazuje winę u wszystkich, którzy wolni od grzechu śmiertelnego otrzymują łaskę; lecz gdy nie posiadają dostatecznej skruchy i miłości dla zadośćuczynienia karze, idą na męki czyśćcowe, gdzie kończy się ich oczyszczenie.

Widzisz zatem, że pragnienie duszy zjednoczone ze Mną, który jestem nieskończonym Dobrem, czyni zadość mniej lub bardziej, zależnie od miary doskonałej miłości tego, który ofiaruje swą modlitwę i pragnienie, i według miary tego, który przyjmuje. Miarą, jaką ktoś daje Mnie, taką samą wymierzę mu z mojej dobroci (por. Łk 6,38). Niech więc rośnie ogień pragnienia twego i nie dopuść, aby minęła chwila, iżbyś nie wołała do Mnie głosem pokornym, w ciągłej modlitwie za bliźniego. To mówię do ciebie i do ojca duszy twojej, którego ci dałem na ziemi, abyście mężnie cierpieli i byli martwi dla wszelkiej własnej zmysłowości.

V. Jak miłe jest Bogu pragnienie chętnego dlań cierpienia.

Wielce miłe Mi jest pragnienie chętnego znoszenia wszelkiej męki i trudu aż do śmierci dla zbawienia dusz. Im więcej człowiek znosi, tym bardziej okazuje, że Mnie kocha. Kochając Mnie, poznaje lepiej mą prawdę, a im bardziej ją poznaje, tym bardziej czuje smutek i boleść nieznośną widząc, że jestem obrażany.

Prosiłaś, abyś cierpiała i karała cudze błędy na sobie, i nie spostrzegasz, że prosisz o miłość, światło i poznanie prawdy; bo już ci powiedziałem, że im większa jest miłość, tym głębszy jest ból i męka; boleść rośnie w miarę miłości. Więc powiadam: proście, a będzie wam dane (Mk 11,24). Nie odmówię nigdy temu, który prosić Mnie będzie prawdziwie. Pamiętaj, że miłość Boga jest tak zjednoczona w duszy z doskonałą cierpliwością, że żadna z nich nie może zniknąć, by nie zniknęła i druga. Tak samo dusza, która chce Mnie kochać, winna też najchętniej znosić dla Mnie wszystkie męki, jakiekolwiek jej ześlę i jakikolwiek będzie ich rodzaj. Cierpliwości dowodzi się tylko w cierpieniach i cierpliwość jest nieodłączna od miłości, jak się rzekło. Więc cierpcie mężnie, inaczej nie okażecie, że jesteście ani że będziecie wiernymi oblubieńcami i dziećmi mej Prawdy, ani też, że zasmakowaliście w mej chwale i w zbawieniu dusz.

VI. Jak wszelką cnotę i wszelki grzech spełnia się za pośrednictwem bliźniego.

Oznajmiam ci, że każdą cnotę, jak i każdy grzech, spełnia się za pośrednictwem bliźniego. Kto żywi nienawiść ku Mnie, czyni szkodę bliźniemu i sobie samemu, który jest głównym bliźnim; czyni mu szkodę w ogólności i w szczególności.

W ogólności, ponieważ jesteście obowiązani miłować bliźniego, jak siebie samego; kochając go, winniście wspierać go duchową modlitwą, doradzać mu słowem i pomagać duchowo i docześnie, w miarę jego potrzeby. Nie mogąc tego czynić w braku środków, miejcie przynajmniej dobrą wolę. Kto nie kocha Mnie, nie kocha bliźniego; nie kochając go, nie wspiera go; nadto szkodzi samemu sobie. Pozbawia się mej łaski, i jednocześnie szkodzi bliźniemu, bo pozbawia go jej, nie darząc go modlitwą i słodkimi pragnieniami, które winien ofiarować Mnie, za niego. Każde wsparcie, które się mu daje, winno wypływać z życzliwości, którą się dlań żywi przez miłość dla Mnie.

Tak samo każdy występek dotyka bliźniego; bo kto nie kocha Mnie, nie kocha i jego. Wszystko zło pochodzi stąd, że dusza pozbawiona jest miłości do Mnie i do bliźniego swego. Nie mogąc czynić dobrze, w wyniku czyni źle. A względem kogo tak czyni źle? Względem siebie samej i bliźniego; nie względem Mnie, bo Mnie nie może dotknąć szkoda, o ile ja sam nie uznam, że Mnie uczyniono to, co uczyniono bliźniemu. Człowiek czyni sobie szkodę przez winę, która pozbawia go łaski i nie ma nad to większego zła. Bliźniemu czyni się krzywdę, nie darząc go należną mu życzliwością i miłością, oraz pomocą – do której ma prawo z uwagi na tę miłość – przez modlitwę i święte pragnienie ofiarowane Mi za niego. Jest to pomoc ogólna, którą należy świadczyć każdemu stworzeniu obdarzonemu rozumem.

Lecz jest pomoc szczególna, którą winniście ludziom bliższym wam i żyjącym przed oczami waszymi. W tych warunkach powinniście wspierać jedni drugich, słowem, nauką i przykładem dobrych uczynków, we wszystkich okolicznościach, gdy widzicie bliźniego w potrzebie, radząc mu szczerze, jakby chodziło o was samych i bez namiętności miłości własnej. Kto pozbawiony jest miłości bliźniego, nie da mu jej, lecz powstrzymując się osobliwie mu szkodzi. Nie tylko krzywdzi bliźniego, pozbawiając go dobra, które może mu uczynić, lecz czyni mu źle i szkodzi ciągle. Jak? Oto w jaki sposób.

Grzech popełnia się myślą i czynem. Grzech myślowy jest popełniony, gdy człowiek począł upodobanie w grzechu i nienawiść do cnoty, gdy oddał się zmysłowej miłości własnej, która pozbawiła go uczucia miłości, należnej Mnie i bliźniemu, jak się rzekło. To poczęcie rodzi mnóstwo złych następstw przeciw bliźniemu, wedle widzimisię przewrotnej woli zmysłowej. Niekiedy widzimy, że rodzi okrucieństwo, w ogóle i w szczególności. W ogólności wtedy, gdy grzesznik widzi siebie i stworzenia w potępieniu i w niebezpieczeństwie śmierci, przez pozbawienie łaski. Jest tak okrutny, że nie pomaga ani sobie, ani innym miłością cnoty i nienawiścią grzechu. Owszem, okrucieństwo jego rośnie przez jego własne czyny. Nie tylko nie daje on przykładu cnoty, lecz w złośliwości swej oddaje się w służbę diabła, odciągając wedle swej możności stworzenia od cnoty i prowadząc je do występku.

Takie jest okrucieństwo względem duszy, tego który staje się narzędziem odbierającym życie i zadającym śmierć.

Okrucieństwa dopuszcza się grzesznik względem ciała przez chciwość. Nie tylko nie przychodzi z pomocą bliźniemu swojemu, lecz kradnie cudze, grabi dobro ubogich, już to na drodze władzy, już to podstępem i oszustwem, każąc kupować dobro bliźniego, a często własną jego osobę.

O nędzne okrucieństwo, dla którego będę bez miłosierdzia, jeśli ono samo nie zmieni się w litość i życzliwość dla bliźniego. Niekiedy rodzi słowa obelżywe, z których wynika często mężobójstwo. Niekiedy przywodzi bliźniego do nieczystości, która zmienia go w dzikie zwierzę, pełne zgnilizny. I zaraża nie tylko jednego lub dwóch, lecz każdy kto się zbliży do gorszyciela i z nim z zaufaniem obcuje, ulega zatruciu.

Wobec kogo rodzi się pycha? Chcąc urosnąć we własnym mniemaniu o sobie, pyszny gardzi bliźnim, uważając się za większego i przez to samo go znieważa. Jeśli posiada władzę, pozwala sobie na wszystkie niegodziwości okrucieństwa, aż do kupczenia ciałami ludzkimi.

O, najdroższa córko, bolej, z powodu zadanej Mi obrazy i płacz nad tymi zmarłymi, aby modlitwa zatryumfowała nad ich śmiercią! Oto widzisz, że zawsze, skądkolwiek by przyszły, wszystkie grzechy zwrócone są przeciw bliźniemu lub go dotykają. Poza tym nie byłoby nigdy żadnego grzechu, ani skrytego, ani jawnego. Grzech skryty jest wtedy, gdy nie pomaga się bliźniemu jak należy; jawny jest, gdy rodzi występki, o których mówiłem.

Więc zaiste jest prawdą, że każda obraza wyrządzona Mnie, dotyka Mnie za pośrednictwem bliźniego.

VII. Jak cnoty spełnia się za pośrednictwem bliźniego i czemu tak różne cnoty znajdują się w stworzeniach.

Rzekłem ci, że wszystkie grzechy popełnia się w odniesieniu do bliźniego, według zasady, którą ci wykazałem, to jest, że grzesznicy pozbawieni są miłości, która daje życie wszelkiej cnocie. I tak miłość własna, która niszczy miłość i ukochanie bliźniego, jest początkiem i fundamentem wszelkiego zła.

Wszystkie zgorszenia, nienawiść, okrucieństwo i wszelkie niegodziwości wyrastają z tego korzenia. Miłość własna zatruła cały świat i osłabiła mistyczne ciało świętego Kościoła i całe ciało religii chrześcijańskiej. Dlatego rzekłem ci, że w bliźnim, to jest w miłości bliźniego, ugruntowane są wszystkie cnoty i to jest prawda. Rzekłem ci, że miłość daje życie wszystkim cnotom, gdyż żadna cnota nie może istnieć bez miłości; cnotę nabywa się przez czystą miłość do Mnie. Bo gdy dusza poznała siebie, nabyła, jak wykazaliśmy wyżej, pokorę i nienawiść własnej namiętności zmysłowej, stwierdzając to przewrotne prawo, które związane jest z jej członkami i które zawsze buntuje się przeciw Duchowi (Ga 5,17). Przeto dźwignęła się z nienawiścią i odrazą do zmysłowości, poddając ją rozumowi z wielką gorliwością. Co więcej, w sobie znalazła wielkość mej dobroci w licznych darach, które otrzymała ode Mnie.

Wszystkie te dobrodziejstwa, które odnajduje w sobie, poznanie siebie, które otrzymała ode Mnie, pokora jej przypisuje Mnie, wiedząc, że łaska moja wydobyła ją z ciemności i doprowadziła do światła prawdziwej wiedzy. Uznawszy dobroć moją kocha ją bez pośrednictwa i kocha ją przez pośrednictwo: kocha ją bez pośrednictwa siebie samej ani dla własnej korzyści, oraz kocha ją przez pośrednictwo cnoty, którą poczęła z miłości do Mnie, gdyż widzi, że nie mogłaby być Mi miła, gdyby nie poczęła nienawiści grzechu i miłości cnót. Kiedy poczęła cnotę przez miłość, cnota natychmiast rodzi owoce na rzecz bliźniego; inaczej nie byłoby prawdą, że poczęła ją w sobie; lecz jako że Mnie kocha prawdziwie, przynosi też prawdziwie korzyść bliźniemu tą miłością. I nie może być inaczej, gdyż miłość do Mnie i do bliźniego jest jednym; ile dusza Mnie kocha, tyle kocha bliźniego; bo miłość ku niemu wypływa ze Mnie.

To jest to pośrednictwo, które wam ustanowiłem, abyście ćwiczyli i spełniali cnotę w sobie. Nie mogąc przynosić pożytku Mnie, winniście przynosić go bliźniemu. To będzie dowodem, że posiadacie Mnie w duszy waszej z łaski, jeśli dacie mu korzystać z licznych i świętych modlitw, z słodkim i miłosnym pragnieniem chwały mojej i zbawienia dusz.

Dusza zakochana w prawdzie mojej nie przestaje być pożyteczna całemu światu w ogóle i w szczególności, mało lub wiele, wedle gotowości tego, który przyjmuje i płomiennego pragnienia tego, który daje, jak wykazałem powyżej, kiedy ci oznajmiłem, że samo cierpienie bez pragnienia nie jest dostateczne do zmazania winy.

Kiedy dusza doznała na sobie błogich skutków jednoczącej miłości, która przywiązuje ją do Mnie i przez którą ona kocha samą siebie we Mnie, rozszerza swe uczucie na zbawienie całego świata, wspomagając go w jego nędzy; wyświadczywszy już dobro sobie przez poczęcie cnoty, skąd zaczerpnęła życia łaski, stara się zwrócić oczy na nędze bliźniego w szczególności. Okazawszy w ogóle wszelkiemu stworzeniu obdarzonemu rozumem miłość, jak się rzekło, przychodzi z pomocą swym bliskim wedle różnych łask, które jej wydzieliłem dla służenia innym. Ten służy nauką, to jest słowem, udzielając rad szczerych bez ubocznych względów; tamten przykładem życia, co powinni czynić wszyscy, gdyż każdy powinien budować bliźniego dobrym, świętym i uczciwym życiem.

Oto są cnoty i wiele innych, których nie mogłabyś zliczyć, i które rodzi miłość bliźniego. Są wśród nich różne i nie daję wszystkich każdemu; jedną daję temu, drugą tamtemu, choć nikt nie może mieć jednej, nie posiadając wszystkich, bo wszystkie cnoty są ze sobą związane. Daję ich wiele w ten sposób, że każda zdaje się być cnotą główną w stosunku do innych. Temu daję przede wszystkim miłość, drugiemu sprawiedliwość, trzeciemu pokorę, czwartemu wiarę żywą, innym roztropność lub umiarkowanie, lub cierpliwość, niektórym męstwo.

Te cnoty i wiele innych wkładam w duszę w rozmaitym stopniu wielu stworzeniom. Chociaż wśród tych cnót tylko jedna, przez swój przedmiot, stanowi cnotę główną w stosunku do innych, zdarza się, że dusza ma więcej sposobności do spełniania jednej, niż innych i ta jedna nabiera, od cnoty naczelnej, głównej wagi. W wyniku cnota ta, przyciąga do siebie wszystkie inne cnoty, bo, jak się rzekło, wszystkie one są z sobą związane przez miłość.

Tak samo rozdaję liczne dary i łaski, cnoty i inne dobra duchowe i doczesne. Co do dóbr doczesnych, w rzeczach koniecznych dla życia człowieka, rozdzieliłem je w wielkiej rozmaitości; nie chciałem, by każdy posiadał wszystko, co mu jest potrzebne, ażeby ludzie mieli sposobność, z konieczności świadczyć miłość względem siebie. Mogłem obdarzyć ludzi tym wszystkim, czego im potrzeba dla duszy i dla ciała; lecz chciałem, aby jedni potrzebowali drugich, i aby byli mymi sługami dla udzielania łask i darów, które otrzymali ode Mnie. Czy człowiek chce czy nie chce, nie może ujść konieczności spełniania czynu miłości. I zaiste jeżeli czyn nie jest spełniony z miłości dla Mnie, nie ma on żadnej wartości nadprzyrodzonej.

Więc widzisz, że chcąc, aby ludzie spełniali cnotę miłości, ustanowiłem ich sługami moimi, oraz umieściłem ich w różnych stanach i na różnych stopniach. To wykazuje wam, że w domu Ojca mego jest mieszkań wiele (J 14,2), oraz że nie chcę niczego innego, tylko miłości. W miłości ku Mnie jest zawarta miłość bliźniego; kto kocha bliźniego, przestrzega prawa (zob. Mt 22,37-40); więc może stać się pożytecznym według stanu swego, kto jest związany tą miłością.

VIII. Jak doświadcza się cnoty i umacnia je przez ich przeciwieństwa.

Rzekłem ci, jak człowiek staje się użyteczny bliźniemu i jak przez służbę tę okazuje miłość, którą żywi dla Mnie.

Teraz powiem ci, że przez bliźniego doświadcza się w sobie cnotę cierpliwości przy sposobności krzywdy, której się doznaje od niego. Człowiek doświadcza pokorę przez pysznego, wiarę przez niewiernego, nadzieję przez zrozpaczonego, sprawiedliwość przez niesprawiedliwego, litość przez okrutnika, łagodność i dobrotliwość przez gniewnego.

Wszystkie cnoty doświadcza się i spełnia przez bliźniego, jak też niegodziwi spełniają wszelkie swe złości przez niego. Wiedz, że pokorę doświadcza się pychą, bo pokora tryumfuje nad pychą. Pyszny nie może wyrządzić szkody pokornemu, jak niewierność złego człowieka, który Mnie nie kocha i nie ufa Mi, nie udziela się temu, który jest Mi wierny; nie umniejsza wiary ani nadziei w tym, który ją począł w sobie przez miłość dla Mnie; owszem umacnia ją i wypróbowuje ją w miłości bliźniego. Kiedy widzi, że ktoś jest niewierny i nie pokłada nadziei we Mnie i w bliźnim (bo kto nie kocha Mnie, nie może mieć wiary i ufności we Mnie; lecz wierzy i ufa własnej zmysłowości, która zabiera całą jego miłość), wierny mój sługa nie przestaje jednak kochać go wiernie i z ufnością szukać we Mnie jego zbawienia. Więc widzisz, że niewierność i brak ufności doświadczają wiarę wierzącego. W tych i innych okolicznościach, w których wiara potrzebuje stwierdzenia, wierzący stwierdza ją dla siebie i względem bliźniego swego.

Nie tylko sprawiedliwość nie umniejsza się przez niesprawiedliwości innych, lecz także doznane niesprawiedliwości wykazują, że sprawiedliwy trwa w sprawiedliwości przez cnotę cierpliwości, tak samo jak dobrotliwość i łagodność w obliczu gniewu świadczą o słodkiej cierpliwości, a zazdrość, odraza i nienawiść dobywają na jaw życzliwość miłości oraz głód i pragnienie zbawienia dusz.

Nie tylko cnota umacnia się w tych, którzy odpłacają dobrym za złe, lecz powiadam ci, że często próba czyni z nich węgle płonące ogniem miłości, który niszczy nienawiść i urazę w sercu i duchu gniewnego złośnika i zmienia nienawiść w życzliwość. Taka jest siła miłości i doskonałej cierpliwości w tym który, narażony na gniew złośnika, znosi bez skargi jego ułomności (zob. Rz 12,17-20).

Jeśli rozważysz cnotę męstwa i wytrwałości, stwierdza się ona przez długie znoszenie zniewag i obmów ze strony ludzi, którzy często już to gwałtem, już to pochlebstwami chcą odciągnąć ją od drogi i nauki prawdy. Cnota męstwa trwa niewzruszona i opiera się przeciwności, jeśli była istotnie wewnętrznie poczęta; wtedy stwierdza się ona w stosunku do bliźniego, jak ci rzekłem. Gdyby w czasie, gdy walczy z licznymi przeciwnościami, nie wykazała siły, nie byłaby cnotą prawdziwie ugruntowaną.

IX. Jak nie należy lubować się głównie w pokucie, lecz w cnocie i jak rozeznanie ożywione jest pokorą i oddaje każdemu, co należy.

Oto święte i słodkie uczynki, których żądam od sług moich, to jest cnót wewnętrznych duszy, wypróbowanych w sposób, jak rzekłem. Żądam nie tylko uczynków cielesnych, aktów zewnętrznych, licznych i różnych pokut, które są tylko narzędziem cnoty, nie cnotą samą. Bo gdyby te czyny zewnętrzne były oddzielone od cnoty, nie byłyby Mi przyjemne. Gdyby dusza nie spełniała swej pokuty dyskretnie, czyli wewnętrznie, przywiązując się głównie do samej pokuty, miałaby w tym przeszkodę do doskonałości. Powinna zakorzenić ją w porywie miłości i nienawiści do siebie, złączonym z prawdziwą pokorą i doskonałą cierpliwością, jak i w innych cnotach wewnętrznych, z głodem i pragnieniem mojej chwały i zbawienia dusz. Cnoty te okazują, że wola jest martwa lub obumiera ustawicznie zmysłowo pod ciosami miłości cnoty.

Z takim rozeznaniem należy czynić pokutę, kochać bardziej cnotę, niż pokutę, uważając pokutę tylko za środek do wzmocnienia cnoty wedle tego, czego potrzeba i licząc się z własnymi możliwościami.

Opierając się na samej pokucie, dusza stawiałaby przeszkody własnej doskonałości, bo nie postępowałaby z rozwagą, która daje poznanie siebie i mojej dobroci. Nie zastosowałaby się do mej prawdy, lecz działałaby nieroztropnie, nie kochając tego, co kocham nade wszystko i nie nienawidząc tego, czego, najbardziej nienawidzę. Rozeznanie nie jest niczym innym, jak prawdziwym poznaniem, które dusza winna mieć co do siebie i Mnie; w tym poznaniu tkwi jego korzeń. Jest ona latoroślą zaszczepioną na miłości i z nią zjednoczoną.

Latorośl ta wydaje wiele innych, jak drzewo, które ma liczne gałęzie. Lecz tym, co daje życie drzewu i gałęziom jest korzeń, i korzeń ten winien być zasadzony w ziemi pokory, a ta jest matką karmicielką miłości, na której jest zaszczepiona ta latorośl lub to drzewo rozeznania. Rozeznanie nie byłoby cnotą i nie zrodziłoby owoców życia, gdyby nie były zasadzone w cnocie pokory, gdyż pokora wynika z poznania, które dusza ma co do siebie. A już ci rzekłem, że korzeniem rozeznania jest prawdziwe poznanie siebie i mojej dobroci, które każe duszy oddawać każdemu to, co mu jest winna.

I przede wszystkim przynosi Mnie, co Mi jest winna, oddając cześć i chwałę imieniowi memu i przypisując Mi łaski i dary, które, jak wie, otrzymała ode Mnie. Sobie oddaje to, na co, jak wie, zasłużyła, uznając, że nie istnieje przez siebie, lecz istnienie swoje otrzymała z mej łaski. Wszystkie łaski, które otrzymała poza istnieniem, również przypisuje Mnie, a nie sobie.

Wyznaje, że jest niewdzięczna za tyle dobrodziejstw, że nie korzystała z czasu i łask otrzymanych i przeto jest godna kary i sama sobie przedmiotem nienawiści i odrazy z powodu tylu win. Sprawia to cnota roztropności, ugruntowana na poznaniu siebie, która jest prawdziwą pokorą.

Bez tej pokory dusza byłaby nieroztropną, brak rozeznania zaś ma swe źródło w pysze, jak rozeznanie w pokorze. I nie mając rozeznania kradłaby Mi, jak złodziej, chwałę i przywłaszczała ją sobie, by chlubić się nią; tym zaś, co jest jej, obarczałaby Mnie, skarżąc się i szemrając przeciw ukrytym zamiarom moim, które spełniam w niej i w innych stworzeniach; gorszyłaby się wszystkim, tak Mną jak bliźnim swoim. Przeciwnie postępują ci, którzy mają cnotę rozeznania. Oddawszy to, co winni Mnie i sobie, oddają potem bliźniemu, co należy darząc go miłością (por. Rz 13,8) i pokorną i ciągłą modlitwą, do której wszyscy są zobowiązani względem drugich. Po tym spłacają swój dług nauką, przykładem świętego i uczciwego życia, radami i pomocą, których bliźniemu potrzeba do zbawienia, jak ci powyżej rzekłem.

W jakimkolwiek stanie znajduje się człowiek, czy jest księciem, czy poddanym, czy prałatem, jeśli posiada tę cnotę, wszystko, co czyni względem bliźniego, czyni z roztropnością i miłością; bo cnoty te są związane i stopione z sobą i zasadzone w ziemi pokory, która wypływa z poznania siebie.

X. Podobieństwo, które okazuje, jak miłość, pokora i rozeznanie są zjednoczone z sobą, i jak dusza winna się stosować do tego podobieństwa.

Wiesz, jaki jest wzajemny stosunek tych trzech cnót? Wyobraź sobie koło umieszczone na ziemi, a w środku tego koła wyrastałoby drzewo, które wypuściło z boku latorośl złączoną z nim. Drzewo ciągnie soki z ziemi, zamkniętej obwodem koła, bo gdyby znajdowało się poza ziemią, drzewo zginęłoby i nie rodziłoby owoców, dopóki nie będzie zasadzone w ziemi. Teraz wyobraź sobie, że dusza jest drzewem stworzonym dla miłości i mogącym żyć tylko miłością.

Jeśli dusza ta nie ma prawdziwie Boskiej doskonałej miłości, nie rodzi owoców życia, lecz śmierci. Trzeba więc, aby korzeń tego drzewa, to jest poryw duszy, tkwił i żywił się w kole prawdziwego poznania siebie. To poznanie siebie jest zjednoczone ze Mną, który nie mam początku ani końca, jak koło, które jest okrągłe i w którym będziesz próżno krążyć, tam i z powrotem, a nie znajdziesz, gdzie ono się zaczyna i kończy, a jednak znajdujesz się w nim. To poznanie siebie, i Mnie w sobie jest i znajduje się na ziemi prawdziwej pokory, która jest tak wielka jak szerokość koła, to jest, jak poznanie siebie, o ile powtarzam ono jest w łączności ze Mną. Bez tej łączności ze Mną, to poznanie nie byłoby kołem, bez początku i końca; miałoby początek, którym jest poznanie siebie, i koniec, którym jest zawstydzenie.

Drzewo miłości żywi się więc pokorą; drzewo to puszcza z boku latorośl prawdziwego rozeznania. Rdzeniem tego drzewa miłości jest cierpliwość, która jest pewnym znakiem mej obecności w duszy i zjednoczenia tej duszy ze Mną.

To drzewo, tak słodko zasadzone, wydaje wonne kwiaty cnoty, o licznych i rozmaitych zapachach. Rodzi owoc łaski w duszy, oraz owoc pożytku dla bliźniego według gorliwości, z jaką ten przyjmuje owoce sług moich. Do Mnie wznosi woń chwały i sławy imienia mego, bo Ja je stworzyłem. Tak osiąga swój cel, a więc Mnie, który jestem życiem trwałym i nie mogę być odebrany duszy, jeśli ona nie chce.

Wszystkie owoce, które wydaje to drzewo, są zaprawione roztropnością, gdyż są zjednoczone z sobą, jak ci rzekłem.

XI. Jak pokutę i inne ćwiczenia cielesne winno się uważać za środki dojścia do cnoty, nie za samą cnotę. O świetle rozeznania w spełnianiu różnych uczynków zewnętrznych.

Oto są owoce i czyny, które pragnę znaleźć w duszy, oto co dowodzi cnoty w okolicznościach, gdy trzeba ją spełniać. Rzekłem ci, jeśli pamiętasz, już dawniej, gdy pragnęłaś czynić wielką pokutę dla Mnie. „Co mogłabym uczynić – rzekłaś – by cierpieć dla Ciebie?” Odpowiedziałem ci w duchu twoim mówiąc: „Jam jest Ten, co lubi mało słów, a dużo uczynków”, aby ci okazać, że nie ten jest Mi miły, który tylko woła do Mnie głosem swoim: „Panie, Panie, chciałbym uczynić coś dla Ciebie” (por. Mt 7,21), ani ten, który chce dla Mnie umartwiać ciało swoje licznymi pokutami, lecz nie wyrzeka się własnej woli. Pragnę licznych uczynków mężnego cierpienia, wyniku cierpliwości i innych cnót wewnętrznych duszy, które wszystkie są czynne i posługują się owocem łaski.

Każdy inny uczynek, wynikły z innego źródła, uważam jedynie za puste słowo, bo jest tylko rzeczą skończoną. A Ja, który jestem nieskończony, żądam czynów nieskończonych, to jest nieskończonej miłości. Chcę, aby czyny pokuty i inne ćwiczenia cielesne, były uważane tylko za środki, a nie za zasadniczy wyraz miłości. Jeśli w tym porywie zajmują one główne miejsce, ofiarowuje Mi się tylko uczynki skończone. Działoby się z tym jak ze słowem, które ledwo wyszedłszy z ust jest niczym, jeśli nie wynika z wewnętrznego porywu duszy. Dusza prawdziwie poczyna i rodzi cnotę, gdy czyn skończony, który nazwałem słowem, jednoczy się z porywem miłości. Wtedy będzie Mi miły i przyjemny, bo nie będzie już odosobniony, lecz związany z rozeznaniem, które sprawia, że dusza spełnia czyny cielesne jako środki, a nie jako cel główny.

Nie należy więc umieszczać celu swego w pokucie lub w jakimkolwiek akcie zewnętrznym, które, jak ci rzekłem, są czynami skończonymi, dlatego, że dokonywane są w czasie skończonym i należałoby czasem, aby człowiek zaniechał ich, lub aby kazano mu ich zaniechać. Niekiedy dusza porzuca je z konieczności, która przychodzi nagle i przeszkadza jej dokończyć zaczętego aktu, niekiedy zrzeka się go przez posłuszeństwo na rozkaz przełożonego i wtedy spełniając go dalej, nie tylko nie miałaby zasługi, lecz grzeszyłaby; więc widzisz, że są to czyny skończone. Są tedy środkiem, nie celem; biorąc je za cel, dusza odczułaby pustkę, będąc zmuszona zrzec się ich po jakimś czasie.

Wykazuje to pełen chwały Paweł mówiąc w liście swoim: Umartwiajcie ciało i zabijajcie wolę własną, to jest trzymajcie na wodzy ciało trapiąc je, gdy chce buntować się przeciw duchowi (Ga 5,17). Lecz wolę trzeba zabijać zupełnie, unicestwić ją i poddać woli mojej. Tę wolę własną zabija się następstwem, jakie, jak ci rzekłem, sprawia w duszy cnota rozeznania, nabyta przez poznanie siebie, a więc przez wstręt do obrazy oraz własnej zmysłowości. Oto miecz, który zabija i siecze miłość własną ugruntowaną na woli własnej.

Ci, co tak postępują, nie dają Mi jedynie słów, lecz wiele uczynków, które Mnie radują. Przeto rzekłem ci, że żądam mało słów, a wiele czynów. Mówiąc „wiele” nie podaję liczby, bo poryw duszy, ugruntowany na miłości, która daje życie wszystkim cnotom, winno mnożyć się w nieskończoność. Nie gardzę jednak słowem, lecz rzekłem, że żądam mało słów, aby ci oznajmić, że wszelki czyn jest skończony; dlatego orzekłem je jako mało, jednak podobają Mi się, gdy się w nich szuka narzędzia, a nie celu cnoty.

Więc nikt nie powinien wydawać sądu, że ten, co gorliwie umartwia swe ciało wielkimi pokutami, jest doskonalszy od tego, który to czyni w mniejszym stopniu; bo, jak ci rzekłem, nie na tym polega cnota ani zasługa. Wręcz przeciwnie, gorzej jest z nim, niż z tym kto ze słusznych powodów nie może spełniać dzieł i czynów pokuty! Lecz cnota mieszka cała w miłości, zaprawionej światłem prawdziwego rozeznania. Bez miłości jest niczym. Tę miłość rozeznanie daje Mi bez końca i bez miary, bo jestem najwyższą wieczną Prawdą. Nie narzuca prawa ani granic miłości, którą Mnie miłuje, lecz odmierza ją słusznie wedle porządku miłości względem bliźniego.

Światło rozeznania, które, jak ci rzekłem, wypływa z miłości, daje bliźniemu miłość uporządkowaną, która nie pozwala duszy czynić sobie szkody przez grzech, aby przynieść pożytek bliźniemu. Gdyby jeden jedyny grzech wystarczył, aby ocalić cały świat od piekła lub dokonać wielkiego czynu, nie byłoby to miłością uporządkowaną przez rozeznanie, lecz pozbawioną rozsądku, bo nie wolno stać się winnym grzechu, nawet dla spełnienia czynu wielkiej cnoty lub przyniesienia korzyści bliźniemu. Oto porządek nakazany przez święte rozeznanie. Dusza zwraca wszystkie swe moce ku służeniu Mi mężnie z całą gorliwością i kocha bliźniego miłością tak wielką, że gotowa jest oddać życie ciała dla zbawienia duszy tysiąc razy, jeśliby to było możliwe, znosić wszystkie cierpienia i katusze, by zapewnić bliźniemu życie łaski, i oddać mienie doczesne dla cielesnego wspomożenia go.

To sprawia światło rozeznania, które wypływa z miłości. Widzisz, jakie obowiązki względem bliźniego nakłada na duszę, która pragnie łaski. Winna kochać Mnie miłością nieskończoną i bez miary, bliźniego z miarą, miłością uporządkowaną, nie czyniąc szkody sobie przez grzech dla pożytku bliźniego. O tym poucza was św. Paweł, gdy mówi, że miłość winno się zaczynać od siebie, inaczej pożytek bliźniego nie byłby doskonały. Bo kiedy w duszy nie ma doskonałości, wszystko, co ona czyni dla siebie i dla innych, jest niedoskonałe.

Nie godzi się, aby dla zbawienia stworzeń, które są skończone i stworzone przeze Mnie, obrażano Mnie, który jestem Dobrem nieskończonym. Wina ta byłaby daleko cięższa i większa, niż owoc, który by z niej wyniknął. Więc w żadnym razie nie powinnaś popełnić grzechu. Prawdziwa miłość wie o tym, bo nosi w sobie światło świętego rozeznania. 

Ono jest tym światłem, które rozprasza wszelką ciemność, usuwa niewiedzę i przepaja wszelką cnotę, i każde narzędzie żywotnej cnoty, ono jako roztropność nie może być oszukane; ono mieści w sobie męstwo, którego nic nie może zwyciężyć; ono mieści w sobie wytrwałość tak wielką, że trwa aż do końca. Sięga ona od nieba do ziemi, to jest od poznania Mnie do poznania siebie, od miłości ku Mnie do miłości bliźniego połączonej z prawdziwą pokorą. Poprzez roztropność omija wszystkie sidła diabła i unika wszystkich pokus świata. Ręką bezbronną, to jest przez wiele cierpień, zmusiła do ucieczki diabła i pokonała ciało. Przez to słodkie i chwalebne światło, odkrywa swą kruchość, uczy darzyć je należną nienawiścią. Zdeptała świat: rzuciła go pod nogi swej miłości, gardząc nim, uważając go za marność i szydząc zeń, stała się jego panem.

Toteż ludzie światowi nie mogą odebrać duszy cnoty. Wszystkie prześladowania wzmagają tylko i utwierdzają cnotę, która najpierw poczęta jest przez miłość, jak ci rzekłem, a po tym stwierdza się w styczności z bliźnim i staje się płodna w związku z nim. Ukazałem ci, że jeśli nie objawia się i nie jaśnieje przed ludźmi w czasie próby, to nieprawdą jest, że została poczęta w sercu. Bo niemożliwością jest, aby cnota istniała, była doskonała i rodziła owoce bez pośrednictwa bliźniego. Dusza jest jak kobieta, która poczęła w łonie dziecko, jeśli nie wyda go na świat, jeśli ono nie ukaże się oczom, małżonek nie może rzec, że ma dziecko. I Ja, który jestem oblubieńcem duszy, jeśli ona nie urodzi mi dziecka-cnoty w miłości bliźniego, okazując je wedle potrzeby, w ogólności lub w szczególności, jak ci to rzekłem, powtarzam, że zaprawdę nie poczęła cnoty w sobie. To samo mówię o grzechach, które popełnia się wszystkie za pośrednictwem bliźniego.

XII. Powtórzenie kilku rzeczy już powiedzianych i jak Bóg obiecuje pociechę sługom swoim i naprawę świętego Kościoła przez liczne cierpienia.

Otóż widziałaś, że Ja, Prawda, ukazałam ci prawdziwą naukę, abyś przez nią osiągnęła i zachowała wielką doskonałość. Wyjaśniłem ci, w jaki sposób czyni się zadość winie i karze, za siebie i za bliźniego, mówiąc ci, że cierpienie, które znosi stworzenie, dopóki jest w ciele śmiertelnym, nie jest dostateczne samo z siebie do zadośćuczynienia winie i karze, jeśli już nie jest zjednoczone z miłością i z prawdziwą skruchą, i z odrazą do grzechu.

Lecz cierpienie czyni zadość wtedy, gdy zjednoczone jest z miłością, nie mocą jakiegoś czynu pokuty, który można spełnić, lecz mocą samej miłości i żalu za popełniony grzech. Miłość tę zdobywa się światłem rozumu, sercem szczerym i szczodrobliwym, mającym za przedmiot tylko Mnie, który jestem samą miłością.

Wszystko to wykazałem ci, gdyż prosiłaś Mnie o cierpienie. Wyjaśniłem ci to, abyście, ty i inni słudzy moi, wiedzieli, w jakiej mierze i w jaki sposób winniście czynić ofiarę dla Mnie z siebie; ofiarę, mówię, czynności zewnętrznej tak złączoną z ofiarą umysłu, jak jest złączone naczynie z wodą, które ofiaruje się Panu. Wody bez naczynia nie można by podać i byłoby Panu niemiłe, gdyby mu podano naczynie bez wody. Toteż mówię wam, że powinniście ofiarować mi naczynie waszych licznych codziennych trudów, w jakikolwiek sposób wam je zsyłam, nie wybierając ani miejsca, ani czasu, ani trudów, ani sposobu, który wam odpowiada, lecz przyjmując je, jak wam je daję. Naczynie to winno być pełne i będzie pełne, jeśli przyjmiecie wszystkie te próby z miłością, jeśli będziecie znosić wszystkie błędy bliźniego z prawdziwą cierpliwością, złączoną z nienawiścią i odrazą do grzechu.

Wtedy trudy te są niby naczynie, pełne wody mej łaski, która daje życie duszy; wtedy przyjmuję ten dar od oblubienic moich, to jest od każdej duszy, która wiernie Mi służy; przyjmuję, powiadam, ich niespokojne pragnienia, ich łzy i westchnienia pokorne i ciągłe modlitwy, wszystkie te rzeczy, będące środkami, łagodzącymi przez miłość, którą żywię, mój gniew przeciw nieprzyjaciołom moim i niegodziwym ludziom świata, obrażającym Mnie tak ciężko.

Cierpcie więc mężnie aż do śmierci, to będzie Mi znakiem, że Mnie prawdziwie kochacie. Nie odwracajcie głowy, oglądając się na pług z obawy przed stworzeniem lub udręczeniem, lecz radujcie się wśród udręczeń. Świat weseli się wyrządzając Mi liczne zniewagi; nie smućcie się z powodu niesprawiedliwości świata, gdyż są one obrazami Mnie wyrządzonymi: obrażając Mnie obrażają was i obrażając was obrażają Mnie, który się stałem jednym z wami.

Wiesz, że dałem wam obraz i podobieństwo moje, lecz wy straciliście łaskę przez grzech. Aby przywrócić wam to życie łaski, zjednoczyłem naturę mą z wami przysłaniając ją waszym człowieczeństwem. Tak od was, obrazu mego, pożyczyłem podobieństwa waszego, przyjmując kształt ludzki. Jestem jednym z wami, jeśli dusza się nie oddzieliła ode Mnie przez grzech śmiertelny; bo kto Mnie kocha, jest we Mnie, a Ja w nim (por. J 4,16). Lecz świat prześladować go będzie, gdyż świat nie jest w zgodzie ze Mną. Przeto prześladował Jednorodzonego Syna mego aż do haniebnej śmierci na krzyżu. Tak samo czyni wam: prześladuje was i prześladować będzie aż do śmierci, bo Mnie nie kocha. Gdyby świat kochał Mnie, kochałby i was (por. J 15,18). Lecz radujcie się, gdyż radość wasza będzie pełna w niebie (por. J 17,14 oraz 16,20).

Jeszcze i to ci powiem, że im obfitsze będzie udręczenie w mistycznym ciele świętego Kościoła, tym bardziej obfitować on będzie w słodycz i pociechy. Słodyczą tą będzie poprawa mych sług i pasterzy, którzy są wonnymi kwiatami chwały. Oni to oddają cześć i chwałę imieniowi memu, wznosząc woń cnoty ugruntowanej w prawdzie. Będzie to poprawa moich sług i pasterzy. Lecz owoc Kościoła, mej oblubienicy, nie potrzebuje poprawy, gdyż nie zmniejsza się on ani psuje nigdy przez błędy sług. Więc wesel się w utrapieniu z ojcem duszy twojej i innymi sługami moimi, bo Ja, Prawda wieczna, obiecałem dać wam radość. Po goryczy dam wam pociechę w waszych ciężkich próbach przez naprawę świętego Kościoła.

DIALOG

XIII. Jak dusza ta przez odpowiedź Boską czuje, że jednocześnie rośnie i zmniejsza się jej cierpienie; i jak modli się ona do Boga za Kościół święty i za swój lud.

Wtedy dusza ta, udręczona i rozogniona ogromnym pragnieniem, poczęła niewysłowioną miłość dla wielkiej dobroci Boga; poznała szczodrobliwość tej miłości, która z taką słodyczą raczyła odpowiedzieć na jej prośbę i uczynić jej zadość. Dała ona nadzieję w boleści, poczętej przez nią z powodu obrazy Boga, szkody świętego Kościoła i swej własnej nędzy, którą objawiło jej poznanie siebie. Nadzieja ta łagodziła cierpienie, które jednocześnie rosło, gdyż najwyższy i wieczny Ojciec, ukazawszy jej drogę doskonałości, odkrył jej znowu obrazę swoją i zgubę dusz, jak to poniżej będzie opowiedziane obszerniej.

W tym poznaniu siebie, do którego dusza dochodzi, poznaje ona lepiej Boga, doznając dobroci Boga w sobie; i w słodkim tym zwierciadle Boga ogląda jednocześnie swą godność i niegodziwość: godność ma od aktu stworzenia. Widzi, że stworzona jest na obraz Boga i dar ten dany jej jest z łaski, bez zasługi z jej strony. W tym zwierciadle dobroci Boga dusza poznaje też niegodziwość, do której doszła przez swą własną winę.

Jak przeglądając się w zwierciadle człowiek widzi lepiej plamy swej twarzy, tak samo dusza, posiadająca prawdziwe poznanie siebie, wznosi się przez pragnienie do oglądania siebie okiem intelektu w słodkim zwierciadle Boga i przez czystość, którą odkrywa w Nim, lepiej poznaje plamy twarzy własnej.

Ponieważ więc światło i poznanie zwiększyło się w tej duszy, wzrosła też w niej słodka gorycz, złagodzona przez nadzieję, którą jej dała pierwsza Prawda. Jak ogień rośnie, gdy się wrzuca doń drzewa, tak wzrósł ogień tej duszy, do tego stopnia, że niepodobna było ciału ludzkiemu znieść go, aby dusza nie uszła z ciała. Gdyby nie była otoczona męstwem Tego, który jest męstwem najwyższym, nie mogłaby była ocaleć.

Gdy dusza oczyściła się tak przez ogień Boskiej miłości, którą znalazła w poznaniu siebie i Boga, i gdy wzrosło pragnienie przez nadzieję zbawienia całego świata i naprawy świętego Kościoła, wzniosła się bezpiecznie przed oblicze najwyższego Ojca i ukazawszy Mu trąd świętego Kościoła i nędzę świata, rzekła doń niemal słowami Mojżesza (por. Wj 32,11): Panie mój, zwróć oko miłosierdzia twego na lud twój i na ciało mistyczne świętego Kościoła. Przebaczając i dając światło poznania tylu stworzeniom, które będą Cię chwalić, widząc, że twoja nieskończona dobroć wyrwała ich z ciemności grzechu śmiertelnego i wiecznego potępienia, będziesz bardziej uwielbiony, niż mogę Cię wielbić ja nędzna, która tak bardzo Cię obraziłam i jestem przyczyną i narzędziem wszelkiego zła. Więc proszę Cię, Boska, wieczna miłości, wywrzyj zemstę swą na mnie i zlituj się nad ludem twoim (por. Wj 32,31-32). Nie odejdę sprzed oblicza twego, dopóki nie ujrzę, że zlitowałeś się nad nim.

I cóż by mi z tego, gdybym widziała, że posiadam życie wieczne, a lud twój umiera; że ciemność otacza oblubienicę twoją, głównie przez błędy moje i innych twoich stworzeń? Chcę więc i proszę Ciebie o łaskę, abyś miał litość dla ludu twego! Zlituj się, proszę o to przez niestworzoną miłość, która skłoniła Cię do stworzenia człowieka na obraz i podobieństwo twoje, gdy rzekłeś: Uczyńmy człowieka na obraz i podobieństwo nasze (Rdz 1,26). I uczyniłaś to, Trójco wieczna, chcąc, aby człowiek uczestniczył w Tobie całej, wzniosłej i wiecznej Trójcy. Dałeś mu pamięć, aby zachował dobrodziejstwa twoje, i przez nią uczestniczył w twej mocy, Ojcze wieczny. Dałeś mu rozum, aby widząc twą dobroć, poznał ją i uczestniczył w mądrości Jednorodzonego Syna twojego. I dałeś mu wolę, aby mógł kochać to, co rozum widzi i poznaje z prawdy twojej, i uczestniczyć w zmiłowaniu Ducha Świętego.

Co było przyczyną, że obdarzyłeś człowieka taką godnością? Nieoceniona miłość, z jaką ujrzałeś w sobie samym stworzenie twoje i zakochałeś się w nim; bo z miłości stworzyłeś je i dałeś mu istnienie, aby radowało się twoim najwyższym i wiecznym dobrem.

Widzę, że przez grzech popełniony stracił człowiek godność, jaką go obdarzyłeś; przez bunt, który podniósł przeciw Tobie, popadł w wojnę ze zmiłowaniem twoim i staliśmy się twoimi nieprzyjaciółmi.

Lecz Ty, poruszony tą samą miłością, z jaką nas stworzyłeś, zechciałeś dać sposób pojednania rodzajowi ludzkiemu, który popadł w wielką wojnę, aby po wielkiej wojnie nastał wielki pokój. Dałeś Słowo Jednorodzonego Syna twojego, który stał się pośrednikiem między Tobą i nimi.

On był naszą sprawiedliwością (por. 1 Kor 1,30), bo wziął na siebie nasze winy i niesprawiedliwości nasze, i wykonał rozkaz, który nań nałożyłeś, kiedy przyoblekł się w człowieczeństwo nasze i tak przyjął obraz i naszą ludzką naturę.

O przepaści miłości! Któreż serce może się obronić, aby nie pęknąć na widok wysokości, co zstąpiła do takiej niskości, jaką jest człowieczeństwo nasze? Jesteśmy obrazem twoim, a Ty obrazem naszym, przez zjednoczenie, którego dokonałeś w człowieku, ukrywając wieczną boskość pod nędzną chmurą zepsutej gliny Adama.

Co było tego przyczyną? Miłość. Ty Bóg, stałeś się Człowiekiem, a człowiek stał się Bogiem. Przez tę miłość niewysłowioną proszę Cię i nalegam, abyś uczynił miłosierdzie stworzeniom twoim.

XIV. Jak Bóg uskarża się na lud chrześcijański, a w szczególności na sługi swoje; kilka uwag o sakramencie Ciała Chrystusowego i o dobrodziejstwie Wcielenia.

Wtedy Bóg zwrócił ku tej duszy spojrzenie miłosierdzia swego. Dając się wzruszyć łzom i związać łańcuchem jej świętego pragnienia, skarżył się:

Córko, najsłodsza, twe łzy wzruszyły Mnie, bo są zjednoczone z moją miłością i zostały wylane przez miłość twą do Mnie; wiążą Mnie bolesne pragnienia wasze. Lecz spójrz i zobacz, jak oblubienica moja zbrudziła sobie twarz, jak zarażona jest trądem nieczystości i miłości własnej, jak nadęta pychą i chciwością. Ciało powszechne, to jest religia chrześcijańska, i nawet ciało mistyczne świętego Kościoła, to jest słudzy moi, tuczą się jej grzechem. Ci słudzy moi pasą się i trzymają się jej piersi. Nie powinni jednak paść się sami, lecz winni paść i trzymać u tych piersi powszechne ciało religii chrześcijańskiej i wszystkich, którzy by chcieli dźwignąć się z ciemności niewiary i związać się jako członkowie z Kościołem moim.

Widzisz, z jaką niewiedzą, z jaką ciemnotą, z jaką niewdzięcznością, i jak nieczystymi rękami rozdawane jest mleko i chwalebna krew mej oblubienicy! Z jakim zarozumieniem i nieposzanowaniem jest przyjmowane! To, co daje życie, często z ich winy daje śmierć; mówię o drogiej krwi Jednorodzonego Syna mego, która zniszczyła śmierć, rozproszyła ciemności, zlała światło i prawdę i zawstydziła kłamstwo.

Ta krew działa zawsze dla zbawienia i doskonałości człowieka, który gotuje się do jej przyjęcia. Lecz, jak daje życie duszy i darzy ją wszelką łaską, w większym lub mniejszym stopniu, wedle gotowości i upodobania tego, który ją przyjmuje, tak daje śmierć temu, który żyje niegodziwie, i pije ją niegodnie w ciemnościach grzechu śmiertelnego. Temu daje śmierć, a nie życie, nie z winy krwi ani z winy kapłana, który może w to samo lub gorsze zło popadł. Grzech sługi nie psuje ani kala krwi, nie zmniejsza jej łaski ani mocy, tak samo jak nie szkodzi temu, komu sługa krwi udziela, lecz sługa szkodzi samemu sobie, popełnia grzech nowy, za którym idzie kara, której uniknie tylko przez prawdziwą skruchę i szczery żal za swój grzech.

Powiadam więc, że ta krew przynosi szkodę temu, który przyjmuje ją niegodnie, nie z winy krwi ani kapłana, jak się rzekło, lecz przez złe jego skłonności, przez jego własną winę, która tak nieszczęśliwie skalała jego ducha i ciało i ma tak okrutne następstwa dla niego i dla bliźniego. Grzesznik działa okrutnie dla siebie, pozbawiając się łaski, depcząc stopami swego uczucia owoc krwi, uzyskany na chrzcie świętym, gdzie mocą tej krwi został oczyszczony z plamy grzechu pierworodnego, którą otrzymał, kiedy poczęty został przez ojca i matkę swoją.

Dlatego dałem wam Słowo Jednorodzonego Syna mego, gdyż ta glina, z której powstał rodzaj ludzki jest zepsuta przez grzech pierwszego człowieka Adama i wy wszyscy, naczynia uczynione z tej gliny, byliście zepsuci i niezdolni posiąść życie wieczne. Dlatego zjednoczyłem mą wysokość z niskością waszego człowieczeństwa, aby zapobiec zepsuciu i śmierci rodzaju ludzkiego i przywrócić go do łaski, którą przez grzech utracił (por. Ga 4,4-5; l J 4,9).

Sam nie mogłem doznać cierpienia, a jednak Boska sprawiedliwość żądała, aby za winę nastąpiła kara. Z drugiej strony człowiek nie byłby zdolny uczynić zadość, i choćby nawet w czymkolwiek uczynił zadość, uczyniłby Mi zadość tylko za siebie, a nie za inne stworzenia obdarzone rozumem. Po prawdzie nie mógł uczynić zadość ani za siebie, ani za innych, gdyż wina została spełniona względem Mnie, który jestem dobrocią nieskończoną. Pragnąc jednak odnowić człowieka, który był upadł i nie mógł sam uczynić zadość z powodów rzeczonych, i z powodu swej słabości, zesłałem Słowo, Syna mojego, przyobleczonego tą samą naturą, co wy, zepsutą gliną Adama, aby poniósł karę w tej samej naturze, przez którą człowiek zgrzeszył, i aby cierpiąc swym ciałem aż do haniebnej śmierci na krzyżu, uciszył mój gniew.

I tak uczynił zadość sprawiedliwości mojej i nasycił Boskie me miłosierdzie, które chciało zmazać winę człowieka, aby przysposobić go do tego dobra, dla którego Ja go stworzyłem. W ten sposób natura ludzka, zjednoczona z naturą Boską, była zdolna uczynić zadość za cały rodzaj ludzki, nie tylko przez cierpienie, które zniosła w naturze skończonej, wyszedłszy z gliny Adama, lecz przez moc wiecznej boskości, Boską naturą nieskończoną. Gdy obie natury zjednoczyły się, przyjąłem i uznałem ofiarę krwi Jednorodzonego Syna mojego, złączonej i zmieszanej z naturą Boską ogniem mojej Boskiej miłości, a miłość ta była owym węzłem, który trzymał Go przybitego i przygwożdżonego do krzyża.

Otóż natura ludzka stała się zdolna zadośćuczynić za winę jedynie przez moc natury Boskiej. W ten sposób został zniszczony jad grzechu Adama; lecz został znak, to jest skłonność do grzechu i wszelkiej słabości cielesnej; jak blizna zostaje po uleczonej ranie.

Wina Adama zadała wam ranę śmiertelną, lecz przyszedł wielki lekarz, Jednorodzony Syn mój i uleczył chorego, wypiwszy gorzkie lekarstwo, którego człowiek wypić nie mógł, gdyż był zbyt osłabiony. Uczynił jak karmicielka, która przyjmuje lekarstwo w imieniu dziecka, bo jest wielka i silna, a dziecko nie jest tak silne, aby mogło znieść gorycz. On też był karmicielka, pijąc z wielkością i siłą bóstwa złączonego z naturą waszą, gorzkie lekarstwo męczeńskiej śmierci na krzyżu, aby uleczyć i obdarzyć życiem was, dzieci osłabione przez winę.

Pozostał tylko ślad grzechu pierworodnego, który otrzymujecie od ojca i matki, w chwili waszego poczęcia; znak ten znika z duszy, choć niezupełnie, przez chrzest święty, który daje życie przez moc tej chwalebnej i drogiej krwi.

Skoro tylko dusza otrzyma chrzest święty, zdjęty jest z niej grzech pierworodny i zlana jest na nią łaska. Skłonność do złego, która jest blizną pozostałą po grzechu pierworodnym, jak się rzekło, słabnie i dusza może ją powściągnąć, jeżeli chce.

Naczynie duszy jest wtedy przysposobione do przyjęcia i mnożenia w sobie laski w stopniu większym lub mniejszym, według upodobania jej w woli przysposobienia siebie samej, przez chęć i pragnienie kochania Mnie i służenia Mi. Lecz może ona przysposobić się tak do dobrego, jak do złego, mimo łaski, którą otrzymała na chrzcie świętym. Doszedłszy do wieku rozeznania może ona przez wolny wybór skłonić się do dobrego lub złego, według upodobania swej woli.

I tak wielka jest wolność człowieka, tak wielka siła, która otrzymał przez moc tej chwalebnej krwi, że ani diabeł, ani stworzenie nie może zmusić go do najmniejszego grzechu, jeśli on nie chce. Zdjęte zeń zostało niewolnictwo i dana mu jest wolność, aby panował nad własną zmysłowością i osiągnął cel, dla którego został stworzony.

O nędzny człowiecze, który jak zwierzę rozkoszujesz się błotem, niewdzięczny za tak wielkie dobrodziejstwo, które otrzymałeś ode Mnie! Więcej nie mogło otrzymać nędzne stworzenie, pełne tak wielkiej ciemnoty.

XV. Jak wina jest ciężej karana po męce Chrystusa niż przedtem i jak Bóg obiecał uczynić miłosierdzie światu i świętemu Kościołowi za pomocą modlitwy i cierpienia sług swoich.

Chcę, abyś wiedziała, córko moja, ze ludzie nie uznali łaski, którą otrzymali, gdym ich odrodził w krwi Jednorodzonego Syna mojego i przywrócił do laski rodzaj ludzki. Kroczą zawsze od złego do gorszego, od winy do winy, prześladując Mnie ciągle licznymi zniewagami, mając za nic łaskę, którą im uczyniłem i czynię. Nie tylko nie poczytują jej za łaskę, lecz zdaje się im, że doznają czasem ode Mnie krzywdy, ni mniej, ni więcej, jak gdybym chciał czego innego, niż ich uświęcenia. Powiadani ci, że staną się jeszcze gorsi i będą godni większej kary. Teraz, kiedy już dostąpili odkupienia krwią Syna mego, niż przed odkupieniem, zanim został odjęty jad grzechu Adama (por. J 15,22).

Rzeczą słuszną jest, że kto więcej otrzymuje, więcej oddaje i więcej jest zobowiązany temu, od kogo otrzymuje. Wielce byt zobowiązany człowiek Mnie za istnienie, które mu dałem, stwarzając go na obraz i podobieństwo moje. Winien był oddawać Mi chwałę, a on Mi ją odebrał, aby oddawać ją sobie. Przeto przekroczył rozkaz mój, który mu dałem i stał Mi się nieprzyjacielem. Ja pokorą mą zniszczyłem pychę jego, uniżając się i przyjmując wasze człowieczeństwo; wydobywając was z niewolnictwa diabła, uczyniłem was wolnymi. I nie tylko dałem wam wolność, lecz jeśli spojrzysz jasno, widzisz, że człowiek stał się Bogiem, a Bóg stał się Człowiekiem przez zjednoczenie natury Boskiej z naturą ludzką.

Czyż ludzie nic mi nie winni za to, że otrzymali skarb krwi, która ich odrodziła dla laski? Widzisz, o ile bardziej są zobowiązani względem Mnie po odkupieniu, niż przed odkupieniem. Są zobowiązani oddawać Mi cześć i chwałę idąc w ślady wcielonego Słowa Jednorodzonego Syna mojego. Lecz nie wywiązują się z tego długu miłości do Mnie i ukochania człowieka, z prawdziwą i rzeczywistą cnotą, jak ci to rzekłem powyżej.

Nie czyniąc tego, choć wielce winni Mnie kochać, wpadają w większy grzech. Przeto Ja przez Boską sprawiedliwość, nakładam na nich surowszą karę, dając im potępienie wieczne. Fałszywy chrześcijanin otrzymuje większą karę, niż poganin; przez Boską sprawiedliwość trawi go ogień, który go nie strawi, lecz tym bardziej go dręczy, że udręczony czuje, iż żre go robak sumienia. Ten ogień jednak nie trawi (por. Mk 9,43), gdyż potępieni nie tracą istnienia, przez żadną mękę, której doznają. Mówię ci, że proszą o śmierć i nie mogą jej osiągnąć, bo nie mogą stracić istnienia. Tracą istnienie łaski przez winę swoja, lecz nie istnienie.

Więc wina jest o wiele więcej karana po odkupieniu krwią, niż przedtem, gdyż ludzie więcej otrzymali. Nie zdaje się, by to widzieli i poczuwali się do grzechów swoich; stali się nieprzyjaciółmi Mnie, który odrodziłem ich za pośrednictwem krwi Syna mojego.

Jest sposób uciszenia gniewu mojego: jest nim pośrednictwo sług moich, którzy w gorliwości swej zadadzą Mi gwałt łzami swymi i zwiążą Mnie węzłem swego pragnienia. Widzisz, jakim węzłem związałaś Mnie; lecz węzeł ten Ja sarn ci dałem, gdyż chciałem uczynić miłosierdzie światu. Ja sam daję sługom moim ten głód i to pragnienie mej chwały i zbawienia dusz, abym pokonany ich łzami, ułagodził zapalczywość mej Boskiej sprawiedliwości.

Weź więc twe łzy, twój pot, czerp je ze źródła mej Boskiej miłości i z innymi sługami moimi obmyj tymi Izami oblicze oblubienicy mojej. Obiecuję ci, że tym sposobem będzie przywrócona piękność jej. Nie miecz, nie wojna, nie gwałt przywróci jej piękność, lecz pokój, pokorna i ciągła modlitwa, poty i łzy, wylane przez niezaspokojone pragnienie sług moich.

Tak spełnię twe pragnienie wielkiego cierpienia, rzucając światło cierpliwości waszej w ciemności niegodziwych ludzi tego świata. I nie bójcie się, że świat prześladować was będzie, bo Ja będę z wami i w żadnej sprawie nie zawiedzie was opatrzność moja.

XVI. Jak dusza ta, poznając dobroć Boską nie poprzestała na modlitwie tylko za chrześcijan i za święty Kościół, lecz modliła się za cały świat.

Wtedy dusza ta uczuła, że poznanie jej wzrosło i doznała niezmiernej radości i pociechy. Była jakby wzniesiona zarówno ufnością, którą poczęła, w miłosierdzie Boskie, jak i niewysłowioną miłością, której kosztowała, stojąc przed boskim Majestatem. Widziała, że Bóg przez miłość i pragnienie zlitowania się nad człowiekiem, mimo Jego nieprzyjaźni, sam dał sługom swoim środek i sposób wywarcia gwałtu na Jego dobroci, i uciszenia Jego gniewu. Uczuła radość i przestała się bać prześladowań ze strony świata, będąc pewna, że Bóg będzie z nią. Ogień świętego pragnienia rósł ciągle tak, że nie poprzestała już na tym, co uzyskała od Boga, lecz z świętą ufnością błagała litości dla całego świata.

Niewątpliwie druga prośba, dotycząca naprawy świętego Kościoła, zawierała już dobro i pożytek chrześcijan i niewiernych, jednak modlitwa jej, jakby złagodniała, rozciągała się na cały świat, jak to Bóg sam ją natchnął, każąc jej krzyczeć:

Miłosierdzia, Boże wieczny, dla twych owieczek, wszak dobrym jesteś pasterzem. Nie zwlekaj z litością dla świata, bo takim jak jest, rzecz jasna, dłużej być nie może; świat jawnie pozbawiony jest zjednoczenia w miłości z Tobą i bliźnim. Ludzie nie kochają się z sobą miłością ugruntowaną w Tobie, Prawdo wieczna!

XVII. Jak Bóg uskarża się na swoje stworzenia rozumne, zwłaszcza z powodu miłości własnej, która nimi rządzi, zachęcając wspomnianą duszę do modlitwy i łez.

Wtedy Bóg, upojony miłością zbawienia naszego, starał się rozpalić większą miłość i boleść w tej duszy. Ukazał jej znowu, przez jak wielką miłość stworzył człowieka i rzekł:

Czyż nie widzisz, że wszyscy Mnie obrażają, a Ja stworzyłem ich z tak wielkim ogniem miłości i uposażyłem ich łaską i tylu darami nieskończonymi, które dałem im z łaski, bez zasługi z ich strony? Otóż widzisz, córko, jak licznymi i różnymi grzechami obrażają Mnie. Zwłaszcza przez nędzną i obrzydliwą miłość własną, źródło wszelkiego zła.

Miłością tą zatruli cały świat. Bo jak miłość ku Mnie zawiera w sobie wszelką cnotę świadczoną bliźniemu, jak ci to ukazałem, tak zmysłowa miłość własna, która wynika z pychy (jak umiłowanie Mnie wynika z czystej miłości), zawiera w sobie wszelkie zło.

To zło czynią oni poprzez stworzenia, oddzieleni i odcięci od miłości bliźniego. Jak nie kochają Mnie, tak nie kochają bliźniego, bo te dwie miłości są nierozdzielnie zjednoczone z sobą. Przeto rzekłem ci, że wszelkie dobro i wszelkie zło dzieje się tylko poprzez bliźniego, jak ci to powyżej wyłożyłem.

Mogę wielce użalać się na człowieka, który otrzymał ode Mnie tylko dobro, a płaci Mi nienawiścią, czyniąc wszelkie zło. Rzekłem ci też, że łzy sług moich ułagodzą mój gniew. I to ci powtarzam. Więc jawcie się, słudzy moi, przede Mną z waszymi licznymi modlitwami, niezaspokojonymi pragnieniami i z boleścią z powodu zadanej Mi obrazy i zguby grzeszników, a ułagodzicie gniew Boskiego sądu.

XVIII. Jak nikt nie może ujść rąk Boga, bo dosięga On ludzi albo przez miłosierdzie, albo przez sprawiedliwość.

Wiedz, że nikt nie może ujść mych rąk, gdyż Jestem Ten, który Jest (Wj 3,14), a wy nie jesteście przez siebie samych, tylko jesteście stworzeni przeze Mnie. Jestem stwórcą wszystkich rzeczy, które uczestniczą w istnieniu, z wyjątkiem grzechu, który nie jest i przeto nie jest stworzony przeze Mnie; a ponieważ nie jest we Mnie, nie jest godzien być kochany. Stworzenie grzeszy tylko przez to, że kocha to, czego nie powinno kochać, to jest grzech, i nienawidzi Mnie, którego winno i obowiązane jest kochać, bo jestem najwyższym dobrem i dałem mu istnienie przez tak wielki ogień miłości. Lecz niemożliwością jest dla ludzi wyjść ze Mnie: albo są we Mnie pod uciskiem mej sprawiedliwości, która karze ich winy, albo są we Mnie pod strażą mego miłosierdzia.

Otwórz więc oko intelektu i spójrz na rękę moją, a zobaczysz, że prawdą jest to, co ci rzekłem.

Wtedy ona wzniósłszy oczy, aby usłuchać najwyższego Ojca, ujrzała w pięści jego zamknięty cały wszechświat, i Bóg rzekł:

Córko moja, otóż zobacz i wiedz, że nikt nie może Mi ujść. Wszyscy trwają tu przez sprawiedliwość lub przez miłosierdzie (por. Tb 13,2.5), gdyż są moi, stworzeni przez Mnie i kocham ich niewymownie. Więc mimo niegodziwości ich, uczynię im miłosierdzie za przyczyną sług moich i spełnię prośbę twoją, którą z taką miłością i boleścią zaniosłaś do Mnie.

XIX. Jak ta dusza, płonąc coraz większą miłością, pragnęła pocić się potem krwawym. Ganiąc siebie samą, zaniosła szczególną modlitwę za ojca duszy swojej.

Wówczas dusza ta, jakby pijana i niemal nieprzytomna, w coraz większym ogniu świętego pragnienia, czuła się jednocześnie szczęśliwą i zbolałą. Szczęśliwa była przez zjednoczenie, którego dokonała z Bogiem, radując się szczodrobliwością i dobrocią Jego, cała zanurzona w Jego miłosierdziu. Zbolała była widząc, że obraża się tak wielką dobroć; i dziękowała Boskiemu Majestatowi, jakby rozumiejąc, że Bóg objawił jej błędy stworzeń, aby była zmuszona wznieść wyżej swą gorliwość i rozszerzyć swe pragnienie.

Uczula, że odnowiło się jej upodobanie w tonie wiecznej boskości i wzrósł tak bardzo święty ogień miłości, że wylewała pot wodnisty, z powodu gwałtu, jaki dusza zadawała jej ciału. Bo ściślejsze było zjednoczenie, którego dusza dokonała z Bogiem, niż zjednoczenie, jakie istnieje między duszą z ciałem; przeto żar miłości, którego doznawała ta dusza i gwałt, który zadawała ciału, wprawiały ciało w pot. Lecz dusza gardziła tym potem z wody przez wielkie pragnienie, jakie żywiła, by widzieć, że płynie z jej ciała pot krwawy. I rzekła do siebie samej:

O duszo moja, biada, straciłaś cały czas życia swego; dlatego spadło tak wiele szkody i nieszczęść na świat i święty Kościół w ogólności i szczególności; przeto chcę, abyś uleczyła je krwawym potem.

Zaprawdę, dusza ta pamiętała dobrze naukę, którą dała jej Prawda, aby zawsze poznawała siebie i dobroć Boga w sobie, jak i lekarstwo, potrzebne dla uleczenia całego świata, dla uciszenia Boskiego gniewu i Boskiego sądu, to jest pokorne, ciągle i święte modlitwy.

Wtedy dusza ta, pobudzona świętym pragnieniem, wzniosła się jeszcze wyżej, i otwarłszy oko intelektu przejrzała się w Boskiej miłości. Ujrzała i poznała tam, jak bardzo jesteśmy obowiązani kochać i szukać chwaty i sławy imienia Bożego w zbawieniu dusz. Ujrzała, że powołani do lego są słudzy Boga; do tego szczególnie powołała i wybrała Prawda wieczna ojca jej duszy. Ojca tego polecała zawsze dobroci Boskiej, prosząc, aby zlała nań światło laski, iżby prawdziwie szedł za tą Prawdą.

XX. Jak bez cierpliwego znoszenia udręczeń nie można podobać się Bogu i przeto Bóg umacnia ją i jej ojca do znoszenia ich z prawdziwą cierpliwością.

Wtedy Bóg odpowiadając na jej trzecią prośbę, to jest o głód zbawienia swej duszy, rzekł: Córko, chcę, aby on sam starał się podobać Mnie. Prawdzie, przez głód zbawienia dusz i wielką gorliwość. Lecz tego nie mógłby osiągnąć ani on, ani ty, ani nikt inny bez licznych prześladowań, w miarę tego, jak wam ich użyczę, o czym ci rzekłem powyżej.

Jeśli pragniecie widzieć mą chwale, w świętym Kościele, winniście więc począć miłość i wolę znoszenia cierpienia z prawdziwą cierpliwością. Po tym poznam, że on i ty, i inni słudzy moi szukacie chwały mej naprawdę. Wtedy będzie on najdroższym synem moim i spocznie, on i inni, na piersi Jednorodzonego Syna mojego, którego uczyniłem mostem, abyście wszyscy po nim mogli dojść do celu swego i otrzymać owoc wszystkich swych trudów zniesionych dla miłości mojej. Cierpcie więc mężnie.

XXI. Jak po przerwaniu przez nieposłuszeństwo Adama drogi wiodącej do nieba Bóg uczynił Syna swego mostem, aby można po nim przejść.

Ponieważ rzekłem ci, że ze Słowa Jednorodzonego Syna mojego uczyniłem most, i to jest prawda, chcę abyście wiedzieli, dzieci moje, że droga przerwana została przez grzech i nieposłuszeństwo Adama, tak że nikt nie mógł dojść do życia trwałego. Ludzie nie oddawali Mi chwaty w ten sposób, jak byli powinni, nie uczestnicząc w dobru, dla którego ich stworzyłem. Ponieważ go nie mieli, nie spełniła się prawda moja.

Prawdą tą jest, że Ja stworzyłem człowieka na obraz i podobieństwo moje, aby posiadł życie wieczne, dzielił je ze Mną i kosztował najwyższej i wiecznej słodyczy i dobroci mojej. Przez grzech swój nie doszedł do tego celu i nie spełniła się prawda moja. Bo grzech zamknął niebo i bramę mego miłosierdzia.

Wina zrodziła ciernie i kolce licznych utrapień. Stworzenie znalazło w samym sobie bunt, bo skoro tylko zbuntowało się przeciw Mnie, zbuntowało się przeciw sobie.

Niezwłocznie ciało powstało przeciw duchowi i tracąc stan niewinności człowiek stał się zwierzęciem nieczystym, i powstały przeciw niemu wszystkie rzeczy stworzone, które byłyby mu posłuszne, gdyby wytrwał w stanie, w którym go postawiłem. Ponieważ nie wytrwał, przekroczył mój rozkaz i zasłużył na śmierć wieczną duszy i ciała.

Ledwo zgrzeszył, nadpłynęła rzeka burzliwa, która zawsze uderza weń falami swymi; musiał znosić trudy i udręczenia: ze strony swojej, ze strony diabla i ze strony świata. Wszyscy tonęli, gdyż nikt mimo swych wszystkich sprawiedliwości, nie mógł dojść do życia wiecznego.

Przeto chcąc zapobiec tak wielkim waszym nieszczęściom, dałem wam jako most Syna mego, abyście chcąc przejść przez rzekę nie utonęli. Rzeka ta, to burzliwe morze tego ciemnego życia.

Widzisz jakie zobowiązania ma względem Mnie stworzenie, i jak bardzo jest ciemne, chcąc jednak utonąć, zamiast przyjąć pomoc, którą mu dałem.

XXII. Jak Bóg pozwala wspomnianej duszy oglądać wielkość tego mostu i jak sięga on od ziemi do nieba.

Otwórz oko intelektu twego, a ujrzysz ślepych i ciemnych, i ujrzysz niedoskonałych i doskonałych, którzy idą za Mną prawdziwie. Będziesz bolała nad potępieniem ciemnych i weseliła się doskonałością wybranych dzieci moich. Zobaczysz też, jak postępują ci, którzy idą do światła i ci, którzy idą w ciemności.

Lecz naprzód chcę, abyś ujrzała most, który zbudowałem z Jednorodzonego Syna mego; spójrz na wielkość jego, która sięga od nieba do ziemi; zobacz, że z wielkością boskości jest zjednoczona ziemia waszego człowieczeństwa. Przeto mówię ci, że sięga od nieba do ziemi, przez zjednoczenie, którego dokonałem w człowieku.

Było to konieczne dla naprawienia drogi, która była przerwana i jak ci rzekłem, abyście przeszli przez gorycz świata i doszli do życia. Lecz od ziemi nie można go było zbudować w wielkości wystarczającej do przejścia rzeki i osiągnięcia życia wiecznego; bo ziemia natury ludzkiej nie była zdolna sama uczynić zadość za winę i zniszczyć jad grzechu Adamowego, który zepsuł i zaraził cały rodzaj ludzki, jak ci już rzekłem. Musiała więc zjednoczyć się z wielkością natury mojej, wiecznej boskości, aby była zdolna uczynić zadość za cały rodzaj ludzki; trzeba było aby natura ludzka poniosła karę, a natura Boska, zjednoczona z tą naturą ludzką, przyjęła ofiarę, którą Syn mój złożył Mnie, za was, iżby zniszczyć śmierć i dać wam życie.

Tak wysokość zniżyła się do ziemi waszego człowieczeństwa; jednocząc się z nią zbudowała most i naprawiła drogę. Po co ten most? Abyście prawdziwie doszli do radowania się z naturą anielską. Lecz aby zdobyć życie, nie dość by było, że Syn mój stał się mostem, gdybyście sami nie przeszli przez ten most.

XXIII. Jak wszyscy jesteśmy robotnikami Boga w winnicy świętego Kościoła i jak każdy ma własną winnicę, którą jest sam, i jak wszyscy winni być zjednoczeni z prawdziwym szczepem winnym Syna Bożego.

Tu Prawda wieczna, ukazała tej duszy, że stworzyła nas bez nas, lecz że nie zbawi nas bez nas. Bóg chce, abyśmy przez wolną wolę i wolny wybór używali danego nam czasu na pełnienie prawdziwych cnót. I dodał natychmiast:

Wszyscy winniście przejść przez ten most, szukając chwały i sławy imienia mego w zbawieniu dusz, znosząc za pokutę liczne trudy i idąc w ślady tego słodkiego Słowa miłościwego. Inaczej nie zdołacie dojść do Mnie.

Jesteście robotnikami, którym kazałem pracować w winnicy świętego Kościoła (por. Mt 20,1-16). Pracujecie w powszechnym ciele religii chrześcijańskiej, umieszczeni tam przeze Mnie z łaski, kiedy dałem wam światło chrztu świętego, który otrzymaliście od mistycznego ciała świętego Kościoła z rąk sług moich wysłanych przeze Mnie, aby pracowali z wami.

Jesteście w ciele powszechnym; a oni są w ciele mistycznym, ustanowieni, aby paść dusze wasze, udzielając wam krwi w sakramentach, które od nich otrzymujecie, wyciągając ciernie waszych grzechów śmiertelnych i siejąc w was łaskę. Oni są mymi robotnikami w winnicy dusz waszych, zaszczepieni w winnicę świętego Kościoła.

Każde stworzenie obdarzone rozumem posiada w sobie samym winnicę, która jest winnicą jego duszy. Wola przez wolny wybór jest robotnikiem tej winnicy w czasie życia; gdy czas ten minie, nie może ona dokonać żadnej pracy, ani dobrej, ani złej; lecz dopóki żyje, może uprawiać winnicę swoją, do której ją posłałem. Otrzymała ode Mnie tyle męstwa do tej uprawy duszy, że ani diabeł, ani inne stworzenie nie może jej tej siły odebrać, jeśli ona nie chce; gdyż na chrzcie świętym otrzymała tę siłę i jednocześnie był jej dany miecz miłości cnoty i nienawiści grzechu. Tę miłość i nienawiść znajduje we krwi, gdyż z miłości do was i nienawiści do grzechu zmarł Jednorodzony Syn mój, oddając krew; przez tę krew macie życie w chrzcie świętym.

Posiadacie więc narzędzie ogrodnicze, którego winniście używać przez wolną wolę, póki czas, by wyrwać ciernie grzechów śmiertelnych i siać cnoty. Inaczej nie otrzymacie owocu krwi od tych robotników umieszczonych przeze Mnie w Kościele świętym, aby plewili grzech śmiertelny w winnicy duszy i darzyli ją łaską przez sakramenty, które zawierają krew i są rozdawane w świętym Kościele.

Należy więc, abyście wprzódy oczyścili się przez skruchę serca, odrazę do grzechu i miłość cnoty, zanim otrzymacie owoc tej krwi. Nie moglibyście go otrzymać, nie przysposobiwszy się ze swej strony, aby być latoroślami zjednoczonymi ze szczepem winnym, Jednorodzonym Synem moim, który rzekł: Jam jest prawdziwy szczep winny, Ojciec mój jest rolnikiem, a wy jesteście latoroślami (J 15,1).

I to jest prawda, bo Ja jestem rolnikiem, gdyż każda rzecz, która posiada istnienie, wyszła i wychodzi ze Mnie. Moc moja niepojęta jest, i mocą mą i potęgą rządzę całym wszechświatem, nic nie dzieje się i nie jest rządzone beze Mnie. Tak, jestem rolnikiem, który zasadził prawdziwy szczep winny, Jednorodzonego Syna swego, w ziemi waszego człowieczeństwa, abyście wy, latorośle zjednoczone z szczepem winnym, przynieśli owoc.

Kto nie przyniesie owocu świętych i dobrych uczynków, będzie odcięty od szczepu i uschnie. Bo oddzielony od szczepu, traci życie łaski i rzucony jest w ogień wieczny, jak latorośl, która nie przynosi owocu, bywa odcięta od szczepu winnego i rzucona w ogień, bo nie jest zdatna do niczego (J 15,6). Gdy tacy odcięci przez grzechy swoje umierają w grzechu śmiertelnym, sprawiedliwość Boska, jako niezdatnych do niczego, rzuca ich w ogień, który trwa wiecznie.

Nie uprawili winnicy swojej, owszem zniszczyli ją, nie tylko swoją, lecz i obcą. Nie tylko nie zasadzili w niej żadnej dobrej rośliny cnoty, lecz wyrwali z niej nasienie łaski, które otrzymali przez światło chrztu świętego, uczestnicząc w krwi Syna mojego; krew była winem, które dał wam ten prawdziwy szczep winny. Wyrwali to nasienie łaski, by rzucić je na pastwę zwierzętom, to jest swym różnym i licznym grzechom. Podeptali je nogami nieuporządkowanego upodobania, przez które obrazili Mnie i uczynili szkodę sobie i bliźniemu.

Lecz słudzy moi nie czynią tak i powinniście czynić jak oni, to jest być zjednoczeni z tą winoroślą i zaszczepieni na niej. Wtedy przyniesiecie owoc obfity, bo uczestniczyć będziecie w sokach winorośli. Trwając w Słowie Syna mego, będziecie trwać we Mnie, bo jestem jednym z Nim, a On ze Mną (J 10,30). Trwając w Nim, będziecie iść za nauką Jego: idąc za nauką Jego będziecie uczestniczyć w istocie tego Słowa, to jest będziecie uczestniczyć w mej wiecznej boskości, zjednoczonej z człowieczeństwem, czerpiąc z niej miłość Boską, którą upaja się dusza. Przeto ci rzekłem, że uczestniczyć będziecie w istocie szczepu winnego.

XXIV. W jaki sposób oczyszcza Bóg latorośle zjednoczone z rzeczonym szczepem winnym i jak winnica jest tak zjednoczona z winnicą bliźniego, że nikt nie może uprawiać lub niszczyć winnicy swojej, nie uprawiając lub nie niszcząc winnicy bliźniego.

Wiesz, jakiego sposobu używam, kiedy słudzy moi gorliwie przestrzegają nauk słodkiego Słowa miłości? Oczyszczam ich, aby przynosili obfity owoc, i aby owoc ich był udany, a nie dziczał. Jak rolnik oczyszcza dobrą latorośl na szczepie winnym, aby rodziła lepsze wino i w większej ilości, tę zaś, która nie przynosi owocu, obcina i rzuca do ognia, tak samo czynię Ja, rolnik prawdziwy. Sługi moje, które trwają we Mnie, oczyszczam przez liczne udręczenia, aby rodzili liczniejsze i lepsze owoce i przez to dowiedli swej cnoty, tych zaś, którzy nie przynoszą owocu, obcinam i rzucam w ogień, jak rzekłem (por. J 15,2.6).

Prawdziwymi rolnikami są ci, co uprawiają dobrze duszę swoją, plewiąc z niej wszelką miłość własną i odwracając we Mnie ziemię uczucia swego. Żywią tak i rozwijają nasienie łaski, które posiedli na chrzcie świętym. Uprawiając duszę swoją, uprawiają też duszę bliźniego i nie mogą uprawiać jednej bez drugiej. Wiesz już, co ci rzekłem, że każde dobro i zło popełnia się poprzez bliźniego. Tak więc jesteście mymi robotnikami, przysłanymi przeze Mnie, najwyższego i wiecznego rolnika, który zaszczepiłem was na szczepie winnym przez zjednoczenie dokonane z wami (por. Rz 11,17-24).

Pamiętaj, że każde stworzenie obdarzone rozumem ma swoją winnicę związaną bezpośrednio z winnicą bliźniego. Obie są tak zjednoczone, że nikt nie może czynić dobrze lub źle sobie, nie czyniąc dobrze lub źle bliźniemu.

Wszystkie razem tworzą jedną winnicę powszechną, to jest całą społeczność chrześcijańską, zjednoczoną z winnicą mistycznego ciała świętego Kościoła, skąd czerpiecie życie. W winnicy tej zasadzony jest szczep, Jednorodzony Syn mój, na którym winniście być zaszczepieni. Nie będąc zaszczepieni na Nim, jesteście tym samym buntownikami względem świętego Kościoła, jesteście jak członki odcięte od ciała, które natychmiast gniją.

Zaprawdę, póki macie czas, możecie otrząsnąć się z tej cuchnącej zgnilizny grzechu przez prawdziwy żal i uciec się do mych sług, którzy są mymi robotnikami i dzierżą klucze do wina, to jest krwi, wytoczonej z tego szczepu winnego. Krew ta jest tak skuteczna i tak doskonała, że żaden błąd szafarza nie może wam odebrać owocu tej krwi.

Miłość jest tym, co wiąże te latorośle ze szczepem przez prawdziwą pokorę, zdobytą w poznaniu siebie i Mnie. Więc widzisz, że wszystkich was przysłałem jako robotników. I teraz znowu was zapraszam, bo świat staje się coraz gorszy. Rozmnożyły się tak bardzo ciernie, że zdusiły ziarno, które nie chce wydać żadnego owocu laski (por. Mt 13,7; Łk 8,7; Mk 4,7).

Chcę więc, abyście byli prawdziwymi robotnikami i z wielką gorliwością pomagali uprawiać dusze w mistycznym ciele świętego Kościoła. Po to was wybieram, bo chce, uczynić miłosierdzie światu, za który tak bardzo Mię prosisz.

XXV. Jak wspomniana dusza prosi Boga, aby jej wskazał tych, którzy idą przez most i tych, którzy nim nie idą.

Wtedy dusza z niepokojem miłości rzekła:

O niewysłowiona, najsłodsza miłości! Któż nie zapłonie od tak wielkiego żaru? Któreż serce może obronić się, aby nie omdleć? O przepaści miłości! Więc oszalałeś dla stworzeń twoich; jak gdybyś bez nich nie mógł żyć, choć jesteś Bogiem naszym i niczego Ci od nas nie trzeba. Dobro nasze nie dodaje nic twojej wielkości, bo jesteś niezmienny. Złość nasza nie może Ci szkodzić, bo jesteś najwyższą i wieczną dobrocią! Cóż Cię skłania do tak wielkiego miłosierdzia? Miłość, a nie zobowiązanie, jakie masz względem nas, ani pożytek, jaki masz z nas, bo jesteśmy zbrodniarzami i złymi dłużnikami.

Jeśli dobrze rozumiem, najwyższa i wieczna Prawdo, ja jestem winna, a Ty zostałeś ukarany za mnie. Widzę Słowo. Syna twego, przybite i przygwożdżone do krzyża; i z krzyża tego uczyniłeś most, jak to objawiłeś mnie, nędznej twej słudze. Przeto serce pęka i pęknąć nie może z głodu i pragnienia Ciebie.

Pamiętam, że chciałeś pokazać mi tych, którzy idą przez most i tych, którzy nie idą. Jeśli spodoba się dobroci twojej odkryć to przede mną, chętnie to zobaczę i usłyszę od Ciebie.

NAUKA O MOŚCIE

XXVI. Jak błogosławiony ten most ma trzy stopnie, które przedstawiają trzy stany duszy. Jak ten most, wznosząc się w górę, nie jest jednak oddzielony od ziemi. Jak rozumieć te słowa Chrystusa: Gdy będę podwyższony nad ziemię, pociągnę wszystko do siebie.

Wtedy Bóg wieczny, aby ożywić i rozpalić miłość tej duszy do zbawienia dusz, odpowiedział i rzekł:

Zanim odkryję przed tobą to, co chcę ci ukazać i o co Mnie prosisz, chcę ci wyjaśnić, jak most ten jest zbudowany.

Rzekłem ci, że sięga on od nieba do ziemi przez zjednoczenie, którego dokonałem w człowieku, stworzonym przeze Mnie z mułu ziemi.

Most ten, którym jest Jednorodzony Syn mój, ma trzy stopnie: dwa zostały zrobione na drzewie najświętszego krzyża, a trzeci wtedy, kiedy uczuł wielką gorycz, kiedy Mu dano do picia żółć i ocet.

W tych trzech stopniach poznasz trzy stany duszy, które wyjaśnię ci poniżej.

Pierwszym stopniem są stopy, które oznaczają uczucie: bo jak stopy noszą ciało, tak uczucia noszą duszę. Stopy przybite stanowią dla ciebie stopień, abyś mogła dosięgnąć boku, który objawia ci tajemnicę serca. Tak wznosząc się na stopach uczuć dusza zaczyna kosztować miłości serca, utkwiwszy oko intelektu w otwartym sercu Syna mojego, gdzie znajduje doskonałą, niewysłowiona miłość.

Doskonalą, mówię, bo nie kocha was dla własnej korzyści. Jakąż z was korzyść może mieć On, który jest jednym ze Mną? Wtedy dusza napełnia się miłością, widząc, że jest tak bardzo kochana. Wstąpiwszy na drugi stopień, wznosi się do trzeciego, to jest do ust, gdzie znajduje pokój po długiej wojnie, którą rozpętały jej grzechy.

Na pierwszym stopniu, odrywając stopy upodobania ziemi, wyzuła się z grzechu, na drugim przyodziała się w miłość i cnotę, a na trzecim zakosztowała pokoju.

Tak most ma trzy stopnie i trzeba przejść dwa pierwsze, aby dojść do ostatniego. Jest wzniesiony w górę, tak że prąd wody nie dotyka go, bo nie było w Nim jadu grzechu (por. l J 3,5).

Most ten wzniesiony w górę nie stracił jednak związku z ziemią. Wiesz kiedy się wzniósł? Gdy Go wzniesiono na drzewie najświętszego krzyża; lecz nie oddzieliła się przez to natura Boska od ziemskiej niskości waszego człowieczeństwa. Przeto ci rzekłem, że wznosząc się nie oddzielił się od ziemi, gdyż obie natury są zjednoczone i związane z sobą. Nikt nie mógł przejść przez ten most, zanim nie był wzniesiony. Przeto On rzekł: Jeśli będę podwyższony, pociągnę wszystko do siebie (J 12,32).

Dobroć moja, widząc, że w inny sposób nie możecie być pociągnięci, posłała Go, aby został wzniesiony na drzewie krzyża. Uczyniłem zeń kowadło, gdzie by ukuto syna rodzaju ludzkiego, aby uwolnić go od śmierci i przywrócić do życia łaski. Oto jak pociągnął wszystko do siebie, okazując miłość niewysłowioną, którą żywię ku wam; bo serce człowieka jest zawsze pociągane przez miłość. Nie mógł okazać wam większej miłości, niż oddając za was życie (por. J 15,3). Więc człowiek daje się pociągać sile miłości, jeśli nie jest tak ślepy, aby stawiać opór tej sile pociągającej.

Dlatego rzekł Syn mój, że gdy będzie podwyższony, pociągnie wszystko do siebie. I to jest prawda. Są dwa sposoby rozumienia tego przyciągania.

Pierwszy: jeśli serce człowieka, porwane przez uczucie miłości, oddaje się jemu wszystkimi władzami duszy, pamięcią, umysłem i wolą. Gdy te trzy władze są uzgodnione i w imieniu moim zjednoczone, wszystkie inne uczynki, które człowiek spełnia zewnętrzne i wewnętrzne, są mile pociągnięte ku Mnie i zjednoczone we Mnie przez poryw miłości i człowiek podwyższa się w ten sposób, idąc za miłością ukrzyżowaną. Więc prawdę rzekła Prawda moja, mówiąc: Jeśli będę podwyższony, pociągnę wszystko do siebie: bo pociągnąwszy serce i władze duszy, pociąga do siebie wszystkie jego czyny.

Drugi sposób rozumienia jest ten, że wszystkie rzeczy są stworzone na użytek człowieka: więc uczynione są na to, aby służyły i zaradzały potrzebom stworzeń rozumnych. Stworzenie obdarzone rozumem stworzone zostało nie dla tych rzeczy, lecz dla Mnie, aby Mi służyło całym sercem i całą duszą swoją. Widzisz więc, że jeśli człowiek pociągnięty jest ku Synowi memu, pociągnięte doń jest wszystko, gdyż wszystko jest stworzone dla człowieka.

Trzeba więc było, aby most był podwyższony i miał stopnie, iżby można łatwiej wstępować.

XXVII. Jak most ten zbudowany jest z kamieni, które oznaczają prawdziwe i rzetelne cnoty; na moście tym jest gospoda, gdzie daje się żywność podróżnym; kto idzie przez most, idzie do życia, kto idzie dołem przez rzekę, idzie do zguby i śmierci.

Most ten zbudowany jest z kamieni, aby deszcz, który może nadejść, nie wstrzymał podróżnego. Czy wiesz, jakie to kamienie? Są to kamienie prawdziwych i rzetelnych cnót. Kamienie te nie wchodziły w budowę przed męką Syna mojego; przeto ludzie doznawali przeszkody, bo nikt nie mógł dojść do celu swego, choć starał się iść drogą cnoty, bo niebo nie było jeszcze otworzone kluczem krwi. Deszcz sprawiedliwości nie pozwalał przejść.

Lecz potem, gdy kamienie zostały przyciosane i ułożone na ciele Słowa, słodkiego Syna mojego (por. Ps 128,3 oraz l Kor 3,11), który, jak ci rzekłem, jest mostem. On dla spojenia ich zaprawił wapno krwią swoją, l zmieszał krew z wapnem boskości, z siłą i ogniem miłości.

Mocą moją kamienie cnót weszły w budowę spoczywającą na Nim samym, bo nie ma cnoty, która by nie była ugruntowana na Nim, i wszystkie od Niego mają życie. Nikt nie może posiąść cnoty, darzącej życiem łaski, jak tylko przez Niego, idąc za śladem i nauką Jego. On wykończył cnoty, On ułożył je jako kamienie żywe, które spoił swą krwią, aby każdy wierny mógł przejść łatwo, bez służalczej obawy przed deszczem Boskiej sprawiedliwości, chroniony przez miłosierdzie, które zstąpiło z nieba przez Wcielenie Syna mojego.

Jak się to niebo otwarło? Kluczem krwi Jego. Jakoż widzisz, że most jest zbudowany, i osłaniany przez miłosierdzie. Na moście tym jest gospoda, w ogrodzie świętego Kościoła, która posiada i rozdaje chleb życia i daje pić krew, aby podróżni, którymi są stworzenia moje, nie padli z trudu w swej drodze. Dlatego zarządziła moja miłość, aby tam rozdawano Krew i Ciało Jednorodzonego Syna mojego, prawdziwego Boga i prawdziwego Człowieka.

Przeszedłszy przez most, dochodzi się do bramy, którą się most kończy i przez tę bramę wszyscy musimy przejść. Przeto Pan rzekł: Jam jest droga i prawda, i żywot, kto idzie przeze Mnie, nie idzie w ciemności, lecz w świetle (J 14,6; 8,12). W innym miejscu mówi moja Prawda, że nikt nie może przyjść do Mnie, tylko przez Niego (J 6,44). I to jest prawda.

Jeśli dobrze pamiętasz, to rzekłem ci i oznajmiłem to samo, chcąc ci wskazać drogę. Przeto, jeśli On mówi, że jest drogą, mówi prawdę, i już ci wyjaśniłem, że droga ta jest w kształcie mostu. Rzekł też, że jest prawdą, i tak jest, bo jest jednym ze Mną, który jestem Prawdą najwyższą. Kto za Nim idzie, idzie drogą prawdy i życia. Kto idzie za tą Prawdą, otrzymuje życie laski i nie może zginąć z głodu, gdyż prawda staje się jego pokarmem. Nie może też upaść w ciemności, bo On jest światłem, wolnym od kłamstwa. Co więcej, prawdą zawstydził i zniszczył kłamstwo, którym diabeł uwiódł Ewę. Kłamstwo to odcięło drogi; do nieba, którą Prawda naprawiła i umocniła krwią.

Ci, którzy idą tą drogą, są dziećmi prawdy, bo idą za Prawdą, i przechodzą przez bramę prawdy i znajdują się zjednoczeni we Mnie z tym, który jest drogą i bramą, Synem moim. Prawdą wieczną, oceanem pokoju.

Kto schodzi z tej drogi, idzie dołem przez rzekę. Droga ta zbudowana jest nie z kamieni, lecz z wody. Ponieważ woda nie ma żadnej stałości, kto na nią wstąpi, musi utonąć.

Tą wodą zdradliwą są rozkosze i zaszczyty świata. Dla tych, którzy nie ugruntowali swej miłości na skale, lecz umieścili ją, przez nieuporządkowaną miłość, w rzeczach stworzonych, kochając je i posiadając poza Mną, są one niby woda, która ustawicznie mija. Tak samo człowiek mija, jak rzeka. Zdaje mu się, że mijają rzeczy stworzone, które kocha, a to on przecież ustawicznie płynie ku kresowi śmierci. Chciałby zatrzymać siebie, to jest życie swoje i rzeczy, które kocha, aby nie mijały znikając. Albo śmierć każe mu opuścić to, co ukochał, albo zrządzenie moje odbiera mu przed czasem rzeczy stworzone. Nie może ich zachować.

Ci, którzy idą za kłamstwem, kroczą drogą kłamstwa, i są dziećmi diabła, który jest ojcem kłamstwa (J 8,44), a ponieważ przechodzą przez bramę kłamstwa, otrzymują potępienie wieczne.

Więc widzisz, że ukazałem ci prawdę i kłamstwo, to jest drogę moją, którą jest prawda, i drogę diabla, którą jest kłamstwo. Oto dwie drogi i każdą idzie się z trudem.

XXVIII. Jak przez każdą z tych dwóch dróg idzie się z trudem, to jest przez most i przez rzekę; i o rozkoszy, którą dusza czuje, idąc przez most.

Spójrz, jaka jest ciemnota i ślepota człowieka. Mając gotową drogę, chce iść przez wodę. Droga przez most jest tak rozkoszna dla tych, którzy nią idą, że wszelka gorycz jest im słodka i wszelki ciężar staje się lekki. Trwając w ciemności ciała, znajdują światło i choć są śmiertelni, znajdują życie nieśmiertelne, kosztując, przez poryw miłości i światło wiary. Prawdę wieczną, która obiecuje dać pokrzepienie trudzącemu się dla Mnie. Jestem wdzięczny i sprawiedliwy, każdemu oddaję według zasług jego: wszelkie dobro jest nagradzane, wszelkie zło karane.

Rozkoszy, której doznaje idący tą drogą, żaden język nie zdoła wypowiedzieć, żadne ucho usłyszeć, żadne oko zobaczyć (por. l Kor 2,9). Kosztuje on i doznaje już w tym życiu owego dobra, które jest dlań przygotowane w życiu trwałym.

Więc głupcem jest ten, co gardzi tak wielkim dobrem, i woli mieć w tym życiu przedsmak piekła, krocząc drogą dolną, gdzie idzie się wśród licznych trudów, bez żadnego pokrzepienia i bez żadnego dobra. Bo tacy, przez grzech swój pozbawiają się Mnie, który jestem dobrem najwyższym i wiecznym.

Więc słusznie wzdychasz i chcę, abyście, ty i inni słudzy moi trwali w ustawicznej goryczy z powodu zadanej Mi obrazy i współczuli z ciemnotą i nieszczęściem tych, co tą ciemnota Mnie znieważają.

A więc widziałaś i usłyszałaś o tym moście – zostało to tobie oznajmione, byś przekazała, co ci powiedziałem, że jest nim mój Jednorodzony Syn, i że most, jak widzisz, jest tak zbudowany, że jednoczy wysokość z niskością.

XXIX. Jak most ten, wznosząc się do nieba w dzień Wniebowstąpienia, nie opuścił jednak ziemi.

Kiedy Jednorodzony Syn mój wrócił do Mnie, w czterdzieści dni po Zmartwychwstaniu, most ten wzniósł się z ziemi, to jest ze społeczności ludzi i wstąpił do nieba przez moc mej Boskiej natury, i siedzi po prawicy mojej, Ojca wiecznego. To rzekł anioł do uczniów w dzień Wniebowstąpienia, gdy stali jakby martwi, gdyż serca ich byty wzniesione z ziemi, dążąc do nieba za mądrością Syna mego: Nie stójcie tu już, bo On siedzi po prawicy Ojca (Rz 1,11).

Gdy wstąpił do nieba i wrócił do Mnie, Ojca, posłałem Nauczyciela, to jest Ducha Świętego, który przyszedł z mocą moją, z mądrością Syna mojego i ze swoim zmiłowaniem tegoż Ducha Świętego. Jest on jednym ze Mną, Ojcem i z Synem moim. Umocnił drogę nauki, którą Prawda moja pozostawiła w świecie. Tak więc odbierając ludziom obecność swoją, Syn mój nie odebrał im nauki ani cnót, które są żywymi kamieniami ugruntowanymi na tej nauce, będącej drogą, jaką wam stworzył ten słodki i chwalebny most. Naprzód działał sam i dziełami swymi wytknął wam drogę, udzielając nauki bardziej swym przykładem, niż słowami. Działał, nim zaczął uczyć (por. Dz 1,1).

Naukę tę utwierdziło zmiłowanie Ducha Świętego, umacniając dusze uczniów, aby wyznawali prawdę i zwiastowali tę drogę, którą jest nauka Chrystusa ukrzyżowanego. Przez nich wypomniał On światu niesprawiedliwości i fałszywe sądy (por. J 16,8). O tych niesprawiedliwościach i sądach poniżej obszerniej ci opowiem.

Rzekłem ci to, aby rozproszyć wszelką ciemność, mogącą zmącić umysły tych, co Mnie słuchają. Mogliby rzec: Z tego ciała Chrystusowego stał się most przez zjednoczenie natury Boskiej z naturą ludzką; widzimy to i to jest prawdą. Lecz most ten odłączył się od nas, wstępując do nieba. Był on drogą, uczył nas prawdy, swym przykładem i czynami swymi. Teraz cóż nam zostało? I gdzie znaleźć drogę? Mówię ci to, lub raczej powiem tym, którzy popadli w tę niewiedzę.

Tą drogą jest sama nauka Jego, zaświadczona przez apostołów, potwierdzona przez krew męczenników, objaśniona przez światło doktorów, wyznawana przez wyznawców i spisana przez ewangelistów. Wszyscy oni są świadkami, stwierdzającymi prawdę w ciele mistycznym świętego Kościoła. Są niby świeca postawiona na świeczniku, by wskazywać drogę prawdy, wiodącą do życia w doskonałym świetle, jak ci rzekłem.

Mogą cię zapewnić, doświadczywszy tego na sobie samych, że każdy człowiek posiada światło potrzebne dla poznawania Prawdy, jeśli chce, to jest, jeśli nie chce zgasić światła rozumu przez nieuporządkowaną miłość własną. Taka jest prawda. Nauka jej jest prawdziwa. Pozostała wam jak łódź, by przewieźć duszę przez burzliwe morze i doprowadzić do przystani zbawienia.

Tak najpierw uczyniłem wam most widzialny, którym jest Syn mój, gdy posłałem Go, aby żył wśród ludzi. Potem gdy ten most widzialny wstąpił do nieba, pozostał wam most i droga nauki, zjednoczonej, jak rzekłem, z mocą moją, z mądrością Syna i zmiłowaniem Ducha Świętego.

Ta moc daje cnotę męstwa temu, kto idzie tą drogą: mądrość użycza mu światła, które pozwala mu poznać prawdę, a Duch Święty darzy go miłością, która trawi i niszczy wszelką zmysłową miłość własną i pozostawia duszy tylko miłość cnót. Tak to w każdy sposób, przez swą widzialną obecność i przez naukę, jest on drogą, prawdą i życiem, a droga ta jest mostem, który was prowadzi ku wyżynom nieba.

To chciał On rzec mówiąc: Wyszedłem od Ojca i idę do Ojca i przyjdę do was (J 16,28; 14,8), to znaczy: Ojciec mój posłał Mnie do was i uczynił Mnie waszym mostem, abyście mogli wyjść z rzeki i osiągnąć życie. Po tym dodaje: I przyjdę do was. Nie zostawię was sierotami, lecz przyślę wam Pocieszyciela (por. J 14,18). Jak gdyby prawda moja rzekła: Pójdę do ojca i wrócę; to jest: przyjście Ducha Świętego, który nazwany jest Pocieszycielem, ukaże wam jaśniej i potwierdzi, że jestem drogą prawdy, przez nauki, którą wam dałem.

Rzekł, że wróci i wrócił, bo Duch Święty nie przyszedł sam, lecz przyszedł z mocą moją, Ojca, z mądrością Syna i zmiłowaniem Ducha Świętego. Widzisz więc, że wrócił, nie w obecności widzialnej, lecz przez swą moc, jak ci rzekłem, umacniając drogę nauki. Droga ta nie może być uszkodzona ani zamknięta dla tego, który chce nią iść, gdyż jest trwała i niezniszczalna, bo pochodzi ode Mnie, który się nie zmieniam.

Więc winniście mężnie iść tą drogą, oświeceni pełnym światłem wiary, którą przywdzialiście na chrzcie świętym.

Otóż ukazałem ci jasno i wytłumaczyłem, jaki jest ten most widzialny i jaka jest nauka, która jest jednym z mostem. Wyjaśniłem też nieświadomym, że on ukazał tę drogę, która jest prawdą samą. Oznajmiłem im, gdzie znajdują się ci, którzy jej uczą. Są to apostołowie, ewangeliści, męczennicy, wyznawcy i święci doktorowie postawieni wewnątrz świętego Kościoła, jako świece.

Wytłumaczyłem, jak przeszedłszy do Mnie wrócił do was, nie przez obecność widzialną, lecz przez moc, gdy Duch Święty zstąpił na uczniów. Obecnością widzialną wróci dopiero w ostatni dzień sądu, gdy przyjdzie z majestatem moim i mocą Boską sądzić świat, odpłacić dobrem dobrym, nagradzając ich za trudy duszy i ciała, a złem kary wiecznej odpłacić tym, którzy niegodziwie żyli na świecie.

Teraz ci powiem, co Ja, Prawda, obiecałem tobie. Pokażę ci tych, którzy kroczą tą drogą niedoskonale, tych, którzy kroczą doskonale i tych, którzy dochodzą do wielkiej doskonałości. Pokażę ci w jaki sposób kroczą. Powiem ci też, jak idą źli, którzy przez niegodziwość swoją toną w rzece, dochodząc do okrutnych udręczeń.

Zaklinani was, najdroższe dzieci moje, abyście szli mostem, a nie pod nim, bo nie jest to droga prawdy; jest to droga kłamstwa; idą nią niegodziwi grzesznicy, o których ci powiem. Są to ci grzesznicy, za których proszę was, abyście się do Mnie modlili, za których żądam od was łez i potów, aby otrzymali ode Mnie miłosierdzie.

XXX. Jak ta dusza, dziwiąc się miłosierdziu Boga, opowiada o wielu darach i łaskach udzielonych rodzajowi ludzkiemu.

Wtedy ta dusza, jak upojona, nie mogła się powstrzymać, i stojąc w obliczu Boga rzekła:

O wieczne miłosierdzie, które zakrywasz błędy stworzeń twoich! Nie dziwię się, że mówisz o tych, co porzucają grzech śmiertelny i wracają do Ciebie: Nie będę pamiętał, że obraziłeś Mnie kiedykolwiek (por. Ez 18,21-22). O niewysłowione miłosierdzie, nie dziwię się, że mówisz to do tych, którzy porzucają grzech, skoro mówisz o tych, co Cię prześladują: chcę, abyście modlili się za nich, iżbym uczynił im miłosierdzie.

O miłosierdzie, które wypływa z boskości twojej. Ojcze wieczny, które rządzi przez moc twą całym światem.

Przez miłosierdzie twoje zostaliśmy stworzeni i przez miłosierdzie twoje zostaliśmy na nowo stworzeni w krwi Syna twojego. Miłosierdzie twoje zachowuje nas. Miłosierdzie kazało Synowi twemu rozstrzygnąć bój na drzewie krzyża, w tej walce śmierci z życiem, a życia ze śmiercią. Wtedy życie pokonało śmierć grzechu, a śmierć grzechu odebrała życie cielesne nieskalanemu Barankowi. Kto został zwyciężony? Śmierć. Co było tego przyczyną? Miłosierdzie twoje.

Miłosierdzie twoje daje życie i daje światło i daje nam poznać twoje zmiłowanie dla każdego stworzenia, dla sprawiedliwych i grzeszników. Na wysokości nieba twoje miłosierdzie jaśnieje w świętych twoich. Gdy spojrzę na ziemię, ziemia opływa w miłosierdzie twoje. W ciemnościach piekła świeci miłosierdzie twoje nie zadając potępionym tak wielkiej kary, na jaką zasłużyli.

Miłosierdzie twoje łagodzi sprawiedliwość twą, przez miłosierdzie obmyłeś nas w krwi, przez miłosierdzie zechciałeś obcować ze stworzeniami twymi. O szaleńcze miłości! Nie dość Ci było wcielić się, że jeszcze zechciałeś umrzeć! Nie dość Ci było umrzeć, że jeszcze wstąpiłeś do piekieł, aby wyzwolić świętych Patriarchów i spełnić w nich twoją prawdę i miłosierdzie! Dobroć twoja bowiem obiecała szczęście tym, co Ci służą w prawdzie, dlatego zstąpiłeś do piekieł, by wydobyć z kaźni tych, co Ci służyli i oddać im owoc ich trudów.

Miłosierdzie twoje zmusiło Cię dać jeszcze więcej człowiekowi. Zostawiłeś siebie na pokarm, aby umocnić naszą słabość, i aby niewiedza nasza, wspominając to, nie straciła pamięci dobrodziejstw twoich. Przeto dajesz się co dzień człowiekowi, zjawiając się w Sakramencie Ołtarza, w mistycznym ciele świętego Kościoła. Któż to uczynił? Miłosierdzie twoje! o, miłosierdzie! Serce się spala na myśl o tobie, bo gdziekolwiek zwrócę ducha, nie znajduję nic prócz miłosierdzia. O, Ojcze wieczny, przebacz ciemnocie mojej, że ośmieliłam się mówić w obliczu twoim, lecz miłość miłosierdzia twojego wybaczy mi w obliczu dobroci twojej.

XXXI. O niegodności tych, którzy przechodzą przez rzekę, popod mostem; i jak duszę, która idzie tą drogą, Bóg nazywa martwym drzewem, które tkwi korzeniami w czterech występkach głównych.

Potem, gdy owa dusza przez te słowa rozszerzyła nieco serce w miłosierdziu Bożym, pokornie czekała na spełnienie obietnicy. I Bóg zabierając znów głos, rzekł:

Najdroższa córko, mówiłaś wobec Mnie o miłosierdziu moim, bo dałem ci go skosztować i zobaczyć w słowie, które ci rzekłem, mówiąc: „Są to grzesznicy, za których, proszę was, módlcie się do Mnie!” Lecz wiedz, że miłosierdzie moje względem was jest bez porównania większe, niż widzisz, bo widzenie twoje jest niedoskonałe i skończone, a miłosierdzie moje jest doskonałe i nieskończone. Więc nie można tu czynić porównania, chyba tak, jak się porównuje rzecz skończoną z nieskończoną.

Chciałem, abyś skosztowała tego miłosierdzia, a także godności człowieka, którą ci powyżej ukazałem, abyś lepiej poznała okrucieństwo i podłość ludzi niegodziwych, którzy obierają drogę, dołem. Otwórz oko intelektu i spójrz na tych, co dobrowolnie toną i zobacz, w jaką niegodność popadli przez winy swoje.

Przede wszystkim stali się słabi, a to przez to, że poczęli grzech śmiertelny w duchu swoim, potem go urodzili i stracili życie laski.

Jak zmarły niezdolny jest do żadnego czucia i sam może się poruszać tylko wtedy, jeśli ktoś inny go podniesie, tak samo ci, co utonęli w rzece nieuporządkowanej miłości świata, umarli dla laski. A ponieważ są martwi, pamięć ich nie zachowuje wspomnienia miłosierdzia mego, oko ich intelektu nie widzi ani poznaje mej prawdy, gdyż czucie ich zamarło, to jest, że duch stawia sobie przed oczy tylko siebie z martwą miłością własnej zmysłowości. Wola ich także zamarła dla woli mojej, bo kocha tylko rzeczy martwe.

Gdy umarły te trzy władze, wszystkie ich uczynki, czy to zewnętrzne czy wewnętrzne, są martwe co do łaski. Więc już nie mogą się obronić od nieprzyjaciół swoich ani pomóc sobie samym, chyba że Ja sam im pomagam. Prawdą jest, że ten martwy zachował jeszcze swą wolną wolę i dopóki bawi on w ciele śmiertelnym, ilekroć zażąda mojej pomocy, może ją otrzymać; lecz sam przez siebie nie osiągnie nic nigdy.

Stał się nieznośnym dla samego siebie i chcąc rządzić światem, jest rządzony przez coś, co nie jest, to jest przez grzech. Grzech jest niczym, a oni stali się sługami i niewolnikami grzechu.

Uczyniłem ich drzewami miłości przez życie łaski, którą otrzymali na chrzcie świętym, a oni stali się drzewami śmierci, gdyż są martwi, jak ci powyżej rzekłem.

Wiesz, gdzie tkwi korzeń tego drzewa? W wyniosłości pychy, która żywi ich zmysłową miłość własną. Rdzeniem jego jest niecierpliwość, odroślą brak rozeznania. Oto cztery główne występki; zabijają one duszę tego, którego nazwałem drzewem śmierci, bo nie czerpie życia z łaski.

Wewnątrz drzewa żywi się robak sumienia, lecz człowiek, póki żyje w grzechu śmiertelnym, czuje go mało, oślepiony miłością własną.

Owoce tego drzewa są owocami śmierci, bo ciągnęły soki z korzeni pychy, i biedna dusza pełna jest niewdzięczności. Stąd to wynika dla niej wszelkie zło. Gdyby pamiętała otrzymane dobrodziejstwa, poznałaby Mnie, i poznając Mnie, poznałaby siebie, i tak trwałaby w mej miłości; lecz ona, ślepa, idzie po omacku przez rzekę i nie widzi, że woda płynie i na nią nie czeka.

XXXII. Jak owoce tego drzewa są rozmaite jak grzechy; a najpierw o grzechu cielesnym.

Owoce tego drzewa, które zadają śmierć, są tak rozmaite, jak same grzechy. Niektóre służą za pokarm zwierzętom; popełniają je ludzie, którzy tarzają się ciałem i duchem jak świnie w błocie rozkoszy cielesnych. O duszo podła, gdzie twoja godność? Byłaś stworzona siostrą aniołów, teraz stałaś się szpetnym zwierzęciem. Tak wielka jest nędza tych grzeszników, że nie tylko Ja, który jestem samą czystością, znieść ich nie mogę, lecz nawet diabli, których stali się przyjaciółmi i sługami, nie mogą patrzeć na popełnianie tak wielkiej sprośności.

Żaden grzech nie jest tak obrzydliwy i nie gasi bardziej światła intelektu człowieka. Sami filozofowie – nie przez światło łaski, której nie mieli, lecz przez światło, które im dała natura – poznali, że grzech ten zaciemnia umysł, i przeto przestrzegali czystości i wstrzemięźliwości, by lepiej się oddawać studiom. Tak samo zrzekali się bogactw, aby troska o nie nie zajmowała im serca. Nie czyni tak ciemny i fałszywy chrześcijanin, który stracił łaskę przez grzech.

XXXIII. O skąpstwie i o szkodach, które z niego wynikają.

Inni rodzą owoc ziemi. Są to chciwi skąpcy. Czynią jak kret, który żywi się ziemią aż do śmierci. Kiedy przyjdzie śmierć, nie ma dla nich ratunku. Ci, przez skąpstwo swe, gardzą szczodrobliwością moją, sprzedając czas bliźniemu swemu. Są to lichwiarze, którzy uciskają i okradają bliźniego, ponieważ w czynieniu swego miłosierdzia nie zachowali w pamięci miłosierdzia mojego. Gdyby o nim pamiętali, nie byliby tak okrutni dla siebie i bliźniego. Mieliby litość i miłosierdzie dla siebie, spełniając cnoty, i dla bliźniego, służąc mu miłościwie.

O ileż zła wynika z tego przeklętego grzechu! Ileż mężobójstw, kradzieży, rabunków, niedozwolonych zysków, okrucieństw serca i niesprawiedliwości względem bliźniego. Grzech ten zabija duszę i czyni ją niewolnicą bogactw; nie stara się ona już chować przykazań Bożych. Skąpy nie kocha nikogo, chyba że dla własnej korzyści.

Ta wada wynika z pychy i żywi pychę: jedna z drugiej się wywodzi, bo dba zawsze tylko o siebie. Oba te występki wspomagają się wzajemnie i tak wpada się ze złego w gorsze przez nędzną pychę, która żyje pozorami. Jest ona ogniem, który zawsze rodzi dym próżnej chwały i próżności serca, chlubiącego się tym, co nie jest jego. Jest ona pniem, mającym liczne gałęzie, z których główną jest sława własna, a z tej wypływa chęć, aby być czymś więcej, niż inni. Pod wpływem tej chęci serce przestaje być szczere i szlachetne, staje się obłudne i kłamliwe. Język mówi co innego, niż kryje się w sercu; i zataja prawdę i głosi kłamstwo dla korzyści własnej. Występek ten rodzi zawiść, robaka, który toczy serce i nie pozwala mu cieszyć się dobrem własnym ani cudzym.

Jakże niegodziwcy żyjący w takiej podłości, mieliby dać coś z mienia swego ubogim, kiedy sami okradają innych? Jakże mają wyciągnąć nieczystą swą duszę z bagna, kiedy sami ją w nie wtrącają? Niekiedy dochodzą nawet do takiego zezwierzęcenia, że nie baczą na swe dzieci i krewnych i wciągają ich w wielką nędzę. A jednak miłosierdzie moje znosi ich i nie każe pożreć ich ziemi, bo chcę, aby naprawili winy swoje.

Jakże więc oddadzą życie dla zbawienia dusz, jeśli odmawiają mienia? Jakże dadzą miłość, jeśli sami trawią się zawiścią?

O nędzne występki, które niszczą niebo duszy. Niebem nazywam duszę, gdyż stworzyłem ją niebem, gdzie zamieszkałem z łaski, ukrywając się wewnątrz niej, i obierając w niej mieszkanie przez miłość. Teraz odeszła ode Mnie, jak cudzołożnica, kochając siebie, stworzenia i rzeczy stworzone bardziej, niż Mnie. Z siebie uczyniła sobie boga i prześladuje Mnie licznymi i różnymi grzechami. A wszystko to czyni, ponieważ nie pamięta o dobrodziejstwie krwi wylanej z tak wielkim ogniem miłości.

XXXIV. Jak owocem innych, którzy dzierżą władzę, jest niesprawiedliwość.

Są inni, którzy wysoko noszą głowę, ponieważ są panami i władcami, lecz w sprawowaniu tej władzy są chorążymi niesprawiedliwości: niesprawiedliwości względem Mnie, Boga swego, niesprawiedliwości względem bliźniego i niesprawiedliwości względem siebie samych.

Niesprawiedliwi są względem siebie nie wywiązując się z powinności, którą mają co do siebie, aby być ludźmi cnotliwymi. Niesprawiedliwi są względem Mnie, gdyż są obowiązani oddawać cześć i chwałę imieniu memu, a nie czynią tego, co powinni. Jak złodzieje kradną to, co jest moje i oddają własnej słudze, swej zmysłowości. Popełniają niesprawiedliwość względem Mnie i względem siebie, tak ślepi i ciemni, że nie poznają Mnie w sobie.

A wszystko to przez miłość własną, tak jak postąpili Żydzi i słudzy Zakonu, którzy dali się zaślepić zawiści i miłości własnej i nie poznali prawdy Jednorodzonego Syna mego. Dlatego uchybili powinności poznania Prawdy wiecznej, która była wśród nich, jak rzekła moja Prawda, mówiąc: Królestwo Boże w was jest (Łk 17,21). Lecz nie poznali Go: czemu? Ponieważ, wedle tego co rzekłem, stracili światło rozumu, i dlatego nie spełnili obowiązku oddając cześć i chwałę Mnie i Jemu, który był jednym ze Mną. W ślepocie swej popełnili niesprawiedliwość prześladując Go i zadając Mu liczne zniewagi aż do śmierci na krzyżu.

Tak to ci wielcy panowie popełniają niesprawiedliwość względem Mnie i względem siebie. Niesprawiedliwi są też względem bliźniego swego, sprzedając ciała poddanych swoich i każdego, kto wpadnie im w ręce.

Przez te i inne błędy wpadają w fałszywe sądy, jak ci to poniżej rozwinę. Zawsze się gorszą mymi dziełami, które są wszystkie sprawiedliwe i zaprawdę wszystkie są natchnione przez miłość i miłosierdzie.

XXXV. Jak przez te i inne błędy wpada się w fałszywy sąd; i o niegodziwości, do której się przez to dochodzi.

Przez ten fałszywy sąd, przez ten jad zawiści i pychy zostały spotwarzone i niesprawiedliwie osądzone czyny Syna mego. Fałsz i kłamstwo rzekły: Ten czyni przez Belzebuba (Mt 12,24). Tak samo ci niegodziwcy, opanowani przez miłość własną, przez nieczystość, przez pychę, przez chciwość, zakorzenieni przez zawiść w przewrotności swego sądu, zniecierpliwieni przeszkodami i oślepieni wszystkimi grzechami, które popełniają, zawsze się gorszą ze Mnie i ze sług moich twierdząc, że spełniają oni cnotliwe czyny przez obłudę. Ponieważ serce ich jest zgniłe, a smak zepsuty, przeto rzeczy dobre wydają się im złymi, a złe, nieuporządkowane życie, wydaje się im dobrym.

O ślepoto ludzka! O człowiecze, jak mało zważasz na godność swoją! Byłeś tak wielki, a stałeś się tak mały! Z pana stałeś się niewolnikiem najlichszej władzy, jaka być może, bo stałeś się sługą i niewolnikiem grzechu; stałeś się podobny do tej rzeczy, której służysz. Grzech jest niczym, więc ty stałeś się niczym. Odebrałeś sobie życie, a zadałeś śmierć.

To życie i ta władza były wam dane przez Słowo Jednorodzonego Syna mego, który jest chwalebnym mostem. Byliście niewolnikami szatana, a on uwolnił was z tej niewoli. Stał się sam niewolnikiem, aby oswobodzić was z niewoli. Nakazał sobie posłuszeństwo, aby zniszczyć nieposłuszeństwo Adama; poniżył się aż do haniebnej śmierci na krzyżu, aby zawstydzić pychę. Przez swą śmierć zniszczył wszystkie występki, aby nikt nie mógł rzec: ten grzech pozostał i nie został ukarany i przekuty męką. Bo rzekłem ci powyżej, że z ciała Jego uczyniłem kowadło. Wszystkie środki zostały dane ludziom, aby uszli śmierci wiecznej, a oni wzgardzili krwią i zdeptali ją nogami nieuporządkowanego pragnienia.

Oto niesprawiedliwość, oto fałszywy sąd, za który świat jest upomniany i o którym będzie przekonany w ostatni dzień sądu.

To chciała rzec Prawda moja, mówiąc: Poślę Pocieszyciela, który przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie (J 16,8). Został przekonany wtedy, gdy zesłałem Ducha Świętego na apostołów.

XXXVI. Gdzie mowa o przypowieści Chrystusa: Poślę Pocieszyciela, który przekona świat o niesprawiedliwości i fałszywym sądzie; i jak jedno z tych napomnień jest ustawiczne.

Są trzy napomnienia. Pierwsze było dane, gdy Duch Święty zstąpił na uczniów. Zostali oni, jak rzekłem, umocnieni mocą moją, oświeceni mądrością umiłowanego Syna mojego, otrzymali wszystko w pełni Ducha Świętego. Wtedy to Duch Święty, który jest jednym ze Mną i z Synem moim, napomniał świat, przez usta uczniów, nauką mej Prawdy. Oni i wszyscy inni, którzy pochodzą od nich, idąc za prawdą od nich usłyszaną, napominają świat.

Jest to ustawiczne napomnienie, które daję światu, za pośrednictwem Pisma Świętego i sług moich, na których języki spływa Duch Święty, gdy zwiastują prawdę; podobnie szatan wchodzi w usta sług swoich, to jest tych, którzy przechodzą przez rzekę, niegodziwie.

Słodkie to napomnienie daję ustawicznie, przez bardzo wielką miłość, jaką żywię dla zbawienia dusz. Nikt nie może rzec: Nie znalazłem nikogo, kto by mnie napomniał, gdyż wszystkim objawiłem prawdę, wszystkich nauczyłem, gdzie jest cnota, a gdzie jest grzech. Ukazałem im owoc cnoty i zgubne skutki grzechu, aby dać im miłość i bojaźń świętą, ukochanie cnoty i nienawiść grzechu. Nie przez anioła objawiłem im tę naukę prawdy, aby nie mogli rzec: Anioł jest duchem szczęśliwym, nie może zgrzeszyć, i nie czuje, jak my, udręczeń cielesnych, ani brzemienia ciała. Nie zostawiłem im tej wymówki. Nauka ta została im dana przez moją Prawdę, Słowo wcielone w śmiertelne ciało wasze.

Kim więc są ci, którzy poszli za tym Słowem? Są to stworzenia śmiertelne, jak wy, podległe cierpieniom, jak wy, doznające buntu ciała przeciw duchowi. Zarówno chwalebny Paweł, mój herold, jak wielu innych świętych, byli dręczeni przez różne rzeczy. Udręczenia dopuszczałem i dopuszczam zawsze, dla wzmożenia łaski i postępu cnoty w ich duszach. Tak więc święci urodzili się z grzechu, jak wy, żywili się tym samym pokarmem, co wy, a Ja dziś, jak wtedy, jestem tym samym Bogiem. Nie osłabła i nie może osłabnąć moc moja. Zawsze mogę, chcę i umiem wesprzeć tego, kto prosi Mnie o pomoc. Człowiek wzywa pomocy mojej, kiedy wychodzi z rzeki i przechodzi przez most, idąc za nauką mej Prawdy.

Toteż nie mają ludzie wymówki, bo ustawicznie napominam ich i ukazuję im prawdę. Jeśli nie poprawią się, póki czas, będą potępieni w drugim napomnieniu, które im dam w ostatniej godzinie śmierci, gdy sprawiedliwość moja zawoła: Surgite mortui, venite ad iudicium.  [2] To jest: ty, który umarłeś dla łaski i umarłeś śmiercią ciała, wstań i pójdź przed oblicze najwyższego Sędziego z niesprawiedliwością twą, z fałszywym sądem twoim, ze zgaszonym światłem wiary, światłem, które otrzymałeś płonące na chrzcie świętym i które zgasiłeś wiatrem pychy i próżności serca. Z serca twego uczyniłeś żagiel dla wiatrów przeciwnych twemu zbawieniu. Z żaglem miłości własnej rozpiętym na wiatr pochlebstwa płynąłeś rzeką rozkoszy i dostatków świata oddając się dobrowolnie pokusom ułomnego ciała i sidłom diabła. Dmąc w żagiel twej własnej woli diabeł powiódł cię drogą dolną, czyli rwącą rzeką, i doprowadził cię z sobą do potępiania wiecznego.

XXXVII. O drugim napomnieniu, w którym człowiek przekonany jest o niesprawiedliwości i fałszywym sądzie w ogólności i w szczególności.

To drugie napomnienie, najdroższa córko, zjawia się w ostatniej godzinie, gdy już nie ma ratunku. Człowiek znajduje się u wrót śmierci i wtedy budzi się robak sumienia, którego nie czuł, oślepiony przez miłość własną; lecz teraz, w chwili śmierci, gdy człowiek widzi, że nie może ujść rąk moich, robak zaczyna go toczyć wyrzutami z powodu tak wielkiego zła, do którego przywodzą duszę grzechy.

Gdyby dusza ta miała światło, którego potrzeba, aby poznać winę swą i bolała nad nią, nie z powodu męki piekielnej, która po niej następuje, lecz dlatego, że obraziła Mnie, który jestem najwyższą i wieczną dobrocią, jeszcze znalazłaby miłosierdzie.

Lecz jeśli przekroczyła próg śmierci bez światła, tylko z wyrzutami sumienia, bez nadziei w krwi, przejęta własnym cierpieniem, bolejąc nad swą zgubą, a nie z powodu obrazy mojej: dochodzi do potępienia wiecznego. Wtedy sprawiedliwość moja oskarża ją surowo za niesprawiedliwość i fałszywy sąd, nie tylko w ogólności za niesprawiedliwości i fałszywe sądy, których używała we wszystkich działaniach swoich, lecz także i przede wszystkim za szczególną niesprawiedliwość, którą popełniła w tej ostatniej chwili i za fałszywy sąd, który wydała, uważając, że nędza jej jest większa, niż miłosierdzie moje.

Oto grzech niewybaczalny, ani w tym życiu, ani w przyszłym. Dusza odtrąciła miłosierdzie moje, wzgardziła nim i grzech ten jest cięższy, niż wszystkie inne grzechy, które popełniła (por. Mt 12,31-32). Toteż rozpacz Judasza była bardziej obraźliwa dla Mnie i boleśniejsza dla Syna mojego, niż jego zdrada. Więc dusza jest oskarżona za ten fałszywy sąd, że uważała grzech swój za większy, niż moje miłosierdzie i przeto jest karana z szatanami i dręczona wiecznie z nimi.

Jest też oskarżona o niesprawiedliwość, którą popełnia wtedy, gdy boleje bardziej z powodu swojej zguby, niż mojej obrazy. Popełnia istotnie niesprawiedliwość, bo nie oddaje Mi tego, do czego mam prawo, ani sobie tego, co do niej należy. Mnie winna oddawać miłość i gorycz ze skruchą serca, którą winna ofiarować w obliczu moim za zadaną mi obrazę. A ona czyni przeciwnie, daje sobie całą miłość, współczuje tylko z sobą, boleje tylko z powodu kary, którą ściągnął na nią grzech.

Jakoż widzisz, że popełnia podwójną niesprawiedliwość i przeto jest karana razem za jedną i drugą. Ponieważ wzgardziła miłosierdziem moim, Ja, przez sprawiedliwość moją, potępiam ją razem z okrutną jej sługą, zmysłowością, i z okrutnym tyranem, diabłem, którego stała się niewolnicą, poświęcając służbie jego własną zmysłowość, i wydaję ich razem na męki i udręczenia, jak razem Mnie obrazili. Dręczona będzie przez moje sługi, diabły, którym kazała sprawiedliwość moja karać złoczyńców.

XXXVIII. O czterech głównych udrękach potępionych, skąd wynikają wszystkie inne, a w szczególności o brzydocie diabła.

Córko, język nie jest zdolny wypowiedzieć mąk tych nieszczęsnych dusz. Jak wiesz, są trzy główne występki: pierwszym jest miłość własna, z której wynika; drugim wysokie mniemanie o sobie, a z niego rodzi się trzeci, to jest pycha z niesprawiedliwością, okrucieństwem i wszystkimi innymi niegodziwymi i nieczystymi grzechami, które z nich wypływają. Istnieją też w piekle cztery główne kary, z których wynikają wszystkie inne męki.

Pierwszą jest, że potępieni są pozbawieni mojego widoku, co jest tak wielką męką, że, gdyby to było dla nich możliwe, woleliby cierpieć ogień i srogie udręki, ciesząc się mym widokiem, niż nie czuć mąk, a nie widzieć Mnie.

Tę mękę wzmaga druga, robak sumienia, który ciągle toczy, gdy widzą, że z powodu swej winy są pozbawieni Mnie i obcowania z aniołami, i zasłużyli na towarzystwo diabłów, by paść się ich widokiem.

Ten widok diabła, który jest trzecią męką, podwaja wszystkie cierpienia. Oglądając Mnie, święci ciągle się radują, odnawiając ustawicznie przez swe wesele owoc swych trudów, które ponieśli dla Mnie z takim bogactwem miłości i wzgardą dla siebie samych. Przeciwnie ci nieszczęśliwi odnawiają swe męki na widok diabła, bo widząc go, poznają lepiej siebie, i lepiej rozumieją, że przez swój grzech zasłużyli na te kary. Wtedy robak sumienia bardziej ich toczy, i pali jak ogień, który nie ustaje nigdy (por. Iz 66,24).

Jeszcze większą męką jest im to, że widzą go we własnej postaci jego, która jest tak straszliwa, że żadne serce ludzkie nie może sobie jej wyobrazić. Pamiętasz, gdy na krótką chwilę, był to dosłownie moment, ukazałem ci go w jego własnej postaci, i gdy wróciłaś do siebie, oświadczyłaś, że wolałabyś raczej iść drogą ognistą aż do ostatniego dnia sądu, niż patrzeć nań dłużej. Mimo wszystko, co widziałaś, nie wiesz jeszcze dobrze, jak jest straszliwy; bo przez Boską sprawiedliwość ukazuje się straszniejszym duszy, która jest Mnie pozbawiona, i to więcej lub mniej, zależnie od wielkości grzechu człowieka.

Czwartą męką jest ogień. Ogień ten pali a nie trawi. Istnienie duszy nie może się strawić, bo nie jest ona rzeczą materialną, którą by ogień mógł zniszczyć. Jest bezcielesna. Lecz Ja, przez Boską sprawiedliwość, dopuszczam, aby ogień palił dusze boleśnie, aby dręczył je nie niszcząc, aby gnębił je, zadając im największe cierpienia, w rozmaity sposób, wedle rozmaitości grzechów, bardziej lub mniej, zależnie od wielkości winy.

Do tych czterech mąk dochodzą wszystkie inne, a wśród nich zimno, gorąco i zgrzytanie zębów. Otóż tak nędznie karani są ci, którzy zganieni po raz pierwszy w ciągu życia za sąd i niesprawiedliwość, nie poprawiwszy się usłyszeli drugą naganę w godzinie śmierci, a nie chcieli pokładać nadziei we Mnie, żałować wyrządzonej Mnie obrazy, bolejąc tylko z powodu grożącej im kary. Ci otrzymali śmierć wieczną.

XXXIX. O trzecim napomnieniu, które nastąpi w dzień sądu.

Pozostaje opowiedzieć ci o trzecim napomnieniu, w ostatnim dniu sądu. Rzekłem ci już o dwóch pierwszych; teraz, abyś poznała, jak bardzo człowiek się myli, opowiem ci o trzecim, to jest o sądzie powszechnym, gdzie odnawia się i wzrasta cierpienie biednej duszy przez zjednoczenie jej z ciałem, pod nieznośnym potępieniem, które przygniata ją pomieszaniem i wstydem.

Wiedz, że w ostatnim dniu sądu, gdy Słowo, Syn mój przyjdzie w boskim Majestacie, aby oskarżyć świat Boską mocą, nie przyjdzie ubożuchny, jak wtedy, gdy się urodził z łona Panny w stajni, wśród zwierząt, lub kiedy umarł pomiędzy dwoma łotrami.

Wtedy ukryłem moc moją w Nim, pozwalając, aby znosił cierpienia i męki jako człowiek: Jakoby Boska natura moja oddzieliła się od natury ludzkiej, lecz pozwoliłem Mu cierpieć jako człowiekowi, aby zadość uczynić za winy wasze.

Nie tak przyjdzie w ostatniej chwili. Przyjdzie z mocą sądzić świat, we własnej osobie. Odda każdemu, co należy i nie będzie stworzenia, które by nie zaznało bojaźni (por. Mt 24,30).

Nędznych potępieńców przejmie widok Jego tak wielką męką i tak wielkim przerażeniem, że język nie byłby zdolny wypowiedzieć tego. Sprawiedliwych natchnie czci pełną bojaźnią zmieszaną z weselem. Nie aby miał zmienić oblicze swoje, bo jest niezmienny; niezmienny według natury Boskiej, przez którą jest jednym ze mną i niezmienny według natury ludzkiej, odkąd przywdział chwałę zmartwychwstania. Lecz strasznym okaże się oczom potępieńca, gdyż ten widzieć Go będzie wzrokiem przerażenia i mroku, jaki nosi w sobie.

Oko chore widzi tylko ciemności w słońcu, które jest tak jasne, podczas gdy oko zdrowe widzi w nim światło. Nie jest to wina słońca, że jest inne dla ślepego, a inne dla widzącego, lecz wina oka, które jest chore. Tak też potępieni ujrzą Syna mego w ciemności, we wstydzie i w nienawiści, nie z winy mego Boskiego Majestatu, w którym przyjdzie sądzić świat, lecz z winy swojej.

XL. Jak potępieni nie mogą pragnąć żadnego dobra.

Tak wielka jest nienawiść, którą żywią, że nie mogą chcieć ani pragnąć żadnego dobra. Nieustannie mi bluźnią. A wiesz, czemu nie mogą pragnąć dobra? Bo wraz z życiem człowieka kończy się wolna wola. Stracili czas dany im do zdobycia zasług. Nie mogą na nic zasłużyć.

Duszę tych, co zmarli w nienawiści, obarczeni winą grzechu śmiertelnego, sprawiedliwość Boska trzyma w pętach nienawiści i dusza ich trwa zawsze uparcie w złości, którą nosi w sobie, trawiąc się sama. Ciągle rosną jej męki, a zwłaszcza męki pochodzące od tych, których potępienia była przyczyną. Przypomnij sobie tego potępionego bogacza, który prosił o łaskę, aby Łazarz poszedł do braci jego, pozostałych na świecie i zawiadomił ich o jego mękach. Nie uczynił tego z miłości ani ze współczucia dla braci, bo był pozbawiony miłości i nie mógł pragnąć dobra, ani mojej chwały, ani ich zbawienia. Bo jak ci rzekłem, potępieni nie mogą uczynić nic dobrego bliźniemu i bluźnią Mi; życie ich skończyło się w nienawiści do Mnie i do cnoty.

Więc czemu to uczynił? Uczynił to, gdyż był najstarszy z nich i wychował ich w niegodziwościach, w których żył. Tak, był przyczyną ich potępienia i widział, że pogorszy się jego kara; gdy będą dzielić z nim męki tam, gdzie dusze trawią się wiecznie nienawiścią, bo w nienawiści skończyło się ich życie.

XLI. O chwale błogosławionych.

Dusza sprawiedliwa, która kończy życie w miłości, związana jest miłością. Nie może wzrastać w cnocie, bo minął czas. Lecz może zawsze kochać z tą miłością, z jaką przychodzi do Mnie i tą miarą będzie jej odmierzone. Zawsze pragnie Mnie, i zawsze Mnie kocha, i pragnienie jej nie jest nigdy daremne; czuje głód i jest nasycona; nasycona czuje jeszcze głód; i unika w ten sposób niesmaku przesytu, jak i męki głodu.

W miłości radują się wybrani moi wiecznym widokiem moim; uczestniczą w dobru, które mam w sobie i którego udzielam wedle miary jego; tą miarą jest stopień miłości, z jaką przyszli do Mnie. Ponieważ trwali w miłości mojej i w miłości bliźniego i są zjednoczeni przez miłość czy to ogólną, czy szczególną, które wypływają z tejże samej miłości, radują się i weselą, poza dobrem, które wszyscy posiadają wspólnie, również szczęściem innych, uczestnicząc przez miłość, w dobru drugiego. Święci radują się i weselą z aniołami, wśród których są umieszczeni wedle stopni i jakości cnót, jakie głównie uprawiali na świecie, związani z sobą węzłem miłości. Uczestniczą też szczególnie w szczęściu tych, których kochali czulej na ziemi, osobliwą miłością. Przez miłość tę wzrastali w łasce i cnocie i pobudzali jeden drugiego do stwierdzania chwały i sławy imienia mego w sobie i w bliźnim. Tej miłości nie utracili w życiu wiecznie trwającym, przeciwnie, uczestnicząc coraz ściślej i z większą obfitością jeden w miłości drugiego, pomnażają dobro powszechne.

Nie chciałbym, abyś myślała, że tym dobrem szczególnym radują się tylko sami między sobą. Tak nie jest; uczestniczą w nim wszyscy szczęśliwi mieszkańcy nieba, wszyscy umiłowani synowie moi i cała natura anielska. Gdy dusza dochodzi do życia wiecznego, wszyscy uczestniczą w dobru tej duszy, jak i ta dusza w dobru wszystkich. Nie aby ich czy jej czara mogła się zwiększyć, lub też musiała być dopełniona, bowiem jest pełna i zwiększyć się nie może, lecz czują radość, upojenie, zachwyt, wesele, które odświeżają się w nich na widok tej duszy. Widzą, że przez moje miłosierdzie wzniesiona została z ziemi w pełni łaski, radują się we Mnie dobrem tej duszy, które otrzymała przez moją dobroć.

I dusza ta jest szczęśliwa we Mnie i w duszach, i w duchach błogosławionych, widząc i poznając w nich piękność i słodycz mojej miłości. Wszystkie pragnienia ich wołają w obliczu moim o zbawienie całego świata. Życie ich skończyło się w miłości bliźniego, nie utracili tej miłości. Przeszli z nią przez bramę, którą jest Jednorodzony Syn mój (por. J 10,7.9), jak ci to poniżej opowiem: związani są tym węzłem miłości, w którym zakończyli życie i trwają w nim wiecznie.

Są tak zgodni z wolą moją, że mogą chcieć tylko to, czego Ja chcę; wolna wola ich tak jest związana węzłem miłości, że gdy minie czas, stworzenie obdarzone rozumem, które umiera w stanie łaski, nie może już grzeszyć. Wola ich tak bardzo jest zjednoczona z moja, że gdy ojciec lub matka widzą syna w piekle, gdy syn widzi w piekle ojca i matkę, nie martwią się tym, są nawet radzi widząc, że są ukarani, jako nieprzyjaciele moi. Nic nie może poróżnić ich ze Mną; wszystkie pragnienia ich są spełnione.

Pragnieniem błogosławionych jest widzieć chwałę moją w was podróżnych pielgrzymach, którzy zawsze biegniecie do kresu śmierci. Pragnąc chwały mojej, pragną zbawienia waszego, przeto zawsze modlą się do Mnie za was. Pragnienie to spełniam, choć tam, gdzie wy ciemni nie wierzgacie przeciwko miłosierdziu mojemu.

Pragną też odzyskać swe ciało. Choć nie posiadają go obecnie, nie martwią się tym; radują się z góry pewnością, że posiędą je kiedyś. To, że go obecnie nie posiadają, nie smuci ich i nie umniejsza ich szczęśliwości. Nie doznają z tego powodu cierpienia.

Nie myśl, że szczęśliwość ciała po zmartwychwstaniu przysporzy szczęśliwości duszy. Wynikałoby z tego, że dopóki dusza jest oddzielona od ciała, posiada szczęśliwość niedoskonałą. To być nie może, gdyż nie brak jej niczego do doskonałości. Nie ciało czyni duszę szczęśliwą, lecz dusza darzy ciało szczęśliwością; ona wzbogaci je własną obfitością, gdy w ostatni dzień sądu przyodzieje się własnym ciałem, które zrzuciła.

Jak dusza jest nieśmiertelna, jak została utrwalona i ustalona we Mnie, tak ciało przez to zjednoczenie staje się nieśmiertelne; straciwszy swą ciężkość staje się subtelne i lekkie. Tedy wiedz, że ciało przyjęte do chwały przeszłoby poprzez mur; ani ogień, ani woda nie wyrządzi mu szkody; nie swą własną siłą, lecz siłą pochodzącą z duszy, będącą darem mej łaski, udzielonym przez mą niewysłowioną miłość, która kazała Mi ją stworzyć na obraz i podobieństwo moje.

Oko intelektu twego nie zdoła zobaczyć, ani ucho twoje usłyszeć, ani język twój opowiedzieć, ani serce pomyśleć, jak wielkie jest dobro wybranych (por. l Kor 2,9).

Jakaż rozkosz dla nich widzieć Mnie, który jestem wszelkim dobrem. O jaką radość czuć będą posiadłszy uwielbione ciało. Dobra tego dostąpią dopiero na sądzie powszechnym, lecz teraz nie czują cierpienia. Niczego nie brak im do szczęśliwości, dusza jest pełna w sobie; ciało będzie uczestniczyć w tej szczęśliwości, jak ci rzekłem.

Cóż ci rzec o dobru, którego doznawać będą ciała uwielbione w uwielbionym człowieczeństwie Jednorodzonego Syna mojego, dającym wam pewność waszego zmartwychwstania. Radować się będą na widok Jego ran zawsze świeżych, na widok blizn zawsze otwartych w Jego ciele, które wołają ustawicznie o miłosierdzie dla was do Mnie, najwyższego i wiecznego Ojca. Wszyscy weselić się będą podobieństwem z Nim. Oko ich będzie podobne do Jego oka, ręce ich do Jego rąk, całe ich ciało do ciała słodkiego Słowa, Syna mojego. Będąc we Mnie, będą w Nim, który jest jednym ze Mną. Oko ich ciała będzie rozkoszować się w uwielbionym człowieczeństwie Słowa, Jednorodzonego Syna mojego.

Czemuż to? Bo życie ich skończyło się w umiłowaniu mej miłości i przeto miłość ich trwać będzie wiecznie. Nie aby mogli zdziałać jeszcze coś dobrego, lecz znajdują radość w tym, co uczynili. To znaczy, że nie mogą dokonać żadnego czynu zasługującego, za który mogliby oczekiwać nagrody. Bo tylko w tym życiu zdobywa się zasługę lub grzeszy się, według użytku, jaki podoba się komu uczynić z wolnej woli.

Ci nie czekają ze strachem sądu Bożego, lecz z weselem. Oblicze Syna mojego nie wydaje się im strasznym, ani pełnym nienawiści, gdyż zmarli pełni miłości dla Mnie i życzliwości dla bliźniego.

Widzisz więc, że oblicze Jego nie zmieni się w sobie, kiedy On przyjdzie z majestatem moim sądzić świat, lecz zmieni się dla części tych, którzy będą przez Niego sądzeni. Potępionym ukaże się pełen nienawiści i surowości, zbawionym pełen miłości i miłosierdzia.

XLII. Jak po sądzie powszechnym wzrośnie męka potępionych.

Opowiedziałem ci o godności sprawiedliwych, abyś lepiej zrozumiała nędzę potępionych. Bo drugą ich męką jest widok szczęśliwości sprawiedliwych. Widok ten wzmaga ich kaźń, jak w sprawiedliwych kara potępionych wzmaga radość z dobroci mojej. Bo światłość bardziej uwydatnia ciemność, a ciemność światło. Toteż dla potępionych będzie męką widok szczęśliwych; z przerażeniem czekają ostatniego dnia sądu, gdyż wiedzą, że będzie on dla nich wzmożeniem katuszy.

Istotnie, gdy usłyszą straszliwy głos: Surgite mortui, venite ad iudicium  [3], dusza wróci z ciałem, które w sprawiedliwych będzie uwielbione, a w potępionych udręczone na wieki. Potępieni okryją się wstydem i hańba w obliczu mojej Prawdy i wszystkich błogosławionych. Robak sumienia toczyć wtedy będzie rdzeń drzewa, to jest duszę, i pożerać korę, to jest ciało.

Wypominana im będzie: krew za nich wylana, dzieła duchowe i doczesne miłosierdzia mego, dokonane dla nich przez Syna mojego, ich własne powinności względem bliźniego, zapisane w świętej Ewangelii. Oskarżeni będą za okrucieństwa względem bliźniego, za pychę i miłość własna, za rozpustę i chciwość; widok miłosierdzia, którego ode Mnie doznali, srodze zaostrzać będzie naganę.

W chwili śmierci dusza sama słyszy oskarżenie, lecz na sądzie powszechnym odnosić się ono będzie jednocześnie do duszy i ciała; bo ciało było towarzyszem i narzędziem duszy, w czynieniu dobra i zła, wedle tego, co podobało się woli własnej.

Każdy czyn dobry i zły spełniany jest za pośrednictwem ciała. Toteż słusznie, córko moja, dusze wybrane otrzymują chwałę i szczęście nieskończone z swymi ciałami uwielbionymi, aby odebrały nagrodę oboje za trudy, które razem poniosły dla Mnie. Tak samo ciała złych będą dzielić ich męki wieczne, gdyż były narzędziem grzechu.

Odświeżą się więc i wzrosną męki grzeszników, gdy z ciałem staną przed obliczem Syna mojego. Cóż za potępienie ich nędznej zmysłowości i nieczystości, widzieć naturę ludzką w człowieczeństwie Chrystusa, zjednoczoną z czystością mego bóstwa. Ujrzą tę glinę Adama, z której uczyniona jest natura wasza, wyniesioną ponad wszystkie chóry aniołów, gdy oni pogrążeni będą przez błędy swoje w głębokości piekła.

Ujrzą szczodrobliwość i miłosierdzie jaśniejące w błogosławionych, którzy otrzymali owoc krwi Baranka; ujrzą wszystkie cierpienia, które znieśli i które zdobią ich ciała, jak haft suknię, nie przez moc ciała, lecz jako skutek pełni duszy, która odbija w ciele nagrodę swych trudów, gdyż było ono towarzyszem jej w pełnieniu cnoty. Jak twarz człowieka odbija się w zwierciadle, tak w ciele prześwieca owoc trudów w sposób, jak ci to rzekłem.

Patrząc na taką godność, której są pozbawieni, ci mieszkańcy ciemności czują, że rośnie ich męka i wstyd, gdyż na ciele ich udręczonym i umęczonym zjawia się piętno niegodziwości, które popełnili. Wtedy na głos straszliwy, który usłyszą: Idźcie przeklęci w ogień wieczny (Mt 25,41), pójdzie ich dusza wraz z ciałem, otoczona całym zaduchem ziemi, żyć z diabłami, bez pociechy nadziei, każda na swój sposób, wedle miary i rozmaitości popełnionych grzechów. Skąpy, pogrążony w smrodzie chciwości, płonąć będzie w ogniu wraz z dobrami tego świata, które tak niegodziwie pokochał. Okrutnik płonąć w nim będzie z swym okrucieństwem; rozpustnik ze swą rozpustą i niecnymi pożądaniami; niesprawiedliwy ze swymi niesprawiedliwościami; zawistny i zawzięty na bliźniego ze swą nienawiścią. Ta nieuporządkowana miłość własna, sprzęgnięta z dumą, z której wyszły wszystkie złości, będzie palić i zadawać im mękę nieznośną; tak wszyscy będą ukarani. Każdy na swój sposób, zarazem na duszy i ciele.

Oto nędzny koniec tych, którzy idą drogą dolną, przez rzekę, nie odwracając się, aby poznać swoje winy i prosić o moje miłosierdzie. Tak dochodzą do bramy kłamstwa, bo idą za nauką diabła, który jest ojcem kłamstwa, i diabeł jest sam bramą, przez którą dochodzą do potępienia wiecznego, jak ci rzekłem powyżej.

Natomiast wybrani, synowie moi, idąc drogą górną, przez most, kroczą droga prawdy, a prawda ta sama jest bramą. Przeto rzekła moja Prawda: Nikt nie przychodzi do Ojca mego, jeno przeze Mnie (J 14,6). On jest bramą i drogą, którą trzeba iść, aby przyjść do Mnie, morza pokoju.

I przeciwnie, ci, którzy szli za kłamstwem, doszli do wód śmierci. Ślepcy i szaleńcy! Tam wzywa ich diabeł, a oni nie spostrzegają tego, gdyż stracili światło wiary. Diabeł zda się mówić do nich: „Kto pragnie wody śmierci, niech przyjdzie do mnie, a ja go napoję”.

XLIII. O pożytku pokus i jak każda dusza w swych ostatnich chwilach widzi przeznaczone jej miejsce chwały lub kary.

Diabeł został wykonawcą sprawiedliwości mojej, ażeby dręczyć dusze, które nędznie Mnie obraziły. Umieściłem go w tym życiu, iżby kusił stworzenia moje, nie aby stworzenia moje zostały zwyciężone, lecz aby triumfowały nad nim i otrzymały ode Mnie chwałę zwycięstwa, dowiódłszy w sobie cnoty. Nikt nie powinien się bać walki z diabłem, czy jego pokusy, bo uczyniłem wszystkich silnymi. Dałem im męstwo woli, umocnionej w krwi Syna mojego. Woli tej żaden diabeł, ani żadna moc stworzenia nie może zmienić. Jest ona wasza, tylko wasza, dana przeze Mnie wraz z jej wolnością.

Przez tę wolność więc możecie rozporządzać wolą, hamować ją lub popuszczać jej cugle, wedle upodobania waszego. Wola jest bronią, którą wkładacie w ręce diabla: jest zaiste nożem, którym on godzi w was, którym was zabija. Lecz jeśli człowiek nie wydaje diabłu tego miecza woli, to jest, jeśli nie przystaje na pokusy i nalegania jego, nigdy pokusa nie dotknie go i nie uczyni winnym grzechu. Raczej umocni go ona, otwierając oko jego intelektu, aby widział miłość moja, która pozwala mu poznać, że tylko z miłości dopuszczam was kusić, dla doprowadzenia was do cnoty i wypróbowania jej.

Do cnoty dochodzi się jedynie przez poznanie samego siebie i przez poznanie Mnie. Poznanie to zdobywa się przede wszystkim w czasie pokusy. Wtedy człowiek poznaje, że nie istnieje, nie mogąc usunąć mąk i utrapień, których chciałby jednak uniknąć, i poznaje też Mnie w swej woli, którą umacnia dobroć moja, aby nie zgodziła się na te myśli. Widzi, że miłość moja dopuszcza je, bo diabeł jest słaby; sam przez się nic nie może, chyba o ile mu pozwalam. A Ja dopuszczam pokusę z miłości, a nie z nienawiści, dla waszego tryumfu, a nie dla waszej klęski, abyście doszli do doskonałego poznania Mnie i siebie; ażeby cnota wasza przeszła próbę, a wypróbowana być może tylko przez jej przeciwieństwo.

Widzisz więc, że diabli są moimi sługami, aby dręczyć potępionych w piekle, a w tym życiu ćwiczyć i doświadczać cnotę w duszy. Nie aby zamiarem diabła było umacniać was w cnocie, gdyż nie posiada on miłości i chce pozbawić was cnoty; ale tego nie może uczynić, jeśli wy nie chcecie.

Jakaż to głupota człowieka, który sam czyni się słabym, gdy Ja uczyniłem go silnym, i oddaje się w ręce diabłów. Więc chcę, abyś wiedziała, co dzieje się w chwili śmierci z tymi, którzy w życiu poddali się władzy diabła. Nie z musu, bo nikt ich zmusić nie może, jak ci rzekłem, lecz dobrowolnie oddali się w ich ręce i nosili aż do śmierci haniebne jarzmo tej niewoli. W tej ostatniej chwili nie oczekują innego sądu, własne sumienie jest im sędzią i zrozpaczeni rzucają się w potępienie wieczne. U wrót śmierci czepiają się nienawiścią piekła, zanim się tam dostaną.

Inaczej sprawiedliwi, którzy żyli w miłości i umierają w miłości. Gdy nadejdzie koniec życia, jeśli żyli dobrze w cnocie, oświeceni światłem wiary, widzą okiem wiary i doskonałą nadzieją w krwi Baranka dobro, które im przygotowałem, i obejmują je ramionami miłości, ściskając miłośnie Mnie, najwyższe i wieczne Dobro, w tej chwili śmierci. Tak kosztują życia wiecznego, zanim opuszczą powłokę śmiertelną, zanim dusza rozłączy się z ciałem.

Inni, którzy przeżyli życie swoje i doszli do chwili śmierci z miłością ogólna, jako że nie osiągnęli tak wielkiej doskonałości, bo posiadają ją niedoskonale, ci dostępują miłosierdzia mojego przez to samo światło wiary i nadziei, które mieli doskonali. Z powodu jednak swej niedoskonałości, chwytają się miłosierdzia mego, uważając, że miłosierdzie moje jest większe, niż ich winy.

Grzesznicy niegodziwi czynią przeciwnie. Widok miejsca, które jest im przeznaczone, napełnia ich rozpaczą i czepiają się go z nienawiścią, jak się rzekło. Tak jedni, jak i drudzy nie czekają na swój sąd; odchodząc z tego życia każdy otrzymuje miejsce swoje, jak ci rzekłem. Kosztują go i zajmują je, zanim rozstaną się z ciałem w chwili śmierci: potępieni przez nienawiść i rozpacz, doskonali przez miłość, światło wiary i nadzieję krwi, niedoskonali zaś przez miłosierdzie i tę samą wiarę, dochodzą do czyśćca.

XLIV. Jak diabeł zawsze chwyta dusze pod pozorem jakiegoś dobra. Jak dusze, co idą przez rzekę a nie przez most, są oszukane i chcąc uniknąć mąk wpadają w nie. Wizja drzewa, którą miała raz ta dusza.

Rzekłem ci, że diabeł zaprasza ludzi do wody śmierci, jedynej jaką posiada; oślepia ich rozkoszami i zaszczytami świata; na wędki; przyjemności chwyta ich pozorem dobra. W inny sposób nie mógłby tego uczynić; ludzie schwytać by się nie dali, gdyby nie znajdowali tam czegoś dobrego lub przyjemnego, bo dusza z natury swojej zawsze pragnie dobra.

Prawdą jest, że dusza, oślepiona miłością własną, nie poznaje ani rozróżnia, co jest prawdziwym dobrem, co przynosi pożytek zarazem duszy i ciału. Przeto diabeł w swej złośliwości, widząc, że człowiek ten jest oślepiony zmysłową miłością własną, ukazuje mu liczne i rozmaite grzechy, zabarwione jakąś korzyścią lub dobrem. Każdemu daje wedle jego stanu, wedle wad głównych, do których widzi go najbardziej przysposobionym. Co innego podsuwa człowiekowi świeckiemu, co innego zakonnikowi, co innego prałatom, co innego panom, stosując się do stanu każdego z nich.

Rzekłem ci już o tych, którzy toną w rzece, którzy myślą tylko o sobie, kochają tylko siebie, obrażając tak Mnie; opowiedziałem ci, jaki ich koniec. Teraz pokażę ci, jak się mylą i chcąc uniknąć mąk, wpadają w większe. Zdaje się im, że trudno jest iść za Mną, to jest kroczyć przez most, drogą Słowa, Syna mego i cofają się, bojąc się cierni. A to dlatego, że są oślepieni. Nie wiedzą, nie poznają prawdy, którą ci ukazałem na początku życia twego, kiedyś Mnie prosiła, abym uczynił miłosierdzie światu, wydobywając go z ciemności grzechu śmiertelnego.

Wiesz, że wtedy ukazałem ci siebie w postaci drzewa, którego nie widziałaś ani początku, ani końca. Wiedziałaś tylko, że korzeń jego zjednoczony jest z ziemią: była to natura Boska, zjednoczona z ziemią waszego człowieczeństwa. U stóp drzewa, jeśli pamiętasz, były krzaki ciernia; od których oddalali się wszyscy ci, co kochali zmysłowość własną i biegli do stosu plewy, który przedstawiał wszystkie uciechy świata. Te plewy miały pozór zboża, lecz były puste i przeto, jak widziałaś, wiele dusz ginęło wśród nich z głodu, a wiele, poznając oszustwo świata, wracało do drzewa i przechodziło przez cierń, to jest przez wybór woli. Wybór ten, zanim się go dokona, wydaje się cierniem na drodze prawdy: jest to nieustanna walka sumienia z jednej strony i zmysłowości z drugiej. Lecz kiedy człowiek przez nienawiść i odrazę do siebie, mężnie postanowi sobie, mówiąc: chcę iść za Chrystusem ukrzyżowanym, przedziera się przez ciernie i znajduje słodycz niewysłowioną, mniejszą lub większą, zależnie od gotowości i gorliwości każdego, jak ci to wyłożyłem.

Wiesz, że rzekłem ci wtedy: Jam jest Bóg wasz niezmienny, który się nie zmienia. Nie odtrącam żadnego stworzenia, które chce przyjść do Mnie.

Objawiłem im prawdę, czyniąc się widzialnym, Ja niewidzialny i ukazałem im, co to jest kochać coś poza Mną. Lecz oni, oślepieni chmurą nieuporządkowanej miłości, nie poznają Mnie, ani siebie. Widzisz, jak błądzą. Wolą umrzeć z głodu, niż przejść trochę cierni.

Nie mogą jednak uniknąć męki: w życiu tym nikt nie jest bez krzyża, chyba ci, co idą drogą górną, nie aby nie spotykali tam mąk, lecz męka jest dla nich pokrzepieniem. Przez grzech, jak rzekłem ci to powyżej, świat zrodził ciernie i kolce; on jest źródłem tej rzeki, morza burzliwego. Przeto dałem wam most, abyście nie utonęli.

Ukazałem ci, jak błądzą ci, co ulegają nieuporządkowanej bojaźni. Jestem ich Bogiem, który się nie zmienia i mam wzgląd nie na osoby, lecz na święte pragnienia. To ukazałem ci pod postacią tego drzewa.

XLV. Kto są ci, którym ciernie nie szkodzą, choć nikt nie może przejść przez to życie bez cierpień.

Teraz chcę ci pokazać, kogo te ciernie i kolce, które grzech zrodził na ziemi, ranią, a kogo nie. Dotychczas pokazałem ci, wraz z mą dobrocią, potępienie złych i powiedziałem ci, jak są oni oszukiwani przez własną zmysłowość; teraz chcę ci rzec, jak to oni, i tylko oni, ranią się o ciernie.

Nikt z urodzonych nie przechodzi przez to życie bez trudu bądź ciała, bądź ducha. Trudy ciała znoszą słudzy moi, lecz duch ich jest wolny; to znaczy, że nie czują oni smutku z powodu trudu, gdyż wola ich jest w zgodzie z wolą moją, a wola właśnie zadaje cierpienie człowiekowi. Mękę ducha i ciała natomiast znoszą ci, o których ci mówiłem i którzy w tym życiu mają przedsmak piekła, jak słudzy moi mają przedsmak życia wiecznego.

Czy wiesz, na czym głównie polega szczęśliwość błogosławionych? Na tym, że mają wolę pełną tego, czego pragną. Pragną Mnie, a pragnąc Mnie, posiadają Mnie i kosztują Mnie bez przeszkody, uwolnieni od ciężaru ciała, które jest prawem powstającym przeciwko duchowi. Ciało było przeszkodą, która nie pozwalała im poznać doskonale prawdy; uwięzieni w ciele, nie mogli oglądać Mnie twarzą w twarz.

Lecz odkąd dusza zrzuciła ciężar ciała, wola jej jest pełna Mnie: gdyż pragnąc widzieć Mnie, widzi Mnie i na tym widzeniu polega wasza szczęśliwość. Widząc poznaje; poznając kocha; kochając kosztuje Mnie, najwyższego i wiecznego Dobra; kosztując Mnie nasyca i napełnia swą wolę, zaspokaja pragnienie widzenia i poznania Mnie; jednocześnie pragnąc posiada i posiadając pragnie; i jak ci rzekłem, pragnienie to dalekie jest od cierpienia, a posiadanie od przesytu (por. Ap 7,16-17).

Więc widzisz, że szczęśliwość sług moich polega przede wszystkim na widzeniu i poznaniu Mnie; to poznanie i widzenie napełnia ich wolę. Dusza widzi to, czego pragnie, i tak jest nasycona. Jak ci rzekłem, radować się życiem wiecznym, to posiadać to, czego wola pragnie. Teraz wiedz, że życie wieczne, to widzenie Mnie, poznanie Mnie (por. Ps 17,15). Ludzie w tym życiu mają przedsmak życia wiecznego, jeśli w tym kosztują tego samego dobra, jakim będą kiedyś nasyceni.

Na czym polega ten przedsmak w tym życiu? Odpowiem ci. Na widzeniu dobroci mej w nich samych i na poznaniu mej prawdy, poznaniu, które tkwi w intelekcie, tym oku duszy oświeconej przeze Mnie (por. Mt 6,22-23). Źrenicą tego oka jest najświętsza wiara, której światło pozwala rozróżnić, poznać i obrać drogę i naukę mej Prawdy, Słowa wcielonego. Bez tej źrenicy wiary, dusza nie widziałaby. Byłaby podobna do człowieka, mającego wprawdzie oczy, ale bielmem pokrytą źrenicę, przez którą oko widzi. Tak więc źrenicą oka jest wiara. Jeśli miłość własna zasłoni ją bielmem niewiary, nie widzi; ma kształt oka, lecz nie ma światła, którego się pozbawiła.

Więc widzisz, że słudzy moi, widząc Mnie, poznają, poznając Mnie kochają, i kochając unicestwiają i zatracają swą wolę własną.

Straciwszy swoją wolę, przywdziewają moją, a ja nie chcę niczego prócz waszego uświęcenia. I natychmiast odwracają się od drogi dołem i zaczynają iść przez most i przechodzą przez ciernie. Stopy ich miłości są obute moją wolą, nie doznają więc szkody. Jeśli cierpią, jak ci rzekłem, to ciałem, a nie duchem, gdyż zmarła ich wola zmysłowa, która gnębi i dręczy ducha stworzenia. Gdy znikła wola, znikło i cierpienie. Wszystko odtąd znoszą z czcią, uważając sobie za łaskę, że są doświadczani przeze Mnie i pragnąc tylko tego, czego Ja chcę.

Jeśli pozwalam diabłu dręczyć ich, dopuszczając liczne pokusy dla wypróbowania ich cnót, jak ci rzekłem powyżej, oni opierają się wolą, którą umocnili we Mnie; uniżają się i uważając się za niegodnych pokoju i spoczynku ducha, uznają, że zasłużyli na tę mękę i przechodzą ją z weselem i poznaniem siebie, nie czując przygnębienia.

Czy przyjdzie udręczenie ze strony ludzi czy choroba, czy ubóstwo, czy utrata stanowiska w świecie, czy śmierć dzieci lub innych stworzeń, które się bardzo kocha (a wszystko to są ciernie, które zrodziła ziemia po grzechu), oni przyjmują wszystko z światłem rozumu i wiary świętej, patrząc tylko na Mnie, który jestem najwyższym Dobrem i mogę chcieć tylko dobra; i dopuszczam to dla ich dobra, z miłości nie z nienawiści.

Poznawszy tak miłość moją, patrzą w siebie, poznają swe błędy i widzą w świetle wiary, że dobro musi być nagrodzone, a wina ukarana. Widzą, że każda najmniejsza wina zasługiwałaby na karę nieskończoną, bo popełniona została przeciwko Mnie, który jestem Dobrem nieskończonym; i proszą o łaskę, abym zechciał ukarać ich w tym życiu i w tym czasie skończonym. Tak oczyszczają się zarazem z grzechów skruchą serca i zyskują zasługę doskonałą cierpliwością, i trudy ich będą nagrodzone dobrem nieskończonym.

Wiedzą też, że każdy trud w tym życiu jest krótkotrwały jak czas. Czas jest drobnym punktem, niczym więcej; gdy minął, minął i trud. Więc widzisz, że jest drobiazgiem. Słudzy moi cierpliwie znoszą próby i przechodzą przez chwilowe ciernie, które nie ranią ich serca, bo serce ich zostało im odebrane wraz z miłością zmysłową i zostało złożone we Mnie i zjednoczone ze Mną przez poryw miłości.

Więc prawdą jest, że mają przedsmak życia wiecznego w tym życiu. Przechodząc przez wodę nie wilgną, przez ciernie nie ranią się, bo poznali Mnie, najwyższe Dobro i szukali go tam, gdzie się ono znajduje, to jest w Słowie, Jednorodzonym Synu moim.

XLVI. O złościach, które wynikają z zaślepienia umysłu; i jak dobre uczynki, które nie są dokonane w stanie łaski, są niczym dla życia wiecznego.

Rzekłem ci to, abyś poznała lepiej, w jaki sposób źli mają przedsmak piekła i jak się mylą.

Teraz ci powiem, skąd wynika ich błąd i skąd pochodzi ich przedsmak piekła. Przyczyną tego jest to, że oślepili oko intelektu niewiernością, wynikającą z miłości własnej.

Bo jak prawdę zdobywa się światłem wiary, tak kłamstwo i błąd nabywa się niewiernością. Mówię o niewierności tych, którzy otrzymali chrzest święty, a w chrzcie tym wprawioną w oko intelektu źrenicę wiary. Doszedłszy do wieku rozeznania, jeśli ćwiczyli się w cnocie, zachowują światło wiary i rodzą cnoty żywe, które przynoszą owoc bliźniemu. Jak niewiasta, która rodzi dziecko żywe, żywe oddaje małżonkowi swemu, tak oni ofiarują cnoty żywe Mnie, który jestem oblubieńcem duszy.

Przeciwnie czynią nędznicy, którzy w wieku rozeznania, kiedy winni korzystać ze światła wiary i rodzić w łasce cnoty, rodzą je martwe. Są one martwe, bo wszystkie ich dzieła są martwe, dokonane w grzechu śmiertelnym, poza światłem wiary. Posiadają oni wprawdzie formę chrztu, ale nie mają światła, bo są go pozbawieni przez chmurę winy popełnionej przez miłość własną, która pokryła źrenicę, narzędzie widzenia.

Powiedziano o tych, którzy mają wiarę bez uczynków, że wiara ich jest martwa (por. Jk 2,26). Jak martwy nie widzi, tak samo oko intelektu, gdy jest zakryta źrenica, nie widzi, jak ci rzekłem, i człowiek nie rozpoznaje swego niebytu, ani popełnionych błędów; ani też nie rozpoznaje mojej dobroci w sobie, dzięki której otrzymał istnienie i wszelką łaskę, która jest ponad istnieniem.

Nie poznając Mnie ani siebie, nie nienawidzi w sobie własnej zmysłowości, owszem kocha ją, starając się zadowolić żądzę własną i tak rodzi dzieci martwe, którymi są grzechy śmiertelne. Nie kocha też Mnie; nie kochając Mnie, nie kocha tego, kogo Ja kocham, to jest bliźniego swego; nie raduje się w ożywianiu tego, co Mnie się podoba. Prawdziwe i rzetelne cnoty, oto co podoba Mi się widzieć w was, ale nie dla mojego pożytku, bo nie możecie przynieść Mi korzyści. Jam Jest, który Jest (Wj 3,14) i nic nie stało się beze Mnie, prócz grzechu, który jest niczym i który pozbawiając duszę łaski, pozbawia ją Mnie, który jestem wszelkim dobrem. Więc tylko dla waszego pożytku podobają Mi się dobre uczynki, abym miał za co nagradzać was we Mnie, który jestem życiem trwałym.

Natomiast u tych, u których wiara jest martwa, jest bez uczynków. Uczynki, które spełniają, nie są warte życia wiecznego, bo nie mają życia łaski. Jednak nie należy przestawać czynić dobrze, z łaską, czy bez łaski, bo wszelkie dobro jest nagradzane, a wszelka wina karana. Dobro, które się czyni w łasce, bez grzechu śmiertelnego, otrzymuje życie wieczne, dobro zaś, które się czyni bez łaski, nie zasługuje na życie wieczne, wszelako jest nagradzane w różny sposób, jak ci to już wyłożyłem. Niekiedy użyczam im czasu do poprawy, albo polecam ich sercu sług moich, by zasyłali za nich ciągłe modlitwy, które wydobywają ich z grzechu i nędzy.

Niekiedy nie otrzymują czasu ani modlitw, które by ich usposabiały do przyjęcia łaski: tych nagradzam dobrami doczesnymi, traktując ich, jak zwierzęta, które się tuczy, by powieść je do rzeźni. Ci, którzy zawsze i w rozmaity sposób wierzgali przeciwko mojej dobroci, czynią jednak coś dobrego, nie będąc w stanie łaski, jak ci rzekłem, lecz w grzechu. Nie chcieli w działaniu swym korzystać z czasu ani modlitw, ani różnych innych sposobów, którymi ich wzywałem, więc choć odtrąceni zostali przeze Mnie za swoje błędy, dobroć moja chce jednak wynagrodzić ich uczynek. Tę drobną usługę, którą oddali, nagradzam rzeczami doczesnymi; oni tuczą się nimi, nie poprawiając się i tak dochodzą do mąk wiecznych.

Widzisz, że zostali oszukani. Kto ich oszukał? Oni sami, gdyż pozbawili się światła wiary żywej i idą, jak ślepi, macając dokoła siebie i przywiązując się do tego, czego dotkną. Ponieważ patrzą tylko okiem ślepym, umieszczając uczucie swe w rzeczach przemijających i oto ich błąd. Czynią, jak szaleńcy, którzy widzą jedynie złoto, a nie jad. Wiedz, że wszystkie dobra tego świata, jego radości, jego uciechy wzięli, zdobyli i posiedli beze Mnie, z własnej i nieuporządkowanej miłości. Są doskonałym obrazem skorpionów, o których opowiedziałem ci na początku posługując się symbolem drzewa. Mówiłem, że noszą złoto z przodu, a jad z tyłu; że nie ma w nich jadu bez złota, ani złota bez jadu, lecz najpierw widać złoto i nikt nie myśli bronić się od jadu, prócz tych, co są oświeceni światłem wiary.

XLVII. Jak nie można przestrzegać przykazań, nie przestrzegając rad; i jak w każdym stanie, jaki ktoś obierze, można być miłym Bogu, posiadając dobrą i świętą wolę.

Mówiłem ci o tych, którzy mieczem o dwu ostrzach (nienawiści grzechu i miłości cnoty) odcięli z miłości dla mnie jad własnej zmysłowości, chociaż mogli, jeśli chcieli, lecz zgodnie ze światłem rozumu, zachować, posiadać i zdobywać złoto i dobra ziemi. Ale kto chce osiągnąć wielką doskonałość, gardzi nimi aktualnie i w myśli. Są to ci, którzy przestrzegają aktualnie i w myśli rady, danej im przez moją Prawdę. Ci, którzy posiadają, przestrzegają przykazań, ale rad słuchają tylko w myśli, a nie aktualnie.

Lecz ponieważ rady związane są z przykazaniami, nikt nie może przestrzegać przykazań, nie przestrzegając rad, przynajmniej w myśli. Posiadając bogactwa świata, należy je posiadać z pokorą, a nie z pychą, jako rzecz pożyczoną, a nie własną, jako rzecz daną wam na użytek przez moją dobroć. Posiadacie je o tyle, o ile wam je daję; zachowujecie je o tyle, o ile wam je pozostawiam, a o tyle je wam pozostawiam i daję, o ile widzę, że służą dla waszego zbawienia. Tak powinniście ich używać.

Używając ich w ten sposób, człowiek chowa przykazanie, kochając Mnie ponad wszystko i bliźniego, jak siebie samego; żyje z sercem wyzutym z dóbr i odrzuca je przez pragnienie, bo kocha i zachowuje tylko to, co zgodne z moją wolą; a jeśli rzeczywiście je posiada, to jednak zachowuje radę pragnieniem, jak ci rzekłem, odrzucając jad nieuporządkowanej miłości.

Kto tak postępuje, trwa w miłości zwykłej. Lecz ci, którzy zachowują przykazania i rady nie tylko w myśli, ale i w czynie, trwają w miłości doskonałej. Z prawdziwą prostotą przestrzegają rady, którą moja Prawda, Słowo wcielone, dała młodzieńcowi. Gdy spytał: Nauczycielu, co mam czynić, abym miał żywot wieczny? (Mt 19,16-22) odrzekła: Chowaj przykazania Prawa. Tamten odparł: Chowam je. Rzekł Jezus: Jeśli chcesz być doskonałym, idź, sprzedaj co masz i da; ubogim.

Wtedy młodzieniec zasmucił się, bo bogactwa, które posiadał, kochał jeszcze zbyt wielką miłością, stąd smutek. Lecz doskonali przestrzegają rad; porzucają dobra świata z wszystkimi rozkoszami jego, umartwiając ciało pokutą, czuwaniem oraz pokorną i ustawiczną modlitwą.

Inni, którzy trwają w miłości zwykłej, nie wyrzekając się posiadania rzeczywistych dóbr, nie tracą jednak życia wiecznego, gdyż nie są do wyrzeczenia się ich zobowiązani, lecz jeśli chcą je posiadać, to winni rzeczy tego świata mieć dla potrzeb świata, jak ci rzekłem. Zachowując je, nie grzeszą, gdyż każda rzecz jest dobra, doskonała, stworzona przeze Mnie, który jestem najwyższym Dobrem uczynionym, aby służyć mym stworzeniom obdarzonym rozumem, lecz nie po to aby stworzenia moje stały się sługami i niewolnikami uciech światowych. Ci, którzy nie pragną dojść do wielkiej doskonałości i chcą zachować dobra, winni posiadać je jako ich panowie, nie jako słudzy tych dóbr. Pragnąć winni tylko Mnie, a wszystko inne kochać i posiadać, nie jako rzecz własną, lecz pożyczoną, jak ci rzekłem.

Nie zważam na osoby, ani na ich stanowiska, tylko na święte pragnienia. W każdym stanie, który człowiek wybiera, jedno jest ważne: aby miał dobrą i świętą wolę, zgodną z wolą moją.

Lecz kto tak wytrwa w swym stanie? Ten, co odrzucił jad przez nienawiść własnej zmysłowości, i przez miłość cnoty. Odrzuciwszy jad nieuporządkowanej woli i uporządkowawszy ją miłością i świętą bojaźnią wobec Mnie, człowiek może obrać taki stan jaki chce i wytrwać w nim, i w każdym będzie zdolny zdobyć życie wieczne. Wprawdzie większą doskonałością i milszym by mi było wyrzeczenie się nie tylko pragnieniem, lecz czynem wszystkich dóbr świata, lecz jeśli ktoś nie czuje się na siłach, aby dojść do tej doskonałości i ułomność jego jest mu w tym przeszkodą, może trwać w miłości zwykłej, każdy według stanu swego. Tak zrządziła ma dobroć, aby nikt nie mógł znaleźć wymówki dla swego grzechu, w jakimkolwiek byłby stanic.

I zaiste nikt nie ma wymówki. I sam zszedłem do poziomu ich namiętności i ułomności. Jeśli chcą pozostać w świecie, mogą posiadać bogactwa, piastować godności, trwać w stanie małżeńskim, wychowywać dzieci i pracować dla nich; mają wolność wyboru stanu, jaki im się podoba, byle naprawdę odrzucili jad własnej zmysłowości, który daje śmierć wieczną.

I właśnie ona jest jadem. Jak trucizna sprawia ból ciału i w końcu je zabija, jeśli człowiek nie zdoła wyrzucić jej z siebie i nie weźmie lekarstwa, podobnie ów skorpion przywiązania do świata i rzeczy doczesnych. Te, jak ci już rzekłem, są dobre w sobie, bo stworzyłem je, Ja, który jestem najwyższym Dobrem; możecie ich używać, jak wam się podoba, z świętą miłością i prawdziwą bojaźnią. Lecz mówię o jadzie przewrotnej woli człowieka. Ona to zatruwa duszę i zadaje jej śmierć, jeśli dusza nie wyrzuci z siebie jadu przez świętą spowiedź, która uwalnia serce od tego przywiązania. Oto lekarstwo, które leczy ten jad, choć zmysłowości wydaje się gorzkie.

Widzisz więc, jak bardzo się mylą! Mogą posiadać i zachować Mnie, mogą uniknąć smutku, znaleźć radość i pocieszenie, a oni wolą jednak zło pod pozorem dobra i przywiązują się do złota przez nieuporządkowaną miłość. Lecz ponieważ są zaślepieni licznymi niewiernościami, nie widzą jadu; spostrzegają, że są zatruci i nie biorą lekarstwa.

Ci niosą krzyż diabła, mając przedsmak piekła.

XLVIII. Jak ludzie światowi nie mogą się nasycić tym, co posiadają; i o męce, którą zadaje im przewrotna wola w tym życiu.

Rzekłem ci powyżej, że tylko wola zadaje mękę człowiekowi. Ponieważ słudzy moi wyzbyli się swojej woli, by przyoblec się moją, nie czują męki naprawdę przygnębiającej i są nasyceni, gdyż czują mą obecność w swej duszy przez łaskę. Lecz ci, którzy Mnie nie posiadają, nie mogą być nasyceni, choćby posiedli cały świat: gdyż rzeczy stworzone są mniejsze, niż człowiek; są bowiem stworzone dla człowieka, nie człowiek dla nich. Nie mogą więc być przez nie nasyceni. Tylko Ja mogę ich nasycić. Przeto ci biedacy, tkwiąc w takiej ślepocie, zawsze są głodni; nigdy się nie mogą nasycić, ciągle pożądają tego, czego nie mogą posiąść, bo nie proszą o to Mnie, który mogę im to dać.

Chcesz wiedzieć, czemu cierpią? Wiesz, jakie miłość zawsze zadaje cierpienie, gdy człowiek traci coś, z czym się utożsamił. Tamci utożsamili się przez miłość z ziemią w różny sposób; stali się ziemią.

Ten utożsamia się z bogactwem, ten ze zaszczytami, ten z dziećmi; jeden opuszcza Mnie, aby służyć stworzeniom, tamten czyni z ciała swego grube zwierzę nieczyste. I tak, bez względu na stan, pożądają ziemi i pasą się nią. Chcieliby, aby rzeczy te były stałe, a one stałe nie są: przemijają, jak wiatr. Albo śmierć odrywa ich od tego, co kochają, lub to co kochają, odbiera im moje zarządzenie. Pozbawieni tych dóbr bardzo cierpią. Im większą była nieuporządkowana miłość posiadania, tym większą jest boleść straty. Gdyby byli posiadali te rzeczy jako pożyczone, a nie jak własne, zostawiliby je teraz bez żalu. Smucą się, bo nie mają tego, czego pragną. Bo, jak ci rzekłem, świat nie może ich nasycić; nie będąc syci, cierpią.

Jakże nęka kolec sumienia! Jakież męki sprawia żądza zemsty, która ustawicznie trawi duszę i uśmierca ją, zanim zabiła nieprzyjaciela; pierwsza ginie dusza od noża nienawiści.

Jakąż mękę znosi skąpiec, który z chciwości umniejsza swe potrzeby! Jakiejż udręki doznaje zawistny, który wiecznie gryzie się w sercu swoim i nie daje mu radować się szczęściem bliźniego. Wszystkie rzeczy, które ludzie kochają zmysłowo, są im źródłem strapienia i nieumiarkowanych obaw. Wzięli na ramiona krzyż diabła i mają przedsmak piekła, życie jest dla nich pełne chorób wszelkiego rodzaju i jeśli się nie poprawią, czeka ich śmierć wieczna.

Oto ci, ranieni cierniami licznych udręczeń, umęczają się jeszcze sami nieuporządkowaną wolą własną. Ci niosą krzyż w sercu i w ciele: dusza i ciało przechodzą katusze i męki bez żadnej zasługi, bo nie znoszą trudów z cierpliwością, lecz z niecierpliwością, ponieważ zdobyli i posiadali złoto i rozkosze świata z nieuporządkowaną miłością. Pozbawieni życia łaski i porywu miłości, stali się drzewami martwymi; także wszystkie uczynki ich są martwe. Ze smutkiem idą przez rzekę, gdzie toną; i dochodzą tak do wody śmierci; przechodzą z nienawiścią w sercu przez bramę diabła, i otrzymują potępienie wieczne.

Teraz widzisz, jak mylą się i z jaką męką idą do piekła, stając się męczennikami diabła. I cóż ich oślepia? Chmura miłości własnej, leżąca na źrenicy światła wiary. Widziałaś, jak udręczenia i prześladowania świata, skądkolwiek przychodzą, dotykają sługi moje na ciele, nie mącąc ich ducha, gdyż są pojednani z wolą moją; przeto chętnie cierpią dla Mnie.

Lecz słudzy świata trapieni są wewnątrz i zewnątrz, a zwłaszcza wewnątrz, przez strach, aby nie stracić tego, co posiadają, i przez miłość, która każe im pożądać tego, czego nie mogą mieć. Z tych dwóch cierpień wypływają wszystkie inne, których język nie byłby zdolny opowiedzieć. Widzisz więc, że nawet w tym życiu lepszą cząstkę mają sprawiedliwi, niż grzesznicy.

Teraz znasz w pełni drogę jednych i drugich, i ich kres.

XLIX. Jak bojaźń służalcza nie wystarcza do zdobycia życia wiecznego i jak przez ćwiczenie się w tej bojaźni dochodzi się do miłości cnót.

Teraz ci powiem, że zsyłam udręczenia światowe, aby nauczyć duszę, że celem jej nie jest to życie, że rzeczy ziemskie są niedoskonałe i przemijające, że Ja sam jestem jej celem, którego powinna pragnąć i do niego dążyć. Pod bodźcem tego cierpienia niektórzy zaczynają wyzwalać się z ciemności przez mękę, którą znoszą i przez myśl o tamtej, która ma przyjść jako kara za ich winę.

Przez tę bojaźń służalczą próbują wyjść z rzeki i wyrzucić z siebie jad, który dał im skorpion w postaci złota. Ponieważ kochali je nie w sposób umiarkowany, lecz bez miary, otruli się nim. Poznawszy to, zaczynają dźwigać się i zwracać się ku brzegowi, aby dostać się do mostu.

Lecz bojaźń służalcza nie wystarcza, aby ich doń doprowadzić. Nie wystarcza dla otrzymania życia wiecznego wymieść z domu grzech śmiertelny, nie ozdabiając go cnotą ugruntowaną nie tylko na służalczej bojaźni, lecz na miłości. Trzeba postawić na pierwszym stopniu obie stopy, to jest upodobanie i pragnienie; te stopy bowiem niosą duszę do miłości mej Prawdy, z której uczyniłem wam most.

Jesteśmy tu na pierwszym stopniu; wyłożyłem ci, jak trzeba nań wejść, gdym ci wyjaśnił, że Syn mój uczynił drabinę z ciała swego. Prawdą jest, że zwykle i na ogół słudzy świata zaczynają nawracać się przez bojaźń kary. Udręczenia tego świata sprawiają często, że stają się sami sobie ciężarem i świat zaczyna im brzydnąć. Jeśli podniecają tę bojaźń światłem wiary, dojdą do miłości cnót.

Lecz niektórzy idą z taką letniością, że często ledwo wyszli na brzeg, rzucają się znów do rzeki. Wtedy nadchodzą wiatry przeciwne i uderzają w nich burzliwe fale tego ciemnego życia.

Jeśli zawieje wiatr pomyślności, zanim nie weszli, przez niedbalstwo, na pierwszy stopień, to jest upodobania i miłości cnoty, oglądają się za siebie z nieuporządkowanym upodobaniem w rozkoszach.

Lecz gdy zadmie wiatr przeciwności, odwracają się z niecierpliwości od brzegu. Nie nienawidzą winy swej jako obrazy, którą Mi wyrządzili, lecz boją się tylko kary, która następuje po grzechu i przez bojaźń tę dźwigają się z obrzydliwości. Każda sprawa cnotliwa wymaga wytrwałości; bez wytrwałości nikt nie dojdzie do celu pragnienia swego, nie osiągnie kresu, dla którego zaczął działać. Bez wytrwałości nie dojdzie się nigdy do tego, czego się szuka, bez wytrwałości nie spełni się nigdy swego pragnienia.

Widziałaś, jak obracają się za wiatrem wedle różnych pobudek, których doznają bądź to w sobie samych, gdy własna zmysłowość powstaje w nich przeciw duchowi; bądź to ze strony stworzeń, odnosząc się do nich z nieuporządkowaną miłością poza Mną, albo z niecierpliwością z powodu doznanej od nich krzywdy, albo diabeł zastawia na nich liczne i różne pokusy, gdy niekiedy mówi z pogardą, chcąc doprowadzić ich do pomieszania: „To dobro, które zamierzasz, jest niczym, wobec grzechów i błędów twoich”. Czyni to, aby zawrócili z drogi i zaniechali tej odrobiny dobra, które zaczęli czynić. Niekiedy wykorzystując upodobanie czyli ufność, jaką dusza ma w moje miłosierdzie mówi do niej: „Po co tyle trudu? Raduj się tym życiem; w chwili śmierci czas będzie poznać siebie i otrzymać przebaczenie”. I w ten sposób diabeł odwodzi ich od bojaźni, od której zaczęli.

Z tych wszystkich i innych powodów odwracają głowę, nie są stali ni wytrwali. A wszystko to pochodzi stąd, że korzeń miłości własnej nie został w nich całkowicie wyrwany. Przeto są niewytrwali. Zuchwale ze zbytnią nadzieją liczą na miłosierdzie moje. Chwytają je, nie tak, jak należy, ale niemądrze. Pokładają zarozumiale ufność w moim miłosierdziu, przez co je nieustannie obrażają.

Nie dałem i nie daję miłosierdzia, aby posługiwali się nim dla grzechu, lecz aby się z jego pomocą bronili od złości diabła i od nieuporządkowania błądzącego umysłu. Lecz oni czynią wprost przeciwnie, bo obrażają Mnie ramieniem mego miłosierdzia. A pochodzi to stąd, że nie uczynili dalszego kroku, dźwigając się z nędzy grzechu śmiertelnego przez bojaźń kary i pod bodźcem licznych udręczeń. Stanąwszy w miejscu nie doszli do miłości cnoty, nie wytrwali.

Dusza nie może się zatrzymać; jeśli nie postępuje, cofa się. Nie postępując w cnocie, aby wznieść się nad niedoskonałość bojaźni i dojść do miłości, musieli się cofnąć.

L. Jak ta dusza doszła do wielkiego smutku wobec ślepoty tych, którzy utonęli w rzece.

Tedy ta dusza, w udręce pragnienia, rozważała niedoskonałość swoją i cudzą. Bolała wielce słysząc i widząc takie zaślepienie w stworzeniach. Nie widziała, że tak wielka jest dobroć Boga, iż nie umieścił niczego w tym życiu, co by było przeszkodą do zbawienia człowieka, w jakimkolwiek by stanie on się znajdował. Wszystko jest dla nabywania i próbowania cnoty. Jednak iluż ludzi miłość własna i nieuporządkowane przywiązanie zawiodły w dół do rzeki. Nie poprawili się i dusza widziała, jak doszli do potępienia wiecznego. Wielu z tych, którzy wyszli z rzeki i dobrze zaczęli, wracało wstecz. O powodach tego dowiedziała się od słodkiej dobroci Boskiej, która raczyła sama jej się objawić. Widok ten pogrążył ją w smutku. Utkwiwszy oko intelektu w Ojcu wiecznym, rzekła:

O miłości niepojęta, wielki jest błąd stworzeń twoich! Chciałabym, aby spodobało się dobroci twojej, wytłumaczyć mi dokładniej trzy stopnie przedstawione w ciele Jednorodzonego Syna twojego; jakiego sposobu trzeba użyć, by wyjść zupełnie z topieli i iść drogą Prawdy twojej; i kto są ci, co wstępują po stopniach drabiny.

LI. Jak trzy stopnie przedstawione w moście, to jest w Synu Bożym, oznaczają trzy władze duszy.

Wtedy dobroć Boska, wejrzawszy okiem miłosierdzia na pragnienie i głód owej duszy, rzekła:

Najukochańsza córko moja, nie gardzę pragnieniem, owszem spełniam święte pragnienia i przeto chcę ci wyjaśnić i pokazać to, o co Mnie prosisz.

Prosisz Mnie, abym ci wytłumaczył obraz trzech stopni i abym ci powiedział, co trzeba czynić, aby wyjść z rzeki i wstąpić na most. Już wykazałem ci błąd i zaślepienie ludzi, którzy już w tym życiu mają przedsmak piekła i stali się męczennikami diabła, aby dojść do potępienia wiecznego. Powiedziałem ci, jaki owoc otrzymują ze swych złych uczynków. I w tej rozmowie wykazałem ci, czego trzeba się trzymać, aby uniknąć ich losu, jednak teraz wyłożę ci to szczegółowo, aby zaspokoić pragnienie twoje.

Wiesz, że każde zło ma swoje źródło w miłości własnej, a miłość ta jest chmurą, która zasłania światło rozumu i gasi w nim światło wiary. Tracąc jedno, traci się i drugie.

Duszę stworzyłem na obraz i podobieństwo swoje, dając jej pamięć, intelekt i wolę. Intelekt jest najszlachetniejszą częścią duszy; jest pobudzany przez uczucia, one zaś są żywione przez intelekt, i ręka miłości, a więc uczucia, napełnia pamięć wspomnieniem o Mnie i mych dobrodziejstwach. Wspomnienie to czyni intelekt gorliwym i strzeże go od niedbałości, czyni go wdzięcznym i chroni od niewdzięczności. Tak jedna władza wspomaga drugą, by żywić duszę w życiu łaski.

Dusza nie może żyć bez miłości, zawsze chce coś kochać, gdyż jest utworzona z miłości i przez miłość ją stworzyłem. Przeto rzekłem, że uczucie pobudza intelekt. Chcę kochać, zda się mówić, gdyż pokarmem, którym się żywię, jest miłość. Wtedy intelekt zbudzony przez uczucie powstaje: Jeśli chcesz kochać, zda się mówić, dam ci dobro, byś mógł je kochać. I natychmiast zaczyna rozważać godność duszy i podłość, do jakiej doszła przez winę swoją. W godności istnienia swego kosztuje niewysłowionej mej dobroci i niestworzonej miłości, z jaką ją stworzyłem; a widok własnej nędzy napełnia ją myślą o miłosierdziu moim. Bo miłosierdzie moje dało jej czas i wydobyło ją z ciemności.

A więc uczucie żywi się miłością. Otwiera usta świętego pragnienia i wchłania nienawiść świętą i odrazę do własnej zmysłowości, z prawdziwą pokorą i z doskonałą cierpliwością, które są owocami tej świętej nienawiści. Poczęte cnoty rodzą się w czynach doskonałych lub niedoskonałych, zależnie od tego, czy dusza wyćwiczyła się więcej lub mniej w doskonałości, jak ci poniżej opowiem.

I przeciwnie, jeśli uczucie zmysłowe porusza się ku kochaniu rzeczy zmysłowych, oko intelektu zwraca się ku niemu i obiera sobie za przedmiot wyłącznie rzeczy przemijające z miłością własną, odrazą do cnoty i upodobaniem w grzechu. Dusza czerpie stąd pychę i niecierpliwość. Pamięć napełnia się tylko tym, co jej podaje uczucie.

Tak miłość ta zmysłowa zamącą oko, które rozróżnia i widzi tylko złudne blaski. Światłem, w którym intelekt widzi odtąd rzecz każdą, jest ten fałszywy blask dobra i rozkoszy, do których przywiązuje się miłość. Pozbawione tego pozoru, rzeczy nie miałyby wpływu na człowieka, który z natury może pragnąć tylko dobra. Tak grzech jest zabarwiony pozorem osobistego dobra i przeto pociąga duszę. Ponieważ oko w ślepocie swej nie rozróżnia i nie poznaje prawdy, przeto błądzi, szukając dobra i przyjemności tam, gdzie ich nie ma.

Rzekłem ci już, że przyjemności świata poza Mną są zatrutymi cierniami. Toteż jednocześnie intelekt łudzi się „W swym widzeniu, wola błądzi w swej miłości, kochając to, czego nie powinna i pamięć myli się we wrażeniach, które zachowuje. Intelekt czyni, jak złodziej, który kradnie cudze. Tak samo pamięć zachowuje ustawiczne wspomnienie rzeczy, które są poza Mną, i w ten sposób dusza pozbawia się życia łaski.

Taka jest jedność tych trzech władz duszy, że nie mogę być obrażony przez jedną, aby nie obrażały Mnie wszystkie, bo jedna użycza drugiej, jak ci rzekłem, dobra i zła, zależnie od tego, co podoba się wolnej woli. Wolna wola jest związana z uczuciem i porusza je, jak się jej podoba, albo przez światło rozumu albo bez rozumu. Macie w sobie rozum związany ze Mną, dopóki wolna wola nie oddzieli go przez nieuporządkowaną miłość, i macie też przewrotne prawo, które zawsze walczy przeciw duchowi (por. Rz 7,23).

Macie więc w sobie dwa stronnictwa, zmysłowość i rozum. Zmysłowość jest sługą i dana jest po to, aby służyła duszy, to jest abyście mogli przez narzędzie ciała doświadczać i uprawiać cnoty (por. Ga 4,22-23). Dusza jest wolna; uwolniona została od winy przez krew Syna mojego. Nie może być ujarzmiona, chyba że przyzwoli na to wolą, która wiąże się z wolnym wyborem. Wybór ten stanowi jedno z wolą godząc się z nią. Mieści się on pośrodku między zmysłowością a rozumem, i cokolwiek zechce, może chcieć.

Jeśli dusza chce przez wolny wybór zgromadzić wszystkie władze, aby zjednoczyć je w imię moje, jak ci rzekłem, wtedy są uporządkowane wszystkie uczynki, które spełnia stworzenie, duchowe i doczesne. Wolna wola uwalnia się od zmysłowości i wiąże się z rozumem. Wtedy Ja, przez łaskę mą, spoczywam pośród nich. To właśnie stwierdziła moja Prawda. Słowo wcielone, mówiąc: Gdzie są dwaj albo trzej zgromadzeni w imię, moje, tam Ja jestem pośrodku nich (Mt 18,20); i to jest prawdą. Już ci powiedziałem, że nikt nie może przyjść do Mnie, jeno przez Niego; i przeto uczyniłem zeń most o trzech stopniach; a te trzy stopnie przedstawiają trzy stany duszy, jak ci to poniżej wyłożę.

LII. Jak, jeśli trzy wspomniane władze duszy nie są społem zjednoczone, nie można mieć wytrwałości, bez której nikt nie dojdzie do celu.

Wytłumaczyłem ci, że trzy stopnie przedstawiają w sposób ogólny trzy władze duszy. Są to trzy schody; i nie można wstąpić na jeden bez drugiego, chcąc przejść przez naukę, przez most mojej Prawdy. Nie zjednoczywszy tych trzech władz razem, dusza nie może mieć wytrwałości.

O wytrwałości tej mówiłem ci przedtem, kiedyś spytała Mnie, jak powinni postępować wędrowcy, aby wyjść z rzeki i jakie jest dokładne znaczenie tych trzech stopni. Rzekłem ci wtedy, że bez wytrwałości nikt nie może dojść do celu.

Dwa są cele i każdy z nich wymaga wytrwałości; grzech i cnota. Jeśli chcesz osiągnąć życie, musisz trwać w cnocie; kto chce dojść do śmierci wiecznej, niech trwa w grzechu. Tak przez wytrwałość dochodzi się do Mnie, który jestem życiem, i do diabła, który daje pić wodę martwą.

LIII. Wyłożenie słów Chrystusa: Kto pragnie, niech do mnie przyjdzie, a pije.

Zostaliście wezwani wszyscy, ogólnie i każdy poszczególnie przez moją Prawdę, Syna mojego, gdy w niepokoju pragnienia zawołał w świątyni: Kto pragnie, niech do Mnie przyjdzie i pije. Bo jestem źródło wody żywej (J 7,37). Nie rzekł: Niech przyjdzie do Ojca i pije, rzekł: Niech do Mnie przyjdzie. Czemu? Bo Mnie, Ojca, nie może dotknąć cierpienie, lecz może dotknąć mego Syna. I wy dopóki jesteście pielgrzymami i wędrowcami w tym życiu śmiertelnym, nie możecie kroczyć bez cierpienia, gdyż grzech zrodził na ziemi ciernie, jak się rzekło.

Dlaczego rzekł: Niech przyjdzie do Mnie i pije? Bo idąc za nauką Jego, czy to przez przestrzeganie przykazań związane z czysto duchowym przyjęciem rad, czy to przez czynne wykonywanie przykazań i rad, to jest przez miłość doskonałą lub zwykłą, jakąkolwiek obierzecie drogę, aby dojść do Niego, znajdziecie coś do picia i skosztujecie owocu krwi przez zjednoczenie natury Boskiej z naturą ludzką. Znajdując się w Nim, znajdziecie się we Mnie, który jestem morzem pokoju, gdyż jestem jednym z Nim, jak On jest jednym ze Mną. Tak, jesteście zaproszeni do źródła żywej wody łaski.

Winniście iść przez Niego, który stał się waszym mostem i kroczyć wytrwałością taką, aby ani cierń, ani wiatr przeciwny, ani pomyślność, ani niedola, ani żadne cierpienie, które może was dotknąć, nie zmusiły was do odwrócenia głowy. Trwajcie, aż znajdziecie Mnie, który wam daję wodę żywa, a daję wam ja za pośrednictwem tego słodkiego Słowa miłości. Jednorodzonego Syna mojego.

Lecz czemu rzekł: Jestem źródło żywej wody? Bo zawiera Mnie, który daję wodę żywą przez zjednoczenie natury Boskiej z naturą ludzką. Czemu rzekł: Niech do mnie przyjdzie i pije? Bo nie możecie dokonać przejścia bez cierpienia, a cierpienie nie może dotknąć Mnie, lecz może spaść na Niego. Uczyniłem wam z Niego most; nikt nie może przyjść do Mnie, jeno przez Niego; przeto rzekł: Nikt nie przychodzi do Ojca, jeno przeze Mnie (J 14.6), prawdę rzekła Prawda moja.

Otóż widziałaś, jaką drogą iść należy i w jaki sposób: z wytrwałością; inaczej pić nie będziecie, gdyż wytrwałość jest la cnotą, która otrzymuje chwałę i wieniec zwycięstwa we Mnie, który jestem Życiem trwałym.

LIV. Jak powinno postępować ogólnie każde stworzenie, by mogło wyjść z topieli świata i kroczyć przez święty most.

Teraz wracam do trzech stopni, przez które powinniście przejść, jeśli pragniecie wyjść z rzeki, nie utonąć i dojść do wody żywej, do której jesteście zaproszeni, i jeśli chcecie, abym był pośrodku was; bo podczas podróży waszej jestem pośrodku was, to znaczy: przez laskę mieszkam w duszach waszych.

Chcąc ruszyć w drogę, winniście przede wszystkim pragnąć. Bo tylko ci, którzy pragną, są zaproszeni, wedle słów: Kto pragnie, niech przyjdzie do Mnie i pije. Kio nie pragnie, nie wytrwa w drodze; znuży się trudem, albo się zatrzyma dla przyjemności. Nie chce mu się nieść naczynia, którym by mógł czerpać, ani stara się o towarzystwo, jakiego mu trzeba. Nie może jednak podróżować sam: prześladowanie przeraża go, a gdy go ono dotknie, odwraca się. Boi się, gdyż jest sam. Gdyby był w towarzystwie, nie lękałby się. Gdyby wszedł na trzy stopnie, byłby bezpieczny, bo nie byłby sam.

Powinniście więc pragnąć i jednoczyć się razem, po dwóch, po trzech, albo liczniej, jak powiedziano. Czemu po dwóch albo po trzech? Bo nie ma dwóch bez trzech, ani trzech bez dwóch. Gdy ktoś jest sam jeden, nie mogę być pośrodku niego, gdyż nie ma on towarzyszy, abym mógł być pośrodku. Jest on niczym, gdyż ten, co trwa w miłości własnej, jest sam. Czemu jest sam? Bo oddzielony jest od łaski mojej i od miłości bliźniego. Będąc oddzielony ode Mnie przez winę swoją, wraca do nicości, gdyż tylko Ja jestem Ten, który jest. Więc ten, który jest sam jeden, to znaczy ten kto trwa sam w miłości własnej, nie jest policzony przez Prawdę moją, jest odrzucony przeze Mnie.

Oto dlaczego rzekł: Gdzie są dwaj albo trzej zgromadzeni w imię moje, tam Ja jestem pośrodku nich (Mt 18.20). Bo dwóch nie było bez trzech, ani trzech bez dwóch, i tak jest. Wiesz, że przykazania Prawa sprowadzają się tylko do dwóch i nie przestrzegając tych dwóch, nie przestrzega się żadnego. Trzeba kochać Mnie ponad wszystko i bliźniego, jak siebie samego. To jest początek, środek i koniec przykazań Prawa.

Tych dwóch nie da się zjednoczyć w imię moje bez zjednoczenia trzech władz duszy: pamięci, intelektu i woli. Pamięć winna zachowywać w sobie dobrodziejstwa moje i wspomnienie mej dobroci; intelekt winien rozważać miłość niewysłowiona, którą ukazałem wam za pośrednictwem Jednorodzonego Syna mojego, bo dałem go za przedmiot oku intelektu waszego, aby w nim oglądało ogień miłości mojej. Wola winna zjednoczyć się z pamięcią i intelektem, aby kochać i pragnąć Mnie, który jestem jej celem.

Kiedy te trzy cnoty i władze duszy są zjednoczone, Ja jestem pośrodku nich. I ponieważ wtedy człowiek jest pełen miłości ku Mnie i bliźniemu, przez to samo znajduje się w towarzystwie licznych i rzeczywistych cnót.

W tym stanie dusza podnieca się do pragnienia. Pragnie cnoty, pragnie chwały mojej; pragnie zbawienia dusz; wszelkie inne pragnienie gaśnie w niej i zamiera. Dusza kroczy bezpiecznie, bez służalczej bojaźni, wstąpiwszy na pierwszy stopień uczucia. Uczucie, wyzute z upodobania w sobie, wznosi się ponad siebie i ponad rzeczy przemijające, kochając i zachowując je, jeśli je chce zachować, dla Mnie, a nie poza Mną, to jest z prawdziwie świętą bojaźnią i miłością cnoty.

Tak wstępuje dusza na drugi stopień, gdzie przez światło intelektu ogląda serdeczną miłość, którą ukazałem wam w Chrystusie ukrzyżowanym. Tam znajduje pokój i spoczynek, bo pamięć nie jest już próżna, napełniwszy się miłością moją. Wiesz, że naczynie puste obrzmiewa, gdy się je potrąci, lecz gdy jest pełne, nie dzieje się tak. Kiedy pamięć pełna jest światła intelektu, a uczucie pełne miłości, to choć dotkną lub potrącą duszę utrapienia czy rozkosze świata, ona nie obrzmiewa nieuporządkowaną wesołością lub niecierpliwością, gdyż pełna jest Mnie, który jestem wszelkim dobrem.

Tak wstępuje dusza na trzeci stopień i zjednoczenie jest dokonane. Rozum posiadając te trzy stopnie, władze ducha, jak ci rzekłem, zgromadził je w imię moje. Zjednoczywszy dwie, to jest miłość Boga i miłość bliźniego, następnie trzy, pamięć dla zachowania, intelekt dla widzenia i wolę dla kochania, dusza znajduje się w towarzystwie moim, który jestem jej siłą i jej bezpieczeństwem, i w towarzystwie cnót, i czuje się spokojna i pewna, gdyż jestem pośrodku tego zgromadzenia.

Wówczas wyrusza, przynaglona pragnieniem, pewna, że idzie drogą Prawdy, która wiedzie do źródła wody żywej. Spragniona chwały mojej i zbawienia swego i bliźniego, pragnie tej drogi, bez której nie mogłaby dojść. Więc idzie, niosąc naczynie serca, opróżnione z wszelkiego upodobania i miłości nieuporządkowanej świata. Lecz natychmiast próżne naczynie napełnia się, bo nic nie może pozostawać próżne; jeśli opróżni się je z zawartości materialnej, napełnia się powietrzem. Serce jest małym naczyniem, które nie może pozostawać próżne. Zaledwo opróżni się je z rzeczy przemijających, natychmiast napełnia się powietrzem, to jest niebiańską i słodką miłością Boską, która doprowadza do wody łaski. Doszedłszy do niej dusza przechodzi przez bramę Chrystusa ukrzyżowanego i kosztuje wody żywej, napawając się Mną, który jestem morzem pokoju.

LV. Krótkie powtórzenie kilku rzeczy już powiedzianych.

Dotychczas wyłożyłem ci, jak winno postępować na ogół każde stworzenie obdarzone rozumem, aby wyjść z rzeki świata, a nie utonąć i nie dojść do potępienia wiecznego. Ukazałem ci trzy stopnie ogólne, to jest trzy władze duszy i jako nikt nie może wstąpić na jeden z nich, aby nie wstąpić na wszystkie. Wytłumaczyłem ci te słowa mojej Prawdy: Gdzie są dwaj albo trzej zgromadzeni w imię, moje, tam Ja jestem pośrodku nich; wyjaśniłem ci, że to zgromadzenie jest zjednoczeniem tych trzech stopni, czyli trzech władz duszy, uzgodnionych z dwoma głównymi przykazaniami prawa dotyczącymi miłości ku Mnie i bliźniemu swemu, czyli kochania Mnie ponad wszystko, a bliźniego jak siebie samego.

Wstąpiwszy na te schody, te władze zjednoczone w imię moje, jak ci rzekłem, dusza natychmiast pragnie wody żywej. Wtedy rusza i przechodzi przez most, idąc za nauką mojej Prawdy, która jest sama tym mostem. Przybiega na jej głos, ten sam głos, o którym ci mówiłem, który was zapraszał w świątyni i który zawsze was wzywa: Kto pragnie, niech do Mnie przyjdzie, i pije, bom jest źródłem wody żywej (J 7,37).

Wytłumaczyłem ci, co znaczą te słowa i jak je należy rozumieć, abyś lepiej poznała obfitość mojej miłości i wstyd tych, którzy z upodobaniem biegną ścieżką diabła, gdy on zaprasza ich do wody martwej.

Pytałaś Mnie, jak należy postępować, aby nie utonąć. Odpowiedziałem ci, a ty widziałaś i słyszałaś. Rzekłem, że należy wejść na most, gromadząc i jednocząc wszystkie władze w miłości bliźniego, niosąc Mi swoje serce i upodobanie sobie Mnie, jak naczynie, z którego daję pić każdemu proszącemu Mnie o to. Tą drogą Chrystusa ukrzyżowanego trzeba iść z wytrwałością aż do śmierci.

Tak postępować winni wszyscy, w jakimkolwiek by człowiek trwał stanie. Żaden stan nie wytłumaczy go, że tak czynić nie może lub czynić nie powinien. Może tak czynić i powinien tak czynić. Jest to obowiązek każdego stworzenia obdarzonego rozumem. Nikt nie może się od niego uchylić, mówiąc: mam obowiązki, dzieci, tysiąc trosk na świecie, więc uchylam się i nie mogę iść tą drogą. Nie mogą się tłumaczyć trudnościami, które w świecie znajdują, bo, jak ci rzekłem już, każdy stan jest Mi przyjemny i miły, byle trwać w nim z dobrą i świętą wolą. Wszystko stworzone jest przeze Mnie, który jestem najwyższą dobrocią, więc wszystkie rzeczy są dobre i doskonałe i dałem wam je nie po to, abyście w nich znaleźli śmierć, lecz abyście przez nie posiedli życie.

Łatwa to rzecz, bo nic nie jest łatwe, tak przyjemne, jak miłość. Nie żądam od was niczego innego, tylko miłości i ukochania Mnie i bliźniego. Możecie to czynić w każdym czasie, w każdym miejscu i w każdym stanie, kochając Mnie i korzystając z każdej rzeczy ku chwale i sławie imienia mego.

Wiesz, co ci rzekłem o błędzie tych, którzy nie idą za tym światłem. Zamknięci w miłości własnej, kochają i posiadają stworzenia i dobra tego świata poza Mną i spędzają to życie w udręczeniach. Stają się ciężarem dla siebie samych i jeśli się nie zmienią, jak ci rzekłem, dojdą do potępienia wiecznego.

Oto ukazałem ci, jak ogólnie postępować winien każdy człowiek.

LVI. Jak Bóg, chcąc ukazać tej pobożnej duszy, że trzy stopnie świętego mostu oznaczają trzy stany duszy, mówi, aby podniosła się nad siebie dla oglądania tej prawdy.

Pouczyłem cię już, jak powinni postępować ci, którzy trwają w miłości zwykłej, to jest ci, którzy spełniają przykazania, przestrzegając rad w duchu. Teraz powiem ci o tych, którzy zaczęli już wstępować na drabinę i postanowili kroczyć drogą doskonałą, przez czynne pełnienie nie tylko przykazań, lecz i rad wedle trzech stanów, które ci pokażę i wytłumaczę w szczególności. Trzy stopnie, które ci wyłożyłem ogólnie jako trzy władze duszy, przedstawiają też trzy stany duszy, z których pierwszy jest niedoskonały, drugi doskonalszy, a trzeci najdoskonalszy. W pierwszym człowiek jest dla Mnie sługą najemnym, w drugim sługą wiernym, w trzecim jest Mi dzieckiem, które kocha Mnie bez zastrzeżenia.

Te trzy stany mogą istnieć i istnieją oddzielnie w licznych stworzeniach, lecz mogą się też znajdować zjednoczone w jednym. W jednym stworzeniu znajdują się wtedy, gdy ono spieszy swą drogą bez przerwy i wznosi się ze stanu służalczego, do stanu wolnego, i ze stanu wolnego do synowskiego.

Wznieś się ponad siebie i otwórz oko swego intelektu i patrz na tych pielgrzymich wędrowców. Jedni postępują niedoskonale drogą przykazań, drudzy doskonale, niektórzy najdoskonalej, zachowując przykazania i spełniając rady. Zobaczysz, skąd pochodzi niedoskonałość. Zrozumiesz, jak wielki jest błąd, w którym dusza pogrąża się sama, jeśli korzenia miłości własnej nie wyrwie doszczętnie. W każdym stanie, w jakim się człowiek znajduje, winien zabijać tę miłość własną.

LVII. Jak ta pobożna dusza, patrząc w Boskie zwierciadło, widziała różne sposoby wstępowania stworzeń.

Wtedy ta dusza, w niepokoju ognistego pragnienia, spojrzała w słodkie zwierciadło Boskie. Zobaczyła stworzenia idące na różne sposoby i z różnymi zamierzeniami, aby dojść do swego końca.

Wielu zaczynało wstępować na drabinę pod bodźcem bojaźni służalczej, bojąc się grożącej kary. Wielu spełniając pierwsze wezwanie, przechodziło do drugiego. Widziała niewielu, którzy dochodzili do największej doskonałości.

LVIII. Jak bojaźń służalcza nie wystarcza bez umiłowania cnoty, aby dojść do życia wiecznego i jak prawo bojaźni i prawo miłości są zjednoczone społem.

Dobroć Boża, chcąc zadośćuczynić pragnieniu duszy, rzekła:

Widzisz tych, którzy przez bojaźń służalczą starają się dźwignąć z błota grzechu śmiertelnego. Jeśli nie przejmą się miłością cnoty, bojaźń służalcza nie wystarczy, aby dać im życie trwałe. Ale miłość zjednoczona z bojaźnią starcza, gdyż prawo ugruntowane jest na miłości i bojaźni świętej.

Prawo bojaźni to prawo stare, które dałem Mojżeszowi i które było oparte tylko na bojaźni. Popełniony grzech spotykała kara.

Prawo miłości to nowe prawo, dane przez Słowo Jednorodzonego Syna mego. Ugruntowane jest na miłości. Nowe prawo nie obala jednak starego, przeciwnie, dopełnia je. Oto co rzekła moja Prawda: Nie przyszedłem znieść prawa, lecz je dopełnić (Mt 5,17). Zjednoczył prawo bojaźni z prawem miłości i miłość oczyściła bojaźń z niedoskonałości, którą jest obawa kary; została tylko bojaźń doskonała, bojaźń święta, którą jest jedynie obawa nie szkody własnej, lecz obrażenia Mnie, który jestem najwyższym Dobrem. Tak prawo niedoskonałe stało się doskonałe przez prawo miłości.

Potem, gdy Jednorodzony Syn mój przyszedł jako wóz ognisty, zlewając na człowieczeństwo wasze płomienie mej miłości, obfitość mego miłosierdzia, to zniósł karę za popełniony grzech. Sprawiedliwość moja nie karze natychmiast w tym życiu, jak w starożytności było ustanowione i zarządzone w prawie mojżeszowym: karać natychmiast po popełnieniu grzechu. Teraz tak nie jest; nie trzeba więc bojaźni służalczej. Nie dlatego, żeby wina nie powinna być karana, lecz kara jest odroczona do życia przyszłego, gdy dusza będzie oddzielona od ciała, o ile winny sam nie ukarze winy w tym życiu przez skruchę doskonałą. Tak życie obecne jest czasem miłosierdzia, po śmierci jest czas sprawiedliwości.

Należy więc dźwignąć się z bojaźni służalczej, aby dojść do umiłowania Mnie i świętej bojaźni. Nie ma innego sposobu, aby człowiek nie wpadł do rzeki, uniesiony przez fale utrapień i ciernie rozkoszy (por. Łk 8,14), które dręczą duszę kochającą i posiadającą coś w sposób nieuporządkowany.

LIX. Jak przez bojaźń służalczą, która przedstawia pierwszy stopień mostu i jest stanem niedoskonałości, dochodzi się do drugiego, który jest stanem doskonałości.

Rzekłem ci, że nikt nie mógł przejść przez most i wyjść z rzeki, nie wstąpiwszy na trzy stopnie, i to jest prawdą. Jedni wstępują niedoskonale, drudzy doskonale, inni z wielką doskonałością.

Ci, którzy powodują się bojaźnią służalczą, wstępują i jednoczą się wspólnie w sposób niedoskonały. Dusza widzi karę, która następuje po winie, powstaje i gromadzi swe władze: pamięć, aby wywołać wspomnienie grzechu, intelekt, aby rozpamiętywać karę, która ją czeka i wolę, aby nienawidzić kary i jej unikać.

Choć jest to pierwsze wstąpienie, pierwsze zjednoczenie władz, należy dokonać go, w świetle intelektu, przez wewnętrzne spojrzenie najświętszej wiary. Dusza winna patrzeć nie tylko na karę, lecz na nagrodę cnoty i na miłość, którą jej niosę, aby wyzuwszy się z bojaźni służalczej, dokonać tego wstąpienia przez miłość, stopami uczucia. Tak czyniąc, przestaje się być niewolnikiem, stając się sługą wiernym, służąc z miłości nie z bojaźni. Kto z nienawiścią stara się wyrwać korzeń miłości własnej, przy roztropności, stałości i wytrwałości dojdzie do tego.

Lecz wielu zabiera się do dzieła i wstępuje tak powolnie, oddaje Mi to, co powinni, z taką opieszałością, z taką niedbałością i ciemnotą, że nagle tracą odwagę. Najmniejszy wiatr przeciwny dmie w ich żagiel i każe im wracać. Tak niedoskonale wstąpili na pierwszy stopień Chrystusa ukrzyżowanego, że nie mogli dojść do drugiego, którym jest Jego serce.

LX. O niedoskonałości tych, co kochają Boga i służą mu dla własnej korzyści i pociechy.

Wśród tych, co stali się zaufanymi sługami, są tacy, co służą Mi wiernie, bez bojaźni służalczej: przywiązuje ich do Mnie nie tylko bojaźń kary, lecz miłość. Miłość ta jednak jest niedoskonała, bo służą dla własnej korzyści, własnego zadowolenia, lub dla rozkoszy, którą znajdują we Mnie. Ta sama niedoskonałość tkwi w miłości, którą żywią dla bliźniego. Czy wiesz, co wskazuje na niedoskonałość ich miłości? Gdy są pozbawieni pociechy, którą znajdują we Mnie, miłość ta nie wystarcza im i nie może ich podtrzymać. Tą samą niedoskonałą miłością kochają swych bliźnich, a jest to miłość niewystarczająca, nietrwała i powolna. Słabnie i oziębia się często względem Mnie, kiedy chcąc wyćwiczyć ich w cnocie i dźwignąć z niedoskonałości, odbieram im pociechy duchowe i zsyłam im walki i przeciwności. Czynię to jednak, by doszli do doskonałego poznania siebie i uświadomili sobie, że są niczym i żadnej łaski nie posiadają od siebie. Przeciwności doprowadzają ich do szukania ucieczki we Mnie, do uznania we Mnie swego dobroczyńcy, do przywiązania się do Mnie przez prawdziwą pokorę. W tym celu odbieram im nie łaskę, lecz pociechę, którą im dałem.

Lecz oni w tej próbie opóźniają się, odwracając się wstecz z niecierpliwością ducha; niekiedy porzucają na różne sposoby swe ćwiczenia, często pod pozorem cnoty i nie znajdując w nich pociechy duchowej, mówią sobie, że ćwiczenia te nic nie są warte.

Dusza, która tak czyni, jest niedoskonała, to jest nie odrzuciła jeszcze zupełnie przepaski duchowej miłości własnej ze źrenicy oka najświętszej wiary. Gdyby usunęła tę przepaskę, prawdziwie ujrzałaby, że wszystko pochodzi ode Mnie; że żaden liść z drzewa nie spada bez mojej opatrzności (por. Mt 6,28; 10,29; Łk 12,27); i że to, co ja daję i dopuszczam, daję dla jej uświęcenia, to jest, aby posiadła dobro i cel, dla którego ją stworzyłem.

Winni to oni widzieć i rozumieć: że nie chcę niczego innego, tylko ich dobra przez krew Jednorodzonego Syna mojego, w której to krwi obmyli się z niegodziwości swoich. W tej krwi mogą poznać moją Prawdę: że aby dać im życie wieczne, stworzyłem ich na obraz i podobieństwo moje, i odrodziłem ich dla łaski krwią własnego Syna, czyniąc ich mymi synami przybranymi. Lecz ponieważ są niedoskonali, szukają w służbie własnej korzyści i opuszczają się w miłości bliźniego.

Pierwsi słabną przez bojaźń cierpienia, które mieli znieść; ci drudzy opóźniają się, pozbawiając się korzyści płynącej ze służby bliźniemu, miłość ich kurczy się, gdyż nie znajdują w niej własnej korzyści ani pociechy, którą zwykli byli z niej czerpać. Pochodzi to stąd, że miłość ich nie jest dość oczyszczona: kochają bliźniego tak samo niedoskonale, jak kochają Mnie, szukają w miłości korzyści własnej.

Jeśli nie poznają swej niedoskonałości, przez pragnienie doskonałości, muszą niechybnie odwrócić się wstecz. Kto chce życia wiecznego, musi kochać Mnie bezwzględnie. Nie dość unikać grzechu z obawy kary, ani uprawiać cnoty dla własnej korzyści; to nie wystarcza, aby otrzymać życie wieczne. Trzeba dźwigać się z grzechu, bo grzech nie podoba Mi się, i kochać cnotę przez miłość dla Mnie.

Prawda, że bojaźń ta jest zwykle pierwszym krokiem ku Mnie, bo dusza jest wpierw niedoskonała, nim stanie się doskonała, lecz musi wyjść z tej niedoskonałości, by osiągnąć doskonałość, albo w ciągu życia, żyjąc w cnocie, z sercem szczerym i szczodrym w bezwzględnym miłowaniu Mnie, albo w godzinie śmierci, poznając swą niedoskonałość, z postanowieniem, że jeśli będzie miała czas, służyć mi będzie bez względu na swą korzyść.

Tą miłością niedoskonałą kochał święty Piotr słodkiego i dobrego Jezusa. Jednorodzonego Syna mojego, kiedy doznawał tyle rozkosznej słodyczy obcowania z Nim. Lecz gdy przyszedł czas udręczenia, opuściła go cała odwaga. Nie tylko nie miał siły cierpieć dlań, lecz uległ służalczej bojaźni przed męką i zaparł się Go, mówiąc, że nigdy Go nie znał.

Liczne niebezpieczeństwa czekają duszę, która wstąpiła na te schody tylko przez bojaźń służalczą lub miłość najemną. Więc słudzy moi winni wyzbyć się tych uczuć i stać się mymi dziećmi i służyć Mi bez względu na siebie. Bo Ja nagradzam wszelki trud, oddaję każdemu według stanu i uczynków jego.

Toteż jeśli nie porzucają ćwiczenia modlitwy świętej i dobrych uczynków, lecz kroczą z wytrwałością postępując w cnocie, dochodzą do miłości synowskiej. I Ja też kochać ich będę miłością synowską, bo jaką miłością jestem kochany, taką odpłacam (por. Prz 8,17). Jeśli kochacie Mnie, jak sługa pana, Ja kochać was będę, jak Pan, oddając wam należność według zasługi waszej, lecz nie objawię się wam sam. Tajemnice wyjawia się przyjacielowi, bo jest się jednym z przyjacielem swoim (por. J 15,15).

Jednak sługa może wznieść się przez cnotę swoją i miłość, którą żywi dla Pana, tak, że staje się najdroższym jego przyjacielem. Tak dzieje się z mymi sługami. Dopóki trwają w miłości najemnej, nie objawiam się im sam. Jeśli wstydzą się swej niedoskonałości, jeśli miłują cnotę, jeśli z nienawiścią wyrywają korzeń duchowej miłości własnej, jeśli odwołują się do rozumu, aby nie było w sercu poruszeń służalczej bojaźni i najemnej miłości, sprzecznej ze światłem najświętszej wiary, jeśli tak czynią, będą Mi mili i zdobędą mą miłość przyjacielską.

Objawię się im sam, jak ogłosiła moja Prawda, mówiąc: Kto Mnie miłuje, będzie jednym ze Mną, a Ja z nim, i objawię mu siebie, i zamieszkamy razem (J 14,21.23). To jest znakiem prawdziwej przyjaźni, że dwa ciała łączy jedna dusza uczuciem miłości; bo miłość przekształca się w rzecz kochaną. Jeśli dwaj przyjaciele stali się jedną duszą, nie może być między nimi tajemnicy. Przeto rzekła moja Prawda: Przyjdę i zamieszkamy razem. I to jest prawdą.

LXI. Jak Bóg objawia się sam duszy, która go kocha.

Wiesz, w jaki sposób sam objawiam się duszy, która Mnie kocha prawdziwie, idąc za nauką tego słodkiego Słowa miłości? Rozmaicie objawiam moc moją duszy, wedle pragnienia, które żywi.

Dokonuję trzech zasadniczych objawień. Pierwsze: kiedy objawiam uczucie i miłość za pośrednictwem Słowa, Syna mego. To uczucie miłości objawia się w krwi wylanej z tak wielkim ogniem ukochania. Miłość ta objawia się w dwojaki sposób: jeden ogólny wobec ludzi zwykłych, to jest wobec tych, którzy trwają w miłości zwykłej. Objawia się tym, świadcząc im wyraźnie miłość moją w licznych i różnych dobrodziejstwach, które otrzymują ode Mnie. Drugi sposób szczególny dotyczy tych, którzy stali się mymi przyjaciółmi. Łączy się on z objawieniem zwykłej miłości, której kosztują, zaznają, próbują i doświadczają poprzez uczucie w duszach swoich.

Drugie objawienie mej miłości odbywa się w samej duszy, gdy objawiam się jej sam przez uczucie miłości. Nie abym miał wzgląd na stworzenia, mam wzgląd tylko na święte pragnienie. Lecz objawiam się duszy z tą samą doskonałością, z jaką Mnie ona szuka. Niekiedy objawiam się jej (a jest to drugi rodzaj objawienia w duszy), dając jej ducha prorockiego, odkrywając jej rzeczy przyszłe, i na różne inne sposoby, wedle potrzeby, którą widzę w tej duszy lub w innych stworzeniach.

Niekiedy (jest to trzecie objawienie) dokonuję w ich umyśle obecności mojej Prawdy, Jednorodzonego Syna mego, na różne sposoby, zgodnie z pragnieniem i wolą duszy. Niekiedy szuka Mnie ona w modlitwie, chcąc poznać potęgę moją, i czynię jej zadość pozwalając jej kosztować i doznawać mocy mojej. Niekiedy szuka Mnie w mądrości Syna mego, i Ja wysłuchuję ją, stawiając Go jako przedmiot oku jej intelektu. Niekiedy szuka Mnie w zmiłowaniu Ducha Świętego; i wtedy dobroć moja daje jej kosztować ognia mej Boskiej miłości, pozwalając jej począć prawdziwe i rzeczywiste cnoty, ugruntowane w czystej miłości bliźniego.

LXII. Czemu Chrystus nie rzekł: Objawię Ojca mego, lecz rzekł: Objawię siebie samego.

Więc widzisz, że Prawda moja nie zwiodła was, mówiąc: Kto Mnie miłować będzie, będzie jednym ze Mną; bo idąc za nauką Syna mego uczuciem miłości, jesteście zjednoczeni z Nim i przez zjednoczenie z Nim, jesteście zjednoczeni ze Mną, gdyż jesteśmy jednym i tym samym. Przeto, jeśli Prawda moja rzekła: Objawię wam siebie, rzekła prawdę. Objawiając siebie, objawia Mnie, a objawiając Mnie, objawia siebie.

Lecz czemu Syn mój nie rzekł: Objawię wam Ojca mojego? Dla trzech szczególnych powodów.

Po pierwsze, chciał objawić, że nie jestem oddzielony od Niego, ani On ode Mnie. Przeto świętemu Filipowi, który prosił: Okaż nam Ojca, a wystarczy nam; odrzekł: Kto Mnie widzi, widzi Ojca, a kto widzi Ojca, widzi Mnie (J 14,8-9). To rzekł, gdyż jest jednym ze Mną, lecz to, co ma, ma ode Mnie, a nie Ja od Niego. Przeto rzekł do Żydów: Nauka moja nie jest moja, lecz Tego, który mnie przystał, Ojca (3 7,17). Gdyż Syn mój pochodzi ode Mnie, a nie Ja od Niego. Jestem jednak jednym z Nim, a on ze Mną. Dlatego nie rzekł: Objawię Ojca, lecz rzekł: Objawię siebie, jakby stwierdzając, że „jestem jednym z Ojcem”.

Drugim powodem jest, że objawiając się wam, nie przynosił nic innego, tylko to, co otrzymał ode Mnie, Ojca, jakby chciał rzec: Ojciec Mi się objawił. Ponieważ jestem jednym z Nim, siebie i Jego, za moim pośrednictwem, objawię wam.

Trzeci powód jest ten, że Ja, będąc niewidzialny, nie mogę być widziany przez was, widzialnych, dopóki nie będziecie oddzieleni od ciał swoich. Wtedy ujrzycie Mnie, Boga, twarzą w twarz, a Słowo, Syna mego, duchowo, dopiero w chwili powszechnego zmartwychwstania, kiedy człowieczeństwo wasze uzgodni się i zjednoczy z człowieczeństwem Słowa, jak ci to wyłożyłem powyżej, w rozprawie o zmartwychwstaniu.

Więc nie możecie widzieć Mnie obecnie takim, jaki jestem. Dlatego ukryłem naturę Boską pod zasłoną waszego człowieczeństwa, abyście mogli Mnie ujrzeć. Ja, niewidzialny, stałem się widzialnym, dając wam Słowo, Syna mojego, ukrytego pod zasłoną waszego człowieczeństwa. On objawia Mnie wam. Przeto nie rzekł: Objawię Ojca, lecz rzekł: Objawię wam siebie, jakby chciał rzec: Wedle tego, co mi dał Ojciec mój, objawię się wam.

Więc widzisz, że w tym objawieniu Mnie, objawia siebie. Usłyszałaś też, dlaczego nie rzekł: Objawię wam Ojca. Bo niemożliwym jest dla was w ciele śmiertelnym widzieć Mnie, Ojca, jak ci wyłożyłem, i ponieważ jest jednym ze Mną.

LXIII. W jaki sposób dusza wstępuje na drugi stopień mostu po wejściu na pierwszy.

Otóż widziałaś, jak wysoko stoi ten, co doszedł do miłości przyjacielskiej. Wzniósł się od stopni uczucia i doszedł do tajemnicy serca, to jest na drugi z trzech stopni, wyobrażonych w ciele Syna mojego. Rzekłem ci, że przedstawiają one trzy władze duszy, teraz ci wykażę, że oznaczają trzy stany duszy.

Lecz zanim cię doprowadzę do trzeciego, chcę ci wyłożyć, w jaki sposób dochodzi się do tego, by być przyjacielem, jak stawszy się przyjacielem, stać się synem wznosząc się do miłości synowskiej. Potem powiem ci, co czynić stawszy się przyjacielem i po czym poznaje się, że stał się przyjacielem.

Po pierwsze, jak ktoś staje się przyjacielem? Opowiem ci to. Najpierw dusza była niedoskonała, trwając w miłości służalczej, lecz przez ćwiczenie i wytrwałość dochodzi do miłowania uciech i własnej korzyści, znajdując we Mnie radość i pożytek. Tą drogą idzie ten, co pragnie dojść do miłości doskonalej, to jest do miłości przyjacielskiej i synowskiej.

Mówię, że miłość synowska jest miłością doskonałą, bo ona otrzymuje w miłości syna dziedzictwo ode Mnie, Ojca wiecznego. Ponieważ miłość synowska zawiera w sobie miłość przyjacielską, przeto rzekłem ci, że przyjaciel staje się synem. Jak odbywa się ta przemiana? Oto tak.

Każda doskonałość i każda cnota pochodzi z miłości, a miłość żywi się pokorą; pokora wynika z poznania i świętej nienawiści siebie samego, czyli własnej zmysłowości. Kto doszedł do tego, winien trwać i przebywać w celi poznania siebie. Tam dusza pozna miłosierdzie w krwi Jednorodzonego Syna mego. Niech ściąga ku sobie przez swoje ukochanie Boską moją miłość, niech ćwiczy się w tępieniu wszelakiej przewrotnej woli, czy to duchowej, czy doczesnej; niech ukrywa się w domu swoim, by płakać, jak uczynił Piotr i inni apostołowie, po zaparciu się Syna mojego (Mt 26,75; Łk 22,62). Ból Jego był jeszcze niedoskonały i trwał niedoskonały jeszcze przez dni czterdzieści, aż do Wniebowstąpienia.

Lecz gdy moja Prawda wróciła do Mnie według człowieczeństwa swego, Piotr i inni apostołowie ukryli się w swym domu, oczekując przyjścia Ducha Świętego, którego obiecała im Prawda moja. Zamknęli się tam ze strachu, bo dusza, póki nie dojdzie do prawdziwej miłości, zawsze się boi. Lecz trwali na czuwaniu, w pokornej i ustawicznej modlitwie, aż poczuli obfitość Ducha Świętego i wtedy pozbywszy się bojaźni poszli i głosili Chrystusa ukrzyżowanego (por. l J 4,18).

Tak dusza, która chciała lub chce dojść do doskonałości, powstawszy z grzechu śmiertelnego i poznawszy znów siebie, zaczyna płakać, z obawy kary; potem wznosi się do rozważania miłosierdzia mego, gdzie znajduje zadowolenie i korzyść. Lecz jest wciąż niedoskonała; i aby doprowadzić ją do doskonałości, po czterdziestu dniach, to jest po tych dwóch stanach, usuwam się od czasu do czasu od niej; nie odbierając łaski, a tylko poczucie mej obecności.

Objawia wam to Prawda moja, gdy rzekła do uczniów: Odejdę i powrócę do was (J 14,28). Wszystko, co rzekła, zwracało się w szczególności do uczniów, a ogólnie i powszechnie do wszystkich ludzi obecnych i przyszłych. Do tych przyszłych, rzekł też: Odejdę i powrócę do was. I tak się stało; kiedy wrócił Duch Święty na uczniów, wrócił On, bo jak ci wyżej powiedziałem Duch Święty nie wrócił sam, lecz przychodzi z mocą moją, z mądrością Syna, który jest jednym ze Mną, i ze zmiłowaniem tegoż Ducha Świętego, który pochodzi ode Mnie, Ojca i Syna. Więc powiem ci, jak działam. Aby dźwignąć duszę z niedoskonałości, odchodzę, pozbawiając ją pociechy, którą przedtem czuła.

Gdy trwała w stanie grzechu śmiertelnego, oddzieliła się ode Mnie, a Ja pozbawiłem ją łaski za jej grzech, gdyż zamknęła drzwi pragnienia. Słońce łaski znikło, nie z winy słońca, tylko z winy stworzenia, które zamknęło drzwi pragnienia.

Lecz dusza poznała znów siebie, uświadomiła sobie ciemności swoje, otworzyła okno i wyrzuciła z siebie zgniliznę przez świętą spowiedź. Wtedy Ja łaską wróciłem do duszy i jeśli dziś odchodzę od niej, nie odbieram jej mej łaski, lecz odczucie mej obecności. Czynię to, by skłonić ją do uniżenia się i do ćwiczenia się w szukaniu Mnie w prawdzie, doświadczać ją w świetle wiary i uczyć roztropności. Jeśli kocha Mnie bezwzględnie, z żywą wiarą i nienawiścią siebie, raduje się nawet w czasie cierpienia, uważając się za niegodną pokoju i spoczynku ducha. To jest drugi z trzech warunków osiągnięcia doskonałości, które Obiecałem ci wyłożyć.

Oto, co czyni dusza, gdy do niej doszła. Czując, że odszedłem od niej, nie ogląda się wstecz, lecz trwa z pokorą w swym ćwiczeniu i przebywa zamknięta w domu poznania siebie. Tam z wiarą żywą czeka przyjścia Ducha Świętego, to jest Mnie, który jestem ogniem miłości. Nie czeka bezczynnie, lecz w czuwaniu i w ustawicznej i świętej modlitwie. Nie tylko w czuwaniu cielesnym, lecz w czuwaniu umysłowym. Aby oko intelektu nie zamykało się, lecz oświecone światłem wiary, czuwało nad wykorzenieniem z nienawiścią próżnych myśli z serca, nad rozbudzeniem uczucia mej miłości, nad poznawaniem, że nie chcę niczego innego, prócz uświęcenia duszy. To wam jest poświadczone przez krew Syna mojego (por. Rz 5,8).

Kiedy oko już czuwa w poznaniu Mnie i siebie, dusza modli się ustawicznie. Jest to modlitwa świętej i dobrej woli; ta ciągła modlitwa nie przeszkadza oddawać się modlitwie aktualnej w czasach przepisanych i określonych nakazem świętego Kościoła.

Oto, co czyni dusza, która odeszła od niedoskonałości i osiągnęła doskonałość. Aby ją osiągnęła, odchodzę od niej, nie łaską, lecz przez odczucie mej obecności.

Odchodzę jeszcze dlatego, aby ujrzała i poznała swój błąd. Widząc się pozbawioną pociechy, czuje zgnębienie, czuje, że jest słaba, bezsilna, niewytrwała i odkrywa korzeń tego w duchowej miłości własnej. Jest to dla niej środek poznania siebie, dźwignięcia się ponad siebie, wstąpienia na stolicę sumienia swego, aby nie dopuścić, by to odczucie nie uległo poprawie. Dzieje się to przez naganę i przez stępienie korzenia miłości własnej nożem znienawidzenia tejże miłości własnej oraz przez pragnienie cnoty.

LXIV. Jak kochając niedoskonale Boga, kocha się niedoskonale bliźniego. I o znakach tej miłości niedoskonałej.

Wiedz, że wszelką niedoskonałość lub doskonałość miłości objawia się i zdobywa w stosunku do Mnie, jak i do bliźniego. Dobrze to wiedzą dusze proste, które często kochają stworzenia miłością duchową. Jeśli kochają Mnie miłością czystą bez zastrzeżeń, kochają też w sposób czysty bliźniego. Rzecz się ma, jak z naczyniem, które się napełnia w źródle. Jeśli się je wyciągnie ze źródła, aby pić, jest wnet próżne. Lecz jeśli się trzyma je w źródle, można zeń zawsze pić i pozostaje zawsze pełne. Tak samo jest z miłością bliźniego, duchową czy doczesną: trzeba ją pić we Mnie, bez zastrzeżeń.

Żądam od was, abyście kochali Mnie tą miłością, jaką Ja was kocham. Wprawdzie nie możecie tego uczynić, bo Ja pokochałem was, zanim byłem kochany i wszelka miłość, którą żywicie dla Mnie, jest długiem, z którego się wywiązujecie, nie łaską, którą Mi czynicie, podczas gdy miłość moja jest łaską, a nie powinnością. Więc nie możecie Mi oddać miłości, której od was żądam; lecz dałem wam bliźniego, abyście czynili dla niego to, czego dla Mnie nie możecie czynić, to jest kochać go bez zastrzeżeń i bez oczekiwania jakiejś korzyści. Wtedy uznam, że czynicie dla Mnie, co uczyniliście dla niego.

To ukazała moja Prawda, mówiąc do Pawła, gdy Mnie prześladował: Saulu, Saulu, czemu Mnie prześladujesz? (Dz 9,4) Uznała, że Paweł prześladował Mnie, prześladując mych wiernych.

Toteż miłość ta musi być szczera. Tą miłością, którą kochacie Mnie, winniście kochać bliźniego. Wiesz, po czym poznać miłość niedoskonałą? Niedoskonale kocha ten, co kochając nawet miłością duchową, doznaje cierpienia i jest zgnębiony, gdy stworzenie, które on kocha, nie zdaje się odwzajemniać miłości jego, lub kochać go tak, jak on zdaje się kochać; aby gdy widzi, że pozbawiony jest jego towarzystwa i pociechy, którą stąd czerpał; albo gdy czuje, że kocha ono kogo innego bardziej, niż jego.

Po tych i wielu innych znakach można wnioskować, że miłość jego dla Mnie i dla bliźniego jest jeszcze niedoskonała i że pije on ją z naczynia poza źródłem, chociaż mógł ją zaczerpnąć we Mnie. Miłość, którą dla Mnie żywił, była jeszcze niedoskonała, toteż niedoskonałą okazuje i temu, którego kocha nawet miłością duchową.

Wszystko wynika z tego, że korzeń duchowej miłości własnej nie był jeszcze całkowicie wyrwany. Często pozwalam duszy żywić tę miłość, aby poznała siebie i niedoskonałość swoją. Odbieram jej poczucie mej obecności, aby zamknęła się w domu poznania siebie, gdzie posiądzie wszelką doskonałość.

Potem wracam do niej przez większe światło i tak głębokie zrozumienie mej prawdy, że poczytuje sobie odtąd za łaskę, mogąc zabić własną wolę dla Mnie. I nie przestaje nigdy oczyszczać winnicy duszy swojej, wyrywać cierni myśli i układać kamieni cnót ugruntowanych w krwi Chrystusa, które znalazła w pochodzie przez most Chrystusa ukrzyżowanego, Jednorodzonego Syna mojego. Rzekłem ci, jeśli pamiętasz, że na moście, którym jest nauka mojej Prawdy, kamienie te były ugruntowane mocą krwi Jego, gdyż cnoty dają wam życie tylko przez skuteczność Jego krwi.

LXV. Jakiego sposobu używa dusza, aby dojść do miłości czystej i szczodrej. Tu zaczyna się rozprawa o modlitwie.

Kiedy dusza weszła w siebie, idąc za nauką Chrystusa ukrzyżowanego, przez prawdziwą miłość cnoty i przez nienawiść występku, doszła mocą wytrwałości do celi poznania siebie. Tam przebywa zamknięta w czuwaniu i ustawicznej modlitwie, odcięta zupełnie od obcowania ze światem.

Zamknęła się tam sama, z bojaźni, znając swą niedoskonałość, i przez pragnienie, które żywi, ażeby dojść do miłości czystej i szczodrej. Widząc jasno i wiedząc, że w inny sposób dojść tam nie może, czeka tam, z wiarą żywą, mego przyjścia, przez wzmożenie w niej mojej łaski.

Po czym poznaje się wiarę żywą? Po wytrwałości w cnocie, po ustawicznym trwaniu w świętej modlitwie, bez odrywania się od niej z jakiejkolwiek racji. Bo nie wolno nigdy opuścić modlitwy, chyba, że zmusza do tego obowiązek posłuszeństwa lub czyn miłosierdzia. Istotnie zdarza się często, że diabeł wybiera właśnie czas modlitwy, aby niepokoić duszę i napastować ją. Stara się w ten sposób zniechęcić ją do modlitwy, mówiąc często: Modlitwa twa nic nie jest warta, bo nie powinnaś myśleć o niczym innym, ani zważać na nic innego, prócz tego, co mówisz. Diabeł poddaje jej takie myśli, aby doszła do zniechęcenia, zamętu ducha i zaniechania modlitwy. Bo modlitwa jest orężem, którym dusza broni się od wszelkich nieprzyjaciół, jeśli trzyma go ręka miłości i jeśli walczy nim ramię wolnej woli, kierowane światłem najświętszej wiary.

LXVI. W którym dotykając sakramentu Ciała Chrystusowego, podana jest pełna nauka, jak przechodzi się od modlitwy ustnej do modlitwy myślnej, i opowieść o widzeniu, jakie miała raz ta dusza.

Wiedz, córko najdroższa, że dusza zdobywa wszystkie cnoty przez prawdziwą wytrwałość w pokornej, ustawicznej i wiernej modlitwie. Przeto powinna w niej trwać i nie opuszczać jej nigdy, ani dla ułud diabła, ani dla własnej ułomności, to jest, ani z powodu myśli, które ją nachodzą, ani z powodu poruszeń własnego ciała, ani z powodu pustych słów, które diabeł często kładzie na język ludzi, aby odstręczyć ją od modlitwy. Przez wszystko to powinna przejść w oparciu o cnotę wytrwałości.

O jakże słodka jest dla duszy i jak miła dla Mnie, święta modlitwa, odmawiana w celi poznania siebie i Mnie, gdy oko intelektu otwiera się na światło wiary, a serce wypełnione jest moją miłością! Miłość ta stała się wam widzialna przez widzialnego Jednorodzonego Syna mego, który okazał ją przez krew swoją. Krew ta upaja duszę, przyodziewa ją ogniem Boskiej miłości i daje jej pokarm w sakramencie, który złożyłem dla was w gospodzie ciała mistycznego, świętego Kościoła. Tym sakramentem jest Ciało i Krew Syna mojego, prawdziwego Boga i prawdziwego Człowieka, a rozdawnictwo jego powierzyłem rękom mojego namiestnika, który ma klucze tej krwi.

To jest gospoda, o której wspomniałem ci, i która założona jest na moście, dla krzepienia pielgrzymów, wzmacniania podróżnych, idących za nauką mej Prawdy, aby nie padli z wyczerpania.

Pokarm ten posila więcej lub mniej, według pragnienia tego, który go przyjmuje, w jakikolwiek sposób to czyni, sakramentalnie czy duchowo. Przyjmuje go sakramentalnie, kiedy przystępuje rzeczywiście do świętego sakramentu ołtarza, duchowo zaś, kiedy komunikuje się tylko przez pragnienie, bądź to pragnąc Komunii, bądź to rozpamiętywując krew Chrystusa ukrzyżowanego, to znaczy karmiąc się duchowo uczuciem mojej miłości, którą znajduje i której kosztuje w krwi, ponieważ, jak widzi, z miłości ta krew została wylana. Przeto upaja się, zapala się i syci świętym pragnieniem, znajdując w sobie pełnię miłości nie tylko dla Mnie, lecz i dla bliźniego.

Gdzie zdobywa się tę miłość? W celi poznania siebie przez świętą modlitwę. Tam pozbywa się dusza swej niedoskonałości, podobnie jak Piotr i uczniowie, którzy trwając w odosobnieniu na czuwaniu i modlitwie, wyzuli się z swej niedoskonałości i zdobyli doskonałość. Czym ją zdobyli? Wytrwałością złączoną z najświętszą wiarą.

Nie myśl jednak, że ten żar i to pożywienie, które otrzymuje się w modlitwie, są owocem samej modlitwy ustnej, zwyczajnej tylu duszom, które modlą się bardziej ustami, niż sercem. Chodzi im, zda się, tylko o to, aby wygłosić wiele psalmów, wiele Ojczenaszów. Osiągnąwszy zamierzoną liczbę, nie myślą już, zda się, o niczym. Snać cel modlitwy upatrują tylko w wygłaszaniu słów. Nie tak należy się modlić. W przeciwnym razie, dusza mały zbierze z tego plon, a Mnie niewiele się podoba.

Ale, powiesz Mi, czyż należy porzucić modlitwę ustną dla modlitwy myślnej, do której zdaje się nie wszyscy są powołani? Nie, lecz trzeba zachować miarę. Wiem, że tak jak dusza jest wpierw niedoskonała, zanim doskonałą się stanie, i tak też początkowo jest niedoskonałą jej modlitwa. Winna więc, aby nie popaść w bezczynność, póki jest jeszcze niedoskonała, oddawać się modlitwie ustnej, lecz nie oddzielać modlitwy ustnej od modlitwy myślnej. Kiedy wymawia słowa, niech stara się wznieść ducha swego i zwrócić go ku mej miłości, rozważając przy tym ogólnie swe błędy i rozpamiętywając krew Jednorodzonego Syna mojego, w której znajduje szczodrobliwość miłości mojej i odpuszczenie swych grzechów. Niech czyni tak, a poznanie siebie i rozważanie swych błędów przypomną jej dobroć moją dla niej i pozwolą prowadzić dalej swe ćwiczenia z prawdziwą pokorą.

Nie chcę, aby rozważała swe błędy szczegółowo, lecz tylko ogólnie, iżby duch jej nie kalał się wspomnieniem pewnych grzechów szpetnych. Nie chcę, powtarzam, aby rozważała te grzechy w ogóle i w szczegółach same, bez związku z pamięcią o krwi i wielkości miłosierdzia mego, aby nie doszła do rozterki. Gdyby poznanie siebie i myśl o swych grzechach nie były połączone z pamięcią o krwi i nadzieją miłosierdzia, trwałaby w tej rozterce. Ta rozterka, w którą wtrącił ją diabeł, pod pozorem skruchy i żalu za grzechy, doprowadziłaby ją do potępienia wiecznego; bo nie znajdując podpory w ramieniu miłosierdzia mego, wpadłaby w rozpacz.

Jest to jedna z najprzemyślniejszych ułud, którymi diabeł stara się oszukać sługi moje. Toteż, aby uniknąć sideł diabła i podobać się Mnie, winniście zawsze, z prawdziwą pokorą zanurzać serce i uczucie w niezmierzonym mym miłosierdziu. Wiesz, że pycha diabła nie może znieść widoku pokornego ducha, tak samo jak wielkość mej dobroci i miłosierdzia mego, w których dusza prawdziwie pokłada nadzieję, jest nieznośna dla jego rozpaczy.

Pamiętasz, jak diabeł chciał pogrążyć cię w zamęcie starając się przekonać ciebie, że życie twe było tylko kłamstwem i że nigdy nie słuchałaś i nie spełniałaś woli mojej! Wtedy ty uczyniłaś to, co winna byłaś uczynić i co dobroć moja pozwoliła ci uczynić, ta dobroć nigdy nie skrywana przed tym, który jej szuka. Uciekłaś się do miłosierdzia mego z pokorą, mówiąc: „Wyznaję Stwórcy mojemu, że całe życie moje spędziłam w ciemnościach; lecz ukryję się w ranach Chrystusa ukrzyżowanego; skąpię się w krwi Jego; tak zmażę wszystkie nieprawości moje i przez pragnienie radować się będę w moim Stwórcy”.

Wiesz, że wtedy diabeł uciekł. Potem wrócił z inną pokusą i starał się wzbić cię w pychę: „Jesteś doskonała – rzekł – i miła Bogu, nie powinnaś się już smucić ani opłakiwać błędów swoich”. Wtedy dałem ci światło, aby pokazać ci drogę, którą powinnaś iść, tzn. abyś się upokorzyła. Odpowiadając diabłu rzekłaś: „O ja nieszczęśliwa! Jan Chrzciciel nie popełnił nigdy grzechu; był uświęcony w łonie matki, a jednak, czynił tak wielką pokutę! A ja, która popełniłam tyle błędów, nie zaczęłam nawet poznawać ich z płaczem i prawdziwą skruchą, chociaż wiedziałam, kim jest Bóg obrażony przeze mnie, a kim ja, która Go obrażam!”

Diabeł, nie mogąc znieść tej pokory ducha ani nadziei w moją dobroć, powiedział: „Bądź przeklęta, nie znajdę na ciebie sposobu. Jeśli spycham cię w dół wprawiając cię w rozterkę, ty wznosisz się aż do miłosierdzia; jeśli wywyższam cię, ty zniżasz się aż do piekła przez pokorę i nawet w piekle mnie ścigasz. Nie wrócę już do ciebie, bo zawsze mnie bijesz kijem miłości”.

Dusza winna więc, ze słowami które wygłasza, łączyć poznanie siebie i poznanie Mnie. W ten sposób modlitwa ustna będzie pożyteczna dla duszy, która ją odmawia, a Mnie miła. Od niedoskonałej modlitwy ustnej dojdzie dusza przez ćwiczenie do doskonałej modlitwy myślnej.

Lecz jeśli ma na celu wygłaszać po prostu pewną ilość formuł i jeśli dla modlitwy ustnej zaniedba modlitwy myślnej, nigdy do niej nie dojdzie. Niekiedy dusza jest tak ciemna, że jeśli postanowi sobie odmówić określoną modlitwę na głos, nie zwraca na Mnie uwagi. Daremnie nawiedzam jej ducha w ten czy inny sposób. Już to zsyłam jej światło, aby poznała lepiej siebie i wzbudziła w sobie prawdziwy żal za grzechy; już to darzę ją mą miłością; niekiedy stawiam przed duchem jej, różnymi sposoby, obecność mej Prawdy, wedle tego, jak Mi się podoba lub wedle tego, czego pragnęła sama dusza. Ale ona, ażeby wypełnić swoją liczbę modlitw nie dba o moje odwiedziny, które czuje w swym duchu, czyniąc to pod wpływem sumienności, a wyrzucając sobie, że przerwała, co rozpoczęła.

Tak czynić nie powinna, jeśli nie chce być igraszką diabła. Skoro tylko poczuje w duchu bliskość odwiedzin moich, wedle różnych sposobów, o których ci mówiłem, winna natychmiast zaniechać modlitwy ustnej. Potem, gdy modlitwa my sina się skończy, dusza może, jeśli ma czas, podjąć na nowo to, co postanowiła ustnie odmówić. Jeśli czasu nie ma, niech się nie martwi, niech się nie smuci, niech nie zaprząta sobie tym myśli. Oto, jak winna postępować. Wyjątek stanowi święte oficjum, które księża i zakonnicy obowiązani są odmawiać. Jeśli nie odmawiają go, obrażają Mnie, gdyż winni odmawiać oficjum swe aż do śmierci. Jeśli czują, że duch ich o godzinie poświęconej odmawianiu oficjum porwany jest i poniesiony przez pragnienie, powinni tak się urządzić, by odmawiać je przedtem lub potem; nie powinni nigdy uchybić obowiązkowi tego oficjum.

Każdą inną modlitwę winna dusza zaczynać od odmawiania jej ustnie, aby dojść do modlitwy myślnej, i kiedy czuje, że duch jej przysposobiony jest do myślnej, winna przerwać modlitwę ustną. Ta modlitwa ustna, odmawiana tak, jak rzekłem, prowadzi do doskonałości. Więc nie należy jej porzucać zasadniczo, lecz odmawiać ją w sposób, jak ci wskazałem. Tak, przy ćwiczeniu i wytrwałości, dusza zakosztuje modlitwy prawdziwej i będzie karmić się krwią Jednorodzonego Syna mojego. Przeto, jak ci rzekłem, niektórzy uczestniczą duchowo w ciele i krwi Chrystusa, choć nie sakramentalnie, łącząc się uczuciem miłości, której kosztują za pomocą świętej modlitwy, więcej lub mniej, zależnie od pragnienia modlącego się.

Kto wznosi w to mało roztropności i nie trzyma się dostatecznie wskazanej miary, znajduje mało. Kto wnosi wiele, otrzymuje wiele. Im bardziej dusza stara się skupić uczucia swe i związać je ze Mną przez światło, tym więcej poznaje. Kto więcej poznaje, więcej kocha, a więcej kochając, więcej kosztuje.

Widzisz więc, że nie przez mnóstwo słów dochodzi się do modlitwy doskonałej, lecz przez pragnienie, unosząc się ku Mnie przez poznanie siebie, i jednocząc ściśle te dwa poznania ze sobą. Tak dusza posiądzie jednocześnie modlitwę ustną i modlitwę myślną, bo one łączą się tak, jak życie czynne z życiem kontemplacyjnym. Można w rozmaity sposób rozumieć modlitwę ustną czy modlitwę myślną. Gdy dusza umocni się w świętym pragnieniu i ustawicznej modlitwie, która polega na dobrej i świętej woli, ta wola i to pragnienie wchodzą w czyn, w czasie i miejscu określonym, by dodać do tej ciągłej modlitwy świętego pragnienia modlitwę ustną, podczas gdy dusza nie przestaje trwać w tej świętej woli. Modlitwę tę odprawia dusza zwykłe o oznaczonym czasie. Niekiedy nawet odmawiać ją będzie bez przerwy poza czasem jej poświęconym, wedle tego, czego wymaga miłość lub zbawienie bliźniego, zależnie od jego potrzeb, jego konieczności lub wedle stanu, w jakim kogo umieściłem.

Istotnie każdy, wedle stanu swego, winien współdziałać w zbawieniu dusz, zgodnie z zasadą świętej woli. Wszystko, co czyni, słowem lub czynem dla zbawienia bliźniego, jest czynną modlitwą, którą by, jak sądzę, sam odmówił w tym czasie na właściwym miejscu. Lecz nawet poza tą obowiązkową modlitwą, wszystko to, co czyni z miłości dla bliźniego lub dla siebie, wszystkie uczynki zewnętrzne, jakiekolwiek by one były, są modlitwą (por. Kol 3,17). Jak to mój chwalebny apostoł Paweł powiedział, że nie przestaje modlić się, kto nie przestaje dobrze czynić. Dlatego rzekłem ci, że są różne rodzaje modlitwy czynnej, przez połączenie jej z modlitwą myślną: bo modlitwa czynna tak rozumiana, dokonuje się w uczuciu miłości, a to uczucie miłości jest modlitwą ustawiczną.

Rzekłem ci też, jak dochodzi się do modlitwy myślnej, mianowicie przez ćwiczenie i przez wytrwałość, porzucając modlitwę ustną dla modlitwy myślnej, kiedy odwiedzam duszę. Wyłożyłem ci też, jaka jest modlitwa zwyczajna, jaka ustna poza czasem oznaczonym, jaka modlitwa dobrej i świętej woli, i jak każde ćwiczenie spełnione przez duszę, dla siebie czy dla bliźniego, z dobrą wolą, poza czasem zwykłym, jest modlitwą.

LXVII. O błędzie ludzi światowych, którzy kochają Boga i służą Mu dla własnej pociechy.

Więc dusza powinna dzielnie pobudzać samą siebie przy pomocy tej matki modlitwy. To właśnie czyni dusza zamknięta w celu poznania siebie, doszedłszy do miłości przyjacielskiej i synowskiej. Lecz jeśli zaniedba środków wskazanych przeze Mnie, nie wyjdzie nigdy z letniości i niedoskonałości swojej i kochać będzie o tyle, o ile znajdzie we Mnie lub bliźnim swą korzyść lub przyjemność.

Chcę ci mówić o tej miłości niedoskonałej. Nie zamilczę przed tobą o złudzeniu, jakiemu ulegają ci, co kochają Mnie dla swej własnej pociechy. Wiedz o tym, że jeśli sługa mój kocha Mnie niedoskonale, szuka nie tyle Mnie, ile pociechy, dla której Mnie kocha.

Przekonać się o tym można przez to, że kiedy mu braknie pociechy duchowej lub doczesnej, smuci się. O pociechy doczesne chodzi przede wszystkim ludziom tego świata, którzy spełniają pewne czyny cnoty, 'dopóki im się dobrze powodzi. Lecz kiedy spotka ich przykrość, którą zsyłam dla ich dobra, doznają zamieszania w tej odrobinie dobra, które czynili. Gdyby ich spytać, skąd to zniechęcenie twoje, odpowiedzą: „Bo spotkało mnie nieszczęście, i to nieliczne dobro, które czyniłem, wydaje mi się stracone, gdyż nie spełniam go już, jak sądzę, z tym sercem i z tą ochotą, jak to czyniłem dawniej. Powodem tego jest udręczenie, którego doznałem, bo przedtem, zdaje mi się, z większym pokojem i pogodą serca, czyniłem więcej, niż czynię teraz”. Mówiąc tak, łudzą się co do źródła własnej przyjemności.

Nieprawdą jest, że udręczenie jest przyczyną tego, iż mniej kochają i mniej działają. Czyny, które się spełnia w czasie udręczenia, mają przez się tę samą wartość, co dzieła dokonywane przedtem w czasie pociechy: mogłyby nawet mieć wartość większą, gdyby się z nimi łączyła cierpliwość. Prawdą jest, że właśnie z pomyślności czerpali swą radość, a miłość, którą żywili dla Mnie, okazywali Mi w tych nielicznych czynach cnoty. Serce ich było spokojne, bo zadowalali się tym skąpym działaniem. Gdy zabrakło im pociechy, która była całą ich radością, zdaje się im, że stracili pokój, który, zdaniem swoim, znajdowali w pełnieniu cnoty.

Łudzą się, dzieje się z nimi, jak z człowiekiem, który ma ogród. Człowiek ten upatruje przyjemność w przebywaniu w swoim ogrodzie i w uprawianiu ogrodu. Zdaje mu się, że lubuje się w uprawie ogrodu, podczas gdy naprawdę pociąga go tylko ogród. Jedno zdarzenie objaśni go co do prawdy uczuć. Człowiek traci ogród i odtąd nie znajduje upodobania w ogrodnictwie. Gdyby główną przyjemność widział w samej pracy dla ogrodu, nie przestałaby mu się ona podobać, choć nie posiada on już swego ogrodu. Tak samo ten, który lubuje się w pełnieniu cnoty bardziej, niż w pociechach zewnętrznych, nie opuści się w dobrych uczynkach, nie przestanie, o ile nie chce, znajdować w nich spoczynku dla ducha. Gdy przyjdzie niepowodzenie, nie będzie taki jak ów, co utracił ogród.

Więc poszukiwanie własnej przyjemności łudzi ludzi co do własnych czynów. Mówią oni zwykle: „Wiem, że czyniłem lepiej dawniej i znajdowałem w tym więcej pociechy, zanim zostałem tak doświadczony. Przyjemnością było dla mnie czynić dobrze. Teraz nie bawi mnie to, i nie zajmuje wcale”. Sąd ich jest równie fałszywy, jak ich słowa. Gdyby szukali zadowolenia w czynieniu dobra, dla miłości samego dobra i cnoty, nie straciliby ochoty, przeciwnie, wzmogłaby się ona i wzrosła. Lecz ponieważ pełnienie cnoty oparte było tylko na własnym ich zadowoleniu zmysłowym, przeto słabnie i ginie.

Oto złudzenie, w które popada większość ludzi czyniąc dobrze. Oszukują się sami przez poszukiwanie własnej przyjemności zmysłowej.

LXVIII. Złudzenie sług Bożych, którzy kochają jeszcze tą miłością niedoskonałą.

Słudzy moi, trwający jeszcze w tej miłości niedoskonałej, szukają i kochają Mnie przez przywiązanie do pociechy i radości, którą znajdują we Mnie. Ponieważ nagradzam wszelkie dobro, które się czyni, dając więcej lub mniej, wedle miary miłości tego, który otrzymuje, więc udzielam pociech duchowych, już to w ten, już to w inny sposób, w czasie modlitwy. Jeśli to czynię, to nie dlatego, aby dusza nieświadomie czyniła zły użytek z pociechy i zamiast kochać przede wszystkim Mnie, który ją jej dałem, zważała więcej na pociechę, która została jej dana. Chcę, aby ceniła bardziej uczucie miłości, z jakim ją daję i niegodność, z jaką ona ją otrzymuje, niż przyjemność własnej pociechy. Lecz jeśli ona, niemądra, przywiązuje się tylko do swojej przyjemności, bez względu na moje uczucie dla niej, wpada w nieszczęście i w błąd, o którym ci opowiem.

Nieszczęście pierwsze. Złudzona własną pociechą szuka tej pociechy i nią się raduje. Ale odczuwając ją więcej niż poprzednio oraz moje w sobie odwiedziny, cofa się wstecz, starając się odnaleźć na drodze, którą już szła, tę samą radość, która ją na niej spotkała. Ale Ja nie chcę, aby mniemano, że mam tylko jeden sposób obdarowywania. Udzielam łask swych w rozmaity sposób, wedle tego, jak podoba się mojej dobroci i wedle potrzeb i konieczności duszy. Ona, w swej ciemnocie, będzie szukała zawsze tej samej pociechy, jakby chciała narzucić prawo Duchowi Świętemu.

Tak czynić nie powinna, lecz powinna mężnie iść przez most nauki Chrystusa ukrzyżowanego i przyjmować me dary w ten sposób, w tym miejscu i w tym czasie, jak podoba się mojej dobroci. Jeśli nawet nie chcę jej udzielić tego wyróżnienia, odmawiam jej nie z nienawiści, lecz z miłości; aby Mnie szukała prawdziwie, aby Mnie kochała nie tylko dla swojej przyjemności i aby przyjęła z pokorą raczej miłość moją, niż rozkosz, którą w niej znajduje. Jeśli postępuje inaczej, jeśli dąży tylko do własnego zadowolenia, w sposób jaki jej się podoba, a nie w sposób jak Ja chcę, dozna nieznośnego cierpienia i rozterki, gdy ujrzy się pozbawioną przedmiotu swego upodobania, który postawiła przed okiem swego intelektu.

Oto ci, co obierają sobie rodzaj pociechy, jaki im dogadza. Znalazłszy przyjemność w pewnej radości duchowej, którą ich wyróżniłem, nie chcą już rozłączyć się z nią w swej drodze. Niekiedy są tak nierozumni, że gdy nawiedzę ich w inny sposób, stawiają opór, nie chcą przyjąć tego nowego daru; chcą zawsze tego, co sobie wyobrazili.

Upodobanie we własnej przyjemności i w zadowoleniu duchowym, które znajdują we Mnie, jest błędem! I co za złudzenie! Niemożliwością byłoby dla duszy trwać ustawicznie w tym samym stanie. Dusza nie może trwać nieruchomo w cnocie: musi iść naprzód, albo się cofać. Podobnież duch nie może stale przebywać we Mnie w jednej jedynej radości, tak aby dobroć moja nie miała już dać mu innej. Przeciwnie, odnawiam ją i to z wielką rozmaitością. Już to daję mu radość duchowego wesela; już to skruchę i żal za grzechy, które wstrząsają ducha do głębi; niekiedy będę w duszy, a ona Mnie nie uczuje. Innym razem wola ma pod różnymi postaciami przedstawi oku jej intelektu Prawdę, Słowo wcielone, jednak dusza, zda się nie dozna tego wrażenia żaru i radości, które, jak mniema, winna odczuć w tym widzeniu. Kiedy indziej znów nie ujrzy nic, a jednak odczuje bardzo wielką słodycz.

Wszystko to czynię z miłości, dla zachowania i wzmożenia w niej cnoty pokory i wytrwałości, dla pouczenia jej, aby nie chciała narzucać Mi praw, aby nie umieszczała swego celu w pocieszę, lecz w cnocie ugruntowanej we Mnie, aby przyjęła z pokorą dokonany przeze Mnie wybór tej lub innej chwili. Chcę, aby z uczuciem miłości odpowiedziała na moje uczucie, którym ją darzę, aby z żywą wiarą wierzyła, że odmierzam me dary potrzebą jej zbawienia lub koniecznością jej największej doskonałości.

Winna więc trwać w pokorze, biorąc sobie za zasadę i cel miłość moją. Tak otrzyma w tej miłości radość i nie-radość, wedle mojej a nie jej woli. Jeśli się chce uniknąć ułudy, jedynym sposobem dla mych sług jest przyjmować wszystko jako miłość ode Mnie, który jestem ich celem, w oparciu się na mojej słodkiej woli.

LXIX. O tych, którzy nie chcąc pozbawić się pokoju i pociechy, nie pomagają bliźniemu w potrzebie.

Rzekłem ci o ułudzie tych, którzy chcą kosztować Mnie na swój sposób i przyjmować Mnie w swym duchu, jak im się podoba.

Teraz powiem ci o drugim złudzeniu tych, którzy całą swą przyjemność pokładają w doznawaniu pociechy wewnętrznej. Do tego stopnia, że często widząc bliźniego w potrzebie duchowej lub doczesnej, pod pozorem cnoty wstrzymują się od udzielenia mu pomocy: „Tracę przez to, mówią, pokój i spoczynek ducha i nie odmawiam godzin oficjum w przepisanym czasie”. Zdaje im się, że pozbawiając się pociechy, obrażają Mnie. Myli ich własne pragnienie duchowego zadowolenia. Obrażają Mnie bardziej nie wspomagając w potrzebie bliźniego, niż porzucając wszystkie swe pociechy (por. Mt 25,45). Nakazałem wszystkie ćwiczenia, wszystkie modlitwy ustne i myślne, aby doprowadzić duszę do doskonałej miłości ku Mnie i ku bliźniemu, i zachować ją w tej miłości.

Więc obrażają Mnie bardziej zaniedbując miłość bliźniego dla swego ćwiczenia i spokoju ducha, niż porzucając te ćwiczenia dla bliźniego. W miłości bliźniego znajdą Mnie na pewno, a w radości duchowej, w której Mnie szukają, będą Mnie pozbawieni. Powstrzymując się od niesienia pomocy bliźniemu, tym samym umniejszają miłość, którą dlań żywią; skoro zmniejszyła się w nich miłość bliźniego, tym samym moja miłość dla nich umniejsza się także, a z umniejszeniem mojej miłości umniejsza się również ich pociecha. Jakoż chcąc zyskać, tracą; chcąc stracić, zyskują. Kto chce stracić swe własne pociechy duchowe dla zbawienia bliźniego, otrzymuje w nagrodę Mnie, zyskuje Mnie i bliźniego swego. Za to, że pomagał bliźniemu służąc z miłością, kosztować będzie każdego czasu słodyczy miłości mojej (por. Mt 16,25; Mk 8,35; Łk 9,24).

Natomiast ten, co nie chce wyrzec się tych pociech, trwa w cierpieniu, bo niekiedy musi przecież służyć bliźniemu, gdy miłość lub potrzeba nakazują nieść mu pomoc w słabościach cielesnych i duchowych. Lecz wtedy czyni to tylko z trudem, z niechęcią ducha i z niepokojem sumienia i dręczy się tak, że staje się nieznośny dla siebie i innych. Spytajcie go, skąd ten smutek? „Zdaje się, odpowie, że straciłem pokój i pogodę ducha. Bo zaniedbałem wielu rzeczy, które zwykłem był czynić. Sądzę, że obraziłem Boga”. Tak nie jest. Lecz ponieważ wypatruje tylko własnej pociechy, nie umie rozróżnić i poznać naprawdę, gdzie tkwi jego błąd. Inaczej widziałby, iż nie ma obrazy w tym, że nie posiada się pociechy duchowej, ani w tym, że opuszcza się modlitwę w czasie, gdy wymaga tego potrzeba bliźniego, lecz grzechem jest uchybić miłości bliźniego, którego powinno się kochać, służąc mu z miłości dla Mnie.

Teraz widzisz, jak dusza oszukuje się sama przez duchową miłość dla samej siebie.

LXX. O ułudzie tych, którzy położyli całe swe upodobanie w pociechach i widzeniach duchowych.

Ta duchowa miłość własna przynosi niekiedy duszy jeszcze większą szkodę, gdy dusza przywiązuje się jedynie do pociech wewnętrznych i widzeń, którymi wyróżniam niekiedy sługi moje. Gdy widzi, że jest ich pozbawiona, wpada w smutek i zniechęcenie. Zdaje się jej, że straciła łaskę, ilekroć usunę się z jej ducha. Jak ci rzekłem, odchodzę i wracam do duszy, nie abym odbierał jej moją łaskę, lecz tylko poczucie mej łaski, chcąc przez to doprowadzić ją do doskonałości. Wtedy wpada w rozgoryczenie; sądzi, że jest w piekle, czując się wyzutą z radości i wystawioną na udręki i napaści licznych pokus.

Nie powinna być nierozsądną i pozwalać tak się oszukiwać duchowej miłości własnej! Jakże nie zna prawdy! Powinna poznać Mnie w sobie, który jestem jej najwyższym Dobrem. Ja zachowuję w niej dobrą wolę w czasie walki i nie pozwalam jej biec wstecz w poszukiwaniu przyjemności. Więc winna się upokorzyć, uznać się niegodną pokoju i pogody ducha. Dlatego to usuwam się od niej. Chcę doprowadzić ją do pokory i poznania mej miłości dla niej w tej dobrej woli, którą zachowuję jej w czasie walk. Nie chcę, aby otrzymywała samo mleko słodyczy, którym skrapiam jej oblicze, lecz niech przylgnie do piersi mojej Prawdy i niech przyjmuje mleko razem z ciałem. Niech pije mleko mej miłości przez ciało Chrystusa ukrzyżowanego, to znaczy przez Jego naukę, z której uczyniłem wam most, a przez most ten można dojść do Mnie. Dlatego usuwam się od mych sług.

Idąc drogą roztropności, jeśli nie są tak niemądrzy, aby pragnąć tylko mleka, wówczas wracam do nich z większą słodyczą i siłą, z większym światłem i z większym żarem miłości. Lecz jeśli odczuwają tylko nudę, smutek i rozterkę ducha, gdy im zabraknie duchowej słodyczy, mały ciągną zysk z mojej nieobecności i pozostają w swej letniości.

LXXI. Jak ci, co radują się pociechami i widzeniami duchowymi, mogą być oszukani przez diabła zmienionego w anioła światła. Znaki, po których poznaje się, czy widzenie pochodzi od Boga lub diabła.

Ponadto ulegają często innej ułudzie diabła, który przyjmuje na siebie postać światłości. Diabeł bada, co dusza skłonna jest przyjąć i daje jej to, czego ona pragnie. Gdy widzi, że pochłonięta jest pragnieniem pociech i widzeń duchowych – do których jednak nie powinna się przywiązywać, lecz tylko do cnoty, uznając się z całą pokorą za niegodną tych boskich wyróżnień i widząc w nich tylko mą miłość, darzącą ją nimi – mówię, że wtedy diabeł przybiera w tej duszy postać światłości. Już to przyjmuje kształt anioła, już to mej Prawdy, już to postać moich świętych. A czyni to, aby złowić tę duszę na wędkę radości duchowej, której ona szuka w widzeniach i rozkoszach ducha. Jeśli dusza nie podniesie się wtedy przez prawdziwą pokorę, odpychając z pogardą wszystkie ofiarowane jej radości, złowi się na tę wędkę i wpadnie w ręce diabła. Odrzucając natomiast z pokorą tę radość, jeśli z miłością wybierze Mnie, który jestem dawcą, a nie darem, diabeł nie będzie mógł w swej pysze znieść ducha, który jest pokorny.

Spytasz Mnie, po czym można poznać, że to widzenie pochodzi od diabła, a nie ode Mnie? Odpowiem ci: Znakiem, że pochodzi ono od diabła, który ukazuje się duszy w postaci światła, jest to, że dusza za jego zjawieniem się odczuwa natychmiast żywą wesołość; lecz w miarę trwania wesołość ta zmniejsza się coraz bardziej i pozostawia po sobie zniechęcenie, ciemność i zamroczenie wewnętrzne ducha. Lecz jeśli to Ja, Prawda wieczna, nawiedziłem tę duszę, odczuwa ona, w pierwszej chwili, świętą bojaźń; ale z tą bojaźnią doznaje wesela, poczucia bezpieczeństwa i słodyczy roztropności, która sprawia, że dusza wątpiąc nie wątpi. Lecz w poznaniu siebie uzna się za niegodną tej łaski i powie: „Nie jestem godna twych odwiedzin”. Skoro nie jest ich godna, jakże to może się stać? Lecz kiedy zwróci się do przepaści mej miłości, pozna i zobaczy, że dla Mnie możliwe jest dawać; że patrzę nie na jej niegodność, lecz na godność moją, która czyni ją godną przyjąć Mnie jako łaskę i czuć w sobie obecność moją, bo nie pogardzam pragnieniem, którym ona mię przyzywa. Stąd mówi pokornie: Oto służebnica Twoja; niech wola Twoja stanie się we mnie (Łk 1,38). Wtedy wychodzi po modlitwie i odwiedzinach moich z weselem i radością ducha, uznając z pokorą swą niegodność, świadoma, że miłości mojej zawdzięcza wszystko, co otrzymała.

Oto znak, po którym można poznać, czy dusza nawiedzona została przeze Mnie czy przez diabła. Jeśli przeze Mnie, odczuwa z początku bojaźń, w pośrodku i na końcu radość i głód cnoty. Jeśli przez diabła, to zrazu opanowuje ją radość, która przechodzi w zamęt i ciemność duchową. Daję wam znak ostrzegawczy. Odtąd dusza, która chce kroczyć z pokorą i roztropnością, nie może być oszukana. Lecz nie uniknie sideł, jeśli będzie kierować się niedoskonałą miłością pociech osobistych bardziej, niż miłością dla Mnie, jak ci rzekłem.

LXXII. Jak dusza, która naprawdę zna siebie samą, unika mądrze wszystkich wyżej omówionych ułud.

Nie chciałem ukrywać przed tobą błędu, w który wpadają zwykle ludzie przez zmysłową miłość własną, spełniając nieco cnoty i czyniąc nieco dobrego w czasie pomyślności. Mówiłem ci też o duchowym przywiązaniu miłości do pociech własnych, które zwodzą sługi moje. Pokazałem ci, w czym się mylą i w jaki sposób to przywiązanie do radości ducha przeszkadza im poznać prawdę mej miłości, rozróżnić winę tam, gdzie ona jest, i sidła, w które wciąga ich diabeł przez ich błąd, jeżeli nie trzymają się drogi, o której ci mówiłem.

Rzekłem ci to wszystko, abyście, ty i słudzy moi, kroczyli prosto do cnoty z miłości dla Mnie, nie szukając niczego innego. Ci, co posiadają tylko miłość niedoskonałą, co kochają Mnie tylko dla darów, które otrzymują, a nie dla Mnie, który ich udzielam, narażeni są na te wszystkie niebezpieczeństwa i wpadają w nie. Lecz dusza, która naprawdę weszła do celi poznania siebie, by oddawać się tam modlitwie doskonałej, porzuca miłość niedoskonałą i niedoskonałą modlitwę, jak ci to wyłożyłem w traktacie o modlitwie, i przyjmuje Mnie z uczuciem miłości, starając się ssać mleko słodkiej pociechy z samej piersi nauki Chrystusa ukrzyżowanego.

Tak dochodzi do trzeciego stanu, to jest do miłości przyjacielskiej i synowskiej. Nie żywi już miłości najemnej, lecz taką, jaka łączy najdroższych przyjaciół. Postępuje ze Mną tak, jak przyjaciel z przyjacielem. Jeśli jeden otrzyma dar od drugiego, nie patrzy tylko na dar, lecz na serce, na uczucie tego, który daje, i ceni dar tylko jako dowód miłości przyjaciela. Tak samo dusza, która doszła do trzeciego stanu, kiedy otrzymuje swe dary i łaski, nie patrzy tylko na dar, lecz patrzy okiem intelektu na moje uczucie miłości, na Mnie, dawcę.

Aby dusza nie miała wymówki, że tak nie czyni, postanowiłem dołączyć do daru samego dawcę i zjednoczyłem naturę Boską z naturą ludzką. Darowałem wam Słowo, Jednorodzonego Syna mojego, który jest jednym ze Mną, jak Ja jestem jednym z Nim. Wskutek zjednoczenia tego nie możecie patrzeć na dar, nie widząc Mnie, dawcy.

Widzisz więc, z jaką wielką miłością winniście kochać jednocześnie dar i dawcę, i pragnąć ich. Jeśli tak czynić będziecie, miłość wasza nie będzie miłością najemną, lecz miłością czystą, miłością bez plamy, miłością tych, co zawsze przebywają zamknięci w celi poznania siebie.

LXXIII. W jaki sposób dusza porzuca miłość niedoskonałą i dochodzi do miłości doskonałej.

Dotychczas ukazałem ci różne sposoby, jak dusza dźwiga się z niedoskonałości i dochodzi do miłości doskonałej, i co czyni wzniósłszy się do tej miłości przyjacielskiej i synowskiej.

Rzekłem ci i powtarzam, że dochodzi do niej przez wytrwałość, zamykając się w domu poznania siebie. Poznanie to musi być złączone z poznaniem Mnie, aby nie wpadła w rozterkę. Bo poznanie siebie przejmie ją nienawiścią do własnej zmysłowości i przywiązania do własnych pociech. Z tej nienawiści ugruntowanej w pokorze urodzi się cierpliwość, przez którą stanie się silna przeciw napaściom diabła, przeciw prześladowaniom ludzkim i nawet wobec Mnie, kiedy, dla jej dobra, odbiorę jej radości duchowe. Cnota ta pozwoli jej znosić wszystkie te braki.

Gdyby w tej próbie zmysłowość chciała podnieść głowę i powstać przeciw rozumowi, sędzia, którym jest sumienie, winien wznieść się ponad nią, utrzymać prawa rozumu i nie pozwolić na nieuporządkowane poruszenia. Dusza, która trwa w nienawiści zmysłowości, poprawia się ustawicznie i każdego czasu trzyma w ryzach nie tylko poruszenia, które są przeciwne rozumowi, lecz i te które często pochodzą ode Mnie.

To chciał rzec święty mój sługa Grzegorz, mówiąc, że sumienie święte i czyste czyni grzech tam, gdzie grzechu nie ma, to jest, dostrzega poprzez czystość sumienia winę tam, gdzie jej nie ma.

Tak winna czynić, tak czyni dusza, która chce wyjść z niedoskonałości, oczekując, w celi poznania siebie rozkazów opatrzności mojej, z światłem wiary, jak uczniowie, którzy przebywali w domu i nie wychodzili wcale na spotkanie Ducha Świętego, lecz w ustawicznym czuwaniu, w pokornej, ciągłej modlitwie, trwali aż do Jego przyjścia (por. Dz 1,13-14).

To właśnie, jak ci rzekłem, czyni dusza, kiedy wyszła z niedoskonałości i zamknęła się w swym domu, aby dojść do doskonałości. Tam czuwa, z okiem intelektu zawsze otwartym na naukę mej Prawdy, ukorzona, gdyż poznała siebie w ciągłej modlitwie, a więc w świętym i prawdziwym pragnieniu. Przez nie poznaje dusza w sobie uczucie mojej miłości.

LXXIV. Znaki, po których poznaje się, że dusza doszła do miłości doskonałej.

Pozostaje Mi teraz powiedzieć ci, po czym poznaje się, że dusza doszła do miłości doskonałej. Po tym samym znaku, który widzimy u świętych uczniów, gdy otrzymali Ducha Świętego. Wyszli z domu i wyzbywszy się bojaźni, głosili słowo moje, opowiadając naukę mego Jednorodzonego Syna. Nie bali się cierpień, lecz chlubili się swymi cierpieniami (por. Dz 2,4; 5,41); nie lękali się iść do tyranów świata, by zwiastować im Prawdę, dla chwały i sławy imienia mojego.

Tak samo jest z duszą, która czeka mego przyjścia, w poznaniu siebie, jak ci rzekłem. Wróciłem do niej z ogniem mej miłości. W miłości tej trwając w celi swojej, poczęła uczuciem miłości cnotę, uczestnicząc w mej mocy i tą mocą i cnotą ujarzmiła i zwyciężyła własną zmysłowość.

Przez tę samą miłość dałem jej uczestnictwo w mądrości Syna mojego. Przez mądrość tę oko jej intelektu ujrzało i poznało mą Prawdę i ułudy duchowej miłości własnej, to jest umiłowania niedoskonałego pociech osobistych. Poznała złośliwość i oszustwo, którymi diabeł zwodzi duszę związaną z nim tą miłością niedoskonałą, i czuje, jak rośnie w niej nienawiść tej niedoskonałości i miłość doskonałości.

Tą miłością jest sam Duch Święty, który wnika w jej wolę, udzielając jej swej siły, przejmując ją pragnieniem znoszenia cierpień i wyjścia z domu dla imienia mego, aby spełniać dobre uczynki względem bliźniego. W rzeczywistości nie opuszcza ona celi poznania siebie, lecz wychodzą z jej celi cnoty, które poczęła w akcie miłości i które rodzi w rozmaity sposób, kiedy wymaga tego potrzeba bliźniego. Nie boi się już utraty swych pociech duchowych, jak ci rzekłem powyżej. Doszedłszy do miłości czystej i szczodrej, wychodzi na zewnątrz, wyrzekając się samej siebie.

Tak dochodzi ze stanu trzeciego, który jest stanem doskonałym, do stanu czwartego. Po tym stanie trzecim, w którym dusza poznaje i rodzi miłość w swym bliźnim, osiąga stan czwarty, ostateczny, doskonałego zjednoczenia ze Mną. Te dwa stany są z sobą zjednoczone; jeden nie może istnieć bez drugiego; bo miłość ku Mnie nie da się oddzielić od miłości bliźniego, a miłość bliźniego od miłości ku Mnie.

Tak żaden z tych dwóch stanów nie istnieje bez drugiego, jak ci to wyjaśnię, gdy mówić będę o stanie trzecim.

LXXV. Jak niedoskonali chcą iść tylko za Ojcem, podczas gdy doskonali idą za Synem. O widzeniu, które miała ta dusza, gdzie widziała różne chrzty, oraz niektóre inne piękne i pożyteczne rzeczy.

Wyłożyłem ci, jak wychodzi się z siebie i co jest znakiem, po którym można poznać, że dusza dźwignęła się z niedoskonałości i doszła do doskonałości. Otwórz więc oko intelektu i patrz, jak ci doskonali biegną przez most nauki Chrystusa ukrzyżowanego, który stał się waszą regułą, drogą i nauką. Dla oka intelektu swego nie biorą za przykład Mnie, Ojca, podobnie jak czyni ten, kto trwa w miłości niedoskonałej i nie chce znosić żadnego cierpienia. Ponieważ we Mnie nie ma cierpienia, a on dąży tylko do miłości, którą znajduje we Mnie, więc przychodzi do Mnie, nie aby szukać Mnie, lecz pragnąć miłości, którą znajduje we Mnie. Nie tak czynią doskonali. Jak pijani i rozpaleni miłością, weszli na trzy ogólne stopnie mostu, które jak ci przedstawiłem, oznaczają zebrane trzy władze duszy, oraz na trzy konkretne stopnie, które ci zaraz ukażę w ciele Chrystusa ukrzyżowanego, Jednorodzonego Syna mojego. Wszedłszy na pierwszy stopień do stóp, stopami uczuć dusza doszła do Jego boku, gdzie znajduje tajemnicę serca i poznaje chrzest z wody, który czerpie swą moc z krwi. Dusza otrzymuje tam łaskę świętego chrztu, przysposobiwszy swe naczynie do przyjęcia łaski zjednoczonej i zmieszanej z krwią.

Gdzież to dusza poznała tę godność, że jest zjednoczona i zmieszana z krwią Baranka, przyjmując chrzest święty z mocą krwi? W boku Syna mojego, gdzie poznaje ogień Boskiej miłości. To właśnie, jeśli pamiętasz, ukazała ci moja Prawda, kiedy spytałaś: „Słodki, niepokalany Baranku, byłeś umarły, gdy otworzono twój bok, czemu więc zechciałeś, aby serce twe zostało tak zranione i otwarte?”

On rzekł, jeśli pamiętasz: Było wiele przyczyn, z których główne ci powiem. Pragnienie moje dotyczące rodzaju ludzkiego było nieskończone, a obecny akt cierpienia i udręczeń był skończony. Więc przez cierpienie, rzecz skończoną, nie mogłem wam pokazać, jak bardzo was kocham, ponieważ miłość moja była nieskończona. Oto dlaczego postanowiłem objawić wam tajemnicę serca, otwierając je przed wami, abyście ujrzeli, że kochało was więcej, niż to można okazać przez cierpienie skończone. Wylewając krew i wodę ukazałem wam święty chrzest z wody, który otrzymujecie poprzez moc krwi.

Ukazałem wam też chrzest z krwi, który przyjmuje się w sposób dwojaki. Pierwszy dotyczy tych, którzy są chrzczeni własną krwią dla Mnie wylaną, gdy nie mogą być inaczej ochrzczeni. Ten chrzest opiera się też na mocy mojej krwi. Niektórzy są ochrzczeni przez ogień, gdy pragną chrztu z miłości, nie mogąc go otrzymać. Nie ma chrztu z ognia bez krwi, gdyż krew jest zjednoczona i zmieszana z ogniem Boskiej miłości, która kazała ją przelać.

Jest inny, symboliczny sposób przyjmowania chrztu z krwi, szczególnie przewidziany przez moją Boską miłość. Znałem słabość i ułomność człowieka, które sprawiają, że Mnie obraża. Nie aby słabość ta czy inna przyczyna zmuszały go do grzechu, jeśli on popełnić go nie chce; ale będąc ułomny, wpada w grzech śmiertelny. Tak traci łaskę, którą otrzymał na chrzcie świętym mocą krwi. Więc trzeba było, aby Boska miłość ustanowiła ciągły chrzest z krwi. Otrzymuje się go przez skruchę serca i świętą spowiedź, którą czyni się jeśli można, wobec sług moich, dzierżących klucze krwi. Krwią tą słudzy moi skrapiają oblicze duszy, przez rozgrzeszenie.

Jeśli spowiedź jest niemożliwa, wystarczy skrucha serca. Ręka mej dobrotliwości udziela wam wtedy owocu tej drogiej krwi. Lecz kto będzie mógł się wyspowiadać, niech to uczyni; chcę tego; kto mogąc to uczynić, nie zechce, będzie pozbawiony owocu krwi. Oczywiście, że w chwili śmierci ten, co chce się spowiadać, a nie może tego uczynić, otrzyma też owoc krwi. Lecz niech nikt nie będzie tak szalony, aby opierając się na tej nadziei, zwlekać aż do ostatniej chwili, gdyż nie jest pewny, czy z powodu jego oporności, nie oznajmię mu głosem mej Boskiej sprawiedliwości: „Nie pamiętałeś o Mnie za życia, w czasie, kiedy mogłeś to czynić. Ja nie będę pamiętał o tobie w śmierci”. Nikt więc nie powinien zwlekać; jeśli jednak z własnej winy to uczynił, licząc na moc krwi, nie powinien czekać do końca z chrztem.

Chrzest ten, jak widzisz, jest ciągły: dusza powinna oczyszczać się nim aż do końca, jak powiedziałem. Tak więc czyny moje, to jest męki krzyżowe, skończyły się; lecz owoc mych mąk, który otrzymaliście w chrzcie, jest nieskończony, mocą nieskończonej natury Boskiej, która jest zjednoczona za skończoną naturą ludzką. Ta natura ludzka cierpiała we Mnie, Słowie, przyobleczonym w wasze człowieczeństwo. Ponieważ obie te natury są złączone i zjednoczone ze sobą, Boskość wieczna wchłonęła i przyswoiła sobie cierpienie, które zniosłem z tak wielkim ogniem miłości.

Dlatego można dzieło to nazwać nieskończonym. Nieskończoną nie była zewnętrzna męka ciała ani męka pochodząca z pragnienia odkupienia was. Cierpienia te miały kres i skończyły się na krzyżu, gdy dusza opuściła ciało. Lecz owoc, który wynika z mej męki i pragnienia zbawienia waszego, jest nieskończony i wy otrzymujecie go bez końca. Gdyby nie był nieskończony, nie zostałoby przywrócone do łaski człowieczeństwo całe, ludzie przeszli, teraźniejsi i przyszli. Gdyby owoc krwi, czyli chrzest krwi, nie był nieskończony, człowiek, który obraża Mnie po otrzymaniu chrztu z wody, nie mógłby podnieść się po swym grzechu.

Oto co objawił wam mój bok otwarty, gdzie znajdujecie tajemnicę serca. Tam dowiecie się, że kocham was bardziej, niż to mogę okazać przez skończone cierpienie. Wykazałem ci, że kocham was nieskończenie. Co o tym świadczy? Chrzest z krwi zjednoczony z ogniem mej miłości, bo krew przelana została z miłości; i dany chrześcijanom oraz każdemu, kto go chce przyjąć, chrzest powszechny, w którym dusza jednoczy się z krwią moją; jest to chrzest z wody, lecz woda w nim jednoczy się z krwią i ogniem. Aby wam to wykazać, sprawiłem, że z boku mego wyciekła krew z wodą.

Oto odpowiedź na twoje pytanie.

LXXVI. Jak dusza, wstąpiwszy na stopień trzeci, dochodzi do ust.

Wszystko to, co ci rzekłem, wytłumaczyła ci moja Prawda. Powtórzyłem ci to raz jeszcze, przemawiając w jej imieniu, abyś zrozumiała doskonałość duszy, która wstąpiła na ten drugi stopień. Dochodzi tam ona do takiego poznania i nabiera tyle ognia miłości, że wznosi się natychmiast na stopień trzeci, to jest do ust. Tam przekonuje się, że doszła do stanu doskonałego.

Przechodzi więc przez serce, gdzie oczyszcza się znowu wspomnieniem krwi. Wyzuwa się z miłości niedoskonałej przez poznanie, które czerpie z miłości serca, zaznając, kosztując i doświadczając ognia mej miłości. Odtąd zjednoczona jest z ustami i okazuje to, spełniając zadanie ust. Usta mówią językiem, który jest w ustach; kosztują ze smakiem pokarmu; zatrzymują go, aby podać żołądkowi; miażdżą go ustami, aby go mogły połknąć.

Tak samo czyni dusza. Mówi ze Mną językiem, który jest w ustach świętego pragnienia, językiem świętej i ciągłej modlitwy. Język ten przemawia zewnętrznie i myślnie. Przemawia we wnętrzu, gdy ofiaruje Mi swe słodkie i miłosne pragnienia, dla zbawienia dusz. Przemawia zewnętrznie, gdy zwiastuje naukę mej Prawdy, gdy napomina, gdy doradza, gdy wyznaje wiarę, nie bojąc się cierpień, które świat może jej zadać, lecz śmiało głosząc me imię wszemu stworzeniu, w rozmaity sposób, każdemu wedle potrzeby jego.

Mówię, że spożywa, przyjmując pokarm dusz, dla chwały mojej, ze stołu najświętszego krzyża (por. J 4,34). Żaden pokarm, żaden stół nie mógłby zaprawdę nasycić jej doskonale. Mówię, że miażdży pokarm zębami, inaczej nie mogłaby go przełknąć. Nienawiść i miłość są jakby dwiema szczękami w ustach świętego pragnienia, którymi dusza miażdży otrzymany pokarm z nienawiścią siebie i miłością cnoty w sobie i w bliźnim. Miażdży wszelkie krzywdy, zniewagi, obelgi, naigrawania, nagany, prześladowania, głód, pragnienie, zimno, gorąco, bolesne pragnienia, łzy i poty, dla zbawienia dusz. Miażdży to wszystko dla chwały mojej, cierpiąc i znosząc bliźniego swego. Kiedy to zmiażdżyła, przychodzi kolej na smak. Dusza kosztuje owocu swych trudów, rozkoszując się tym pokarmem dusz, w ogniu swej miłości ku Mnie i bliźniemu. Potem pokarm ten dochodzi do żołądka, przysposobionego do przyjęcia go, przez pragnienie i łaknienie dusz. Żołądkiem tym jest serce, z serdeczną i czułą miłością bliźniego. Dusza zachwyca się tą strawą i żuje ją z takim zapałem, że przestaje dbać o życie cielesne, aby móc spożywać ten pokarm ze stołu krzyża i nauki Chrystusa ukrzyżowanego.

Wtedy dusza wzbiera prawdziwymi i rzetelnymi cnotami i rozrasta się tak, że pęka na niej szata własnej zmysłowości. Kto pęka, umiera: jakoż wola zmysłowa jest odtąd martwa. Żądza zmysłowa nie może żyć, bo wola duszy żyje uporządkowana we Mnie, przyobleczona w mą wolę wieczną.

Doszedłszy tak do trzeciego stopnia, do ust, traci dusza całą wolę własną, kosztując słodyczy mej miłości i znajduje tym samym pokój i spoczynek w ustach. Wiesz, że ustom podaje się pokój „. Więc na tym trzecim stopniu dusza znajduje pokój. Straciła i zniweczyła wolę i spoczywa. Wola ta daje jej pokój, gdyż jest martwa.

Ci, którzy doszli do tego stanu, rodzą bez cierpienia cnoty względem bliźniego. Wprawdzie cierpienia nie przestają być cierpieniami, lecz wola zmysłowa, która jest martwa, nie czuje ich już i znosi je chętnie dla chwały imienia mego.

Ci biegną z zapałem drogą nauki Chrystusa ukrzyżowanego i nie wstrzymuje ich ani doznana krzywda, ani rozkosze, które świat chciałby im dać. Przechodzą ponad tym z niewzruszoną siłą i wytrwałością, z uczuciem przyobleczonym w miłość moją kosztując pokarmu zbawienia dusz, gotowi znosić wszystko z prawdziwą i doskonałą cierpliwością. Cierpliwość ta świadczy dowodnie, że dusza kocha Boga swego doskonale i bez zastrzeżeń. Gdyby kochała Mnie i bliźniego tylko dla własnej korzyści, byłaby niecierpliwa i zwalniałaby biegu.

Lecz oni kochają Mnie dla Mnie samego, gdyż jestem najwyższym Dobrem, jestem godzien miłości. Kochają siebie dla mnie samego, kochają bliźniego dla Mnie samego, ażeby oddawać chwałę i cześć imieniu memu. Przeto są zawsze cierpliwi, silni i wytrwali w znoszeniu cierpień.

LXXVII. O dziełach duszy, która wstąpiła na trzeci stopień.

Cierpliwość, siła i wytrwałość, uwieńczone światłem najświętszej wiary, oto trzy chwalebne cnoty, ugruntowane na prawdziwej miłości. Z tymi trzema cnotami i z tym światłem, dusza bieży, nie spotykając ciemności, drogą Prawdy. Jest tak wysoko wzniesiona przez święte pragnienie, że nic jej nie może przeszkodzić, ani diabeł przez swe pokusy, gdyż boi się on duszy płonącej ogniem miłości, ani potwarze i zniewagi ludzkie; bo choć świat ją prześladuje, lęka się jej.

Próby te dopuszcza moja dobroć, aby umocnić cnotę tych doskonałych i uczynić ich wielkimi przede Mną i przed światem, gdyż uniżyli się przez pokorę. Spójrz na mych świętych. Uczynili się małymi, a ja uczyniłem ich wielkimi we Mnie, który jestem życiem wiecznym, i w ciele mistycznym świętego Kościoła, który zawsze obchodzi ich pamiątkę, gdyż imiona ich zapisane są w księdze żywota. I świat czci ich, gdyż wzgardzili światem.

Jeśli ukrywają swe cnoty, czynią to nie ze strachu, lecz z pokory. Jeśli bliźni potrzebują ich usługi, nie usuwają się z obawy cierpienia lub stracenia własnej pociechy, lecz służą odważnie zapominając o sobie i nie dbając o siebie. W jakikolwiek sposób czynią użytek ze swego życia i czasu, jeśli czynią to dla chwały imienia mojego, trwają w radości, znajdują pokój i pogodę ducha.

Czemuż to? Bo nie wybierają służby wedle swojego uznania, lecz wedle mego. Każdy czas jest im dobry, zarówno czas pociechy, jak czas udręczenia. Pomyślność i przeciwność mają dla nich tę samą wartość, bo znajdują oni we wszystkim mą wolę i myślą tylko o tym, aby zgadzać się z mą wolą, gdziekolwiek ją znajdą.

Widzieli, że nic nie stało się beze Mnie i że wszystko zostało tajemniczo zarządzone przez moją opatrzność, z wyjątkiem grzechu, który nie ma bytu. Przeto nienawidzą grzechu i czczą wszystko inne. Toteż są tak silni i niewzruszeni w swej woli kroczenia drogą Prawdy i nie zatrzymują się nigdy. Służą wiernie bliźniemu, nie zważając na jego ciemnotę i niewdzięczność. Choć niekiedy doznają obelgi lub nagany swych dobrych uczynków od ludzi złych, nie przestają wołać ku Mnie w swych świętych modlitwach za nich, bolejąc tylko z powodu wyrządzonej Mnie obrazy i szkody poniesionej przez ich dusze, nie dbając o krzywdę własną.

Powtarzają słowa mego chwalebnego piewcy i apostoła Pawła: Świat nas przeklina, a my błogosławimy; przesiaduje nas, a my dziękujemy; wyrzucają nas jak plugastwo i śmiecie świata, a my cierpliwie znosimy (l Kor 4,13).

Oto widzisz, córko najmilsza, po czym poznaje się, że dusza porzuciła miłość niedoskonałą i doszła do doskonałej. Ze wszystkich znaków najznamienniejszym jest cnota cierpliwości, ona prowadzi ją w ślady słodkiego i nieskalanego Baranka, Jednorodzonego Syna mojego, który przybity do krzyża gwoździami miłości nie cofnął się z powodu wyzwania Żydów, kiedy wołali: Zstąp teraz z krzyża, a uwierzymy Ci (Mt 27,40-42; Mk 15,32). Wasza niewdzięczność nie przeszkodziła Mu też wytrwać w posłuszeństwie, które Mu nakazałem, i tak wielka była Jego cierpliwość, że nie wydał z siebie skargi.

Oto przykład i nauka, za którymi idą moi najmilsi synowie i wierni słudzy moi. Pochlebstwami i groźbami świat chciałby zawrócić ich z tej drogi, lecz oni nie odwracają głowy, aby oglądać pług, lecz patrzą tylko na przedmiot mej Prawdy. Nie chcą ujść z pola bitwy i wrócić do domu po szatę, którą zostawili (por. Mt 24,18; Mk 13,16), po szatę miłości własnej, która szuka względów stworzeń i boi się bardziej ich, niż Mnie, Stwórcy. Przeciwnie, z radością trwają w walce, napełnieni i upojeni krwią Chrystusa ukrzyżowanego. Krew tę złożyłem w gospodzie mistycznego ciała, świętego Kościoła, mej miłości, aby krzepiła odwagę tych, co chcą być prawdziwymi rycerzami w tej walce z własną zmysłowością i z ułomnym ciałem, ze światem i diabłem. Mieczem nienawiści siebie i mieczem miłości cnoty winni walczyć z nieprzyjaciółmi swymi. Miłość ta jest bronią, która odpiera wszystkie ciosy i czyni nietykalnym, jeśli się nie wyda tarczy i miecza w ręce nieprzyjaciela; składa broń tylko wolna wola, poddaje się nieprzyjacielowi tylko ten, co chce. Upojeni krwią nie poddają się nigdy, walczą dzielnie aż do śmierci i tak zmuszają do ucieczki wszystkich swych wrogów.

O chwalebna cnoto, jakżeś mi mila! Blask twój jaśnieje w świecie, mrocznym oczom ludzi ciemnych, którzy nie mogą się odgrodzić od światła sług moich. Wśród nienawiści jaśnieje miłość i gorliwość sług moich żądnych ich zbawienia; wśród zawiści szczodrobliwość miłości; wśród okrucieństwa, którym świat ich udręcza, litość, którą odpłacają. Wśród wszystkich tych krzywd lśni cierpliwość, królowa, która włada i rządzi wszystkimi cnotami, gdyż jest ona rdzeniem miłości. Ona to jest znakiem cnót duszy, ona wykazuje, czy są ugruntowane we Mnie, który jestem Prawdą, czy nie są. Cierpliwość triumfuje i nie jest nigdy zwyciężona; ma za towarzyszkę męstwo i wytrwałość i ze zwycięstwem wraca zawsze do domu. Gdy opuszcza pole bitwy, wraca do Mnie, Ojca wiecznego nagradzającego wszystkie trudy i otrzymuje ode Mnie wieniec chwały.

LXXVIII. O czwartym stanie, który nie jest oddzielny od trzeciego i o działaniu duszy, która doszła do tego stanu. Jak dusza odczuwa ciągle zjednoczenie z Bogiem.

Odsłonię ci teraz, jakiej słodyczy kosztuje dusza we Mnie, mieszkając jeszcze w ciele śmiertelnym. Doszedłszy do stanu trzeciego, zdobywa w tym stanie, jak ci rzekłem, stan czwarty, który nie jest oddzielony od trzeciego, lecz jest z nim tak ściśle zjednoczony, że jest odeń nieodłączny, podobnie jak miłość ku Mnie nie mogłaby istnieć bez miłości bliźniego. Jest to owoc zrodzony przez trzeci stan doskonałego zjednoczenia duszy ze Mną, gdzie otrzymuje ona moją Siłę. Odtąd nie cierpi już cierpliwie, lecz pragnie gwałtownie  [4] znosić męki i udręczenia ku czci i chwale imienia mojego.

Wtedy chlubi się z hańb Jednorodzonego Syna mojego, jak to rzekł chwalebny mój piewca, Paweł: Chlubię się z hańb i udręczeń Chrystusa ukrzyżowanego (2 Kor 12,9-10), i w innym miejscu: Znamiona Chrystusa ukrzyżowanego na ciele swoim noszę (Ga 6,17). Tak ci, którzy płoną miłością ku Mnie i łakną zbawienia dusz, biegną do stołu najświętszego krzyża. Chcą jedynie cierpieć i znosić tysiące udręczeń, służyć bliźniemu, zdobywać i zachowywać cnoty, nosząc na ciele swym stygmaty Chrystusa. Gdyż udręczona miłość, która ich pali, przepala ciało, objawia się pogardą samych siebie, radością z hańb, znoszeniem mąk i udręczeń, skądkolwiek przyjdą i w jakikolwiek sposób je im zsyłam.

Dla tych najmilszych synów męka jest rozkoszą. Prawdziwą męką są radości i pociechy, które świat niekiedy chce im dać. Smucą się nie tylko względami, które świat okazuje im z mego zrządzenia, kiedy słudzy świata są zmuszeni przez mą dobroć okazywać im cześć i pomoc w potrzebach i koniecznościach doczesnych, lecz gardzą nawet, przez pokorę i nienawiść do siebie samych, pociechą duchową, którą otrzymują ode Mnie, Ojca wiecznego. Nie gardzą w pocieszę darem łaski mojej, lecz zadowoleniem, które znajduje w pocieszę pragnienie duszy.

Jest to skutek prawdziwej pokory, która wynika z świętej nienawiści i jest strażniczką i żywicielką miłości zdobytej przez prawdziwe poznanie siebie i Mnie. Toteż widzisz, że pokora i stygmaty Chrystusa ukrzyżowanego lśnią w ich ciałach i duchach.

Ci czują, że nie rozłączam się z nimi nigdy, jak z innymi, od których odchodzę i do których wracam, nie odbierając im mej łaski, tylko poczucie mojej obecności. Nie postępuję tak z tymi najdoskonalszymi, którzy doszli do wielkiej doskonałości i umarli całkowicie dla wszelkiej swej woli. Spoczywam w nich ustawicznie przez moją łaskę i przez poczucie mej obecności. Ilekroć chcą zjednoczyć ducha swego ze Mną w miłości, mogą to czynić, gdyż pragnienie ich doszło do takiego zjednoczenia ze Mną przez miłość, że nic na świecie nie może go oddzielić. Każde miejsce, każdy czas są im dobre dla modlitwy, bo życie ich wzniosło się ponad ziemię i przebywa w niebie. Zniszczyli w sobie wszelkie przywiązanie ziemskie, wszelką miłość samolubną lub zmysłową i wznieśli się nad siebie w wysokości nieba, po drabinie cnót, przeszedłszy trzy stopnie, które ci przedstawiłem w ciele Jednorodzonego Syna mojego.

Na pierwszym stopniu zzuwają ze stóp uczucia, przywiązanie do grzechu. Na drugim kosztują tajemnicy kochającego serca, przez co poczynają miłość cnoty. Na trzecim, który jest stopniem pokoju i spoczynku duszy, doświadczają w sobie cnoty i wznosząc się nad miłość niedoskonałą, dochodzą do wielkiej doskonałości. Tam znajdują wreszcie spoczynek w nauce mej Prawdy. Tam znajdują stół, pokarm i służebnika, i kosztują tego pokarmu za pośrednictwem nauki Chrystusa ukrzyżowanego, Jednorodzonego Syna mojego.

Ja jestem im łożem i stołem; pokarmem jest moje Słowo miłości. W tym chwalebnym Słowie kosztują dusz, które są ich pokarmem, i On sam jest pokarmem, który wam dałem: Ciało i Krew Jego, prawdziwego Boga i prawdziwego Człowieka. Pokarm ten otrzymujecie w sakramencie ołtarza, ustanowionym przeze Mnie i danym wam przez moją dobroć na czas, póki jesteście pielgrzymami i podróżnymi, abyście nie padli w drodze z wyczerpania i nie zapomnieli o dobrodziejstwie krwi przelanej za was z tak płomienną miłością. Aby was krzepić i pocieszać w drodze. Duch Święty, który jest moją miłością, użycza wam mych darów i łask.

Ten słodki służebnik zbiera i ofiaruje mi słodkie i miłosne pragnienia mych synów łaknących cierpienia i odnosi im w nagrodę za ich trudy owoc Boskiej miłości, aby dusza ich kosztowała i zaznawała słodyczy mej miłości: Widzisz więc, że jestem stołem, Syn mój pokarmem, a usługuje im Duch Święty, który pochodzi od Ojca i Syna.

Jakoż ci doskonali mają zawsze w duszy odczucie mej obecności. Im bardziej gardzili radością i pragnęli cierpienia, tym bardziej są wolni od cierpienia i obfitują w radość. Czemu? Bo płoną ogniem miłości mojej, w czym spala się ich wola. Więc diabeł boi się kija ich miłości. Z daleka ciska na nich strzały i nie ma odwagi się zbliżyć. Świat bije w korę ich ciała, sądząc, że ich rani, a rani sam siebie, bo strzała, nie mogąc utkwić w celu, wraca do tego, kto ją wysłał. Świat zasypuje najdoskonalsze sługi moje strzałami prześladowań, obelg i zniewag, lecz nie może ich znikąd dosięgnąć, bo ogród ich duszy jest zamknięty i strzały wracają do tego, który je wyrzucił, zatrute jadem jego własnej winy.

Widzisz, że są nietknięci, bo źli ludzie godząc w ciało, nie mogą ugodzić duszy, która trwa szczęśliwa i smutna; smutna z powodu grzechu bliźniego, szczęśliwa przez zjednoczenie miłości, którą otrzymała.

Ci idą za nieskalanym Barankiem, Synem moim, który na krzyżu był szczęśliwy i smutny. Smutny był, kiedy dźwigał krzyż cielesny, znosząc męki, i krzyż pragnienia, aby odkupić winę rodzaju ludzkiego; i był szczęśliwy, gdyż natura Boska, zjednoczona z naturą ludzką, nie była zdolna cierpieć i zawsze czyniła Jego duszę szczęśliwą, ukazując się jej bez zasłony. Tak był zarazem szczęśliwy i smutny. Cierpiał w swym ciele, lecz boskość Jego cierpieć nie mogła, ani też nie mogła cierpieć ta część Jego duszy, która jest ponad intelektem.

Podobnież ci najmilsi synowie, doszedłszy do trzeciego stopnia, są smutni dźwigając krzyż zewnętrzny i krzyż wewnętrzny, to jest cierpienia ciała, które dopuszczam i krzyż pragnienia, którym obciąża ich boleść z powodu obrazy mojej i nieszczęścia bliźniego. I mówią też, że są szczęśliwi, gdyż rozkosz miłości, którą posiedli, nie może im być odebrana i z niej czerpią wesele i szczęście. Boleść ta zwie się boleścią, lecz nie jest to boleść przygnębiająca, która wysusza duszę; przeciwnie użyźnia ją ona, rozwijając w niej miłość, gdyż cierpienia wzmagają, umacniają i hartują cnoty.

Jest to więc cierpienie raczej użyźniające, niż przygnębiające. Bo żadna boleść, żadna udręka nie może wyrwać duszy z ognia miłości. Jest ona jak w piecu rozżarzona żagiew, której nikt nie może chwycić, aby ją zgasić, bo jest samym ogniem. Tych dusz pogrążonych w ognisku mej miłości, nie bez reszty swego istnienia poza Mną, nie posiadających już własnej woli, lecz całkowicie płonących we mnie, nikt nie może pochwycić i wyrwać ze Mnie i z mej łaski, gdyż stały się one jednym ze Mną, a Ja z nimi. Zawsze czują Mnie w sobie, nigdy nie odbieram im odczucia mej obecności, jak to czynię z innymi, kiedy odchodzę od nich i do nich wracam, nie pozbawiając ich mej łaski, tylko odczucia mego zjednoczenia z nimi, aby doprowadzić ich tak do doskonałości. Gdy doszli do doskonałości, zaprzestaję tej miłosnej gry rozłąki i powrotu. Nazywam to miłosną grą, gdyż z miłości odchodzę i z miłości wracam. Właściwie nie Ja; jestem wasz Bóg niezmienny, nie poruszam się; to odczucie mej obecności, którego użycza duszy moja miłość, znika i powraca.

LXXIX. Jak Bóg nie rozłącza się nigdy z doskonałymi, odbierając im czy to łaskę, czy to odczucie Jego obecności, tylko zawiesza zjednoczenie.

Rzekłem ci, że te dusze doskonałe nie tracą nigdy odczucia mej obecności. Opuszczam je jednak w inny sposób, gdyż dusza, póki związana jest z ciałem, nie mogłaby wytrzymać ciągłego zjednoczenia, którego dokonałem z nią, ukazując się jej. Aby oszczędzać jej siły, odchodzę, nie odbierając jej mojej łaski, ani odczucia mej obecności; przerywam tylko zjednoczenie z nią. Dusza, porwana niepokojem pragnienia, biegnie z zapałem na most nauki Chrystusa ukrzyżowanego. Przybywszy do bramy, wznosi ku Mnie ducha; skąpana i upojona krwią, płonąca ogniem miłości, kosztuje we Mnie wiecznej boskości. Zanurza się w tym oceanie pokoju i duch jej porusza się tylko we Mnie. Chociaż jeszcze śmiertelna, kosztuje szczęścia nieśmiertelnych i mimo ciężaru ciała, nabiera lekkości ducha. Toteż niekiedy ciało unosi się z ziemi przez doskonale zjednoczenie, którego dusza dokonała ze Mną, jak gdyby ciało, straciwszy ciężar, stało się lekkie. Nie straciło ono nic z swego ciężaru, lecz ponieważ zjednoczenie duszy ze Mną jest doskonalsze, niż zjednoczenie duszy i ciała, przeto siła ducha skupiona we Mnie podnosi z ziemi ciężar ciała. Ciało pozostaje jakby nieruchome, zmiażdżone miłością duszy do tego stopnia, jak to słyszałaś od kilku mych stworzeń, że nie mogłoby dłużej żyć, gdyby dobroć moja nie opasała go siłą.

Że w tym stanie zjednoczenia ze Mną dusza nie opuszcza ciała, jest to, wiedz o tym, cud większy, niż widok licznych ciał zmartwychwstałych. Toteż przerywam na jakiś czas to zjednoczenie, pozwalając duszy wrócić w naczynie swego ciała. Poczucie swego ciała, usunięte przez zachwycenie duszy, jest jej znów przywrócone. Bo dusza nie może opuścić swego ciała, z którym nie rozłączyła się przez śmierć. Lecz władze duszy zapomniały o ciele, pogrążone we Mnie przez miłość. W tym stanie pamięć pełna jest tylko Mnie; intelekt wzniesiony ku Mnie, widzi tylko moją prawdę; pożądanie idące za intelektem, kocha i łączy się z tym; co oko intelektu widzi.

Gdy wszystkie te władze są tak zgromadzone i zjednoczone, tak pogrążone i zatopione we Mnie, ciało traci wszelką wrażliwość. Oko widząc nie widzi, ucho słysząc nie słyszy, język mówiąc nie mówi, chyba że, jak czasem się zdarza, dla wezbrania serca, pozwolę językowi wyrazić nadmiar duszy dla chwały i sławy imienia mego. Poza tym wyjątkiem, język mówiąc nie mówi, ręka dotykając, nie dotyka, nogi krocząc, nie kroczą. Wszystkie członki są związane i spętane węzłem miłości. Ten węzeł poddaje je władzy rozumu i jednoczy je tak z pragnieniem duszy, że wbrew swojej naturze, jednogłośnie wołają do Mnie, Ojca wiecznego, prosząc, aby ciało zostało oddzielone od duszy, a dusza od ciała. Wołają ku Mnie głosem chwalebnego Pawła: Nieszczęsny ja człowiek, kto mnie wybawi od dala mego? Bo mam prawo przewrotne, które powstaje przeciw duchowi (Rz 7,24.23).

Paweł mówił nie tylko o walce żądzy zmysłowej przeciw duchowi, gdyż słowo moje upewniło go co do tego, gdy rzekłem doń: Pawle, dosyć masz laski mojej (2 Kor 12,9). Skarżył się na ciało, do którego był przykuty, gdyż przeszkadzało mu widzieć Mnie do pewnego czasu, to jest do śmierci. Oko jego było bezsilne i nie mogło oglądać Mnie, Trójcy wiecznej, w widzeniu świętych nieśmiertelnych, którzy bez przerwy oddają cześć i chwałę imieniu mojemu. Znajdował się bowiem wśród śmiertelnych, którzy Mnie ciągle obrażają, pozbawiony mego widoku, możności oglądania Mnie w mojej istocie.

Nie znaczy to, aby Paweł i inni słudzy moi nie widzieli i nie kosztowali Mnie, jednak nie widzą i nie kosztują Mnie w mej istocie, tylko w działaniu miłości mojej, która objawia się w sposób rozmaity, wedle tego, jak podoba się dobroci mojej odsłonić wam Mnie samego. Każde widzenie, które dusza otrzymuje przebywając jeszcze w ciele śmiertelnym, jest ciemnością w porównaniu z tym, co widzi dusza rozłączona z ciałem. Toteż Pawłowi zdawało się, że wrażenia zmysłowe przeszkadzają widzeniu duchowemu i że ludzie, i grube wrażenia ciała nie pozwalają oku intelektu oglądać Mnie twarzą w twarz; wola jego zdawała się związana i niezdolna kochać Mnie tak, jak pragnął, gdyż w życiu tym każda miłość jest niedoskonała, dopóki nie dojdzie do doskonałości.

Miłość Pawła, jak i innych sług moich, nie była niedoskonała pod względem łaski i miłości; miłość jego była doskonała. Niedoskonały był w tym znaczeniu, że nie był nasycony. Stąd jego cierpienie. Gdy pragnienie jest zupełnie uciszone posiadaniem tego, czego się pragnie, nie ma już cierpienia. Lecz ponieważ miłość, dopóki przebywa w ciele, nie posiada doskonale Tego, którego kocha, więc cierpi. Dopiero w chwili, gdy dusza, oddzielona od ciała, zaspokoi swe pragnienie, kocha odtąd bez męki. Wtedy dusza jest nasycona, nie doznając niesmaku przesytu i ciągle łaknie nie cierpiąc jednak z głodu. Oddzielona od ciała, napełnia swą czarę Mną, który jestem Prawdą, i czara jest zawsze pełna, bo jest zanurzona we Mnie. Nie może pragnąć niczego, czego by nie miała. Jeśli pragnie widzieć Mnie, ogląda Mnie twarzą w twarz. Jeśli pragnie widzieć chwałę i sławę imienia mego w mych świętych, ogląda je zarówno w naturze anielskiej, jak i w naturze ludzkiej.

LXXX. Jak ludzie świeccy oddają chwałę Bogu, czy chcą, czy nie chcą.

Tak doskonałe jest widzenie duszy szczęśliwej, że ogląda chwałę i sławę imienia mojego nie tylko w mieszkańcach życia wiecznego, lecz także w stworzeniach śmiertelnych. Bo świat, czy chce, czy nie chce, oddaje Mi chwałę.

Zaprawdę nie jest to chwała, jaką oddawać Mi winien, kochając Mnie ponad wszystko. Nie mniej odbiera od niego cześć i chwałę imię moje. Jaśnieje wśród ludzi miłosierdzie i obfitość miłości mojej, która pozostawia im czas. Zamiast rozkazać ziemi, aby ich pochłonęła za grzechy, czekam ich powrotu, każę ziemi, aby rodziła im owoce, słońcu, aby zlewało na nich światło i ciepło, niebu, aby się poruszało, i wszystkim stworzonym przeze Mnie rzeczom, aby im służyły. Okazuję im miłosierdzie i miłość, nie tylko nic odbierając im tych darów z powodu ich grzechów, lecz nadto dając je grzesznikowi, jak i sprawiedliwemu, a często więcej grzesznikowi, niż sprawiedliwemu. Bo sprawiedliwy przygotowany jest do cierpienia i pozbawiam go dóbr ziemskich, aby mu dać obficiej dóbr niebieskich.

Więc jaśnieje w nich litość i miłość moja. Niekiedy też słudzy świata, przez prześladowania, które zadają sługom moim, hartują w nich cnoty cierpliwości i miłości, wywołują, wśród cierpień, ich pokorne i ciągłe modlitwy. Cierpienia i modlitwy wzbijają się ku Mnie hołdem chwały dla imienia mego. Tak, chcąc czy nie chcąc, złośnik pracuje dla mojej sławy, choćby nie ją miał na celu, lecz znieważenie Mnie.

LXXXI. Jak nawet diabli oddają cześć i chwałę Bogu.

Jak w tym życiu grzesznicy przyczyniają się do wzrostu cnót sług moich, tak w piekle diabli są wykonawcami mej sprawiedliwości i pracują dla Mnie. Wykonują wyroki na potępieńcach. Wspomagają też stworzenia moje, które odbywają podróż tego żywota, dążąc do Mnie, który jestem celem ich pielgrzymki. Pomnażają ich cnoty, doświadczając ich licznymi napaściami i różnymi pokusami, przez pobudzanie innych do znieważania i okradania ich, nie w celu wyrządzenia im obelgi lub odebrania im dobra, lecz aby pozbawić ich miłości. Lecz sądząc, że przyprawiają o stratę, sługi moje, umacniają w nich cnotę cierpliwości, męstwa i wytrwałości.

W ten sposób oddają cześć i chwałę imieniu mojemu i tak spełnia się w nich moja Prawda. Stworzyłem ich dla stawy i chwały mojej, Ja, Ojciec wieczny, aby uczestniczyli w mej dobroci. Powstawszy przeciwko Mnie, upadli przez pychę swoją i zostali pozbawieni mego widoku. Nie oddali Mi chwały miłości. Lecz Ja, Prawda wieczna, uczyniłem z nich swoje narzędzia, aby ćwiczyć sługi moje w cnocie, i jednocześnie zrobiłem ich katami tych, którzy przez swe błędy idą na potępienie wieczne, oraz tych, co przechodzą przez męki czyśćcowe. Tak to, jak widzisz, Prawda moja spełnia się w nich. Oddają Mi chwałę, nie jako mieszkańcy życia wiecznego, którego pozbawieni zostali przez swoje błędy, lecz jako wykonawcy mej sprawiedliwości! Przez nich objawiam mą sprawiedliwość względem potępionych i względem tych z czyśćca.

LXXXII. Jak dusza, opuściwszy to życie, widzi w pełni sławę i chwałę imienia Boga w całym stworzeniu i jak nie czuje cierpienia z powodu pragnienia, tylko samo pragnienie.

Kto więc widzi i rozumie, że we wszystkich rzeczach stworzonych i w stworzeniach rozumnych i w diabłach jaśnieje chwata i sława imienia mojego? Dusza wyzuta z ciała i zjednoczona ze Mną bez końca widzi to wyraźnie i w widzeniu swym poznaje prawdę. Widząc Mnie, Ojca wiecznego, kocha Mnie, kochając Mnie, jest nasycona; w nasyceniu swym poznaje prawdę; poznając prawdę utrwala i ugruntowuje swoją wolę w mojej woli, i to do tego stopnia, że nic odtąd nie może jej sprawić cierpienia. Gdyż posiada we Mnie wszystko, co mieć chciała. Chciała widzieć najpierw Mnie, a potem chwałę i sławę imienia mojego.

Tę chwałę widzi w pełni w mych świętych, w duchach błogosławionych, w innych stworzeniach i w diabłach, jak ci już rzekłem. I choć widzi wyrządzoną Mi obrazę, z powodu której przedtem tak bardzo bolała, teraz już nie odczuwa smutku, ale bez bólu współczuje, kochając grzesznika, i porywem swej miłości prosi Mnie, bym okazał światu miłosierdzie.

Skończyło się w niej cierpienie, lecz nie miłość. Tak samo dla Słowa. Jednorodzonego Syna mojego, skończyła się na krzyżu, wraz z życiem, męka bolesnego pragnienia (por. Łk 12,50), którego doznawał od pierwszej chwili, kiedy zesłałem Go na świat, aż do chwili, gdy umarł dla waszego zbawienia. Skończyła się Jego męka, lecz nie skończyło się pragnienie waszego zbawienia. Gdyby miłość, którą okazałem wam przezeń, skończyła się wtedy względem was, nie istnielibyście; gdyż zostaliście stworzeni przez miłość. Gdybym więc odebrał wam moją miłość, gdybym nie kochał waszego istnienia, nie istnielibyście. Lecz miłość moja stworzyła was i miłość moja was utrzymuje. A ponieważ jestem z mą Prawdą, jak i Słowo wcielone jest jednym ze Mną, skończyło się cierpienie pragnienia, lecz nic pragnienie.

Widzisz więc, że święci i każda dusza, która posiada życie wieczne, ma pragnienie zbawienia dusz, lecz pragnienie beż cierpienia. Cierpienie skończyło się z ich śmiercią, nie skończyła się miłość.

Upojeni krwią nieskalanego Baranka, przyobleczeni w miłość bliźniego, przechodzą przez ciasną bramę, skąpani krwią Chrystusa ukrzyżowanego i znajdują siebie we Mnie, oceanie pokoju, wolni od niedoskonałości, to jest od nienasycenia i zjednoczeni z doskonałością, gdzie są nasyceni wszelkim dobrem.

LXXXIII. Jak święty Paweł, ujrzawszy w zachwyceniu chwałę błogosławionych, pragnął być uwolniony od ciała; to samo czynią ci, którzy doszli do trzeciego i czwartego stopnia.

Paweł widział i poznał to szczęście, gdy wzniosłem go do trzeciego nieba (2 Kor 12,2-4), to jest do wysokości Trójcy Świętej. Tam kosztował i doznał Prawdy i otrzymał w pełni Ducha Świętego, tam przyjął naukę, mej Prawdy. Słowa wcielonego. Tam dusza jego, przez upodobanie i zjednoczenie ze Mną, Ojcem wiecznym, przyoblekła się, jak błogosławieni, w życie wieczne, choć nic oddzieliła się od ciała. Lecz ponieważ podobało się mej dobroci uczynić zeń naczynie wybrane w przepaści mojej wiecznej Trójcy, wyzułem go z siebie, gdyż we Mnie cierpieć nie można, a chciałem, aby cierpiał dla imienia mego. Postawiłem więc jako przedmiot przed okiem jego intelektu Chrystusa ukrzyżowanego, przyoblekając go w naukę Jego, wiążąc go i skuwając łaskawością Ducha Świętego, który jest ogniem miłości. On, jak naczynie gliniane dał się, ukształtować i poprawić dobroci mojej, nie stawiając oporu. Kiedy go uderzyłem, rzekł tylko: Panie, co chcesz, abym uczynił? Powiedz mi, co chcesz, abym czynił, a czynię (Dz 9,6). Pouczyłem go więc, stawiając przed jego oczyma Chrystusa ukrzyżowanego, przyoblekając go w naukę mej Prawdy; oświeciłem go doskonale światłem prawdziwej skruchy, ugruntowanej w mej miłości, która zmazała jego grzechy. Odtąd znal tylko naukę. Chrystusa ukrzyżowanego. Przylgnął do niej tak, że nic nie mogło go od niej oderwać ani napastowania diabla, ani pokusy cielesne, które go niekiedy trapiły z dopustu mej dobroci, gdyż chciałem, ażeby wzrastał w łaskę, zasługę i pokorę, skosztowawszy wzniosłości Trójcy (por. 2 Kor 12,7). Nigdy nie rozstał się z tą szatą. Mimo udręczeń i prześladowań trwał ściśle w nauce Chrystusa ukrzyżowanego (por. Rz 8,35), z którą zrósł się tak nierozdzielnie, że wolał oddać życie, aniżeli ją, i powrócił z nią do Mnie, Ojca wiecznego.

Paweł poznał, co znaczy kosztować Mnie, bez obciążenia ciałem. Bo dałem mu tę radość przez zjednoczenie, nie rozdzielając go jednak z ciałem całkowicie.

Kiedy wrócił do siebie, przyobleczony w szatę Chrystusa ukrzyżowanego, zdawało mu się, że w porównaniu z doskonałą miłością, której kosztował we Mnie i którą widział w błogosławionych, oddzielonych od ciała, jego miłość jest niedoskonała. Ciężar jego ciała był w jego oczach przeszkodą do tego doskonałego nasycenia pragnienia, które dusza znajduje po śmierci. Tak niedoskonała i słaba wydała mu się pamięć. Nie pozwalała mu się zatrzymać, zachować, kosztować Mnie w tej pełni, którą posiadają, święci. Dopóki trwał w tym ciele, wszystko w tym ciele wydawało mu się przewrotnym prawem, powstającym przeciw duchowi. Nie był to opór grzechu, gdyż upewniłem go co do tego mówiąc doń: Pawle, dosyć masz łaski mojej (2 Kor 12,9). Była to przeszkoda stojąca na drodze do doskonałości ducha, która polega na możności oglądania Mnie w mej istocie. Ponieważ ciężar ciała przeszkadzał temu widzeniu. Paweł zawołał: Nieszczęsny ja człowiek, kio mnie uwolni od ciała mego? Bo inne prawo widzę, w członkach moich, które Mnie wiąże i sprzeciwia się prawu ducha (Rz 7,24.23). I to jest prawdą. Pamięć, zależna od ciała, tępieje, intelekt obarczony jego ciężarem, nie może oglądać Mnie takim, jaki jestem w mej istocie; wola, spętana, nie może zjednoczyć się ze Mną, aby kosztować Mnie bez cierpienia. Słusznie więc skarży się Paweł, że ma w ciele prawo, które powstaje przeciw duchowi.

Podobnież moi słudzy, którzy, jak ci rzekłem, doszli do trzeciego i czwartego stanu doskonałego zjednoczenia ze Mną, także wołają z nim, że chcą być wyzwoleni z ciała i oddzieleni od niego.

LXXXIV. Dlaczego dusza, która doszła do stanu zjednoczenia, pragnie wyzwolić się z ciała. A kiedy wyzwolenie to jest niemożliwe, nie opiera się woli Boga, lecz chlubi się tym cierpieniem, jak i wszelkim innym, dla chwały Boga.

Wierni moi nie czują obawy przed śmiercią. Wzywają jej pragnieniem. Uzbrojeni świętą nienawiścią, walczyli z ciałem swoim i stracili tę przyrodzoną czujność, która dusza darzy ciało: tę miłość przyrodzoną zwalczyli nienawiścią do życia cielesnego, i z miłości ku Mnie pragną śmierci. Któż Mnie wyzwoli mówią od ciała mego? Pożądam być wolny od ciała i być w Chrystusie (Flp 1,23). Z tym samym Pawłem wołają: Pożądam śmierci, żyję z cierpliwości. Dusza bowiem doznając doskonałego zjednoczenia ze Mną, pragnie widzieć Mnie oraz pragnie widzieć, że oddaje Mi się cześć i chwałę. Podczas tego zjednoczenia odczuwanie ciała jest za pośrednictwem porywu miłości włączone we Mnie. Jak to ci powiedziałem, wszystkie te odczucia ciała są wchłonięte przez poryw duszy, która jest zjednoczona ze Mną ściślej niż dusza jest złączona z ciałem. Skoro ciało nie jest w stanie znieść ciągłego zjednoczenia ze Mną, udzielam się więc duszy przez zjednoczenie, ale już nie przez łaskę czy psychiczne odczucie, jak to bywa na drugim czy trzecim etapie, o czym wspominałem. Po takim zjednoczeniu ciało ponownie wraca do odczuwania, które było na ten czas wyłączone. Zawsze po takim zjednoczeniu obdarzam duszę większym wzrostem łaski, doskonalszym zjednoczeniem, objawieniem mojej wyższej prawdy oraz głębszym samopoznaniem. Sam też się ukazuję. Dusza natomiast, wracając do swego ciała, to znaczy wracając do stanu, w którym odczuwa swoje ciało, jest niecierpliwa, gdyż widzi, że żyje oderwana od zjednoczenia ze Mną i od przebywania z nieśmiertelnymi, którzy oddają Mi chwałę, a zamiast tego znajduje się wśród śmiertelników, którzy Mnie tak podle obrażają.

Nie może wtedy dusza znieść zniewagi wyrządzanej Mi przez stworzenia moje. Na tym polega krzyż pragnienia, który nosi. Cierpienie to złączone z pragnieniem widzenia Mnie czyni jej życie nieznośnym. Jednak ona nie skarży się, gdyż wola jej nie jest już jej wolą. Stała się jednym ze Mną przez miłość i nic może chcieć ani pragnąć niczego poza tym czego Ja chcę. Pragnąc przyjść do Mnie, jest jednak rada, że pozostaje i trwa w cierpieniu, skoro taka jest wola moja, aby gorliwiej oddawać cześć i chwałę imieniu mojemu i współdziałać w zbawieniu dusz.

W żadnym wypadku nie jest niezgodna z wolą moją, lecz uniesiona pragnieniem, biegnie, przyobleczona w Chrystusa ukrzyżowanego, przez most Jego nauki, chlubiąc się z hańb i cierpień. Rozkoszuje się cierpieniami i miara cierpień jest miarą jej radości. Im więcej znosi udręczeń, tym więcej znajduje ukojenia dla swego pragnienia śmierci, gdyż często pragnienie śmierci łagodzi mękę, którą dusza odczuwa przez swe związanie z ciałem.

Odtąd słudzy moi znoszą cierpienia nie tylko z cierpliwością, jak w stanie trzecim, lecz chlubią się, że dla imienia mego znoszą liczne udręczenia. Cierpienie jest dla nich radością, brak cierpienia męką. Boją się tylko tego, abym nie zechciał nagrodzić im w tym życiu ich dobrych uczynków i aby nie była Mi miła ofiara ich pragnień. Znosząc udręczenia, które im zsyłam, radują się, że przyoblekają się w cierpienia i hańby Chrystusa ukrzyżowanego. Gdyby mogli posiąść cnoty bez cierpienia, nie chcieliby ich. Wolą znajdować radość swą na krzyżu z Chrystusem i męką zdobywać cnoty, niż bez trudu dojść do życia wiecznego.

Czemuż to? Bo zostali zanurzeni i utopieni we krwi, gdzie znaleźli ogień mej miłości. Miłość ta jest ogniem, który pochodzi ode Mnie i który porywa ich ducha i serce, przyjmując ofiarę ich pragnień. Oko ich intelektu zwraca się ku Mnie, aby oglądać mą Boskość i wiedzie za sobą władze pożądawcze, które łączą się ze Mną i żywią się Mną. Widzenie to jest łaską wlaną, udzieloną przeze Mnie duszy, która Mnie kocha i służy Mi prawdziwie.

LXXXV. Jak ci, którzy doszli do tego stanu zjednoczenia, są oświeceni w swym intelekcie przez światło nadprzyrodzone, zlane przez szczególną łaskę Boga; i jako lepiej jest dla zbawienia duszy iść za radami ducha pokornego, posiadającego świętą wiedzę, niż za radami pysznego mędrca.

Przez to światło, rozjaśniające oko intelektu, widział Mnie święty Tomasz z Akwinu i przez nie zdobył światło mej wiedzy, jak i Augustyn, Hieronim i inni doktorowie, i święci moi. Oświeceni przez moją Prawdę, rozumieli i pojmowali w ciemnościach mą Prawdę, to jest Pismo Święte. Wydaje się ono ciemne tym, którzy nie mogli go zrozumieć, nie z winy Pisma, lecz z własnej winy nie rozumiejących. Przeto posłałem te świeczniki, by objaśniały umysły ślepe i grube, wznosząc spojrzenie ich intelektu dla poznania Prawdy w ciemnościach, jak rzekłem. I ja, ogień przyjmujący ich ofiarę, porwałem ich ku sobie, dając im światło, nie przyrodzone, lecz bezwzględnie nadprzyrodzone. Otrzymali to światło w ciemności i przez nie poznali mą Prawdę.

Prawda ta, która wtedy wydawała się ciemna, ukazuje się teraz w pełnym świetle ludziom obdarzonym umysłem, zarówno tępym, jak i bystrym. Każdy otrzymuje ją wedle swej zdolności i wedle gotowości poznania jej, gdyż liczę się z ich gotowością. Widzisz więc, że oko intelektu otrzymało światło wlane z laski, wyższe od światła przyrodzonego i przez nie doktorzy i inni święci poznali światło w ciemnościach. Tak z ciemności wyszło światło, bo intelekt był przedtem, nim zostało ukształtowane Pismo i z intelektu wyszła wiedza, gdyż przez widzenie rozróżnia ona prawdę.

Przez to światło święci patriarchowie i prorocy poznali i przepowiedzieli przyjście i śmierć Syna. Ono oświeciło apostołów, po przyjściu Ducha Świętego, który zlał na nich światło nadprzyrodzone. To światło posiadali ewangeliści, doktorzy, wyznawcy, dziewice i męczennicy, którzy wszyscy byli oświeceni tym doskonałym światłem. Każdy otrzymał je w inny sposób, wedle tego, czego wymagało zbawienie jego własne i zbawienie stworzeń, lub potrzeba głoszenia Pisma Świętego. Święci doktorzy mieli je dla wiedzy, z jaką tłumaczyli naukę mej Prawdy, kazania apostołów i księgi ewangelistów. Męczennicy mieli je dla stwierdzenia, swą krwią, światła najświętszej wiary, owocu i skarbu krwi Baranka. Posiadały je dziewice przez miłość, czystość i posłuszeństwo, ukazujące posłuszeństwo Słowa, to znaczy ujawniając doskonałość posłuszeństwa, jaśniejącego w mej Prawdzie, gdy z posłuszeństwa, które jej nakazałem, pobiegła na haniebna śmierć krzyżową.

Stary i Nowy Testament pełne są tego światła. W Starym, dotyczy to widzeń świętych proroków. Światło to widziano i rozpoznawano okiem intelektu oraz światłem wlanym przez łaskę, uzupełniającym światło naturalne. W Nowym, to samo światło objawiło wiernym zasady życia ewangelicznego. A ponieważ oba pochodzą od tego samego światła, prawo nowe nie obaliło starego prawa, tylko zniweczyło w nim tę niedoskonałość, że było ugruntowane jedynie na strachu.

Gdy przyszło Słowo, Jednorodzony Syn mój, z prawem miłości, uzupełnił je, dając mu miłość. Bojaźń przed karą zastąpił bojaźnią świętą. Przeto rzekła Prawda moja do uczniów, aby pokazać im, że Syn mój nie obalił prawa: Nie przyszedłem rozwiązywać, ale wypełnić (Mt 5,17). Jakby rzekł: Aż do teraz prawo jest niedoskonałe, lecz przez krew moją uczynię je doskonałym: uzupełnię w nim to, czego mu teraz brakuje, usuwając strach przed kara i opierając je na bojaźni świętej.

Co dowodzi, że to była prawda? Światło nadprzyrodzone, które dane było z łaski, jest zawsze darowane każdemu, kto je chce otrzymać. Każde światło, które wypływa z Pisma Świętego, pochodziło i pochodzi od tego światła. Ciemni, pyszni uczeńcy ślepną w tym świetle, gdyż ich pycha i mgła miłości własnej zasłania i odbiera ich oczom to światło. Dlatego rozumieją Pismo Święte raczej literalnie, niż duchowo. Kosztują tylko litery, przerzucając liczne księgi; nie smakują rdzenia Pisma, gdyż pozbawili się światła, które wydało Pismo i je objaśnia. Ci uczeni dziwią się i mruczą widząc, że nieokrzesani prostacy, poznając Pismo Święte, wykazują tyle światła w znajomości mej prawdy, jakby je długi czas studiowali. Nie ma w tym nic dziwnego, gdyż sięgają do głównej przyczyny światła, skąd pochodzi wiedza. Lecz ponieważ ci pyszni utracili światło, nie widza i nie znają dobroci mojej w tym samym świetle, zlanym przez laskę moją na moje sługi.

Więc powiadam ci, że lepiej jest o rady dla zbawienia duszy prosić pokornego prostaczka o wiedzy prostej i świętej, niż pysznego mędrka, który studiował wiele nauk. Ten może dać tylko to, co posiada. A często, z powodu jego życia wśród ciemności, światło Pisma Świętego ginie w tych ciemnościach: podczas gdy słudzy moi użyczają światła, które mają w sobie, łaknąc i pragnąc zbawienia dusz.

Wszystko to, najsłodsza córko, rzekłem, aby ci ukazać doskonałość tego stanu zjednoczenia, gdy oko intelektu porwane jest przez ogień mej miłości, przez którą otrzymuje światło nadprzyrodzone. Przez to światło kocha się Mnie, gdyż miłość idzie za intelektem. Im bardziej się poznaje, tym bardziej się kocha i im bardziej się kocha, tym bardziej się poznaje. Miłość i poznanie żywią się wzajemnie. Przez to światło, dusza dochodzi do wiecznej wizji, w której, oddzielona od ciała, widzi i kosztuje Mnie w prawdzie, jak ci to rzekłem, gdy opowiadałem o szczęśliwości, jaką dusza otrzymuje we Mnie.

Jest to stan przewzniosły, w którym słudzy moi, choć jeszcze śmiertelni, kosztują szczęścia nieśmiertelnych. Więc niekiedy dusza dochodzi do takiego zjednoczenia ze Mną, że prawie nie wie, czy znajduje się w ciele, czy też je opuściła. Zjednoczenie jej ze Mną daje jej przedsmak życia wiecznego. Dokonała tego zjednoczenia, zabijając w sobie wolę, gdyż innego sposobu doskonałego zjednoczenia się ze Mną nie ma.

Może więc odtąd kosztować życia wiecznego, wyzwoliwszy się z piekła własnej woli. Tak samo człowiek, który żyje wedle własnej woli zmysłowej, ma przedsmak piekła, jak ci już rzekłem.

LXXXVI. Powtórzenie kilku prawd. I jak Bóg zaprasza tę duszę, aby modliła się za całe stworzenie i za święty Kościół.

Widziałaś teraz, okiem intelektu, słyszałaś uchem serca, we Mnie, Prawdzie wiecznej, w jaki sposób możesz korzystać sama i przynieść bliźniemu pożytek z nauki i dojść do poznania prawdy. Jak ci to rzekłem na początku, do poznania prawdy dochodzisz przez poznanie siebie, choć nie przez poznanie wyłącznie siebie, lecz zjednoczone z poznaniem Mnie w tobie. Tak znajdziesz pokorę, nienawiść i pogardę siebie i odkryjesz ogień miłości mojej, przez poznanie Mnie w tobie. Przez to dojdziesz do miłości i ukochania bliźniego, służąc mu nauką i przykładem uczciwego i świętego życia.

Ukazałem ci też most. Wytłumaczyłem ci jego budowę, trzy stopnie przedstawiające ogólnie trzy władze duszy; i jako żaden nie może mieć w sobie życia łaski, jeśli dusza nie wstąpiła na wszystkie trzy stopnie, to jest, jeśli trzy władze nie są zebrane w imię moje. Wyłożyłem ci potem szczegółowiej te trzy stopnie jako trzy stany duszy, wyobrażone na ciele mego Syna Jednorodzonego. Z ciała swego, jak ci rzekłem, uczynił drabinę, której stopnie ukazałem w Jego stopach przebitych, w Jego boku otwartym, w Jego ustach, gdzie dusza kosztuje pokoju i spoczynku, w sposób wyżej podany.

Odsłoniłem ci niedoskonałość bojaźni służalczej, niedoskonałość miłości w tych, którzy kochają Mnie dla słodyczy znajdowanej w miłości mojej; wreszcie wytłumaczyłem ci doskonałość stanu trzeciego w tych, co doszli do pokoju ust. Osiągnęli go, gdy przebiegli z pełnym niepokoju pragnieniem most Chrystusa ukrzyżowanego, przebywszy trzy stopnie ogólne, to jest zebrawszy trzy władze duszy i zjednoczywszy wszystkie swe uczynki w imię moje; i trzy stopnie poszczególne, to jest, przechodząc ze stanu niedoskonałego do doskonałego. Widziałaś, jak biegli w prawdzie; pozwoliłem ci kosztować doskonałości duszy, napawać się wonią cnót i ostrzegłem cię przed ułudami, na które narażona jest dusza, zanim dojdzie do doskonałości, jeśli nie użyje swego czasu na poznanie siebie i Mnie.

Ukazałem ci też nędzę tych, którzy toną w rzece, nie chcąc iść przez most za nauką mej Prawdy. A przecież postawiłem ten most, abyście nie potonęli; lecz oni, jak szaleńcy, wolą zginać w nędzy i błocie świata.

Wszystko to rzekłem ci, chcąc wzniecić w tobie żar świętego pragnienia, współczucie i smutek z powodu potępienia dusz, aż boleść i miłość zmuszą cię wywrzeć gwałt na Mnie przez twe łzy, poty, westchnienia pokornej i ciągłej modlitwy, bijącej ku Mnie ogniem płomiennego pragnienia, abym wreszcie zlitował się nad światem i mistycznym ciałem świętego Kościoła, za którymi tak prosisz. Rzekłem to nie tylko dla ciebie, lecz dla wielu innych stworzeń, które są moimi sługami i które słysząc to będą wszystkie razem, ty i inni słudzy moi, zmuszone przez mą miłość wymóc na Mnie miłosierdzie.

Rzekłem ci już, jeśli pamiętasz, że spełnię wasze pragnienia, udzielając wam pociechy w trudach, zaspokajając wasze bolesne pragnienia przez naprawę świętego Kościoła, któremu dam dobrych i świętych pasterzy. Nie przez wojnę, przez miecz, przez okrucieństwo, jak ci rzekłem, lecz w ciszy i pokoju, przez łzy i poty sług moich. Kazałem wam pracować dla zbawienia dusz swoich i duszy bliźniego w mistycznym ciele świętego Kościoła, przez dobry przykład, przez naukę, przez ciągle modlitwy ofiarowane Mi za niego i za cale stworzenie, wśród spełniania cnót wzglądem drugich w sposób, jak ci rzekłem. Bo, jak ci wyjaśniłem, każda cnota, jak i każdy grzech, powstaje i rośnie w związku z bliźnim.

Przeto chcę, abyście pożytecznie służyli bliźniemu; w ten sposób przyniesie owoce winnica wasza.

Nieustannie wzbijajcie ku Mnie kadzidło wonnych modlitw za zbawienie dusz, gdyż chcę zlitować się nad światem. Chcę modlitwami, postami i łzami obmyć oblicze oblubienicy mojej, świętego Kościoła. Już ci ją ukazałem w postaci niewiasty, której twarz jest brudna i jakby trędowata. Plamy te to grzechy sług i tych wszystkich członków religii chrześcijańskiej, którzy żywią się piersią tej oblubienicy. O grzechach tych opowiem ci na innym miejscu.

LXXXVII. Jak dusza ta prosi Boga, aby pozwolił jej poznać rodzaje i owoce łez.

Wtedy dusza ta, niepokojona ogromnym pragnieniem, upoiła się zjednoczeniem swym z Bogiem i tym, co słyszała i czego skosztowała z Prawdy wiecznej. Choć zaślepienie stworzeń, które nie znają swego dobroczyńcy i głębi miłości Bożej, przejmowało ją bólem, jednak nadzieja napełniała ją weselem z powodu obietnicy, którą dała jej sama Prawda, gdy Bóg pouczył ją, co winna czynić, wraz z innymi Jego sługami, jeśli chcą, aby okazał miłosierdzie światu. Wznosząc spojrzenie intelektu ku słodkiej Prawdzie, z którą była zjednoczona, pragnęła dowiedzieć się czegoś więcej niż o stanach duszy, o których Bóg mówił. Wiedziała, że dusza dochodzi do tych stanów przez łzy: chciała więc dowiedzieć się od Prawdy o różnych rodzajach łez, o tym, czym są, skąd pochodzą i jakie są ich przyczyny. Ponieważ prawdy można się dowiedzieć tylko od samej Prawdy, więc pytała Prawdę. A jako że poznać coś w Prawdzie można jedynie przez spojrzenie intelektu, więc kto chce coś wiedzieć, musi wznieść się przez pragnienie poznania i przez światło wiary, ku Prawdzie i utkwić oko intelektu wraz ze źrenicą wiary, w przedmiocie Prawdy.

Poznawszy więc, że nauka, którą otrzymała od Prawdy Boskiej, jest obecna w jej duchu i że nie ma innego sposobu dowiedzenia się lego, co pragnęła wiedzieć o stanach duszy i owocach łez, wzniosła się ponad siebie niezmiernym pragnieniem. Oko intelektu oświecone żywą wiarą otwarła na Prawdę wieczną, w której ujrzała i poznała prawdę tego, o co prosiła. Bóg ukazał się sam; Dobroć Jego zstąpiła ku jej płomiennemu pragnieniu spełniając jej prośbę.

NAUKA O ŁZACH

LXXXVIII. Jako jest pięć rodzajów łez.

Wówczas przemówiła Prawda – pierwsza słodycz Boga:

O najmilsza i najdroższa córko, prosisz Mnie abym dał ci poznać różne rodzaje łez i ich owoce. Nie wzgardziłem pragnieniem twoim. Otwórz więc oko intelektu i poprzez różne stany, które ci wyjaśniłem, pokażę ci, że są łzy niedoskonałe, które pochodzą z bojaźni.

Lecz naprzód opowiem ci o łzach ludzi złych: są to łzy potępienia.

Drugie to łzy bojaźni: wylewają je ci, którzy dźwigają się z grzechu z obawy przed karą i płaczą ze strachu.

Trzecie to łzy tych, którzy podźwignąwszy się z grzechu, płaczą słodko i zaczynają Mi służyć. Lecz ponieważ niedoskonała jest ich miłość, niedoskonałe też są ich łzy, jak ci rzekłem.

Czwarte to łzy tych, którzy doszedłszy do doskonałej miłości bliźniego, kochają Mnie bez względu na korzyść własną. Ci plączą i łzy ich są doskonałe.

Piąte jednoczą się z czwartymi: są to łzy słodyczy, wylewane z wielką błogością, jak ci poniżej opowiem obszerniej.

Opowiem ci też o łzach ognistych, które nie płyną z oczu i czynią zadość tym, którzy często chcieliby płakać, a nie mogą. I chcę, abyś wiedziała, że wszystkie te różne stany mogą się spotkać w tej samej duszy, która wyzbywa się bojaźni i wyzwala się z miłości niedoskonałej, by dojść do doskonałej miłości sianu ostatniego.

Teraz zaczynam opowiadać, czym są te łzy.

LXXXIX. O różnicy łez w związku z różnymi stanami duszy.

Wiedz, że każda łza pochodzi z serca: gdyż żaden organ ciała nie współczuje lak z sercem, jak oko. Gdy serce cierpi oko wykazuje to natychmiast. Jeśli ból jest zmysłowy, oko wylewa serdeczne łzy, które rodzą śmierć, gdyż płynąc z serca pochodzą z miłości nieuporządkowanej, która jest Mi obca. Skoro ta miłość jest nieuporządkowana, obraża Mnie, sprawia ból śmiertelny i śmiertelne łzy. Ciężar grzechu i tym samym łez, może być większy lub mniejszy, zależnie od tego, czy miłość jest więcej lub mniej nieuporządkowana. O łzach śmierci już wspomniałem i jeszcze do tego tematu powrócę.

Teraz spójrz na łzy, które zaczynają dawać życie, na łzy tych, którzy na widok swych błędów i grzechów zaczynają płakać. Te łzy są czułe i serdeczne. Dusza nie powziąwszy jeszcze, doskonałej nienawiści do grzechu popełnionego przez obrazę Mnie wyrządzona, czuje ból w sercu tylko z powodu kary grożącej za spełniony grzech i oczy, płacząc chcą tylko ulżyć bólowi serca.

Lecz ćwicząc się w cnocie, dusza powoli wyzbywa się strachu, gdyż poznaje, że strach nie wystarcza do zdobycia życia wiecznego, jak ci to wyłożyłem, mówiąc o drugim stanie duszy. Więc wznosi się przez miłość do poznania siebie i mej dobroci w niej i zaczyna żywić nadzieję na miłosierdzie moje. Ta nadzieja raduje jej serce. Z radością tą, którą jej sprawia nadzieja na moje Boże miłosierdzie miesza się boleść z powodu grzechu.

Wtedy oczy zaczynają płakać. Te łzy tryskają ze źródła serca. Lecz ponieważ dusza nie doszła do wielkiej doskonałości, wylewa często łzy nie pozbawione zmysłowości. Jeśli Mnie spytasz: Dlaczego? – odpowiem ci: Bo korzeń miłości własnej nie został wyrwany. Nie mówię, o miłości zmysłowej, gdyż ta została pokonana w sposób, jak ci już rzekłem, lecz pozostaje miłość własna duchowa, z samolubną potrzebą pociech duchowych, czy to pochodzących wprost ode Mnie, czy od jakiegoś stworzenia kochanego uczuciem duchowym, jak ci to obszernie wyłożyłem. Kiedy więc dusza widzi, że jest pozbawiona tego, co kocha, pociech: bądź to wewnętrznych, które pochodzą ode Mnie, bądź to zewnętrznych, które pochodzą od stworzeń, i kiedy wystawiona jest na pokusy i prześladowania ze strony ludzi, serce cierpi. I natychmiast oczy, które współczują z boleścią i męką serca, zaczynają płakać. Są to łzy tkliwości i współczucia duszy z sobą samą, współczucia wprawdzie duchowego, lecz które pochodzi jednak z miłości własnej. Nie zdeptała jeszcze swej woli własnej, nie zaparła się jej całkowicie. Oto dlaczego leje te łzy zmysłowe, które wyciska boleść duchowa.

Lecz ćwicząc się i postępując w poznaniu siebie, uczy się gardzić sobą i dochodzi przez to do prawdziwego poznania mojej dobroci, gdzie się rozpala jej miłość. Zaczyna odtąd jednoczyć i uzgadniać wolę swą z moją i doznawać w sobie mojej radości i współczucia: raduje się w sobie, kochając Mnie, współczuje z bliźnim swoim, jak ci rzekłem, mówiąc o stanie trzecim. Jęczy wtedy w miłości dla Mnie i braci swoich, bolejąc, z serdeczną miłością, z powodu wyrządzonej Mi obrazy i z powodu zatraty bliźniego. Boleść, która jest w jej sercu, wyciska jej łzy z oczu. Dusza nie myśli o własnym cierpieniu ani o własnej szkodzie, tylko o tym, aby oddać cześć i chwałę imieniu memu, i w niepokoju pragnienia znajduje rozkosz przyjmując pokarm u stołu najświętszego krzyża, aby uzgodnić się z pokornym, cierpliwym i nieskalanym Barankiem, Jednorodzonym Synem moim, z którego uczyniłem most, jak rzekłem.

Przebywszy słodko ten most, śladem nauki mej słodkiej Prawdy, przeszła przez to Słowo znosząc z prawdziwą i słodką cierpliwością wszystkie smutki i cierpienia, jakie zesłałem dla jej zbawienia. Przyjmuje je odtąd mężnie, nie wybierając tych, które woli. Nie tylko znosi je z cierpliwością, jak ci rzekłem, lecz z radością je przyjmuje, uważając sobie za chwałę, że jest prześladowana dla imienia mego. Byle miała co cierpieć, jest szczęśliwa. Wtedy nachodzi duszę tak wielka radość, tak doskonały spokój ducha, że żaden język nie zdoła tego wyrazić.

Przeszedłszy przez Słowo, przez naukę Jednorodzonego Syna mojego, i utkwiwszy oko intelektu we Mnie, pierwszej Prawdzie, ogląda tę Prawdę; widząc ją, poznaje ją i poznając ją, kocha ją. Miłość jej idzie za intelektem i kosztuje mej wiecznej boskości, zjednoczonej z waszym człowieczeństwem. Wtedy odpoczywa we Mnie, oceanie pokoju, serce jej jest zjednoczone ze Mną uczuciem miłości, jak ci rzekłem mówiąc o czwartym stanie zjednoczenia. Poczucie obecności mego Bóstwa wyciska z oczu łzy słodyczy; łzy te są zaiste mlekiem, którym dusza żywi się w prawdziwej cierpliwości. Są one pachnącym olejem, który rozlewa woń wielkiej błogości.

O najmilsza córko moja, jak pełna chwały jest ta dusza, która rzeczywiście umiała przebyć burzliwe morze i dotrzeć do Mnie, oceanu pokoju, aby tam napełnić czarę serca swego, w falach mej najwyższej, wiecznej Boskości! Oczy, pod wpływem serca, starają się uczynić mu zadość i leją łzy.

Jest to stan ostatni, w którym dusza jest jednocześnie szczęśliwa i smutna: szczęśliwa z powodu zjednoczenia, którego dokonała ze Mną przez poczucie mej obecności, kosztując mej Boskiej miłości; i smutna z powodu obrazy, którą, jak widzi, wyrządzają mojej dobroci i wielkości. Wielkość tę widziała i kosztowała jej w poznaniu siebie i Mnie w sobie, przez które doszła do tego stanu ostatniego. Smutek ten nie przeszkadza stanowi zjednoczenia ani łzom wielkiej słodyczy, które wyciska poznanie siebie. Miłość bliźniego każe duszy płakać z miłości dla mego Bożego miłosierdzia i z boleści z powodu grzechów braci. Płacze ona z tymi, co płaczą i raduje się z tymi, co się radują. Radują się ci, co żyją w miłości i z nimi raduje się dusza widząc, że słudzy moi oddają cześć i chwałę imieniu memu.

Tak więc drugi płacz życia, czyli trzeci  nie stoi na przeszkodzie ostatniemu, czyli czwartemu, który odpowiada drugiemu stanowi zjednoczenia. Jeden prowadzi do drugiego. Jeśliby ostatni stopień płaczu, w którym dusza doświadczyła takiego zjednoczenia, nie wywodził się z drugiego, a więc z trzeciego etapu miłości bliźniego, to płacz nie byłby doskonały. Potrzebna jest ta współzależność płaczu i miłości. Inaczej płacz pochodziłby z zarozumiałości. Najlżejszy powiew próżnej chwały strąciłby płacz z tej wysokości w nizinę pierwotnej obrzydliwości.

Należy więc trwać bez przerwy w miłości bliźniego z prawdziwym poznaniem siebie. W ten sposób żywi w sobie ogień mej miłości. Miłość bliźniego wypływa z miłości ku Mnie, to jest z poznania, przez które dusza poznaje siebie i dobroć mą w sobie. Wtedy widzi, że kocham ją niewymownie i miłością tą, którą jest kochana, kocha każde stworzenie rozumne. Oto powód, dlaczego dusza, skoro tylko Mnie pozna, rozszerza miłość swą, aby nią objąć bliźniego. Widząc go, kocha go już niewymownie, aby kochać to, co jak widzi, kocham najbardziej.

Potem poznaje, że nie może przynieść Mi żadnej korzyści, ani oddać Mi tej czystej miłości, którą jak czuje, jest przeze Mnie kochana. Wtedy zaczyna Mi świadczyć swą miłość przez pośrednika, którego jej dałem, to jest, przez bliźniego, któremu winniście oddawać usługi. Każdą cnotę, jak ci rzekłem, spełnia się za pośrednictwem bliźniego, w ogóle i w szczególności, według darów, któreście otrzymali ode Mnie i których rozdawnictwo wam powierzyłem. Winniście więc kochać tą czystą miłością, która ja was kocham, ale wy nie możecie tego czynić względem Mnie. Bo pokochałem was nie będąc przez was kochany, pokochałem was bez korzyści własnej, zanim zaczęliście istnieć. Miłość skłoniła Mnie, bym stworzył was na obraz i podobieństwo moje. Tego nie możecie oddać Mnie, lecz winniście to oddać stworzeniom obdarzonym rozumem i kochać je, nie będąc przez nie kochani i nie licząc na żadna korzyść osobistą, czy to duchowa, czy doczesną. Winniście kochać je jedynie dla chwały i sławy imienia mojego, bo Ja je kocham. Tak spełnicie przykazanie prawa, aby kochać Mnie nade wszystko, a bliźniego, jak siebie samego.

Więc prawdą jest, że dusza może dojść do tej wysokości tylko przez drugi stopień zjednoczenia, który znajduje się w stanie trzecim. Lecz także, doszedłszy doń, nie może się na nim utrzymać, jeśli oddali się od uczucia, które rodzi łzy drugie: łzy boleści. Nie można spełnić nakazu, dotyczącego Mnie. Boga wiecznego, nie przestrzegając nakazu względem bliźniego, gdyż są to dwie stopy dążenia, którymi krocząc zachowuje się i przykazania, i rady dane wam przez mą Prawdę, Chrystusa ukrzyżowanego.

Tak te dwa stany złączone w jedno, żywią duszę w cnotach, doskonała ją i uściślają jej zjednoczenie ze Mną. Doszedłszy do tego punktu, dusza nie zmienia stanu, lecz w tym samym stanie widzi, że wzrasta jej skarb łaski przez nowe i rozmaite dary, przez cudowne wzniesienia ducha, które, jak ci rzekłem, darzą ja poznaniem Prawdy godnym raczej nieśmiertelnych, niż śmiertelnych, gdyż uczucie własnej zmysłowości zostało umartwione i wola jest martwa przez zjednoczenie dokonane ze Mną.

O jakże słodkie jest to zjednoczenie dla duszy, która go kosztuje! Bo kosztując go widzi wszystkie tajemnice moje! Często otrzymuje ducha prorockiego, który odsłania jej rzeczy przyszłe. Jest to dowód mej dobroci, lecz dusza pokorna powinna zawsze tym gardzić, lekceważąc nie skutek mojej miłości, który jej okazuję, ale pragnienie pociech duchowych. Winna uważać się za niegodna pokoju i spoczynku ducha, by rosnąć w cnotę wewnętrzną. Dusza nic pozostaje na tym drugim etapie, lecz wraca na dolinę poznania siebie.

Daję te światła przez łaskę, aby dusza ciągle rosła. Bo w tym życiu, dusza nie jest nigdy tak doskonała, aby nie mogła wznieść się do doskonalszej miłości. Tylko najmilszy Syn mój, wasza głowa, nie mógł rosnąć w większą doskonałość, gdyż był jednym ze Mną, a Ja z Nim, Dusza Jego była szczęśliwa przez zjednoczenie z moją naturą Boską. Lecz wy, Jego członki, wy podróżni, jesteście zawsze zdolni do większej doskonałości. Nie wznosicie się przez to do innego stanu, jak się rzekło, gdyż jest to ostatni, do którego się dochodzi, lecz możecie wedle upodobania waszego, za pomocą mej łaski, rozwijać nieustannie doskonałość tego ostatniego stanu.

XC. Krótkie powtórzenie poprzedniego rozdziału. I jak diabeł boi się tych, którzy doszli do piątych łez; i jak napastowania diabła są drogą prowadzącą do tego stanu.

Widziałeś teraz łzy właściwe każdemu stanowi i ich różnice wedle tego, jak podobało się mej Prawdzie zaspokoić twe pragnienie.

Pierwsze to łzy tych, którzy znajdują się w stanie śmierci, przez grzech śmiertelny. Widziałeś, że na ogól płacz ich pochodzi z serca. Lecz ponieważ uczucie, które jest źródłem łez, jest zepsute, może ono wylewać tylko łzy zepsute, jak wszystkie uczynki, które od niego pochodzą.

Drugie łzy leją ci, którzy zaczynają poznawać swe zło z powodu kary osobistej grożącej im za grzechy. Jest to pierwsze poruszenie, dość zwykłe. Daję je wspaniałomyślnie słabym, którzy w zaślepieniu swym idą drogą dolną i toną w rzece, gardząc nauką mej Prawdy. Lecz wielu jest takich, co poznają swą złość, nie doznając bojaźni służalczej przed karą, wyzbywają się grzechu przez wielką nienawiść do siebie i przez nienawiść tę uznają się godnymi kary. Inni z dobrą prostotą starają się służyć Mnie, swemu Stwórcy, bolejąc z powodu obrazy, którą Mi wyrządzili. Ta wielka boleść, której doznają z powodu swych grzechów, przysposabia ich lepiej, niż pierwszych, do dojścia do doskonałości. Jednak ćwicząc się, w cnocie, jedni i drudzy mogą dojść do niej. Lecz winni strzec się tamci, aby nie trwać w bojaźni służalczej, ci zaś w letniości, to jest w owej prostocie, w której dusza chłodnie, jeśli nie usiłuje z niej wyjść, by ćwiczyć się w cnocie.

Trzecie łzy są udziałem tych, co wyzbywszy się bojaźni doszli do miłości i nadziei, kosztując mojego Boskiego miłosierdzia otrzymują ode Mnie liczne dary i pociechy. Uczucie, którego doznają w sercu, znajduje ujście w łzach płynących z oczu. Lecz plącz ten jest jeszcze niedoskonały, jest zmieszany ze łzami zmysłowo duchowymi, jak się rzekło.

Ćwicząc się w cnocie przez jakiś czas i czując, że pragnienie jej wznosi się i rośnie, dusza jednoczy i uzgadnia wolę swą i moją tak bardzo, że może pragnąć tylko tego, czego Ja chce, w związku z jej bliźnim. Wtedy wylewa jednocześnie łzy miłości z powodu zjednoczenia, które czuje w sobie i łzy boleści, z powodu obrazy mojej i zatraty bliźniego. To są łzy czwarte.

Ten stan jest ściśle związany z piątym, będącym ostateczną doskonałością, w której dusza jednoczy się rzeczywiście ze Mną i czuje, że ogień świętego pragnienia rośnie. Od tego pragnienia diabeł ucieka i już nie ma wpływu na duszę, ani przez wyrządzoną jej krzywdę, gdyż miłość bliźniego uczyniła duszę cierpliwą, ani przez pociechy duchowe, gdyż nienawiść do siebie i prawdziwa pokora każą jej gardzie nimi.

Prawda, że diabeł ze swej strony nie śpi nigdy. Niech to będzie nauką dla niedbałych, przesypiających czas, z którego mogliby tak bardzo korzystać. Ale czujność jego nie może szkodzić duszom doskonałym, gdyż nie może on znieść żaru ich miłości ani woni zjednoczenia, którego dokonali ze Mną, oceanem pokoju. Dusza nie może być oszukana, dopóki trwa w zjednoczeniu ze Mną; diabeł ucieka od niej, jak mucha od kipiącego na ogniu garnka, z obawy, by się nie sparzyć. Lecz gdyby garnek był letni, mucha nie bałaby się i wleciałaby do środka, ale często z niego ucieka, znajdując w nim większe gorąco, niż sobie wyobrażała. Podobnie dzieje się z duszą, która nie doszła jeszcze do stanu doskonałości. Diabeł, sądząc, że jest letnia, wnika w nią przez liczne i rozmaite pokusy. Lecz dusza poznając właśnie w tej chwili siebie i gorąco żałując za grzechy, stawia opór i aby nie ulec, zakuwa się wolą w pęta nienawiści grzechu i miłości cnoty.

Niech raduje się wszelka dusza, która czuje te liczne napaści, gdyż to jest droga, która prowadzi do tego słodkiego i chwalebnego stanu. Rzekłem ci już, że przez poznanie siebie i nienawiść do siebie i przez poznanie mej dobroci dochodzicie do doskonałości. Dusza nigdy nie poznaje lepiej, czy jestem w niej, jak w chwili tych walk. W jaki sposób? Powiem ci to. Jeśli znajdując się wśród tych zmagań, uświadamia sobie, że napaści te gniewają ją i że jednocześnie nie od niej zależy uwolnienie się od nich, choć ona nie zgadza się na nie, wtedy może poznać, że nie istnieje. Bo gdyby była czymś sama przez się, usunęłaby sama pokusy, których by chciała nie doznawać. W ten sposób uniża się przez prawdziwe poznanie siebie i w świetle najświętszej wiary ucieka się do Mnie, Boga wiecznego, którego dobroć zachowuje jej świętą i dobrą wolę i nie pozwala, by w czasie licznych walk ustąpiła nieprzyjacielowi, przystając na napastujące ją nędze.

Macie więc słuszność, krzepiąc się nauką mojego słodkiego Słowa miłości, mojego Syna Jednorodzonego, w czasie smutków, przeciwności i pokus ze strony ludzi i diabła, gdyż wzmagają one cnoty i prowadzą was do wielkiej doskonałości.

XCI. Jak ci, którzy pragną łez oczu i nie mogą ich posiąść, mają łzy ogniste; i czemu Bóg odbiera łzy cielesne.

Mówiłem ci o łzach doskonałych i niedoskonałych i rzekłem ci, że wszystkie pochodzą z serca. Z tego źródła płyną wszystkie łzy, jakiekolwiek by były ich przyczyny i przeto wszystkie mogą być nazwane „łzami serdecznymi”. Różnią się tylko tym, że pochodzą z miłości uporządkowanej lub nieuporządkowanej, z miłości doskonałej lub niedoskonałej, jak ci to wyłożyłem.

Pozostaje Mi teraz dla zaspokojenia prośby twojej, opowiedzieć ci o niektórych, co pragnęli doskonałości łez, a zda się, nie mogą jej posiąść. Czy są łzy innego rodzaju, niż te, co płyną z oczu? Tak. Jest płacz ognisty, to jest prawdziwe i święte pragnienie, które spala się w miłości. Niektórzy chcieliby roztopić swe życie w łzach z nienawiści do siebie i dla zbawienia dusz, i zda się, nie mogą tego osiągnąć.

Ci mają łzy ogniste, którymi płacze Duch Święty przede Mną, za nich i za ich bliźnich. Powiadam, że miłość moja płomieniem swym zapala serce, które ofiaruje Mi gorące pragnienia, bez łzy w oku. Powiadam, że są to łzy ogniste i powtarzam, że łzami tymi płacze Duch Święty. Ci nie mogąc płakać oczami, ofiarują Mi pragnienia, płynące z woli płaczu, dla miłości mojej. Jeśli otworzą oko intelektu ujrzą, że ilekroć słudzy moi ślą ku Mnie woń świętego pragnienia w swych pokornych i ciągłych modlitwach. Duch Święty płacze przez nich. To snadź chciał rzec chwalebny apostoł Paweł, mówiąc, że sam Duch Święty prosi Mnie, Ojca, za was, wzdychaniem niewymownym (Rz 8,26).

Widzisz więc, że owoc łez ognistych nie jest mniejszy, niż owoc łez z wody; niekiedy nawet jest większy, zależnie od miary miłości. Dusza więc nie powinna ulegać zmąceniu ducha ani bać się, że będzie pozbawiona mej obecności dlatego, że tez, których pragnęła, nie może mieć w sposób pożądany. Powinna pragnąć ich tylko wolą zgodną z moją wolą, gotową przyjąć pokornie wszelkie Tak lub Nie, wedle tego, co podoba się mojej dobroci. Niekiedy nie życzę sobie udzielić jej łez cielesnych, aby trwała bez przerwy przede Mną w pokornej i ciągłej modlitwie, i pragnieniu kosztowania Mnie. Otrzymanie tego, o co prosi, nie byłoby dla niej tak wielką korzyścią, jak mniema. Byłaby zadowolona z posiadania tego, czego pragnęła i opuściłaby się w upodobaniu i pragnieniu, które kazało jej o to prosić. Nie dla jej umniejszenia, lecz dla jej rozwoju odmawiam udzielenia jej łez zewnętrznych, które by chciały wylewać oczy. Użyczam jej tylko łez wewnętrznych, które płyną z serca, zapalonego ogniem mej Boskiej miłości. Zresztą w każdym miejscu i w każdym czasie łzy będą Mi miłe, byle oko intelektu, z światłem wiary i uczuciem miłości nie zamknęło się nigdy przed przedmiotem mej Prawdy wiecznej. Jam jest lekarz, wy jesteście chorzy: daję każdemu z was to, co jest mu konieczne i potrzebne do zbawienia i wzrostu doskonałości w duszach waszych.

Oto jest prawda i wykład pięciu stanów łez, wyjaśnionych przeze Mnie, Prawdę wieczną, dla ciebie, najmilsza córko moja. Kąp się więc we krwi Chrystusa ukrzyżowanego, pokornego, cierpiącego, nieskalanego Baranka, Jednorodzonego Syna mojego. Postępuj zawsze w cnocie, aby żywić w sobie ogień mej Boskiej miłości.

XCII. Jak z tych pięciu rodzajów łez cztery posiadają nieskończoną rozmaitość. I jak Bóg chce, aby Mu służono nie tym, co skończone, lecz tym, co nieskończone.

Te pięć rodzajów łez, o których ci mówiłem, są niby pięcioma kanałami głównymi. Cztery z nich zawierają nieskończoną rozmaitość łez i wszystkie dają życie, jeśli wypływają z cnoty. Jeśli mówię o nieskończoności, nie powiadam, że płacze wasze w tym życiu są nieskończone, lecz nazywam je nieskończonymi, gdyż nieskończone jest pragnienie duszy, która łzy wylewa.

Wyłożyłem ci poprzednio, że łzy pochodzą z serca i jak serce przekazuje je oczom, zebrawszy je w płomiennym pragnieniu. Kiedy zielone jeszcze drzewo rzuci się do ognia, płacze ono gorącą wodą, gdyż jest zielone; gdyby było suche, nie jęczałoby. Serce zieleni się na nowo pod wpływem odnalezionej łaski, która wydobywa je z jałowości wysuszającej duszę miłości własnej. Łzy są więc wywołane przez ogień, to jest przez żar pragnienia. Ponieważ pragnienie nie kończy się nigdy, nie może być nasycone w tym życiu, lecz im więcej dusza kocha, tym mniej, zdaje się jej, że kocha. Wytwarza więc ustawicznie to święte pragnienie, ugruntowane na miłości, która jest dla oczu źródłem łez.

Gdy dusza jest oddzielona od ciała i zjednoczona ze Mną bez końca, nie przestaje Mnie pragnąć. Nie zostawiła na ziemi swego pragnienia i miłości bliźniego. Miłość weszła z nią do nieba, jak królowa, niosąca z sobą owoc wszystkich innych cnót. Zaprawdę, skończyło się cierpienie w tym pragnieniu, gdyż jak ci rzekłem, jeśli dusza Mnie pragnie, posiada Mnie prawdziwie, już bez obawy stracenia tego, czego tak długo pragnęła. W ten sposób głód jej ożywa ciągle, lecz jeśli ona łaknie, jest też nasycona i będąc nasycona, zawsze łaknie. Nie czuje ona niesmaku przesytu, ani męki głodu, gdyż nie brak jej żadnej doskonałości.

Więc pragnienie wasze jest nieskończone. Gdyby tak nie było, żadna cnota nie miałaby wartości dla życia wiecznego, gdybyście Mi służyli tylko rzeczą skończoną. Gdyż Ja, który jestem Bogiem nieskończonym, chcę, abyście Mi służyli tym, co nieskończone; a nieskończonego nic posiadacie nic prócz uczucia i pragnienia duszy. W tym znaczeniu rzekłem, że rozmaitość łez jest nieskończona i to jest prawdą z powodu nieskończonego pragnienia, które jest zjednoczone ze łzami.

Gdy dusza oddzieli się od ciała, łzy zostają na ziemi, lecz poryw miłości przyciąga owoc tez i trawi go, jak wodę w piecu. Woda nie pozostaje poza piecem, lecz ciepło ognia trawi ją i wchłania w siebie. Tak samo dusza, która doszła do kosztowania ognia Boskiej miłości i wyszła z tego życia, z miłością ku Mnie i bliźniemu, z tą miłością zjednoczenia, które wyciska jej łzy, nie przestaje nigdy ofiarowywać swych błogosławionych łez. Wylewa je zawsze, lecz bez cierpienia, wylewa nie łzy oczu, które wyschły w piecu, lecz łzy ogniste Ducha Świętego.

Widziałaś więc, jako łzy są nieskończone. W tym życiu język niezdolny jest opowiedzieć całej rozmaitości łez, które się wylewa w tym stanie. Lecz chciałem wyłożyć ci, jaka może być rozmaitość czterech rodzajów łez.

XCIII. O owocach łez ludzi światowych.

Pozostaje Mi opowiedzieć ci o owocu łez, połączonych z pragnieniem oraz o ich działaniu w duszy.

Zacznę od tez, o których wspomniałem ci na początku, to jest od łez tych, którzy żyją w świecie w sposób nędzny, ubóstwiając ludzi i rzeczy stworzone oraz własną zmysłowość, z wielką szkodą swej duszy i swego ciała.

Rzekłem ci, że każda łza pochodzi z serca. I to jest prawdą, gdyż serce cierpi tylko o tyle, o ile kocha. Ludzie świata też płaczą, gdy serce ich czuje ból, to znaczy gdy jest pozbawione tego, co kochało. Lecz rozmaite są ich łzy. Wiesz jak? Tak rozmaite, jak ich miłości. Gdy korzeń pożądania zmysłowego jest zepsuty, wszystko, co wydaje, jest zepsute.

To drzewo rodzi tylko owoce śmierci, kwiaty cuchnące, liście plamiste, gałęzie zwisające aż do ziemi, chłostane różnymi wiatrami. Oto drzewo duszy. Wszyscy jesteście drzewami miłości, gdyż was stworzyłem przez miłość, nie możecie żyć bez miłości.

Dusza, która żyje cnotliwie, zapuszcza korzeń swego drzewa w dolinie pokory. Lecz ci, co żyją w sposób nędzny, zapuścili go na górze pychy. Ponieważ jest źle umieszczony, wydaje owoce nie życia, lecz śmierci. Te owoce, którymi są ich czyny, są zatrute wszelkiego rodzaju grzechami. Jeśli spełniają jakiś czyn dobry, to co zeń wynika, jest zgniłe, gdyż korzeń jest zepsuty. Dusza w grzechu śmiertelnym nie może spełnić żadnego dobrego czynu, który by zasługiwał na życie wieczne, gdyż czyn ten nie jest dokonany w stanie łaski.

Nie powinna ona jednak wyrzekać się dobrych czynów, gdyż każdy dobry czyn otrzymuje nagrodę, a każdy grzech karę. Dobro spełnione poza łaską jest niedostateczne i nie zasługuje na życie wieczne. Lecz Boska dobroć i sprawiedliwość moja dają jej za czyn niedoskonały nagrodę niedoskonałą. Już to nagradzam ją dobrami doczesnymi, już to użyczam jej czasu potrzebnego, jak ci to wyłożyłem powyżej, aby się mogła poprawić. Niekiedy udzielam jej życia łaski ze względu na pośrednictwo sług moich, którzy Mi są mili i których wysłuchuję. Tak uczyniłem świętemu Pawłowi, który przez modlitwę świętego Szczepana wyrzekł się niewiary i prześladowania chrześcijan. Widzisz więc, że w jakimkolwiek by stanie dusza się znajdowała, nie powinna zaprzestawać dobrych uczynków.

Rzekłem ci, że kwiaty tego drzewa są cuchnące i to prawda. Tymi kwiatami są wstrętne myśli serca, które są obrzydliwe dla Mnie, a nienawistne i przykre dla bliźniego. Człowiek światowy jest jak złodziej, który ukradł cześć Mnie, swemu Stwórcy i przywłaszczył ją sobie.

Kwiat jego cuchnie podwójnie, fałszywym i nędznym sądem. Najpierw człowiek światowy sądzi Mnie, sądzi moje skryte zamiary, sądzi moje tajemnice i czyni to w sposób niegodziwy. Za nienawiść uważa to, co uczyniłem z miłości, za kłamstwo to, czego dokonałem przez prawdę, za śmierć to, co daję dla życia. Wszystko sądzi i potępia, wedle swego marnego zdania, a ponieważ sam oślepił oko swego intelektu, zmysłową miłością własną i zasłonił źrenicę najświętszej wiary, nie może ujrzeć ani poznać prawdy.

Potem sądzi bliźniego, z czego często wynika wiele zła. Biedny człowiek nie zna samego siebie, a sadzi się na znawstwo serca i uczuć stworzenia rozumnego. Z czynu, który widzi, ze słowa, które słyszy, chce sądzić zamiar serca. Słudzy moi sądzą zawsze dobrotliwie, gdyż są ugruntowani we Mnie, Dobru najwyższym; ludzie światowi zaś sądzą zawsze złośliwie, gdyż opierają się na nędznej złości, którą noszą w sobie. Te fałszywe sądy rodzą tylko nienawiść, mężobójstwo, niechęć względem bliźniego i odrazę do cnót sług moich.

Złe drzewo to wydaje liście, to jest słowa, wychodzące z ust, które gardzą Mną i krwią Jednorodzonego Syna mojego i szkodzą bliźniemu, starając się tylko ganić i potępiać dzieło moje, bluźnić i złorzeczyć każdemu stworzeniu obdarzonemu rozumem, wedle tego, jak się coś przedstawia ich własnemu widzimisię. Zapomnieli ci nieszczęśliwi, że język stworzony jest tylko na to, aby Mnie oddawać cześć, wyznawać swe błędy i służyć z miłości cnocie i zbawieniu bliźnich. Liście te splamione są nędznym grzechem, gdyż serce, z którego wyszły, nie jest czyste, lecz skażone fałszem i wielu innymi nędzami.

Poza szkodą duchową, którą ponosi dusza z powodu utraty łaski, ileż nieszczęść doczesnych wynika z łych fałszywych sądów. Ileż zmian losu, ileż nienawiści wśród obywateli, ileż mężobójstw! Bo słowo wnika aż do środka serca tego, do którego jest powiedziane, wnika aż tam, gdzie nie mógłby dotrzeć nóż!

Powiadam, że drzewo to ma siedem gałęzi, które zwisają aż do ziemi, obarczone kwiatami i liśćmi, jak ci już rzekłem. Gałęzie te to siedem grzechów głównych, które rodzą wiele innych grzechów i są związane z pniem wspólnym miłością własną i pychą. Z tego korzenia wychodzą te gałęzie, te kwiaty złych myśli, te liście nienawistnych słów i te owoce złych czynów. Gałęzie zwisają do ziemi. Gałęzie grzechów głównych nie mogą obrać innego kierunku, pełzają po ziemi za lichymi i nieuporządkowanymi dobrami świata; szukając tylko, jakby napaść ziemią swe łakomstwo, które nie może się nigdy nasycić. Ludzie ci są zawsze nienasyceni i nieznośni dla siebie samych. Są zawsze niespokojni i słusznie, gdyż uparcie pragną i chcą tego, co nigdy ich nie nasyci.

Oto dlaczego nie mogą się nigdy nasycić: poszukują zawsze tylko rzeczy skończonych, a są nieskończeni w swym istnieniu, gdyż istnienie ich nie skończy się nigdy, choć łaska umiera w nich przez grzech śmiertelny. Człowiek postawiony jest ponad wszystkimi rzeczami stworzonymi, a nie rzeczy, stworzone ponad nim. Może być więc nasycony i odpoczywać tylko w rzeczy większej od niego. Większą od niego jestem tylko Ja, Bóg wieczny i Ja sam przeto mogę go tylko nasycić. Lecz on oddzielił się ode Mnie przez grzech i dlatego żyje w ustawicznej udręce i cierpieniu. Cierpienie wywołuje łzy. Potem przychodzą przeciwne wiatry i chłoszczą drzewo zmysłowej miłości własnej, z której uczynił sobie zasadę życia.

XCIV. Jak światowi płaczkowie chłostani są przez cztery wiatry.

Są cztery wiatry: wiatr pomyślności, wiatr przeciwności, wiatr bojaźni i wiatr sumienia.

Wiatr pomyślności żywi pychę wielką zarozumiałością, wysokim mniemaniem o sobie i pogardą bliźniego. Jeśli człowiek światowy dzierży władzę, mnoży swe niesprawiedliwości. Cechuje go serce pełne próżności, nieczystość ciała i ducha, troska o chwałę własną i wiele innych występków, których język nie zdoła powiedzieć. Czy ten wiatr pomyślności jest sam w sobie zepsuty? Nie. Zepsuty jest główny korzeń drzewa i psuje wszystko inne. Ja zsyłam i daję wam wszystko, co istnieje. Ja, który jestem nieskończenie dobry, więc dobry jest i ten wiatr pomyślności. Jeśli dla człowieka świata wynika zeń plącz, przyczyną tego jest nienasycenie serca. Pragnie ono tego, czego mieć nie może. Nie mogąc tego posiąść, jest smutne. Smutek ten wyciska Mu łzy, bo, jak ci rzekłem, oczy chcą uczynić zadość uczuciom serca.

Potem zaczyna wiać wiatr bojaźni służalczej. Pod jego tchnieniem człowiek boi się własnego cienia, lękając się stracić to, co kocha. Boi się utraty życia, boi się utraty dzieci lub kogo ze swoich; boi się stracić stanowisko, zaszczyty i bogactwa swoje i swoich, przez miłość własną. Obawa ta nic daje mu spokoju, mąci jego radość. Dóbr tych nie posiada w sposób uporządkowany, wedle mojej woli: stąd ta bojaźń służalcza, stąd ten strach. Człowiek ten czyni się nędznym niewolnikiem grzechu. Można uważać, że upodobnił się do rzeczy, której służy przez grzech. Grzech jest niczym; więc niewolnik grzechu stał się niczym (por. Rz 6,15).

Wiatr bojaźni nie przestał go chłostać, gdy oto nadciąga wiatr udręczenia i przeciwności, którego się boi i odziera go w części lub w całości z wszystkiego, co posiadał. W całości, gdy traci życie, gdyż śmierć pozbawia go wszystkiego; w części, gdy traci to czy owo: albo zdrowie, albo dzieci, albo bogactwa, albo stanowisko, albo zaszczyty, wedle tego, co Ja dobry lekarz, uważam za potrzebne dla jego zbawienia. Gdyż dla zbawienia jego zsyłam nań te próby. Lecz ułomność jego jest zepsuta, pozbawiona poznania siebie i Mnie, i niszczy owoc cierpliwości. Rodzi więc tylko niecierpliwość, zgorszenie, szemranie, odrazę do Mnie i stworzeń moich. To co jest darem mym dla życia, przyjmuje jako śmierć. Boleść jego równa jest miłości tego, co utracił.

To doprowadza go do smutnych łez zniecierpliwienia i gniewu, które wysuszają duszę i zabijają ją, odbierając jej życie łaski, wysuszają też i trawią ciało, i oślepiają duchowo i cieleśnie. Odarty z wszelkiej radości, nie ma już nadziei. Radość, miłość, nadzieja były tym dobrem, które posiadał. Pozbawiony go, płacze. Nie same łzy sprowadzają te smutne skutki, lecz nieuporządkowana miłość i boleść serca, skąd pochodzą te łzy. Łzy płynące z oczu nie mogłyby same przez się zadać śmierci i kary, gdyby nie wypływały z tego złego źródła, którym jest miłość własna, nieuporządkowana miłość serca. Gdyby serce było uporządkowane i posiadało życie łaski, same łzy byłyby dobrymi łzami, które zmusiłyby Mnie, Boga wiecznego, do uczynienia miłosierdzia. Czemuż więc rzekłem, że łzy ludzi świata są łzami śmierci? Bo łzy są znakiem zewnętrznym śmierci lub życia, które są w sercu.

Lecz oto nadchodzi wiatr sumienia. W Boskiej dobroci swej, spróbowawszy przez pomyślność pociągnąć grzesznika ku sobie miłością, pobudzałem go potem strachem, aby przez niepokoje ukierunkować serce do cnotliwego a nie nieudolnego kochania. Doświadczałem go udręczeniami, aby ukazać mu kruchość i niestałość świata. Kiedy to nie pomaga, jako że kocham ludzi niewymownie, zsyłam niektórym wyrzuty sumienia, aby wreszcie otwarli usta i wyrzucili z siebie zgniliznę grzechu przez świętą spowiedź. Lecz oni, zacięci w złości i odtrąceni wprost przeze Mnie dla niegodziwości swojej, nie chcą za nic przyjąć mej łaski, odpędzają wyrzuty sumienia i starają się stłumić je nędznymi uciechami, gardząc Mną i bliźnim. Powodem tego jest to, że korzeń drzewa jest zepsuty, jak i całe drzewo, i wszystko jest dlań przyczyną śmierci (por. Mt 7,16-18; Łk 6,43-44). Nieszczęśliwi ci żyją w ustawicznych smutkach, jękach i goryczy.

I jeśli się nie poprawia, póki mają jeszcze czas używać swej wolnej woli, płacz ich doczesny zmieni się w plącz bez końca. To co byto skończone, stanie się nieskończone, gdyż łzy te były wylane przez nieskończoną nienawiść cnoty, to jest przez pragnienie duszy ugruntowane na nienawiści nieskończonej.

Zaprawdę gdyby zechcieli, oszczędziliby sobie tych łez wiecznych z pomocą mej Boskiej łaski, gdyby byli jeszcze wolni, pomimo tej nieskończonej nienawiści. Nienawiść może być nieskończona, poprzez dążenie i naturę duszy, lecz tu na ziemi, akty nienawiści czy miłości, które są w duszy, nie muszą trwać zawsze. Bo dopóki się żyje, można kochać i nienawidzić wedle upodobania.

Lecz gdy się umiera w miłości cnoty, otrzymuje się szczęście, które nic skończy się nigdy; a jeśli umiera się w nienawiści, trwa się w tej nienawiści bez końca, otrzymując potępienie wieczne, jak ci to wyłożyłem, mówiąc o tych, którzy toną w rzece. Odtąd nie mogą pragnąć dobra, pozbawieni miłosierdzia mojego i miłości bliźniego, której kosztują moi święci między sobą, jako też miłości, która jest w was pielgrzymach i podróżnych w tym życiu, gdzie was umieściłem, abyście doszli do waszego celu, to jest do Mnie, Prawdy wiecznej.

Ani modlitwy, ani jałmużny, ani dobre uczynki nie mogą im pomóc. Są oni członkami odciętymi od mojej miłości, gdyż w ciągu Życia nie chcieli zjednoczyć się z posłuszeństwem dla mych świętych przykazań w mistycznym ciele świętego Kościoła, pod słodką władzą, która rozdaje wam krew nieskalanego Baranka, Jednorodzonego Syna mojego. Otrzymują owoc potępienia wiecznego, z płaczem i zgrzytaniem zębów.

Są to męczennicy diabła; daje on im taką nagrodę, jaką sam otrzymał. Widzisz więc, że łzy ludzi świata dają im owoc cierpienia w tym czasie, co mija, a po śmierci wieczne towarzystwo diabłów.

XCV. O owocach drugich i trzecich łez.

Teraz pozostaje Mi opowiedzieć ci o owocach, które zbierają ludzie dźwigający się z grzechu przez bojaźń kary, aby zdobyć łaskę. Niektórzy wychodzą ze śmierci grzechu śmiertelnego przez bojaźń kary. Jest to, jak ci rzekłem, powołanie powszechne.

Jaki owoc otrzymują? Zaczynają oczyszczać dom serca swego z nieczystości grzechu w miarę, jak ich wolna wola wyzwala się z bojaźni służalczej. Gdy dusza ich oczyściła się z błędu, odzyskują spokój sumienia, zaczynają doprowadzać do ładu uczucie i otwierać oko intelektu, aby zobaczyć, czym są. W pierwszej chwili tego oczyszczania widzą w sobie jedynie grzechy wszelkiego rodzaju. Dusza zaczyna teraz otrzymywać pociechy, robak sumienia pozostawia ją w spokoju, pozwalając jej żywić się cnotą.

Gdy człowiek uwolnił żołądek od złych soków, apetyt skłania go do przyjęcia pokarmu. Tak samo dusza czeka, aby wolna wola zbudziła w niej miłość cnoty, która jest jej pokarmem, chce bowiem jeść.

I tak jest rzeczywiście: dusza, pod wpływem pierwszej bojaźni, oczyściwszy z grzechów uczucie, otrzymuje owoc. Są nim łzy drugie, gdzie dusza przez miłość, zaczyna budować dom cnoty, choć jest jeszcze niedoskonała. Wyzbywszy się bojaźni, otrzymuje pociechę i radość, gdyż miłość duszy raduje się moją Prawdą i Mną, który jestem samą miłością. Przez tę radość i pociechę, które znajduje we Mnie, zaczyna kochać przesłodko, czując słodycz pociechy, która pochodzi ode Mnie lub od stworzeń przeze Mnie.

Doskonaląc więc tę miłość, która wniknęła do jej wewnętrznego domu po oczyszczeniu go przez bojaźń, dusza zaczyna zbierać owoc mej Boskiej dobroci. Mieszka teraz w swoim domu wewnętrznym i odkąd miłość wzięła go w posiadanie, zaczyna otrzymywać najrozmaitsze owoce pociechy i kosztuje ich. Wreszcie, trwając tam, otrzymuje owoc nowy; ustawia stół. To jest, kiedy dusza przeszła od bojaźni do miłości cnoty, zasiada do stołu swojego.

Doszedłszy do łez trzecich, ustawia stół najświętszego krzyża w sercu swoim i w duszy. Ustawiwszy go, znajduje na nim pokarm, który był pokarmem mego słodkiego Słowa miłości, chwałę moją, Ojca i wasze zbawienie. Gdyż dla chwały mojej i dla waszego zbawienia otwarte zostało ciało Jednorodzonego Syna mego, który oddał się wam jako pokarm. Dusza zaczyna więc żywić się chwałą moją i zbawieniem dusz, czując nienawiść i odrazę do grzechu.

Jaki owoc wydobywa dusza z tego trzeciego stanu? Powiem ci to. Otrzymuje męstwo ugruntowane na świętej nienawiści  własnej zmysłowości z prawdziwą pokorą i cierpliwością, która uwalnia duszę od wszelkiego zgorszenia i wszelkiego cierpienia; bo miecz świętej nienawiści zabił wolę własną, źródło wszelkiego cierpienia, a tylko pożądanie zmysłowe gorszy się z powodu zniewag, prześladowań i braku pociech duchowych i doczesnych, jak ci rzekłem powyżej, i tak dochodzi do niecierpliwości. Lecz po śmierci woli dusza zaczyna w smutnym i słodkim pragnieniu kosztować owocu łez błogiej cierpliwości.

O owocu doskonałej błogości, jakąż słodycz dajesz tym, którzy ciebie kosztują i jakżeś Mi miły. W goryczy pozwalasz znajdować radość, wśród zniewag pokój. Przez ciebie, na morzu burzliwym, łódź duszy, miotana dzikimi wichrami, trwa spokojna i pewna, bez żadnej szkody, pod ochroną mej słodkiej Boskiej woli, która przyoblekła ją w prawdziwa i płomienną miłość, aby fale nie mogły jej zatopić.

O córko najmilsza, cierpliwość ta jest królową. Siedząc na skale męstwa jest zawsze zwycięska, nigdy nie jest zwyciężona. Nie jest sama, lecz ma za towarzyszkę wytrwałość. Jest rdzeniem miłości. Ona to rozstrzyga o szacie miłości, czy jest to szata godowa, czy nie. Jeśli na szacie jest rozdarcie, niedoskonałość, brak cierpliwości wyjawi to natychmiast.

Wszystkie inne cnoty mogą wprowadzić w błąd. Mogą okazywać się doskonałymi, choć nimi nie są, o ile nie przeszły próby cierpliwości. Lecz jeśli ta słodka cierpliwość jest rdzeniem miłości w duszy, dowodzi tym samym, że wszystkie cnoty są żywe i doskonałe. Jeśli nie dostarcza tego dowodu, świadczy to, że cnoty są jeszcze niedoskonale, że nie doszły jeszcze do stołu najświętszego krzyża, gdzie cierpliwość została poczęta w poznaniu siebie i w poznaniu mej dobroci w sobie i gdzie została urodzona przez świętą nienawiść i namaszczona prawdziwą pokorą.

Cierpliwości tej nie jest odmówiony pokarm, którym jest chwała moja i zbawienie dusz. Żywi się ona nim nieustannie. Oto prawda. Spójrz, najmilsza córko, na słodkich i chwalebnych męczenników, którzy przez cierpliwość spożywali ten pokarm duszy. Śmierć ich dawała życie. Wskrzeszali zmarłych i rozpraszali ciemności grzechów śmiertelnych. Świat z wszystkimi wielkościami swymi i książęta z całą swą potęgą nie mogli obronić się przed nimi. Tryumfowali nad nimi mocą tej królowej, słodkiej cierpliwości (por. Hbr 11,33-38). Cnota ta jest jak światło na świeczniku.

Oto chwalebny owoc, który wydają łzy zjednoczone z miłością bliźniego. Dusza spożywa ten pokarm w towarzystwie nieskalanego Baranka, Jednorodzonego Syna mego, w płomiennym i bolesnym pragnieniu, w nieznośnym smutku z powodu obrazy wyrządzonej Mnie, Stwórcy. Smutek ten jednak nie przygnębia: dusza nie cierpi z powodu niego, gdyż miłość przez prawdziwą cierpliwość zabiła wszelką bojaźń i miłość własną, które czynią ją wrażliwa na cierpienie. Ten smutek jest pełen słodyczy; przedmiotem jego jest tylko wyrządzona Mi obraza i zguba bliźniego, i ma on swe źródło w miłości. Przeto smutek ten użyźnia duszę; jest on dla niej jednocześnie przyczyną radości, gdyż daje jej niewątpliwy dowód zjednoczenia ze Mną przez łaskę.

XCVI. O owocu łez czwartych: łez zjednoczenia.

Rzekłem ci o owocu trzecich łez. Opowiem ci teraz o czwartym i ostatnim stanie łez, które są łzami zjednoczenia. Stan ten, jak ci rzekłem, nie jest stanem oddzielnym od trzeciego: są one zjednoczone z sobą, jak miłość ku Mnie jest zjednoczona z miłością bliźniego, gdyż jedna jest warunkiem drugiej. Ale dusza postąpiła tak bardzo, że nie tylko znosi z cierpliwością prześladowania, lecz z weselem ich pragnie. To jest cechą stanu czwartego. Dusza gardzi odtąd wszelką radością, skądkolwiek by przyszła i pragnie jedynie, aby upodobnić się do mojej Prawdy, Chrystusa ukrzyżowanego (por. Flp 3,8).

Owocem, który otrzymuje, jest doskonały spoczynek ducha, zjednoczenie dokonane przez miłość z moją słodką naturą Boską, gdzie kosztuje mleka, jak dziecko, które ucisza się, gdy spoczywa na łonie matki i trzymając w ustach jej pierś ssie mleko z jej ciała. Tak samo dusza, doszedłszy do stanu ostatniego, odpoczywa w łonie mej Boskiej miłości, przyciskając usta świętego pragnienia do ciała Chrystusa ukrzyżowanego, to jest idąc w ślad nauki Jego. Bo poznała, w stanie trzecim, że nie może iść za Mną. Ojcem wiecznym, jako że Ja, Ojciec wieczny, nie podlegam cierpieniu, lecz podlega mu mój Syn umiłowany, słodkie Słowo miłości. Wy też nie możecie iść przez życie bez cierpienia, lecz tylko przez wiele udręczeń dojdziecie do utwierdzonych cnót. Przylgnijcie więc do serca Chrystusa ukrzyżowanego, który jest sama Prawdą, i pijcie zeń mleko cnoty, które wam da życie łaski i kosztujcie w Nim mą Boską naturę, która udziela cnocie słodyczy. Oto prawda: bo cnoty nie są same przez się słodkie, lecz stały się słodkie, gdy zostały zdobyte we Mnie i zjednoczone z moją Boską miłością, to jest, gdy dusza przestała dbać o własną korzyść i troszczy się jedynie o chwale mojej i zbawienie dusz.

Widzisz więc, słodka córko, jak słodki i chwalebny jest ten stan, w którym dusza jest tak ściśle zjednoczona z łonem miłości, że usta nigdy nie przestają ssać piersi, a pierś nigdy nie jest bez mleka. Dusza nie jest nigdy oddzielona od Chrystusa ukrzyżowanego ani ode Mnie, Ojca wiecznego, którego zawsze znajduje w sobie, kosztując najwyższego i wiecznego Bóstwa. Ach, któż zrozumie, jaką pełnie, czerpią zeń władze duszy! Pamięć jest ustawicznie pełna mej myśli, którą wchłania z miłości mych dobrodziejstw: z miłości, wiążącej się nie tyle ł samymi dobrodziejstwami, które otrzymała, ile z miłością, z jaką obsypałem ją nimi. Szczególnie ceni dobrodziejstwo stworzenia, przez które uczyniłem ją na obraz i podobieństwo moje. W rozważaniu tego dobrodziejstwa poznaje w pierwszym stanie, który ci wyłożyłem, karę, która ją czeka za jej niewdzięczność, więc dźwiga się z tej nędzy przez dobrodziejstwo krwi Chrystusa. Przez to drugie dobrodziejstwo stworzyłem ją na nowo z łaski, oczyszczając jej oblicze z trądu grzechu. Dusza przechodzi tak do drugiego stanu, gdzie doznaje wielkiej pociechy w słodyczy miłości i jednocześnie boleści z powodu swego grzechu. Wtedy rozumie ciężar swej winy widząc, że ukarałem ją na ciele Jednorodzonego Syna mego.

Potem wspomina przyjście Ducha Świętego, który oświecił i oświeca zawsze dusze w prawdzie. Kiedy dusza otrzymuje to światło? Kiedy poznała przez pierwszy i drugi stan moje dobrodziejstwo w niej. Wtedy zsyłam jej światło doskonałe, które objawia jej prawdę o Mnie. Ojcu wiecznym, i poucza ją, że stworzyłem ją z miłości, aby jej dać życie wieczne. Oto jest prawda, którą wam ukazałem przez krew Chrystusa ukrzyżowanego. Gdy dusza ją poznała, kocha ją, kochając ja, dowodzi swej miłości, kochając jedynie to, co Ja kocham i nienawidząc tego, czego Ja nienawidzę. Tak dochodzi do miłości bliźniego.

Gdy znikła wszelka niedoskonałość, pamięć napełnia się na łonie mej miłości nieustannym wspomnieniem mych dobrodziejstw. Intelekt otrzymał światło. Wglądając w pamięć, poznał prawdę, wyszedł z zaślepienia miłości własnej i trwa w słońcu, które jest przedmiotem jej rozmyślania, w Chrystusie ukrzyżowanym, gdzie poznaje Boga i człowieka.

Poza tym poznaniem, przez zjednoczenie, którego dokonała ze Mną, wznosi się do światła, które nie pochodzi z jej natury i którego nie mogła zdobyć przez spełnienie swej własnej cnoty. Jest ono dane przez łaskę mego słodkiego Słowa, które nie gardzi płomiennymi pragnieniami ani Mnie ofiarowanymi trudami. Wtedy dążenie, które idzie za intelektem, jednoczy się ze Mną najdoskonalsza i najgorętszą miłością. Gdyby Mnie kto spytał: Kim jest ta dusza? – odpowiedziałbym: Jest moim drugim Ja, przez zjednoczenie miłości.

Jakiż język mógłby przedstawić wzniosłość tego ostatniego stanu zjednoczenia i liczne, rozmaite owoce, które dusza otrzymuje w tej pełni trzech władz ducha? Jest to ów słodki zespół władz, o którym ci mówiłem, tłumacząc ci ogólnie znaczenie trzech stopni mostu w związku ze słowem mej Prawdy. Język nie zdoła tego wypowiedzieć, lecz wyrazili to święci doktorowie, oświeceni przez to chwalebne światło, tłumacząc Pismo Święte.

Chwalebny Tomasz z Akwinu rzekł sam, że wiedzę swą zawdzięcza bardziej ciągłej modlitwie, uniesieniu umysłu oraz światłu, które rozjaśniało bezpośrednio jego intelekt, niż studiom ludzkim. Toteż był światłem, które umieściłem w ciele mistycznym świętego Kościoła, aby rozpraszało ciemności błędu. A mój chwalebny Ewangelista Jan, jakież światło znalazł w drogim sercu Chrystusa, mej Prawdy. Ze zdobytym tam światłem niósł światu tak długo moją dobrą nowinę.

Wszyscy oni tak czy inaczej objawiali to światło. Lecz uczucia wewnętrznego, jakiego doznawali, niewymownej słodyczy i doskonałego zjednoczenia ich ze Mną język nie zdoła wypowiedzieć, bo jest rzeczą skończoną. To snadź chciał wyrazić Paweł, mówiąc: Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce nie może wyobrazić sobie szczęścia, jakie Bóg zgotował w ostatniej godzinie tym, którzy Go prawdziwie kochają (1 Kor 2,9). O jakież słodkie jest to zamieszkanie, słodkie ponad wszelkie słodycze, jakie dusza w doskonałym zjednoczeniu uczyniła we Mnie. Nawet wola nie pośredniczy już w tym zjednoczeniu między Mną i duszą, gdyż dusza stała się jednym ze Mną! Owoc jej ustawicznych i pokornych modłów zlewa woń na cały świat. Kadzidło jej pragnienia bije ku Mnie błaganiem o zbawienie dusz. Jest to glos bez słowa ludzkiego, wołający ciągle w obliczu mego Boskiego Majestatu.

Są to owoce zjednoczenia, które spożywa dusza w tym życiu, osiągnąwszy ten ostatni stan przez liczne trudy, łzy i poty. Przez prawdziwą wytrwałość przechodzi z tego zjednoczenia, jeszcze niedoskonałego jako zjednoczenie, choć doskonałego jako łaska, do zjednoczenia trwałego i wiecznego. Nazywam zjednoczenie to niedoskonałym dlatego, że dopóki dusza w tym życiu związana jest z ciałem, nie może ona naprawdę nasycić się tym, czego pragnie, i także dlatego, że nie jest całkowicie wyzwolona od tego przewrotnego prawa, które jest tylko uśpione nocą cnoty. Lecz nie jest jeszcze martwe i może się obudzić, gdyby zniknęła władza cnoty, trzymająca je w uśpieniu. Dlatego rzekłem, że zjednoczenie to jest niedoskonałe; lecz będąc niedoskonałe, prowadzi duszę do doskonałości trwałej, której nic jej nie może odebrać. Wytłumaczyłem ci to, mówiąc o błogosławionych, kosztujących prawdziwie Mnie, który jestem życiem wiecznym, dobrem wiecznym, niezmiennym, nie kończącym się nigdy. Gdy inni otrzymali, jako owoc swych łez, śmierć wieczną, ci osiągnęli życie trwale. Przeszli od łez do wesela; owocem ich łez jest nie kończące się nigdy życie, w którym płomienna ich miłość nie przestaje wołać ku Mnie ofiarując Mi za was łzy ogniste, o czym ci już mówiłem. Skończyłem. Wytłumaczyłem ci rozmaite stopnie łez, ich doskonałość i owoc, który dusza z nich zbiera. Owocem tym jest dla doskonałych życie wieczne, dla złych wieczne potępienie.

XCVII. Jak ta dusza, dziękując Bogu za wytłumaczenie jej trzech stanów łez, zanosi doń trzy prośby.

Wtedy dusza ta, niepokojona niezmiernym pragnieniem przez wytłumaczenie i zadośćuczynienie, jakie otrzymała od Prawdy co do stanów łez, rzekła w wezbraniu miłości:

Dzięki, dzięki Ci najwyższy i wieczny Ojcze, który wysłuchujesz świętych pragnień i rozmiłowany jesteś w naszym zbawieniu; który z miłości dałeś nam miłość w czasie, gdy zbuntowaliśmy się przeciw Tobie, zsyłając nam Jednorodzonego Syna twego; przez tę otchłań twej płomiennej miłości, proszę Cię o łaskę i miłosierdzie, abym mogła w czystości i w świetle dojść do Ciebie i nie błądzić w ciemnościach, spiesząc z nauką tej Prawdy, której prawdziwość wykazałeś mi jasno, ale są dwa złudzenia, których się boję i w które mogłabym popaść. Zanim uporam się z tymi stanami, pragnęłabym. Ojcze wieczny, otrzymać do Ciebie wyjaśnienie tych wątpliwości.

Oto pierwsze. Jeśliby ktoś kiedy zwrócił się do mnie lub do innego sługi twego, prosząc o radę co do sposobu służenia Tobie, jakąż dać mu należy naukę? Wiem, słodki Boże wieczny, że wytłumaczyłeś mi już te słowa, które rzekłeś: „Jestem Ten, który kocha mało słów, a dużo czynów”. Jednak jeśli spodoba się twojej dobroci wytłumaczyć mi to jeszcze, będzie to dla mnie wielką rozkoszą.

Zdarza się, że kiedy modlę się za twoje stworzenia, zwłaszcza za sługi twoje, zdaje mi się w mej modlitwie, że jeden ma duszę przysposobioną i widocznie raduje się Tobą, a duch drugiego pogrążony jest w ciemnościach; w takim wypadku, czy wolno mi, Ojcze wieczny, czy mogę sądzić, że jeden tkwi w świetle, a drugi w ciemnościach? Albo też jeśli widzę, że jeden odprawia wielkie pokuty, a drugi nie, czy wolno mi sadzić, że ten, co odprawia wielkie pokuty, posiada większą doskonałość, niż ten, co tego nie czyni? proszę Cię, aby nie zwodziło mnie własne zdanie, racz wytłumaczyć mi bardziej szczegółowo to, co mi rzekłeś ogólnie.

Drugą sprawą, o której wytłumaczenie proszę, jest znak, po którym dusza może poznać, czy kiedy nawiedzona jest w duszy, odwiedzasz ją Ty, Boże wieczny, czy nie Ty.

Jeśli dobrze pamiętam, rzekłeś mi Ty, który jesteś Prawdą wieczną, że duch zachowuje potem wesele i zachętę do cnoty. Chciałabym wiedzieć, czy radość ta nie może być złudzeniem duchowej miłości własnej; bo gdyby tak było, to przywiązywałabym się tylko do pozoru cnoty.

Oto wyjaśnienia, o które Cię proszę, abym służyć mogła prawdziwie Tobie i bliźniemu, i nie popaść w fałszywy sąd o twoich stworzeniach i twoich sługach, bo zdaje mi się, że te sądy oddalają duszę od Ciebie, a nie chciałabym popaść w to nieszczęście.

NAUKA O PRAWDZIE

XCVIII. Jak światło rozumu jest konieczne dla każdej duszy, która chce prawdziwie służyć Bogu. I przede wszystkim o świetle powszechnym.

Wtedy Bóg wieczny, radując się pragnieniem i głodem tej duszy, czystością jej serca i pragnieniem, z jakim prosiła Go o możność służenia Mu, zwrócił na nią spojrzenie swej litości i swego miłosierdzia, i rzekł:

O najmilsza, o najdroższa córko i oblubienico moja, wznieś się ponad siebie i otwórz oko twego intelektu, oraz ucho twego pragnienia, aby rozpamiętywać nieskończoną dobroć moją i niewysłowioną miłość, którą żywię dla ciebie i innych sług moich; gdyż jeśli nie ujrzysz, nie będziesz mogła usłyszeć. Albowiem dusza, która nie widzi okiem intelektu przedmiotu mej prawdy, nie może słyszeć ani poznać mej prawdy. Przeto chcę, abyś dla lepszego poznania wzniosła się ponad wrażenia swych zmysłów. A Ja, który raduję się twą prośbą, uczynię zadość twemu pragnieniu. Nie aby wzrosnąć mogła ma radość, bo jestem Ten, który jest i który daje wam wzrost, lecz którego nic waszego nie może zwiększyć. Ale raduję się własną radością z dzieła mego.

Wtedy dusza ta, usłuchawszy, wzniosła się ponad siebie, aby lepiej poznać prawdę tego, o co prosiła. I Bóg wieczny rzekł do niej:

Abyś lepiej mogła zrozumieć to, co ci powiem, zacznę od trzech świateł, które promieniują ze Mnie, prawdziwego Światła.

Pierwsze, to światło ogólne, oświecające wszystkich co trwają w miłości zwyczajnej. Mówiłem ci już o tym tu i ówdzie, lecz powtórzę ci to, co rzekłem, aby twój słaby umysł pojął lepiej to, co chcesz wiedzieć. Dwa inne światła są dla tych, którzy porzucili świat, aby dążyć do doskonałości. W tej sprawie wyjaśnię ci szczegółowo to, o co prosisz i czego dotknąłem tylko ogólnie.

Wiesz z tego, co ci rzekłem, że bez światła rozumu nikt nie może znaleźć drogi prawdy. To światło rozumu otrzymujecie ode Mnie, Światła prawdziwego, poprzez oko intelektu, oraz poprzez światło wiary, które wam dałem na chrzcie świętym, jeśli nie pozbawiliście się go przez wasze błędy. Na chrzcie, mocą krwi Jednorodzonego Syna mojego, otrzymujecie formę wiary i wiara ta ćwiczy się i wydaje czyny w zjednoczeniu ze światłem rozumu. Rozum oświeca się tym światłem wiary, które daje wam życie i prowadzi was na drogę prawdy. Przez światło to dochodzicie do Mnie, Światła prawdziwego; bez niego zginęlibyście w ciemności (por. J 12,35-36).

Dwa oświecenia, pochodzące od tego światła, są wam konieczne; i nawet do tych dwóch dodam trzecie.

Pierwsze winno wam wykazać znikomość rzeczy świata, które przemijają jak wiatr. Lecz nie możecie jej dobrze zrozumieć, jeśli wpierw nie uświadomicie sobie własnej kruchości i tego, jak bardzo jest ona skłonna, przez przewrotne prawo związane z waszymi członkami, do buntu przeciwko Mnie, waszemu Stwórcy. Nie aby ktoś mógł być przez to prawo zmuszony do popełnienia najmniejszego grzechu, jeżeli nie chce; niemniej przeto prawo to powstaje przeciw duchowi. Nie dałem wam tego prawa, ażeby stworzenie obdarzone rozumem zostało zwyciężone, lecz aby wzmagać i doświadczać cnotę duszy, gdyż cnotę doświadcza się tylko przez jej przeciwieństwa. Zmysłowość jest przeciwna duchowi i przez tę zmysłowość dusza doświadcza miłość, którą żywi dla Mnie, swego Stwórcy. Kiedy ją doświadcza? Gdy powstaje przeciw niej z nienawiścią i pogardą.

Dałem wam też to prawo, aby zachować duszę w prawdziwej pokorze. Stwarzając duszę na obraz i podobieństwo moje, podnosząc ją do tak wysokiej godności, ozdabiając ją tak wielką pięknością, stowarzyszyłem ją jednocześnie z rzeczą najpodlejszą, jaka być może, nadając jej to przewrotne prawo, związując ją z ciałem utworzonym z błota ziemi, aby widząc piękność swoją nie podnosiła pysznie głowy przeciwko Mnie. W tym, który posiada światło, ułomność ciała upokarza duszę; nie ma ona powodu do pychy, raczej do prawdziwej i doskonałej pokory. Jakoż prawo to, mimo całej swej buntowniczości, nie może zmusić do żadnego grzechu, lecz jest wam środkiem do poznania siebie i niestałości świata.

To właśnie winno ujrzeć oko intelektu przez światło najświętszej wiary, która jest, jak ci rzekłem, źrenicą oka. Światło to jest w ogóle konieczne dla każdego stworzenia obdarzonego rozumem, w jakimkolwiek stanie jest ono umieszczone, aby uczestniczyć w życiu łaski i w owocu krwi niepokalanego Baranka. Jest to światło zwyczajne, które wszyscy bez wyjątku powinni posiadać. Kto by go nie miał, byłby w stanie potępienia. Dlaczego nie można posiadać łaski, będąc pozbawionym tego światła? Bo kto nie ma tego światła, nie poznaje zła, które jest w grzechu, ani tego, co jest jego przyczyną i nie może przeto unikać i nienawidzić tej przyczyny. Nie zna też dobra i przyczyny dobra, to jest cnoty i nie może kochać Mnie, który jestem samym dobrem, ani cnoty, którą wam dałem jako narzędzie i środek do zdobycia łaski mojej i Mnie samego, prawdziwego dobra.

Widzisz, jak bardzo potrzeba wam tego światła. Grzechy wasze polegają tylko na kochaniu tego, czego Ja nienawidzę, i na nienawidzeniu tego, co Ja kocham. Kocham cnotę i nienawidzę występku. Kto kocha występek i nienawidzi cnoty, obraża Mnie i jest pozbawiony mej łaski. Postępuje jak ślepiec. Nic znając przyczyn występku, to jest zmysłowej miłości własnej, nie żywi nienawiści do siebie; nie zna też występku i zła, które z niego wynika. Nie zna również cnoty ani Mnie, który mogę mu dać cnotę, darząc go życiem, ani godności, w której się zachowuje, ani łaski, do której może dojść przez cnotę.

Widzisz, że zaślepienie jest przyczyną jego nieszczęścia. Koniecznie więc trzeba mieć to światło, jak ci rzekłem.

XCIX. O tych, co pragną bardziej umartwiać ciało niż zabić wolę własną. Jako jest światło doskonalsze niż światło ogólne, a jest to światło drugie.

Kiedy dusza doszła do posiadania tego światła ogólnego, o którym ci mówiłem, nie powinna się, tym zadowolić, bo póki jesteście podróżnymi w tym życiu, możecie postępować naprzód i winniście postępować. Kto nie postępuje, cofa się. Albo powinien postępować w świetle ogólnym, które otrzymuje z mej łaski, albo też winien starać się gorliwie dojść do drugiego, doskonałego światła, przechodząc z niedoskonałości do doskonałości, bo światło jest dane, aby do doskonałości prowadzić.

Dwie grupy doskonałych kroczą w tym drugim doskonałym świetle. Doskonałymi nazywam tych, którzy wznieśli się ponad zwyczajny sposób życia w świecie. Są ich dwa rodzaje. Pierwszy obejmuje tych, którzy z całą gorliwością oddają się karaniu ciała przez surowe i ostre pokuty. Aby zmysłowość ich nie buntowała się przeciw rozumowi, zwrócili całe pragnienie swe bardziej ku umartwieniu ciała, niż ku zabiciu woli własnej, jak ci to rzekłem w innym miejscu. Ci żywią się u stołu pokuty. Są dobrzy, są doskonali, jeśli pokuta ich ugruntowana jest na Mnie, przez należne rozeznanie, to jest przez poznanie siebie i Mnie, przez wielką pokorę, przez uzgodnienie swych sądów z wolą moją, a nie z wolą ludzką.

Gdyby nie byli tak przyobleczeni w wolę moją przez prawdziwą pokorę, często szkodziliby swej doskonałości, czyniąc się sędziami tych, którzy nie idą ta samą drogą, co oni. Wiesz, czemu by do doskonałości nie doszli? Bo oddawaliby się z większą gorliwością i większym pragnieniem umartwieniu ciała, niż zabiciu własnej woli. Tacy chcą zawsze sami wybierać czas, wybierać miejsce, wybierać pociechy po swojej myśli, chcą też wybierać udręczenia ze strony świata i napaści ze strony diabła, jak ci to rzekłem w związku z drugim stanem niedoskonałym. Zwodzą się sami, zaślepieni wolą własną, którą nazwałem wolą duchową. Pragnąłbym, powiadają, tej pociechy, która by mi przyniosła korzyść, zamiast tych napastowań i pokus diabła; nie pragnę jej dla siebie, lecz aby bardziej podobać się Bogu i mieć więcej łaski w duszy, gdyż zdaje mi się, że lepiej jest mieć tę łaskę i służyć Mu w ten sposób, a nie w inny.

Oto dlaczego dusza często popada w smutek i zniechęcenie i staje się nieznośna dla siebie samej. Szkodzi tak swej doskonałości i nie spostrzega tego; nie zdaje sobie sprawy, że wpadła w zgniliznę pychy i leży w niej. Gdyby było inaczej, gdyby była prawdziwie pokorna, a nie zarozumiała, widziałaby przy tym świetle, że to Ja, słodka i najwyższa Prawda, daję każdemu i stan, i czas, i miejsce, pociechy i udręczenia, wedle tego, co jest potrzebne dla waszego zbawienia i zdobycia doskonałości, do której sam powołuję dusze. Ujrzałaby też, że wszystko to daję z miłości, więc z miłością i czcią powinna przyjmować to, co jej zsyłam. Tak czynią ci, którzy tworzą drugi rodzaj, to jest ci, którzy dochodzą do stanu trzeciego. O tych ci opowiem. Są oni w dwóch stanach najdoskonalszego światła.

C. O trzecim i najdoskonalszym świetle i o dziełach, których dokonywa dusza, gdy doszła do tego światła. O widzeniu, które raz miała ta pobożna dusza i w którym wyłożony jest w pełni sposób osiągnięcia doskonałej czystości. Jak sądzić nie należy.

Drugi rodzaj doskonałych obejmuje tych, którzy są w stanie trzecim. Doszedłszy do tego chwalebnego światła, postępują doskonale w każdym położeniu, w jakim się znajdują. Wszystko, co im się dzieje z mego dopustu, przyjmują z czcią, jak ci to rzekłem w związku z trzecim stanem zjednoczenia. Uważają się za godnych wszystkich udręczeń i zniewag ze strony świata oraz tego, że są pozbawieni wszelkich pociech i wszelkiego dobra. I ponieważ uważają się za godnych wszelkich cierpień, uznają się też za niegodnych wszelkiej nagrody, która czeka za cierpienie. Poznali w tym świetle moją wolę wieczną i skosztowali jej. Wiedzą, że chce ona jedynie waszego dobra i zsyła wam i dopuszcza cierpienie tylko dlatego, abyście byli uświęceni we Mnie.

Poznawszy moją wolę, dusza przyobleka się w nią i stara się odtąd tylko znaleźć sposób, w jaki mogłaby zachować i wzmóc stan doskonałości, do którego doszła, dla chwały i sławy imienia mojego. Otwarłszy oko intelektu i światła wiary, ogląda Chrystusa ukrzyżowanego, Jednorodzonego Syna mojego i z miłością podażą za Jego nauką, która jest regułą i drogą zarówno dla doskonałych, jak i niedoskonałych. Widzi, że miłujący Baranek, Prawda moja, daje jej naukę doskonałości i widok ten napełnia ją miłością dla tej nauki. Doskonałość tę ogląda w tym słodkim słowie miłości. Jednorodzonym Synu moim, który żywił się u stołu świętego pragnienia, szukając chwały mojej. Ojca wiecznego, oraz waszego zbawienia. W pragnieniu tym pośpieszył z wielką gorliwością na haniebną śmierć krzyżową i spełnił rozkaz dany przeze Mnie, Ojca wiecznego. Nie uchylił się od żadnego trudu, od żadnej hańby; nie dał się powstrzymać ani przez waszą niewdzięczność, ani przez wasze zaślepienie, które nie chciało uznać tak wielkiego wyświadczonego wam dobrodziejstwa, ani przez prześladowania ze strony Żydów, ani przez szyderstwa, obelgi, zniewagi i krzyki ludu. Wszystko to przeszedł, jak prawdziwy wódz, jak prawdziwy rycerz, przysłany przeze Mnie na pole walki, aby wyrwać was z rąk diabła i oswobodzić was z najsmutniejszej niewoli, jaką mogliście znosić. Podał wam drogę, naukę i regułę postępowania, abyście mogli dojść do bramy życia wiecznego, którym Ja jestem, i otworzyć ją kluczem Jego drogiej krwi, wylanej z tak wielkim ogniem miłości i z taką nienawiścią i odrazą do grzechów waszych.

Czyż nie zdaje się wam, że słyszycie, jak mówi to słodkie Słowo miłości, którym jest Syn mój: „Oto wytknąłem wam drogę i otworzyłem wam bramę krwią moją. Nie zaniedbujcie się więc w postępowaniu za Mną, nie ociągajcie się w swej samolubnej miłości własnej, w waszej nieznajomości drogi, w waszej zarozumiałej chęci służenia Mi po waszej myśli, na wasz sposób, a nie mój. Wytknąłem wam drogę prostą, przez mą Prawdę, Słowo wcielone i ubiłem ją krwią Jego.

Powstańcie więc, nuże, i idźcie za Nim! Nikt nie może przyjść do Mnie, Ojca, jeno przez Niego. On jest drogą, jest bramą, przez którą przejść trzeba, aby dojść do Mnie, oceanu pokoju.

Gdy dusza, ujrzawszy słodko i poznawszy to światło, doszła do skosztowania go, spieszy, jak opętana miłością, do stołu świętego pragnienia. Nie ma już myśli dla siebie samej, nie szuka już pociech osobistych, czy to duchowych, czy doczesnych, lecz zatraciwszy w tym świetle i w tym poznaniu wolę własną, nie uchyla się od żadnego cierpienia, skądkolwiek by przyszło. Znosząc udręczenia i hańby, napaści diabła i zniewagi ludzkie, spożywa u stołu świętego krzyża pokarm, którym jest chwała moja. Boga wiecznego, i zbawienie dusz.

Nie żąda już żadnej nagrody, czy to ode Mnie, czy to od stworzeń. Wyzwala się z miłości najemnej, którą kochała Mnie dla własnej korzyści i przyobleka się w światło doskonale, kochając Mnie bezinteresownie i jedynie dla chwaty i stawy imienia mego. Nie służy Mi już dla własnego zadowolenia, ani bliźniemu dla własnego pożytku, lecz służy z czystej miłości.

Ci stracili siebie samych. Zwlekli z siebie starego człowieka, to jest własną zmysłowość i przyoblekli się w człowieka nowego, słodkiego Jezusa Chrystusa, Prawdę moją, i idą za Nim odważnie. Ci siedzą u stołu świętego pragnienia, gdyż użyli gorliwości swej bardziej dla zabicia swej woli własnej, niż dla umartwienia ciała. Niewątpliwie, umartwiali też ciało, lecz to nie było ich troską główną; uważali to tylko za środek pomocniczy do zabicia swej woli własnej, jak ci już rzekłem tłumacząc słowa: „Chcę mało słów, a dużo czynów”. I tak powinniście czynić: Usiłowania wasze powinny dążyć głównie do zabicia woli, aby nie szukała i nie pragnęła niczego innego, tylko kroczyła za słodką Prawdą, Chrystusem ukrzyżowanym, mając za cel tylko chwałę i sławę imienia mego, oraz zbawienie dusz.

Czynią to wszyscy ci, którzy oświeceni są tym słodkim światłem. Toteż trwają zawsze w pokoju, zawsze w spoczynku. Nic ich nie gorszy, gdyż usunęli jedyną rzecz, która się gorszy, wolę własną. Wszystkie prześladowania, które przynieść im może świat i diabeł, przechodzą pod ich stopami. Mogą przebywać w topieli udręczeń i pokus, nie doznając żadnej szkody, gdyż przywiązani są do gałęzi płomiennego pragnienia (por. Pnp 8,7; J 15,5). Dla duszy, tak oświeconej, wszystko jest radością. Nie czyni się ona sędzią sług moich, ani żadnego stworzenia rozumnego: jakikolwiek jest stan, w jakim ich widzi, jakikolwiek sposób służenia Mi, ona raduje się tym, mówiąc: Dzięki ci, Ojcze wieczny, za to, że w domu twoim jest mieszkań wiele (J 14,2). Raduje się bardziej widząc, że słudzy moi idą różnymi drogami, niż gdyby widziała wszystkich na tej samej drodze, gdyż rozmaitość ta wykazuje bardziej wielkość mojej dobroci. Raduje się wszystkim, z wszystkiego czerpie woń róży. Mówiąc „wszystko” nie rozumiem przez to tylko tego, co jest dobre, lecz i to, w czym dusza widzi jawny grzech. Jednak nie wydaje o tym sądu, lecz czerpie z grzechu prawdziwe i święte współczucie dla grzesznika i z doskonałą pokorą modli się za niego, mówiąc: „Dziś nieszczęście to dotknęło ciebie, jutro spotka mnie, jeśli mnie łaska Boska nie uchowa”.

O najdroższa córko, przejmij się miłością tego słodkiego stanu doskonałości! Spójrz, jak biegną ci, co są oświeceni tym chwalebnym światłem! Jakże są wzniośli! Mają duszę świętą. Żywią się u stołu świętego pragnienia. Łakną tego pokarmu dusz dla chwały mojej, Ojca wiecznego. Przyodziani są w słodką szatę Baranka, Jednorodzonego Syna mojego, oświeceni nauką Jego i rozpłomienieni Jego miłością.

Ci nie tracą czasu na wydawanie fałszywych sądów ani na sługi moje, ani na sługi świata. Nie gorszą się żadną obelgą zadaną im lub innym. Gdy o nich chodzi, radzi są, że mogą cierpieć dla imienia mego; gdy zniewaga dotyczy bliźniego darzą go współczuciem, bez skargi na tego, który wyrządza krzywdę lub na tego, kto jej doznaje. Bo miłość ich jest uporządkowana we Mnie, Bogu wiecznym i w bliźnim, a nie inna. Ponieważ miłość ich jest tak uporządkowana, najdroższa córko, nie gorszą się z tych, których kochają, ani z żadnego stworzenia obdarzonego rozumem. Ich własny sąd nie żyje, jest martwy; również nie pozwalają sobie sądzić woli ludzi, wystarcza im widzieć wszędzie łaskawość moją.

Ci przestrzegają nauki, którą znasz i która dana ci była u początku życia przez moją Prawdę, kiedyś prosiła, z wielkim pragnieniem, o doskonałą czystość i sposób dojścia do niej. Wiesz, jaką wtedy otrzymałaś odpowiedź na to święte pragnienie. Byłaś uśpiona, gdy nie tylko w twym duchu, lecz i w twym uchu zabrzmiał głos, który, jeśli pamiętasz, przywrócił ci poczucie cielesne. Jeśli chcesz dojść do doskonałej czystości, rzekła moja Prawda, i być wolna od zgorszenia, jeśli chcesz, aby duch twój nie miał sposobności do grzechu, bądź zawsze zjednoczona ze Mną porywem miłości; bom Ja jest najwyższa i wieczna czystość, jestem ogień, który oczyszcza duszę. Przeto im bardziej zbliża się ona do Mnie, tym bardziej staje się czysta; im bardziej oddala się ode Mnie, tym bardziej jest brudna. Toteż ponieważ ludzie świata są oddzieleni ode Mnie, popadają w tyle niegodziwości. Lecz dusza, która bez pośrednika jednoczy się ze Mną, uczestniczy w mojej czystości.

Aby dojść do tego zjednoczenia, do tej czystości, winnaś uczynić jedno: nie sądzić nigdy woli ludzi, cokolwiek by robiło lub mówiło jakiekolwiek stworzenie, czy to przeciwko tobie, czy przeciwko bliźniemu. Winnaś widzieć tylko wolę moją w nich i w tobie.

Jeśli widzisz wyraźny grzech lub błąd, wyrwij cierń z róży, ofiarując go w moim obliczu przez święte współczucie. Wśród wyrządzonych ci krzywd, sądź, że dopuszcza je moja wola, aby doświadczyć cnotę w tobie i sługach moich. Sądź, że ten, co ci je zdaje, jest narzędziem przeze Mnie wybranym i że zamiary jego są dobre; gdyż nikt nie może osądzić tajemnic serca ludzkiego.

Tego, co nie wydaje ci się wyraźnym i jawnym grzechem śmiertelnym, nie powinnaś osądzać w duchu twoim, lecz powinnaś przypisywać to woli mojej w tych, którzy tak czynią; i nie czerpać stąd sposobności do sądzenia, tylko do świętego współczucia, jak ci już rzekłem. W ten sposób dojdziesz do doskonałej czystości, gdyż duch twój nie zgorszy się nigdy ani ze Mnie, ani z bliźniego; wpadacie bowiem w pogardę bliźniego, gdy sądzicie jego złą wolę względem was, zamiast uważać ją za moją wolę w nim. Pogarda ta i to zgorszenie oddalają duszę ode Mnie i są przeszkodą do doskonałości, niektórych zaś pozbawiają łaski, w stopniu większym lub mniejszym, zależnie od ciężaru pogardy i nienawiści, wzbudzonej względem bliźniego przez ich sąd.

Inaczej dzieje się duszy, która widzi we wszystkim wolę moją. Wola ta chce jedynie waszego dobra i we wszystkim, co dopuszcza, we wszystkim, co daje, zmierza tylko do tego, aby doprowadzić was do celu, dla którego was stworzyłem. Trwając zawsze w miłości bliźniego, dusza trwa też zawsze w miłości mojej, a trwając w miłości mojej, trwa w zjednoczeniu ze Mną.

Dlatego, jeśli chcesz dojść do czystości, o którą prosisz, musisz koniecznie przestrzegać trzech reguł głównych, to jest: zjednoczyć się ze Mną uczuciem miłości, zachowując w pamięci dobrodziejstwa, które otrzymałaś ode Mnie; oglądać okiem intelektu uczucie mojej miłości, która was kocha niewymownie; osądzać w woli człowieka wolę moją, nie jego złość. Sędzią jego jestem Ja, nie wy. W ten sposób dojdziesz do doskonałości. To była, jeśli pamiętasz, nauka, którą ci dała moja Prawda.

Teraz, najdroższa córko, powiadam, że ci, którzy przyjęli tę naukę, mają w tym życiu przedsmak życia wiecznego. Jeśli zachowasz ją w duchu, nie wpadniesz w sidła diabła ani w to, o co Mnie pytałaś. Jednakże, aby zadowolić twe pragnienie, powiem ci wyraźniej, że nie powinniście sądzić wyrokując, lecz współczując święcie.

CI. Jak ci, którzy są oświeceni przez to trzecie najdoskonalsze światło, otrzymują w tym życiu zadatek życia wiecznego.

Czemu rzekłem ci, że otrzymują zadatek życia wiecznego? Mówię zadatek, nie zapłatę. Zapłatę spodziewają się otrzymać we Mnie, który jestem życiem wiecznym, gdzie osiąga się życie bez śmierci, dosyt bez przesytu i głód bez męki. Głód będzie wolny od cierpienia, gdyż posiądą to, czego pragną; dosyt będzie wolny od przesytu, gdyż jestem pokarmem życia, bez braku.

Zaprawdę już w tym życiu otrzymują zadatek życia wiecznego i zaczynają go kosztować, gdyż dusza łaknie chwały mojej, Ojca wiecznego i pokarmu, którym jest zbawienie dusz; i łaknąc, żywi się. Dusza żywi się miłością bliźniego, łaknąc i pragnąc tej miłości. Jest to jej pokarm, którym ona nie nasyca się nigdy, gdyż jest nienasycona, więc łaknie go zawsze. Zadatek jest początkiem zapewnienia i daje się go człowiekowi, aby czekał aż otrzyma zapłatę: nie aby zadatek był sam przez się doskonałym zabezpieczeniem, lecz przez wiarę, którą budzi, daje pewność otrzymania całości i odebrania pełnej zapłaty. Tak samo dusza, miłośnie przyobleczona w naukę mej Prawdy, otrzymała już w tym życiu zadatek miłości mojej i miłości bliźniego; nie jest jeszcze doskonała, czeka jeszcze doskonałości życia wiecznego.

Rzekłem, że ten zadatek nie jest doskonały, gdyż dusza, która kosztuje miłości, nie posiada jeszcze doskonałości do tego stopnia, aby nie czuła już żadnego cierpienia w sobie, czy w bliźnim. Cierpi w sobie z powodu obrazy wyrządzonej Mnie przez przewrotne prawo, które związane jest z jej ciałem, gdy nachodzi ją chęć buntowania się przeciw duchowi. Cierpi w drugim przez grzech bliźniego. Jest wprawdzie doskonała w łasce, lecz nie tą doskonałością, jaką posiadają moi święci, którzy są zjednoczeni ze Mną życiem trwałym, i których pragnienia są wolne od cierpienia, podczas gdy wasze są złączone z cierpieniem. Jak ci rzekłem w innym miejscu, słudzy moi, którzy przyjmują pokarm u stołu świętego pragnienia, są wszyscy zarazem szczęśliwi i smutni, jak Jednorodzony Syn mój na drzewie najświętszego krzyża. Gdyż ciało Jego czuło ból i mękę, podczas gdy dusza Jego była szczęśliwa przez zjednoczenie z naturą Boską. Tak samo słudzy moi są szczęśliwi przez zjednoczenie ich świętego pragnienia ze Mną, przyobleczeni w moją słodką wolę. Są też smutni przez współczucie dla bliźniego i przez umartwienia, które zadają swej własnej zmysłowości, by odebrać jej uciechy i radości zmysłowe.

CII. Jak należy ganić bliźniego, nie popadając w sąd fałszywy.

Teraz posłuchaj, najdroższa córko.

Aby ci lepiej wyjaśnić to, o co prosisz, rzekłem ci o świetle ogólnym, które powinniście mieć wszyscy, w jakichkolwiek warunkach jesteście. Światło to oświeca tych, którzy trwają w miłości zwyczajnej. Rzekłem ci potem o tych, którzy trwają w świetle doskonałym. W związku z tym światłem rozróżniłem dwa rodzaje doskonałych: tych, którzy oddzielają się od świata i oddają się umartwieniu swego ciała, i drugich, co starają się całkowicie zabić swą wolę własną i ci są prawdziwie doskonali, żywiąc się u stołu świętego pragnienia.

Teraz będę mówił szczególnie do ciebie, i mówiąc do ciebie, będę też mówił do innych, aby uczynić zadość twemu pragnieniu.

Aby niewiedza nie była przeszkodą do doskonałości, do której cię wzywam, chcę, abyś przestrzegała głównie trzech rzeczy. Diabeł mógłby, pod płaszczykiem cnoty miłości bliźniego, żywić w twej duszy korzeń zarozumiałości, aby cię wtrącić w fałszywe sądy, których ci zabroniłem. Myślałabyś, że sądzisz prawdziwie, a sądziłabyś niesłusznie, idąc za własnym mniemaniem. I często diabeł ukazywałby ci dużo prawd, by cię doprowadzić do kłamstwa. I doszłabyś do tego, gdybyś czyniła się sędzią myśli i zamiarów stworzeń rozumnych. Tego, jak ci rzekłem, tylko Ja jestem sędzią.

Jest to jedna z tych dwóch reguł, które chcę, abyś posiadła i chowała: nie wydawaj nigdy sądu bez przestrzegania miary, a miara, którą ci nakazuję, jest ta: Jeśli nie wykażę ci w twym umyśle wyraźnie, i to nie jeden raz, lub dwa razy, lecz wiele razy, błędu bliźniego, nie powinnaś nigdy ganić szczegółowo tego, w kim zdaje ci się widzieć ten błąd. Winnaś ogólnie skarcić występki tego, który przychodzi cię odwiedzić i zachęcić go do cnoty miłosiernie i dobrotliwie, a dołączyć do dobrotliwości surowość, jeśli widzisz, że to potrzebne. Gdyby ci się często zdawało, że ukazuję ci błędy bliźniego, wtedy, jeśli nie widzisz, że jest to objawienie wyraźne, jak ci rzekłem, nie mów o grzechu poszczególnym. Miej się na ostrożności, aby uniknąć oszustwa i złośliwości diabła. Mógłby cię pochwycić na tę wędkę i doprowadzić często do osądzenia bliźniego twego prawdzie i często do zgorszenia go.

Więc niech usta twoje zachowują milczenie i mówią w sposób święty tylko o cnocie, piętnując grzech. Jeśliby ci się zdawało, że rozpoznajesz grzech w bliźnim, przypisz go jednocześnie z nim sobie przez stałą i prawdziwą pokorę. I jeśli grzech istotnie znajduje się w tej osobie, poprawi się ona bardziej widząc, że jest tak słodko rozumiana. Ta miła nagana doprowadzi ją do żalu i do wyznania ci tego, co ty chciałaś jej rzec. Wtedy będziesz miała pewność i odetniesz drogę diabłu, który nie będzie cię mógł wprowadzić w błąd i uszkodzić doskonałości twej duszy.

Chcę, abyś wiedziała, że nie powinnaś ufać wszystkiemu, co widzisz; winnaś odrzucić to przez ramię, aby tego wcale nie widzieć. Winnaś patrzeć tylko wytrwale na siebie, by poznać siebie i poznać w sobie moją szczodrobliwość i dobroć. To czynią ci, którzy doszli do stanu ostatniego. Wracają oni zawsze, jak ci rzekłem, do doliny poznania siebie, bez uszczerbku dla swej wzniosłości i swego zjednoczenia ze Mną. Oto pierwsza z trzech reguł, których chcę, abyś przestrzegała i przez to służyła Mi w prawdzie.

CIII. Kiedy Bóg ukaże duszy modlącej się za jakąś osobę, że osoba ta pełna jest ciemności, nie wolno sądzić, że jest ona w stanie grzechu śmiertelnego.

Przejdźmy do przypadku, o którego wyjaśnienie prosiłaś. Modląc się szczególnie za kilka osób, widzisz podczas modlitwy w jednej światło łaski, gdy duch drugiej wydaje ci się spowity w ciemności, choć obie przecież zaliczają się do sług moich. Nie powinnaś i nie możesz wnioskować z tego, że ta druga jest w stanie ciężkiego grzechu, bo często sąd ten byłby fałszywy. Zdarza się, wiedz o tym, że modląc się za tę samą osobę, znajdziesz w niej tak wielkie światło i święte pragnienie przede Mną, że dusza twoja będzie, zda się, rosła jej cnotą, jak tego chce miłość, abyście uczestniczyli jedni w dobru drugich. Innym razem wyda ci się, że duch jej jest tak daleki ode Mnie, tak pełen ciemności i pokus, że trudno ci będzie modlić się za nią i polecać Mi ją.

Być może nieraz, że jest to skutek błędu w tym, za którego się modlisz; lecz najczęściej nie będzie tam grzechu, tylko po prostu Ja, Bóg wieczny, oddaliłem się od tej duszy, co często czynię, aby doprowadzić duszę do doskonałości, jak ci to rzekłem w związku ze stanami duszy. Odebrałem jej poczucie mej obecności, nie moją łaskę. Dusza ta nie będzie już czuła słodyczy ani pociechy, trwać będzie w suchości, w jałowości, w cierpieniu. Cierpienie to pozwalam czuć duszy, która się za nią modli. I czynię to przez łaskę i miłość dla duszy cierpiącej, aby dusza, która się modli, złączyła się z nią i pomogła jej rozproszyć ciemności otaczające jej ducha.

Widzisz więc, najdroższa i najsłodsza córko, jak bardzo byłabyś ślepa i godna nagany, gdybyś sądziła – ty lub kto inny – z tego prostego pozoru, że to grzech jest przyczyną ciemności, które ci ukazałem w tej duszy: gdyż widziałaś, że nie była ona pozbawiona mej łaski, lecz tylko słodyczy, którą dawałem jej przez poczucie mej obecności.

Chcę więc, abyście się starali poznać doskonale siebie dla lepszego poznania dobroci mojej w was, i wy, to jest ty i inni słudzy moi, powinniście chcieć tego. Sąd nad innymi pozostawcie Mnie: moja to sprawa, nie wasza (por. Mt 7,1; Rz 12,19). Zdajcie na Mnie sąd, który do Mnie należy i czerpcie z cudzego grzechu współczucie dla bliźniego, łaknąc chwały mojej i zbawienia dusz; z gorącym pragnieniem krzewcie cnotę i tępcie występek w sobie i innych, według miary, którą podałem powyżej.

W ten sposób prawdziwie dojdziesz do Mnie i dowiedziesz, że zrozumiałaś i zachowujesz daną ci przez Prawdę moją naukę, która każe widzieć we wszystkim wolę moją i nie osądzać woli ludzi. To winnaś czynić, jeśli chcesz dojść do Mnie i trwać w tym ostatecznym, najdoskonalszym i chwalebnym świetle, żywiąc się u stołu świętego pragnienia pokarmem, którym są dusze, dla chwały i stawy imienia mojego.

CIV. Jak pokuty nie należy uważać za fundament ani za główny cel doskonałości, którym jest cnota miłości.

Powiedziałem ci, najdroższa córko, o dwóch sprawach. Teraz przejdę do trzeciej. Chcę, abyś skupiła całą uwagę. I zgań siebie, jeśli diabeł lub słaby twój duch skusi cię do tego, że chciałabyś kierować wszystkich służebników moich na drogę, którą szłaś sama i widzieć, że nią idą. To byłoby sprzeczne z nauką, którą dała ci moja Prawda. Zdarza się często, że widząc wiele stworzeń idących drogą surowej pokuty, chciałoby się wszystkich skierować na tę samą drogę i spostrzegłszy, że nie wszyscy nią idą, czuje się gniew i zgorszenie w mniemaniu, że nie czynią dobrze. Otóż wiedz, że jest to wielki błąd. Ten, którego posądza się, że źle czyni, odprawiając mniej pokut, czyni często lepiej i jest cnotliwszy niż człowiek, który szemra przeciw niemu.

Rzekłem ci już przedtem, że jeśli ci, którzy żywią się u stołu pokuty, nie wnoszą do swego umartwienia prawdziwej pokory, jeśli pokuta ich zamiast być prostym narzędziem cnoty, jest ich główną troską, często przez swe szemrania szkodzą swej doskonałości. Powinni wyjść ze swego zaślepienia. Powinni wiedzieć, że doskonałość nie polega tylko na umartwianiu ciała, lecz na unicestwianiu woli własnej, woli przewrotnej. Winniście pragnąć i chcę, abyś ty pragnęła widzieć wszystkich na tej drodze wyrzeczenia się woli własnej i poddania jej słodkiej woli mojej.

Oto nauka, która zlewa to chwalebne światło, oto droga, po której dusza, przyobleczona w Prawdę, spieszy w uniesieniu miłości. Jednak nie gardzę pokutą. Pokuta jest dobra do umartwienia ciała, gdy chce ono buntować się przeciwko duchowi. Ale nie chcę, najdroższa córko, abyś czyniła z niej regułę dla każdego. Bo nie wszystkie ciała są równe co do siły i budowy, jedne są mocniejsze, drugie słabsze. I nawet często, jak ci rzekłem, u tych samych osób mogą zajść okoliczności, które zmuszą je do przerwania zaczętej pokuty. Gdybyś więc przyjęła lub kazała przyjąć innym pokutę za fundament doskonałości, nastąpiłoby wnet zniechęcenie, a z nim niedoskonałość.

Pozostalibyście bez pociechy i siły w duszy, widząc, że jesteście pozbawieni tej surowości, którą kochaliście i z której uczyniliście sobie zasadę duchowego postępu. Zdawałoby się wam, że jesteście oddzieleni ode Mnie i poczucie braku mej dobroci napełniłoby was wielkim smutkiem, goryczą i pomieszaniem. W ten sposób zaniedbaliście ćwiczenia i żarliwej modlitwy, którą przyzwyczailiście się odprawiać w czasie swych pokut.

Wiele zachodzących okoliczności zmusi was do wyrzeczenia się umartwień i modlitwa straci dla was ten smak, jaki znajdowaliście w niej przedtem.

Oto, co by się stało, gdybyście z umiłowania pokuty uczynili sobie fundament doskonałości, zamiast umieścić go w gorącym pragnieniu prawdziwych i rzetelnych cnót.

Widzisz, jakie złe następstwa wyniknęłyby z tego błędu: zaślepienie, szemranie przeciwko sługom moim, nuda, głęboka gorycz, usiłowanie służenia tylko czynami skończonymi Mnie, który jestem dobrem nieskończonym i przeto żądam od was nieskończonego pragnienia.

Trzeba więc ugruntować waszą doskonałość na umartwieniu i zabijaniu woli własnej. Wtedy, przez wolę poddaną mojej woli, ofiarujecie mi słodkie, zgłodniałe i nieskończone pragnienie, które szuka jedynie mojej chwały i zbawienia dusz. Tak żywić się będziecie u stołu świętego pragnienia nie znajdując nigdy ani w sobie, ani w bliźnim sposobności do zgorszenia; będziecie radować się wszystkim i ciągnąć z wszystkiego korzyści przeróżnymi sposobami, którymi prowadzę dusze.

Nie czynią tak nieszczęśliwi, którzy nie idą za tą słodką nauką tą prosta drogą, wytyczoną przez Prawdę; przeciwnie sądzą wedle swego zaślepienia albo wedle własnego wzroku, który jest bardzo słaby i postępują jak szaleńcy, tracąc jednocześnie dobra ziemskie i dobra niebiańskie. W tym życiu, jak rzekłem ci już na innym miejscu, mają przedsmak piekła.

CV. Powtórzenie poprzedniego z dodatkiem o naganie bliźniego.

Zaspokoiłem więc, najdroższa córko, twe pragnienie, tłumacząc ci to, o co prosiłaś, to jest w jaki sposób powinnaś ganić bliźniego, nie dając się zwieść diabłu lub swemu słabemu wzrokowi. Poza wyraźnym objawieniem pochodzącym ode Mnie i dotyczącym grzechu poszczególnego, nagana twoja powinna być zawsze ogólna. Powinna być złączona z pokorą i zachowywać miarę, którą ci wskazałem i która polega na jednoczesnym ganieniu siebie, gdy ganisz innych.

Rzekłem ci następnie i powtarzam, że nie wolno sądzić stworzeń w ogólności, sług moich w szczególności, wnioskując o wewnętrznym stanie ich duszy z ich pogody lub smutku.

Rzekłem ci już powód, dla którego nie możesz sądzić, omyliłabyś się w swym sądzie. Dla bliźniego winniście ty i inni mieć współczucie. Sąd pozostawcie Mnie.

Wyłożyłem ci też naukę i podstawowa zasadę, którą powinnaś wpajać w ludzi, gdy przyjdą do ciebie z prośbą o radę, aby wyjść z ciemności grzechu śmiertelnego i kroczyć drogą cnoty. Ucz ich, jako zasady i podstawy, miłości cnoty przez poznanie siebie i dobroci mej dla nich i żądaj od nich, aby umartwiali i unicestwiali własną wolę i w niczym nie sprzeciwiali się Mnie. Wskaż im też pokutę jako narzędzie, a nie jako cel główny, jak się rzekło. Pokuta nie powinna być również jednaka dla wszystkich, lecz wymierzana według wytrzymałości, możliwości i warunków każdego. Zależnie od tego jedni używać będą mało, inni dużo tych środków zewnętrznych.

Nie wolno ci ganić, rzekłem, bliźniego za błąd poszczególny, lecz tylko ogólnie, w sposób, jaki ci wskazałem. Nie chcę jednak, abyś myślała, że widząc wyraźny błąd, nie możesz zganić go w cztery oczy. Owszem możesz i nawet gdyby ktoś się upierał i nie chciał się poprawić, wolno ci ujawnić grzech dwóm lub trzem osobom. Jeśli i to nie pomoże, powiedzieć o tym mistycznemu ciału świętego Kościoła (por. Mt 18,15-17). Lecz powtarzam, nie wolno ci tego czynić za każdym twoim widzeniem lub uczuciem, które powstaje w duszy twojej. Nawet gdybyś była świadkiem grzechu, nie powinnaś się spieszyć, póki nie zdobędziesz niewątpliwej pewności lub nie otrzymasz ode Mnie w duchu swym wyraźnego objawienia. I nawet wtedy powinnaś użyć sposobu nagany, jaki ci podałem. Jest to sposób najpewniejszy, aby diabeł nie mógł cię oszukać pod płaszczykiem miłości bliźniego.

CVI. O oznakach, po których poznaje się, czy nawiedzenia i widzenia duchowe pochodzą od Boga czy od diabła.

Teraz skończyłem, najdroższa córko, wyjaśnienie tego, co jest konieczne dla zachowania i wzrostu doskonałości duszy twojej.

Wyjaśnię ci teraz, jak tego pragnęłaś, znak, który daję duszy, aby mogła rozeznać, gdy nawiedzona jest w widzeniu lub innych doznanych pociechach duchowych, czy nawiedzenie to pochodzi ode Mnie, czy nie. Znakiem mej obecności jest wesele, które pozostawiam w duszy po mych odwiedzinach i głód cnoty, zwłaszcza prawdziwej pokory, złączonej z ogniem Boskiej miłości.

Pytałaś Mnie, czy w to wesele może się wkraść jakieś złudzenie, bo jeśli tak, wolałabyś się mieć na ostrożności i trzymać się znaku cnoty, która nie może łudzić. Więc powiem ci, jakie złudzenie może wchodzić w grę i po czym możesz poznać, czy to wesele duchowe jest prawdziwe, czy nie.

Oto jak można ulec złudzeniu. Wiedz, że stworzenie rozumne, które kocha jakieś dobro lub go pragnie, odczuwa radość, gdy je posiądzie. Im bardziej kocha to dobro, które posiada, tym mniej widzi je, tym mniej stara się zbadać je roztropnie. Jest pełne radości z powodu tej pociechy i ta radość posiadania tego, co kocha, nie pozwala mu osądzić tej rzeczy; nie dba ono o to, by zdać sobie sprawę, co ta rzecz warta. To samo dzieje się z tymi, którzy lubią i kochają pociechy duchowe, pragną widzeń i wolą słodycze pociech, niż Mnie, jak ci rzekłem, mówiąc o tych, którzy trwają jeszcze w stanie niedoskonałym, i którzy zważają bardziej na dar pociech otrzymywanych ode  Mnie, dawcy, niż na moją miłość, przyczynę mych darów.

Ci mogą ulec w swej radości ułudzie, prócz innych niebezpieczeństw, o których opowiem ci oddzielnie w innym miejscu. W jaki sposób ulegają? Posłuchaj. Powziąwszy wielką miłość do pociech, jak ci rzekłem, kiedy przychodzi pociecha lub widzenie, jakiekolwiek by było jego źródło, czują radość, że wreszcie mają to, co kochają i co mieć pragnęli. I często pociechy te mogłyby pochodzić od diabla, a oni by jeszcze radowali się nimi. Wszak mówiłem ci, że gdy diabeł nawiedza dusze, obecność jego zrazu sprawia radość, lecz potem pozostawia duszę w smutku, z wyrzutem sumienia i bez pragnienia cnoty.

Dodam, że radość ta może trwać dłużej i że dusza może nieraz odczuwać ją w ciągu całej modlitwy. Lecz jeśli radość ta nie jest połączona z gorącym pragnieniem cnoty, namaszczona pokorą i rozpalona ogniem mej Boskiej miłości, wtedy to widzenie, ta pociecha, to nawiedzenie pochodzi od diabła, nie ode Mnie. Dusza posiadała wprawdzie znak radości, lecz ponieważ radość ta nie jest zjednoczona z miłością cnoty, dusza może poznać dowodnie, że radość ta pochodzi jedynie z jej pragnienia własnych pociech duchowych. Raduje się i weseli, gdyż mniema, że posiada to, czego pragnęła i uważa wesołość za właściwość jakiejkolwiek miłości, gdy otrzymała to, co kocha.

Nie mogłabyś więc ufać samej radości, choćby nawet trwała przez cały czas pociechy i jeszcze dłużej. Miłość zaślepiona tą radością nie pozna się na tej ułudzie diabelskiej, jeśli nie ucieknie się do roztropności, lecz jeśli będzie postępować roztropnie, zobaczy, czy ta radość jest związana z miłością cnoty, czy nie, i w ten sposób przekona się, czy to nawiedzenie duchowe pochodzi ode Mnie, czy od diabła.

Znakiem rozpoznawczym, jak ci rzekłem, czy radość, która odczuwałaś jest skutkiem moich odwiedzin, jest to, czy była  złączona z cnotą. Zaprawdę jest to znak pewny, który wykazuje, czy jest to ułuda, czy nie; czy radość, której doznajesz w duchu, jest wywołana przez moją obecność, czy też pochodzi z duchowej miłości własnej i z pragnienia pociech osobistych. Nawiedzenie moje przynosi radość z miłością cnoty, odwiedziny diabła dają tylko radość. Kiedy dusza dojdzie do stwierdzenia, że nie postąpiła w cnocie bardziej, niż przedtem, winna wyciągnąć wniosek, że radość ta wypływa z osobistej miłości pociech duchowych.

Wiedz, że nie wszyscy ulegają ułudzie tej radości, lecz tylko ci niedoskonali, którzy szukają pociechy i zważają bardziej na dar, niż na dawcę. Lecz ci, którzy szczerze, bez względu na korzyść własną, jedynie z żarliwej miłości dla Mnie, zważają na dawcę, nie na dar i przywiązują wagę do daru tylko z powodu Mnie, który daje, a nie dla pociech, które zeń czerpią, ci nie mogą być nigdy oszukani przez tę radość.

Mają znak pewny, który pozwala im natychmiast rozeznać, kiedy diabeł próbuje ich oszukać przekształcając się w anioła światła i nawiedza ich ducha, napawając go nagłą radością. Nie ulegając pragnieniu pociech duchowych, dzięki rozsądkowi spostrzegają podstęp, skoro tylko stwierdzą, że po chwilowej radości pozostają w ciemnościach. Wtedy korzą się w prawdziwym poznaniu siebie, wyrzekają się wszelakiej pociechy i lgną całym sercem do nauki mej Prawdy. Diabeł stropiony, nie pokaże się już nigdy lub rzadko w tej postaci.

Natomiast ci, co lubują się w pociechach osobistych, będą przezeń często nawiedzani; lecz poznają swą pomyłkę w sposób jaki ci wskazałem, stwierdzając, że radość ich nie jest zjednoczona z cnotą i że nie wzrośli po tych odwiedzinach w pokorę, w prawdziwą miłość, w pragnienie chwały mojej, Boga, zbawienia dusz.

Zrządziła to dobroć moja, aby ustrzec was, doskonałych i niedoskonałych, w jakimkolwiek stanie jesteście. Możecie uniknąć wszelkich podstępów, jeśli zechcecie zachować światło intelektu, które wam dałem wraz z źrenicą najświętszej wiary. Nie pozwólcie więc zaciemnić go diabłu i nie zasłaniajcie go miłością własną. Jeśli nie zechcecie go stracić, nikt wam go odebrać nie może.

CVII. Jak Bóg wysłuchuje świętych pragnień swych sług. Jak mili są Mu ci, co Go proszą i kołaczą wytrwale do bramy Jego Prawdy.

Skończyłem, najdroższa córko, wyjaśniać twe wątpliwości. Oświeciłem oko twego intelektu co do ułud, którymi diabeł może cię zwodzić. Odpowiedziałem na prośby twe, zaspokajając twe pragnienie, gdyż nie gardzę pragnieniem sług moich. Daję każdemu, kto Mnie prosi i zachęcam was do próśb. Niemiły jest Mi ten, co kołacze w prawdzie do bramy Mądrości Jednorodzonego Syna mojego, idąc za Jego nauką. Kto idzie za nauką Jego, ten kołacze do bramy, wołając do Mnie, Ojca wiecznego, głosem świętego pragnienia w pokornych i ciągłych modlitwach. A ja jestem Ojcem, który daję wam chleb łaski przez tę bramę słodkiej Prawdy. Czasem, aby doświadczyć wasze pragnienia i waszą wytrwałość, czynię, jakbym was nie słyszał, ale słyszę was dobrze i daję duchowi waszemu, czego mu potrzeba. Daję wam głód i głos, którym wołacie do Mnie i chcę tylko wypróbować waszą stałość, aby wzmóc wasze pragnienia, gdy są uporządkowane i zwrócone ku Mnie.

Do takiego wołania zachęca was moja Prawda, mówiąc: Wołajcie, a znajdziecie odpowiedź, pukajcie, a będzie wam otworzone, proście, a będzie wam dane (Mt 7,7; Łk 11,9). Toteż mówię ci: Nie chcę, abyś uśmierzyła pragnienie twoje i przestała prosić Mnie o pomoc! Nie ściszaj głosu! Wołaj, wołaj ku Mnie, abym zmiłował się nad światem! Pukaj bez przerwy do bramy Prawdy mojej, Syna mojego, idąc w Jego ślady! Raduj się z Nim na krzyżu i spożywaj pokarm dusz, dla chwały i sławy imienia mojego. Jęcz w niepokoju serca nad śmiercią Syna rodzaju ludzkiego, który, jak widzisz, dał się wlec ku takiej nędzy, że język ludzki nie zdoła jej opisać.

Przez jęki twoje, przez wołanie twoje chciałbym okazać miłosierdzie światu. Tego żądam od sług moich. To będzie Mi znakiem, że kochają Mnie naprawdę, a Ja, jak ci rzekłem, nie wzgardzę ich pragnieniami.

CVIII. Jak pobożna ta dusza korzy się, dziękując Bogu. Potem modli się za świat cały, a zwłaszcza za ciało mistyczne świętego Kościoła, za synów duchowych i za dwóch ojców jej duszy. Wreszcie prosi o poznanie błędów szafarzy świętego Kościoła.

Tedy dusza ta, w prawdziwym upojeniu, zda się, wyszła z siebie. Zatraciła poczucie swego ciała przez miłosne zjednoczenie, którego dokonała ze Stwórcą swoim, podczas gdy duch jej zachwycony był w oglądaniu Prawdy wiecznej okiem intelektu. Na widok Prawdy rozmiłowała się w Prawdzie. I rzekła:

O najwyższa i wieczna dobroci Boga! Czymże jestem, ja nędzna, żeś Ty, najwyższy i wieczny Ojciec, ukazał mi swoją prawdę, żeś mi odkrył tajemne podstępy diabła i ułudy uczucia własnego, na które jestem narażona, ja i inni, podczas pielgrzymki tego życia, iżbym nie była zwiedziona przez diabła ani przez siebie samą. Co Cię skłoniło do tego? Miłość. Gdyż ukochałeś mnie, nie będąc kochany przeze mnie. O Ogniu Miłości! Dzięki, dzięki Ci, Ojcze wieczny!

Mnie niedoskonałej i pełnej ciemności, Ty doskonały, Ty światło, ukazałeś doskonałość i drogę świetlaną nauki Jednorodzonego Syna twego. Byłam martwa, Ty mnie wskrzesiłeś. Byłam chora, Ty mi podałeś lekarstwo. I nie tylko lekarstwa krwi użyczyłeś przez Syna swego choremu, jakim jest rodzaj ludzki, lecz dałeś mi przeciwko tajemnej chorobie lekarstwo, którego nie znałam; udzieliłeś mi nauki, że nie wolno mi w żaden sposób sądzić stworzenia obdarzonego rozumem, a zwłaszcza sług twoich. O ja, ślepa i chora, ileż razy sądziłam ich, pod pozorem twojej chwały i zbawienia dusz!

Dziękuję Ci więc, najwyższa i wieczna Dobroci, że ukazując mi prawdę twoją i oszustwa szatana, i ułudy własnych zmysłów, pozwoliłeś mi poznać mą słabość! Błagam Cię, przez łaskę i miłosierdzie twoje, aby dziś był kres i koniec mym błędom! Abym odtąd nie odchodziła nigdy od nauki, którą dobroć twa dała mnie i każdemu, kto zechce iść za nią. Bez Ciebie nic stać się nie może!

Więc uciekam się do Ciebie, Tyś jest schronieniem moim, Ojcze wieczny, i nie proszę Cię za siebie samą, lecz także za świat cały, a zwłaszcza za ciało mistyczne świętego Kościoła. Niech jaśnieje w twoich szafarzach ta prawda, ta nauka, którą dałeś mnie nędznej, Ty, Prawda wieczna.

Proszę Cię też szczególnie za wszystkich, których mi dałeś, których kocham osobliwą miłością i których uczyniłeś jednym ze mną. Będą oni moją radością, dla chwały i sławy imienia twojego, gdy ujrzę, że biegną tą słodką i prostą drogą, czyści i umarli dla swej własnej woli i czci, bez sądu, zgorszenia czy szemrania bliźnich przeciw nim. Proszę Cię, o najsłodsza miłości, aby nikt z nich nie był porwany przez ręce piekielnego diabła, lecz w dzień ostateczny wszyscy doszli do Ciebie, Ojcze wieczny, który jesteś ich celem (por. J 17,9-15).

Zasyłam do Ciebie jeszcze inną prośbę, za dwie podpory, których mi użyczyłeś na ziemi, za dwóch ojców, których dałeś dla straży i dla nauki mnie, biednej i nędznej, od początku mego nawrócenia aż do tej chwili. Zjednocz ich, z dwóch ciał uczyń jedną duszę, aby starali się w sobie i w zajęciach, które powierzyłeś ich rękom, spełniać jedynie chwałę i sławę imienia twojego w zbawieniu dusz. I abym ja, nie córka twoja, lecz niegodna i nędzna niewolnica, odnosiła się zawsze do nich z całym szacunkiem i świętą bojaźnią, z miłości dla Ciebie, dla chwały twojej, dla ich pokoju i pociechy, i dla zbudowania bliźniego.

Jestem pewna, o Prawdo wieczna, że nie pogardzisz pragnieniem moim w modlitwach, które zasyłam do Ciebie. Bo wiem z tego, co widziałam, a co raczyłeś mi ukazać, i daleko więcej z doświadczenia, że wysłuchujesz świętych pragnień. Ja, twoja niegodna sługa, usilnie starać się będę, o ile mi dasz tę łaskę, chować twoje przykazania i twoją naukę.

Ojcze wieczny, przypomniałam sobie obietnicę, którą mi dałeś, gdyś mówił mi o sługach świętego Kościoła. Rzekłeś, że opowiesz mi dokładniej na innym miejscu o błędach, które popełniają za dni naszych. Jeśli dobroć twa raczy rzec mi coś o tym, posłucham, aby mieć sposobność do wzmożenia w sobie boleści i współczucia, i niepokoju mego pragnienia, dla zbawienia dusz. Bo pamiętam, czegoś mnie uczył, że przez cierpienia i łzy, i bóle, i poty ześlesz pociechę i naprawisz święty Kościół, dając mu dobrych i świętych pasterzy. Aby wzmóc w sobie to pragnienie, zwracam do Ciebie tę prośbę.

CIX. Jak Bóg podnieca gorliwość tej duszy do modlitwy, odpowiadając na kilka jej próśb.

Wtedy Bóg wieczny, zwracając oko swego miłosierdzia ku tej duszy, nie wzgardził jej pragnieniem. Przyjął jej prośby i chcąc uczynić zadość jej ostatniemu życzeniu, które wyraziła w związku z Jego obietnicą, rzekł:

O najmilsza i najdroższa córko, wysłucham twej prośby, zaspokoję twe pragnienie, byłeś ze swej strony nie popełniła żadnego błędu i nie dopuściła się żadnej niedbałości. Byłyby one daleko cięższe i zasługiwałyby na surowszą naganę teraz, gdy poznałaś bliżej prawdę moją. Staraj się więc żarliwiej modlić za wszystkie stworzenia obdarzone rozumem, za mistyczne ciało świętego Kościoła i za tych, których ci dałem, abyś ich kochała szczególną miłością. I nie dopuszczaj się zaniedbania w obowiązkach, które nakłada na ciebie modlitwa ani w dawaniu przykładu swym życiem, ani w nauczaniu mego słowa. Gań występek i zalecaj cnoty z całej twej mocy.

O podporach, które ci dałem, rzekłaś prawdziwie, co należy. Staraj się być pośredniczką, przez którą dam każdemu to czego mu trzeba, wedle usposobienia ich i wedle tego, co Ja Stwórca twój, tobie przykażę. Gdyż beze Mnie nic zdziałać nie zdołasz (J 15,5b) i Ja spełnię pragnienie twoje. Lecz nie traćcie, ty i oni, nadziei we Mnie. Opatrzność moja was nie zawiedzie; każdy otrzyma pokornie to, co zdolny jest otrzymać. Niech każdy więc stara się spełniać powierzoną mu służbę, wedle miary, którą otrzymał lub otrzyma od mej dobroci.

MISTYCZNE CIAŁO ŚWIĘTEGO KOŚCIOŁA

CX. O godności kapłanów i o sakramencie Ciała Chrystusowego. O tych, co komunikują godnie i niegodnie.

Teraz odpowiem ci na pytanie, które zadałaś Mi co do szafarzy świętego Kościoła. Abyś lepiej mogła poznać prawdę, otwórz oko swego intelektu i zważ dostojeństwo i godność, do której ich podniosłem. Ponieważ lepiej poznaje się rzecz jakąś przez jej przeciwieństwo, pokażę ci godność tych, którzy w cnocie zarządzają skarbem powierzonym ich rękom przeze Mnie. Przez to ujrzysz lepiej nędzę tych, co dziś karmią siebie samych przy piersi tej oblubienicy.

Wtedy dusza ta, posłuszna temu wezwaniu, przejrzała się w Prawdzie, gdzie ujrzała blask cnoty tych, którzy kosztują jej prawdziwie. I Bóg wieczny rzekł:

Najdroższa córko, naprzód powiem ci o godności, do której ich podniosłem. Sprawiła to dobroć moja, poza ogólną miłością, którą miałem dla stworzeń moich, stwarzając je na obraz i podobieństwo moje i odradzając was dla łaski w krwi Jednorodzonego Syna mego. Doszliście do wyższego dostojeństwa przez zjednoczenie mej boskości z naturą ludzką, aniżeli anioł, gdyż przyjąłem naturę waszą, nie anielską. Tak więc, jak rzekłem, Ja Bóg stałem się człowiekiem, a człowiek Bogiem, przez zjednoczenie mej natury Boskiej z waszą naturą ludzką.

Ta wielkość jest wspólnym dobrodziejstwem dla wszystkich stworzeń obdarzonych rozumem. Lecz spośród nich wybrałem mych szafarzy, dla waszego zbawienia, aby przez nich rozdawana była Krew pokornego i nieskalanego Baranka, Jednorodzonego Syna mojego. Powierzyłem im rozdawnictwo Słońca, udzielając im światła wiedzy, ciepła miłości Boskiej i barwy zjednoczonej z ciepłem i ze światłem, to jest Krwi i Ciała Syna mojego. Ciało to jest słońcem, bo jest jednym ze Mną, który jestem prawdziwym słońcem, i zjednoczenie to jest tak ścisłe, że nie można ich rozdzielić ani rozłączyć, tak samo jak w słońcu nie można oddzielić ciepła od światła, ani światła od ciepła, tak bowiem doskonałe jest to zjednoczenie.

Słońce to nie wychodząc z kręgu swego, nie dzieląc się, zlewa światło na cały świat. Ktokolwiek chce, uczestniczy w jego cieple. Żadna nieczystość nie może go zbrudzić i światło jego jest zjednoczone z ciepłem, jak rzekłem. Tak samo to Słowo, mój Syn, z drogą krwią swoją, jest słońcem, całym Bogiem i całym człowiekiem, bo jest jednym ze Mną, a Ja z Nim. Moc moja nie jest oddzielona od jego mądrości, ani ciepło, ogień Ducha Świętego nie jest oddzielony ode Mnie, Ojca ani od Syna, gdyż Duch Święty pochodzi od Ojca i Syna, i jesteśmy tym samym słońcem.

Ja, Bóg wieczny, jestem słońcem, od którego pochodzą Syn i Duch Święty. Duchowi Świętemu właściwy jest ogień, Synowi mądrość, i od mądrości tej szafarze moi otrzymują światło łaski za to, że szafowali tym światłem z światłem i z wdzięcznością za dobrodziejstwo otrzymane ode Mnie, Ojca wiecznego, idąc za nauką tej Mądrości, Jednorodzonego Syna mojego.

On jest tym światłem, które posiada w sobie zjednoczoną z nim barwę waszego człowieczeństwa. Więc i światło mej boskości jest światłem zjednoczonym z barwą waszego człowieczeństwa. Barwa ta uświetliła się, gdy stała się niezdolną do cierpienia mocą bóstwa natury Boskiej. W ten sposób, to jest, przez Słowo wcielone, ściśle zjednoczone ze światłem mego bóstwa oraz z ciepłem i ogniem Ducha Świętego, otrzymaliście to światło. Komuż powierzyłem jego rozdawnictwo? Szafarzom moim w mistycznym ciele świętego Kościoła, abyście posiedli życie, przyjmując od nich Ciało, jako pokarm i Krew, jako napój.

Rzekłem ci, że to Ciało jest słońcem. Ciało więc nie może być wam dane bez tej Krwi; ani też Ciało czy Krew bez duszy tego Słowa; ani dusza czy ciało bez mego bóstwa, Ojca wiecznego. Jedno jest nieoddzielne od drugiego. Jak rzekłem ci na innym miejscu, natura Boska nie oddziela się nigdy od natury ludzkiej: ani śmierć, ani nic innego nie może ich rozłączyć. Całą więc istotę Boską otrzymujecie w tym najsłodszym Sakramencie, pod tą białością chleba.

Jak słońce jest nierozdzielne, tak nie dzieli się cały Bóg i cały człowiek w bieli hostii. Choćby podzielić hostię na tysiąc tysięcy drobinek, w każdej jest cały Bóg i cały człowiek, jak ci rzekłem. Dzieląc zwierciadło nie dzieli się obrazu, który widzi się w zwierciadle; tak samo dzieląc hostię, nie dzieli się Boga ani człowieka, lecz w każdej cząsteczce jest cały Bóg-człowiek.

I nie zmniejsza się on też w sobie, jak to można zrozumieć na przykładzie ognia. Gdybyś miała światło i cały świat zszedłby się, aby zapalić od niego świece, światło nie zmniejszy się i każdy jednak będzie miał je całe. Prawdą jest wszelako, że uczestniczy w nim, mniej lub więcej, wedle paliwa, które przynosi chcący otrzymać ogień. Abyś to lepiej zrozumiała, podam ci przykład. Przypuśćmy, że wiele osób przyszłoby po światło z świecami. Jedna przynosi świecę jednouncjową, druga dwuuncjową, inna sześciouncjową, ta półfuntową, tamta jeszcze większą. Wszystkie zbliżają się do światła i każda zapala swoją świecę. W każdej zapalonej świecy, jakakolwiek byłaby jej wielkość, widać całe światło, jego barwę, jego ciepło, jego blask, jednak uznasz, że ten co niesie świecę jednouncjową posiada mniej światła, niż ten, który trzyma świecę funtową. Tak samo jest z tymi, którzy przystępują do świętego Sakramentu. Każdy przynosi swą świecę, to jest święte pragnienie, z jakim otrzymuje i przyjmuje ten Sakrament. Świeca jest zgaszona i zapala się, gdy on przyjmuje Sakrament. Jest zgaszona, powiadam, gdyż wy sami przez się jesteście niczym. Zaprawdę, dałem wam paliwo, dzięki któremu możecie przyjmować i zachowywać w sobie to światło; paliwem tym jest miłość, gdyż stworzyłem was przez miłość, i przeto nie możecie żyć bez miłości.

To jestestwo, które wam dałem z miłości, otrzymało na chrzcie świętym, mocą krwi tego Słowa, przygotowanie, bez którego nie moglibyście uczestniczyć w tym świetle. Bylibyście, jak świeca bez knota, która nie może płonąć i której nie podobna zaświecić, gdybyście z duszą stworzoną do miłości i przeznaczoną dla miłości – do tego stopnia, że nie mogłaby żyć bez miłości, która jest jej pokarmem – nie otrzymali na chrzcie świętym najświętszej wiary zjednoczonej z łaską. Najświętsza wiara jest właśnie knotem, który może się zapalić od tego światła.

Od czego dusza tak przygotowana zapala swą świecę? Od ognia mej Boskiej miłości, kochając Mnie, bojąc się Mnie i idąc za nauką mej Prawdy. Zaprawdę dusza zapala się mniej lub więcej, jak ci rzekłem, wedle paliwa, które przynosi, aby żywić ten ogień. Choć wszyscy macie to samo paliwo, bo wszyscy jesteście stworzeni na obraz i podobieństwo moje i wszyscy, jako chrześcijanie, posiadacie światło chrztu świętego, jednak każdy z was może wzrastać w miłość i cnotę, o ile chce, za pomocą mej łaski. Nie abyście mieli przybrać inny kształt, niż ten, który wam dałem, lecz wzrastacie i rozwijacie się w miłości cnoty przez pełnienie cnoty i przez poryw miłości, posługując się wolną wolą, dopóki macie czas, bo gdy czas minie, nie będziecie mogli tego czynić. Więc od was zależy wzrastanie w miłość, jak ci rzekłem.

Z miłością zbliżacie się do tego słodkiego i chwalebnego światła. Rozdawnictwo jego powierzyłem sługom moim, dawszy je wam za pokarm. Otrzymacie tyle tego światła, ile przyniesiecie miłości i gorącego pragnienia. Otrzymacie je jednak całe, jak ci to wykazałem na przykładzie tych, którzy uczestniczyli w tym świetle wedle wagi przyniesionych świec, lecz każdy widział światło całe, niepodzielone. Światło to nie może być podzielone ani przez niedoskonałość tego, który je otrzymuje, ani przez grzech tego, który je rozdaje. Lecz uczestniczycie w tym świetle i otrzymujecie łaskę tylko w miarę swego przygotowania, swego pragnienia.

Kto przystąpiłby do tego Sakramentu w stanie grzechu śmiertelnego, nie otrzyma żadnej łaski, chociaż przyjął rzeczywiście całego Boga i całego człowieka, jak ci rzekłem. Wiesz, do czego podobna jest dusza, która przyjmuje Sakrament w sposób niegodny? Do świecy, która wpadła do wody i tylko skwierczy, gdy się ją zbliży do ognia; gdy się ją chce zapalić, płomień gaśnie i pozostaje tylko swąd. Ta dusza także nosi w sobie świecę, którą otrzymała na chrzcie świętym, ale rzuciła ją do wody grzechu, który popełniła w sobie. Ta woda zmoczyła knot, to światło łaski, które dane jej było na chrzcie świętym i dopóki świeca nie wyschnie w ogniu prawdziwej skruchy złączonej z wyznaniem grzechu, dusza przyjmuje u stołu ołtarza to światło faktycznie, lecz nie duchowo.

Gdy dusza nie jest tak przygotowana, jak powinna być do tak wielkiego misterium, to wielkie światło nie trwa w niej przez łaskę, lecz gaśnie natychmiast i dusza pozostaje w większej rozterce, w większych ciemnościach i z cięższym grzechem. Z Sakramentu tego wynosi tylko zgrzyt wyrzutu sumienia nie z winy tego niezmąconego światła, lecz wskutek tej zgubnej wody, która jest w tej duszy i która udaremnia uczucie niezbędne do uczestniczenia w tym świetle.

Widzisz więc, że światło to jest nieoddzielne od ciepła i barwy, z którymi jest zjednoczone. Zjednoczenia tego nie może rozerwać ani słabe pragnienie, które skłania duszę do przystąpienia do tego Sakramentu, ani wina duszy, która go przyjmuje, ani grzech tego, który go udziela. Słońce, jak ci rzekłem, oświeca rzecz nieczystą, nie brudząc się jednak. Tak samo w tym świętym Sakramencie to słodkie światło nie może być skalane ani podzielone, ani zmniejszone; nic nie może go dotknąć ani wytrącić z jego koła. Gdyby cały świat obdzielił się światłem i ciepłem tego Słońca, to Słowo wcielone, Jednorodzony Syn mój, nie oddzieliłoby się nigdy ode Mnie, Słońca, Ojca wiecznego. Rozdawany jest On przez ciało mistyczne świętego Kościoła każdemu, kto Go chce przyjąć, lecz trwa we Mnie cały i choć przyjmujecie Go całego, Boga i człowieka, jak ci to wyjaśniłem na przykładzie światła, nawet wtedy, gdyby wszyscy ludzie przyszli zapalić swe świece od tego światła, otrzymaliby je całe, a ono pozostałoby jednak całe.

CXI. Jak wszystkie wrażenia zmysłów cielesnych ulegają ułudzie w tym Sakramencie, lecz nie zmysły duszy. Tymi zmysłami wewnętrznymi należy widzieć, kosztować i dotykać. O pięknym widzeniu, jakie miała dusza w tym przedmiocie.

O, najdroższa córko, otwórz oko intelektu, by oglądać przepaść mej miłości. Nie ma stworzenia rozumnego, którego serce nie musiałoby pęknąć z miłości, widząc po wszystkich dobrach, którymi was obsypałem, to dobrodziejstwo, które otrzymaliście w tym Sakramencie.

Jakim okiem, najdroższa córko, winniście ty i inni, patrzeć na tę tajemnicę i dotykać jej? Nie tylko cielesnym okiem i dotykiem, które są bezsilne. Oko twoje nie widzi nic innego, tylko biel chleba, ręka nie dotyka nic innego, tylko powierzchni chleba, smak nie kosztuje nic innego, tylko smaku chleba. Wszystkie grube zmysły ciała mylą się, lecz zmysł duszy nie może się mylić, jeśli ona nie chce, to jest, jeśli nie zgadza się, aby przez niewiarę pozbawić się światła najświętszej wiary.

Kto kosztuje tego Sakramentu? Kto go widzi? Kto go dotyka? Zmysł ducha. Jakim okiem go widzi? Okiem intelektu, jeśli oko to uzbrojone jest źrenicą najświętszej wiary. Oko to widzi w tej białości całego Boga i całego człowieka, naturę Boską zjednoczoną z naturą ludzką, ciało, duszę, krew Chrystusa, duszę zjednoczoną z ciałem, ciało i duszę zjednoczone z moją naturą Boską, nieoddzielną ode Mnie. Jeśli pamiętasz, pozwoliłem ci to ujrzeć i nie tylko okiem intelektu, lecz także oczami ciała. Ale oczy ciała olśnione blaskiem tego światła wnet zaniewidziały i pozostało tylko widzenie okiem intelektu.

Ukazałem ci to na twą prośbę, aby uodpornić cię przeciw napaściom, na które byłaś narażona ze strony diabła w sprawie tego Sakramentu i aby wzmóc w tobie miłość i światło najświętszej wiary. Wiesz, że poszedłszy rano, o świcie, do kościoła, aby wysłuchać Mszy, po uprzednich udręczeniach ze strony diabła, usiadłaś wprost przed ołtarzem Ukrzyżowanego. Kapłan podszedł do ołtarza Maryi. Rozmyślałaś o niegodności swojej, bałaś się, że obraziłaś Mnie pokusą, którą nasłał na ciebie diabeł i rozważałaś moją miłość, która pozwoliła ci słuchać Mszy, gdy ty uznałaś się niegodną wejść do mego świętego przybytku. Gdy ksiądz konsekrował chleb i wino, ty w chwili poświęcenia podniosłaś nań oczy i, gdy wymawiał słowa konsekracji, ukazałem się tobie. Widziałaś wychodzące z mej piersi światło, podobne do promienia słońca, które pada z jego tarczy, nie oddzielając się jednak od niej. W świetle tym zjawiła się zjednoczona z nim gołębica dotykając hostii stosownie do słów konsekracji, które wymawiał kapłan. Oczy cielesne nie mogły znieść dłużej tego światła: widzenie trwało dalej tylko w oku intelektu. Widziałaś wtedy i poznałaś przepaść Trójcy i całego Boga-człowieka, ukrytego i utajonego pod tą białością. Widziałaś, że ani światło, ani obecność Słowa, którą intelekt oglądał w tej białości, nie gasiła białości chleba. Jedno nie przeszkadzało drugiemu. Czyniąc Boga-człowieka obecnym w tym chlebie, nie unicestwiłem chleba, to jest, jego białości, dotykalności i smaku.

Oto co ukazała ci moja dobroć. Kto doznał tego dalszego widzenia? Oko intelektu oświecone źrenicą najświętszej wiary. Jemu należało się główne widzenie, bo ono nie może być zwiedzione. Więc tym okiem winniście patrzeć na ten Sakrament.

Kto go dotyka? Ręka miłości. Tą ręką dotyka dusza tego, co oko intelektu widziało i poznało w Sakramencie przez wiarę: i dotyka ręką miłości, by upewnić się o tym, co duchowo widziała i poznała przez wiarę.

Kto go kosztuje? Smak świętego pragnienia. Smak cielesny kosztuje smaku chleba, a smak duszy, którym jest święte pragnienie, kosztuje Boga-człowieka. Widzisz więc, że zmysły ciała mylą się, lecz nie zmysł duszy, dzięki światłu i pewności, które dusza posiada w sobie. Bo oko intelektu ujrzało źrenicą najświętszej wiary; ujrzawszy poznaje: potem dotyka z wiarą, ręką miłości, tego, co poznało przez wiarę. Wreszcie smakiem i gorącym pragnieniem, kosztuje dusza mej niewymownej płomiennej miłości. Ta miłość raczyła ją zaprosić do przyjęcia tak wielkiej tajemnicy tego Sakramentu i łaski, którą z nim otrzymuje.

Więc nie tylko zmysłami cielesnymi winniście przyjmować i rozważać ten Sakrament, lecz zmysłem duchowym, przygotowując przez miłość władze duszy do rozważania, przyjmowania i kosztowania tej tajemnicy.

CXII. O dostojeństwie duszy, która przyjmuje ten Sakrament w stanie łaski.

Zważ, najdroższa córko, jakiego dostojeństwa nabywa dusza, która przyjmuje, jak należy, ten chleb życia, ten pokarm aniołów. Przyjmując ten Sakrament mieszka we Mnie, a ja w niej; jak ryba w morzu, a morze w niej, tak ja jestem w duszy, a dusza we Mnie, oceanie pokoju. Po spożyciu tego chleba życia, w duszy pozostaje łaska. Gdy nikną przypadłości chleba, łaska pozostaje.

Podobnie czyni pieczęć przyłożona do gorącego wosku. Gdy się odejmie pieczęć, pozostaje jej znak. To samo sprawia moc tego Sakramentu w duszy, gdzie zostawia po sobie ciepło mej Boskiej miłości, dobrotliwość Ducha Świętego, z światłem mądrości Jednorodzonego Syna mojego. Oświecone tą mądrością oko intelektu może poznawać i rozważać naukę mojej Prawdy. Ta mądrość czyni też silną duszę, gdyż uczestniczy ona w mej Sile i Mocy. Dusza ta jest odtąd mocna, przeciwko własnej namiętności zmysłowej, przeciwko diabłu i przeciwko światu.

Jak widzisz, odbicie zostaje, gdy pieczęć jest odjęta. Gdy zniszczona jest materia, czyli przypadłość chleba, prawdziwe Słońce wraca do swego biegu choć nie było oddzielone ode Mnie, bo jak ci rzekłem, jest zawsze zjednoczone ze Mną. Lecz, aby dostarczyć wam pokarmu w tym życiu, gdzie jesteście pielgrzymami i podróżnymi, aby użyczyć wam pociechy i zachować w was pamięć dobrodziejstwa Krwi (por. l Kor 11,25-26), przepaść miłości, którą żywię dla waszego zbawienia, dała wam go za pożywienie, przez zrządzenie mej opatrzności, która chciała wspomóc was w potrzebie, podając wam do spożywania ten chleb mojej słodkiej Prawdy.

Zważ jakie jest zobowiązanie wasze względem Mnie i jak powinniście mi odpłacać miłością, skoro tak bardzo was kocham i skoro jestem najwyższą i wieczną dobrocią, godną całej waszej miłości.

CXIII. Jak to, co było powiedziane o dostojeństwie Sakramentu, daje wam lepiej poznać godność kapłanów; i jak Bóg wymaga od nich czystości większej, niż od innych stworzeń.

Najdroższa córko, wszystko to rzekłem ci, abyś lepiej poznała godność, do której podniosłem mych szafarzy, i przejęła się głębszym bólem z powodu ich nędz. Gdyby sami baczyli na godność swoją, nie trwaliby w ciemnościach grzechu śmiertelnego i nie brudziliby tak oblicza swej duszy. Nie tylko nie obrażaliby Mnie, nie bezcześciliby swej godności, lecz, choćby wydali swe ciało na stos, uznaliby, że nie uczynili jeszcze dosyć za tak wielką łaskę i tak wielkie dobrodziejstwo, jakie otrzymali. Bo do większej godności w tym życiu dojść nie mogą.

Są oni mymi pomazańcami i nazywam ich Chrystusami moimi. Powierzyłem im rozdawanie Mnie samego wam. Umieściłem ich, jak kwiaty wonne, w mistycznym ciele świętego Kościoła. Godności tej nie ma nawet anioł, a dałem ją ludziom, tym, których wybrałem na mych szafarzy. Uczyniłem z nich aniołów, więc powinni być w tym życiu aniołami ziemskimi.

Od każdej duszy wymagam czystości i miłości, żądam, aby kochała Mnie i bliźniego, aby pomagała mu w potrzebie wedle możności, wspierając go modlitwą i jednocząc się z nim w miłości, jak ci już na innym miejscu o tym mówiłem. Lecz daleko bardziej żądam czystości do kapłanów moich, miłości dla Mnie i dla bliźnich, którym winni rozdawać Ciało i Krew Jednorodzonego Syna mojego, z płomienną miłością i głodem zbawienia dusz, dla chwały i sławy imienia mojego.

Jak kapłani ci żądają czystości kielicha, w którym się spełnia ofiara, tak Ja wymagam czystości i schludności ich serca, ich duszy, ich myśli. I chcę, aby ciało swe, jako narzędzie duszy, chowali w doskonałej czystości; żądam, aby nie tarzali się w błocie nieczystości, aby nie nadymali się pychą, zabiegając o wysokie urzędy, aby nie byli okrutni dla siebie samych i dla bliźnich swoich. Bo będąc okrutni dla siebie samych przez swe grzechy, są tym samym okrutni dla dusz swych bliźnich; nie dają im przykładu z swego życia, nie starają się wydrzeć ich z rąk diabła, ani rozdawać Ciała i Krwi Jednorodzonego Syna mojego, i Mnie światła prawdziwego, w innych sakramentach świętego Kościoła. Tak więc, będąc okrutni dla siebie, muszą być okrutni dla innych.

CXIV. Jak sakramentów nie wolno sprzedawać ani kupować. Jak ci, co je otrzymują, winni wspomagać w potrzebach doczesnych kapłanów, ci zaś winni dzielić na trzy części ofiary im składane.

Chcę, aby kapłani byli szczodrzy, a nie skąpi, aby nie sprzedawali, z chciwości i skąpstwa, mojej łaski Ducha Świętego (por. Dz 8,18-20). Nie wolno im tego czynić i nie chcę, aby to czynili. To, co mają, otrzymali w darze, ze szczodrej miłości dobroci mojej. Więc też darmo, szczodrym sercem, z miłości chwały mojej i zbawienia dusz, winni miłościwie dawać to każdemu stworzeniu rozumnemu, które pokornie o to prosi. Nie powinni za nic żądać zapłaty, gdyż nic nie kupili; wszystko dostali darmo ode Mnie, by rozdawać innym. Ale mogą i powinni przyjmować jałmużnę; należy się im ona od tego, który otrzymuje Sakrament i który jest obowiązany, jeśli może, złożyć ofiarę, aby wspomóc ich w potrzebach doczesnych. Na was ciąży obowiązek cielesnego wyżywienia tych, co rozdają wam pokarm duchowy, łaskę, dary Ducha Świętego w świętych sakramentach. Ustanowiłem ich bowiem w świętym Kościele, aby służyli zbawieniu waszemu (por. l Kor 9,11).

I oznajmiam wam, że daję wam bez porównania więcej, niż wy im dajecie, bo nie może być porównania między rzeczami, skończonymi i przemijającymi, którymi ich wspomagacie, a Mną, Bogiem nieskończonym, którego, przez mą opatrzność i przez moją Boską miłość, kazałem im rozdawać między was. I dotyczy to nie tylko tego misterium, lecz każdej łaski duchowej, jakąkolwiek by ona była i przez jakiekolwiek stworzenie byłaby wam wyjednana, modlitwą, czy innym sposobem. Wszystkie wasze bogactwa doczesne nie dorównują ani będą mogły dorównać darom, które otrzymujecie duchowo, ani wytrzymują z nimi porównania.

Powiem ci teraz, że dobra, które im ofiarujecie, winni kapłani moi podzielić na trzy części: jedną zużyć na swe potrzeby osobiste, drugą przeznaczyć dla ubogich, trzecią oddać Kościołowi, na rzeczy, które są konieczne. Czyniąc inaczej, obraziliby Mnie.

CXV. O godności kapłanów. Jak moc sakramentów nie zmniejsza się przez winy tych, którzy ich udzielają lub którzy je przyjmują. I jak Bóg nie chce, aby świeccy przywłaszczali sobie prawo karcenia ich.

Tak czynili moi drodzy i chwalebni kapłani, ci których dostojeństwo obiecałem ci ukazać, poza godnością, którą ich zaszczyciłem, uczyniwszy ich mymi pomazańcami. Sprawując tę godność w cnocie, przyobleczeni są w to słodkie i chwalebne Słońce, którego rozdawnictwo im powierzyłem.

Spójrz na słodkiego Grzegorza, Sylwestra i tych wszystkich, którzy przed nimi i po nich byli następcami najwyższego kapłana Piotra. Temu zaś Prawda moja powierzyła klucze królestwa niebieskiego, mówiąc: Piotrze, daję ci klucze królestwa niebieskiego, a cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w niebie; a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie (Mt 16,19).

Zważ, najdroższa córko, że ukazując ci dostojeństwo ich cnoty, pełniej przedstawię ci godność, do której podniosłem mych kapłanów. Tym kluczem królestwa niebieskiego jest klucz krwi Jednorodzonego Syna mojego; tym kluczem otworzyłem życie wieczne, które długi czas było zamknięte przez grzech Adama. Kiedy dałem wam moją Prawdę, Słowo, Jednorodzonego Syna mojego, Syn mój poniósł śmierć i mękę, i przez śmierć swoją zniszczył śmierć waszą, skąpawszy was w swej krwi. Tak krew i śmierć Jego, mocą mojej natury Boskiej zjednoczonej z naturą ludzką, otworzyły życie wieczne.

Komu zostawiłem klucze tej krwi? Chwalebnemu apostołowi Piotrowi i wszystkim innym, którzy przyszli, i przyjdą po nim, aż do ostatniego dnia sądu. Wszyscy więc mają i mieć będą tę samą władzę, co Piotr i żaden z ich błędów nie umniejszy tej władzy, ani osłabi doskonałości Krwi i innych sakramentów. Bo, jak ci już rzekłem, żadna plama nie może skalać tego słońca i światła jego nie mogą stłumić ciemności grzechu śmiertelnego, znajdujące się w tym, który je rozdaje lub który je otrzymuje. Błąd ich nie może w niczym szkodzić sakramentom świętego Kościoła, ani umniejszyć ich mocy. Lecz może umniejszyć łaskę lub zwiększyć winę w tym, który je rozdaje lub w tym, który je przyjmuje w sposób niegodny.

Więc Chrystus mój na ziemi dzierży klucze krwi. Jeśli pamiętasz, ukazałem ci tę prawdę w obrazie, kiedy chciałem ci przedstawić, jaką cześć winni żywić ludzie świeccy dla mych kapłanów, dobrych czy złych, i jak obrażają Mnie brakiem szacunku. Ukazałem ci, jak wiesz, mistyczne ciało świętego Kościoła jakby w postaci piwniczki zawierającej Krew Jednorodzonego Syna mojego, ta Krew nadaje wartość wszystkim sakramentom, które mają życie tylko mocą Krwi.

Drzwi tej piwniczki strzeże Pomazaniec na ziemi, któremu powierzone było rozdawnictwo Krwi. Jemu przysługiwało ustanawianie kapłanów dla pomocy w rozdawaniu tej Krwi całemu Ciału religii chrześcijańskiej. Kto był przez Niego przyjęty i namaszczony, zostawał kapłanem, inni nie. Od Niego wyszedł cały stan klerycki i On to wyznacza każdemu jego urząd dla rozdawania tej chwalebnej Krwi.

Ponieważ On ustanowił ich swymi pomocnikami, więc do Niego też należy karcenie ich błędów. I chcę, aby tak było. Ze względu na ich dostojeństwo i godność, którymi ich obdarzyłem, wyrwałem ich ze służebnictwa, to jest, z poddaństwa u książąt doczesnych. Prawo cywilne nie może wymierzać im kary; zależą oni tylko od tego, kto ma władzę rządzenia i zawiadywania wedle prawa Boskiego. Są to moi pomazańcy i przeto mówi Pismo: Nie tykajcie moich pomazańców (Ps 104,15). W największe nieszczęście wpada człowiek, który wymierza im kary.

CXVI. Jak Bóg uważa prześladowanie świętego Kościoła i kapłanów jego za prześladowanie Jego samego. Jak grzech ten jest najcięższy z wszystkich.

Jeśli spytasz Mnie, dlaczego grzech tych, co prześladują święty Kościół, jest cięższy, niż wszystkie inne, i czemu mimo grzechów mych kapłanów nie chcę, by cześć dla nich się umniejszała, odpowiem: Bo wszelką cześć, jaką się im świadczy, oddaje się nie im, lecz Mnie, przez moc Krwi, którą im powierzyłem do rozdawania. Bez tego, mielibyście tyle czci dla nich, co dla innych ludzi, nie więcej. Z powodu tej służby, którą spełniają, winniście ich szanować. I jesteście zmuszeni przychodzić do ich rąk, nie dla nich samych, lecz dla władzy, którą poruczyłem im, jeśli chcecie przyjmować święte sakramenty Kościoła; i jeśli mogąc je przyjąć, nie chcecie tego uczynić, będziecie i umrzecie w stanie potępienia.

Więc nie im, lecz Mnie oddaje się tę cześć i tej chwalebnej Krwi (która jest jednym ze Mną, przez zjednoczenie natury Boskiej i natury ludzkiej). Jeżeli ku Mnie zwraca się cześć, tak samo Mnie dotyczy brak czci. Jak ci już rzekłem, winniście ich szanować, nie dla nich samych, lecz dla władzy, którą im dałem. Podobnież obrażając ich, obrażacie nie ich, lecz Mnie. Zabroniłem tego słowami: Nie tykajcie moich pomazańców. Nie chcę tego.

Niech nikt nie tłumaczy się, mówiąc: „Nie znieważam świętego Kościoła, nie buntuję się przeciwko niemu, powstaję tylko przeciw grzechom złych pasterzy”. Kto tak mówi, kłamie wierutnie. Miłość własna zaślepia go i nie pozwala mu widzieć jasno, lub raczej, on widzi, lecz udaje, że nie widzi, aby zagłuszyć wyrzut sumienia. Gdyby był szczery, widziałby i nawet widzi, że prześladuje nie ludzi, lecz krew Syna mego. Moja jest obraza, jak moja jest cześć. I moje też są wszystkie szkody, obelgi, zniewagi, hańby i nagany, czynione moim kapłanom. Uważam za wyrządzone Mnie wszystko, co im się wyrządza, gdyż rzekłem i powtarzam: Nie chcę, aby tykano moich pomazańców! Ja sam mam ich karać, nikt inny.

Lecz źli okazują brak czci dla Krwi i mało cenią skarb, który im dałem dla zbawienia i życia ich dusz. Nie mogą więc ani przyjąć całego Boga i Człowieka jako pokarm, ani też Go ofiarować.

Lecz ponieważ nie umieli Mnie uczcić poprzez moich kapłanów, cześć ich zmalała jeszcze przez prześladowania, które zwrócili przeciw nim, pod pozorem, że widzą w nich liczne grzechy i błędy, o których opowiem ci na innym miejscu. Gdyby naprawdę wyrażali tę cześć, którą winni mieć dla Mnie, w osobach mych kapłanów, błędy sług moich nie zniweczyłyby ich szacunku, jak nie uszczuplają w niczym, powtarzam, wagi tego Sakramentu. Więc i cześć powinna być niezmienna: umniejszyć ją to obrazić Mnie.

Obraza ta jest dla Mnie dotkliwsza, niż wszystkie inne, z licznych powodów, z których wymienię ci trzy główne.

Pierwszym jest to, że cokolwiek im czynią, Mnie czynią (por. Łk 10,16).

Drugim jest to, że przekraczają przykazanie, w którym zabroniłem powstawać przeciw moim pomazańcom, i że znieważają w ten sposób moc Krwi, którą otrzymali na chrzcie świętym. Dopuścili się nieposłuszeństwa, łamiąc mój zakaz i zbuntowali się przeciw tej Krwi, odmawiając jej czci przez srogie prześladowanie. Są więc jak członki zgniłe, odcięte od mistycznego ciała świętego Kościoła i jeśli zacinają się w tym buncie, jeśli umierają w swej pogardzie, dochodzą do potępienia wiecznego. Zaprawdę, jeśli w ostatniej chwili ukorzą się wyznając swą winę, jeśli chcą pojednać się z swą głową, a nie mogą wówczas tego uczynić, znajdą miłosierdzie: choć nie należy czekać do tej ostatniej chwili, bo nie są pewni, czy będą nią mogli rozporządzać.

Trzecim powodem, który sprawia, że błąd ich jest cięższy, niż wszystkie inne, jest to, że grzech ten popełnia się ze złości, z rozmysłem. Wiedzą oni, że z czystym sumieniem nie mogą tak znieważać mych kapłanów, a jednak czynią to, obrażają Mnie przez przewrotną pychę, bez cielesnej uciechy. Tak niszczą swą duszę i swe ciało. Dusza niszczeje przez utratę łaski i często trawi ją robak sumienia. Dobra cielesne marnują się w służbie diabła, a ciała giną, jak zwierzęta.

Więc grzech ten zwrócony jest wprost przeciw Mnie, popełnia się go bez własnej korzyści, bez zmysłowej uciechy, jedynie przez złość i pychę. Pycha ta ma źródło w miłości i w tym przewrotnym strachu, który czuł Piłat, gdy, bojąc się utracić władzę, wydał na śmierć Chrystusa, Jednorodzonego Syna mojego. Tak też czynią ci, co podnoszą rękę na mych kapłanów (por. J 19,22).

Wszystkie inne grzechy popełnia się albo z głupoty, albo z nieświadomości, albo ze złości, jeśli się wie, że się źle czyni, lecz czyni się to dla nieumiarkowanej uciechy, dla grzesznej przyjemności lub dla osobistej korzyści, którą się ciągnie z grzechu. Grzechy te przynoszą szkodę duszy, obrażają Mnie i bliźniego. Obrażają Mnie, jeśli pozbawiają Mnie czci i chwały mego imienia, do których mam prawo, obrażają bliźniego, pozbawiając go miłości. Nie dosięgają Mnie one istotnie, lecz szkodzą duszy i gniewają Mnie z powodu jej zguby.

Ale ta obraza zwrócona jest przeciw Mnie, bezpośrednio. Inne grzechy osłaniają się jakimś pozorem, popełnia się je pod płaszczykiem jakiegoś dobra, nie godzą bezpośrednio we Mnie, bo jak ci rzekłem, grzech posługuje się bliźnim i cnotami, popełnia się go przez brak miłości Boga i bliźniego, a cnota dokonuje się miłością. Obrażając bliźniego, obraża się poprzez bliźniego Mnie.

Lecz ponieważ spośród mych stworzeń rozumnych wybrałem mych kapłanów, którzy są mymi pomazańcami, jak ci rzekłem, rozdawcami Ciała i Krwi Jednorodzonego Syna mojego, waszego ciała ludzkiego zjednoczonego z moją naturą Boską, więc kiedy konsekrują, zastępują samą osobę Chrystusa, Syna mojego. Widzisz więc, że Słowu mojemu wyrządza się tę obrazę: Dotykając Jego, dotyka ona zarazem Mnie gdyż jesteśmy jednym. Ci nieszczęśliwi prześladując Krew, pozbawiają się skarbu i owocu Krwi. Przeto dotkliwsza, niż wszystkie inne, jest dla Mnie ta obraza, która się zwraca nie przeciwko mym kapłanom, lecz przeciwko Mnie. Uważam, że nie do nich należy, ani należeć powinna, cześć czy prześladowanie, lecz do Mnie, to jest do tej chwalebnej Krwi Jednorodzonego Syna mojego, który jest jednym ze Mną. Toteż zapewniam cię, że gdyby wszystkie inne grzechy, które popełnili, położyć na jednej szali, a ten jeden na drugiej, ten jeden przeważyłby tamte wszystkie, z przyczyn, które ci wyłuszczyłem. Objawiłem ci to, abyś miała jeszcze jeden powód do ubolewania nad wyrządzoną Mi obrazą i nad zgubą tych nieszczęśliwych, i aby przez boleść i gorycz duszy twojej i innych mych służebników, mocą mojej dobroci i mej miłości, rozproszyły się ciemności, które otaczają zgniłe członki, odcięte od mistycznego ciała świętego Kościoła.

Lecz nie znajduję prawie nikogo, kto by bolał z powodu prześladowań doznawanych przez tę chwalebną i drogą Krew. A iluż spotykam takich, co bezustannie godzą we Mnie strzałami zdrożnej miłości, służalczej bojaźni, i wielkiego mniemania o sobie. Jak ślepi, poczytują sobie za zaszczyt to, co jest ich hańbą, za hańbę to, co byłoby ich zaszczytem, to jest ukorzenie się głową swoją.

CXVII. Gdzie jest mowa o tych, co różnymi sposoby prześladują Kościół i kapłanów.

Te grzechy skłaniały i skłaniają ich do prześladowania Krwi. Biją we Mnie, jak ci rzekłem, i to jest prawda. W myśli przynajmniej biją we Mnie, czym mogą. Nie abym mógł otrzymać ranę lub cios. Jestem jak skała: uderzona nie doznaje szkody, lecz odsyła cios temu, który w nią bije (por. Prz 26,27). Tak samo zniewagi tych, którzy Mnie lżą, nie mogą Mnie dotknąć. Zatruta strzała grzechu wraca do nich, rani ich, pozbawiając ich w tym życiu łaski, która jest owocem Krwi. I jeśli w ostatniej chwili nie poprawią się przez świętą spowiedź i skruchę serca, pójdą na potępienie wieczne, odcięci ode Mnie i związani z diabłem, gdyż z nim zawarli przymierze. Bo skoro dusza utraci łaskę, natychmiast wpada w pęta grzechu, którymi są nienawiść cnoty i miłość występku. Z wolnej woli dali w ręce diabła te pęta, którymi on ich wiąże; nie mogliby być związani, gdyby nie chcieli.

Węzeł ten jednoczy wszystkich prześladowców Krwi, którzy też, jako członki diabła, sprawują urząd diabłów. Diabli starają się znieprawić me stworzenia, odciągnąć je od łaski i wtrącić w grzech śmiertelny, aby doprowadzić je do tego samego nieszczęścia, jakie jest ich udziałem. To samo ni mniej, ni więcej czynią ci, co stali się członkami diabła; starają się uwieść dzieci oblubienicy Chrystusa, Jednorodzonego Syna mego, zrywając jednoczący je węzeł miłości; i pozbawiwszy je owocu krwi, zakuwają je w kajdany, które sami noszą, w kajdany pychy, w kajdany zarozumiałości, w kajdany służalczej bojaźni. Z obawy, by nie stracić władzy doczesnej, tracą łaskę i przyjmują największą hańbę, jakiej zaznać mogą, wyzbywając się godności krwi. Te kajdany opieczętowane są pieczęcią ciemności: gdyż zatracili poczucie niezmiernego nieszczęścia i nędzy, w jakie popadli i w jakie wtrącają innych. Nie mając już świadomości tego, nie mogą się poprawić, lecz w zaślepieniu swym chlubią się zniszczeniem swej duszy i swego ciała.

O, najdroższa córko, bolej niewymownie na widok takiego zaślepienia i takiej nędzy tych, którzy, jak ty, są obmyci krwią, żywili się krwią, urośli krwią na łonie świętego Kościoła, a teraz strach zrobił z nich buntowników. Pod pozorem karcenia błędów kapłanów moich, których surowo zabroniłem dotykać, odłączyli się od łona swej Matki. Zgroza powinna zdjąć ciebie i innych służebników moich na samo wspomnienie tego sromotnego przymierza. Język nie zdoła wypowiedzieć jak Mi jest obrzydliwie. Co gorsza, pod płaszczykiem błędów mych kapłanów starają się osłonić i ukryć własne niegodziwości. Zapominają, że żaden płaszcz nie zabezpieczy ich przed moim spojrzeniem. Mogliby się schować przed okiem stworzeń, lecz nie przed moim. Nic nie może utaić się przede Mną, wszystko jest Mi jawne. Cóż moglibyście ukryć przede Mną, który pokochałem was i poznałem przed waszym istnieniem.

Oto jeden z powodów, dlaczego nieszczęśni ludzie światowi nie poprawiają się. Pozbawieni światła żywej wiary, nie wierzą, że ich widzę. Gdyby wierzyli prawdziwie, że znam ich zbrodnie, że każdy błąd jest karany, jak każdy dobry czyn otrzymuje nagrodę, nie popełnialiby tylu grzechów, lecz żałowaliby za te, których się dopuścili i prosiliby pokornie o moje miłosierdzie. A Ja, mocą krwi Syna mojego, udzieliłbym im miłosierdzia. Ale oni uparli się przy grzechach swoich, zwątpili o mojej dobroci, popadli w ostateczną ruinę i pozbawiwszy się światła, jak ci ślepcy, stali się prześladowcami Krwi. Prześladowania tego nie może usprawiedliwić żaden grzech w szafarzach krwi.

CXVIII. Krótkie powtórzenie tego, co było powiedziane o Kościele i jego sługach.

Rzekłem ci, najdroższa córko, o czci, którą winno się świadczyć mym pomazańcom, mimo ich błędów. Te oznaki czci, którą się im oddaje, nie należą się im gwoli ich osoby, lecz ze względu na władzę, którą im dałem. Błędy ich nie mogą w niczym osłabić ani podzielić tajemnicy Sakramentu. Tak samo nie powinny umniejszać szacunku, który się im należy, nie dla ich osób, powtarzam, lecz dla skarbu krwi.

Co się tyczy tych, którzy czynią przeciwnie, powiedziałem ci bardzo mało, w porównaniu z tym, jak ciężkim gniewem Mnie przejmuje i jak wielką szkodę przynosi nieposzanowanie i prześladowanie krwi, jak i przymierze zawarte z diabłem przeciwko Mnie. Nie możesz dość boleć nad tym.

Opowiedziałem ci w szczególności o zbrodni tych, którzy prześladują święty Kościół. To samo odnosi się do ogółu chrześcijan, którzy są w stanie grzechu śmiertelnego i tym samym gardzą krwią, pozbawiając się życia łaski. Wszyscy Mnie obrażają, lecz cięższa jest wina tych, o których mówiłem ci w szczególności.

CXIX. O dostojeństwie cnót i świętych czynów cnotliwych i świętych kapłanów. Jako mają oni właściwość słońca i jak karcą tych, którzy są im poddani.

Aby użyczyć ci nieco pociechy i ułagodzić boleść, której doznajesz z powodu ciemności tych nieszczęsnych grzeszników, powiem ci teraz o świętym życiu kapłanów moich, którzy mają, jak ci rzekłem, właściwości słońca. Woń ich cnót uśmierza zarazę grzechu, światło ich rozjaśnia ciemności występku. Zarówno przez to światło lepiej poznasz ciemności i błędy mych złych kapłanów. Otwórz więc oko intelektu i spójrz na Mnie, Słońce sprawiedliwości. Ujrzysz tam, że chwalebni kapłani moi, którzy zawiadywali Słońcem, nabrali w tej służbie właściwości Słońca.

To, co ci opowiedziałem o Piotrze, księciu apostołów, który otrzymał klucze królestwa niebieskiego, mówię również o innych, którzy w ogrodzie świętego Kościoła rozdawali światło, Ciało i Krew Jednorodzonego Syna mojego – Słońca zawsze zjednoczonego ze Mną i nigdy ode Mnie nie oddzielonego – z wszystkimi sakramentami świętego Kościoła, które mają wartość i dają życie tylko mocą krwi. Wszyscy, w różnym stopniu i każdy wedle stanu swego, mają ode Mnie władzę rozdawania łaski Ducha Świętego. Jak rozdają ją? Przez światło łaski, którego zaczerpnęli ze Światła prawdziwego.

Czy światło to jest samo? Nie: światło łaski nie może być samo ani nie może być podzielone; albo się ma je całe, albo nic. Kto jest w stanie grzechu śmiertelnego, jest pozbawiony światła łaski, a kto ma łaskę, doznaje oświecenia w oku swego intelektu dla poznania Mnie, który mu dałem łaskę i moc zachowującą tę łaskę. Przez światło to poznaje również nędzę grzechu i przyczynę grzechu, którą jest zmysłowa miłość własna. Nabiera więc nienawiści do tej samolubnej miłości i przez nienawiść tę otrzymuje ciepło miłości Boskiej w swym pożądaniu duchowym, gdyż wola idzie zawsze za poznaniem intelektu. Otrzymuje barwę tego chwalebnego światła, idąc za nauką mej słodkiej Prawdy, a nauka ta napełnia pamięć wspomnieniem dobrodziejstw tej krwi.

Jak widzisz, nie można otrzymać światła, nie otrzymując jednocześnie ciepła i barwy, gdyż one ściśle są zjednoczone i są jednym. Podobnież, jak ci to wyjaśniłem, dusza nie może posiadać jednej władzy, gotowej do przyjęcia Mnie, bez tego, aby jednocześnie wszystkie trzy nie były zjednoczone i zebrane w imię moje. Kiedy intelekt, rozjaśniony światłem wiary, wzniesie się ponad poznanie zmysłowe, aby oglądać Mnie, pociąga za sobą pożądanie duchowe, niosące miłość swą temu, co rozum widzi i ogląda, i cała pamięć napełnia się umiłowanym przedmiotem. Gdy władze są tak przygotowane, dusza uczestniczy we Mnie, Słońcu. Oświecani ją mocą moją, mądrością Jednorodzonego Syna mojego i łaskawością ognia Ducha Świętego.

Wtedy słudzy moi przyoblekają właściwości słońca, władze ich napełniają się Mną, prawdziwym Słońcem i jak ci rzekłem sprawiają czynności słońca. Słońce ogrzewa i oświeca, a ciepło jego użyźnia ziemię. To samo czynią drodzy kapłani moi. Wybrani i pomazani przeze Mnie, umieszczeni w mistycznym ciele świętego Kościoła, dla rozdawania Mnie, Słońca, czyli Ciała i Krwi Jednorodzonego Syna mojego, z innymi sakramentami, zawierającymi życie przez moc krwi, zarządzają nimi zewnętrznie i rozdają je duchowo. To jest, rozlewają w mistycznym ciele świętego Kościoła światło, które jest w nich: światło wiedzy nadprzyrodzonej, zjednoczone z barwą życia cnotliwego i świętego, zgodnego z nauką mej Prawdy i promieniują ciepłem najpłomienniejszej miłości. Ciepło ich miłości użyźnia jałowe dusze; wiedza ich oświeca je swym światłem; przykład ich świętego i uporządkowanego życia rozprasza ciemności licznych grzechów śmiertelnych i wszelkiej niewiary. Doprowadzają do ładu życiowego tych, co w sposób nieuporządkowany żyli w ciemnościach grzechu i w oziębłości przez brak łaski. Widzisz więc, że są słońcami, gdyż nabrali właściwości słońca ode Mnie, prawdziwego Słońca, stawszy się jednym ze Mną, jak i Ja z nimi, o czym opowiedziałem ci na innym miejscu.

Każdy z nich, wedle urzędu, do którego go wybrałem, rozlewał światło w świętym Kościele. Piotr przez kazania, przez naukę, w końcu przez krew; Grzegorz przez wiedzę, przez Pismo Święte, przez zwierciadło swego życia; Sylwester przez walkę z niewiernymi, głównie przez rozprawy i dowody najświętszej wiary, które dał w słowach i w czynach, przez cnotę otrzymaną ode Mnie. Jeśli spojrzysz na Augustyna i chwalebnego Tomasza, na Hieronima i innych, zobaczysz, jakie potoki światła zlali na tę oblubienicę, tępiąc błędy. Byli jak świece na świeczniku, a tak prawdziwie, tak doskonale pokorni.

Głodni chwały mojej i zbawienia dusz, spożywali ten pokarm z rozkoszą u stołu najświętszego krzyża. A męczennicy! Krew ich wzbijała woń przed me oblicze. Przez woń swej krwi i cnót złączoną z światłem ich wiedzy, pobudzali oblubienicę do wydawania owoców, krzewili wiarę i błądzący w ciemnościach spieszyli do światła, które z nich promieniowało. Prałaci postawieni na wysokich urzędach przez mego Chrystusa ziemskiego, składali Mi swym świętym i cnotliwym życiem ofiarę sprawiedliwości. Ta perła sprawiedliwości, ujęta w pokorę i najgorętszą miłość, dzięki światłu rozeznania lśniła w nich i w ich poddanych. W nich przede wszystkim; bo sprawiedliwie oddawali Mi to, co Mi się należy, składali Mi cześć i chwałę. Sobie zostawiali nienawiść i pogardę własnej zmysłowości. Brzydzili się występkiem i lgnęli do cnoty z całą miłością dla Mnie i bliźniego. Pokora ich deptała pychę. Jak aniołowie przystępowali do stołu ołtarza; z czystością serca i ciała, z szczerością ducha odprawiali ofiarę, płonąc ogniem miłości. Wymierzywszy wpierw sprawiedliwość sobie, wymierzali ją swoim poddanym; chcąc, aby żyli w sposób święty, napominali ich bez służalczej bojaźni, bo nie dbali o siebie samych, lecz myśleli tylko o chwale mojej i zbawieniu dusz. Byli dobrymi pasterzami, naśladując samego dobrego Pasterza, Prawdę moją, którego wam dałem, aby prowadził was, moje owieczki i oddał za was swe życie (por. J 10,11).

Szli w Jego ślady, karcili członki, nie pozwalając im gnić bez poprawy; napominali nakładając na ranę grzechu maść dobrotliwości, lecz i wypełniając ją srogim ogniem nagany i pokuty, lżejszej lub cięższej, zależnie od wagi grzechu. Nie bali się karać i mówić prawdy, nawet pod grozą śmierci.

Byli prawdziwymi ogrodnikami. Z gorliwością i świętą bojaźnią, wyrywali ciernie grzechów śmiertelnych, sadząc wonne zioła cnót. Toteż i poddani ich żyli w świętej i prawdziwej bojaźni i rośli, jak wonne kwiaty w ogrodzie mistycznym świętego Kościoła, gdyż oni napominali ich bez służalczej bojaźni, której nie znali. Wolni od jadu grzechu, przestrzegali świętej sprawiedliwości, ganiać mężnie i bez strachu. Ta perła, która w nich lśniła, zlewała pokój i światło w dusze mych stworzeń i utrzymywała je w świętej bojaźni i w zjednoczeniu serc. Chcę, abyś wiedziała, że jeśli tak wielka ciemność spadła na świat, jeśli istnieje takie rozdwojenie między kapłanami, świeckimi i zakonnikami, między klerem i pasterzami świętego Kościoła, jedyną tego przyczyną jest to, że zgasło światło sprawiedliwości i ciemność niesprawiedliwości zaległa ziemię.

Jakikolwiek urząd zajmuje się w prawie cywilnym czy w prawie boskim, nie można się na nim utrzymać w stanie łaski, bez świętej sprawiedliwości (por. Prz 16,12). Kto nie jest karcony i nie karci, jest jak członek, który zaczyna gnić; gdy zły lekarz przykłada od razu tylko maść do rany, nie wypaliwszy jej przedtem, wtedy całe ciało zakaża się i gnije.

To samo dotyczy prałatów i innych dostojników, którzy widzą, że poddany ich zakażony jest zgnilizną grzechu śmiertelnego; jeśli poprzestaną na przyłożeniu maści pochlebstwa, nie uciekając się do nagany, chory członek nie ozdrowieje nigdy, lecz zakazi inne członki, zjednoczone z pierwszym w tym samym ciele, pod jednym pasterzem. Gdyby natomiast byli prawdziwymi i dobrymi lekarzami, jakimi byli ci chwalebni pasterze, użyliby maści dopiero po wypaleniu rany ogniem nagany. Gdyby zaś członek ten upierał się przy swym występku, odcięliby go od zgromadzenia, aby nie zakażał innych zarazą grzechu śmiertelnego.

Lecz oni nie postępują tak: udają raczej, że nic nie widzą. Wiesz czemu? Bo korzeń miłości własnej żyje w nich i wydaje złą odrośl służalczej bojaźni. Boją się utracić stanowisko, dobra doczesne i wysokie urzędy, więc milczą. Czynią, jak ślepcy, którzy nie wiedzą, jak utrzymać się na stanowisku. Gdyby wiedzieli, że zachowuje się je tylko przez sprawiedliwość, przestrzegaliby jej. Lecz ponieważ są pozbawieni światła, nie rozumieją tego. Wydaje się im, że zachowają się przez niesprawiedliwość, nie karcąc błędów swych poddanych. Ale zwodzi ich własna namiętność zmysłowa, żądza władzy i przewodzenia.

Nie karcą i dlatego, że czują w sobie te same błędy, lub jeszcze większe. Świadomość własnych błędów odbiera im zapał i stanowczość. Spętani służalczą bojaźnią, udają, że nic nie widzą. A jeśli nie mogą nie widzieć, wstrzymują się od nagany, dając się ująć pochlebstwom i licznym darom, nawet sami wynajdują usprawiedliwienia, byle nie karać. Do nich odnoszą się słowa, które wyrzekła moja Prawda: Ślepi są i wodzowie ślepych; a ślepy jeśliby ślepego prowadził, obaj w dół wpadają (Mt 15,14; Łk 6,39).

Nie tak czynili i czynią dziś jeszcze – jeśli z nich jaki pozostał – moi drodzy słudzy, o których ci rzekłem, że mieli przymioty i właściwości słońca. I zaprawdę są słońcami. Nie ma w nich ciemności grzechu, nie ma zaślepienia, gdy idą za nauką mej Prawdy. Nie są letni; gdyż płoną ogniem mej miłości. Gardzą wielkością, zaszczytami i rozkoszami świata. Kto nie pożąda władzy ani dostojeństw, ten nie boi się ich utracić i karci odważnie. Kto ma czyste sumienie, nie boi się niczego.

Toteż nic nie kaziło tej perły w pomazańcach moich, w Chrystusach moich. Przeciwnie, jaśniała pełnym blaskiem. Ślubowali dobrowolne ubóstwo, szukali poniżenia z głęboką pokorą, nie troszcząc się o szyderstwa, zniewagi, obmowy, obelgi, hańby, męki i udręczenia ze strony ludzi. Bluźniono im, a oni błogosławili i przyjmowali wszystko z prawdziwą cierpliwością, jak aniołowie ziemscy i więcej niż aniołowie, nie z natury, lecz przez powołanie, przez nadprzyrodzoną, daną im przeze Mnie, łaskę rozdawania Ciała i Krwi Jednorodzonego Syna mojego.

I zaiste są aniołami. Anioł, którego postawiłem na waszej straży, udziela wam świętych i dobrych natchnień. Słudzy moi też byli aniołami. Dobroć moja powierzyła im straż nad wami. Nie spuszczali oka z dusz im powierzonych, jak dobrzy stróże, i budzili w nich święte i dobre myśli; bez przerwy ofiarowywali Mi za nie, w swych ciągłych modlitwach słodkie pragnienia swej miłości; bez przerwy podtrzymywali je nauką słowa i przykładem swego życia. Widzisz więc, że są aniołami, postawionymi przez ogromną moją miłość ku waszej straży, latarniami w mistycznym ciele świętego Kościoła, pewnymi przewodnikami, zdolnymi prowadzić was, ślepych, drogą Prawdy, przez dobre natchnienia, przez swe modlitwy, przez przykład swego życia, przez naukę, jak ci już rzekłem.

Z jakąż pokorą rządzili poddanymi swymi i obcowali z nimi! Z jakąż nadzieją i żywą wiarą! Nie bali się, że im i poddanym ich zabraknie dóbr doczesnych, więc szczodrze rozdawali biednym bogactwa Kościoła. Surowo przestrzegali obowiązku dzielenia na trzy części doczesnego mienia, dla potrzeb własnych, dla ubogich i dla Kościoła. Nie odkładali nic i po śmierci nie zostawili żadnego majątku, niektórzy nawet obdłużali dla biednych Kościół. Tak szczodra była ich miłość, tak wielka ufność w opatrzność Boską, że bojaźń służalcza nie miała do nich przystępu. Przeto nie bali się, że zabraknie im jakiejś rzeczy doczesnej lub duchowej.

Jest to znak, że dusza ufa Mnie, a nie sobie: nie żywi służalczej obawy. Ci, którzy pokładają nadzieję w sobie samych, boją się zawsze. Lękają się własnego cienia i pytają ciągle, czy nie zabraknie im nieba i ziemi. Z tą obawą w sercu i fałszywą ufnością, którą pokładają w swej małej wiedzy, zadręczają się nędzną troską o zdobycie i zachowanie rzeczy doczesnych, bo duchowe, zda się, odrzucili precz i nikt o nie nie dba.

Nie wiedzą ci biedni pyszałkowie bez wiary, żem Ja jest Ten, który troszczy się o wszystkie potrzeby ducha i ciała, choć opatrzność moja wymierza wam pomoc swą wedle nadziei, jaką w niej pokładacie (por. Mt 7,2; Mk 4,24; Łk 6,38). Ci nieszczęśni zarozumialcy nie pamiętają, że jestem Ten, który Jest, a oni są ci, których nie ma: istnienie swe zawdzięczają mej dobroci, jak i wszelką łaskę dodaną do istnienia. Przeto daremnie trudzi się ten, co strzeże miasta, jeśli Ja go nie strzegę (Ps 126,1). Daremny będzie wszelki trud, jeśli sądzi, że ustrzeże je własnym wysiłkiem i własnym staraniem: bo Ja sam go strzegę.

Zaprawdę chcę, abyście istnienie i łaski, które dodałem do waszego istnienia, wyzyskiwali w tym życiu dla pełnienia cnót, ćwicząc wolną wolę, którą otrzymaliście ze światłem rozumu. Gdyż stworzyłem was bez was, lecz was bez was nie zbawię. Pokochałem was, kiedy was jeszcze nie było.

Widzieli to i wiedzieli o tym moi umiłowani. Toteż kochali Mnie niewymownie. Przez tę miłość, którą żywili dla Mnie, ufali Mi tak bezgranicznie, że nie bali się niczego. Nie lękał się Sylwester, gdy stanął przed cesarzem Konstantynem, aby rozprawiać z dwunastu Żydami w obecności całego ludu. Miał żywą wiarę, więc wierzył, że, ponieważ jestem z nim, nikt nie może wziąć nad nim górę (por. Rz 8,31). Tak samo wszyscy inni. Wyzbywali się wszelkiej bojaźni, czując, że nie są sami, lecz mają sprzymierzeńca. Trwając w mej miłości, trwali we Mnie (por. l J 4,16), i ode Mnie otrzymywali światło mądrości mego Jednorodzonego Syna; ode Mnie otrzymywali moc, aby byli silni wobec książąt i tyranów świata; ode Mnie też otrzymywali ogień Ducha Świętego, uczestnicząc w Jego dobrotliwości i płomiennej miłości. Miłości tej towarzyszyło i towarzyszy, w każdym, kto chce ją przyjąć, światło wiary, nadzieja, męstwo, prawdziwa cierpliwość i nieznużona wytrwałość, aż do ostatniej chwili śmierci. Więc widzisz, że nie byli sami, mieli towarzystwo i przeto się nie bali.

Boi się tylko ten, kto czuje się sam, kto ufa tylko sobie i pozbawiony jest doskonałej miłości. Najmniejsza rzecz go przeraża. Jest sam beze Mnie, który daję duszy, posiadającej Mnie przez miłość, najwyższe bezpieczeństwo. Ci chwalebni i drodzy wybrańcy moi dowiedli, że nic nie może zastraszyć ich duszy, raczej oni byli postrachem ludzi i diabłów, ubezwładniali ich często mocą i siłą, którą im dałem nad nimi, aby odwzajemnić miłość, wiarę i nadzieję, którą pokładali we Mnie.

Język nie zdoła opowiedzieć ich cnót; oko twego intelektu nie widziało nagrody, jaką otrzymali w życiu trwałym i którą otrzyma każdy, kto pójdzie w ich ślady. Są oni w obliczu moim jak drogocenne kamienie, bo mile przyjąłem ich trudy i światło, które szerzyli z wonią swych cnót w ciele mistycznym świętego Kościoła. Przeto też powierzyłem im bardzo wysoką godność w życiu wiecznym, gdy posiedli szczęśliwość i chwałę oglądania Mnie, albowiem dali przykład uczciwego i świętego życia i rozdawali chlubne światło Ciała i Krwi Jednorodzonego Syna mojego i wszystkie inne sakramenty. Więc kocham ich miłością wielce szczególną, tak dla godności, do której ich podniosłem, czyniąc z nich moich pomazańców i służebników, jak i dlatego, że skarbu, który powierzyłem ich rękom, nie zakopali z niedbalstwa i ciemnoty (por. Mt 25,14-30; Łk 19,12-27), lecz uznali, że posiadają go ode Mnie i zawiadywali nim z gorliwością i głęboką pokorą, tymi prawdziwymi i rzetelnymi cnotami.

Ponieważ dla zbawienia dusz obdarzyłem ich tak wielkim dostojeństwem, nie przestawali nigdy, jako dobrzy pasterze, odprowadzać owieczek do owczarni świętego Kościoła. Z miłości, zgłodniali dusz, narażali się na śmierć, aby wyrwać je z rąk diabła. Chorowali, to jest czynili się chorymi, z tymi, co byli chorzy (por. l Kor 9,22). Często, aby uśmierzyć ich rozpacz i ułatwić im wyznanie choroby, udawali, że ją z nimi podzielają: „Jestem tak samo chory, jak ty”, mówili. Płakali z płaczącymi, radowali się z tymi, co się radują (por. Rz 12,15) i w ten sposób umieli dać każdemu odpowiedni pokarm. Dobrych utwierdzali w dobrem, cieszyli się ich cnotami, gdy nie pożerała ich zazdrość i serce ich wzbierało szczodrze miłością bliźniego i poddanych. Grzeszników wydobywali z grzechu, czyniąc się też grzesznikami i chorymi, z prawdziwego i świętego współczucia i oczyszczali ich z win przez pokutę, którą często z litości dzielili z nimi. Tak wielka była miłość, którą żywili dla grzeszników, że więcej cierpieli z powodu pokuty, którą zadawali, niż ci, którzy ją otrzymywali. Niekiedy nawet odprawiali ją sami, zwłaszcza, gdy widzieli, że grzesznikowi wydaje się zbyt surowa. Wtedy surowość zmieniała się w słodycz.

O ukochani moi! Z przełożonych stawali się poddanymi. Oni, panowie, stawali się sługami. Oni, święci i wolni od choroby i trądu grzechu śmiertelnego, stawali się chorymi. Byli mocni, a stawali się słabymi. Z głupcami i prostaczkami byli prostaczkami, z małymi byli mali. W ten sposób, przez pokorę i miłość, umieli przestawać z wszelkiego rodzaju ludźmi i każdemu dostarczyć odpowiedniego pokarmu.

Co dało im tę zdolność. Poczęty we Mnie głód i pragnienie chwały mojej i zbawienia dusz. Spieszyli do stołu najświętszego, aby spożywać ten pokarm; nie uchylali się od żadnej pracy, nie unikali żadnego trudu. Pełni troski o dusze, o dobro Kościoła i krzewienie świętej wiary, rzucali się w ciernie udręczeń, narażali się na niebezpieczeństwo z prawdziwą cierpliwością, wzbijając ku Mnie wonne kadzidło swych pełnych niepokoju pragnień i pokornej, ciągłej modlitwy. Namaszczali swymi łzami i potem rany bliźniego, te rany grzechów śmiertelnych, i przywracali grzesznikom doskonałe zdrowie, jeśli ci przyjmowali pokornie tak cenny balsam.

CXX. Streszczenie rozdziału poprzedniego; i o czci, jaką winno się kapłanom, dobrym, czy złym.

Pokazałem ci, najdroższa córko, odblask dostojności kapłanów moich. Mówię odblask, w porównaniu z tym, czym ona jest w rzeczywistości. Wyłożyłem ci godność, do której ich podniosłem, wybierając ich i czyniąc sługami moimi.

Z powodu tej władzy i godności, jaką ich obdarzyłem, nie chciałem i nie chcę, by ich tykały ręce świeckie, dla jakiegokolwiek ich błędu. Tykając kapłanów moich, obrażają Mnie w sposób nędzny. Natomiast chcę, aby okazywano im należną cześć nie ze względu na nich, jak ci rzekłem, lecz ze względu na Mnie, dla władzy, którą im dałem. Cześć ta nie powinna się zmniejszać, choćby nawet zmniejszyła się ich cnota, gdyż są oni zawsze z mego ramienia, sługami słońca, rozdawcami Ciała i Krwi Syna mojego, i innych sakramentów. Godność ta należy się tak dobrym, jak i złym: wszyscy są ich szafarzami.

Doskonali, jak ci rzekłem, mają właściwości słońca: oświecają i ogrzewają bliźnich doskonałą miłością. Ciepłem tym pomagają kiełkować i rodzić owoce cnotom w duszach swych poddanych. Są też aniołami, których postawiłem wam na straży, aby was strzegli od zła i poddawali dobre myśli sercom waszym, przez święte modlitwy, przez naukę i dobry przykład swego życia, i aby wam jednocześnie służyli i rozdawali święte sakramenty, jak czyni anioł, który was strzeże i poddaje wam dobre i święte myśli (por. Hbr 1,14).

Widzisz więc, że poza godnością, do której ich podniosłem, są także godni waszej miłości, gdyż są ozdobieni wszystkimi cnotami, które zresztą powinni obowiązkowo posiadać. Winniście więc otaczać wielką czcią tych synów wybranych, którzy są jednym słońcem ze Mną przez swe cnoty, w ciele mistycznym świętego Kościoła. Jeżeli każdy człowiek cnotliwy jest godzien miłości, o ileż bardziej oni z powodu służby, którą im powierzyłem. Powinniście więc kochać ich podwójną miłością: dla ich cnót i dla godności Sakramentu, nienawidzić zaś winniście błędów tych, co żyją w sposób nędzny. Nie powinniście jednak czynić się ich sędziami. Są moimi Chrystusami i należy kochać i czcić w nich władzę, którą im dałem.

Gdyby człowiek brudny i źle odziany przyniósł wam wielki skarb, który by wam przywrócił życie, niewątpliwie z miłości dla skarbu i dla pana, który wam go przekazał, nie znienawidzilibyście posłańca, mimo jego brudu i łachmanów. Raziłby was jego wygląd, lecz pospieszylibyście, z miłości dla pana, obmyć go z brudu i ubrać czysto. Uczynić lak jest waszym obowiązkiem, wedle porządku miłości i chcę, abyście tak postępowali w stosunku do moich kapłanów, których życie jest za mało uporządkowane. Mimo swej nieczystości i łachmanów podartych przez występki, z powodu oddzielenia się od mej miłości, nie przestają przynosić wam wielkich skarbów w sakramentach świętego Kościoła, z których czerpiecie łaskę, jeśli przystępujecie do nich w sposób godny. Winniście więc ich szanować, jakiekolwiek były ich błędy, przez miłość dla Mnie, Boga wiecznego, który wam je zsyłam i przez miłość życia łaski, którą znajdujecie w tym skarbie, zawiera on bowiem całego Boga-człowieka. Ciało i Krew Syna mojego, zjednoczonego z moją naturą Boską. Winniście ubolewać nad ich grzechami, darząc je nienawiścią i starać się, przez miłość i świętą modlitwę, przyodziać ich czysto i zmyć łzami waszymi ich brud; i ofiarować w moim obliczu za nich wasze łzy i wielkie pragnienie, abym ich przyodział, przez dobroć moją, szatą miłości.

Wiecie, że chcę uczynić im laskę, jeśli się przygotują do jej przyjęcia i jeśli wy o to prosić Mnie będziecie. Bo sprzeciwia się to mej woli, aby rozdawali wam słonce w ciemnościach, wyzuci z szaty cnoty i zbrudzeni życiem niecnym. Dałem wam ich, aby byli aniołami ziemskimi i słońcem, jak ci już rzekłem. Jeśli nie są nimi, winniście modlić się za nich, ale nie wolno wam ich sądzić. Sąd pozostawcie Mnie. A Ja przez modlitwy wasze, jeśli zechcą się przygotować na jego przyjęcie, uczynię im miłosierdzie. Lecz jeśli się nie poprawią, godność, którą posiadają, stanie się ich ruiną. Ja, najwyższy sędzia, zgromię ich w ostatniej chwili śmierci i jeśli się nie poprawią i nie skorzystają z szczodrego miłosierdzia mego, będą wtrąceni w ogień wieczny.

CXXI. O grzechach i występnym życiu złych kapłanów.

Teraz posłuchaj, najdroższa córko. Abyście, ty i inni słudzy moi, byli bardziej skłonni ofiarować za nich pokorne i ustawiczne modlitwy, pokażę ci i przedstawię zbrodnicze życie zbyt wielu moich kapłanów. Gdziekolwiek spojrzysz, widzisz, że świeccy i zakonnicy, kapłani i prałaci, mali i wielcy, młodzi i starzy, ludzie różnego stanu, tylko Mnie obrażają. Wszyscy szerzą zarazę grzechu śmiertelnego. Lecz zaraza ta nie może Mnie dotknąć, ani Mi szkodzić, jest śmiertelna tylko dla nich samych.

Mówiłem ci dotąd tylko o dostojności mych sług i o cnocie dobrych, aby dać pociechę duszy twojej i abyś lepiej poznała nędzę tych nieszczęśliwych i zrozumiała, jak bardzo godni są najsurowszej nagany i najstraszliwszej kary. Jak wybrani i umiłowani moi, którzy zawiadywali cnotliwie powierzonym im skarbem, zasługują na największą nagrodę i będą jaśnieć jak perły w obliczu moim, lak tamci nędznicy otrzymają najokrutniejszą karę,

Czy wiesz, najdroższa córko, jakie jest źródło ich zbłąkania? Dowiedz się o tym z boleścią i goryczą serca swego. Jest nim samolubna miłość własna, z której urodziło się drzewo pychy z gałęzią swą, brakiem rozeznania.

W zaślepieniu swym obierają sobie za cel tylko zaszczyty i chwałę, zabiegając o wysokie urzędy, poszukując przepychu i rozkoszy cielesnych. Dla Mnie mają tylko pogardę i obrazę.. Przypisują sobie to, co nie do nich należy, a Mnie dają to, co nie jest moje. Moja jest chwała i sława imienia niego. Oto co Mnie są winni. Sobie winni są nienawiść własnej zmysłowości, przez prawdziwe poznanie siebie, w poczuciu, że nie są godni tak wielkiej tajemnicy, jaką otrzymali ode Mnie. A czynią wprost przeciwnie. Nadęci pychą, nie mogą się nasycić, pożerając ziemię bogactw i rozkoszy światowych. Są chciwi, pożądliwi i skąpi w stosunku do ubogich.

Przez tę nędzną pychę i skąpstwo, urodzone z miłości samolubnej i zmysłowej, porzucili staranie o dusze. Myślą i troszczą się tylko o rzeczy doczesne, a owieczki moje, które powierzyłem ich rękom, są owieczkami bez pasterza (por. Mt 9,36; Mk 6,37). Oni nie pasą ich, nie żywią ich ani duchowo, ani docześnie. Duchowo rozdają wprawdzie sakramenty świętego Kościoła, których mocy nie może zniszczyć ani umniejszyć żaden ich błąd. Lecz nie odżywiają dusz swymi serdecznymi modlitwami, pragnieniem łaknącym ich zbawienia, nie podnoszą ich przykładem swego uczciwego i świętego życia. I nie karmią swych ubogich poddanych rzeczami doczesnymi. Nie rozdają biednym dóbr Kościoła, które powinni dzielić na trzy części, jak ci rzekłem: dla potrzeb własnych, dla ubogich i dla użytku Kościoła. Czynią wprost przeciwnie: nie tylko nie dają tego, co powinni, ubogim, lecz nadto odzierają innych przez świętokupstwo. Chciwi na pieniądz, sprzedają łaskę Ducha Świętego (por. Dz 8,20). Często nawet dochodzą do takiej podłości, że tego, co dałem im darmo, aby je rozdawali tak sarno, odmawiają potrzebującym, póki nie napełnią sobie rąk lub nie dostaną licznych darów. Kochają swych poddanych w miarę tego, co od nich wyciągną, nie więcej. Wszystkie dochody Kościoła trwonią na zakup wspaniałych szat, aby chodzić w wytwornych sukniach, nie jak kapłani czy zakonnicy, lecz jak panowie i paziowie dworu. Lubią mieć piękne konie, liczne złote i srebrne naczynia dla ozdoby domu, wkładając w posiadanie tego, czego posiadać nie powinni, całą próżność serca, która objawia się w ich pustych i niepowściągliwych rozmowach (por. Syr 21,26). Marzą tylko o ucztach i ubóstwiają brzuch (por. Flp 3,19), jedzą i piją bez miary i niebawem wpadają w nieczystość i rozpustę.

Biada, biada temu nędznemu życiu! Marnotrawią z publicznymi ladacznicami to, co słodkie Słowo, Jednorodzony Syn mój, zdobył za cenę tak wielkiej męki na drzewie najświętszego krzyża. Rozszarpują na tysiąc sposobów i pożerają najokrutniej dusze odkupione krwią Chrystusa. I dziedzictwem ubogich żywią swe dzieci.

O przybytki diabelskie! Wybrałem was, abyście byli aniołami ziemskimi w tym życiu, a wy jesteście diabłami i przyjęliście urząd diabłów. Diabli rozsiewają ciemności, które mają w sobie i rozdają okrutne udręczenia. Wysilają się, jak mogą, aby przez napastowania i pokusy pozbawić dusze łaski i popchnąć je do grzechu śmiertelnego. Choć dusza nie może wpaść w grzech, jeśli sama nie chce, oni nie szczędzą zabiegów. To samo czynią ci nieszczęśni, niegodni zwać się mymi sługami. Są wcielonymi diabłami, gdyż przez grzechy swe pogodzili się z wolą diabła i tym samym pełnią dzieło diabłów. Rozdają Mnie, Słońce prawdziwe, wśród ciemności grzechu śmiertelnego i zlewają tak ciemności swego nieporządnego i zbrodniczego życia na inne stworzenia rozumne. Okrywają wstydem i napełniają boleścią dusze, które są świadkami ich pozbawionego wszelkiej miary postępowania. Często nawet wywołują zamęt i cierpienie w sumieniach tych, których sprowadzają ze stanu łaski i z drogi prawdy i wciągając do grzechu, wiodą na ścieżkę kłamstwa.

Jednak ci, którzy idą za nimi, nie mają usprawiedliwienia, gdyż nic nie może zmusić ich do grzechu śmiertelnego ani diabli widzialni, ani niewidzialni; nie powinni jednak brać przykładu z ich życia, ani naśladować tego, co czynią. Czyńcie to, co wam rozkażą (Mt 23,3), jak wam zaleca ma Prawda w świętej Ewangelii. Powinniście słuchać tej nauki, danej wam w ciele mistycznym świętego Kościoła, zachowanej w Piśmie Świętym i opowiadanej przez mych głosicieli, kaznodziejów zwiastujących słowa moje. Nie naśladujcie ich złego życia, jeśli nie chcecie popaść w nieszczęście, na które zasługują; nie karzcie ich też, bo obrazilibyście Mnie. Nie patrzcie na ich złe życie i bierzcie od nich tylko naukę. Karę zostawcie Mnie, bo jestem Bogiem dobrym i wiecznym, który nagradza wszelki dobry czyn i karze wszelki grzech.

Nie oszczędzę im kary ze względu na godność szafarzy moich, którą ich obdarzyłem. Przeciwnie, jeśli się nie poprawią, będą ukarani surowiej, niż wszyscy inni, gdyż więcej otrzymali od mej dobroci. Obrażając Mnie tak nikczemnie, zasługują na cięższą karę. Są to diabli, jak ci rzekłem, podczas gdy wybrani moi są aniołami i sprawują urząd aniołów.

CXXII. Jak źli kapłani rządzą się niesprawiedliwością, zwłaszcza, gdy nie karcą swych poddanych.

Powiedziałem ci, że w nich jaśnieje perła sprawiedliwości. Powiem ci teraz, że ci nieszczęśliwi biedacy noszą na piersiach jako godło niesprawiedliwość (por. Mdr 5,19; Ef 6,14). Niesprawiedliwość ta przypięta jest samolubną miłością własną, od której pochodzi. Bo miłość własna czyni ich niesprawiedliwymi dla ich dusz i dla Mnie, i zaślepia ich fałszywym sądem. Nie oddają Mi należnej chwały, i sami wyrzekają się uczciwego i świętego życia, pragnienia zbawienia dusz i głodu cnoty. Przez to stają się niesprawiedliwi dla poddanych i bliźnich swoich i nie karcą występków. Zaślepieni tchórzliwą obawą, aby nie narazić się stworzeniom, pozwalają im spać i gnić w ich nędzy. Nie widzą, że chcąc przypodobać się stworzeniom, budzą wstręt w nich i we Mnie, ich Stwórcy.

Jeśli zdarzy się niekiedy, że zdobędą się na naganę, by stworzyć sobie płaszczyk ze strzępka sprawiedliwości, nie zwracają się przeciw wielkim, których występki są często cięższe. Boją się utracić stanowisko lub życie. Ganią małych, którzy nie mogą im zaszkodzić, ani odebrać urzędu. Ci popełniają niesprawiedliwość z nędznej miłości własnej.

Miłość własna zatruła cały świat i ciało mistyczne świętego Kościoła; zachwaściła ogród tej Oblubienicy i zapełniła cuchnącymi kwiatami. Ogród ten był pięknie utrzymany, gdy uprawiali go prawdziwi ogrodnicy, moi święci kapłani; był ozdobiony mnóstwem wonnych kwiatów. Poddani, pod przewodem dobrych pasterzy nie wiedli zbrodniczego życia; byli uczciwi, cnotliwi i święci. Dziś jest inaczej. Poddani są źli, bo źli są pasterze. Oblubienica pełna jest cierni, licznych i różnych grzechów.

Nie aby mogła być dotknięta zarazą grzechu i aby moc świętych sakramentów mogła doznać jakiegoś uszczerbku. Lecz ci, którzy żywią się na łonie tej Oblubienicy, zaszczepiają zarazę w swojej duszy, tracąc godność, do której ich podniosłem. Nie umniejsza się godność sama w sobie, lecz oni sami umniejszają ją w sobie. Występki ich poniżają krew, gdyż ludzie świeccy tracą dla nich szacunek, który powinni im okazywać z powodu krwi. Ale nie powinni go odmawiać i jeśli to czynią, z powodu grzechów pasterzy, popełniają grzech nie mniejszy. Jednak ci nieszczęśliwi są zwierciadłem nędzy, choć wybrałem ich, aby byli zwierciadłem cnoty.

CXXIII. O licznych innych błędach złych kapłanów, w szczególności o uczęszczaniu do gospód, o grze i utrzymywaniu nałożnic.

Co jest źródłem takiego zepsucia duszy? Zmysłowość. Ich miłość własna uczyniła ze zmysłowości królową, a biedną duszę jej sługą. Ja uczyniłem ich wolnymi, przez krew Syna mojego, kiedy cały rodzaj ludzki został oswobodzony z niewoli szatana, spod jego władzy. Łaskę tę otrzymało wszelkie stworzenie rozumne, lecz w szczególności pomazańcy moi, których uwolniłem z niewoli świata, aby służyli tylko Mnie, Bogu wiecznemu i rozdawali sakramenty Kościoła.

Obdarzyłem ich taką wolnością, gdyż nie chciałem i nie chcę, aby jakikolwiek książę doczesny czynił się ich sędzią. Czy wiesz, najdroższa córko, jak Mi dziękują za tak wielkie dobrodziejstwo? Dziękują Mi tak, że nieustannie obrażają Mnie tyloma występkami wszelkiego rodzaju, iż język nie zdołałby tego wyrazić, a ucho nie miałoby siły wysłuchać. Chcę jednak opowiedzieć ci coś, poza tym co ci już rzekłem, abyś miała nowy powód do współczucia i łez.

Winni trwać przy stole najświętszego krzyża, przez święte pragnienie i żywić się pokarmem dusz dla chwały mojej. Winno to czynić każde stworzenie rozumne, o ileż więcej powinni to czynić ci, których wybrałem, aby rozdawali Ciało i Krew Chrystusa, ukrzyżowanego, Jednorodzonego Syna mojego, aby dawali wam przykład dobrego i świętego życia przez trudy swoje i aby żywili się waszymi duszami przez wielkie i święte pragnienie waszego zbawienia, na wzór mej Prawdy.

Ale oni mają swój stół w gospodach, gdzie klnąc i przysięgając krzywo, roztaczają publicznie swe nędze i grzechy. Są jak szaleńcy, jak ludzie bez rozumu. Występki zrobiły z nich zwierzęta. Ich czyny, gesty, słowa są jedną rozpustą. Nie wiedzą, co znaczy oficjum i jeśli je czasem odmawiają, czynią to językiem, serce ich jest dalekie ode Mnie! (por. Iz 29,13; Mt 15,8; Mk 7,6) Żyją jak nicponie i oszuści. Ponieważ przegrali swą duszę i wydali ją w ręce szatana, przegrywają teraz bogactwa Kościoła i dobra doczesne, trwoniąc to, co otrzymali mocą krwi. Przeto ubogi nie ma należnej mu części, a Kościół jest ograbiony i nie ma najpotrzebniejszych przedmiotów.

Ponieważ stali się przybytkami diabła, nie troszczą się o mój przybytek. Ozdoby, którymi powinni przystrajać świątynię i Kościół dla uczczenia krwi, umieszczają w domach, w których mieszkają. Co gorsza! Naśladują oblubieńca, który przyozdabia swą oblubienicę, ci wcieleni szatani stroją zrabowanym dobrem Kościoła swoją diablicę, z którą żyją bezecnie i wszetecznie. Bezwstydnie pozwalają im chodzić na nabożeństwa, które odmawiają sami przy ołtarzu, nie robiąc sobie nic z tego, że nieszczęsna diablica prowadzi dzieci za rękę, składa ofiarę z resztą ludu.

O diabli nad diabłami! Gdybyście przynajmniej kryli się z waszymi występkami przed oczami waszych poddanych. Tając je, obrażacie Mnie i gubicie siebie, lecz przynajmniej nie wciągacie w zatracenie innych, ujawniając przed nimi wasze zbrodnicze życie. Przykład wasz jest im nie tylko powodem do nieporzucenia swych grzechów, lecz zachęca ich do popełniania podobnych lub jeszcze cięższych. Czy to jest ta czystość jakiej żądam od kapłana, gdy przystępuje do ołtarza? Rano, z duszą zbrukaną w skalanym ciele, wstaje z łoża, gdzie leżał w grzechu śmiertelnym, w grzechu nieczystości i idzie odprawiać Mszę. O przybytku diabelski! Gdzie są czuwania nocne i uroczyste, pobożne oficjum? Gdzie ciągła, żarliwa modlitwa? A w tych godzinach nocnych miałeś przygotować się do misterium, które miałeś odprawić rano, poznając siebie i przez to poznanie uznając się niegodnym tak wysokiej czynności; poznając też Mnie, który przez moją dobroć, podniosłem cię do tej godności, bez zasługi z twej strony i uczyniłem cię mym kapłanem, abyś służył innym mym stworzeniom.

CXXIV. Jak tymi kapłanami rządzi grzech przeciwny naturze; i o pięknym widzeniu, które w związku z tym przedmiotem miała dusza.

Oznajmiam ci, najdroższa córko, że żądam od was i od kapłanów moich, w przyjmowaniu tego Sakramentu, tak wielkiej czystości, do jakiej człowiek jest zdolny w tym życiu. Co do was winniście czynić wszelkie wysiłki, aby zdobywać ją bez przerwy. Winniście myśleć, że gdyby natura anielska mogła stać się jeszcze czystsza, sami aniołowie musieliby się oczyścić do tego misterium. Lecz nie jest to możliwe: aniołowie nie potrzebują się oczyszczać, gdyż jad grzechu nie może ich dotknąć. Chcę tylko, abyś przez to wiedziała, jakiej czystości żądam od was i od nich, a zwłaszcza od nich, w tym Sakramencie. Lecz oni czynią przeciwnie. Zbrukani przystępują do tego misterium i to nie tylko z powodu nieczystości, do której jesteście skłonni przez ułomność waszej natury (choć rozum, gdy wolna wola chce tego, może opanować ten bunt), jednak ci nieszczęśni nie tylko nie powściągają tej skłonności, lecz czynią jeszcze gorzej, popełniając przeklęty grzech przeciw naturze. Są jak ślepcy i szaleńcy! Światło ich intelektu gaśnie i nie widzą już zgnilizny i nędzy, w której są pogrążeni. Grzech ten jest tak obrzydliwy dla Mnie, który jestem najwyższą i wieczną czystością, że przez ten jeden grzech zniszczyłem pięć miast z wyroku mej Boskiej sprawiedliwości (por. Mdr 10,6; Rdz 19,24-25; Iz 13,19; Rz 9,29), która nie mogła go ścierpieć. Tak wstrętny był Mi ten grzech. I nie tylko Mnie, lecz i samym diabłom (których ci nieszczęśni obrali sobie za swych panów). Nie aby czuli odrazę do złego: nie lubią oni dobra, lecz z powodu swej natury, która była naturą anielską, odpycha ich widok tego potwornego grzechu, popełnianego obecnie. Wprawdzie rzucają oni zatrutą strzałę pożądliwości, lecz, gdy dochodzi do samego grzechu, uciekają z powodu, który ci podałem.

Przed morem, jeśli pamiętasz, ukazałem ci, jak bardzo jest Mi wstrętny ten grzech i do jakiego stopnia świat jest nim zarażony. Wzniósłszy cię wtedy ponad ciebie, przez święte pragnienie i wzlot twego ducha, przesunąłem przed twymi oczami cały świat z wszystkimi narodami, które go tworzą, i mogłaś widzieć ten obrzydliwy grzech i diabłów, którzy uciekają na ten widok, jako ci rzekłem. Jak wiesz, tak wielka była twoja boleść i tak nieznośna zaraza, którą odczuwałaś w duchu, iż zdawało ci się, że konasz. Nie widziałaś miejsca, gdzie byś mogła się schronić z innymi sługami mymi, ażeby uniknąć tego trądu. Mali i wielcy, młodzi i starzy, zakonnicy i klerycy, przełożeni i poddani, panowie i słudzy, wszyscy byli zakażeni tą zarazą. Dałem ci ogólny obraz świata, nie ukazując ci poszczególnych wyjątków, których zaraza nie dotknęła. Bo wśród złych zachowałem kilku moich, dla których sprawiedliwości powściągam moją sprawiedliwość (por. Rdz 18,23-32), nie każąc kamieniom kamienować winnych ani ziemi pochłonąć ich, ani zwierzętom pożreć ich, ani diabłom porwać ich dusze i ciała. Znajduję nawet drogi i sposoby, aby uczynić im miłosierdzie, doprowadzając ich do odmiany życia i używam mych sług, którzy ustrzegli się od trądu i są zdrowi, aby modlili się za nich.

Tym ustrzeżonym ukazuję niekiedy te obrzydliwe grzechy, aby żarliwiej pragnęli zbawienia grzeszników i wzywali Mnie z większym współczuciem, z żywszą boleścią z powodu błędów bliźniego i wyrządzonej Mi obrazy i modlili się za nich. Uczyniłem tak i z tobą, jak wiesz o tym. Jeśli pamiętasz, wówczas, kiedy dałem ci poczuć lekkie tchnienie tej zarazy, doznałaś takich mdłości, że nie mogłaś dłużej wytrzymać. „O Ojcze wieczny, rzekłaś, zlituj się nade mną i nad twoimi stworzeniami. Wyrwij duszę mą z ciała, bo zdaje mi się, że nie zniosę tego dłużej. Albo ześlij mi pociechę i wskaż mi miejsce, gdzie byśmy, ja i inni słudzy twoi, mogli się schronić, aby trąd ten nie mógł nas dotknąć, ani odebrać czystości duszom i ciałom naszym''.

Odrzekłem ci, zwracając ku tobie spojrzenie tkliwości: „Córko moja, schronieniem waszym niech będzie oddawanie chwały i sławy imieniu mojemu i wzbijanie ku Mnie kadzidła ciągłej modlitwy, za tych nieszczęśliwych, pogrążonych w tak wielkiej nędzy, gdyż zasłużyli przez grzechy swoje na surowy sąd boski. Ucieczką waszą niech będzie Chrystus ukrzyżowany, Jednorodzony Syn mój. Zamieszkajcie i schrońcie się w ranie boku Jego, gdzie przez miłość, w tej naturze ludzkiej zakosztujecie mej natury Boskiej. W otwartym sercu tym znajdziecie miłość dla Mnie i dla bliźniego. Bo dla chwały mojej, Ojca wiecznego i z posłuszeństwa dla rozkazu, który Mu dałem dla waszego zbawienia, pospieszył na śmierć haniebną na najświętszym krzyżu. Patrząc na miłość tę, kosztując jej, pójdziecie za nauką Jego, będziecie żywić się u stołu krzyża, znosząc w miłości, z prawdziwą cierpliwością, bliźniego swego, jak i cierpienia, udręki, trudy, skądkolwiek przyjdą. W ten sposób zdobędziecie zasługi i unikniecie trądu”.

Taki jest sposób, który wskazałem i wskazuję tobie i innym. Jakże dusza twoja nie mogła zatracić pamięć tej zgnilizny, a oko intelektu tonęło w ciemnościach. Lecz opatrzność moja przyszła ci z pomocą. Gdyś przyjmowała Ciało i Krew Syna mojego, całego Boga i całego człowieka, w świętym Sakramencie ołtarza, na znak prawdy słów moich, odór zgnilizny wyparła woń, którą wchłonęłaś z tym Sakramentem i ciemności rozproszyło światło, które zeń spłynęło. Przez osobliwą łaskę dobroci mojej, zachowałaś w ustach, w sposób wyraźny i cielesny, woń i smak tej Krwi przez kilka dni.

Widzisz więc, najdroższa córko, jak wstrętny jest Mi ten grzech we wszelkim stworzeniu. Pomyśl, o ile bardziej odraża Mnie on w tych, których wezwałem do życia w powściągliwości. Wśród tych powściągliwych są tacy, których oderwałem od świata przez życie zakonne, innych przez włączenie ich w ciało mistyczne świętego Kościoła, a wśród nich są moi kapłani. Nie masz pojęcia, do jakiego stopnia brzydzę się tym grzechem w nich. Obraża Mnie on daleko bardziej, niż u ludzi świata oraz tych, którzy z innych względów ślubowali powściągliwość. Bo postawiłem ich, jak lampy na świeczniku (por. Mt 5,15-16), aby rozdawali Mnie, prawdziwe Słońce, w świetle swej cnoty, przez przykład uczciwego i świętego życia; a oni rozdają Mnie w ciemnościach.

Są tak pogrążeni w ciemnościach, że nie rozumieją Pisma Świętego. Pismo jest pełne światła, gdyż wybrani moi otrzymali to Pismo ode Mnie, Światła wiecznego, przez nadprzyrodzone oświecenie ich ducha. Lecz oni nie rozumieją go. Nadęci pychą, skażeni rozpustą, widzą i rozumieją tylko korę, literę, nie znajdując w niej smaku. Ich smak, smak duszy, nie jest zdrowy, jest zepsuty przez miłość własną i pychę; żołądek pełen jest nieczystości, pożądliwości i skąpstwa. Wszystkie chucie łakną zadowolenia w wyuzdanych uciechach. Bez wstydu, jawnie, popełniają grzechy. Uprawiają lichwę, której zakazałem, lecz ciężką za to poniosą karę.

CXXV. Jak te błędy kapłanów są przyczyną, że poddani nie dążą do poprawy. O występkach zakonników. O licznych szkodach, wynikających z braku poprawy.

Jakże ci kapłani, pełni tak wielkich zbrodni, mogą ganić, karcić i karać błędy swych poddanych? To niemożliwe, bo własne ich błędy odbierają im odwagę i gorliwość świętej sprawiedliwości. Jeśli niekiedy chcą ganić, występni ich poddani mogą im rzec słusznie: „Lekarzu, ulecz wpierw siebie (por. Łk 4,23), potem zaczniesz leczyć mnie i wtedy przyjmę lekarstwo, które mi podasz. Grzęźniesz sam w większych grzechach, niż ja, a mnie ganisz”.

Nic nie wskóra ten, którego nagana polega na słowach, a nie na przykładzie dobrego i porządnego życia. Przełożony, zły czy dobry, ma niewątpliwie zawsze obowiązek karcenia swych poddanych, lecz źle wywiązuje się z tego obowiązku, jeśli nie stara się poprawić ich wzorem świętego i uczciwego życia. A jeszcze bardziej winny jest ten, co nie przyjmuje pokornie nagany, czy pochodzi ona od dobrego czy złego pasterza i nie zmienia swego zbrodniczego życia. Wyrządza on zło samemu sobie, a nie innym i sam otrzyma karę za swoje grzechy.

Wszystkie te nieszczęścia, najdroższa córko, pochodzą z braku poprawy przez przykład dobrego i świętego życia. Czemuż więc pasterze nie poprawiają swych poddanych? Bo są zaślepieni miłością własną, która jest źródłem wszystkich ich niegodziwości. Poddani, pasterze, klerycy, zakonnicy troszczą się tylko o to, w jaki sposób mogliby zaspokoić swe nieporządne żądze rozkoszy.

Ach, słodka córko moja, gdzież jest posłuszeństwo zakonników? Postawiłem ich w świętym zakonie, jako aniołów, a oni są gorzej niż diabli. Powołałem ich, aby zwiastowali słowo moje nauczaniem i przykładem życia, a oni czynią tylko pusty hałas słów, nie stwarzając owoców w sercach słuchaczy. Ich kazania zmierzają bardziej do tego, aby podobać się ludziom i bawić ich uszy, niż aby oddawać Mi chwałę. Więc nie starają się żyć uczciwie, lecz wygłaszają gładkie zdania.

Ci nie sieją mego ziarna w prawdzie, bo nie starają się plewić występków, a zasadzać cnoty. Nie wyrwali cierni w swym ogrodzie, jakże więc mają tępić je w ogrodzie bliźniego? Całą ich przyjemnością jest przystrajać swe ciała, ozdabiać swe cele i wałęsać się po miastach. Dzieje się z nimi to, co z rybami, które wydostawszy się z wody giną. Przebywając poza celą, zakonnicy ci giną, w życiu pustym i bezecnym. Opuszczają celę, z której winni byli uczynić niebo, i chodzą po ulicach, odwiedzając domy krewnych i innych ludzi świeckich, wedle upodobania i z pozwoleniem swych przełożonych, którzy popuszczają im cugli, zamiast trzymać ich krótko. Ci nędzni pasterze tak mało martwią się widokiem swych podwładnych braci w rękach diabła, że często sami ich w nie wydają. Niekiedy wiedząc dobrze, że są to diabły wcielone, posyłają ich do klasztorów, do zakonnic, które same są wcielonymi diablicami, jak oni. I tak psują się wzajemnie przez mnóstwo subtelnych podstępów i forteli. Z początku diabeł zbliża ich pod płaszczykiem pobożności. Lecz ponieważ życie ich jest nędzne i rozpustne, niedługo trzymają się tych fałszywych pozorów i udana ich pobożność niebawem zaczyna wydawać owoce. Naprzód ukazują się cuchnące kwiaty nieczystych myśli ze zgniłymi liśćmi szpetnych słów, a potem nędzne igraszki, które zaspokajają ich niecne pragnienia. Kwiaty, które wydają, znasz dobrze, widziałaś je, to ich dzieci. Często dochodzi do tego, że jedno i drugie występuje ze świętego zakonu: on, jako nicpoń, ona jako pospolita nierządnica.

Wszystkich tych nieszczęść i wielu innych, przyczyną są źli przełożeni, którzy nie czuwali nad swymi poddanymi. Pozostawiali im całą wolność, sami ich wysyłali, udawali, że nie widzą ich nędzy. A ponieważ ci nie lubili przebywać w celi, więc z winy jednego i drugiego, zakonnik popadał w śmierć. Język nie zdoła wyrazić wszystkich niegodziwości i wszystkich nikczemnych sposobów, jakimi Mnie obrażają. Stali się bronią diabła i zepsucie ich rozlewa jad wewnątrz i zewnątrz: zewnątrz wśród świeckich, wewnątrz w samym zakonie. Pozbawieni są miłości braterskiej, a każdy chce się wywyższyć, każdy dąży do posiadania i wszyscy postępują wbrew przykazaniom i wbrew ślubowi, który złożyli.

Obiecali przestrzegać ustaw zakonu, a przekraczają je. Nie tylko gwałcą je sami, lecz rzucają się jak wilki zgłodniałe na owieczki, które chciałyby przestrzegać reguł, szydząc i wyśmiewając je. I myślą, nędznicy, że prześladowaniem, drwiną i szyderstwem, którymi gnębią dobrych zakonników, osłonią występki własne, lecz odkrywają je jeszcze bardziej. Takie to zło wtargnęło do ogrodów świętych zakonów. Są one święte w sobie, bo zostały ustanowione i założone przez Ducha Świętego. Więc zakon w sobie nie może być zepsuty ani skażony przez błędy podwładnych. Kto chce wstąpić do zakonu, nie powinien zważać na złych, którzy się w nim znajdują; lecz oprzeć się na ramionach zakonu, który jest silny i nie może osłabnąć, i pozostać mu wiernym aż do śmierci. Rzekłem ci, że spustoszenia te powstały z winy złych przełożonych i złych podwładnych, którzy nie przestrzegają w pełni ustaw zakonu, przekraczają prawa, gwałcą zwyczaje, nie spełniają obrzędów i wykonują regułę publicznie tylko w tym, co jest konieczne, aby zachować względy ludzi świeckich i stworzyć płaszczyk dla swych błędów. Więc, na przykład, pierwszego ślubu, którym jest posłuszeństwo ustawom, nie dotrzymują. Lecz o posłuszeństwie powiem ci na innym miejscu.

Ślubują również przestrzegać dobrowolnie ubóstwa i czystości. Jak spełniają te śluby? Spójrz na majątki i pieniądze, które posiadają osobiście wbrew wzajemnej miłości, która każe dzielić się z braćmi wszystkimi dobrami doczesnymi i duchowymi, jak tego żąda prawo ich zakonu. Lecz oni chcą tuczyć tylko siebie i swe zwierzęta; i tak jedno bydlę żywi drugie, a biedny brat umiera z zimna i głodu. Ale ten zakonnik jest ciepło ubrany, jada dobrze, nie troszczy się o brata w potrzebie i nie chce spotykać się z nim przy ubogim stole refektarza. Rozkoszą dlań jest przebywać tam, gdzie można napchać się mięsem i nasycić swoje łakomstwo.

Takiemu niepodobieństwem jest dotrzymać trzeciego ślubu czystości. Pełny żołądek nie czyni duszy czystą. Taki staje się rozpustny przez nieumiarkowane rozgrzanie krwi i tak jedno zło sprowadza drugie. Dla tych zakonników osobiste bogactwo jest także sposobnością do wielu upadków. Gdyby nie mieli co wydawać, nie żyliby tak nieumiarkowanie i nie utrzymywaliby tych podejrzanych przyjaźni. Gdy się nie ma nic do dawania, kończy się miłość czy przyjaźń, oparta nie na prawdziwej miłości, lecz tylko na miłości daru lub przyjemności, którą jedno czerpie z drugiego.

O nieszczęśliwi! W jakąż nędzę popadli przez swoje błędy, chociaż podniosłem ich do takiej godności! Uciekają od chóru, jak od zarazy i jeśli przypadkiem tam się znajdą, wzywają Mnie tylko głosem, lecz serce ich dalekie jest ode Mnie. Przyzwyczaili się przystępować do stołu ołtarza bez przygotowania, jak gdyby szli do pospolitego stołu.

Wszystkie te grzechy i wiele innych, które zamilczam, aby nie brudzić twych uszu, wynikają z niedbalstwa złych pasterzy, którzy nie karcą i nie karzą błędów podwładnych. Nie troszczą się o regułę, nie dbają o jej przestrzeganie, bo nie przestrzegają jej sami. Jak głazy będą zwalać trudne rozkazy na głowy tych, którzy chcą być posłuszni i będą karać ich za winy, których nie popełnili (por. Mt 23,4). Czynią tak, bo nie jaśnieje w nich perła sprawiedliwości, lecz niesprawiedliwości. Więc niesprawiedliwie chowają surowość i nienawiść dla tych, którzy godni są ich życzliwości i względów, a tych, którzy są członkami diabła, darzą miłością, łaską i stanowiskiem, powierzając im urzędy zakonu. Żyją jak ślepi i jak ślepi też rządzą podwładnymi i rozdzielają czynności zakonu. Jeśli nie poprawią się, ślepota ta doprowadzi ich do ciemności, do potępienia wiecznego i będą musieli zdać rachunek Mnie, najwyższemu Sędziemu z dusz swych poddanych. Źle Mi się z nich wyliczą. Przeto też otrzymają ode Mnie sprawiedliwą karę, na którą zasłużyli.

CXXVI. Jak w złych kapłanach panuje grzech rozpusty.

Dałem ci, najdroższa córko, skrót życia tych, którzy należą do zakonu i rzekłem ci, jak nędznie żyją w zgromadzeniu pod przybraniem owczym, choć są drapieżnymi wilkami (por. Mt 7,15). Teraz wracam do duchownych i szafarzy świętego Kościoła, aby opłakiwać z tobą ich grzechy. Wszystkie one wynikają w związku z trzema kolumnami występków, o których ci już mówiłem. Pokazałem ci je innym razem, skarżąc się przed tobą na ich nieczystość, na ich nadętą pychę i na ich chciwość, przez którą sprzedawali łaskę Ducha Świętego.

Jak ci rzekłem, te trzy występki są ściśle z sobą związane i wspólną podstawą ich jest miłość własna. Póki te trzy kolumny stoją prosto, póki nie obali ich ta siła, którą jest miłość cnoty, podtrzymują one duszę niewzruszenie i uparcie we wszystkich występkach. Wszystkie występki, jak się rzekło, rodzą się z miłości własnej, której pierworodnym dzieckiem jest pycha. Człowiek pyszny pozbawiony jest miłości i pycha wiedzie go do nieczystości i chciwości. Występki te wiążą się z sobą łańcuchem diabelskim.

Zważ jeszcze, najdroższa córko, jak szpetną nieczystością kalają swe ciała i dusze. Wspomniałem ci już o tym, lecz chcę opowiedzieć ci to na nowo, abyś lepiej poznała źródło mego miłosierdzia i bardziej współczuła z tymi nieszczęśliwymi. Niektórzy z nich stali się do tego stopnia diabłami, tak dalece dali się opętać miłości do stworzeń, że wprost stracili głowę. Nie dość, że nie mają najmniejszego szacunku dla mego Sakramentu i nie przywiązują żadnej wagi do godności, którą ich przyodziała ma dobroć, nie mogąc sami przez się posiąść przedmiotu swych żądz, uciekają się do zaklęć diabła. Aby zadowolić swe nieczyste myśli i urzeczywistnić swe pożądania, używając do czarów Sakramentu, który wam dałem jako pokarm życia. I te owieczki, które powierzyłem ich staraniom i których dusze i ciała paść mieli, dręczą tymi nikczemnymi sposobami i jeszcze wielu innymi, które pomijam, aby oszczędzić ci bólu. Widziałaś, jak te biedne owieczki, zbłąkane i oszalałe, załamują się w swej woli pod wpływem poczynań tych wcielonych diabłów i czynią to, czego nie chcą; a gwałt, który zadawały samym sobie, sprawiał ich ciałom okrutne cierpienia. Są jeszcze inne nieszczęścia, które znasz, więc nie ma potrzeby ci ich opowiadać. Co jest ich przyczyną? Ich bezecne i nikczemne życie.

O najdroższa córko, ciało, które zostało wyniesione ponad wszystkie chóry anielskie przez zjednoczenie mojej natury Boskiej z waszą naturą ludzką, na jakąż oni skazują nędzę! O podły i obrzydliwy człowieku, już nie człowieku, lecz bestio, ciało, które pomazałem i uświęciłem, wydajesz nierządnicom i jeszcze gorzej! Ciało twoje i całego rodzaju ludzkiego zostało uleczone z rany, którą mu zadał grzech Adama, przez ciało Jednorodzonego Syna mojego, umęczone i przebite na drzewie najświętszego krzyża! O nieszczęsny! On ci uczynił zaszczyt, a ty mu wyrządzasz hańbę! On uleczył twe rany krwią swoją, co więcej, uczynił cię szafarzem krwi, a ty go dręczysz nieczystymi i bezecnymi grzechami! Dobry pasterz umył owieczki krwią swoją (por. Ap 1,5), a ty kalasz te, które są czyste i czynisz, co możesz, by pogrążyć je w brudzie. Miałeś być zwierciadłem czystości, a jesteś wzorem rozpusty.

Wszystkich członków ciała swego używasz na popełnianie zła i we wszystkich czynach swoich sprzeciwiasz się temu, co uczyniła dla ciebie moja Prawda. Ścierpiałem, aby zawiązano Mu oczy, dla oświecenia ciebie, a ty lubieżnymi oczami swymi ciskasz zatrute strzały, śmiertelne dla duszy twojej i dla serca tych, na których patrzysz tak nikczemnie. Zniosłem, by napojono Go żółcią i octem, a ty, jak żarłoczne zwierzę rozkoszujesz się wytwornymi daniami i z brzucha czynisz sobie boga (por. Flp 3,19). Język twój zna tylko słowa sprośne i puste. Językiem tym miałeś napominać bliźniego twego, zwiastować słowo moje i odmawiać ustami i sercem oficjum, a Ja słyszę jedynie bezeceństwa, bo klniesz, kłamiesz i krzywoprzysięgasz, o ile nie posuwasz się aż do bluźnienia imieniu mojemu. Zniosłem, aby związano Mu ręce, aby wyzwolić ciebie i cały rodzaj ludzki z pęt grzechu, a ty ręce swe namaszczone i poświęcone dla rozdawania Najświętszego Sakramentu, kalasz bezecnym dotykaniem. Wszystkie czyny rąk twoich są zepsute i zwrócone ku służbie diabelskiej. O nieszczęsny! A Ja podniosłem cię do takiej godności, abyś służył jedynie Mnie i wszelkiemu stworzeniu obdarzonemu rozumem.

Chciałem, aby przebito stopy Syna mego, iżby uczynić ci z Jego ciała drabinę. Chciałem, aby otwarto Jego bok, iżbyś zobaczył tajemnicę serca. Urządziłem tam gospodę zawsze otwartą, abyście mogli poznawać i spożywać niewymowną miłość moją dla was, znajdując i oglądając moją naturę Boską zjednoczoną z waszą naturą ludzką. To serce uczy cię, że z krwi, której jesteś rozdawcą, uczyniłem ci kąpiel dla zmycia waszych nieprawości. A ty z serca swego uczyniłeś przybytek diabła. Pożądanie twoje, oznaczone przez stopy, nie zawiera i nie może mi ofiarować nic, prócz zgnilizny i hańby; stopy pożądania twego wiodą duszę tylko do jaskini diabła. Więc całym swym ciałem dręczysz ciało Syna mojego! Czyny twe sprzeciwiają się temu, co czynił On i co winniście, i jesteście obowiązani czynić, ty i wszelkie stworzenie.

Wszystkie narzędzia ciała twego są narzędziami grzechu, gdyż trzy władze duszy twej zgromadziły się w imię diabła, choć powinieneś był zgromadzić je w imię moje.

Pamięć twoja powinna być pełna dobrodziejstw, które otrzymałeś ode Mnie, a pełna jest nieczystości i wielu innych występków. Winieneś był oko intelektu twego utkwić mocą światła wiary w Chrystusie ukrzyżowanym, Jednorodzonym Synu moim, którego stałeś się szafarzem; a ty przez nędzną próżność utopiłeś je w rozkoszach, zaszczytach i bogactwach świata. Wola twoja winna kochać jedynie Mnie dla Mnie samego; a ty, nędznie umieściłeś miłość swoją w stworzeniach i w ciele swoim, i miłować będziesz zwierzęta swe bardziej, niż Mnie. Dowodem tego twa niecierpliwość wobec Mnie, gdy odbieram ci coś, co posiadasz; niezadowolenie z bliźniego twego, gdy zdaje ci się, że doznajesz od niego jakiejś szkody doczesnej. Nienawidzisz go wtedy, obrażasz go i tracisz miłość dla Mnie i dla niego. O nieszczęśliwy! Zostałeś sługą ognia Boskiej mojej miłości, a gasisz go w sobie dla swoich własnych, nieuporządkowanych uczuć i dla maluczkiej szkody ze strony bliźniego.

O córko najdroższa, oto jedna z trzech zgubnych kolumn, o których ci mówiłem.

CXXVII. Jak w kapłanach tych włada chciwość. Pożyczają na lichwę, lecz przede wszystkim sprzedają i kupują beneficja i urzędy kościelne. O szkodach, które chciwość ta wyrządziła świętemu Kościołowi.

Teraz opowiem ci o drugiej kolumnie występku, którą jest chciwość. To co Syn mój dał z taką szczodrobliwością, rozdawane jest tak skąpo. Spójrz na ciało Jego przebite na drzewie krzyża, broczące zewsząd krwią. Odkupił was nie złotem ani srebrem, lecz krwią własną (por. l P 1,18-19). Szczodrą miłością objął nie pół świata, lecz cały rodzaj człowieczy, ludzi przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Dając wam krew, dał wam zarazem ogień, gdyż wylał za was krew przez ogień miłości. Z ogniem i krwią użyczył wam mej natury Boskiej, która tak ściśle zjednoczona jest z naturą ludzką. Tej krwi zjednoczonej z mym bóstwem przez szczodrobliwość miłości, Ja uczyniłem ciebie, nędzniku, szafarzem. A ty przez chciwość pożądasz tego, co Syn mój zdobył na krzyżu. Ty, z daru Jego rozdawcą krwi, przywłaszczyłeś sobie tak zbrodniczo ten skarb, że sprzedajesz teraz łaskę Ducha Świętego duszom, które Chrystus odkupił tak wielką miłością (por. Dz 8,18-20). Chcesz, aby za to, co otrzymałeś darmo, płacili ci wierni, którzy cię o to proszą (por. Mt 10,8).

Zachłanność twoja nie każe ci karmić się duszami dla chwały mojej, lecz pożera pieniądze. Miłość twoja stała się tak ciasna w rozdawaniu tego, co otrzymałeś tak szczodrze, że nie mieszczę się w tobie przez łaskę ani bliźni twój przez miłość. Dobra doczesne, które otrzymujesz z powodu tej krwi, przyjmujesz bez liku, a sam, nędzny chciwcze, jesteś dobry tylko dla siebie. Jak złodziej i łupieżca, godny śmierci wiecznej, kradniesz jeszcze dobro ubogich i świętego Kościoła; marnotrawisz je na zbytki z kobietami i ludźmi bezecnymi; wzbogacasz nimi swych krewnych; obracasz dobro ubogich i Kościoła na swe wygody i utrzymanie swych dzieci.

O nędzniku, gdzież są dzieci twe, prawdziwe i słodkie cnoty, które powinieneś mieć? Gdzie jest płomienna miłość, którą winieneś hojnie szafować? Gdzie jest żarliwe pragnienie mej chwały i zbawienia dusz? Gdzie jest okrutny ból, którego winieneś doznawać na widok piekielnego wilka, który porywa twoje owieczki? Nic z tego. W ciasnym sercu twoim nie ma miejsca ani dla Mnie, ani dla twego bliźniego. Kochasz jedynie siebie. Znasz tylko miłość samolubną i zmysłową i miłością tą zatruwasz siebie i innych. Jesteś diabłem piekielnym. Twoja nieuporządkowana miłość pożera twoje owieczki. Żarłoczność twoja pożąda tylko tego łupu! Cóż cię obchodzi, że niewidzialny diabeł porywa dusze, gdy ty sam jesteś diabłem widzialnym, który wydaje je piekłu!

Dobrami Kościoła odziewasz i tuczysz samego siebie i innych diabłów twego otoczenia, oraz żywisz zwierzęta, te piękne konie, które trzymasz dla twej nieumiarkowanej przyjemności i bez żadnej potrzeby. Powinieneś mieć tylko to, co służy potrzebie, a nie przyjemności. Przyjemności niech szukają ludzie światowi. Twoją przyjemnością niech będzie odwiedzanie ubogich i chorych, wspieranie ich w potrzebach duchowych i doczesnych. Tylko dlatego uczyniłem cię moim szafarzem i obdarzyłem cię tak wielką godnością. Lecz ponieważ stałeś się zwierzęciem, znajdujesz upodobanie wśród zwierząt. Jesteś ślepy! Gdybyś mógł widzieć, jakie męki czekają cię, jeśli się nie poprawisz, nie postępowałbyś tak, lecz bolałbyś nad tym, coś popełnił w przeszłości i odtąd zacząłbyś żyć inaczej.

Widzisz, najdroższa córko, ile powodów mam użalać się na tych nieszczęśliwych; jak hojny byłem dla nich; a oni odpłacili Mi taką niewdzięcznością. Cóż jeszcze? Jak ci rzekłem, są tacy, co pożyczają na lichwę. Nie wywieszają godeł jak publiczni lichwiarze, lecz na różne subtelne sposoby sprzedają czas bliźniemu z czystej chciwości, czego za nic na świecie czynić nie wolno. Jeśli wręcza się im podarunek, choćby najmniejszy, a oni w myśli swej przyjmują go jako należność z racji oddanej usługi, wykraczającą ponad jej wartość, jest to lichwa, jak też lichwą jest wszystko, co było przyjęte jako zapłata za czas, na przeciąg trwania pożyczki. Ustanowiłem ich, aby zabraniali lichwy świeckim, a oni uprawiają ją sami. Nie dość tego. Jeśli ktoś przyjdzie do nich, aby zasięgnąć rady w tej sprawie, ponieważ sami obarczeni są tym występkiem i stracili w tym względzie światło rozumu, rada, którą dają, jest ciemna i podyktowana namiętnością, która włada ich duszą.

Stąd wynika mnóstwo błędów, które wypływają z ich ciasnego, chciwego i skąpego serca. Do nich stosują się słowa, które rzekła ma Prawda, gdy Syn mój, wchodząc do świątyni, zastał tam sprzedających i kupujących, i skręciwszy ze sznurów bicz, wyrzucił ich stamtąd: Dom Ojca mego jest domem modlitwy, a wyście go uczynili jaskinią zbójców (Mt 21,13; Mk 11,17; Łk 19,46).

Widzisz, najsłodsza córko, że tak jest dzisiaj. Z Kościoła mego, który jest domem modlitwy, uczynili jaskinię złodziei. Sprzedają, kupują, frymarczą łaską Ducha Świętego. Dość spojrzeć. Kto chce otrzymać przełożeństwo lub beneficjum świętego Kościoła, kupuje je. Zjednują sobie tych co stoją wyżej licznymi podarunkami, w pieniądzach czy w naturze. Ci nie zastanawiają się, czy petent jest lepszy czy gorszy. Z uprzejmości i z miłości podarunków, które otrzymali, ci nieszczęśni starają się zasadzić jadowitą roślinę w ogrodzie świętego Kościoła i wyrażają swe przychylne zdanie Chrystusowi na ziemi. I tak obie strony z pomocą fałszu oszukują Chrystusa na ziemi tam, gdzie powinni postępować z całą uczciwością i prawdą. Jeśli namiestnik Syna mojego spostrzeże oszustwo jednych i drugich, obowiązkiem jego jest ukarać winnych. Winien pozbawić podwładnego jego urzędu, jeśli się nie poprawi i nie zmieni swego życia; a temu, co kupuje, przydałoby się, w zamian za jego pieniądze, więzienie. To byłoby dlań zbawienną karą, a dla innych przykładem i przestrogą, aby nie ważyli się na taki frymark. Jeśli Chrystus na ziemi tak postąpi, spełni swój obowiązek; jeśli nie uczyni tego, grzech jego nie pozostanie bezkarny, gdy przyjdzie mu przede Mną zdać rachunek z swych owieczek.

Wierzaj Mi, córko moja, że dziś tak się nie karze. Toteż Kościół mój doszedł do takiego stanu zbrodni i obrzydliwości. Mianując prałatów, nie bada się ich życia; nikt nie pyta czy są dobrzy czy źli. Jeśli zasięga się o nich wiadomości, to u tych, którzy są wspólnikami ich grzechów i którzy gotowi są dać o nich dobre świadectwo, bo są do nich podobni. Ma się wzgląd tylko na wysokie stanowisko ubiegającego się, na jego urodzenie, na jego bogactwo, na jego wymowę i ogładę. Co gorsza, na pełnym konsystorzu podnoszą, że jest piękny fizycznie. Słyszysz, co za diabelstwo! Tam gdzie należy szukać ozdoby i piękności cnoty, oni patrzą na piękność ciała. Powinni wyszukiwać skromnych biedaków, którzy przez pokorę unikają wielkich urzędów, a oni wybierają tych, którzy zabiegają o nie tylko z próżności i nadętej pychy.

Chlubią się wiedzą. Wiedza jest w sobie dobra, nawet doskonała, jeśli ten, co ją posiada, łączy z nią dobre, uczciwe życie i szczerą pokorę, lecz w niecnym, występnym pyszałku wiedza jest trucizną. Taki uczonek rozumie Pismo Święte tylko według litery. Umysł jego tonie w ciemnościach, gdyż utracił światło rozumu i oko intelektu jego jest ślepe. W tym to świetle, wzmożonym przez światło nadprzyrodzone, Pismo Święte jest jasne i zrozumiałe, jak ci to na innym miejscu wyraźniej wyłożyłem. Widzisz więc, że wiedza jest dobra w sobie, lecz nie w tym, który robi z niej zły użytek. Stanie się ona nawet dlań mściwym ogniem, jeśli w życiu jego nie nastąpi poprawa. Toteż należy raczej brać pod uwagę święte i dobre życie, niż wiedzę tego, który się źle prowadzi. Czyni się jednak inaczej. Ludzi dobrych i cnotliwych, jeśli nie błyszczą wiedzą, uważa się za głupców i gardzi się nimi. Ubogich się pomija, gdyż nie mają czego dać.

Widzisz więc, że mój dom, który miał być domem modlitwy, gdzie miała jaśnieć perła sprawiedliwości, z światłem wiedzy złączonym z dobrym i zacnym życiem, gdzie miała unosić się woń prawdy, mój dom pełen jest kłamstwa. Ci, co w nim mieszkają, mieli zaślubić dobrowolne ubóstwo i z prawdziwą gorliwością strzec dusz i wyrywać je z rąk diabła, a oni łakną tylko bogactw. Tak ich pochłania troska o rzeczy doczesne, że nie dbają zupełnie o sprawy duchowe. Zabawa, śmiech, zbijanie i pomnażanie majątku, oto co ich zajmuje. Nędznicy ci nie widzą, że jest to najpewniejszy sposób utraty ich bogactw. Gdyby byli bogaci w cnoty i troszczyli się o dobra duchowe, jak powinni, opływaliby i w dobra doczesne, a Oblubienica moja nie spotkałaby się w tym względzie z tylu buntami  [5]. Niech więc zostawią zmarłym grzebanie zmarłych (por. Mt 8,22), a sami niech idą za nauką mej Prawdy i spełniają w sobie wolę moją, czyniąc to, do czego ich powołałem. A oni czynią wprost przeciwnie. Z nieuporządkowaną miłością i gorliwością oddają się grzebaniu rzeczy martwych i przemijających i wydzierają władzę z rąk ludzi świata. To Mnie gniewa i gubi święty Kościół. Niech zmarli grzebią zmarłych; ci którzy są powołani do rządzenia rzeczami doczesnymi, niech nimi rządzą.

Czemu rzekłem ci: Niech zmarli grzebią zmarłych (Mt 8,22)? To słowo ma dwojakie znaczenie. Zmarli są ci, którzy w grzechu śmiertelnym zajmują się rzeczami doczesnymi z nieuporządkowaną pożądliwością, gorliwością. Lecz zmarłymi mogą też być nazwani ci, którzy oddają się im po prostu. Bo dobra te są dobrami dotykalnymi, dobrami cielesnymi i zarząd nimi jest sprawą ciała. Otóż ciało w sobie jest rzeczą martwą, nie posiada życia przez się. Otrzymuje życie od duszy, uczestniczy w życiu duszy, dopóki dusza w nim mieszka; traci je, gdy się z nią rozłączy.

Więc niech pomazańcy moi, którzy winni żyć jak aniołowie, pozostawią rzeczy martwe zmarłym i niech rządzą duszami, które są istotami żywymi i nie umierają nigdy. Niech prowadzą je i rozdają im sakramenty, dary i łaski Ducha Świętego, niech żywią je pokarmem duchowym przez przykład dobrego i świętego życia. Wtedy dom mój będzie domem modlitwy, obfitującym w łaski i bogatym w cnoty. Ponieważ tego nie czynią, lecz postępują wprost przeciwnie, mogę rzec, że dom mój stał się jaskinią zbójców. Bo stali się przekupniami: sprzedają i kupują, a rządzi nimi chciwość. Uczynili z domu mego schronisko dla zwierząt, bo żyją bezecnie jak zwierzęta. Zrobili zeń stajnię, gdzie tarzają się w błocie występku. Mają w kościele swe diablice, jak ma mąż żonę w domu swoim.

Widzisz, o ile większe, niż wszystkie szkody, o których ci opowiedziałem, jest zło, które opiera się na tych dwóch kolumnach zarazy i zepsucia; są nimi nieczystość i chciwość.

CXXVIII. Jak źli kapłani opanowani są przez pychę, która przyprawia ich o stratę zmysłu prawdy; i jak przez to zaślepienie dochodzą do tego, że udają, iż konsekrują chleb i wino.

Teraz opowiem ci o trzeciej kolumnie, którą jest pycha. Umieściłem ją na ostatku, lecz jeśli jest ostatnią, jest też i pierwszą wśród wszystkich występków. Bo wszystkie występki mają swój fundament w pysze, jak wszystkie cnoty opierają się na miłości i z niej czerpią życie.

Pychę rodzi i żywi zmysłowa miłość własna, która, jak ci rzekłem, jest fundamentem tych trzech kolumn i wszystkich grzechów popełnianych przez stworzenia. Kto kocha siebie miłością nieuporządkowaną, nie ma w sobie miłości dla Mnie, bo Mnie nie kocha. Nie kochając Mnie, obraża Mnie, nie przestrzega przykazania prawa, która każe Mnie kochać nade wszystko, a bliźniego jak siebie samego. Kochając siebie miłością zmysłową, nieszczęśliwi ci nie mogą Mnie kochać ani Mi służyć; kochają świat i służą mu, gdyż miłość zmysłowa i świat są w niezgodzie ze Mną. Z powodu tej niezgody ze Mną, kto kocha świat miłością zmysłową i służy mu w sposób zmysłowy, nienawidzi Mnie, jak ten, co kocha Mnie prawdziwie, nienawidzi świata. Przeto Prawda moja rzekła: Nikt nie może dwom panom służyć (Mt 6,24; Łk 16,13), bo jeśli służy jednemu, nienawidzi drugiego. Widzisz więc, że miłość własna pozbawia duszę mej miłości i przyobleka ją w występek pychy; tym samym każdy grzech ma swe źródło w miłości własnej.

Cierpię i boleję nad każdym stworzeniem rozumnym, które tkwi w tym grzechu, lecz o ileż bardziej nad pomazańcami mymi, którzy winni być pokorni. Wszyscy wprawdzie powinni posiadać cnotę pokory, którą żywi miłość, lecz o ileż bardziej ci, którzy przydzieleni są do służby pokornego, nieskalanego Baranka, Jednorodzonego Syna mojego. Nie wstydzą się oni jednak, a z nimi cały rodzaj ludzki, wywyższać siebie, widząc, że Ja, Bóg, zniżam się do człowieka, aby zjednoczyć z waszym ciałem Słowo, Jednorodzonego Syna mojego; widząc, że Słowo to, z posłuszeństwa, które Mu nakazałem, spieszy z pokorą na śmierć haniebną na krzyżu (por. Flp 2,8).

Ma On głowę pochyloną, aby ci się pokłonić, czoło ukoronowane, aby cię ozdobić, ramiona wyciągnięte, aby cię uścisnąć, nogi przebite, aby stać przy tobie! A ty, nędzny człowiecze, którego uczynił szafarzem takiej szczodrobliwości i takiej pokory, miałeś uścisnąć krzyż, a od niego uciekasz i ściskasz się z bezecnymi i nieczystymi stworzeniami. Miałeś być silny i niewzruszony w nauce mej Prawdy, utwierdzić w niej swe serce i swego ducha, a ty toczysz się jak liść na wietrze i rozwijasz żagiel z każdym podmuchem. Powiew pomyślności nadyma się nieuporządkowaną wesołością; wiatr przeciwności wprawia cię w niecierpliwość i gniew, który jest rdzeniem pychy; gniew jest rdzeniem pychy, jak rdzeniem miłości jest cierpliwość. Toteż pyszałka skorego do gniewu wszystko drażni i gorszy.

Tak brzydzę się pychą, że strąciłem ją z nieba, gdy anioł chciał wywyższyć siebie. Pycha nie wstępuje do nieba, lecz spada w głąb piekła. Toteż Prawda moja rzekła: Kto się wywyższa, to jest przez pychę, poniżon będzie; a kto się uniża, wywyższon będzie (Mt 23,12; Łk 14,11. 18,14).

We wszystkich ludziach, jakiegokolwiek stanu, pycha jest Mi nienawistna, zwłaszcza, jak ci rzekłem, w kapłanach moich: bo umieściłem ich w stanie pokornym, aby służyli pokornemu Barankowi. A jakaż w nich pycha! Jakżeż ten nieszczęsny kapłan nie wstydzi się pysznić, widząc, że uniżyłem się do was, dając wam Słowo, Jednorodzonego Syna mego, którego szafarzem go uczyniłem, gdy Słowo z posłuszeństwa dla Mnie uniżyło się aż do haniebnej śmierci na krzyżu! Syn mój ma głowę zranioną cierniami, a ten nieszczęsny podnosi głowę przeciwko Mnie i przeciwko bliźniemu swemu. Zamiast Baranka, którym być powinien, jest trykiem i rogami pychy bodzie każdego, co się doń zbliży.

O nieszczęsny człowiecze! Nie myślisz o tym, że nie możesz Mi ujść. Czyż to jest urząd, który ci powierzyłem, abyś Mnie bódł rogami swej pychy, obrażając Mnie i bliźniego twego, gdy w sposób obelżywy i nierozumny zwracasz się przeciw niemu! Czyż to jest dobrotliwość, z jaką miałeś celebrować tajemnicę Ciała i Krwi Chrystusa, Syna mego? Stałeś się dzikim zwierzęciem i nie masz bojaźni przede Mną. Pożerasz bliźniego twego i siejesz niezgodę przez swą stronniczość; masz względy tylko dla tych, którzy ci służą i przynoszą podarki lub dla tych, którzy ci się podobają, bo życie ich podobne jest do twego. Miałeś ich karcić i ganić ich występki, a ty przeciwnie, dajesz im najgorszy przykład. Gdybyś był dobry, tępiłbyś błędy, lecz ponieważ jesteś zły, jest ci to obojętne i nie rażą cię cudze grzechy.

Gardzisz pokornymi i cnotliwymi biedakami; unikasz ich. Choć nie powinieneś tego czynić, unikasz ich słusznie; bo zgnilizna twych występków nie może znieść woni ich cnoty. Brzydzisz się widokiem ubogich mych u wyjścia. Nie spieszysz odwiedzić ich w potrzebie, widzisz, że umierają z głodu, a nie pomożesz im. Czemuż to? Bo rogi pychy twej nie chcą się uniżyć, aby spełnić mały akt pokory. Czemu nie chcą uniżyć? Bo miłość własna, która żywi pychę, włada tobą. Przeto nie chcesz zstąpić do ubogich, nie chcesz udzielać im pomocy doczesnej ani duchowej bez własnej korzyści.

O przeklęta pycho ugruntowana na miłości własnej! Jakżeś odlepiła oko ich intelektu. Zdaje im się, że kochają siebie jak najczulej, a nie widzą, że są dla siebie okrutni; mniemając, że co zyskują, tracą. Myślą, że żyją w rozkoszach, w bogactwie, w dostojeństwach, a tkwią w ubóstwie i nędzy, bo są pozbawieni bogactwa cnoty. Spadli z wysokości łaski na padół grzechu śmiertelnego. Sądzą, że widzą, a są ślepi, bo nie znają Mnie ani siebie samych. Nie znają stanu swego ani godności, do której ich podniosłem, nie znają nietrwałości i niestałości świata. Gdyby je znali, nie czyniliby sobie zeń boga. Kto im odebrał zdolność poznawania? Pycha. Przez nią stali się diabłami, choć obrałem ich za aniołów, aby byli w tym życiu aniołami ziemskimi; a oni spadli z wysokości nieba w głąb ciemności. I ciemność ta zagęszcza się, a nieprawości ich mnożą się tak, że niekiedy wpadają w grzech, o którym ci opowiem.

Niektórzy są diabłami wcielonymi do tego stopnia, że niekiedy udają, iż konsekrują chleb, a nie konsekrują go, ze strachu przed mym sądem i aby wyzbyć się wszelkiego wędzidła, które by mogło ich jeszcze powstrzymać od złych czynów. Najadłszy się i napiwszy wieczorem nad miarę, dźwigają się rano z nieczystości. Muszą uczynić zadość służbie ludu, lecz wspomnienie ich nieprawości nie pozwala im z czystym sumieniem odprawić Mszy w tym stanie. Boją się trochę mego sądu, nie z nienawiści występku, lecz z miłości własnej, którą żywią dla siebie.

Spójrz, najdroższa córko, jakie jest zaślepienie tego kapłana! Zamiast uciec się do skruchy serca i do żalu za grzech z postanowieniem poprawy, on chwyta się tego wybiegu, że nie konsekruje wcale. Jak ślepy, nie widzi, że zło, które ma popełnić, jest gorsze, niż to, które już popełnił. Czyni lud bałwochwalcą, każąc mu adorować hostię niekonsekrowaną, jakby była Ciałem i Krwią Chrystusa, Jednorodzonego Syna mojego, prawdziwego Boga i prawdziwego Człowieka, czym ona jest rzeczywiście, jeśli jest konsekrowana; lecz w tym wypadku jest tylko chlebem.

Widzisz, jak wielka to obrzydliwość i jaka jest moja cierpliwość, że ją znoszę! Jeśli się nie poprawią, wszystkie łaski moje zmienią się w potępienie.

Lecz cóż ma robić lud, aby uniknąć tego niebezpieczeństwa? Winien modlić się warunkowo: „Jeśli kapłan ten rzekł to, co rzec był powinien, wierzę prawdziwie, że jesteś Chrystus, Syn Boga żywego, dany mi za pokarm przez ogień twej niewymownej miłości, na pamiątkę twej najsłodszej męki i wielkiego dobrodziejstwa krwi, wylanej z takim żarem miłości dla obmycia nieprawości naszych”. W ten sposób lud nie zostanie zwiedziony przez ślepotę kapłana, adorując jedną rzecz zamiast drugiej. Choć grzech spada wyłącznie na złego kapłana, lecz wierni niemniej popełniliby czyn niewłaściwy.

O najsłodsza córko, kto nie pozwala ziemi pochłonąć ich? Co powstrzymuje moc moją, aby ich ubezwładnić i zmienić w nieruchome posągi w obliczu ludu dla ich zawstydzenia? Miłosierdzie moje. Powściągam samego siebie, miłosierdzie moje hamuje mą Boską sprawiedliwość, aby zwyciężyć ich siłą miłosierdzia. Lecz oni, uparci jak diabli, nic nie uznają, nie widzą miłosierdzia mego. Wierzą, że należy się im to, co otrzymują ode Mnie. Pycha zaślepia ich tak, że nie widzą, iż użyczam im tego tylko z łaski, a nie z powinności.

CXXIX. O wielu innych grzechach, które popełnia się z pychy i z miłości własnej.

Wszystko to rzekłem ci, aby ci ukazać, jak wiele masz powodów płakać gorzko nad zaślepieniem tych kapłanów, widząc ich w stanie potępienia. Chcę też, abyś poznała lepiej moje miłosierdzie i z tego miłosierdzia zaczerpnęła ufności i pełnej pewności, polecając Mi kapłanów świętego Kościoła i świat cały i prosząc Mnie o miłosierdzie nad nimi. Im więcej ofiarujesz Mi bolesnych i płomiennych pragnień, tym większą okażesz miłość, którą żywisz dla Mnie. Ponieważ nie możesz przynieść Mi żadnego pożytku, tak samo jak inni słudzy moi, winniście służyć Mi tylko za pośrednictwem tych nieszczęśliwych. Wtedy dam się ubłagać pragnieniom, łzom i modlitwom sług moich i okażę miłosierdzie Oblubienicy mojej, sprowadzając jej poprawę przez dobrych i świętych pasterzy.

Obecność dobrych pasterzy siłą rzeczy nawróci ze złej drogi podwładnych, gdyż przyczyną niemal wszystkich grzechów, które popełniają podwładni, są źli pasterze. Jeśli poprawią się istotnie, jeśli jaśnieć w nich będzie perła sprawiedliwości, lud, mając przykład w ich uczciwym i świętym życiu, nie będzie taki, jaki jest. Wiesz, jaki jest skutek tych wszystkich przewrotności? Ten, że jeden naśladuje drugiego. Czemu podwładni nie są posłuszni? Dlatego, że kiedy przełożony był podwładnym, nie słuchał sam przełożonego swego. Więc otrzymuje od podwładnych to, co dał. Ponieważ był złym podwładnym, jest złym pasterzem.

Przyczyną tych i wielu innych grzechów jest pycha, płynąca z miłości własnej. Kto był głupi i pyszny, jako podwładny, jest jeszcze głupszy i pyszniejszy, gdy jest przełożonym. Tak wielka jest głupota jego, tak głęboka ślepota, że powierzy urząd kapłański prostakowi, który ledwo umie czytać, nie zna zupełnie czynności kapłańskich, i często jest tak ciemny, że nie może nawet konsekrować, nie znając słów sakramentalnych. Przeto kapłan taki popadnie przez niewiedzę w ten sam błąd, który inni popełnili ze złości, udając, że konsekruje, choć nie konsekruje istotnie. Pasterze są jednak obowiązani wybierać tylko ludzi doświadczonych, ugruntowanych w cnocie, posiadających znajomość i zrozumienie tego, co mówią. Jednak postępują wprost przeciwne. Nie zważają ani na wiedzę, ani na wiek, liczą się tylko z własnym upodobaniem: jawnie wybierają dzieci, nie ludzi dojrzałych. Nikogo nie obchodzi, czy prowadzą uczciwe i święte życie, czy świadomi są godności, którą się im powierza i wielkości misterium, które mają odprawiać. Myśli się tylko o tym, by pomnożyć liczbę kapłanów, a nie cnotę. Ślepcy, gromadziciele ślepców (por. Mt 15,14) nie widzą, że zażądam od nich rachunku z tych czynów i z wielu innych, w ich dniu ostatnim. Mianując tak ciemnych kapłanów, powierzają im jeszcze troskę o dusze, widząc przecie, że nie są sami zdolni zatroszczyć się o siebie.

Jakżeż więc ci, którzy nie mogą rozeznać zła we własnym życiu, zdołają poznać je i karcić w innych? Nie mogą i nie chcą czynić tego, by nie potępić samych siebie. A owieczki nie mające pasterza, który by czuwał nad nimi i umiał je prowadzić, zbłąkają się łatwo i często będą pożarte i rozszarpane przez wilki. Zły pasterz nie troszczy się wcale, aby mieć psa, który szczeka na widok zbliżającego się wilka, lecz ma takiego, jakim jest sam (por. Iz 56,10). Ci kapłani i pasterze, wyzbyci troski o dusze, nie mają ani psa sumienia, ani kija sprawiedliwości. Nie karcą też rózgą; pies sumienia milczy. Nie szczeka już, aby ganić ich samych i przypominać owieczki, które zbłądziły ze ścieżki prawdy, odkąd przestały chować moje przykazania i wilk piekielny je pożera. Gdyby pies szczekał, gdyby rózga świętej sprawiedliwości spadła na ich zbłąkania, pasterz ocaliłby owieczki, które wróciłyby do owczarni. Lecz pasterz jest bez kija i bez psa, owce jego giną bez jego opieki. Pies sumienia osłabł i nie szczeka, bo nie dostaje pożywienia. Pożywieniem, którego trzeba temu psu, jest krew Baranka, Syna mojego. Gdy pamięć, która jest jakby naczyniem duszy, jest pełna krwi, sumienie żywi się nią. Wspomnienie tej krwi zapala duszę nienawiścią występku i miłością cnoty. Ta nienawiść i ta miłość oczyszczają duszę z brudu grzechu śmiertelnego, i dają siłę sumieniu, które jej strzeże. Skoro tylko jakiś wróg duszy, jakiś grzech śmiertelny przedstawia się duszy, nie tylko jako pożądanie, ale nawet jako zamysł, natychmiast pies sumienia szczeka ostrzegawczo, aż obudzi rozum i nie pozwala popełnić grzechu. Bo kto posiada sumienie, posiada sprawiedliwość.

Dlatego tacy niegodziwcy, niegodni zwać się nie tylko kapłanami, lecz nawet stworzeniami rozumnymi, gdyż stali się przez swe błędy zwykłymi zwierzętami, nie mają psa: jest on tak słaby, rzec można, że nie istnieje. Nie posiadają też rózgi świętej sprawiedliwości. Błędy ich uczyniły ich tak trwożliwymi, że boją się cienia, nie bojaźnią świętą, lecz bojaźnią służalczą. Mieli być gotowi na śmierć, aby wyrwać dusze z rąk diabła, a oni je im wydają, nie ucząc ich dobrego i świętego życia i nie chcąc znieść jednego obelżywego słowa dla ich zbawienia.

Nieraz kapłan znajdzie się wobec powierzonej mu duszy, uwikłanej w najcięższe grzechy. Dusza ta ma zobowiązania wobec innych, lecz przez nieumiarkowaną miłość dla swej rodziny, nie chcąc pozbawiać jej mienia, nie ma zamiaru wywiązać się z długu. Rzecz jest znana wielu ludziom, jak i nieszczęsnemu księdzu, któremu nawet przedstawiono tę sprawę, aby jako lekarz, którym być powinien, uzdrowił duszę. Biedny kapłan udaje się do niej, aby uczynić, co należy, lecz jedno szorstkie słowo, jedno groźne spojrzenie zbija go z tropu. Niekiedy zostaje obdarowany. Wahając się między darem a bojaźnią służalczą, pozostawia tę duszę w rękach diabła i udziela jej Sakramentu Ciała Chrystusowego, jedynego Syna mojego. Widzi i wie, że dusza ta pogrążona jest w ciemnościach grzechu śmiertelnego, a jednak, chcąc przypodobać się ludziom świata, opanowany nieumiarkowanym strachem i ujęty darem, który otrzymał, udzielił grzesznikowi świętych sakramentów i pochował go z wielkimi honorami w świętym Kościele, choć powinien był wyrzucić go z Kościoła, jak zwierzę, jak członek odcięty od ciała.

Jakaż tego przyczyna? Miłość własna i rogi pychy. Gdyby Mnie kochał ponad wszystko, gdyby kochał duszę tego biedaka, gdyby pozostał pokorny i nieustraszony, byłby starał się ocalić tę duszę.

Widzisz, ile zła wynika z tych trzech występków. Przedstawiłem ci je jako trzy kolumny, na których wspierają się inne grzechy: pycha, chciwość, nieczystość ducha i ciała. Uszy twoje nie byłyby zdolne wysłuchać wszystkich nieprawości, które popełniają te członki diabła. Widziałaś sama, dokąd prowadzi je czasem pycha, nieczystość i chciwość. Bywają dusze bardzo niedoświadczone, lecz dobrej wiary, których duch zmącony jest obawą. Umęczone skrupułami sądzą, że są opętane przez diabła. Udają się do nieszczęsnego kapłana w nadziei, że je wyzwoli i że jeden diabeł wypędzi drugiego. On w chciwości swej przyjmuje naprzód dar, po czym rozpustny, lubieżny, brutalny ten nędznik mówi do tej biednej duszy: „Udrękę, którą znosisz, da się usunąć tylko w jeden sposób”, tak niegodziwcy namawiają do położenia się razem.

O diable nad diabłami! Bo stałeś się gorszy od diabła. Wiele diabłów brzydzi się tym grzechem, a ty tarzasz się w nim, jak wieprz w błocie. Zwierzu nieczysty, czyż tego żądam od ciebie? Uczyniłem cię rozdawcą Krwi, abyś mocą Krwi wypędzał z dusz diabłów, a ty wprowadzasz ich w dusze. Nie widzisz, że siekiera Boskiej sprawiedliwości już przyłożona jest do korzenia twego drzewa? (por. Mt 3,10; Łk 3,9) Powiadam ci, że nieprawości twoje w swoim czasie i miejscu będą ci policzone z nawiązką, jeśli nie ukarzesz ich sam pokutą i skruchą serca. Nie będę miał względu dla ciebie, ponieważ jesteś kapłanem. Będziesz ukarany surowo i będziesz cierpiał za siebie i za nich. Czekają cię męki okrutniejsze, niż innych. Ani w głowie powstanie ci wtedy wypędzać diabła przez diabła pożądliwości. A tamten nędznik, który udaje się do biednej duszy, by ją rozgrzeszyć i uwolnić z pęt grzechu śmiertelnego, a podstępnie i chytrze doprowadza ją do popełnienia z nim grzechu. Nakłada on jej kajdany cięższe i haniebniejsze, niż te, z których ją miał wyzwolić. Jeśli pamiętasz, widziałaś na własne oczy stworzenie tak oszukane. Oto pasterz bez psa sumienia; tłumi nie tylko sumienie swoje, lecz i cudze.

Powołałem ich, aby w nocy odprawiali i śpiewali Boskie oficjum, a oni uciekają się do czarów i zaklęć czartowskich, aby diabeł o północy sprowadził im swymi sztuczkami te stworzenia, które kochają tak bezecnie. Zdaje im się, że one przychodzą, ale to tylko złudzenie. Nieszczęsny, czy po to cię wybrałem, abyś nocne czuwanie na to przeznaczał? Nie, miałeś noc spędzić na czuwaniu i modlitwie, aby przygotować się do odprawienia rano Mszy. Miałeś zlewać na lud woń cnoty, a nie zarazę występku. Wyniosłem cię do stanu aniołów, abyś mógł w tym życiu obcować z aniołami przez święte rozpamiętywanie i abyś w ostatnim dniu kosztował wraz z nimi życia wiecznego; a ty wolisz być diabłem i przestawać z diabłami, zanim dojdziesz do chwili śmierci.

Lecz rogi pychy twojej przebodły, w oku twego intelektu, źrenicę najświętszej wiary: utraciłeś światło i nie widzisz już, w jaką popadłeś nędzę. Nie wierzysz więc, że każdy grzech jest karany, a każde dobro nagradzane. Gdybyś w to wierzył prawdziwie, postępowałbyś inaczej; nie szukałbyś, nie chciałbyś takiego towarzystwa; grozą przejmowałby cię sam dźwięk jego imienia. Lecz ponieważ posłuszny jesteś jego woli, znajdujesz rozkosz w nim i w dziełach jego. Ślepcze nad ślepcami, proszę cię, spytaj diabła, jaką nagrodę chowa dla ciebie za usługi, które mu oddajesz. Odpowie ci, że da ci to, co sam posiada. Nie może ci nic ofiarować prócz okrutnych mąk, prócz ognia, w którym płonie ustawicznie i w który z wysokości nieba strąciła go jego pycha. Ciebie, aniele ziemski, pycha twoja strąciła z wyżyny kapłana i zaszczytów cnoty w otchłań nędz i jeśli się nie poprawisz, stoczysz się w głąb piekła.

Uczyniłeś sobie ze świata i ze siebie boga i pana. Nacieszyłeś się światem w tym życiu, twa własna zmysłowość użyła sobie na jego rozkoszach, o kapłanie, którego przyodziałem kapłaństwem, abyś gardził światem i własną zmysłowością. Powiedz teraz światu i twej zmysłowości, aby obroniła cię przede Mną, Sędzią najwyższym. Odpowiedzą, że nie mogą ci pomóc; wyszydzą cię, orzekną, że zasłużyłeś na swój los, że słusznie zostałeś zawstydzony i odrzucony przeze Mnie wobec świata.

Nie widzisz swego nieszczęścia, gdyż, jak rzekłem, zaślepia cię róg twej pychy. Ale ujrzysz je w chwili śmierci, gdy nie będziesz mógł znaleźć ratunku w żadnej twojej cnocie, aby uniknąć potępienia; masz je bowiem tylko w mym miłosierdziu, tylko w nadziei w tę słodką krew, której uczyniłem cię szafarzem. Nie będzie ona odebrana tobie, jak i innym, jeśli zaufasz krwi i miłosierdziu mojemu; lecz nikt nie powinien być tak szalony i ślepy, aby czekać do ostatniej chwili.

Pamiętaj, że w tej ostatniej chwili diabeł, świat i własna kruchość oskarżają człowieka, który żył w nieprawości. Nie pochlebiają mu już, nie ukazują mu słodyczy tam, gdzie jest tylko gorycz, dobra tam, gdzie jest tylko zło, światła tam, gdzie jest tylko ciemność, jak zwykli byli czynić za jego życia; odkrywają mu prawdę, taką jaka jest. Pies sumienia, dotąd niemy, zaczyna szczekać tak gwałtownie, że doprowadza duszę do prawie rozpaczy. Trzeba uniknąć tej ostateczności przyjmując z ufnością Krew, mimo wszystkich grzechów, które się popełniło. Bo bez porównania większe jest miłosierdzie moje, które otrzymujecie przez krew, niż wszystkie grzechy, które się popełnia na świecie. Ale niech nikt nie zwleka aż do tej ostatniej chwili, bo straszną rzeczą jest dla człowieka znaleźć się bez broni na polu bitwy wśród tylu nieprzyjaciół.

CXXX. O wielu innych grzechach, które popełniają źli kapłani.

Najdroższa córko, ci nieszczęśni, o których ci mówiłem, pozbawieni są wszelkiej rozwagi. Bo gdyby ją posiadali, nie doszliby do tylu występków, oni i inni. Wstępowaliby w ślady tych, co żyją w cnocie i woleliby umrzeć raczej, niż Mnie obrazić, zbrudzić oblicze swej duszy i uchybić godności, do której ich podniosłem. Sprawiedliwi ci pomnażali godność i piękność duszy swojej. Nie aby godność kapłana mogła być w sobie zwiększona lub zmniejszona przez zasługi lub błędy osobiste księży; lecz cnoty są ozdobą, którą mogą przystroić swą duszę; mogą zwiększyć tak jej piękność, którą otrzymała od początku, gdy stworzyłem ją na obraz i podobieństwo moje.

Ci znali prawdę dobroci mojej, piękność swej duszy i godność swoją, gdyż pycha i miłość własna nie oślepiła ich i nie pozbawiła ich światła rozumu. Byli wolni od pychy i miłości własnej, i kochali Mnie i zbawienie dusz. Lecz ci nieszczęśliwi, utraciwszy to światło, wpadają z występku w występek, aż wreszcie dochodzą bez troski do krawędzi przepaści. Z świątyni duszy swej, ze świętego Kościoła, który jest ogrodem, czynią jaskinię zwierząt.

O najdroższa córko, jakaż to obrzydliwość dla Mnie! Domy ich miały być schroniskiem dla sług moich i dla ubogich. Powinni byli mieć tam za małżonkę brewiarz, a za dzieci księgi Pisma Świętego i radować się nimi, aby dawać bliźniemu naukę i przykład dobrego życia. A domy ich stały się jaskinią nieczystości i są otwarte dla osób bezecnych. Brewiarz nie jest małżonką takiego kapłana, chyba cudzołożną. Jej miejsce zajmuje diablica, która żyje z nim w nieczystości. Księgami jego jest gromadka dzieci; wśród tych dzieci, owoców brudu i grzechu, czuje się szczęśliwy, nie znając wstydu.

Święta wielkanocne i inne dni uroczyste, kiedy powinien oddawać cześć i chwałę imieniu mojemu, przez służbę bożą i wzbijać ku Mnie kadzidło pokornych i żarliwych modlitw, on spędza na grze, na zabawie z swymi diablicami, na rozrywkach z ludźmi świeckimi, polując i łowiąc ptaki, jakby był laikiem i dworzaninem.

O nieszczęsny człowiecze, do czego doszedłeś? Miałeś łowić i chwytać dusze dla chwały i sławy imienia mojego i przebywać w ogrodzie świętego Kościoła, a ty biegasz po lasach! Jesteś sam zwierzęciem, chowasz w duszy swej mnóstwo zwierząt, którymi są grzechy śmiertelne, toteż stałeś się myśliwcem i ptasznikiem zwierząt. Ogród twej duszy zdziczał i jest pełen cierni, toteż polubiłeś zbiegać puszcze w pogoni za dzikim zwierzem.

Wstydź się, człowiecze! Spójrz na zbrodnie swoje: z jakiejkolwiek strony spojrzysz na siebie, masz czego się rumienić! Lecz ty nie wstydzisz się, bo utraciłeś świętą i prawdziwą bojaźń przede Mną. Jak bezwstydna nierządnica, chełpisz się, że zajmujesz wysokie stanowisko w świecie, że masz piękną rodzinę i liczną gromadę dzieci. Jeśli ich nie masz, starasz się je mieć, by zostali dziedzicami twego mienia. Lecz jesteś zbójem i złodziejem! Wiesz, że nie wolno ci zostawiać im tych dóbr, bo dziedzicami twymi są ubodzy i święty Kościół. O diable wcielony, pozbawiony światła, szukasz, czego nie wolno ci szukać; chlubisz i chełpisz się tym, co powinno cię okrywać wstydem i rumieńcem przede Mną, który widzę wnętrze twego serca. Sami ludzie gardzą tobą, lecz róg twojej pychy nie pozwala ci widzieć twej hańby.

O córko najdroższa, postawiłem go na moście nauki mojej Prawdy, aby rozdawał wam, podróżnym, sakramenty świętego Kościoła, a on zszedł pod most, wstąpił do rzeki rozkoszy i nędz świata. Tam pełni swą służbę, nie widząc, że pochwyci go fala śmierci i uniesie razem z diabłami, panami jego, którym służył. Daje się im wieść z prądem rzeki, nie stawiając żadnego oporu. Jeśli się nie zatrzyma, dojdzie do potępienia wiecznego z takim brzemieniem oskarżeń i nagan, że język nie zdołałby tego wypowiedzieć. Cięższa jest odpowiedzialność kapłana, niż innych świeckich. Toteż ta sama wina w nim jest surowiej karana, niż w ludziach świata. Bezlitośniejsze jest też oskarżenie, którym obarczą go jego nieprzyjaciele, gdy w chwili śmierci powstaną, by potępić jego życie, jak ci rzekłem.

CXXXI. O różnicy śmierci sprawiedliwych i śmierci grzeszników. I naprzód o śmierci sprawiedliwych.

Ponieważ opowiedziałem ci, jak świat, diabli i własna zmysłowość oskarżały przeniewiercę, wyłożę ci teraz obszerniej tę prawdę i przedstawię szczegółowo stan tych nieszczęśliwych, w ostatniej chwili, aby przejąć cię jeszcze większym współczuciem. Opowiem ci, jak różne są walki, które musi przejść dusza sprawiedliwego od walk grzesznika i jak różna jest też śmierć jednego i drugiego. Dowiesz się, jak wielki pokój, bardziej lub mniej głęboki, zależnie od doskonałości każdego, napełnia dusze sprawiedliwego w chwili śmierci.

Wiedz przede wszystkim, że wszystkie cierpienia, jakie znoszą stworzenia rozumne, mają swe źródło w woli. Gdyby wola ich była zjednoczona i pogodzona z wolą moją, nie zaznałyby żadnego cierpienia. Nie aby były wolne od wszelkiego trudu: lecz cierpienia znoszone dobrowolnie dla miłości mojej nie byłyby dla nich cierpieniami, bo znosiłyby je chętnie widząc, że taka jest wola moja. Przez świętą nienawiść, którą żywią do siebie, dusze te wypowiedziały wojnę światu, diabłu i własnej zmysłowości. Toteż w ostatniej godzinie śmierć ich jest spokojna, gdyż nieprzyjaciele ich zostali pokonani za ich życia. Świat nie może oskarżyć tej duszy, która tak dobrze poznała kłamstwa świata, że wyrzekła się świata i wszystkich rozkoszy jego. Ułomna zmysłowość i ciało nie mogą jej też oskarżyć, gdyż wędzidłem rozumu panowała nad zmysłowością, umartwiając ciało pokutą, czuwaniem, pokorną i ustawiczną modlitwą. Zmysłową wolę zabiła nienawiścią grzechu i miłością cnoty, zniszczywszy doszczętnie czułość, którą człowiek ma dla swego ciała. Przywiązanie, które dusza czuje w sposób przyrodzony dla ciała swego, sprawia, że śmierć wydaje się czymś strasznym człowiekowi, który instynktownie boi się śmierci.

Lecz w doskonałym sprawiedliwym cnota góruje nad naturą: tłumi przyrodzoną obawę, ujarzmia ją świętą nienawiścią i pragnieniem powrotu do celu. Przywiązanie przyrodzone więc nie może jej napastować i sumienie pozostaje spokojne, gdyż w ciągu życia było dobrym stróżem, szczekając każdym razem, gdy zjawiał się nieprzyjaciel, aby zdobyć miasto duszy. Jak pies, który szczeka przy bramie, gdy spostrzeże nieprzyjaciela i budzi załogę, tak pies sumienia budził czujność rozumu; i rozum łącznie z wolną wolą mógł poznać, przy świetle intelektu czy zjawia się przyjaciel czy nieprzyjaciel. Przyjacielowi, to znaczy cnocie i świętym myślom serca, rozum i wolna wola otwierały bramę z radością, z miłością i otaczały je największą troską i staraniem. Nieprzyjaciela, to znaczy występek i myśli złe, odpierały z nienawiścią i odrazą. Światło rozumu i ręka wolnej woli uzbrojona mieczem nienawiści i miłości pobiły nieprzyjaciela. Toteż w chwili śmierci sumienie nie doznaje wyrzutów, bo dobrze pełniło straż: pozostawia więc duszę w pokoju.

To prawda, że dusza, przez pokorę i dlatego, że w chwili śmierci zna lepiej wartość czasu i cenę cnoty, wyrzuca sobie, że nie dość wyzyskała ten czas. Ale nie jest to cierpienie przygnębiające, lecz raczej korzystne. Pomaga ono duszy skupić się w sobie w obecności krwi Syna mojego, pokornego i nieskalanego Baranka. Dusza nie ogląda się na swe przeszłe zasługi, gdyż nie chce ani może pokładać nadziei w swych cnotach, tylko w krwi, gdzie znalazła miłosierdzie moje. Ponieważ żyła pamięcią o krwi, więc upaja się tą krwią i pogrąża się w niej jeszcze w śmierci. Diabli nie mogą oskarżyć tej duszy o grzech, gdyż w życiu mądrość jej odniosła triumf nad ich złośliwością. Przybiegają wprawdzie, by zobaczyć, czy mogą coś zyskać. Zjawiają się w strasznej postaci, przybierają najszpetniejszy wygląd, wywołują w tej duszy mnóstwo różnych urojeń, aby ją przestraszyć. Lecz duszy wolnej od jadu grzechu, widok ich nie przejmuje strachem i przerażeniem, jak tego, co spędził życie w nieprawościach świata.

Na widok tej sprawiedliwej duszy, która z płomienną miłością uciekła się do krwi, diabli, nie mogąc znieść tego, uciekają i tylko z daleka ciskają swe strzały. Ich pociski, ich krzyki nie niepokoją tej duszy, gdyż zaczyna już ona kosztować życia wiecznego. Oko jej intelektu oświecone światłem najświętszej wiary, widzi Mnie, nieskończone i wieczne dobro, i dusza pragnie posiąść je z łaski mojej, a nie dla swoich zasług, mocą krwi Chrystusa, Syna mojego. Ku temu dobru wyciąga ramiona swej nadziei, obejmuje je uściskiem miłości, wchodząc w posiadanie jego, zanim je osiągnie, jak ci to wyłożyłem na innym miejscu. Nagle w jednej chwili, skąpana w tej krwi, przechodząc przez ciasną bramę mego Słowa, zlewa się ze Mną, oceanem pokoju. Brama i Ocean są z sobą zjednoczone, gdyż Ja i moja Prawda, Jednorodzony Syn mój, tworzymy Jedno.

Jakież wesele zalewa duszę, która widzi, że tak słodko doszła do tego przejścia! Kosztuje wreszcie dobro natury anielskiej. Jak dotychczas żyła w braterskiej miłości z bliźnim, tak teraz uczestniczy w dobru wszystkich naprawdę zażywając wzajemnej miłości braterskiej. Wszyscy, których śmierć ma tę słodycz, uczestniczą w tej szczęśliwości, lecz o ileż bardziej moi kapłani, o których ci rzekłem, że żyli jak aniołowie, bo w tym życiu mieli jaśniejsze poznanie i głębsze pragnienie mojej chwały i zbawienia dusz. Mieli nie tylko światło cnoty, które wszyscy na ogół mieć mogą, lecz poza tym nadprzyrodzonym światłem cnotliwego życia, posiadali światło świętej wiedzy, przez którą poznali lepiej moją Prawdę. Otóż kto więcej poznaje, więcej kocha, a kto więcej kocha, więcej otrzymuje. Miarą waszej zasługi jest miara waszej miłości (por. Mt 7,2; Łk 6,38).

Jeśli mnie spytasz: Czy ten, co nie posiada wiedzy, może dojść do tej miłości? Niewątpliwie, może dojść, lecz tylko wyjątkowo, a żaden wypadek poszczególny nie stanowi prawa powszechnego dla wszystkich. Ja zaś rzecz biorę ogólnie. Kapłani moi otrzymali, przez swe kapłaństwo, godność jeszcze większą. Szczególnym ich urzędem jest żywienie się duszami, dla chwały mojej. Choć wszystkim dane było i nakazane trwać w miłości bliźniego, lecz tylko im, kapłanom moim, powierzone było zawiadywanie duszami i rozdawnictwo krwi. Jeśli wywiążą się z tego obowiązku gorliwie, z napięciem cnoty, jak rzekłem, otrzymają więcej, niż inni.

O jak szczęśliwa jest dusza tych kapłanów, gdy dojdzie do chwili śmierci. Przez całe życie byli głosicielami i obrońcami wiary dla swych bliźnich. Wiara ta wniknęła w rdzeń ich duszy, przez wiarę tę widzą swe miejsce we Mnie. Nadzieja, która podtrzymywała ich życie, wspierała się tylko na mojej opatrzności. Nie pokładali nadziei w sobie, nie ufali swej własnej wiedzy. Straciwszy zaufanie do siebie, nie przywiązywali się do żadnego stworzenia w sposób nieumiarkowany. Nie kochali żadnej rzeczy stworzonej. Żyli w dobrowolnym ubóstwie. Przeto bez trudu umacniali swą nadzieję we Mnie.

Serce ich było czarą miłości, napełnioną najpłomienniejszą miłością, czarą noszącą w sobie imię moje (por. Dz 9,15), które głosili bliźniemu przykładem dobrego i świętego życia, jak i nauką mego słowa. Serce to wznosi się więc, w tej godzinie, ku Mnie z niewymowną miłością, obejmuje z wszystkich sił Mnie, który jestem jego celem i podaje Mi perłę sprawiedliwości, którą zawsze nosiło przed sobą, wymierzając słuszność wszystkim i oddając każdemu wiernie to, co mu się należy. W ten sposób, przez swą pokorę, oddaje Mnie sprawiedliwość, oddaje cześć i chwałę imieniu memu, uznając, że przez mą łaskę dane mu było spędzić czas życia z czystym i świętym sumieniem; a siebie karci, uważając, że nie jest godne tego, iż otrzymało i otrzymuje tak wielką łaskę.

Sumienie jego oddaje Mi dobre świadectwo, a Ja wedle zasługi jego, daję mu koronę sprawiedliwości (por. 2 Tm 4,8) ozdobioną cennymi perłami. To jest dobrymi uczynkami, które miłość wywiodła z jego cnót.

O aniele ziemski, szczęśliwy jesteś, że nie byłeś niewdzięczny za dobrodziejstwa, które otrzymałeś ode Mnie, że nie byłeś niedbały ani ślepy; lecz gorliwie, oświecony prawdziwym światłem, nie spuszczałeś oka z podwładnych twoich, i jak wierny, odważny pasterz, szedłeś z nauką prawdziwego i dobrego Pasterza, słodkiego Jezusa Chrystusa, Jednorodzonego Syna mojego. Toteż rzeczywiście przeszedłeś przez Niego do Mnie, skąpany i zanurzony w Jego krwi, z trzodą twych owiec, z których wiele już doprowadziłeś do życia wiecznego, przez świętą naukę i przez przykład własny, a wiele innych pozostawiasz w stanie łaski.

O córko najdroższa, widok diabła nie przestraszy tych, którzy widzą Mnie już przez wiarę i posiadają Mnie przez miłość. Nie ma w nich jadu grzechu. Ciemność i straszliwość ostatniej chwili nie przejmie ich lękiem i przerażeniem. Nie ma w nich bojaźni służalczej, jest tylko bojaźń święta. Nie boją się ułud diabła, gdyż dzięki światłu nadprzyrodzonemu i światłu Pisma Świętego znają jego podstępy, przeto dusza ich nie da się nimi omroczyć i zmącić. Tak chwalebnie przechodzą, skąpani we krwi, zgłodniali zbawienia dusz, rozgorzali miłością bliźniego. Przechodzą przez bramę Słowa, wchodzą we Mnie i dobroć moja wyznacza każdemu jego miejsce i stopień, według miary miłości, jaką mieli dla Mnie.

CXXXII. O śmierci grzeszników i ich mękach w chwili śmierci.

O, córko najdroższa, wielkie jest szczęście moich wiernych kapłanów, ale przewyższa je niedola biednych i nieszczęśliwych, o których ci mówiłem. Jakże straszliwa i pełna ciemności jest ich śmierć! W tej ostatniej godzinie, jak ci rzekłem, diabli oskarżeniami swymi napełniają ich grozą i przerażeniem. Ukazują się im w postaci tak okropnej, że nie ma męki w tym życiu, której by stworzenie nie wolało znieść, niż ścierpieć ten widok. Wyrzut sumienia budzi się wtedy z taką siłą, że toczy grzesznika do głębi duszy. Wszystkie nieumiarkowane rozkosze i zmysłowość własna, którą uczynił swą panią a rozum swój niewolnikiem, oskarżają go bezlitośnie, gdyż poznaje w tej chwili prawdę tego, czego przedtem poznać nie chciał. Poczucie swego błędu okrywa go wstydem. Widzi, że żył jak niewierny, a nie jak wierzący, bo miłość własna zasłoniła w nim źrenicę najświętszej wiary. Diabeł zadręcza go myślą o jego niewierności, aby go wtrącić w rozpacz.

Jakże ciężka jest dlań ta walka, która zastaje go bezbronnym, pozbawionym miecza miłości, który utracił, stawszy się człowiekiem diabła. Brak mu światła nadprzyrodzonego oraz wiedzy, bo go miłość nie interesowała. Róg pychy nie pozwala mu wniknąć w słodycz rdzenia miłości. Toteż w godzinie najwyższej walki nie wie, co czynić. Nie był karmiony nadzieją, gdyż nie zaufał Mnie ani krwi, której uczyniłem go rozdawcą; nadzieję swą umieścił w sobie samym, w zaszczytach i rozkoszach świata. Nie widział ten nieszczęsny wcielony diabeł, że wszystko co posiadał, było mu pożyczone, że jest dłużnikiem i musi z wszystkiego zdać sprawę przede Mną. Teraz jest sam w swej nagości, bez żadnej cnoty i gdziekolwiek się zwróci, słyszy tylko oskarżenia, ku wielkiemu swemu wstydowi.

Niesprawiedliwość, której dopuszczał się w życiu, oskarża go przed jego sumieniem i odbiera mu odwagę, aby prosić o co innego, prócz sprawiedliwości. Tak wielki jest jego wstyd i pomieszanie, że wpadłby w rozpacz, gdyby w ciągu życia nie przyzwyczaił się pokładać nadziei w moim miłosierdziu, choć z powodu grzechów ta jego nadzieja jest wielkim zuchwalstwem. Bo ten, co Mnie obraża opierając się na moim miłosierdziu, nie może rzec naprawdę, że pokłada nadzieję w miłosierdziu moim. Opiera się raczej na własnej zuchwałości, choć zdaje mu się że liczy na miłosierdzie. Jeśli w godzinie śmierci poznał swój błąd, jeśli przez świętą spowiedź odciąży swe sumienie, oczyści się z zuchwalstwa, które Mnie już nie obrazi, i pozostanie mu miłosierdzie, przez to miłosierdzie może, jeśli chce, oprzeć się na nadziei. Bez tego żaden z tych grzeszników nie ujdzie rozpaczy i przez tę rozpacz dojdzie z diabłami do potępienia wiecznego.

Z mego miłosierdzia pozwalam im mieć nadzieję na moje miłosierdzie, ale nie po to, by mogli grzeszyć, licząc na moje miłosierdzie, lecz aby pogłębiali swą miłość poprzez rozważanie mej dobroci. Lecz oni korzystają z niej odwrotnie, gdyż opierają się na nadziei w moje miłosierdzie, aby Mnie obrażać. Jednak Ja podtrzymuję w nich nadzieję w moje miłosierdzie, aby w ostatniej chwili mieli się czego chwycić i nie upadli pod brzemieniem wyrzutów, oddając się rozpaczy. Bo grzech rozpaczy obraża Mnie bardziej i jest dla nich zgubniejszy, niż wszystkie inne grzechy, które popełnili w całym swym życiu. A to dlatego, że inne grzechy popełniają z podszeptu zmysłowości własnej i niekiedy żałują za nie i mogą zbudzić w sobie taką skruchę, że otrzymają moje miłosierdzie. Lecz do grzechu rozpaczy nie popycha ich ułomność, nie pociąga doń żadna przyjemność, jest w nim tylko nieznośna męka. W rozpaczy tkwi pogarda dla mego miłosierdzia, gdyż grzesznik uważa, że błąd jego jest większy, niż miłosierdzie i dobroć moja. Popadłszy w ten grzech, nie czuje żalu, nie boleje nad obrazą moją prawdziwie, jak boleć powinien. Opłakuje tylko własne nieszczęście, nie zaś wyrządzoną mi obrazę. I tak idzie w potępienie wieczne.

Jak widzisz, tylko ten występek prowadzi go do piekła, gdzie karany jest za ten grzech i za wszystkie inne, które popełnił. Gdyby czuł ból i żal z powodu obrazy, którą Mi wyrządził, gdyby był pokładał nadzieję w moje miłosierdzie, otrzymałby je. Bo, jak ci rzekłem, miłosierdzie moje jest bez porównania większe, niż wszystkie grzechy, które mogą popełnić wszystkie stworzenia razem. Toteż najsroższą obelgą, jaką można Mi zadać, jest twierdzenie, że występek stworzenia jest większy, niż dobroć moja. Grzech ten nie zna przebaczenia ani w tym, ani w tamtym życiu. Tak bardzo brzydzę się rozpaczą, że chciałbym, aby grzesznicy, w chwili śmierci, po zbrodniczo spędzonym życiu, nabrali zaufania do miłosierdzia mego. Dlatego za ich życia używam słodkiego podstępu, każąc im ufać głęboko memu miłosierdziu. Wykarmiwszy się wewnętrznie tą ufnością, mniej są skłonni porzucić ją w chwili śmierci dla surowych, odrażających nagan, niż gdyby się nią nie wykarmili.

Wszystko to udziela im ogień i przepaść mej nieocenionej miłości. Lecz łaski tej używali w ciemnościach miłości własnej i stąd wynikło całe zło. Nie poznali jej w prawdzie; odbierali słodycz mego miłosierdzia z wielkim zuchwalstwem. I to jest drugi wyrzut, który im czyni sumienie w obecności diabłów. W czasie hojności mego miłosierdzia, gdy pokładali w nim nadzieję, winni byli pogłębiać miłość i pragnienie cnót. Na dobre uczynki winni obracać czas, który im użyczyłem z miłości. A oni używali tego czasu, pokładali nadmierną nadzieję w miłosierdziu moim, ażeby Mnie obrażać.

O ślepcze nad ślepcami! Zagrzebałeś perłę i talent, które powierzyłem twym rękom, abyś ciągnął z nich zysk. W zuchwałości swej nie chciałeś spełniać woli mojej i zagrzebałeś pod ziemią twej nieuporządkowanej i samolubnej miłości własnej mój dar, który przynosi ci teraz owoc śmierci (por. Mt 25,14-30).

O nieszczęśliwy, jakże wielka kara czeka cię teraz w tej ostatniej chwili. Widzisz teraz jasno swe nędze. Robak sumienia nie śpi i toczy cię (por. Iz 66,24; Mk 9,48). Diabły wrzeszcząc oddają ci nagrodę, którą zwykli płacić sługom swoim: zamęt i naganę. Abyś w chwili śmierci nie wymknął się z ich rąk, chcą doprowadzić cię do rozpaczy i sieją zamęt w twej duszy, abyś podzielił ich los.

O nieszczęśliwy! Godność, do której cię podniosłem, ukazuje ci się teraz w całym świetle. Wstydź się, że zamknąłeś ją w ciemnościach swojej winy. Skarby świętego Kościoła ukazują ci, że jesteś złodziejem i dłużnikiem, który winien oddać to, co należy się biednym świętemu Kościołowi. Sumienie stawia ci przed oczy to, co wydałeś na publiczne dziewki, na wychowanie dzieci, na wzbogacenie twych krewnych, co przepuściłeś przez gardło, zmarnotrawiłeś na ozdobę domu i zakup licznych naczyń srebrnych, choć winieneś był żyć w dobrowolnym ubóstwie.

Sumienie twe przypomina ci też brewiarz – Boskie oficjum, któreś zaniedbywał, nie troszcząc się o to, że przez to popadasz w grzech śmiertelny; a jeśli odmawiałeś go, czyniłeś to tylko ustami; serce twe było dalekie ode Mnie. Podwładnym swym winien byłeś czynną miłość, miałeś z całą gorliwością wychowywać ich w cnocie, dając im przykład świętego życia, karcić ich ręką miłosierdzia i rózgą sprawiedliwości. A ty czyniłeś przeciwnie i sumienie oskarża cię o to w straszliwej obecności diabłów.

A ty, prałacie, jeśli powierzyłeś przewodnictwo lub opiekę nad duszami któremu z podwładnych nieprawnie, jeśli nie rozważyłeś, komu je dałeś i w jaki sposób, stajesz przed sądem sumienia. Bo winieneś był je dać nie dla słówek pochlebnych, nie dla przypodobania się stworzeniom, ani dla podarunków, lecz tylko ze względu na cnotę, na cześć imienia mego i na zbawienie dusz. Nie czyniłeś tego i sumienie wyrzuca ci to teraz. Wobec twego sumienia i światła twego intelektu zamęt i ból ukazują ci teraz, czego nie miałeś czynić, a co uczyniłeś, i co miałeś czynić, a czego nie uczyniłeś.

Wiesz, najdroższa córko, że wyraźniej poznaje się biel obok czerni i czerń obok bieli, niż kiedy jedna jest oddzielona od drugiej. Tak samo dzieje się z tymi nieszczęśliwymi, z mymi kapłanami w szczególności, lecz też z wszystkimi grzesznikami w ogóle, gdy w chwili śmierci dusza zaczyna spostrzegać swe nieszczęście. Gdy sprawiedliwy ma uczucie szczęśliwości, przed grzesznikiem przesuwa się całe jego zbrodnicze życie. Nie trzeba, aby ktoś obcy stawił mu przed oczyma jego obraz: własne sumienie pokazuje mu występki, których się dopuścił i cnoty, które miał spełniać. Czemuż cnoty? Dla większego wstydu jego. Zestawienie cnoty i występku uwydatnia bardziej niegodziwość grzechu i im bardziej winny go sobie uświadamia, tym większego doznaje wstydu, i przeciwnie widok jego błędów pozwala mu lepiej zrozumieć doskonałość cnoty i rozważenie życia jego, pozbawionego dobrych uczynków, wywołuje w nim większą boleść.

Chcę byś wiedziała, że w poznaniu cnoty i występku, rozeznaje nazbyt dobrze szczęście przeznaczone szczęśliwym za cnotę i karę, która czeka winnego, pogrążonego w ciemnościach grzechu śmiertelnego.

To poznanie daję mu, nie aby doprowadzić go do rozpaczy, lecz aby doszedł do lepszego poznania siebie i do wstydu za swe grzechy zmieszanego z nadzieją. Chcę, aby przez ten wstyd i przez to poznanie wyznał winy swoje i uciszył mój gniew, prosząc pokornie o miłosierdzie. Sprawiedliwy w tej chwili doznaje rosnącej radości, w żywszym poczuciu mej miłości. Jeśli wytrwał na drodze cnoty, idąc za nauką mej Prawdy, przypisuje Mnie, a nie sobie, łaskę swej wierności. Więc raduje się we Mnie pod wpływem tego światła i tego uczucia. W ten sposób kosztuje i dochodzi do swego słodkiego celu, jak ci to rzekłem na innym miejscu. Więc jeden, sprawiedliwy, który żył w najżarliwszej miłości, opływa w radość, podczas gdy zbrodniarz, sługa ciemności, pogrążony jest w boleści. Sprawiedliwy nie przeraża się ciemnością ani widokiem diabłów, nie boi się ich; gdyż boi się tylko jednej rzeczy na świecie, która sprawia mu ból, grzechu. Lecz ci, którzy spędzili życie w rozpuście i w nikczemności, boją się diabłów i widok ich jest dla nich męczarnią. Nie mogą być jednak przez nich wtrąceni w rozpacz, jeśli nie chcą, lecz muszą znieść za karę ich wyrzuty, przebudzenie sumienia, strach i obawę przed ich okropnym widokiem.

Widzisz więc, najdroższa córko, jaka jest dla sprawiedliwego i dla grzesznika różnica w tej męce śmierci i w napaściach, które muszą znosić! Jakaż też różnica w ich końcu! Opowiedziałem ci tylko maluczka część tego. To co ukazałem oku twego intelektu jest takim drobiazgiem w porównaniu z rzeczywistością, że to, co ci wyłożyłem o męce jednego i o szczęściu drugiego, jest niemal niczym.

Jakież jest zaślepienie człowieka, a zwłaszcza tych nieszczęśliwych! Im więcej otrzymali ode Mnie i im bardziej oświeceni byli przez Pismo Święte, tym większe mieli zobowiązania i tym nieznośniejszy przeto jest ich wstyd. Im bardziej znali Pismo Święte w życiu, tym dokładniej w tej chwili śmierci widzą wielkie błędy, które popełnili. Będą też skazani na sroższe męki, niż inni, jak i dobrzy będą podniesieni do wyższej chwały.

Stanie się z nimi to, co z fałszywym chrześcijaninem, który w piekle doznaje większych katuszy, niż poganin, gdyż posiadał światło wiary i wyrzekł się go, poganin zaś nie miał go nigdy. Tak samo ci nieszczęśliwi kapłani za ten sam grzech będą ukarani surowiej, niż inni chrześcijanie, z powodu służby, którą im powierzyłem dla rozdawania słońca świętego Sakramentu i ponieważ posiedli światło wiedzy, które im pozwalało rozróżnić prawdę dla siebie i dla innych, gdyby chcieli. Toteż słusznie otrzymują sroższą karę.

Lecz ci nieszczęśliwi nie myślą o tym. Gdyby zastanowili się nad stanem swoim, nie popadliby w takie nieszczęścia; byliby tym, czym winni być i czym nie są. Przez nich cały świat jest zepsuty, gdyż postępują gorzej, niż sami ludzie świata. Nieczystością swą kalają oblicze swej duszy, zatruwają swych podwładnych, ssą krew Oblubienicy mojej, świętego Kościoła. Pobladła i omdlała od grzechów ich. Miłość i uczucie, które winni mieć dla niej, przenieśli na siebie samych; gorliwi są tylko w łupieniu jej. Mieli dbać o dusze, a ubiegają się tylko o wysokie urzędy i wielkie dochody. Z powodu swego złego życia wywołują u ludzi świeckich pogardę i nieposłuszeństwo względem Kościoła, choć pogarda ta i to nieposłuszeństwo jest rzeczą godną potępienia i grzech kapłanów nie usprawiedliwia błędu ludzi świeckich.

CXXXIII. Krótkie streszczenie poprzedniego; i jak Bóg zabrania ludziom świeckim podnosić rękę na kapłanów. Jak też zaprasza tę duszę do opłakiwania przeniewierczych kapłanów.

Mógłbym ci opowiedzieć jeszcze o wielu innych błędach, lecz nie chcę dłużej brudzić twych uszu. Rzekłem ci to wszystko, aby zaspokoić twe pragnienie i pobudzić twą gorliwość w ofiarowaniu Mi za nich, zarazem słodkich i gorzkich pragnień twojej miłości. Mówiłem ci o godności, do której ich podniosłem i o skarbie, który mają rozdawać ich ręce, o świętym Sakramencie Syna mojego, prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka. Porównałem Sakrament ten do słońca, abyś zrozumiała, że błędy kapłanów nie umniejszają jego mocy. Dlatego też chcę, aby nie uszczuplały one czci dla nich. Potem pokazałem ci dostojeństwo mych wiernych kapłanów, w których jaśnieje perła cnoty i świętej sprawiedliwości. Następnie wyłożyłem ci, jak ciężko obrażają Mnie ci, co prześladują święty Kościół i tym samym grzeszą brakiem czci dla krwi. To co czynią przeciwko kapłanom moim, uważam za czyn przeciwko krwi, gdyż zabroniłem podnosić rękę na pomazańców moich (por. Ps 105,15).

Wreszcie przedstawiłem ci naganne i nędzne ich życie, karę i wstyd, które czekają ich w chwili śmierci i pośmiertne katusze sroższe, niż te, które chowam dla innych grzeszników. Dotrzymałem obietnicy, że opowiem ci coś o ich życiu i tym samym wysłuchałem twej prośby, abym spełnił przyrzeczenie, które ci dałem.

Teraz powtarzam ci, że mimo wszystkich ich grzechów, i choćby były jeszcze cięższe, nie chcę, by jakikolwiek człowiek świecki ważył się karać ich. Jeśli to uczynią, zbrodnia ta nie zostanie bezkarna, o ile nie odpokutują jej skruchą serca i nie poprawią się z swych błędów. Jedni i drudzy, źli kapłani i ich prześladowcy, są wcielonymi diabłami. Sprawiedliwość Boska dopuszcza, aby ścierali się z sobą i karali jedni drugich. Lecz zbrodni człowieka świeckiego nie usprawiedliwia zbrodnia prałata, ani grzechu prałata grzech człowieka świeckiego.

Teraz, najdroższa córko, zapraszam was wszystkich, ciebie i innych sług moich, abyście opłakiwali tych zmarłych. Trwajcie, jako wierne owieczki, w ogrodzie świętego Kościoła, aby paść się świętymi pragnieniami i ciągłymi modlitwami, ofiarowując Mi je za nich. Bo chcę zlitować się nad światem. Nie dajcie się odciągnąć od tej paszy ani przez krzywdy, ani przez pomyślność. Nie podnoście głowy ani z niecierpliwości, ani z nieumiarkowanej wesołości, lecz pokornie starajcie się o chwałę moją, o zbawienie dusz, o naprawę świętego Kościoła. To będzie Mi znakiem, że kochacie Mnie prawdziwie. Jak wiesz, wyjawiłem ci już wolę moją, abyście, ty i inni, pozostali wiernymi i paśli się w ogrodzie świętego Kościoła, znosząc wszystkie trudy aż do godziny śmierci. Czyń to, a Ja spełnię pragnienia twoje.

CXXXIV. Jak ta pobożna dusza chwaląc Boga i dziękując Mu modli się za święty Kościół.

W tedy ta dusza, jakby upojona, zdyszana i zapalona miłością, z sercem zranionym wielką boleścią, zwróciła się do najwyższej i wiecznej dobroci, mówiąc:

O Boże wieczny, o światło ponad wszystkimi światłami i źródło wszelkiego światła! O ogniu ponad wszystkimi ogniami, który sam płoniesz, nie spalając się! Ogniu, który spalasz w duszy wszelki grzech i wszelką miłość własną. O ogniu, który nie spalasz duszy, lecz żywisz ją miłością nienasyconą, gdyż nasycając ją, nie nasycasz jej, ona pragnie Cię zawsze; im bardziej Cię posiada, tym bardziej Ciebie szuka, im bardziej Ciebie szuka i pragnie, tym bardziej Cię znajduje i kosztuje Ciebie, o ogniu najwyższy, ogniu wieczny, przepaści miłości!

O najwyższe i wieczne Dobro, któż skłonił cię, Boga najwyższego, oświecić mnie, twoje skończone stworzenie, światłem twej prawdy? Nikt inny, tylko Ty sam, o ogniu miłości! Zawsze miłość, sama miłość zmusiła i zmusza Cię jeszcze stwarzać na obraz i podobieństwo twoje rozumne twoje stworzenia, i litować się nad nimi zasypując je nieskończonymi laskami i darami bez miary.

O Dobro nad dobrami. Ty sam jesteś najwyższym dobrem! A jednak dałeś nam Słowo, Jednorodzonego Syna twojego, aby żył z nami, pełnymi zgnilizny i ciemności. Cóż było tego przyczyną? Miłość, gdy ukochałeś nas, zanim istnieliśmy. O dobroci, o wielkości wieczna. Stałeś się niski i maty, aby wielkim uczynić człowieka. Dokądkolwiek się zwrócę, widzę tylko przepaść i ogień twej miłości.

Czyż zdołam, ja nędzna, odwdzięczyć się za łaski i za płomienną miłość, którą okazałeś i okazujesz z tak gorącym ukochaniem mnie w szczególności, poza miłością ogólną i ukochaniem, którym darzysz swoje stworzenia? Nie: tylko Ty sam, najsłodszy i czuły Ojcze, będziesz wdzięczny za mnie. Sama twa miłość złoży Ci dzięki za mnie: bo jestem ta, która nie jest. Gdybym rzekła, że jestem czymś przez się, skłamałabym wierutnie, byłabym kłamczynią, córką diabla, który jest ojcem kłamstwa. Ty sam jesteś Ten, który Jest. Istnienie i wszystkie laski, które dodałeś do mego istnienia, posiadam od Ciebie, Ty mi je dałeś i dajesz z miłości, bez mojej zasługi.

O najsłodszy Ojcze, gdy rodzaj ludzki leżał chory z powodu grzechu Adama, zesłałeś mu lekarza (por. Łk 5,31), Syna twego, Słowo miłości. I kiedy chorzałam w niedbalstwie i w wielkiej niewiedzy. Ty najsłodszy i najmilszy lekarzu, Boże wieczny, dałeś mi mile i słodkie, i gorzkie lekarstwo, aby mnie uleczyć i dźwignąć z choroby. Było miłe, gdyż z miłością i miłosierdziem ukazałeś się mnie; było mi słodkie ponad wszystkie słodycze, gdyż oświeciłeś oko intelektu mojego światłem najświętszej wiary. W Świetle tym, według tego, co spodobało Ci się mnie ukazać, poznałam wzniosłość i łaskę, której udzieliłeś rodzajowi ludzkiemu oddając mu całego siebie, prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka, w mistycznym ciele świętego Kościoła. Poznałam tak godność twoich kapłanów, których ustanowiłeś, aby rozdawali nam Ciebie.

Pragnęłam, abyś spełnił obietnicę, którą mi dałeś, a Ty uczyniłeś daleko więcej, udzielając mi tego, o co nie umiałam Cię prosić. Dałeś mi przez to poznać, że serce człowieka nie może pragnąć i żądać tak wiele, abyś Ty nie dał mu jeszcze więcej. Widzę, że jesteś Tym, który jest nieskończonym i wiecznym Dobrem, a my jesteśmy tymi, których nie ma. Ponieważ jesteś nieskończony, a my jesteśmy skończeni, więc dajesz twemu rozumnemu stworzeniu więcej, niż ono może i umie pragnąć. Miara jego pragnienia nie dorównywa nigdy mierze, według której Ty umiesz, możesz i chcesz wysłuchać duszę i nasycić ją tym, o co ona Ciebie nie prosi. Tym mniej może ona w prośbie swej pomieścić tyle słodyczy i życzliwości, z jaką Ty dajesz. Zostałam więc oświecona tym światłem o twej wielkości i twej miłości przez samą miłość, którą powziąłeś dla całego rodzaju ludzkiego, a w szczególności dla swoich pomazańców; winni oni być aniołami ziemskimi w tym życiu. Pokazałeś mi cnotę i szczęśliwość tych pomazańców twoich, którzy żyli w świętym Kościele jak lampy płonące, ozdobione perłą sprawiedliwości. Przez nich zrozumiałam lepiej błąd tych, którzy żyją nikczemnie. Doznałam tedy wielkiego smutku z powodu wyrządzonej Ci obrazy i z powodu szkody, która wynika stąd dla całego świata, gdyż są oni przyczyną zguby świata, będąc dlań zwierciadłem nędzy, podczas gdy mieli być zwierciadłem cnoty. A ponieważ mnie nędznej, która jestem przyczyną i narzędziem wielu grzechów, ukazałeś ich niegodziwość i zwierzyłeś swą skargę, doznałam nieznośnej boleści.

O miłości niewymowna! Odsłaniając mi to, dałeś mi słodkie i gorzkie lekarstwo, abym podźwignęła się z choroby niedbalstwa i niewiedzy, i z całą gorliwością i pełnym niepokoju pragnieniem, uciekała się do Ciebie! Ukazując mi dobroć twoją i zniewagi wyrządzone Tobie przez różnych ludzi, a w szczególności przez twoich kapłanów, chciałeś, abym nad sobą, biedną grzesznicą, i nad tymi zmarłymi, którzy żyją tak nikczemnie, wylała rzekę łez płynących z poznania twej wielkiej dobroci. Nie chcę więc, Ojcze wieczny, ogniu niewymownej miłości, abym przestała choć na chwilę pragnąć chwały twojej i zbawienia dusz! Nie chcę, aby oczy me przestały płakać i proszę Cię o łaskę, aby stały się dwiema rzekami wody, która płynie z ciebie, oceanie pokoju! Dzięki, dzięki Ci, Ojcze, żeś wysłuchał mej prośby i udzielał mi tego, czego nie znałam i o co nie prosiłam. Dając mi powód do łez, zaprosiłeś mnie do ofiarowania Tobie słodkich, pełnych miłości, płomiennych pragnień z mymi pokornymi i ciągłymi modlitwami.

Więc proszę Cię teraz, abyś zlitował się nad światem i świętym Kościołem. Błagam Cię, abyś spełnił sam to, o co mi każesz prosić. Och, ja nieszczęsna, jakiż ból dla duszy mojej, że jest przyczyną wszelkiego zła! Zlituj się nad światem, nie zwlekaj, wejrzyj na sługi twoje i spełnij ich pragnienia. Och, Ty sam każesz im wzywać Ciebie. Więc usłysz ich głos! Prawda twa rzekła: Wołajcie, a otrzymacie odpowiedź; pukajcie, a będzie wam otworzone; proście, a będzie wam dane (Mt 7,7; Łk 11,19). O Ojcze wieczny, słudzy twoi wzywają twej litości, odpowiedz im więc! Wiem, że miłosierdzie jest twoją właściwością, nie możesz więc odmówić go nikomu, kto o nie prosi. Pukają do bramy twej Prawdy, bo w Prawdzie twej, Jednorodzonym Synu twoim, poznali niewymowną miłość, którą żywisz dla człowieka. Jeśli pukają do twej bramy, płomienna miłość twoja nie powinna i nie może dopuścić byś nie otworzył temu, kto puka wytrwale.

Otwórz więc! Odemknij, skrusz serca zatwardziałe twych stworzeń, nie dla tych, co nie pukają, lecz dla twojej nieskończonej dobroci, dla miłości sług twoich, którzy pukają błagając Cię za nich! Daj im, Ojcze wieczny! Widzisz, że stoją u bramy twej Prawdy i proszą (por. Ap 3,20). O co proszą? O krew twej Prawdy, która jest tą bramą! Krwią tą zmyłeś nieprawość i zmazałeś plamę grzechu Adama (por. Ap 1,5). Ta krew jest nasza, bo uczyniłeś nam z niej kąpiel. Nie możesz, nie zechcesz odmówić jej temu, kto cię o nią prosi. Daj więc owoc tej krwi twym stworzeniom. Połóż na wadze cenę krwi Syna twego, aby diabli piekielni nie mogli porwać twych owieczek. Och, jesteś dobrym pasterzem i dałeś nam Pasterza prawdziwego, Jednorodzonego Syna twego, który z posłuszeństwa oddał życie za swe owieczki i obmył je swą krwią (por. J 10,11). O tę krew proszą Cię zgłodniali słudzy twoi u tej bramy. Przez tę krew błagają Cię, abyś zlikwidował się nad światem i rozkwiecił na nowo święty Kościół wonnymi kwiatami dobrych i świętych pasterzy i wonią tą rozprószył odór kwiatów złych i cuchnących.

Rzekłeś, Ojcze wieczny, że z miłości, którą żywisz dla twoich stworzeń rozumnych, uwzględnisz modlitwy sług twoich i ich cierpienia znoszone bez winy, aby okazać miłosierdzie światu i naprawić twój Kościół. Pocieszyłeś nas tym. Nie zwlekaj więc i zwróć ku nam spojrzenie twego miłosierdzia! Odpowiedz nam, bo chcesz odpowiedzieć nam, zanim poprosimy, odpowiedz głosem twego miłosierdzia.

Otwórz bramę twej niewymownej miłości, którą dałeś nam przez bramę Słowa (por. J 10,7). Wiem, że otworzysz, zanim zapukamy. Z uczuciem miłości, którą sam dałeś sługom twoim, pukamy i wołamy do Ciebie, szukając chwały twej i zbawienia dusz. Daj im chleb życia, owoc krwi Jednorodzonego Syna twojego, o który proszą dla chwały i sławy imienia twojego, i dla zbawienia dusz. Więcej chwały i sławy przybędzie Ci, gdy zbawisz tyle stworzeń, niż kiedy pozostawisz je, aby trwały w zaciętej zatwardziałości. Dla Ciebie, Ojcze wieczny, wszystko jest możliwe! Chociaż stworzyłeś nas bez nas, lecz zbawić nas bez nas nie chcesz. Więc proszę Cię, abyś przełamał ich wolę i zmusił ich chcieć tego, czego nie chcą. Proszę Cię o to przez twe nieskończone miłosierdzie! Stworzyłeś nas z niczego! Teraz, kiedy jesteśmy, zlituj się nad nami, napraw naczynia, które stworzyłeś i ukształtowałeś na obraz i podobieństwo swoje. Przywróć je do łaski przez miłosierdzie i krew Syna twojego (por. Rz 9,20-23).

OPATRZNOŚĆ BOŻA

CXXXV. Początek rozprawy o opatrzności Boskiej. Na początku o opatrzności w ogóle, w stworzeniu człowieka na obraz i podobieństwo Boga, we wcieleniu Syna, który przyszedł otworzyć nam bramę raju, zamkniętą przez grzech Adama, i w sakramencie ołtarza, gdzie Bóg oddaje nam siebie na pokarm.

Wtedy najwyższy i wieczny Ojciec z niewysłowioną dobrotliwością zwrócił oko swej łaskawości na tę duszę, jakby chcąc okazać, że opatrzność Jego w niczym nie zapomina o człowieku, jeśli on przyjmuje ją chętnie. Żaląc się na stworzenia swoje, rzekł:

O najdroższa córko, jak ci już rzekłem wielokrotnie, chcę zlitować się nad światem i zaspokoić potrzeby mego rozumnego stworzenia. Lecz zaślepiony człowiek znajduje śmierć tam, gdzie Ja daję życie i tak staje się okrutny dla samego siebie. Opatrzność moja czuwa i oznajmiam ci, że to co dałem człowiekowi jest skutkiem tej najwyższej opatrzności. Opatrzność moja stworzyła go, gdy zapatrzony w siebie, pokochałem piękno stworzenia mego i raczyłem stworzyć je na obraz i podobieństwo moje w sposób doskonały. Zaopatrzyłem go więc pamięcią, ażeby chował wspomnienie moich dobrodziejstw i pozwoliłem mu uczestniczyć w mocy mojej, Ojca wiecznego. Dałem mu intelekt, aby w mądrości Jednorodzonego Syna mego poznał i zrozumiał wolę moją, Ojca wiecznego, który obsypał go łaskami z takim ogniem miłości. Dałem mu wolę dla kochania, aby uczestnicząc w dobrotliwości Ducha Świętego mógł kochać to, co intelekt ujrzał i poznał.

Uczyniła to słodka opatrzność moja, aby stworzenie moje było zdolne rozumieć i kosztować Mnie i radować się mą dobrocią w wiecznym oglądaniu Mnie. Jak dojść do tego celu? Jak ci już rzekłem wielokrotnie, niebo było zamknięte przez grzech Adama, który nie poznał godności swojej, nie rozważywszy, z jaką troskliwością i niewymowną miłością go stworzyłem. Popadł więc w nieposłuszeństwo, a z nieposłuszeństwa w nieczystość, przez pychę i upodobanie w niewieście, woląc przypodobać się i ustąpić towarzyszce swojej, niż usłuchać mego rozkazu. Choć nie wierzył temu, co mu rzekła, wolał dopuścić się nieposłuszeństwa, niż ją zasmucić. Z tego nieposłuszeństwa wynikły wszystkie nieszczęścia. Ono wszczepiło w was jad. Wyłożę ci w innym miejscu niebezpieczeństwo tego nieposłuszeństwa, zalecając uległość. Aby pokonać tę śmierć, postanowiłem dać człowiekowi Słowo, Jednorodzonego Syna mego, aby pomóc wam w potrzebie mą roztropnością i opatrznością.

Mówię „roztropnością”, gdyż na przynętę człowieczeństwa waszego i na wędkę mego bóstwa, pochwyciłem diabła, który nie mógł rozpoznać mej Prawdy. Prawda moja, Słowo wcielone, przyszła zniszczyć i zniweczyć kłamstwo, którym oszukał człowieka.

Był to czyn roztropności i opatrzności. Zważ, najdroższa córko, że nie mogłem użyć lepszego sposobu, niż dać wam Słowo, Jednorodzonego Syna mojego. Nakazałem Mu wielkie posłuszeństwo, aby oczyścić was z jadu, którym przez nieposłuszeństwo zatruł się rodzaj ludzki. Więc On, prawdziwie posłuszny, pobiegł jakby pijany miłością na haniebną śmierć na najświętszym krzyżu i przez śmierć swoją dał wam życie. Nie mocą swego człowieczeństwa, lecz mocą swego bóstwa, zjednoczonego przez opatrzność moją z naturą ludzką, aby uczynić zadość za grzech, który został popełniony przeciw Mnie, Dobru nieskończonemu i który wymagał zadośćuczynienia nieskończonego. Natura ludzka, grzeszna i skończona, musiała być zjednoczona z istotą nieskończoną, aby dać Mnie, nieskończonemu, zadośćuczynienie nieskończone i za całą naturę ludzką, za ludzi przeszłych, obecnych i przyszłych. Chciałem, aby człowiek, ilekroć Mnie obrazi, mógł znaleźć doskonałe zadośćuczynienie dla Mnie, gdy zechce wrócić do Mnie za swego życia. To doskonałe zadośćuczynienie jest wam zapewnione przez zjednoczenie natury Boskiej z naturą ludzką. Jest to dzieło mej opatrzności: ona to zrządziła, że za czyn skończony, jakim jest męka na krzyżu, otrzymaliście w mym Słowie owoc nieskończony mocą boskości.

Ta nieskończona i wieczna opatrzność moja, Boga, Ojca waszego, Trójcy wiecznej, postanowiła przyodziać znowu swą łaską ludzkie stworzenie swoje, które straciło swą szatę niewinności i ogołocone z wszelkiej cnoty, umierało z głodu i zimna w pielgrzymiej drodze tego życia, gdzie było wystawione na wszystkie nędze. Brama nieba była zamknięta, człowiek nie miał już żadnej nadziei i gdyby się jakiej chwycił, dałaby jedynie doczesne odpocznienie. Ale nie miał żadnej nadziei, więc był pogrążony w wielkim smutku. Lecz Ja, najwyższa Opatrzność, przyszedłem mu z pomocą w tej niedoli. Nie wasze zasługi, nie wasze cnoty, lecz dobroć moja skłoniła Mnie dać wam tę szatę, przez to Słowo miłości, jedynego Syna mojego, który wyzuwając się z życia, przyodział was niewinnością i łaską. Tę niewinność i łaskę otrzymujecie mocą krwi na chrzcie świętym, zmywając plamę grzechu pierworodnego, w którym zostaliście poczęci i który przekazali wam wasz ojciec i matka wasza (por. Ga 3,27).

Opatrzność moja oczyszcza was nie przez cierpienie cielesne, jak w Starym Testamencie przez obrzezanie, lecz przez słodycz świętego chrztu. Tak przyodziałem znów człowieka. I ogrzałem go, gdy Jednorodzony Syn mój, przez rany ciała swojego, odkrył wam ogień mej miłości, który był ukryty dotąd pod popiołem waszego człowieczeństwa. Czyż nie dość tego, aby rozgrzać oziębłe serce człowieka? Czyż nie musi on być bardzo zacięty w grzechu i zaślepiony w miłości własnej, aby nie widzieć, jak bardzo go kocham niewymowną miłością?

Opatrzność moja dała mu pokarm, aby go posilać w pielgrzymce tego życia, jak ci już rzekłem na innym miejscu. Osłabiłem tak nieprzyjaciół jego, że nikt nie może mu szkodzić, tylko on sam. Droga ubita jest krwią Prawdy mojej, aby mógł dojść do kresu swego i osiągnąć cel, dla którego go stworzyłem.

Cóż to za pokarm? Jest to, jak ci już rzekłem, Ciało i Krew Chrystusa ukrzyżowanego, prawdziwego Boga i prawdziwego Człowieka, chleb aniołów i chleb życia. Pokarm ten nasyca tego, który go łaknie i rozkoszuje się tym chlebem, lecz pozostawia próżnym tego, który go nie łaknie. Bo pokarm ten chce, aby spożywać go ustami świętego łaknienia i kosztować z miłością. Widzisz więc, że opatrzność moja zarządziła wszystko, ażeby dać człowiekowi pokrzepienie.

CXXXVI. Jak nadzieja jest darem opatrzności. I jak ten, kto doskonalej się spodziewa, doskonalej kosztuje opatrzności Boskiej.

Dałem też człowiekowi pociechę nadziei. Jeśli w świetle najświętszej wiary rozważa cenę krwi, zapłaconą za niego, nabiera on silnej nadziei i pewności swego zbawienia. Hańby Chrystusa ukrzyżowanego przywróciły mu cześć, bo jeśli obraża Mnie wszystkimi członkami swego ciała, Chrystus błogosławiony, najsłodszy Syn mój, całym swym ciałem zniósł najsroższe męki. Posłuszeństwo Jego zmazało nieposłuszeństwo wasze i wszyscy uczestniczycie w łasce Jego posłuszeństwa, jak wszyscy podzielaliście grzech nieposłuszeństwa (por. Rz 5,19).

Uczyniła to dla was moja opatrzność. Od początku świata aż do dnia dzisiejszego dbała o potrzeby i zbawienie człowieka i dbać będzie o nie aż do ostatniego dnia na wiele różnych sposobów, wedle tego, co Ja, dobry i prawdziwy lekarz, uznam za odpowiednie dla waszej słabości i za konieczne, aby przywrócić wam doskonałe zdrowie i w Nim was zachować. Opatrzność moja nie przeoczy nikogo, co szuka w niej oparcia. Ten kto ufa Mi doskonale, a więc puka i wzywa Mnie w prawdzie, nie tylko słowem, lecz uczuciem i światłem najświętszej wiary zakosztuje Mnie samego w opatrzności mojej; ale nie ten, co puka i wzywa Mnie pustym dźwiękiem swego głosu, mówiąc: „Panie, Panie!” Zapewniam cię, jeśli ich wezwanie nie będzie wsparte cnotą, pozna ich nie moje miłosierdzie, lecz moja sprawiedliwość (por. Mt 7,21-23; Łk 6,46; Mt 25,11-12). Powtarzam, że opatrzność moja nie pominie nikogo, co ufa Mi prawdziwie, lecz odwróci się od tego, co z rozpaczy o Mnie i zaufa tylko sobie.

Wiesz, że nie można pokładać nadziei w dwóch rzeczach przeciwnych. To chciała powiedzieć wam Prawda moja, gdy rzekła w świętej Ewangelii: Nikt dwom panom służyć nie może, bo jeśli służy jednemu, gardzi drugim (Mt 6,24; Łk 16,13). Nie ma służby bez nadziei. Sługa służy w nadziei, że spodoba się swemu panu lub ze względu na zapłatę i na korzyści, które go czekają. Przeto nie będzie służył nieprzyjacielowi pana swego, bo nie mógłby tego czynić bez nadziei jakiejś korzyści, a przez tę służbę i tę nadzieję, byłby pozbawiony tego, czego oczekiwał od swego pana. Tedy rozważ, najdroższa córko, że to samo dotyczy duszy; powinna służyć i ufać Mnie, albo niech służy i ufa światu i sobie samej; bo w miarę, jak służy światu, z dala ode Mnie, służbą zmysłową, w tej samej mierze służy swej własnej zmysłowości i kocha ją i z tej miłości, z tej służby spodziewa się czerpać przyjemność i korzyść zmysłową. Lecz ponieważ pokłada nadzieję w rzeczy skończonej, próżnej i przemijającej, przeto doznaje rozczarowania i nie osiąga radości, której oczekiwała. Dopóki ufa sobie i światu, nie ufa Mnie, gdyż świat, pożądania światowe człowieka są dla Mnie przedmiotem nienawiści. Brzydzę się nimi tak, że z powodu nich wydałem Jednorodzonego Syna swego, na haniebną śmierć na krzyżu. Nie ma zgody między światem i Mną. Lecz kto pokłada nadzieję we Mnie i służy Mi z całego serca i z całej duszy, ten jednocześnie, z konieczności i z tego samego powodu, musi zwątpić o sobie i świecie: traci zaufanie do własnej ułomności (por. Mt 6,25-34).

Ta prawdziwa i święta nadzieja jest mniej lub więcej doskonała, zależnie od stopnia miłości, jaką dusza ma dla Mnie. I w tej samej mierze kosztuje mej opatrzności. Ci, którzy Mi służą w jednej nadziei podobania się Mnie, kosztują jej bardziej, niż ci, którzy oczekują za swą służbę nagrody w radości znajdowanej we Mnie.

Pierwsi to ci, których doskonałość przedstawiłem ci w związku z ostatnim stanem duszy; drudzy, którzy idą za nadzieją nagrody i pociechy, należą do drugiego i trzeciego stopnia; są to ci niedoskonali, o których ci opowiedziałem obszernie omawiając różne stany duszy.

Lecz doskonali i niedoskonali są przedmiotem uwagi mej opatrzności; nie przeoczą ona nikogo, jeśli w zarozumiałości swej nie pokłada on nadziei w sobie. Ta zarozumiałość i ta nadzieja pochodzi z miłości własnej i zaciemnia oko intelektu, pozbawiając go światła najświętszej wiary. Człowiek nie kroczy odtąd w świetle rozumu; nie poznaje już mej opatrzności. Nie aby nie doświadczał jej skutków, bo nikt, ani sprawiedliwy ani grzesznik, nie jest przez nią pomijany (por. Mt 5,45). Wszystko stało się, wszystko zostało stworzone przez dobroć moją. Jam jest Ten, który Jest i nic nie stało się beze Mnie, prócz grzechu, który nie jest. Toteż wszyscy zadufani w sobie zawdzięczają wiele mej opatrzności, ale nie rozumieją jej, bo jej nie znają i nie znając, nie kochają jej i nie otrzymują owocu łaski. Wszystko widzą opacznie, choć wszystko jest proste. Jak ślepcy, światło biorą za ciemność i ciemność za światło, gdyż w ciemności umieścili swą nadzieję, ciemności poświęcili swą służbę. Więc dochodzą do szemrania i niecierpliwości.

Jakżeż są szaleni! O najdroższa córko, jakże mogą przypuszczać, że Ja, najwyższe i wieczne Dobro, mogę chcieć czegoś innego, prócz ich dobra, w tych drobnych rzeczach, które dopuszczam na co dzień dla ich zbawienia, skoro z doświadczenia wiedzą, że w rzeczach wielkich chcę jedynie ich uświęcenia? Mimo swej ślepoty, przy odrobinie przyrodzonego światła, winni by widzieć dobroć i dobrodziejstwa mej opatrzności. Odnajdują ją bezsprzecznie w pierwszym stworzeniu i w odtworzeniu, którego doznał człowiek w krwi, gdy przywróciłem go do łaski, jak ci rzekłem. Jest to rzecz tak jasna i jawna, że nie mogą jej zaprzeczyć. Przeczą jednak, gdyż są zaciemnieni, a to dlatego, że to przyrodzone światło nie zostało wyćwiczone przez cnotę. Szalony człowiek nie widzi, że zawsze przychodziłem z pomocą światu w ogóle i każdemu w szczególności, według stanu jego. A ponieważ w tym życiu nic nie jest stałe i wszystko jest w ustawicznym ruchu, póki nie dojdzie do wyznaczonego mu kresu, opatrzność moja spieszy bez przerwy każdemu z pomocą, której potrzebuje w różnych czasach swego trwania.

CXXXVII. Jak Bóg w Starym Testamencie zaradzał potrzebom człowieka przez zakon i proroków; potem przez zesłanie Słowa; wreszcie przez apostołów, męczenników i innych świętych. Jak nic nie spotyka człowieka, co by nie było zrządzeniem opatrzności Boskiej.

Zaradzałem w sposób ogólny potrzebom świata przez prawo, które dałem Mojżeszowi w Starym Testamencie i przez wielu świętych proroków. Wiedz, że przed przyjściem Słowa mego, Syna Jednorodzonego, lud żydowski posiadał proroków. Prorocy krzepili lud budząc w nim nadzieję, że moja Prawda, prorok nad prorokami, wyrwie go z niewoli, przywracając mu wolność i otworzy mu, przez swą krew, niebo, które było tak długo zamknięte. Lecz odkąd przyszło słodkie Słowo miłości, żaden prorok nie powstał wśród nich, na dowód, że to, czego oczekiwali, zostało im dane. Choć zaślepienie ich nie pozwalało i nie pozwala im jeszcze uznać tego, żaden prorok nie miał być im zesłany, aby im to obwieścić.

Po prorokach opatrzność moja zesłała im Słowo, jak rzekłem, które było pośrednikiem między Mną, Bogiem wiecznym i wami. Po nim, przyszli apostołowie, męczennicy i wyznawcy, jak ci to wyłożyłem na innym miejscu. Wszystko to sprawiła moja opatrzność i tak, powiadam, będzie zdradzała aż do końca. To jest opatrzność ogólna dana każdemu stworzeniu rozumnemu, które ją zechce przyjąć.

Lecz opatrzność ma zsyła też wszystko w szczególności: życie i śmierć, i towarzyszące im okoliczności, głód, pragnienie, utratę stanowiska w świecie, nagość, zimno, gorąco, obelgi, szyderstwa, zniewagi. Dopuszczam, aby wszystkie te rzeczy zdarzały się wśród ludzi, choć nie Ja jestem przyczyną przewrotności woli tego, który czyni zło i wyrządza zniewagi. Ode Mnie otrzymuje istnienie i czas. A daję mu istnienie i czas nie po to, aby obrażał Mnie i bliźnich swoich, lecz aby z miłością służył Mnie i swoim braciom. Przyzwalam na ten czyn, czy to dlatego, aby wypróbować cnotę cierpliwości w tym, którego on dotyka, czy to dlatego, aby on ją rozpoznał.

Niekiedy dopuszczam, aby sprawiedliwy był celem nienawiści wszystkich i wreszcie poniósł śmierć, ku wielkiemu zdumieniu ludzi światowych. I wyda się im rzeczą niesłuszną, aby sprawiedliwy zginął śmiercią gwałtowną, bądź w wodzie, bądź w ogniu, bądź od kłów dzikich zwierząt lub pod gruzami swego domu. Jakże niezwykłe wydają się te wypadki oku pozbawionemu wewnętrznego światła najświętszej wiary! A jak proste wierzącym, którzy, przez miłość znaleźli i rozpoznali opatrzność mą w tych wielkich wspaniałych zdarzeniach. Wierzący widzi i uznaje, że to Ja, przez opatrzność mą, zrządzam wszystko i tylko w celu zbawienia człowieka. Przed wszystkim, co się dzieje, skłania głowę z szacunkiem. Nie gorszy się niczym, co odkrywa w sobie, w bliźnim lub w czynach moich. Wszystko znosi z prawdziwą cierpliwością. Żadnego stworzenia nie pominie opatrzność moja; ona zrządza wszystko.

Niekiedy, gdy ześlę na ciało stworzenia mego grad lub burzę, lub piorun, ludzie uważają to za okrucieństwo, sądząc, że nie dbałem o ich życie, podczas gdy Ja dopuściłem to nieszczęście, aby uchronić tę duszę od śmierci wiecznej. Ale oni twierdzą przeciwnie.

Tak to ludzie świata starają się wszystkim zbrudzić dzieła moje i sprowadzić je do miary swych niskich myśli.

CXXXVIII. Jak wszystko, co Bóg dopuszcza, staje się tylko dla naszego zbawienia. I jak są ślepi i mylą się ci, co sądzą inaczej.

Chcę, najukochańsza córko, abyś wiedziała, jak wielkiej cierpliwości Mi trzeba, aby znieść moje stworzenia, które stworzyłem, jak ci rzekłem, na obraz i podobieństwo moje, z tak wielką słodyczą miłości (por. Rz 9,22-23).

Otwórz oko intelektu i spójrz we Mnie. Wyłożę ci poszczególny przypadek, który się zdarzył i w którym, jeśli dobrze pamiętasz, miałem na prośbę twą dopomóc i jak wiesz, dopomogłem, przywracając tego człowieka do stanu jego, bez niebezpieczeństwa śmierci. To co stało się w tym poszczególnym przypadku, dzieje się w ogólności we wszystkich innych.

Wtedy ta dusza, otwarłszy oko intelektu, oświecone światłem najświętszej wiary, utkwiła je w boskim majestacie, z gorącym pragnieniem. Bo słowa, które usłyszała, ukazały jej lepiej prawdę Boską o słodkiej opatrzności Boga. Aby być posłuszną rozkazowi zatopiła spojrzenie w przepaści Jego miłości. Wtedy ujrzała, że jest On najwyższym i wiecznym Dobrem, że z czystej miłości stworzył nas i odkupił krwią Syna swego i że ta sama miłość była źródłem wszystkich darów, które raczy zsyłać, zarówno cierpień, jak pociech. Wszystko pochodzi z miłości, wszystko zrządzone jest dla zbawienia człowieka, Bóg nie zna innego celu. Prawdę tę widziała w krwi wylanej z takim ogniem miłości.

Wtedy rzekł najwyższy i wieczny Ojciec:

Jakże ślepi są przez miłość własną ci, którzy gorszą się i niecierpliwią. Mówię ci teraz w szczególności i w ogólności, powtarzając to, co ci rzekłem. Biorą za złość, uważają za poczęte dla ich szkody i zguby, z nienawiści do nich to, co czynię z miłości i dla ich dobra, by ocalić ich od mąk wiecznych i dać im życie trwałe. Czemuż więc skarżą się na Mnie? Bo nie ufają Mnie, tylko sobie; toteż błądzą w ciemnościach, nie rozpoznają niczego. Nienawidzą więc tego, co powinni szanować i w pysze swej chcą osądzać moje tajne wyroki, które są wszystkie słuszne. Postępują jak ślepi, którzy z dotyku ręki, czy ze smaku lub z dźwięku głosu, chcieliby sądzić o wartości rzeczy według wrażeń swych niskich, słabych, ograniczonych zmysłów. Nie chcą słuchać Mnie, który jestem prawdziwym światłem, który żywię ich duchowo i cieleśnie, i bez którego nic mieć nie mogą.

Jeśli niekiedy doznają usług od jakiegoś stworzenia, Jam jest ten, który dał temu stworzeniu wolę i zdolność, możność i umiejętność służenia. Ci szaleńcy chcą w drodze kierować się zmysłem dotyku. Lecz dotyk łudzi, gdyż nie posiada światła, które pozwala rozróżniać barwy; podobnież smak może być wprowadzony w błąd, gdyż nie widzi nieczystego owada, który siada na pożywieniu. Ucho może być oszukane słodyczą dźwięku, bo nie widzi tego, który śpiewa i który, gdyby mu zaufać, wierząc tylko jego głosowi, mógłby cię zabić.

Tak czynią ci ślepcy, którzy stracili światło rozumu; krocząc po omacku zawierzają tylko wrażeniom swych zmysłów. Uciechy świata wydają się im rozkoszne. Lecz ponieważ nie widzą, nie zdają sobie sprawy, że uciechy te są podobne do sukna przetkanego mnóstwem cierni, że są związane z wielkimi smutkami i licznymi troskami, i że serce, które je posiada poza Mną, jest nieznośne dla samego siebie.

Uciechy te wydają się słodkie i przyjemne ustom – pragnienia, które pożądają w sposób nieuporządkowany. Lecz na uciechach tych roją się obrzydliwe owady, mnóstwo grzechów śmiertelnych, które plugawią duszę, odbierają jej podobieństwo moje i ściągają ją z drogi łaski. Jeśli dusza ta nie otworzy oczu na światło wiary, aby oczyścić się w krwi, czeka ją śmierć wieczna. Dusza słucha miłości własnej, której głos wydaje się jej słodkim śpiewem. Czemu? Bo dusza bieży na oślep za miłością zmysłów; nie widzi nic; złudzona dźwiękiem, pośpiesza za zwodniczym czarem; natrafia na przepaść i pochwycona w więzy grzechu, wpada w ręce swych nieprzyjaciół. Oślepiona miłością własną, zadufaniem w sobie i we własnej wiedzy, nie zważa na Mnie, który jestem jej przewodnikiem i drogą.

Droga ta wytknięta została przez Słowo Jednorodzonego Syna mojego, który rzekł: Jam jest droga i prawda, żywot i światło. Kto idzie przezeń, nie może zbłądzić ani kroczyć w ciemnościach (por. J 14,6.8,12), i nikt nie może przyjść do Mnie, jeno przez Niego, gdy jest On jednym ze Mną (por. J 10,30). Rzekłem ci już, że uczyniłem Go mostem, abyście wszyscy mogli dojść do swego celu. Jednak, mimo to wszystko, ludzie nie ufają Mnie, który chcę tylko ich uświęcenia (por. l Tes 4,3). W tym celu, z wielkiej miłości, daję im lub dopuszczam na nich wszystko, co ich spotyka, a oni zawsze gorszą się ze Mnie. Z cierpliwością znoszę i zachowuję ich, bo kocham ich, choć oni Mnie nie kochają (por. l J 4,10). Oni zaś prześladują Mnie i ciągle swą niecierpliwością, nienawiścią, szemraniem i niewiernością. Chcą przeniknąć, w swej ślepocie, skryte zamiary moje, powzięte w sprawiedliwości i miłości, a nie znają nawet siebie samych. Kto nie zna siebie, nie może znać, zaprawdę, Mnie, ani rozumieć wyroków moich. Przeto widzą fałszywie.

CXXXIX. Jak Bóg dopomógł w pewnym poszczególnym wypadku do zbawienia pewnej duszy.

Chcesz wiedzieć, moja córko, jak świat myli się co do tajemnic moich? Więc otwórz oko intelektu i spójrz we Mnie ujrzysz poszczególny przypadek, który przyrzekłem ci opowiedzieć. To co ci powiem, można odnieść na ogół do wszystkich innych.

Wtedy ta dusza, chcąc być posłuszna najwyższemu, wiecznemu Ojcu, utkwiła w Nim spojrzenie z gorącym pragnieniem, i Bóg wieczny, ukazując jej potępienie tego, któremu zdarzył się ten przypadek, rzekł:

Wiedz, że chcąc uchronić jego duszę od potępienia, które, jak widzisz, jej groziło, dopuściłem ten wypadek, aby przez swą krew, znalazł życie w krwi mej Prawdy, Jednorodzonego Syna mojego. Nie zapomniałem o czci i miłości, które żywił dla Maryi, najsłodszej matki Jednorodzonego Syna mego, dla której dobroć moja przyzwoliła, ku czci Słowa, aby nikt, sprawiedliwy czy grzesznik, jeśli Ją czci, jak przystoi, nie stał się nigdy łupem piekielnego diabła. Jest Ona jakby przynętą, położoną przez moją dobroć dla chwytania stworzeń rozumnych. Więc z miłosierdzia, a nie dla spełnienia złej woli niegodziwców, zesłałem czy dopuściłem ten przypadek, który ludzie uważają za okrucieństwo. Sąd ich wynika z ich miłości własnej, która, odbierając im światło, nie pozwala im poznać mojej prawdy. Poznaliby ją, gdyby rozprószyli tę chmurę, pokochaliby ją i mieliby w poszanowaniu wszystko, co ich spotyka, a w czasie żniwa, zebraliby plon swych trudów.

Lecz nie wątp, córko moja, że spełnię twe prośby i pragnienia twoje i sług moich. Jestem wasz Bóg; nagradzam wszelkie trudy i spełniam święte pragnienia tych, co w świetle wiary pukają prawdziwie do bramy mego miłosierdzia, po to by nie błądzili i nie tracili nadziei w moją opatrzność.

CXL. Gdzie Bóg mówi o swej opatrzności względem ludzi i skarży się na ich niewierność. Wykład pewnej figury w Starym Testamencie, która zawiera cenną naukę.

Ukazawszy ci mą opatrzność w przypadku poszczególnym, wracam do jej działania ogólnego.

Nie zdołasz sobie nigdy wyobrazić, jak wielkie jest zaślepienie człowieka. Traci on wszelki rozsądek i wszelkie poznanie, skoro tylko zaufa sobie i zawierzy swej mądrości (por. Prz 26,12.28,26). O szalony człowiecze, czy nie widzisz, że mądrość swą posiadasz nie z siebie, lecz dała ci ją dobroć moja, która dba o twoje potrzeby?

Co tego dowodzi? Twoje własne doświadczenie. Ileż razy pragnąłeś uczynić coś, a nie mogłeś i nie umiałeś tego uczynić. Innym razem wiedziałeś jak, ale nie mogłeś; a gdy mogłeś, nie wiedziałeś jak. Innym razem nie miałeś czasu, a jeśli miałeś czas, brakło ci woli. Wszystko to pochodzi ode Mnie, wszystko to zrządziła moja opatrzność dla twego zbawienia. Chce ona, abyś poznał, że nie istniejesz i musiał uniżyć się, a nie pysznić. We wszystkim napotykasz zmianę i brak, bo nic nie jest w twej mocy. Tylko łaska moja jest niewzruszona i stała; nie zmieni się ona i odebrana być ci nie może. Nikt nie zdoła oderwać cię od niej i wtrącić cię na powrót w grzech; chyba że się sam zmienisz.

Jakże więc możesz podnosić głowę przeciwko dobroci mojej? Nie uczyniłbyś tego, gdybyś chciał słuchać rozumu; nie mógłbyś ufać sobie i zawierzyć własnej mądrości. Lecz ponieważ stałeś się nierozumnym zwierzęciem (por. Ps 49,13; l Kor 2,14), nie widzisz, że wszystko się zmienia, z wyjątkiem mej łaski. Czemu nie ufasz Mnie, który jestem twym Stwórcą? Bo ufasz sobie. Czyż nie jestem ci wierny i oddany? Niewątpliwie, tak. Nie możesz tego nie widzieć, bo doświadczasz tego co dzień.

O najsłodsza i najdroższa córko, człowiek nie był Mi wierny i oddany. Przekroczył zakaz, który mu dałem i znalazł śmierć. Pozostałem mu wierny, dotrzymałem słowa, zachowując dlań to, dla czego go stworzyłem, bo chciałem dać mu najwyższe, wieczne Dobro. Aby spełnić ten zamiar mej prawdy, zjednoczyłem me Bóstwo, najwyższą wysokość, z niskością waszego człowieczeństwa. Odkupiony i przywrócony do łaski mocą krwi Jednorodzonego Syna mojego, człowiek może rzec, że doświadczył wierności mojej. A jednak, zda się, wątpi, że jestem dość mocny, aby mu pomóc, dość silny, aby wspierać i bronić od nieprzyjaciół, dość mądry, aby oświecić oko jego intelektu, lub że mam dość dobrotliwości, abym mu zechciał dać to, co jest konieczne dla jego zbawienia. Mniema, zda się, że nie jestem dość bogaty, bym mógł go wzbogacić, ani dość piękny, by mu przywrócić piękność. Zda się, że boi się, czy znajdzie u Mnie chleb do jedzenia i szatę do przyodziania się. Postępowanie jego dowodzi, że tak myśli. Bo gdyby wierzył we Mnie prawdziwie, wiara jego rodziłaby święte i dobre czyny.

Jednak co dzień doświadcza tego, że jestem silny. Bo zachowuję go przy życiu i bronię od nieprzyjaciół. Widzi, że nikt nie może oprzeć się sile i mocy mojej, a jeśli nie widzi, to przez to, że widzieć nie chce.

Mądrość moja rządzi i włada całym światem, z taką doskonałością, że niczego w nim nie braknie i niczego doń dodać nie można. Przewidziałem wszystko dla duszy i ciała. Nie zmusiła Mnie do tego wola wasza, bo nie istnieliście jeszcze. Jedynie dobrotliwość moja skłoniła Mnie stworzyć niebo i ziemię, morze i firmament. Stworzyłem niebo, aby się poruszało nad wami, stworzyłem powietrze, abyście mogli oddychać; ogień i wodę, aby się miarkowały nawzajem; słońce, abyście nie trwali w ciemnościach. Wszystko to uczyniłem i zarządziłem, aby zaspokoić potrzeby człowieka. Niebo ozdobione jest ptactwem; ziemia rodzi owoce i liczne zwierzęta dla wyżywienia człowieka; morze roi się od ryb. We wszystkim widnieje doskonały ład mej opatrzności.

Zdziaławszy wszystkie te dobre i doskonałe rzeczy, stworzyłem człowieka na obraz i podobieństwo swoje i umieściłem go w tym ogrodzie, który przez grzech Adama, rodzi teraz ciernie tam, gdzie wprzód rosły kwiaty woniejące niewinnością i największą słodyczą. Wszystko ulegało człowiekowi, lecz nieposłuszeństwo zaszczepiło bunt w nim samym i we wszystkich stworzeniach. Zdziczał świat i człowiek, człowiek, który jest sam innym światem! Lecz zaradziłem temu. Zesłałem na świat moją Prawdę, Słowo wcielone, które usunęło dziczki, wyrwało ciernie grzechu pierworodnego, zrosiło ogród krwią Chrystusa ukrzyżowanego, zasadziło krzewy siedmiu darów Ducha Świętego, wyplewiwszy grzech śmiertelny. Stało się to nie za życia, lecz po śmierci Jednorodzonego Syna mojego.

Ten zamiar Opatrzności jest wyobrażony w Starym Testamencie, gdy Elizeusz uproszony został, aby wskrzesił umarłe dziecko. Elizeusz nie poszedł, lecz posłał Gechaziego z łaską swą, rozkazawszy mu, aby położył laskę na zmarłym chłopcu. Gechazi poszedł, uczynił to, co mu rzekł Elizeusz, lecz chłopca nie wskrzesił. Widząc to Elizeusz udał się osobiście do dziecka, przylgnął doń wszystkimi członkami i tchnął siedemkroć w usta jego. I chłopiec odetchnął siedem razy na znak życia, które mu zostało przywrócone (por. 2 Krl 4,29-35).

To samo zostało zobrazowane przez Mojżesza, którego posłałem z łaską prawa do zmarłego, a był nim rodzaj ludzki. Lecz prawo nie przywróciło życia zmarłemu (por. J 1,17; Rz 3,20.7,4). Wysłałem, wyobrażone przez Elizeusza, Słowo Jednorodzonego Syna mojego, które przylgnęło do tego zmarłego dziecka, przez zjednoczenie natury Boskiej z waszą naturą ludzką. Natura Boska dokonała tego zjednoczenia wszystkimi swymi członkami, mocą moją, mądrością Syna mego i łaskawością Ducha Świętego, słowem: Ja cały, Bóg, przepaść Trójcy, sprzymierzyłem się z naturą ludzką, jednocząc się z nią.

Po tym zjednoczeniu, słodkie Słowo miłości dokonało drugiego, spiesząc w upojeniu serca na haniebną śmierć krzyżową, gdzie rozpięło się samo. Po tym drugim zjednoczeniu udzieliło temu zmarłemu chłopcu siedmiu darów Ducha Świętego, tchnąć w usta pragnącej duszy i uwalniając ją od śmierci przez chrzest święty. Dusza odetchnęła wtedy na znak życia, które odzyskała, wyrzucając z siebie siedem grzechów śmiertelnych. Tak stała się dusza ogrodem ozdobionym słodkimi i rozkosznymi owocami.

Co prawda ogrodnik, którym jest wolna wola, może jeszcze, wedle swego upodobania, pielęgnować ten ogród lub doprowadzić go do zdziczenia. Jeśli sieje złe ziarno miłości własnej, z którego wyrasta siedem grzechów głównych, rodzących z kolei wszystkie inne, tłumi siedem darów Ducha Świętego i niszczy wszystkie cnoty. I wtedy nie ma męstwa, jest słaby; nie ma umiarkowania, nie ma roztropności, gdyż stracił światło, które wiedzie rozum; nie ma wiary ani nadziei, ani sprawiedliwości. Staje się niesprawiedliwy, pokłada nadzieję tylko w sobie i wierzy wiarą martwą tylko w siebie. Ufa stworzeniom, a nie ufa Mnie, swemu Stwórcy. Nie ma miłości ani litości. Miłość własnej ułomności zniszczyła wszystko: Jakże może być dobry dla bliźniego, kiedy stał się okrutny dla siebie. Pozbawiony wszelkiego dobra, wpadł w największe zło.

I któż mu wróci życie? Ten sam Elizeusz, Słowo wcielone, mój Syn Jednorodzony! Niech ten ogrodnik uzbroi się w nienawiść siebie, bez której niczego nie dokona, niech wyrwie ciernie grzechu i niech spieszy w miłości sprzymierzyć się z nauką mojej Prawdy; niech skropi swój ogród krwią, krwią, którą kapłan zlewa mu na głowę, gdy idzie do spowiedzi ze skruchą w sercu, z żalem za grzechy, z zadośćuczynieniem i z postanowieniem niegrzeszenia więcej.

W ten sposób może oczyścić ogród swej duszy za życia, gdy przeminie czas, nie będzie dlań ratunku, jak ci to wielokrotnie mówiłem.

CXLI. Jak opatrzność Boska zsyła nam udręczenia dla zbawienia naszego. O nędzy tych, którzy pokładają nadzieję w sobie i o doskonałości tych, którzy ufają opatrzności.

Widzisz więc, że przez opatrzność mą podźwignąłem z ruiny drugi świat człowieka. W pierwszym, pozostawiłem ciernie udręczeń i pozwoliłem, aby człowiek napotykał we wszystkim opór. Nie uczyniłem tego nieopatrznie bez względu na wasze dobro, lecz w wielkiej trosce o wasze potrzeby. Chciałem odebrać człowiekowi zaufanie do świata i skłonić go, aby biegł prosto do Mnie, który jestem jego celem. Myślałem, że uporczywe dolegliwości nauczą go wznosić wyżej serce i pragnienia. Jednak człowiek jest tak ślepy na tę prawdę, tak słaby wobec uciech świata, że mimo wszystkich cierni i cierpień, które w nich znajduje, nie chce, jak widać, oderwać się od nich i zatroszczyć się o powrót do swej ojczyzny. Wiesz, córko, co by było, gdyby znajdował na świecie same przyjemności i spokój niezakłócony żadnym cierpieniem.

Dlatego opatrzność moja dopuszcza, aby świat rodził liczne udręki. Doświadczam nimi cnotę mych sług i w cierpieniach, których doznają, w sile, z jaką je znoszą, w gwałcie, jaki zadają samym sobie, mam tytuł do nagradzania ich. Wszystko przewidziała i zarządziła mądrość opatrzności mojej. Wiele dałem człowiekowi, bo jestem bogaty i mogłem to uczynić; i mogę zawsze, bo bogactwo moje jest nieskończone. Wszystko stało się przeze Mnie i nic beze Mnie istnieć nie może. Jeśli więc człowiek chce piękności, Ja jestem pięknością; jeśli chce dobroci, Ja jestem dobrocią, bo jestem dobrem najwyższym; jestem mądrością; jestem łagodny, jestem łaskawy, jestem Bogiem sprawiedliwym i miłosiernym. Jestem szczodry, a nie skąpy; jestem Ten, który daje proszącemu; otwieram temu, co puka prawdziwie; odpowiadam temu, co Mnie wzywa. Nie jestem niewdzięczny, lecz wdzięczny i chętnie nagradzam tych, co trudzą się dla Mnie, dla chwały i sławy imienia mojego. Jestem radosny i zachowuję w stałym weselu duszę, która przyoblekła się moją wolą. Jestem najwyższą opatrznością, której nie zbraknie nigdy ufającym Mi sługom moim ani duchowo, ani cieleśnie (por. Rz 10,12).

Człowiek widzi przecie, że zachowuję i żywię robaka w suchym drzewie, daję pokarm zwierzętom na polu, rybom w morzu, ptakom w powietrzu, wszystkim stworzeniom żyjącym na ziemi, zlewam na rośliny słońce i rosę, która użyźnia glebę. Jakże więc może sądzić, że nie będę dbał o niego, którego stworzyłem na obraz i podobieństwo moje. Wszystko zdziałała dobroć moja, aby mu służyło. Dokądkolwiek zwróci się człowiek, ku rzeczom duchowym czy cielesnym, znajduje tylko płomienną przepaść miłości mojej w wielkiej, słodkiej, prawdziwej i doskonałej opatrzności. Ale on nie widzi, bo pozbawiony jest światła i nie chce widzieć. Przeto się gorszy. Zacieśnia swą miłość bliźniego, staje się skąpy i niepokoi się jutrem, czego wzbroniła mu Prawda moja mówiąc: Nie troszczcie się o jutro, dosyć ma dzień swojej nędzy (Mt 6,34). Wyrzuca wam brak ufności, wskazując wam moją opatrzność i krótkość czasu. Nie troszczcie się o jutro, rzekła. Jak gdyby chciała rzec: Nie myślcie o tym, czego nie jesteście pewni, że posiądziecie. Niech wam wystarczy dzień dzisiejszy. Uczyła was prosić przede wszystkim o królestwo niebieskie, to jest o proste i święte życie. Co do tych drobnych rzeczy, wiem dobrze, Ja, wasz Ojciec niebieski, że ich potrzebujecie, bo dla was je stworzyłem i rozkazałem ziemi dawać wam swe owoce (por. Mt 6; 31-33; Łk 12,29-31).

Ten nieszczęśliwy nie czytał tej nauki, którą mu dało Słowo mej Prawdy, aby nie szedł własnymi ścieżkami. Z nieufności zamyka swe serce i ręce, mające wspomagać bliźniego. W ten sposób staje się nieznośny dla samego siebie. Z tego zadufania jego w sobie i z nieufności względem Mnie, wynika wszelkie zło. Człowiek staje się sędzią woli ludzi, nie zważając, że sąd ten nie jest rzeczą jego, lecz należy do Mnie. Woli mojej nie rozumie i osądza ją źle, jeśli nie doznaje jakiejś pomyślności, przyjemności lub cechy światowej. Gdy zniknie ta pomyślność, dzięki której jedynie kochał Mnie i pokładał we Mnie nadzieję, zdaje mu się, że opatrzność moja nic dla niego nie czyni i że nie otrzymuje on nic od mej dobroci; mniema, że wszystkiego mu brak i wszystko go opuściło. Zaślepiony własną namiętnością, nie widzi bogactwa, które tkwi w cierpieniu, ani owocu prawdziwej cierpliwości. Znajduje w nich śmierć i ma w tym życiu przedsmak piekła.

A Ja, mimo wszystko, nie przestaję, w dobroci mej, dbać o niego. Rozkazuję ziemi, aby rodziła owoce grzesznikowi, jak i sprawiedliwemu; zsyłam słońce i deszcz na pole jego, jak i na  pole sprawiedliwego. Często nawet grzesznik otrzymuje więcej, niż sprawiedliwy (por. Mt 5,45).

Dobroć moja czyni tak, aby szczodrzej darzyć bogactwami duchowymi duszę sprawiedliwego, który dla miłości mojej wyzuł się z dóbr doczesnych, wyrzekając się świata, rozkoszy jego i woli własnej. Ci, którzy wzbogacają swą duszę i rozszerzają w ten sposób swe serce w przepaści mojej miłości, tracą wszelki niepokój o siebie do tego stopnia, że nie troszczą się nie tylko o dobra doczesne, lecz nie mogą nawet myśleć o sobie. Wtedy Ja biorę w ręce ster ich spraw duchowych i doczesnych. Poza opatrznością ogólną, otaczam ich szczególną opieką; łaskawość mego Ducha Świętego staje się ich służebnicą i służy im. Pamiętasz, że czytałaś w żywotach Ojców pustelników, o tym świętym człowieku, który wyrzekł się wszystkiego i siebie samego, dla chwały i sławy imienia mojego. Ponieważ był chory, łaskawość moja, która czuwała nad nim, zesłała mu anioła, aby go pielęgnował i dbał o potrzeby jego. Ciało było zabezpieczone od nędzy, gdy dusza trwała w niewymownym weselu i słodyczy obcując z aniołem.

Duch Święty jest dla człowieka matką, która go żywi na łonie mojej Boskiej miłości. Uczynił go wolnym, uczynił go panem, wyzwalając z niewoli miłości własnej. Bo tam, gdzie płonie ogień mojej miłości, nie może być wody miłości własnej, która gasi ten słodki ogień w duszy. Duch Święty, ten służebnik, którego moja opatrzność dała człowiekowi, odziewa go, żywi, upaja słodyczą, obsypuje największym bogactwem. Człowiek straciwszy wszystko, wszystko znajduje; wyżu wszy się zupełnie z siebie, przyodziany jest Mną; stawszy się we wszystkim sługą przez pokorę, został panem, poddając sobie świat i własną zmysłowość. Oślepiwszy się na widoki własne, stoi w najczystszym świetle. Zrozpaczywszy o sobie, uwieńczony jest wiarą żywą i spełnioną nadzieją. Kosztuje życia wiecznego, wolny od cierpienia i gnębiącego smutku. Wszelką rzecz osądza jako dobrą, gdyż we wszystkim odkrywa mą wolę i widzi w świetle wiary, że chcę jedynie jego uświęcenia; przeto jest cierpliwy.

O, jakże szczęśliwa jest ta dusza, która, przebywając jeszcze w ciele śmiertelnym, kosztuje nieśmiertelnego dobra! Przyjmuje wszystko z czcią; ręka lewa nie ciąży jej więcej niż prawa: przyjmuje jednakowo udrękę i pociechę, głód i pożywienie, pragnienie i napój, zimno i ciepło, nagość i szatę, życie i śmierć, cześć i zniewagę, smutek i radość. Zawsze jest silna, spokojna, niewzruszona; bo ugruntowana jest na skale żywej. Ujrzała w świetle wiary, z niezachwianą nadzieją, że wszystko daję w tej samej myśli, dla zbawienia waszego i przewiduję wszystko. W wielkich próbach daję wielkie męstwo i nie nakładam nigdy większego ciężaru, niż dusza unieść może, chyba, że gotowa jest i chce przyjąć go do miłości mojej. Krew Syna mego, dowiodła, że nie chcę śmierci grzesznika, lecz chcę, aby się nawrócił i żył (por. Ez 33,11). Dlatego, aby żył, zsyłam mu to, co go spotyka.

Tę prawdę poznaje dusza, która wyzuła się z siebie i przeto znajduje powód radości we wszystkim co widzi lub czego doznaje w sobie i w innych. Nie boi się utracić rzeczy małych, bo przez światło wiary upewniona jest co do rzeczy wielkich, o których mówiłem ci na początku tej rozprawy. O jakże chwalebne jest to światło najświętszej wiary, w którym ujrzała, poznała i ciągle poznaje mą prawdę. Światło to pochodzi od Ducha Świętego, dobrego służebnika: jest to światło nadprzyrodzone, które dusza otrzymuje od mej dobroci, rozwijając światło przyrodzone dane jej przeze Mnie.

CXLII. Jak Bóg wspomaga dusze, dając im sakramenty. Jak zaspokaja pragnienia swych sług, łaknących sakramentu Ciała Chrystusowego. Jak wielokrotnie zaopatrzył cudownym sposobem duszę, spragnioną tego sakramentu.

Wiesz, najdroższa córko, jak zaopatruję służebników moich, którzy pokładają we Mnie nadzieję? W dwojaki sposób. Opatrzność moja, co do mych stworzeń rozumnych, opiekuje się jednocześnie duszą i ciałem. Wszystkie zarządzenia mej opatrzności, w stosunku do ciała, wydane są na użytek duszy, aby wzbogacała się w światło wiary, pokładała nadzieję we Mnie i wyzbyła się zadufania w sobie. W ten sposób dojdzie do jasnego poznania, żem jest Ten, który jest, który może, chce i umie zaspokoić jej potrzeby i pomóc do zbawienia.

Co się tyczy duszy i życia jej, wiesz, że dałem jej sakramenty świętego Kościoła. Oto jej pokarm! Nie jest to chleb materialny, który służy ciału i który dałem ciału! Bo dusza jest niematerialna, potrzebuje niematerialnego pokarmu i żyje słowem moim. Toteż rzekła Prawda moja w świętej Ewangelii: Nie samym chlebem żyje człowiek, ale wszelkim słowem, które pochodzi ode mnie (Mt 4,4; Łk 4,4). Powinna więc z żarliwością ducha iść za nauką mego wcielonego Słowa, które mocą swej krwi w sakramentach daje jej życie.

Sakramenty te są duchowe i dane są duszy, choć są zarządzane i rozdawane za pośrednictwem ciała. Sam ten akt nie udzieliłby duszy życia łaski, gdyby dusza nie przygotowała się do duchowego przyjęcia go przez prawdziwe i święte pragnienie, które mieszka w duszy, nie w ciele. Przeto rzekłem ci, że sakramenty są duchowe i udzielane są duszy niematerialnej. Choć podawane są za pośrednictwem ciała, przeznaczone są dla duszy, która je przez pragnienie przyjmuje.

Aby wzmóc ten głód i to święte pragnienie, wzbudzam w niej tęsknotę do nich i sprawiam, że ich otrzymać nie może, ta niemożność podnieca jej głód i uczy ją poznawać siebie, co doprowadza ją przez pokorę do osądzenia siebie niegodną. Wtedy czynię ją godną, używając często różnych sposobów, aby opatrzyć ją tym sakramentem.

Wiesz o tym ze słyszenia i doświadczyłaś tego sama, jeśli pamiętasz. Łaskawość mego Ducha Świętego, którego dobroć moja oddała jej na usługi, natchnie jakiegoś księdza myślą, że powinien udzielić jej tego pokarmu. Duch Święty naciska go ogniem mej miłości i pobudza jego sumienie. Pod tym naporem wewnętrznym kapłan godzi się zaspokoić głód tej duszy i spełnić jej życzenie. Czasem każę duszy czekać do ostatniej chwili i kiedy straci wszelką nadzieję, otrzymuje to, czego pragnie.

Czyż nie mogłem uczynić od razu tego, co uczyniłem na końcu? To prawda. Lecz zwlekałem, aby wzmóc w duszy światło wiary i nauczyć ją, że nie powinna nigdy tracić nadziei w dobroć moją, a równocześnie uczynić ją ostrożną i roztropną, by lekkomyślnie nie oglądała się za siebie, ostygając w zapale świętego pragnienia.

Czy pamiętasz tę duszę, która przyszła do świętego Kościoła z wielkim pragnieniem przyjęcia Komunii? Gdy kapłan podszedł do ołtarza, poprosiła go o Ciało Chrystusa, prawdziwego Boga i prawdziwego Człowieka. Odpowiedział, że go jej nie da. W duszy wzrósł żal i pragnienie. Kapłan poczuł niepokój w sercu i gdy podniósł kielich, doznał tak silnych wyrzutów sumienia, że rzekł do ministranta: Spytaj ją, czy chce Komunii, dam ją jej chętnie. To Duch Święty, służebnik przydatny tej duszy przez opatrzność moją, trapił tak serce tego kapłana, by skłonić go do zaspokojenia jej pragnienia. Jakąż korzyść odniosła ta dusza przez tę odmowę? To, co było w niej tylko iskierką wiary i miłości, urosło w wielki pożar i pragnienie to tak rozpaliło jej serce, iż zdało się, że życie uleci z jej ciała. Przeto zezwoliłem na tę zwłokę tylko dlatego, aby wytępić w niej wszelką miłość własną, wszelkie wahanie, wszelkie zadufanie w sobie.

Wtedy dopomogłem za pośrednictwem człowieka. Innym razem działał sam, bez pośrednictwa, dobry sługa, Duch Święty, jak to zdarzyło się wielokrotnie wielu osobom i jak zdarza się co dzień sługom moim. Przytoczę ci, między innymi, dwa przedziwne przykłady, aby ukrzepić twą wiarę i wzmóc twą cześć dla mojej opatrzności.

Pamiętasz – bo sama słyszałaś o tym od tej duszy – że w dzień nawrócenia się chwalebnego apostoła i drogiego herolda mojego, Pawła, znajdowała się w kościele dusza, pragnąca przyjąć ten sakrament, chleb życia, pokarm aniołów, który dałem wszystkim ludziom. Prosiła ona prawie wszystkich kapłanów, którzy przychodzili odprawiać Mszę. Ze zrządzenia mej opatrzności od wszystkich doznała odmowy. Chciałem jej w ten sposób ukazać, że choć wszyscy ją zawiedli, Ja, Stwórca jej, pozostałem jej wierny. Aby jej tego dowieść, podczas ostatniej Mszy użyłem słodkiego podstępu, aby bardziej upoiła się mą opatrznością.

Przed zaczęciem Mszy oznajmiła ministrantowi, że chce przystąpić do Komunii, lecz ten nie uprzedził o tym kapłana. Nie otrzymawszy odpowiedzi odmownej, czekała z wielkim pragnieniem chwili, gdy będzie mogła przyjąć Komunię. Po skończeniu Mszy poczuła w sobie niezmierny głód, płomienne łaknienie tego chleba życia, uznając się jednocześnie, przez wielką pokorę, niegodną i czyniąc sobie wyrzuty, że w zuchwałości swej śmiała marzyć o zjednoczeniu się z tak wielką tajemnicą. Wtedy Ja, który wywyższam pokornych, Bóg wieczny, pociągnąłem ku sobie pragnienie i żarliwość tej duszy i pogrążyłem jej myśl w przepaści mej Trójcy. Oświeciłem oko jej intelektu w mocy mojej, Ojca, w mądrości Jednorodzonego Syna mego i w łaskawości Ducha Świętego, którzy jesteśmy jednym. Dusza ta zjednoczyła się tak ściśle z naszą istotą, że ciało jej wzniosło się nad ziemię, bo w tym stanie jednoczącym dusza, jak ci rzekłem, jest doskonalej zjednoczona porywem miłości ze Mną, niż z własnym ciałem. W tej przepaści udzieliłem jej sam świętej Komunii, aby zaspokoić jej pragnienie. I na znak, że rzeczywiście doznała tej łaski, przez kilka dni czuła w sposób przedziwny, swymi cielesnymi zmysłami, smak i woń Krwi i Ciała Chrystusa ukrzyżowanego, Prawdy mojej. Więc odnowiła się cała w świetle mej opatrzności, której kosztowała z taką słodyczą. Wszystko to było widzialne tylko dla tej duszy, lecz niewidzialne dla innych stworzeń.

Drugiego faktu naocznym świadkiem był kapłan, któremu zdarzył się ten wypadek. Dusza ta pragnęła gorąco wysłuchać Mszy i przyjąć Komunię, lecz z powodu choroby nie mogła udać się do kościoła o właściwej godzinie. Spóźniła się więc i przybyła dopiero w momencie konsekracji. Msza odbywała się przy głównym ołtarzu, ona zaś zatrzymała się u przeciwnego końca kościoła, bo posłuszeństwo nie pozwalało jej przystąpić bliżej. Tam trwając mówiła z łkaniem: O, nędzna duszo moja, czy nie widzisz, jak wielką otrzymałaś łaskę: jesteś w świętym kościele bożym, widzisz kapłana, który odprawia Mszę, choć zasłużyłaś za grzechy twoje, aby mieszkać w piekle! Lecz rozważania te nie uciszyły jej pragnienia, lecz przeciwnie, im niżej schodziła w dolinę pokory, tym bardziej czuła się wzniesiona nad siebie; łaska ma pozwoliła jej, przez wiarę i nadzieję, coraz bardziej poznawać dobroć moją, w której znalazła ufność w służebnika, Ducha Świętego, że zaspokoi jej głód. Wtedy dałem jej to, czego pragnęła, w sposób, którego nie mogła przewidzieć.

Przed Komunią, w chwili, gdy kapłan dzieli hostię, oderwała się od niej cząsteczka, która spadła na ołtarz. Przez zrządzenie mej mocy cząsteczka ta, która się odłączyła, opuściła ołtarz i przeniosła się na drugi koniec kościoła, gdzie znajdowała się ta dusza. Dusza ta uczuła w tej chwili, że otrzymała Komunię, lecz sądząc, że stało się to w sposób niewidzialny i przez nikogo niezauważony, myślała, w płomiennej swej miłości, że znowu uciszyłem skrycie jej pragnienie, jak to zdarzyło się już niejednokrotnie. Lecz innego zdania był kapłan, który nie znajdując tej cząsteczki hostii, czuł ból nieznośny, aż służebnik dobrotliwości mojej, Duch Święty, oświecił go w myśli, kto ją otrzymał. Miał jednak wątpliwości, dopóki tego z nią nie wyjaśnił.

Czyż nie mogłem uleczyć choroby jej, która przeszkodziła jej pójść do kościoła i pozwolić jej zdążyć na czas, aby otrzymać Sakrament z rąk kapłana? Niewątpliwie, lecz chciałem dowieść tej duszy, że za pośrednictwem i bez pośrednictwa stworzenia, w każdym stanie, w każdym czasie, czegokolwiek by sobie życzyła, Ja mogę, umiem i chcę dać jej to, czego pragnie i więcej, niż umie pragnąć, cudownymi sposobami.

Niech ci to wystarczy, najdroższa córko, do zrozumienia zrządzeń opatrzności mojej względem dusz zgłodniałych tego słodkiego Sakramentu. Z tą samą dobrocią postępuję względem wszystkich innych, według potrzeb ich.

Teraz opowiem ci coś o działaniu mej opatrzności wewnątrz duszy bez pośrednictwa czynników cielesnych, jako narzędzi zewnętrznych. Napomknąłem ci już o tym w związku ze stanami duszy, lecz powrócę do tego raz jeszcze.

CXLIII. O opatrzności Boskiej względem tych, którzy są w stanie grzechu śmiertelnego.

Dusza jest albo w stanie grzechu śmiertelnego, albo w stanie łaski. W tym drugim stanie albo jest jeszcze niedoskonała, albo doszła do doskonałości. We wszystkich tych stanach doznaje w szczodrej mierze mej opatrzności, lecz środki, jakie wybiera moja nieskończona mądrość, są różne, jak różne są potrzeby, którym ma zaradzić.

Ludzi świata, pogrążonych w śmierci grzechu, budzę wyrzutem sumienia. Niepokoję ich ustawicznie tak licznymi i rozmaitymi sposobami, że język twój nie zdołałby ich opowiedzieć, bo na dnie serca czują zawsze tę ranę. Uporczywość tych cierpień i wyrzutów sumienia, które odczuwają w duszy, sprawia, że często porzucają grzech śmiertelny. Niekiedy – jako że lubię z cierni waszych dobywać różę – gdy serce człowieka skłania się do grzechu śmiertelnego przez miłość do stworzenia, poza moją wolą, zrządzam tak, że brak mu czasu i miejsca do spełnienia swych złych zamiarów. Znużony męką serca wobec przeszkody, której przemóc nie może, wraca do siebie, pojmuje, że dręczy się z winy własnej, czuje żal i odrzuca precz swą szaloną miłość. Bo czyż nie jest naprawdę szaleństwem umieszczać swe pożądanie w czymś, o czym się wie, przejrzawszy, że jest niczym? Niewątpliwie, stworzenie, które kochał tak nędzną miłością, jest czymś, lecz to, czego od niego oczekiwał, było niczym; był to grzech, a grzech jest niczym. Z tego grzechu, który jest cierniem, który kaleczy duszę, dobywam różę, by z niej uczynić środek zbawienia.

Kto każe Mi tak czynić? Nie grzesznik, który Mnie nie szuka, nie prosi o mą pomoc, nie wzywa mej opatrzności, chyba by wspierać jego złe zamiary, przysparzać mu rozkoszy, bogactw, zaszczytów świata. Każe Mi to miłość. Bo pokochałem was, przed waszym istnieniem; nie będąc sam przez was kochany, pokochałem was niewymownie. Kochać was każe Mi ta miłość, oraz modlitwy tych, co Mi służą. Łaskawość mego Ducha Świętego, dobrego służebnika, podaje im za pokarm chwałę imienia mego i miłość bliźniego. Zatroskani zawsze o zbawienie swych braci, starają się uciszyć mój gniew i związać ręce mej Boskiej sprawiedliwości, choć niegodziwy człowiek zasługuje, abym zwracał ją przeciw niemu. Zadają Mi gwałt swymi łzami, swymi pokornymi i ciągłymi modlitwami. A kto każe im wołać do Mnie? Opatrzność moja, która zaradza nędzy tej śmierci. Bo powiedziano, że nie chcę śmierci grzesznika, lecz chcę, aby się nawrócił i żył (por. Ez 33,11).

Pokochaj, córko, opatrzność moją. Jeśli otworzysz oczy twego ducha i twego ciała, ujrzysz ludzi -zbrodniarzy pogrążonych w tej strasznej nędzy. Pozbawieni światła, ze zgnilizną śmierci w duszy, ciemni i ślepi, śpiewają i śmieją się, trwonią czas w próżności, w rozkoszach, w niskiej rozpuście. Lubieżnicy, opoje, żarłocy brzuch swój czynią bogiem swoim (por. Flp 3,19). Poza tym jest w nich tylko nienawiść, uraza i pycha, i tysiąc innych występków, o których ci mówiłem. I nie znają stanu swego! Jeśli nie zmienią swego życia, są na drodze, która ich wiedzie wprost do śmierci wiecznej, a oni idą nią śpiewając! Czyż nie uważano by tego za wielką głupotę i szaleństwo, gdyby człowiek skazany na śmierć szedł na rusztowanie śpiewając, tańcząc i ukazując znaki wesołości? Niewątpliwie, tak. To jest szaleństwo tych nieszczęśliwych, szaleństwo tym większe, że ponoszą bez porównania większą szkodę przez śmierć duszy, niż tamci przez śmierć ciała. Tracą życie laski, tamci życie ciała; przez wieczne potępienie doznają męki nieskończonej, tamci męki skończonej. A oni biegną i śpiewają! O ślepcy nad ślepcami! O głupcy i szaleńcy ponad wszelką głupotę!

A słudzy moi żyją we łzach, w utrapieniu ciała i skrusze serca, spędzają czas na czuwaniu i ciągłej modlitwie, wśród westchnień i jęków, umartwiają się, aby wyjednać zbawienie grzesznikom, którzy szydzą z ich wysiłków. Lecz szyderstwa te spadają na ich głowy i kara za grzech wraca zawsze do tego, który popełnił, podczas gdy nagroda za trudy zniesione z miłości dla Mnie przypada temu, któremu dobroć moja pozwoliła na nią zasłużyć. Bo jestem waszym Bogiem, Bogiem sprawiedliwym, który odpłaca każdemu według uczynków jego (por. Ps 62,13). Prawdziwi moi słudzy nie dają się zniechęcić przez szyderstwa, prześladowania i niewdzięczność tych nieszczęśliwych, lecz modlą się za nich z tym większą gorliwością i pragnieniem. Cóż pobudza ich tak do pukania w bramę miłosierdzia mojego? Opatrzność moja, która dba i troszczy się o zbawienie tych biedaków i przeto wzmaga i podnieca ogień miłości w duszach sług moich.

Nieskończone są sposoby, których używam, aby wydobyć duszę występną z grzechu śmiertelnego.

Teraz opowiem ci, jak postępuje opatrzność moja z tymi, którzy podźwignęli się z błędu, lecz tkwią jeszcze w niedoskonałości. Nie powracając już do tego, co opowiedziałem ci o stanach duszy, omówię to tylko pokrótce.

CXLIV. O opatrzności Boskiej względem tych, co tkwią jeszcze w miłości niedoskonałej.

Czy wiesz, najdroższa córko, jakiego sposobu używam, by podźwignąć duszę niedoskonałą z jej niedoskonałości? Niekiedy nawiedzam ją mnóstwem dręczących i różnorakich myśli i jałowością ducha. Zdaje się jej wtedy, że jest zupełnie przeze  Mnie opuszczona, że nie jest przywiązana do niczego ani do świata, bo go istotnie nie lubi, ani do Mnie, bo nie ma w sobie żadnego uczucia, poza pewną dążnością woli, aby Mnie nie obrażać.

Tej bramy wolnej woli nie pozwalam nieprzyjaciołom otworzyć. Wolno diabłom i innym nieprzyjaciołom człowieka wyłamywać inne bramy z wyjątkiem tej bramy głównej, od której zależy los miasta duszy. Straż nad tą bramą powierzyłem wolnej woli. Ja uczyniłem wolt; wolną; jej rzeczą jest rzec tak lub nie, wedle jej upodobania.

Wiele bram posiada to miasto. Lecz trzy z nich są najważniejsze. Główną jest ta, o której ci mówiłem, wola, jest ona niezdobyta, jeśli nie chce się poddać, i strzeże dwóch innych, którymi są pamięć i intelekt. Jeśli wola zgodzi się, wchodzi nieprzyjaciel, miłość własna, z innymi nieprzyjaciółmi, którzy wkraczają za nią. Wtedy intelekt ogarniony zostaje ciemnością, nieprzyjaciółką światła. Pamięcią owłada nienawiść, przez wspomnienie krzywdy, która jest wrogiem miłości bliźniego; opada ją wspomnienie tysiąca uciech świata, tak licznych, tak rozmaitych, jak rozmaite są grzechy, które są wrogami cnót.

Skoro tytko poddadzą się te bramy, otwierają się wszystkie inne wejścia, zmysły ciała, które są narządami odpowiadającymi władzom duszy. Nieuporządkowane pożądanie człowieka, które otwarło swe bramy, jest w łączności z tymi narządami, które przeto są skażone zepsuciem woli i skalane są same ich czyny.

Oko zadaje tylko śmierć, bo wpatruje się w przedmioty martwe, na które patrzeć nie powinno, spojrzeniem bezwstydnym z wyrazem wyzywającym, oznaką próżności i płochości serca. W ten sposób człowiek jest dla samego siebie i dla innych przyczyną śmierci. O nieszczęsny! Dałem ci to wszystko, abyś spoglądał w niebo. Piękność mych stworzeń miała cię doprowadzić do Mnie, abyś oglądał tajemnice moje, a ty patrzysz w błoto i nędzę, z których czerpiesz śmierć!

Ucho także lubuje się w rzeczach nieuczciwych, słucha o czynach bliźniego, aby go móc sądzić. Dałem mu je aby słuchał słowa mojego i dowiadywał się o potrzebach bliźniego.

Dałem człowiekowi język, aby głosił me słowo i spowiadał się z błędów, a także przyczyniał się do zbawienia dusz. A on używa go, aby bluźnić Mnie, Stwórcy swemu i dla zguby bliźniego. Pasożytuje na sławie jego, szemrze przeciw niemu, oczernia jego dobre dzieła, a wywyższa złe. Przekleństwa, fałszywe świadectwa, słowa rozpustne, niebezpieczne dla niego i innych, oto zbrodnie języka. Czyż nie język wyrzuca słowa zniewagi, które przeszywają serce bliźniego, jak miecz i wyzywają gniew jego? Ileż nieszczęść, ileż mężobójstw, ileż nieczystości, ileż gniewu, nienawiści i straty czasu zawinił język (por. Jk 3,6).

Czyż i powonienie nie grzeszy także przez nieumiarkowane przyjemności, których szuka w swych wrażeniach? A smak ze swym nienasyconym łakomstwem, z niepowściągliwą zachłannością, wiecznie chciwy licznych i rozmaitych potraw, dbały tylko o napełnienie brzucha! Biedna dusza nie zważa, że otwiera w ten sposób bramę wszystkim nadużyciom, że nadmiar pożywienia rozpala w jej ułomnym ciele nieuporządkowane pragnienia, które zgubią ją samą.

Ręce znajdują przyjemność w kradzieży cudzego dobra i w szpetnym, nieczystym dotykaniu, te ręce, które stworzyłem, by służyły bliźniemu w chorobie i wspomagały go jałmużną w biedzie. Nogi dałem człowiekowi, aby służyły ciału jego i nosiły go na miejsca święte lub tam, gdzie wzywa go korzyść własna lub cudza, dla chwały i sławy imienia mojego, a on używa ich, by biec do miejsc zatraty przy każdej sposobności grzechu, pleść i bawić się nieprzystojnie, wciągając do złego i siebie, i innych, według upodobania swej wyuzdanej woli.

Wszystko to rzekłem ci, najdroższa córko, abyś miała powód do płaczu widząc, do jakiej nędzy doszło szlachetne miasto duszy i abyś uświadomiła sobie, ile zła wnika przez główną bramę woli. Ja jednak nie pozwalani żadnemu z nieprzyjaciół przekroczyć jej progu, lecz, jak ci rzekłem, dopuszczam, aby wybijali inne. Więc pozwalam aby intelekt ogarnęła ciemność ducha; więc i pamięć zda się niekiedy tracić wspomnienie o Mnie. Kiedy indziej cała wrażliwość, wszystkie zmysły ciała, zdają się uwikłane w wir walki. Nawet patrząc na rzeczy święte, dotykając ich, widząc je, czując je, zbliżając się do nich, dusza doznaje zaniepokojenia, jak gdyby wszystko w niej wywoływało wrażenie nieczystości i zepsucia.

Lecz wszystko to nie zadaje duszy śmierci, bo nie chcę jej śmierci, o ile nie będzie ona na tyle głupia, by otworzyć bramy woli. Pozwalam tym nieprzyjaciołom przebywać na zewnątrz, lecz wejść im nie pozwalam. Do środka wejść nie mogą, o ile sama wola tego nie zechce.

Dlaczego wystawiam na tyle męki i przygnębienia tę duszę otoczoną tyloma nieprzyjaciółmi? Nie aby uległa i utraciła skarb mej łaski, lecz aby jej dać wyższe pojęcie o mojej opatrzności, aby zaufała Mnie, nie sobie, aby podźwignęła się z niedbałości i gorliwie uciekała się do Mnie, który jestem jej obrońcą. Jestem jej czułym Ojcem, dbam o jej zbawienie, przeto chcę, aby była pokorna i uznała, że nie istnieje dzięki sobie, ale że istnienie i łaski ponad istnieniem zawdzięcza Mnie, który jestem jej życiem. Dusza uczy się poznawać to życie i odkrywać opatrzność moją w tych walkach poprzez wielkie wyzwolenie. Bo nie każę jej trwać bez przerwy wśród tych prób; przychodzą one i mijają, wedle tego, co uznam za korzystne. Niekiedy duszy zdaje się, że jest w piekle i nagle, bez żadnego wysiłku, bez żadnego czynu ze swej strony, czuje się uwolniona i ma przedsmak życia wiecznego. Spływa na nią wielka pogoda. Zdaje się duszy, że Bóg rozpalony ogniem miłości woła, gdy rozważa ona moją opatrzność. Widzi, że uszła wielkiej burzy, bez własnego przyczynienia się. Światło zeszło na nią niespodziewanie, gdy nie myślała o nim, tylko dzięki mej niewymownej miłości, która sama przyszła jej z pomocą w potrzebie, gdy nie miała już sił.

Czemuż więc wtedy, gdy oddawała się modlitwie i innym zwykłym ćwiczeniom, nie zesłałem jej światła, które by rozproszyło ciemności? Bo będąc jeszcze niedoskonała, mogłaby w swym ćwiczeniu przypisać sobie to, co nie do niej należy.

Widzisz więc, że niedoskonały wysilając się w walce, dochodzi do doskonałości, gdyż właśnie w trakcie tych walk doświadcza mojej Boskiej opatrzności. Dopiero teraz doświadcza tego, co przedtem sądził, że doświadcza. Potwierdzam go próbą, wtedy on poznawszy moją dobroć w Boskiej opatrzności, poczyna miłość doskonałą, i tym samym wznosi się ponad miłość niedoskonałą.

Używam jeszcze jednego świętego podstępu, aby podźwignąć duszę z niedoskonałości. Pozwalam jej powziąć do jakiegoś stworzenia duchową miłość szczególną, poza miłością ogólną, która winna jest wszystkim. W ten sposób dusza ćwiczy się w cnocie, wychodzi powoli z swej niedbałości, odbiera serce innym stworzeniom, które kochała zmysłowo, ojcu, matce, siostrze, bratu; oczyszcza serce swe z wszelkiej namiętności i kocha je tylko dla Mnie. Za pomocą uporządkowanej miłości, której jej udzielam, wypiera miłość nieuporządkowaną, którą żywiła dla stworzeń i tym samym, jak widzisz, usuwa tę niedoskonałość.

Lecz jest jeszcze inny skutek tej duchowej miłości; dusza bada, czy, w sposób doskonały czy też nie, kocha Mnie i ten środek, którym się posłużyłem. Chciałem przez tę miłość poddać duszę doświadczeniu, dając jej sposobność zdania sobie sprawy z wartości swej miłości. Gdyby nie była doświadczyła miłości ani nie odczułaby odrazy wobec siebie samej, ani też nie radowałaby się tym, co ma w sobie ze Mnie. Tym zaś sposobem poznaje swoją miłość, która, jak ci rzekłem, jest jeszcze niedoskonała. Niewątpliwie, jeśli miłość jej dla Mnie jest niedoskonała musi być też miłość, którą darzy stworzenie rozumne. Bo doskonała miłość bliźniego zależy od doskonałej mojej miłości. Ta sama miara doskonałości czy niedoskonałości, jaką dusza wkłada w miłość do Mnie, znajduje się w miłości, jaką darzy stworzenie. Jak to rozpozna tym sposobem? Po wielu znakach. Nawet, gdyby chciała otworzyć oko intelektu, niezwłocznie by to spostrzegła i stwierdziła doświadczeniem. Ponieważ jednak na innym miejscu wyłożyłem ci to obszerniej, opowiem ci to w kilku słowach.

Zdarza się, że jakaś dusza kocha kogoś miłością szczególną. I nagle spostrzega, że napięcie miłości maleje. Zwykłe spotkania, w których znajdowała tyle pociechy i słodyczy, stały się rzadsze. Osoba kochana przestaje częściej z kim innym. Boleść z tego powodu doprowadza duszę do poznania siebie. Jeśli chce iść za światłem i roztropnością, będzie kochała w sposób doskonalszy to stworzenie, które dałem jej jako pośrednika. Zrozumie, że przez poznanie siebie i przez nienawiść, którą powzięła do własnego uczucia, przemoże swą niedoskonałość i zdoła dojść do doskonałości. Wtedy miłość jej stanie się coraz doskonalsza, coraz silniejsza, nie tylko w stosunku do stworzeń w ogóle, lecz i do tego stworzenia poszczególnego, które dała jej moja opatrznościowa dobroć, aby pobudzić ją do nienawiści siebie i do miłości cnoty w tej drodze pielgrzymstwa; o ile nie będzie taka głupia, że popadnie w czasie cierpienia w rozterkę i zniechęcenie ducha i odda się smutkowi serca poniechawszy ćwiczeń. Byłoby to niebezpieczne; o zniszczenie i śmierć przyprawiłoby duszę to, co dałem jej do życia. Nie powinna tego czynić. Lecz z wielka gorliwością i pokorą niech uzna się za niegodną pociech, których pragnęła i których jest pozbawiona. Niech zważy w świetle wiary, że cnota, która powinna być główną pobudką miłości, nie zmniejszyła się w niej. Niech poweźmie wtedy pragnienie znoszenia wszystkich cierpień, skądkolwiek by przyszły, dla chwały i sławy imienia mojego. W ten sposób spełni wolę mą w sobie i otrzyma owoc doskonałości. Aby doprowadzić ją do tego światła doskonałości, dopuściłem zarówno walki, jak i ten środek, jak i wszystkie inne zdarzenia.

Oto sposoby, których używa opatrzność moja względem niedoskonałych. Jest wiele innych, język ludzki byłby niezdolny wyrazić ich liczbę i rozmaitość.

CXLV. O opatrzności Boskiej względem tych, którzy żywią miłość doskonałą.

Teraz opowiem ci o doskonałych i o zarządzeniach mej opatrzności dla zachowania ich w tym stanie, dla wypróbowania ich doskonałości i nieustannego jej rozwoju. Bo w tym życiu nikt nie jest tak doskonały, aby nie mógł się stać jeszcze doskonalszym. Oto jeden z licznych środków, których używam, aby pobudzać ten postęp. Prawda moja rzekła: Jam jest prawdziwy szczep winny, a ojciec mój jest rolnikiem, wy jesteście latoroślami (J 15,1.5). Kto trwa w Nim, który jest prawdziwym szczepem winnym pochodzącym ode Mnie, Ojca, i idzie za nauka Jego przynosi owoc. Aby owoc wasz był obfity i doskonały siekę was licznymi utrapieniami, zniewagami, obelgami, szyderstwami, naganami, słowami, czynami, głodem, pragnieniem, wedle tego co podoba się dobroci mojej i co kto zdolny jest znieść. Bo utrapienie jest znakiem dowodnym, który pozwala sądzić o doskonałości lub niedoskonałości miłości w duszy.

Krzywdy i cierpienia, które zsyłam na służebników moich, ćwiczą ich w cierpliwości i podniecają w nich ogień miłości przez współczucie z dusza krzywdziciela; gdyż są bardziej czuli na obrazę wyrządzona Mnie i na szkodę swych prześladowców, niż na zniewagę własną. Tak czynią ci, którzy są w stanie wielkiej doskonałości i którym wszystko służy do rozwoju; więc dla ich dobra zrządzam wszystko, co ich spotyka. Wzniecam w nich bodziec głodu zbawienia dusz, który im każe dniem i nocą pukać do bramy miłosierdzia mojego, w zupełnym zapomnieniu o sobie, jak ci to wyłożyłem w związku ze stanem doskonałym. Im więcej tracą siebie, tym bardziej Mnie znajdują.

Gdzie Mnie szukają? W mej Prawdzie, idąc doskonale drogą świętej nauki. Czytali jej słodką i chwalebną księgę i dowiedzieli się, że Syn mój, chcąc być posłuszny rozkazowi memu i okazać, jak bardzo kocha chwałę moja i rodzaj ludzki, pospieszył wśród cierpień i hańby do stołu najświętszego krzyża, gdzie przez ofiarę swą uczynił pokarmem swym rodzaj ludzki; tak męką swą i miłością do ludzi zaświadczył przede Mną, jak bardzo kocha chwałę moją.

Umiłowani synowie moi, którzy doszli do stanu największej doskonałości, okazują Mi też, przez swą wytrwałość, przez swe czuwania, przez swe pokorne i ciągłe modlitwy, że kochają Mnie prawdziwie i zgłębili dobrze księgę mej Prawdy, gdyż idą za jej świętą nauką, znosząc wszystko, cierpienia i trudy, dla zbawienia bliźniego. Bo nie znaleźli innego, poza tym sposobu okazania Mi miłości, którą żywili dla Mnie. Wszystkie inne sposoby, którymi mogliby dowieść swej miłości, polegają na tym sposobie głównym, którym jest stworzenie rozumne. Jak ci rzekłem na innym miejscu, wszelkie dobro, którego można dokonać, spełnia się poprzez bliźniego, bo dobrze czynić można tylko przez miłość ku Mnie i ku bliźniemu. Wszystko, co czyni się poza miłością, nie może być dobrym, choćby czyny były cnotliwe (por. l Kor 13,1-3). Tak samo popełnia się zło za pośrednictwem bliźniego, przez brak miłości. Rozumiesz tedy, że przez to pośrednictwo, które im dałem, słudzy moi okazują swą doskonałość i czystą miłość, którą żywią dla Mnie, zabiegając ciągle, wśród wielu cierpień, o zbawienie bliźniego. Dlatego oczyszczam ich przez udręczenia, aby przynosili obfitsze i słodsze owoce. Woń cierpliwości ich wznosi się aż do Mnie.

Jakże słodki i miły jest ten owoc, jak pożyteczny dla duszy, która cierpi bez winy! Gdyby mogła to widzieć, nie byłoby cierpienia, którego by nie szukała gorliwie i nie znosiła z radością. Aby obdarzyć tym skarbem mych ukochanych synów, obarczam tym skarbem mych ukochanych synów, obarczam ich brzemieniem wielkich trudów, aby nie rdzewiała w nich cnota cierpliwości. Gdyby nie mieli jej w ciągłym użyciu, to w chwili, gdy trzeba by nią się posłużyć, ujrzeliby, że jest pokryta rdza niecierpliwości, która zżera duszę.

Niekiedy uciekam się wobec nich do miłego podstępu, aby utrzymać ich w pokorze. Usypiam w nich władze duszy do tego stopnia, że ani ich wola, ani uczucie nie doznają żadnego wrażenia, chyba tyle co osoby uśpione; nie mówię martwe, bo w duszy doskonalej uczucie zmysłowe może drzemać, lecz nie umiera i nawet jeśli dusza opuści się w ćwiczeniu i w żarliwości świętego pragnienia, zbudzi się gwałtowniejsze, niż kiedykolwiek. Niech więc nikt, choćby był najdoskonalszy, nie zawierza zmysłom; wszyscy powinni trwać w świętej bojaźni przede Mną. Liczni są ci, co upadają nędznie, a nie byliby upadli, gdyby mieli więcej nieufności. Mówię więc, że uczucia zdają się być uśpione. Ponieważ znieśli wielkie próby bez wzruszenia, skłonni są mniemać, że nic ich już nie zaniepokoi. Nagle jakaś drobnostka, która jest niczym i z której potem będą się śmiali, wzburza ich uczucie do tego stopnia, że sami się zdumiewają. Zrządza to moja opatrzność dla postępu duszy, prowadzać ją w dolinę pokory. Dusza, już roztropniejsza, wznosi się ponad siebie, i nie szukając wymówki z nienawiścią i wyrzutem karci swoje uczucie, co sprawia, że ono tym doskonalej się uspokaja.

W niektórych z mych wielkich służebników opatrzność ma pozostawia kolec, który znał drogi apostoł Paweł, moje naczynie wybrane. Choć otrzymał naukę mej Prawdy w przepaści Ojca wiecznego, zostawiłem mu kolec i bunt ciała (por. 2 Kor 12,7).

Czyż nie mogłem uwolnić Pawia i służebników moich od tego kolca? Niewątpliwie tak. Czemuż więc opatrzność moja nie czyni tego? Aby przysporzyć im zasługi i zachować ich w poznaniu siebie, z którego czerpią prawdziwa pokorę. A także, aby uczynić ich pełnymi miłości dla bliźniego i współczującymi z ich cierpieniami (por. Hbr 4,15.5,2-3). Będą mieli więcej litości dla uległych namiętnościom, znając je z własnego doświadczenia. Wzmogą w sobie miłość i będą biec do Mnie, namaszczeni prawdziwa pokorą i rozpaleni ogniem Boskiej miłości. Tym sposobem i mnóstwem innych dochodzą do doskonałego zjednoczenia, jak ci rzekłem; do zjednoczenia tak zupełnego i do takiego poznania mej dobroci, że jeszcze w ciele śmiertelnym kosztują szczęścia nieśmiertelnych. Trwając w więzieniu ciała, zdają się sobie wolnymi. Ponieważ poznali Mnie bardziej, kochają mnie bardziej. Kto kocha bardzo, bardzo cierpi; więc ze wzrostem ich miłości, rośnie ich cierpienie.

A cóż sprawia im cierpienie? Ani wyrządzane im krzywdy, ani dolegliwości cielesne, ani napaści diabła, ani żadna inna przeciwność, która mogłaby ich spotkać osobiście. Nic z tego nie może ich zasmucić. Bolą ich tylko obrazy Mnie wyrządzone, gdyż widzą i wiedzą, że jestem godny, aby Mnie kochać i służyć Mi; boli ich zguba dusz, które toną w ciemnościach świata i trwają w tak wielkiej ślepocie. W tym zjednoczeniu, którego dusza dokonała ze Mną przez miłość, widzi ona i poznaje we Mnie niewymowną miłość, którą żywię dla stworzeń; widzi, że są one moim obrazem i ogarnia je miłością dla miłości do Mnie. Więc czuje boleść nieznośna, gdy widzi, że stronią od dobroci mojej. Tak wielka jest ta męka, że wszelkie inne męki w porównaniu z tą nikną i wydają się jej niczym, jakby to nie ona ich doznawała.

Zrządzeniem mej opatrzności objawiam się sam sługom moim. Ukazuję im w sobie, z wielkim smutkiem, nieprawości i nędze świata, potępienie dusz w ogóle i w szczególności, wedle tego, jak podoba się dobroci mojej, aby wzrastali w miłości i bólu. Pobudzani tak ogniem pragnienia, wołają do Mnie z silną nadzieją, oświeceni światłem najświętszej wiary, prosząc o pomoc mą dla tylu nieszczęśliwych. Tak Boska opatrzność moja, pokonana bolesnymi, słodkimi i niespokojnymi pragnieniami mych sług, zaradza potrzebom świata i jednocześnie posila ich samych i wznosi ich ku głębszemu poznaniu Mnie i ku doskonalszemu zjednoczeniu się ze Mną.

Jak widzisz, liczne są drogi i różne sposoby, którymi prowadzę doskonałych. Dopóki żyją, zawsze są zdolni postępować w doskonałości i w zasłudze. Przeto oczyszczam ich z wszelkiej nieuporządkowanej miłości własnej, duchowej i doczesnej; chłoszczę ich licznymi udręczeniami, aby przynosili obfitszy i lepszy owoc. Wielka ich boleść na widok wyrządzonej Mi obrazy, która pozbawia duszę łaski, stawia w cieniu wszelkie inne uczucie, tak, że wszystkie cierpienia tego życia wydają się im niczym wobec tej udręki. Toteż nie dbają zarówno o cierpienie, jak i o pociechę; wszystko im jedno. Nie łakną pociechy, nie kochają Mnie miłością najemną. Szukają chwały i sławy imienia mego.

Widzisz więc, najdroższa córko, że opatrzność moja rozciąga się na wszystkie stworzenia rozumne, że sposoby, których używam, są przedziwne, a sposobności, które nastręczam, są nieskończone. Ludzie ciemności nie znają ich, bo ciemność nie może zrozumieć światła. Mogą je poznać tylko ci, którzy posiadają światło, więcej lub mniej doskonałe, wedle stopnia światła. Światło to zdobywa dusza w poznaniu siebie, aby z nieprzejednaną nienawiścią powstać przeciw ciemności.

CXLVI. Krótkie streszczenie poprzedniego. Wytłumaczenie słów Chrystusa: Zapuść sieci z prawej strony łodzi.

Opowiedziałem ci, jak zaradzam potrzebom mych stworzeń, bądź w ogólności, bądź po szczegół nie. To co ukazałem ci jest oparem kropli rosy w porównaniu z morzem. Wyłożyłem ci, jakich sposobów używam, aby wzmóc w duszy głód i pragnienie sakramentu i jak opatrzność moja działa w czującej duszy za pośrednictwem służebnika. Ducha Świętego, który udziela mej łaski złemu, aby skłonić go do dobrego, niedoskonałemu, aby doprowadzić go do doskonałości, doskonałemu, aby uczynić go jeszcze doskonalszym. Bo jesteście zawsze zdolni do postępu i możecie stać się dobrymi i doskonałymi pośrednikami między Mną i ludźmi, którzy popadli w wojnę ze Mną. Rzekłem ci już, jeśli pamiętasz, że za pośrednictwem sług moich uczynię miłosierdzie światu i dla ich cierpień doprowadzę do poprawy oblubienicę moją.

Zaprawdę można ich nazwać drugim Chrystusem ukrzyżowanym, gdyż podjęli się pełnić służbę Jego. Jednorodzony Syn mój przyszedł, aby położyć kres wojnie i pojednać w pokoju człowieka ze Mną, cierpieć wielce aż do haniebnej śmierci na krzyżu. To samo czynią ci udręczeni. Stają się pośrednikami przez swe modlitwy, przez swe słowa, przez swe dobre i święte życie, stawiane na wzór oczom wszystkich. Lśnią w nich drogie kamienie cnót i cierpliwość, z jaką znoszą błędy bliźniego. Oto przynęty, na które chwytają dusze. Zapuszczają sieć nie ręką lewą, lecz prawą, jak rzekła ma Prawda do Piotra i innych uczniów po zmartwychwstania (por. J 21,6). Bo lewa ręka, czyli miłość własna, zmarła w nich, prawa żyje. Jest nią ta prawdziwa, czysta, słodka i Boska miłość, z jaką zapuszczają sieć pragnienia we Mnie, ocean pokoju. Łącząc opowiadanie, które poprzedza zmartwychwstanie, z tym, które po nim następuje (por. Łk 5,4-8; J 21,1-8), zobaczysz, że wyciągając sieć, to jest zamykając swe pragnienie w poznaniu siebie, chwytają tyle ryb, że nie mogą ich sami wydobyć z sieci i muszą przyzwać towarzysza, aby im pomógł. Bo zarzucaniu i zaciskaniu sieci winna towarzyszyć pokora, i trzeba wezwać bliźniego miłością, prosząc go, aby pomógł wyciągnąć te ryby, którymi są dusze.

Prawdy tej doświadczasz na samej sobie i widzisz ją w sługach moich. Tak ciężkie jest brzemię tych dusz, które chwycili w sieć swego świętego pragnienia, że wyzywają towarzyszy; chcieliby w swej pokorze, aby wszystkie stworzenia rozumne przyszły im z pomocą, bo sami nie podołają. Dlatego rzekłem, że wzywają pokory i miłości bliźniego, aby pomógł im wyciągnąć te ryby, które zostały złowione w wielkiej ilości, choć wiele z nich wymyka się z własnej winy i nie pozostaje w sieci. Sieć świętego pragnienia pochwyciła wszystkie, bo dusza łaknąca mej chwały nie poprzestaje na cząstce, lecz chce objąć wszystkich ludzi. Chce, aby dobrzy pomagali jej zgarniać ryby do sieci, i przez to trwali i postępowali w doskonałości. Chciałaby, aby niedoskonali stali się doskonałymi, a źli dobrymi. Pragnie, aby niewierni, pogrążeni w ciemnościach, doszli do światła chrztu świętego. Chce wszystkich, jakikolwiek byłby ich stan i położenie, bo nie we Mnie widzi ich wszystkich, stworzonych przeze Mnie z takim ogniem miłości i odkupionych krwią Chrystusa ukrzyżowanego, Jednorodzonego Syna mojego.

Wszystkich bowiem ujęła w sieć swego świętego pragnienia. Lecz wielu wymyka się, jak rzekłem, bo pozbawiają się łaski przez winy swoje, a niewierni i inni trwają w grzechu śmiertelnym. To nie przeszkadza, że są objęci tym pragnieniem i ciągłą modlitwą: bo choć dusza oddala się ode Mnie przez grzechy swoje i od towarzystwa sług moich przez brak miłości i szacunku, który im winna, uczucia ich dla niej nie doznają uszczerbku. Miłość ich trwa niezmiennie. Tak zapuszczają sieć ręką prawą.

Córko najdroższa, Ewangelia święta powiada, że kiedy Prawda moja rozkazała chwalebnemu apostołowi Piotrowi zapuścić sieć w morze, Piotr odrzekł, że trudził się noc całą i nic nie złowił, lecz dodał: Wszakże na słowo twoje zapuszczę sieć (Łk 5,5). Zarzuciwszy ją, złowił takie mnóstwo ryb, że nie mógł ich sam wyciągnąć i musiał zawołać uczniów, aby mu pomogli. W opisanej tu scenie, która odbyła się rzeczywiście, znajdziesz obraz i zrozumiesz przez to, co ci rzekłem, że ten obraz odnosi się do ciebie. Bo wiedz, że wszystkie tajemnice, wszystkie czyny dokonane na tym świecie przez moją Prawdę z jej uczniami i poza jej uczniami, wyobrażały to, co się dzieje wewnątrz duszy sług moich i we wszystkich ludziach. Możecie czerpać z wszystkich tych faktów naukę i regułę życia; rozważając je w świetle rozumu, zarówno umysły ciężkie i lotne, inteligencje niskie i wysokie, wyciągną z nich korzyść, jeśli zechcą.

Piotr, jak ci rzekłem, na rozkaz Słowa zarzucił sieć. Był więc posłuszny, wierząc z wiarą żywą, że ułowi ryby i ułowił ich wiele, ale nie w czasie nocy. Czy wiesz, co to jest czas nocy? Jest to ciemna noc grzechu śmiertelnego, kiedy dusza pozbawiona jest światła łaski. Wśród tej nocy nie mogłaby nic złowić, bo zapuszcza sieć swego pragnienia nie w morze żywe, lecz w morze martwe, gdzie znajdzie tylko grzech, który jest niczym. Daremnie trudzi się, próżne są wszystkie jej wysiłki. Ci, którzy je podejmują, stają się męczennikami diabła, nie Chrystusa ukrzyżowanego. Lecz gdy zaświta dzień, kiedy dusza wychodzi z nocy grzechu, aby odzyskać światło łaski, znajduje w myśli przykazania prawa, które jej dałem, aby na słowo mego Syna zapuściła sieć, kochając Mnie ponad wszystko, a bliźniego, jak siebie samą. Posłuszna więc i ze światłem wiary, z mocną nadzieją, zapuszcza sieć, na rozkaz Jego, idąc za nauką i przykładem tego słodkiego Słowa miłości i Jego uczniów. Jak łowi dusze i kogo wzywa na pomoc, o tym rzekłem ci powyżej i nie będą już tego powtarzał.

CXLVII. Jak jedni są zręczniejsi od innych w zapuszczaniu sieci i łowią więcej ryb. O dostojności doskonałych.

Wszystko to rzekłem ci, abyś przez światło intelektu poznała, z jaką opatrznością Prawda moja w czasach, gdy żyła z wami, spełniała swe czyny i służby. Dowiesz się jednocześnie, jak postępuje i co winna czynić dusza, która znajduje się w tym stanie wielkiej doskonałości. Zważ też, że jeden działa doskonalej, niż drugi, według gotowości posłuszeństwa temu słowu i doskonałości światła, wyzbywszy się ufności w siebie i umieściwszy nadzieję swą we Mnie, swoim Stwórcy. Ten, który słucha przykazań i rad, aktualnie i duchowo, doskonalej zapuszcza sieć, niż ten, który przestrzega przykazań aktualnie, a rad tylko duchowo. Kto nie przestrzegałby rad duchowo, nie przestrzegałby już przykazań aktualnie; są one bowiem ze sobą związane, jak ci to wyłożyłem obszerniej na innym miejscu. Kto doskonalej zapuszcza sieć, doskonalej też łowi; a doskonali, o których ci mówiłem, mają połów bogaty i prześwietny.

O, jakiż ład panuje w ich władzach pod dobrą i słodką strażą, którą sprawuje wolność wyboru u bramy woli. Wszystkie uczucia ich wydają harmonijne dźwięki, wewnątrz miasta duszy, którego wszystkie bramy są jednocześnie otwarte i zamknięte. Wola zamknięta jest dla miłości własnej, a otwarta dla pragnienia, dla troski o chwałę moją i dla miłości bliźniego. Intelekt zamknięty jest dla zaprzątania się uciechami, marnościami i nędzami świata, które wszystkie są nocą zaciemniającą przyglądający się im intelekt; jest on otwarty na świetlany przedmiot postawiony przez moją Prawdę. Pamięć jest zamknięta na wspominanie świata oraz własnych przeżyć zmysłowych, a jest otwarta na wspomnienie moich dobrodziejstw. Wtedy uczucie wybucha radością i zawodzi pieśń, której dźwięki zestrojone roztropnie wiążą się zgodnie w hymn na cześć i chwałę imienia mego.

W tę samą harmonię, w którą stapiają się wielkie struny władz duszy, spływają się też małe struny zmysłów i organów ciała. Jak ludzie źli wydają dźwięk śmierci, przyjmując nieprzyjaciół swoich, tak ci, doskonali, grają hymn życia i przyjmując swych przyjaciół, prawdziwe i rzetelne cnoty, dają zespół dobrych i świętych czynów. Każdy członek wykonywa czynność, do której jest przeznaczony i każdy sprawia się doskonale według stopnia swego. Oko stara się widzieć, ucho słyszeć, powonienie wąchać, smak smakować, ręka dotykać i pracować, noga kroczyć. Wszystkie zestrajają się w jeden ton, aby służyć bliźniemu, dla chwały i sławy imienia mego i dla postępu duszy, przez dobre, święte i cnotliwe czyny, w posłuszeństwie względem woli, jako jej narzędzia. Ten zestrój miły jest Mnie, miły aniołom, miły prawdziwym miłośnikom, którzy słuchają go w radości i weselu, uczestnicząc wzajemnie w szczęściu swoim. Miły jest też światu. Ludzie źli, chcąc nie chcąc, muszą czuć słodycz tej harmonii. Bardzo wielu ulega jej czarowi i powab jej wyrywa ich ze szponów śmierci i przywraca do życia.

Wszyscy święci przyciągali duszę tą muzyką. Pierwszym słodkim dźwiękiem, który zabrzmiał życiem, było Słowo miłości, kiedy przybrawszy wasze człowieczeństwo, aby zjednoczyć je z Bóstwem, wydało na krzyżu głos tak słodki, że przyciągnęło do siebie rodzaj ludzki i ujarzmiło diabła, odbierając mu władzę, którą tak długo posiadał przez grzech człowieka.

Od tego Mistrza nauczyliście się tej harmonii. Tą sztuką jego działali apostołowie siejąc słowo Jego po całym świecie; męczennicy, wyznawcy, doktorzy, panny, wszyscy pociągali dusze swą muzyką. Chwalebna dziewica Urszula tak słodkie dźwięki dobywała z swego instrumentu, że pociągnęła za sobą jedenaście tysięcy dziewic i pozyskała przeszło drugie tyle innych osób. Tak samo inni w ten lub inny sposób wywierali swój czar. Jakaż jest tego przyczyna, jak nie moja nieskończona opatrzność, która zaopatrzyła sługi moje w te instrumenty i nauczyła ich, jak grać na nich. Wszystko co im daję, czego im użyczam w tym życiu, jest tylko środkiem wzbogacenia czaru tych instrumentów, o ile zechcą korzystać z nauki i nie dadzą się oślepić miłości własnej, własnej przyjemności i własnemu zdaniu.

CXLVIII. O opatrzności Boskiej w ogóle nad stworzeniami w tym i w innym życiu.

Córko, rozszerz serce swoje i otwórz oko intelektu światłem wiary, aby widzieć, z jak wielką miłością stworzyłem człowieka i zarządziłem w nim wszystko, aby radował się najwyższym i wiecznym szczęściem moim. Zarządziłem wszystko, jak ci rzekłem, w duszy i ciele, w niedoskonałych i doskonałych, w dobrych i złych, duchowo i docześnie, w niebie i na ziemi, w tym życiu śmiertelnym i w życiu nieśmiertelnym.

W tym życiu śmiertelnym, gdzie jesteście podróżnymi, związałem was węzłem miłości. Człowiek, chcąc nie chcąc, związany jest z bliźnim. Jeśli rozłączy się z nim przez uczucie przeciwne miłości bratniej, pozostaje związany z nim koniecznością. Chciałem, abyście czynami i sercem jednoczyli się z sobą w miłości; lecz skoro zatracacie miłość serca, postanowiłem nie dać nikomu z ludzi możności zaspokajania samemu wszystkich potrzeb życia ludzkiego, abyście musieli z konieczności zachować łączność przynajmniej w czynach. Każdy otrzymał w podziale zdolność szczególną i jedni muszą uciekać się do drugich, aby zaopatrzyć się w to, czego im potrzeba. Jak widzisz, rzemieślnik udaje się do rolnika, rolnik do rzemieślnika, jeden potrzebuje drugiego, bo żaden z nich nie umie zrobić tego, co wytwarza drugi. Tak samo ksiądz i zakonnik potrzebuje człowieka świeckiego, a człowiek świecki zakonnika; jedni niezbędni są drugim. I tak wszyscy.

Czyż nie mogłem dać każdemu z ludzi wszystkiego? Owszem, lecz opatrzność moja chciała, aby jeden zależał od drugiego i musiał w ten sposób zarazem czynem i uczuciem miłości jednoczyć się z bliźnimi.

Okazałem im wspaniałość, dobroć i opatrzność moją, a oni dają się wodzić ciemnościom własnej słabości. Zawstydzają was własne członki, gdyż wspomagają się miłością, której wy nie znacie. Gdy głowa jest chorą, podpiera ją ręka, jeśli cierpi palec, tak malutki członek, głowa nie odmawia mu pomocy pod pozorem, że jest najwyższą i najszlachetniejszą częścią ciała, lecz służy mu słuchem, wzrokiem, słowem, wszystkim co posiada. Tak czynią wszystkie inne członki. Inaczej czyni pyszny człowiek, który widząc, że jeden z jego członków jest biedny i chory, nie spieszy mu z pomocą, nie tylko wszystkim, co ma, lecz choćby najdrobniejszym słowem dobroci; przeciwnie odwraca się odeń z wyrzutem i odrazą. Opływa w bogactwa i pozwala mu umierać z głodu; ale nie widzi, że nikczemność i okrucieństwo jego cuchnie aż ku Mnie i zieje zgnilizną aż do dna piekła.

Opatrzność moja czuwa nad tym biedakiem i gotuje ubóstwu jego najwyższe bogactwo, podczas gdy bogacz, jeśli się nie opamięta, spotka się z wyrzutem mej Prawdy, która głosi w Ewangelii świętej: Łaknąłem, a nie daliście Mi jeść, pragnąłem, a nie daliście Mi pić, byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie, byłem w więzieniu, a nie nawiedziliście Mnie (Mt 25,42-46). Nie pomoże mu, w tym ostatnim dniu, wymówka: Nie widziałem Ciebie nigdy, gdybym był widział, byłbym to wszystko uczynił. Ten nieszczęsny bogacz wie, i rzekła to ma Prawda, że co uczyniono ubogim Jego, uczyniono samemu Chrystusowi. Przeto słusznie otrzyma z diabłami karę wieczną.

Wszystko zatem tak zarządziłem na ziemi, aby ustrzec go od męki wiecznej.

Jeśli wzniesiesz wzrok ku Mnie, który jestem życiem wiecznym, jeśli spojrzysz na naturę anielską i na obywateli miasta nieśmiertelnego, którzy mocą krwi baranka dostąpili życia wiecznego, ujrzysz, że mądrze obmyśliłem ich miłość. Nie chciałem, aby ktoś mógł cieszyć się tylko swym szczęściem własnym w tym błogim życiu, które otrzymał ode Mnie, bez współudziału w nim innych. Nie chciałem tego i miłość ich ma tę przykazaną, doskonałą właściwość, że największy cieszy się szczęściem najmniejszego i najmniejszy szczęściem największego. Jeśli mówię o najmniejszym, mam na myśli miarę, którą otrzymał, bo każdy ma pełnię, najmniejszy i największy, lecz każdy w różnym stopniu, jak ci to na innym miejscu wyłożyłem.

O jakże braterska jest ta miłość! Jak ściśle jednoczy te wszystkie dusze ze Mną i między sobą, bo mają ją ode Mnie i Mnie ją zawdzięczają z świętą bojaźnią i należną czcią. Wiedząc o tym, płoną miłością do Mnie, we Mnie widzą i poznają godność, do której ich podniosłem. Anioł obcuje z człowiekiem, z duszą błogosławioną; błogosławieni z aniołami; i wszyscy wspólnie cieszą się posiadaniem Mnie. Jest to radość, wesele bez smutku, słodycz bez goryczy, bo w życiu swym i w swej śmierci zakosztowali Mnie miłością w miłości bliźniego. Kto ustanowił ten porządek? Mądrość moja przez przedziwną i słodką opatrzność.

Jeśli zajrzysz do czyśćca, znajdziesz ją także, zawsze niewymownie słodką względem tych biednych dusz, które przez nieświadomość nie umiały skorzystać z czasu, a rozstawszy się z ciałem, nie mogły już zdobyć zasług, gdyż są poza czasem; więc wspomagam je przez was, którzy trwacie jeszcze w życiu śmiertelnym i macie czas dla nich. Przez wasze jałmużny, przez służbę Bożą, którą każecie sprawować kapłanom moim, przez posty i modlitwy zanoszone w stanie łaski, skracacie czas ich męki, wzywając mego miłosierdzia. Wszystko to sprawia moja słodka opatrzność.

Rzekłem ci o tym, co zdziałała we wnętrzu duszy dla waszego zbawienia, aby zapalić cię miłością i przyoblec cię światłem wiary i umocnić twą ufność w opatrzność moją. Wyjdź z siebie i we wszystkim, co masz czynić, ufaj Mi bez służalczej bojaźni.

CXLIX. O opatrzności Bożej względem sług ubogich; jak Bóg zaradza ich potrzebom doczesnym.

Powiem ci teraz nieco o sposobach, których używam, aby wspomagać ufających Mi służebników moich w ich potrzebach cielesnych. Wszyscy doznają mej opieki w większym lub mniejszym stopniu według tego, czy są więcej lub mniej doskonali, czy więcej lub mniej wyzuli się ze świata i z siebie. Nie opuszcza ona nigdy mych ubogich, tych, którzy są ubodzy w duchu i z dobrej woli, przez miłość duchową ubóstwa. To są prawdziwi ubodzy. Wielu jest ubogich, którzy nie chcieliby być nimi. Ci są bogaci z woli, choć w rzeczywistości są żebrakami, bo nie ufają Mi i nie znoszą chętnie ubóstwa, które im dałem jako lekarstwo dla duszy; bogactwo byłoby zgubne dla nich i doprowadziłoby ich do potępienia.

Słudzy moi są biedni, nie będąc żebrakami. Żebrak często nie ma rzeczy najpotrzebniejszych i cierpi wielki niedostatek, podczas gdy ubogi w nic nie opływa, lecz ma przynajmniej to, czego mu potrzeba. Nie zawodzę nigdy nikogo, dopóki Mi ufa. Doprowadzam czasem człowieka do biedy, aby zobaczył i poznał, że mogę i chcę pomóc mu w potrzebie, aby pokochał bardziej opatrzność moją i zaślubił prawdziwe ubóstwo. Lecz wtedy łaskawość służebnika ich, Ducha Świętego, widząc, że nie mają tego, co jest niezbędne dla ciała, zapali i pobudzi serce ludzi zamożnych, aby potrzebującym pospieszyli z pomocą. W całym życiu mych drogich ubogich przejawia się ta troska, którą dla ich dobra przejmuję służebników świata. To prawda, że aby wypróbować ich cierpliwość, wiarę i wytrwałość, dopuszczam, aby doznali szyderstw, obelg i zniewag, lecz nawet ten, który ich krzywdzi słowem i czynem, pod naciskiem mej dobrotliwości daje im jałmużnę i pomaga w potrzebie. Jest to moja opatrzność ogólna względem mych ubogich.

Lecz niekiedy w stosunku do mych wielkich sług działam sam bezpośrednio, bez uciekania się do mych stworzeń. Sama doświadczyłaś tego i słyszałaś też o chwalebnym ojcu twym Dominiku. W pierwszych czasach jego zakonu, bracia byli w wielkiej biedzie. Gdy nadeszła pora posiłku, nie mieli co jeść, lecz umiłowany mój sługa Dominik, oświecony światłem wiary i pełen nadziei w opatrzność moją, rzekł: Synowie, siadajcie do stołu. Bracia, posłuszni słowu jego, zajęli miejsca przy stole. Wtedy Ja, który nie zawodzę nigdy tego, kto Mi ufa, zesłałem dwóch aniołów z najbielszym chlebem, którego mieli w obfitości na kilka posiłków. Był to czyn mej opatrzności, w którym człowiek nie brał udziału, lecz którego dokonała łaskawość Ducha Świętego.

Niekiedy znów rozmnażam małą ilość, która była niedostateczna dla potrzeb mych sług, jak się zdarzyło tej słodkiej dziewicy, świętej Agnieszce, która od dzieciństwa swego do ostatniego dnia, służyła Mi z tak szczerą pokorą i z tak niewzruszoną nadzieją, że nie znała niepokoju ani o siebie, ani o swą rodzinę. Gdy Maryja rozkazała jej zbudować klasztor na miejscu zajmowanym przez niewiasty złych obyczajów, była biedna, nic nie posiadała. Lecz nie myśląc nawet, jak to uczyni, z żywą wiarą zabrała się gorliwie do dzieła i z pomocą mej opatrzności zmieniła to miejsce hańby w miejsce święte i zbudowała klasztor przeznaczony dla zakonnic. Zgromadziła tam niebawem osiemnaście młodych dziewcząt, które nie miały nic prócz tego, czego mogły oczekiwać od mej opatrzności. Między innymi, dopuściłem raz, aby im zabrakło chleba; trzy dni żyły tylko jarzynami. Mogłabyś Mnie spytać: Czemu postąpiłeś w ten sposób? Wszak rzekłeś mi, że nigdy nie zawiedziesz sług swoich, którzy są w potrzebie i ufają Tobie? Zdaje mi się, że w tym wypadku opuściłeś je w niedostatku, bo na ogół człowiek nie może utrzymać ciała samą trawą. Mogą to uczynić wyjątkowo ludzie doskonali. Lecz jeśli Agnieszka była doskonała, nie były nimi jej towarzyszki. Odpowiem ci, że postąpiłem tak, aby upoić Agnieszkę miłością do mej opatrzności. Co do tych, które były jeszcze niedoskonałe, przygotowałem je do cudu, który miał potem nastąpić i który zaczai je umacniać w świetle najświętszej wiary. Udzielam zresztą w takim wypadku roślinom i każdemu innemu pokarmowi szczególnej mocy lub przysposabiam ciało ludzkie w ten sposób, że przystosowuje się lepiej do tych kilku roślin lub do całkowitego postu, niż przedtem do chleba i innego pożywienia, które służy zwykle za strawę ludziom. Wiesz, że tak jest, bo doświadczyłaś tego na sobie.

Wiesz też, że zaopatruję poprzez rozmnożenie. Po tych trzech dniach głodu, gdy pozostawały bez chleba, Agnieszka wzniosła ku Mnie spojrzenie ducha i skąpana światłem najświętszej wiary rzekła: Ojcze i Panie mój, oblubieńcze wieczny, czy kazałeś mi wyrwać te dziewice z domu rodziców ich po to, aby pomarły z głodu? Wspomóż je, Panie, w potrzebie ich. Ja natchnąłem ją tą prośbą. Podobało Mi się doświadczyć jej wiarę i miła Mi była jej pokorna modlitwa. Opatrzność moja wysłuchała prośby zaniesionej przede Mnie i natchnęła pewną osobę, aby zaniosła do klasztoru pięć małych chlebów. Agnieszka uprzedzona o tym przeze Mnie, rzekła do swych sióstr: Idźcie, córki moje, odezwijcie się przy kole, i przynieście chleba. Gdy go podano, zasiadły do stołu i Agnieszka sama rozdzieliła chleb. Udzieliłem czynności tej taką moc, że wszystkie nasyciły się zupełnie i zebrano nadto taką ilość ułomków, że miały ich w obfitości na drugi posiłek.

Takich sposobów używa opatrzność moja względem sług moich, którzy są ubodzy z dobrej woli i nie tylko z dobrej woli, lecz duchem. Bo bez zamiaru duchowego, nic by im ubóstwo nie pomogło. Podobnież filozofowie, z miłości wiedzy i z chęci nabycia jej, gardzili bogactwami i stawali się dobrowolnie ubogimi. Dzięki światłu przyrodzonemu dochodzili do poznania, że bogactwa tego świata będą im przeszkodą do zdobycia tej wiedzy, której posiadanie postawili za cel oku swego intelektu. Lecz ponieważ ta wola ubóstwa nie była duchowa, nie była powzięta dla chwały i sławy imienia mojego, przeto nie osiągnęli życia łaski ani doskonałości, lecz doszli do śmierci wiecznej.

CL. O nieszczęściach, które wynikają z posiadania lub nieuporządkowania pragnienia bogactw doczesnych.

Ach, spójrz, najdroższa córko, co za hańba dla nędznych ludzi, którzy miłują bogactwa doczesne i nie idą za wskazaniami światła przyrodzonego dla zdobycia dobra najwyższego i wiecznego. Nie czynią nawet tego, co czynili ci filozofowie z miłości wiedzy. Poznawszy, że bogactwa te są im przeszkodą, odrzucali je. A ci z bogactw chcą uczynić sobie boga! To jasne, bo bardziej boleją z powodu utraty swych bogactw doczesnych, niż wskutek utraty Mnie, który jestem najwyższym i wiecznym bogactwem.

Jeśli rozważysz to głębiej, przekonasz się, że wszelkie zło wynika z tego nieuporządkowanego pragnienia, z woli wzbogacenia się (por. l Tm 6,10). Stąd pochodzi pycha, która chce przewodzić; stąd niesprawiedliwość względem siebie i innych; stąd chciwość, która w głodzie pieniędzy nie dba, czy ograbia brata swego, czy kradnie mienie Kościoła, nabyte krwią Słowa, Jednorodzonego Syna mojego. Stąd kupczenie ciałem bliźniego i czasem, jak to czynią lichwiarze, którzy jak złodzieje sprzedają rzeczy nie swoje. Stąd łakomstwo i żarłoczność wywołane przez mnóstwo potraw, oraz nieuczciwość. Bez tych ułatwień, jakie daje majątek, ludzie nie tak często popadliby w nieszczęście.

Ileż zabójstw, nienawiści i uraz, ileż okrucieństw względem bliźniego i niewierności względem Mnie! Przypisują sobie zasługę zdobycia swych majątków, nie rozumiejąc, że zdolności, dzięki którym do nich doszli, otrzymali ode Mnie. Tracą zaufanie do Mnie, pokładając nadzieję tylko w swych bogactwach. Lecz nadzieja ta jest próżna, rozwiewa się, zanim się spostrzegą. Albo tracą bogactwa swe za życia z mego zrządzenia i ku swemu pożytkowi; albo tracą je z chwilą śmierci. Wtedy widzą ich niestałość i marność. Bogactwo zubaża i zabija duszę; czyni człowieka okrutnym dla siebie samego, odbiera mu godność nieskończonego i czyni go skończonym. To pragnienie, które powinno jednoczyć go ze Mną dobrem nieskończonym, człowiek zniża ku rzeczom skończonym, do których przywiązuje się całym sercem. Przestaje odczuwać smak cnoty i woń ubóstwa. Traci panowanie nad sobą, stając się niewolnikiem bogactwa (por. Ga 4,8). Jest nienasycony, bo kocha rzecz, która jest mniejsza od niego i przeto niezdolna go zadowolić. Gdyż wszystkie rzeczy stworzone są dla człowieka, aby mu służyły (por. Ps 8,7), a nie po to, aby stał się ich sługą. Człowiek powinien służyć tylko Mnie, który jestem jego celem.

Na ileż niebezpieczeństw, na ileż trudów, na lądzie i na morzu, naraża się człowiek, aby zdobyć wielkie bogactwo i wrócić potem do miasta swego dla zażywania rozkoszy i zaszczytów. Czyż stara się i troszczy o nabycie cnót? Czyż ponosi najmniejszy trud, aby je posiąść? A przecież one są bogactwem duszy. Serce i jego pożądanie, które winno Mnie służyć, pogrążone jest w tej miłości bogactw, a sumienie jego przygniecione jest brzemieniem niedozwolonych zysków. Widzisz, do jakiego doszedł poniżenia i w jaką dostał się niewolę. Gdybyż przynajmniej majątek jego był czymś stałym; ale nic zmienniejszego. Dzisiejszy bogacz jest jutro nędzarzem. Teraz u szczytu, za chwilę jest na dnie. Czczony i poważany przez świat dla swych bogactw, staje się jego pośmiewiskiem, kiedy je straci. Spadają nań wyrzuty, okrywa go hańba, nikt nie ma dlań litości. Człowiek ten zyskiwał serca i był kochany tylko dla swych bogactw. Gdyby był zjednał sobie życzliwość i zasłużył na nią rzeczywistymi cnotami, nie opuściłaby go cześć i miłość ludzka, bo po stracie dóbr doczesnych pozostałby mu skarb cnoty.

Ach, jakże ciężkie brzemiona przygniatają jego sumienie! Jest ono tak obarczone, że nie może biec drogą swej pielgrzymki ani przejść przez ciasną bramę. Mówi Prawda moja w świętej Ewangelii, że łatwiej przejść wielbłądowi przez ucho igielne, niż bogaczowi wejść do życia wiecznego (Mt 19,24; Mk 10,25; Łk 18,25). Bogacze, to ci, którzy, przez nieumiarkowane przywiązanie do dóbr tego świata, posiadają bogactwa albo ich pragną. Bo liczni są ci, którzy, jak ci rzekłem, będąc istotnie biedni, przez swe nieuporządkowane pragnienie, posiadają cały świat wolą; gdybyż mogli stać się jego panami! Nie sposób im przejść przez bramę, która jest ciasna i niska, o ile nie zrzucą brzemienia, nie ścieśnia miłości do świata i nie pochylą głowy. A przez tę bramę przejść trzeba. Nie ma innej, która by wiodła do życia wiecznego (por. Mt 7,13-14).

Jest wprawdzie brama szeroka, ale ta prowadzi do potępienia wiecznego. Przez nią chcą iść ci ślepcy, nie widząc swej zguby, i mając już w tym życiu przedsmak piekła. Zewsząd doznają udręczeń. Jeśli pragną tego, czego posiąść nie mogą, gryzą się, że tego nie mają. Jeśli posiadają to, czego pragną, mogą być z tego wyzuci i z rozpaczą tracą to, co zachowywali z taką miłością. Boleść ich jest równa ich chciwości. Tracą też miłość bliźniego i nie starają się zdobyć żadnej cnoty.

O zgnilizno świata! Zdrowe są zaiste w sobie rzeczy świata, bo stworzyłem je dobrymi i doskonałymi, lecz zgniły jest ten, co posiada je lub poszukuje ich z nieuporządkowaną miłością. Język twój, najdroższa córko, nie zdołałby opowiedzieć, ile nieszczęść wynika co dzień z tego nieuporządkowanego przywiązania. A ci ludzie nie chcą widzieć i poznać swego nieszczęsnego losu.

CLI. O dostojności duchowego ubóstwa. Jak Chrystus uczył tego ubóstwa nie tylko słowem, lecz przykładem. O opatrzności Boskiej względem tych, którzy przyjmują to ubóstwo.

Napomknąłem ci już coś o tym, abyś lepiej poznała dobrowolne ubóstwo duchem. Kto je zna? Umiłowani ubodzy słudzy moi, którzy, aby przebyć tę drogę i przejść przez ciasną bramę, zrzucili z siebie brzemię bogactw.

Jedni czynią to aktualnie i duchowo; to ci, co aktualnie i duchowo chowają przykazania i rady. Inni chowają rady tylko duchowo, wyzuwając się z przywiązania do dóbr tego świata. Odtąd nie posiadają ich z miłością nieuporządkowaną; przestrzegają z świętą bojaźnią porządku, który ustanowiłem. Stają się nie właścicielami tego co mają, lecz rozdawcami w służbie ubogich. Ten drugi stan jest dobry; pierwszy jest doskonalszy, owocniejszy i spokojniejszy; więcej w nim zewnętrznych przejawów mej opatrzności, o której zakończę opowieść, zalecając ci ubóstwo. W jednym i drugim stanie słudzy moi schylają głowy uniżając się przez prawdziwą pokorę. Lecz ponieważ na innym miejscu, jeśli pamiętasz, rzekłem ci dostatecznie o drugim, mówić będę tu tylko o pierwszym.

Rzekłem i ukazałem ci, jako wszelkie zło, szkody i bóle w życiu tym i tamtym wynikają z miłości bogactw.

Teraz natomiast powiem ci, że wszelkie dobro, spokój i spoczynek wypływa z ubóstwa. Spójrz tylko na prawdziwych ubogich! Jakież widnieje w nich wesele, jaka radość! Nigdy nie smucą się niczym, chyba wyrządzoną mi obrazą; jednak smutek ten nie przygnębia duszy, lecz ją ożywia. Przez ubóstwo zdobyli najwyższe bogactwo: wyrzekli się ciemności, aby znaleźć najdoskonalsze światło; porzucili smutek świata, aby osiągnąć wesele; za cenę dóbr śmiertelnych zyskali dobra nieśmiertelne, otrzymali najwyższe pocieszenie. Trudy są im spoczynkiem, cierpienia pokrzepieniem. Odnosząc się sprawiedliwie i z miłością braterską do ludzi, nie żądają niczego od stworzeń.

W kim jaśnieje cnota najświętszej wiary, gdzie płonie ogień Boskiej miłości? W nich. Przez to światło najświętszej wiary, znaleźli we Mnie najwyższe i wieczne bogactwo, wznieśli nadzieję swą ponad świat i ponad marność tych wszystkich dóbr i zaślubili prawdziwe ubóstwo, przyjmując z nim orszak jego sług. Wiesz, jakie są sługi ubóstwa? Zaparcie się siebie, pogarda dla siebie, szczera pokora: zachowują one i żywią w duszy miłość ubóstwa. Mocą tej wiary, tej nadziei, tego żaru miłości, wyzwolili się słudzy moi od bogactwa i przywiązania do siebie. Tak uczynił chwalebny apostoł Mateusz: poniechał swych wielkich bogactw, porzucił swój urząd (por. Mt 9,9; Mk 2,14; Łk 5,27), by służyć Prawdzie, która nauczyła was sposobu i reguły, ukazując wam, jak kochać i służyć ubóstwu. Syn mój nie nauczył was tego tylko słowem, lecz własnym przykładem. Od dnia urodzenia do chwili śmierci był wcieleniem tej nauki. Choć był najwyższym bogactwem, dla swej natury Boskiej, którą jest jednym ze Mną, bogactwem wiecznym, a Ja jednym z Nim, zaślubił dla was prawdziwe ubóstwo.

Jeśli chcesz ujrzeć Go w skrajnym ubóstwie, spójrz na tego Boga, który się stał człowiekiem; zobacz Go w tym poniżeniu, przyodzianego waszym człowieczeństwem.

Widzisz, jak to słodkie Słowo miłości rodzi się w stajni, podczas podróży Maryi, aby nauczyć was, podróżnych, że powinniście zawsze odradzać się w tej stajni, którą jest poznanie siebie, gdzie znajdziecie Mnie, narodzonego łaską w duszy waszej. Widzisz Go leżącego między bydlętami w tak wielkiej nędzy, że Maryja nie ma Go nawet czym okryć. Ponieważ jest zimno, ogrzewa się oddechem zwierząt i sianem, którym okryła Go matka (por. Łk 2,4-8).

Będąc ogniem miłości, chce znosić chłód w swym człowieczeństwie przez całe życie. Póki żył na świecie, chciał cierpieć, bez uczniów i z uczniami. Pewnego razu głód zmusił uczniów wyłuskiwać kłosy, by mogli spożyć ziarno (por. Mt 12,1; Mk 2,22; Łk 6,1).

W ostatnim dniu swego życia był rozebrany do naga i biczowany przy słupie. Spragniony wisi na krzyżu w tak wielkim ubóstwie, że brak Mu ziemi i drzewa dla oparcia głowy i musi skłonić ją na swe ramię. Wtedy upojony miłością czyni wam kąpiel z swej krwi, która spływa z wszystkich ran ciała tego Baranka (por. J 19,34).

Będąc w ostatniej nędzy, darzy was wielkim bogactwem. Wisząc na wąskim drzewie krzyża, szeroko obdziela wszystkie stworzenia rozumne. Kosztując goryczy żółci, użycza wam najdoskonalszej słodyczy. Pogrążony w smutku, zlewa na was pociechę. Przybity gwoździami do krzyża, wyzwala was z pęt grzechu śmiertelnego. Stawszy się sługą, wyrywa was z niewoli diabła. Sprzedany odkupuje was swą krwią. Przyjmując śmierć, daje wam życie.

Jakże piękną dał wam regułę miłości! Okazał wam największą miłość, jaka być może, oddając życie za was, którzy byliście wrogami Jego i moimi, najwyższego i wiecznego Ojca. Nie wie tego ciemny człowiek, który tak bardzo Mnie obraża i tak mało ceni tak wielką ofiarę. Dał wam regułę prawdziwej pokory, poddając się haniebnej śmierci na krzyżu; uniżenia, znosząc obelgi i zniewagi bez liku; prawdziwego ubóstwa, bo skarży się wam w Piśmie Świętym: Lis ma swą jamą i ptak ma swoje gniazdo, tylko Syn dziewicy nie ma, gdzie by skłonił głowę (Łk 9,58; Mt 8,20). Któż to rozumie? Ten, kto posiada światło najświętszej wiary. Kto posiada to światło? Moi ubodzy duchem, którzy zaślubili królowę biedę, odrzucając bogactwa zlewające ciemności niewiary.

Królowa ta ma swoje królestwo, które nie zna wojny, w którym panuje zawsze pokój i cisza. Krzewi się tam bujnie sprawiedliwość, gdyż wszelka sposobność do niesprawiedliwości jest stamtąd wygnana. Mury miasta są silne, gdyż nie są zbudowane na ziemi, ani na piasku, rozwianym przez każdy podmuch wiatru, lecz na skale żywej (por. Mt 7,24-29; Łk 6,47-49), na słodkim Chrystusie, Jednorodzonym Synu moim. Wnętrze miasta jaśnieje światłem bez cienia, gdyż matką tej królowej jest przepaść Boskiej miłości. Ozdobą tego miasta jest litość i miłosierdzie, gdyż wygnano zeń bogactwo, tyrana, który dopuszczał się okrucieństwa. Wszystkich mieszkańców łączy życzliwość, która wypływa z bratniej miłości. Jest tam też nieznużona wytrwałość i roztropność, która włada i rządzi miastem z mądrością przezorną i czujną. Dusza, która poślubia tę słodką królowę biedę, staje się panią wszystkich tych skarbów, bo to co należy do jednej, należy i do drugiej. Biada, jeśli z żądzą bogactw doczesnych, śmierć wtargnie do tej duszy! Wtedy straci natychmiast te wszystkie dobra i wygnana z miasta znajdzie się w największej nędzy. Lecz jeśli jest wierna i oddana tej oblubienicy, na wieki zachowa jej skarb.

Kto ogląda tak wielką wspaniałość? Dusza błyszcząca światłem wiary. Oblubienica ta przyobleka swego oblubieńca czystością, wyzuwając go z bogactw, które go kalały; wyrywa go ze złych towarzystw i wprowadza w dobre; odbiera jad niedbalstwa; rozpraszając troski o świat i bogactwa; usuwa gorycz i zachowuje słodycz; obcina kolce i zostawia róże. Oczyszcza żołądek duszy i uwalnia go od zepsutych soków nie u miarkowanej miłości i kiedy jest pusty napełnia go pokarmem cnót, które sprawiają najwyższą rozkosz. Oddaje na jej usługi nienawiść i miłość, powierzając ich staraniom czystość wnętrza. Nienawiść występku wymiata zmysłowość z duszy: miłość cnoty zaprowadza ład, tłumiąc wątpliwości, usuwając bojaźń służalczą i przywracając pewność bojaźnią świętą.

Wszystkie cnoty, wszystkie łaski, wszystkie radości i pociechy, których pragnąć może, stają się udziałem duszy, która zaślubiła królowę biedę. Nie boi się ona przykrości, bo nie ma nikogo, kto by jej wytoczył wojnę, nie teka się głodu ani drożyzny, gdyż wiara jej widzi dobro tylko we Mnie, który jestem wszelkim bogactwem, i pokłada nadzieję tylko we Mnie, którego Opatrzność zawsze żywi i utrzymuje tych, co Mi ufają. Czy znalazł kto kiedy prawdziwego sługę mego, oblubieńca ubóstwa, który by umarł z głodu? Nie. Lecz widziano wśród wielkich bogaczy takich, którzy zaufawszy swym skarbom zamiast Mnie, zginęli w nędzy. Ubogich moich nie zawiodłem nigdy, bo nie tracili nadziei; dbałem zawsze o ich potrzeby, jak dobry i czuły ojciec. O, z jakim weselem, z jakim oddaniem przyszli do Mnie, poznawszy w świetle wiary, że od pierwszego do ostatniego dnia świata opatrzność moja czuwała, czuwa i czuwać będzie nad nimi w każdej rzeczy, duchowo i docześnie, jak ci rzekłem. Każę im cierpieć, nie taję tego przed tobą, aby zapewnić im postęp w wierze i nadziei i dać im sposobność do zasługi, lecz nie odmawiam im pomocy w potrzebie. We wszystkim zaznali przepastnej mej opatrzności i kosztowali mleka mej Boskiej słodyczy. Toteż nie boją się goryczy śmierci, martwi już dla siebie i bogactw, a wiernie przywiązani do swej oblubienicy biedy. Rozmiłowani w mej woli, żyjąc tylko nią, gotowi są znosić chłód, nagość, upał, pragnienie, szyderstwa, zniewagi i całym sercem spieszą na śmierć, szczęśliwi, że mogą oddać życie z miłości Życia, z miłości dla Mnie, który jestem ich życiem i przelać krew dla miłości Krwi.

Spójrz na mych ubogich, spójrz na apostołów i chwalebnych męczenników, na Piotra, Pawła, Szczepana, Wawrzyńca. Wawrzyniec, wśród męczarni, zdawał się leżeć nie na rozpalonym ruszcie, lecz na łożu rozkosznych kwiatów, gdy odpowiadając katowi rzekł: „Ten bok już przypalony, odwróć go i zacznij jeść”. Wielki żar Boskiej miłości, który go pożerał, nie pozwalał mu czuć małego ognia, który palił jego ciało. Szczepanowi kamienie zdały się różami. Co było tego przyczyną? Miłość, z jaką poślubił prawdziwe ubóstwo. Porzucił świat dla chwały i sławy imienia mojego, aby zaślubić ubóstwo, w świetle wiary, z niezłomną nadzieją i chętnym posłuszeństwem. Obaj byli posłuszni przykazaniom i radom, które im dala ma Prawda, aktualnie i duchowo, jak się rzekło.

Pragnęli śmierci, czuli niechęć i odrazę do życia, nie aby unikać pracy i trudu, lecz aby zjednoczyć się ze Mną, który jestem ich celem. Czemuż nie bali się śmierci, której człowiek naturalnie się lęka? Bo oblubienica bieda zabezpieczyła ich, uwalniając ich od miłości siebie i dóbr tego świata. Przez cnotę podeptali miłość przyrodzoną i otrzymali to światło i tę miłość Boską, które są nadprzyrodzone. Jakżeż człowiek, który doszedł do tego stanu, mógłby smucić się z powodu śmierci swej, skoro pragnie opuścić to życie, skoro uważa je za brzemię coraz cięższe w miarę trwania. Czyż mógłby żałować, że porzuca dobra tego świata, którymi gardził tak żarliwie? Nic dziwnego, że kto nie kocha jakiejś rzeczy, nie opłakuje jej straty i cieszy się, gdy porzuca to, czego nienawidzi. Toteż, skądkolwiek spojrzysz, znajdziesz w nich doskonały spokój, pogodę i wszelkie dobro, podczas gdy w nieszczęśliwych, którzy posiadają wielkie bogactwa z nieuporządkowaną miłością, napotkasz największe nieszczęścia i nieznośne cierpienia. Oto szczera prawda, choć z pozoru mogłoby się wydawać zupełnie inaczej.

Któż by nie myślał, że Łazarz pogrążony był w największej nędzy, a bogacz cieszył się szczęściem i spokojem? Tak jednak nie było. Bogacz ten, mimo swych skarbów, znosił większe cierpienia, niż biedny Łazarz trapiony trądem. W bogaczu żyła wola własna, z której wypływa wszelkie udręczenie. W Łazarzu wola była martwa, lub żyła tylko we Mnie, który umacniałem i pocieszałem go w cierpieniu. Gdy był opuszczony przez wszystkich, w szczególności przez przeklętego bogacza, gdy nikt nie obmywał jego ran ani go pielęgnował, kazałem nierozumnemu zwierzęciu lizać wrzody jego. U kresu życia, jak widzicie w świetle wiary. Łazarz ma życie wieczne, bogacz tkwi w piekle (por. Łk 16,19-22).

Jakoż bogacze trwają w smutku, a drodzy moi ubodzy w weselu. Chowam ich na mym łonie, karmiąc ich mlekiem licznych pociech. Ponieważ opuścili wszystko, posiadają Mnie w całości. Duch Święty staje się żywicielką ich duszy i ich biednych ciał, w jakimkolwiek stanie się znajdują. Opatrzność moja zsyła im nawet zwierzęta, jeśli zajdzie tego potrzeba. Do samotnego chorego wyprawiam innego samotnika, każąc mu wyjść z celi i odwiedzić tamtego. Wiesz sama, że niejednokrotnie zdarzało się, iż wyprowadzałem cię z celi, abyś spieszyła z pomocą do biednych, którzy byli w potrzebie. Innym razem dawałem ci na tobie samej dowód mej opatrzności, zsyłając ci potrzebną pomoc. Kiedy zawiodło stworzenie, nie zawiodłem ja, Stwórca twój. W ten czy inny sposób, zaradzam. Skąd to pochodzi, że człowiek, opływający w bogactwa, dbający bardzo o swe ciało, mający mnóstwo szat, będzie ciągle chorował; i potem, gdy zaparł się siebie, zaślubił ubóstwo i ma ledwo tyle szat, aby okryć swe ciało, nagle staje się silny i zdrów, nic mu nie szkodzi, ciało jego odporne jest na chłód i upał i grube potrawy. Skąd to pochodzi, pytam? Od mojej opatrzności, która zapobiegliwie odebrała mu troskę o siebie i kazała wyrzec się wszystkiego.

Widzisz więc, najmilsza córko, w jakim pokoju, w jakiej pogodzie żyją moi drodzy ubodzy.

CLII. Streszczenie tego, co powiedziane było o Boskiej opatrzności.

Dałem ci zaledwie słabe wyobrażenie o mojej opatrzności w stosunku do wszelkiego stworzenia, jakikolwiek był jego stan. Ukazałem ci, że od chwili, gdy stworzyłem świat pierwszy i świat drugi, człowieka, dając mu istnienie i stwarzając go na obraz i podobieństwo moje, nie przestałem działać przez opatrzność moją. To co czyniłem, czynię jeszcze i czynić będę aż do ostatniego dnia, starając się o zbawienie wasze, gdyż chcę waszego uświęcenia (por. l Tes 4,3), i wszystko co was spotyka, zrządzone jest przeze Mnie w tym celu. Nie widzą tego źli ludzie światowi, bo pozbawili się światła, a ponieważ tego nie widzą, jak ci rzekłem, gorszą się ze Mnie. Jednak Ja znoszę ich cierpliwie, czekam na nich aż do dnia ostatniego i nie przestaję nigdy wspomagać w potrzebie grzeszników, tak samo jak sprawiedliwych, w rzeczach doczesnych i duchowych. Mówiłem ci też o niedoskonałości bogactw, napomknąłem o nędzy, do której doprowadzają ludzi oddanych im z miłością nieuporządkowaną. Przedstawiłem ci dostojeństwo ubóstwa i skarbów będących udziałem duszy, która zaślubiła biedę, idącą w parze z siostrą swą, uległością. O uległości tej opowiem ci niebawem w związku z posłuszeństwem.

Wyłożyłem ci, jak Mi jest miła i droga ta cnota i jaką pieczą otacza ją moja opatrzność. Wszystko to, co rzekłem ci na pochwałę tej cnoty i najświętszej wiary, wiodącej duszę do tego najwznioślejszego stanu, miało na celu wzmóc w tobie wiarę i nadzieję, abyś pukała do bramy mego miłosierdzia. Wiara żywa sprawi, że spełnię pragnienie twoje i sług moich, udzielając wam wsparcia aż do śmierci. Lecz krzep się i raduj we Mnie, który jestem obrońcą twym i pocieszycielem.

Prosiłaś Mnie, abym wytłumaczył ci moją opatrzność i środki, których używam, wspomagając w potrzebie moje stworzenie. Uczyniłem ci zadość. Widzisz więc, że nie jestem obojętny na święte i prawdziwe pragnienia.

CLIII. Jak dusza ta, pochwaliwszy Boga i złożywszy Mu dzięki, prosi Go, aby opowiedział jej o cnocie posłuszeństwa.

Wtedy dusza ta, rozmiłowana aż do upojenia w prawdziwym i świętym ubóstwie, rozszerzyła się w najwyższej i wiecznej wielkości i przekształciła się w przepaści nieskończonej i niewymownej Opatrzności. Choć trwała w naczyniu swego ciała, zdawało się jej, że je opuściła, zaćmiona i zachwycona w Bogu ogniem Jego miłości. Utkwiła oko swego intelektu w boskim majestacie, mówiąc do najwyższego i wiecznego Ojca:

Ojcze wieczny! Ogniu i przepaści miłości! O wieczna piękności, o wieczna mądrości, o wieczna dobroci, o wieczna łaskawości, o nadziejo, o ucieczko grzeszników, o szczodrobliwości niewymowna, o wieczne i nieskończone dobro, o oszalały z miłości! Więc potrzebujesz twego stworzenia? Tak, zdaje mi się; bo postępujesz z nim tak, jakbyś bez niego żyć nie mógł, choć Ty jesteś życiem, bo dajesz życie wszystkiemu i nic bez Ciebie nie żyje (por. J 1,3-4). Czemuż więc tak za nim szalejesz? Bo rozmiłowałeś się w tworze swoim, znajdujesz w nim upodobanie i rozkosz, upojony pragnieniem jego zbawienia. Stworzenie twe ucieka od Ciebie, a Ty je ścigasz. Oddala się, a Ty się zbliżasz; nie mogłeś związać się z nim ściślej, niż przyoblekając się jego człowieczeństwem.

Cóż powiem? Uczynię jak jąkała, powiem: A, a, a, – bo nie wiem, co rzec innego (Jr 1,6), gdyż język nie może wyrazić uczucia duszy, która nieskończenie pragnie Ciebie. Zda się, że mogłabym powtórzyć słowa Pawła: Ani język nie może wyrazić ani ucho posłyszeć, ani oko zobaczyć, ani serce pomyśleć tego, co widziałem (l Kor 2,9). A co widziałeś? Widziałem tajemnice Boga (por. 2 Kor 12,4). A ja cóż powiem? Zawodzą niedołężne uczucia. Powiem tylko, że poznałaś i widziałaś, duszo moja, przepaść najwyższej, wiecznej Opatrzności.

Teraz dziękuję Ci, najwyższy i wieczny Ojcze, za niezmierzoną dobroć twoją, okazaną mnie, nędznicy niegodnej wszelkiej łaski.

Lecz ponieważ widzę, że spełniasz święte pragnienia i że Prawda twoja nie może kłamać, więc pragnę, abyś teraz pomówił ze mną nieco o cnocie posłuszeństwa i jej wzniosłości. Ty sam, Ojcze wieczny, przyrzekłeś opowiedzieć mi o niej, abym rozmiłowała się w tej cnocie i nie oddaliła się nigdy od posłuszeństwa, które jestem Ci winna. Racz, przez nieskończoną swą dobroć, rzec mi o doskonałości tej cnoty, gdzie mogę ją znaleźć, co mi ją może odebrać, kto mi ją może dać, po czym mogę osądzić, że ją posiadam lub że jestem jej pozbawiona.

POSŁUSZEŃSTWO

CLIV. Gdzie znajduje się posłuszeństwo? Co może je odebrać? Po czym można poznać, że się je posiada lub nie? Co towarzyszy posłuszeństwu? Kto je żywi?

Wtedy Ojciec najwyższy, wieczny i litościwy zwrócił oko miłosierdzia i dobrotliwości na tę duszę i rzekł:

O najdroższa i najsłodsza córko, święte pragnienie i sprawiedliwe prośby winny być wysłuchane. Przeto Ja, Prawda najwyższa, stwierdzę prawdę moją, spełniając obietnicę, którą ci dałem i zaspokajając twe pragnienie. Spytałaś Mnie, gdzie możesz znaleźć posłuszeństwo, co może przyprawić o jego utratę i po czym poznasz, że je posiadasz lub nie. Odpowiadam ci, że znajdziesz je w słodkim Słowie miłości, Jednorodzonym Synu moim. Tak gotowe było w Nim posłuszeństwo, że aby wprowadzić je w czyn, pospieszył na haniebną śmierć na krzyżu.

Kto ci je może odebrać. Spójrz na pierwszego człowieka, a znajdziesz przyczynę, dla której uchybił posłuszeństwu nakazanemu przeze Mnie, Ojca wiecznego. Pycha, płynąca i zrodzona z miłości własnej i upodobania w towarzyszce swojej, odwróciła go od doskonałego posłuszeństwa i wciągnęła w nieposłuszeństwo; przez nie stracił życie łaski i pierwotną niewinność i popadł w nieczystość i największą nędzę, w którą wciągnął cały swój rodzaj, jak ci rzekłem.

Znakiem, że posiadasz tę cnotę, jest cierpliwość; niecierpliwość dowodzi, że ci jej brak. Z tego, co ci powiem, przekonasz się, że tak jest.

Lecz najpierw zważ, że są dwa sposoby przestrzegania posłuszeństwa, z których jeden jest doskonalszy, niż drugi; nie są one jednak oddzielone od siebie, lecz są zjednoczone, jak ci to rzekłem w związku z przykazaniami i radami. Jeden jest dobry i doskonały, drugi jest najdoskonalszy, lecz nikt nie może osiągnąć życia wiecznego, jeśli nie jest posłuszny. Bez posłuszeństwa wejść tam nie można, gdyż posłuszeństwo jest kluczem, którym otwarta została brama, zamknięta przez nieposłuszeństwo Adama.

Kiedy, poruszony przez dobroć moją, ujrzałem, że człowiek, którego tak kochałem, nie powraca do Mnie, celu swego, wziąłem klucz posłuszeństwa i włożyłem go w ręce słodkiego Słowa miłości, Prawdy mojej; uczyniłem je odźwiernym nieba, który otworzył jego bramę. Bez tego klucza i tego odźwiernego, nikt nie ma tam dostępu. Przeto rzekł Syn mój w świętej Ewangelii, że nikt nie może przyjść do Mnie, Ojca, jeno przez Niego (por. J 14,6). Kiedy opuścił towarzystwo ludzi, aby, wstępując do nieba, powrócić do Mnie, pozostawił wam ten cenny klucz posłuszeństwa. Jak wiesz, oddał go namiestnikowi swemu, Chrystusowi na ziemi, którego obowiązani jesteście słuchać aż do śmierci. Kto odmawia mu posłuszeństwa, jest w stanie potępienia, jak ci to rzekłem na innym miejscu.

Teraz chcę pokazać ci tę znakomitą cnotę w pokornym i nie skalanym Baranku i pouczyć cię, gdzie jest jej źródło.

Skąd to pochodzi, że to Słowo było tak posłuszne? Z miłości, którą żywiło dla mojej chwały i zbawienia waszego. A skąd wynikła miłość? Z światła jasnego widzenia, w którym dusza jego ujrzała Boską Istotę i wieczną Trójcę. Tak zawsze widziała Mnie, Boga wiecznego.

Widzenie to stworzyło w nim, w sposób doskonały, tę wierność, którą w stopniu niedoskonałym stwarza w was światło najświętszej wiary. Był wierny Mnie, Ojcu wiecznemu i w tym chwalebnym świetle, upojony miłością pospieszył drogą posłuszeństwa. Atoli miłość nie kroczy sama, lecz w towarzystwie prawdziwych i rzetelnych cnót, które czerpią życie w samym ognisku miłości, choć cnoty mego Chrystusa są innej miary, niż wasze. Wśród tych cnót jest cierpliwość, która jest jakby rdzeniem miłości; ona to jest dowodnym znakiem, że dusza jest w łasce i kocha prawdziwie. Przeto matka jej, miłość, dała ją za siostrę cnocie posłuszeństwa i zjednoczyła je tak ściśle, że utrata jednej pociąga za sobą śmierć drugiej. Albo posiada się je obie, albo nie ma się żadnej.

Cnota posłuszeństwa ma karmicielkę, która ją żywi i którą jest prawdziwa pokora. Jest się posłusznym o tyle, o ile się jest pokornym, i nie można być pokornym, nie będąc posłusznym. Ta pokora jest karmicielką miłości; żywi ona swym własnym mlekiem cnotę posłuszeństwa. Szatą, którą okrywa ją ta piastunka, jest pogarda siebie, pragnienie hańb i odraza do siebie dla przypodobania się Mnie. W czym znaleźć można tę cnotę? W słodkim Chrystusie Jezusie, Jednorodzonym Synu moim. Któż poniżył się bardziej niż On (por. Flp 2,7)? Nasycił się zniewagami, szyderstwami i obelgami; wyrzekł się siebie (por. Rz 15,3), oddając swe życie cielesne, aby podobać się Mnie. Któż był cierpliwszy od Niego? Nie wydał skargi z powodu zniewag (por. Iz 53,7), lecz z cierpliwością zniósł obelgi, by w upojeniu miłości spełnić rozkaz dany Mu przeze Mnie, Jego Ojca wiecznego.

W Nim więc znajdziecie posłuszeństwo doskonałe. Pozostawił wam regułę, przestrzegając jej pierwszy w sobie; udzielił wam nauki, która daje wam życie, gdyż jest drogą prostą. On sam jest tą drogą, toteż rzekł, że jest drogą, prawdą i życiem. Kto idzie tą drogą kroczy w świetle (por. J 14,6.8,12.11,9-10), a kto kroczy w świetle, nie może obrazić ani być obrażony, nie spostrzegając tego; gdyż rozproszył ciemność miłości własnej, przez którą popadł w nieposłuszeństwo. Posłuszeństwo, jak ci rzekłem, idzie w parze z pokorą, pochodzi od pokory. Tym samym nieposłuszeństwo jest owocem pychy, która ma źródło w miłości własnej, niszczycielce pokory. Nieposłuszeństwo ma także siostrę, którą dała jej miłość własna, a jest nią niecierpliwość; za żywicielkę ma pychę. Pod jej przewodem dusza, w ciemnościach niewiary, bieży drogą mroczną, która doprowadza ją do śmierci wiecznej.

Wszyscy winniście czytać tę chwalebną księgę, w której znajdziecie opis tej cnoty posłuszeństwa i wszystkich innych.

Ukazawszy ci, gdzie znajduje się posłuszeństwo, skąd ono pochodzi, kto mu towarzyszy i kto je żywi, opowiem ci teraz o posłusznych i o nieposłusznych, o posłuszeństwie ogólnym i posłuszeństwie szczególnym, to jest o posłuszeństwie względem przykazań i względem rad.

CLV. Jak posłuszeństwo jest kluczem, który otwiera niebo. Jak należy nosić zawsze ten klucz, przywiązany do pasa. Jego właściwości.

Cała wiara wasza oparta jest na posłuszeństwie i przez posłuszeństwo okazujecie, że jesteście wierni. Dla wszystkich bez wyjątku Prawda moja ustanowiła przykazania prawa. Najważniejszym z nich jest: kochać Mnie nade wszystko, a bliźniego jak siebie samego. Ten przepis jest tak ściśle związany z wszystkimi innymi, że nie można przestrzegać jednego nie przestrzegając wszystkich innych, ani zaniedbywać jednego bez uchybienia wszystkim (por. Mt 22,37-40). Kto przestrzega pierwszego, przestrzega wszystkich. Jest wierny Mnie i bliźniemu, kocha Mnie i trwa w miłości do mego stworzenia. Tym samym jest posłuszny, poddaje się przykazaniom prawa i stworzeniom dla Mnie, znosząc z pokorą i cierpliwością wszystkie cierpienia i obelgi ze strony bliźniego.

Posłuszeństwo to jest tak wzniosie, że przez nie otrzymujecie laskę, jak przez nieposłuszeństwo ściągacie na siebie śmierć. Lecz nie dość, aby mieszkało tylko w mym Słowie, wy też musicie go przestrzegać. Rzekłem ci już, że jest ono kluczem, który otworzył niebo, i klucz ten, Syn mój, powierzył rękom namiestnika swego. Namiestnik ten wkłada go w ręce każdego z was, gdy przyjmując chrzest przyrzekacie wyrzec się diabla, świata, jego wspaniałości i rozkoszy. Przez tę obietnicę uległości każdy otrzymuje klucz posłuszeństwa, każdy posiada go na własny użytek, jest to jeden i ten sam klucz Słowa. Jeśli człowiek w świetle wiary, ręką miłości, nie otworzy tym kluczem bramy nieba, nie wstąpi doń nigdy, choć Słowo moje otworzyło już tę bramę. Stworzyłem was bez was, lecz nie zbawię was bez was.

Winniście nosić w ręce ten klucz; winniście kroczyć, nie siedzieć. Naprzód, droga wskazaną przez mą Prawdę! Nuże, porzućcie rzeczy skończone, do których lgniecie sercem, jak czynią głupcy, którzy naśladują starego człowieka, pierwszego swego rodzica i rzucają w błoto nieczystości klucz posłuszeństwa, spaczywszy go wprzód młotem pychy i pokrywszy go rdza miłości własnej. Przyszło Słowo, mój Syn Jednorodzony, który wziął w rękę ten klucz posłuszeństwa, oczyścił go w ogniu Boskiej miłości, wydobył go z błota, by obmyć swą krwią, wyprostował go mieczem sprawiedliwości, gdy na kowadle swego ciała naprawiał nieprawości wasze. Wykuł go tak doskonale, że choćby człowiek uszkodził swój klucz własnowolnie, może naprawić go sam swa wolną wolą, z pomocą mej łaski, posługując się tymi samymi narzędziami.

O człowiecze, ślepcze nad ślepcami! Zepsuwszy ten klucz, nie zatroszczysz się nawet, aby go naprawić! Czy myślisz, że nieposłuszeństwo, które zamknęło niebo, otworzy ci je? Czy sądzisz, że pycha, która zeń została strącona, znajdzie doń dostęp? Czy mniemasz, że w podartej i brudnej szacie wpuszczą cię na gody weselne? Czy wierzysz, że siedząc związany pętami grzechu śmiertelnego, zdołasz tam dojść i bez klucza otworzyć bramę? Nie wyobrażaj sobie tego, bo zawiedziesz się. Musisz zerwać więzy, musisz dźwignąć się z grzechu śmiertelnego przez świętą spowiedź połączoną ze skruchą serca, z zadośćuczynieniem i obietnicą niegrzeszenia więcej. Zrzucisz wtedy brudne i szpetne odzienie, przywdziejesz szatę godową i pospieszysz w świetle wiary, z kluczem posłuszeństwa w ręku, otworzyć bramę. Przywiąż, przywiąż do tego klucza sznur samozaparcia, pogardy dla siebie i dla świata; przytrocz ten sznur do woli mojej, twego Stwórcy, z tej woli uczyń sobie pas i opasz się nim, abyś nie zgubił klucza (por. Iz 11,5).

Wiedz, córko moja, że wielu wzięło ten klucz posłuszeństwa, ujrzawszy w świetle wiary, iż bez niego nie mogą uniknąć potępienia wiecznego. Lecz trzymają go w ręce, bez pasa i bez sznura, na który ma być nawleczony. To znaczy, że nie oblekli się doskonale w chęć podobania się Mnie: podobają się jeszcze sobie samym: nic postarali się o sznur samozaparcia nie chcąc, by uważano ich za nic, przywiązują zbytnia wagę do pochwał ludzkich. Ci bliscy są postradania klucza, ledwo dotknie ich jakieś cierpienie lub udręczenie duchowe czy cielesne: często, gdy rozluźni się ręka świętego pragnienia. I tracą go. Właściwie nie tracą go, lecz gubią, bo jeśli chcą, mogą go odnaleźć póki żyją. Lecz jeśli nie chcą, nie odnajdują go nigdy. Co wykazuje im, że go zgubili? Niecierpliwość, bo cierpliwość i posłuszeństwo są nierozdzielne. Kto nie jest cierpliwy, dowodzi tym samym, że posłuszeństwo nie mieszka w jego duszy.

O, jakże słodka i chwalebna jest cnota, która zawiera w sobie wszystkie cnoty! Została ona poczęta i urodzona przez miłość. Na niej ugruntowana jest skała najświętszej wiary. Ona jest królową: kto ją poślubia, nie czuje żadnego zła, zaznaje spokoju i ciszy. O nią rozbijają się wszystkie fale gniewnego morza. Ona jest samym rdzeniem duszy, którego żadna burza nie może dosięgnąć. Kto ją posiada, nie odpłaca nienawiścią zniewagi, bo chce być posłuszny, wiedząc, że rozkazano mu przebaczać. Nie przygnębia go niedostatek, bo posłuszeństwo, wyzuwszy go z radości świata, nauczyło go pragnąć jedynie Mnie, który mogę, umiem i chcę spełnić wszystkie pragnienia. Toteż we wszystkich rzeczach, które za długo byłoby wyliczać, znajduje pokój i ciszę, zaślubiwszy tę królowe., posłuszeństwo, które porównałem do klucza.

O posłuszeństwo, które żeglujesz bez trudu i bez niebezpieczeństwa przybijasz do przystani zbawienia! Upodabniasz się do Słowa. Jednorodzonego Syna mojego: płyniesz w łodzi najświętszego krzyża, gotowe raczej cierpieć, niż uchybić posłuszeństwu dla Słowa i sprzeniewierzyć się Jego nauce. Z tej nauki uczyniłeś stół, gdzie żywisz się duszami, trwając w miłości bliźniego.

Namaszczone prawdziwą pokorą, nie pragniesz cudzego dobra, poza wolą moją. Jesteś proste, bez żadnego zakrętu; czynisz serce szczerym i oddanym miłości szczodrej, bez obłudy.

Jesteś jutrzenką, która zwiastuje światło łaski Bożej. Jesteś słońcem, które ogrzewa, bo bez przerwy gorejesz miłością. Ty każesz rodzić ziemi, przez ciebie wszystkie narządy ciała, wszystkie władze duszy przynoszą owoce, które dają życie jej samej i bliźniemu.

Jesteś urocze, bo nigdy niecierpliwość nie mąci twego oblicza; zachowuje ono niezmąconą pogodę i wdzięk męstwa. Jesteś wielkie niezłomną wytrwałością, tak wielkie, że sięgasz z ziemi do nieba, bo przez ciebie i tylko przez ciebie można je otworzyć. Jesteś perłą ukrytą, nieznaną, deptaną przez świat i samo uniżasz się i poddajesz się stworzeniom (por. Mt 13,44-46).

Jednak tak wielka jest twa moc, że nikt nie może ci rozkazywać; wyrwałoś się z śmiertelnej niewoli zmysłowości, która pozbawiła cię twej godności. Zabiwszy tego nieprzyjaciela nienawiścią i pogardą własnej woli, odzyskałoś wolność.

CLVI. Tu jest mowa zarazem o nędzy nieposłusznych i o dostojności posłusznych.

Wiedz, najdroższa córko, że wszystko uczyniła dobroć i opatrzność moja w tym celu, aby Słowo naprawiło ten klucz posłuszeństwa. Lecz ludzie tego świata, którzy nie posiadają żadnej cnoty, robią wszystko na odwrót.

Są oni, jak nieokiełznane zwierzęta. Straciwszy wędzidło posłuszeństwa, pędzą od złego do gorszego, od grzechu do grzechu, od nędzy do nędzy, od ciemności do ciemności, od śmierci do śmierci, aż po krawędź przepaści, aż po kres życia, nosząc w głębi sumienia robaka, który toczy ich bez przerwy. Mogliby wprawdzie jeszcze wrócić do jarzma posłuszeństwa, aby poddać się ochotnie przykazaniom prawa i wyzyskać pozostały im czas, żałując za winy nieposłuszeństwa, lecz ciężki jest ten powrót po długim przyzwyczajeniu do grzechu. Toteż niech nikt nie liczy na tę ostatnią godzinę, niech nikt nie zwleka do chwili śmierci, aby chwycić ten klucz posłuszeństwa. Choć każdy może i powinien spodziewać się aż do końca, dopóki pozostaje mu jeszcze trochę czasu, nikt jednak nie powinien, opierając się na tej nadziei, ciągle odraczać poprawę swego życia.

Jakaż więc jest przyczyna wszystkich tych nieszczęść, które ich spotykają? Jakie źródło tej ślepoty, która nie pozwala im uznać tego użyczonego im skarbu? Chmura miłości własnej, wraz z nędzną pychą, oderwała ich od posłuszeństwa i wtrąciła w nieposłuszeństwo. Nie będąc posłuszni, nie są cierpliwi, jak się rzekło, i w niecierpliwości swej znoszą nieznośne cierpienia. Zeszli z drogi prawdy i zbłądzili na manowce kłamstwa, stając się sługami i przyjaciółmi diabłów. Jeśli nie zmienią życia, nieposłuszeństwo doprowadzi ich, wraz z ich panami, do męki wiecznej. Tymczasem umiłowani synowie moi, przestrzegający posłusznie prawa, weselą się i radują wiecznym widokiem moim, w towarzystwie pokornego i nieskalanego Baranka, twórcy, dopełniciela i dawcy prawa. Przestrzegając go w tym życiu, zakosztowali już pokoju i w życiu szczęśliwym cieszą się nim w pełni. Jest to spokój bez zamącenia, doskonała radość bez troski, bezpieczeństwo bez obawy, bogactwo bez niedostatku, dosyt bez przesytu, głód bez udręki, światło bez cienia, szczęście najwyższe, nieskończone, bez granic, szczęście dzielone z tymi wszystkimi, którzy umieją się nim radować, jak oni.

Któż obdarzył ich tak wielką błogością? Krew Baranka. Mocą krwi Baranka klucz posłuszeństwa został oczyszczony z rdzy, aby można nim było otworzyć bramę nieba. Więc posłuszeństwo otwiera je mocą krwi.

O głupcy i szaleńcy, nie zwlekajcie, powstańcie z błota nieczystości, bo zda się toniecie w swej cielesności, jak wieprz co tarza się w gnoju. Porzućcie niesprawiedliwości, zabójstwa, nienawiść, urazę, oszczerstwa, obelgi, złorzeczenia, okrucieństwa, którymi gnębicie bliźniego, zaniechajcie kradzieży, zdrad, rozwiązłych uciech i rozkoszy świata. Przytnijcie rogów pysze, a tym samym stłumcie nienawiść, którą żywicie w sercu do swego krzywdziciela. Porównajcie krzywdy, które wyrządzacie Mnie i bliźniemu, z tymi, na które się skarżycie, a przekonacie się, że wasze są niczym wobec tych, których dopuszczacie się względem Mnie i braci waszych. Widzicie, że trwając w nienawiści, znieważacie Mnie, bo przekraczacie moje przykazanie i jednocześnie krzywdzicie bliźniego, pozbawiając go waszej miłości. A przecież nakazano wam kochać Mnie nade wszystko, a bliźniego jak siebie samego. Nie ma w przepisie mym zastrzeżenia, które mówi: jeśli on cię krzywdzi, nie kochaj go. Nie, przepis jest jasny i prosty, bo wydała go moja Prawda, która też sama przestrzegała go w całej czystości. Z tą samą prostotą winniście chować to przykazanie; uchybiając mu, czynicie sobie szkodę i krzywdę duszy waszej, pozbawiając ją życia i łaski.

Otwórzcie więc oczy na światło wiary i weźcie, weźcież ten klucz posłuszeństwa. Wyjdźcie z swego zaślepienia i oziębłości i z ogniem miłości oddajcie się temu posłuszeństwu, aby kosztować życia wiecznego wraz z tymi, co przestrzegają prawo.

CLVII. O tych, co kochają tę cnotę tak, że nie poprzestają na posłuszeństwie ogólnym względem przykazań, lecz narzucają sobie posłuszeństwo szczególne.

Są tacy, najmilsza córko, w których wciąż wzmaga się słodki ogień miłości tego posłuszeństwa, wraz z nienawiścią własnej zmysłowości. Bo miłość ta idzie w parze z nienawiścią i nienawiść ta wzrasta ze wzrostem tej miłości. Miłość ich i nienawiść dochodzą do tego stopnia, że nie poprzestają już oni na posłuszeństwie ogólnym względem przykazań prawa, które obowiązują ich wszystkich, jeśli chcą uniknąć śmierci i posiąść życie: narzucają sobie oni jeszcze posłuszeństwo szczególne, które prowadzi ich wprost do wielkiej doskonałości. Więc oprócz przykazań, przestrzegają też rad, nie tylko w duchu, lecz i aktualnie.

Z nienawiści do siebie i dla całkowitego zabicia swej woli, chcą związać się ciaśniej, poddając się jarzmu posłuszeństwa w świętym zakonie lub czynią to poza zakonem, uzależniając swą wolę od kierownika, aby łatwiej otworzyć niebo. Są to ci, o których rzekłem, że wybrali posłuszeństwo najdoskonalsze.

Opowiedziałem ci o posłuszeństwie ogólnym, a ponieważ wiem, że pragniesz coś usłyszeć o posłuszeństwie szczególniejszym, które prowadzi do wielkiej doskonałości, opowiem ci teraz o nim; bo są one tak ściśle z sobą związane, że jak ci rzekłem, nie można jednego oddzielić od drugiego.

Wyjaśniając ci posłuszeństwo ogólne, rzekłem, skąd ono pochodzi, gdzie można je znaleźć i co może nas go pozbawić. Zachowam len sam porządek, mówiąc ci o posłuszeństwie szczególnym.

CLVIII. Jak dochodzi się od posłuszeństwa ogólnego do szczególnego. O dostojności Zakonów.

Dusza, która z miłością wzięła na siebie jarzmo posłuszeństwa względem przykazań, idąc na naukę Prawdy mej w sposób, który ci wyłożyłem, dojdzie przez ćwiczenie się w cnotach i spełnianie przepisów do posłuszeństwa szczególnego”, wiedziona tym samym światłem, które doprowadziło ją do pierwszego. Światło najświętszej wiary ukaże jej w krwi Baranka, który jest moją Prawdą, niewymowną miłość, którą żywię dla niej i własną ułomność, która nie pozwala jej odwzajemnić tej miłości tak doskonale, jak powinna. Bada ona w świetle tej wiary, gdzie i jak mogłaby oddać Mi to, co należy, zdeptać własną zmysłowość i zabić swą wolę. Szukając, znajduje dzięki temu światłu właściwe miejsce, to jest święty zakon, ustanowiony przez Ducha Świętego i przeznaczony dla wszystkich dusz, chcących osiągnąć tę doskonałość, jako łódź, która zawiedzie je do przystani zbawienia.

Panem tej łodzi jest sam Duch Święty; nie zbacza ona z drogi przez błąd zakonnika, który przekracza regułę; błąd ten szkodzi jemu, nie jej. Wprawdzie sternik może zdać ją na łaskę fal, jak czynią źli pasterze, przełożeni, postawieni u steru przez pana łodzi. Lecz łódź ta w sobie daje tyle ukojenia, że język twój nie zdołałby tego wyrazić.

Powiadam więc, że ta dusza, która podnieciła w sobie święte pragnienie przez nienawiść siebie, znalazłszy dzięki światłu wiary to schronienie, osiada w nim. Wchodzi tam martwa, jeśli jest posłuszna, jeśli w sposób doskonały przestrzegała posłuszeństwa ogólnego; jeśli jednak wchodzi tam jeszcze w stanie niedoskonałym, nie przeszkadza jej to dojść do doskonałości. Dojdzie do niej niewątpliwie, jeśli zechce pielęgnować w sobie cnotę posłuszeństwa. Można rzec, że większość tych, co wstępują do zakonu, nie przestrzegała w sposób doskonały posłuszeństwa względem przykazań. Niektórzy czynili to; inni wstąpili bądź to z dziecięcej nierozwagi, bądź to z obawy, lub ze zmartwienia, czy też pod wpływem pochlebstwa. Rzecz główna potem, aby ćwiczyli się w cnocie i trwali w niej aż do śmierci. O ich powołaniu nie można sądzić na podstawie ich doskonałości, lecz według ich wytrwałości. Wielu było takich, co wstąpili, zdawało się, w stanie doskonałym, i potem odwrócili głowę wstecz, lub żyli w zakonie w stanie wielce niedoskonałym. Warunki i okoliczności, towarzyszące ich wstąpieniu do łodzi, są zrządzone przeze Mnie, który wzywam ich różnymi sposoby; nie świadczą one dostatecznie o niczym; ważny jest skutek czyli prawdziwe posłuszeństwo, z jakim się trwa po wstąpieniu do zakonu.

Łódź ta jest bogato wyposażona. Kto się jej powierzy, niech się nie troszczy o swe potrzeby duchowe i doczesne. Jeśli jest prawdziwie posłuszny i wiernie przestrzega reguły, sam pan łodzi. Duch Święty, zaopatruje go we wszystko, jak ci rzekłem mówiąc o mojej opatrzności i tłumacząc ci, że jeśli słudzy moi są ubodzy, nie są zmuszeni żebrać.

Tak samo tym, którzy wstępują do zakonu, nie brak nigdy tego, co niezbędne. Doświadczyli i wciąż doświadczają tego ci, co przestrzegali i przestrzegają posłuszeństwa w zakonie. Przecież wiesz, że w czasach, kiedy w zakonach kwitła ta cnota wraz z ubóstwem i miłością bratnią, nie brakło im nigdy dóbr doczesnych; zasoby przewyższały nawet ich potrzeby. Lecz gdy zaraziła ich miłość własna, gdy zaczęli wieść życie odosobnione, gdy zaniechali posłuszeństwa, zmniejszył się też dostatek i nędza ich zaczęła wzrastać w miarę posiadania. Słuszna kara za nieposłuszeństwo, którego owoce widzieć mogą w najdrobniejszych rzeczach. Bo gdyby byli posłuszni, przestrzegaliby ślubu ubóstwa, nie posiadaliby niczego na własność ani żyli w odosobnieniu.

Znajduje się też na tej łodzi skarb świętych reguł, ustanowionych z taką mądrością i z takim światłem przez tych, którzy stali się przybytkami Ducha Świętego.

Spójrz z jakim ładem Benedykt urządził łódź swoją.

Spójrz, w jaką doskonałość, w jaką woń ubóstwa, w jakie perły cnót wyposażył swą łódź Franciszek. Pchnął ją na drogę wysokiej doskonałości, którą pierwszy w sobie urzeczywistnił; dał uczniom swym za oblubienicę prawdziwe i święte ubóstwo, które sam wybrał, przez zaparcie się siebie i samowzgardę. Nie pragnął podobać się żadnemu stworzeniu poza moją wolą, lecz chciał być niczym w oczach świata. Umartwiał swe ciało, unicestwiał swą wolę, przyoblekał się w hańby, cierpienia i zniewagi dla miłości pokornego Baranka, z którym miłośnie związał się i przygwoździł do krzyża (por. Ga 2,19), tak, że przez szczególną łaskę, zjawiły się na ciele jego rany mej Prawdy, ukazując w naczyniu jego ciała płomienne uczucie jego duszy. Tak wytyczył drogę innym.

Lecz spytasz Mnie: Czyż inne zakony nie są oparte na tym samym ubóstwie? Tak, lecz dla żadnego z nich nie jest ono dobrem głównym. Rzecz ma się tak jak z cnotami. Wszystkie cnoty są ożywiane przez miłość, a jednak, jak ci rzekłem na innym miejscu, każdy ma swą cnotę właściwą, ten taką, ów inną, choć wszyscy posiadają miłość. Biedaczynie Franciszkowi było właściwe prawdziwe ubóstwo i z miłości, którą żywił do niego, uczynił zasadę na swej łodzi, ustanawiając w niej ścisłą karność, dla dusz nie zwykłych, lecz doskonałych, nielicznych, lecz dobrych. Powiadam nielicznych, bo niewielu tylko wybiera tę doskonałość. Lecz wskutek rozluźnienia karności zwiększyła się ich liczba i jednocześnie zmniejszyła się cnota. Nie jest to wina łodzi, lecz skutek nieposłuszeństwa podwładnych i niedbałości sterników.

Spójrz teraz na łódź ojca twego Dominika, umiłowanego syna mojego i zobacz, z jak doskonałym ładem wszystko urządził. Chciał, aby bracia jego mieli na myśli tylko chwałę moją i zbawienie dusz, przez światło wiedzy. To światło chciał uczynić zasadą swego Zakonu, nie zrzekł się jednak prawdziwego i dobrowolnego ubóstwa. Dowodem, że go przestrzegał i że brzydził się bogactwem, jest przekleństwo, które testamentem przekazał w dziedzictwie synom swoim, którzy posiadają cośkolwiek w jego Zakonie prywatnie czy wspólnie. Jest to znak, że obrał sobie za oblubienicę królową biedę.

Lecz właściwym przedmiotem swego Zakonu uczynił światło wiedzy, aby wytępić błędy, które powstały w tym czasie. Podjął urząd Słowa, Jednorodzonego Syna mojego. Wydawał się w świecie wprost apostołem, tak wielka była prawda i blask, z jakim siał słowo, rozpraszał ciemności i rozlewał światło. Był sam światłem, które dałem światu za pośrednictwem Maryi i umieściłem w mistycznym ciele świętego Kościoła, dla tępienia herezji. Za pośrednictwem Maryi, rzekłem. Dlaczego? Bo Maryja dała mu habit zakonny: Jej to dobroć moja poleciła tę troskę.

U jakiego stołu żywi on synów swoich światłem wiedzy? U stołu krzyża. Krzyż jest stołem, przy którym zasiada święte pragnienie, aby żywić się duszami dla chwały mojej. Dominik chciał, aby synowie jego przez całe życie trwali przy tym stole, szukając z pomocą światła wiedzy, chwały i sławy imienia mego i zbawienia dusz. I aby nie zaprzątali się niczym innym, uwolnił ich od troski o rzeczy doczesne, rozkazując im być biednymi. Czyż tracił wiarę, bojąc się, że nie będą zaopatrzeni w potrzebie? Nie tracił jej, był uzbrojony wiarą i pokładał niewzruszoną nadzieję w mej opatrzności.

Chciał, aby synowie jego żyli w posłuszeństwie i ulegle spełniali to, do czego zostali przeznaczeni. Ponieważ nieczystość zaciemnia oko intelektu (i nie tylko intelektu, również naturalny wzrok słabnie wskutek tego nikczemnego występku), więc nie chcąc, aby przygasło światło, które przyczynia się znakomicie do lepszego zdobycia jasnej wiedzy, ustanowił trzeci ślub czystości, nakazując, aby wszyscy go przestrzegali z prawdziwym i doskonałym posłuszeństwem. Dziś nie bardzo go przestrzegają. Zmieniają w ciemność nawet światło wiedzy, omraczając je pychą. Nie aby ciemniało samo światło, lecz ciemnieje ich dusza. Gdzie jest pycha, tam nie może być posłuszeństwa. Rzekłem ci już, że człowiek jest o tyle posłuszny, o ile jest pokorny, i jest o tyle pokorny, o ile jest posłuszny. Łamiąc ślub posłuszeństwa, najczęściej łamie też ślub czystości, bądź czynem, bądź myślą.

Dominik umocnił swą łódź trzema linami: posłuszeństwem, czystością i prawdziwym ubóstwem. Zaprowadził na niej karność królewską, nie chcąc, aby reguła jego obowiązywała pod karą grzechu śmiertelnego. Ja, światło prawdziwe, oświeciłem go w tym względzie. Opatrzność moja miała na uwadze słabość mniej doskonałych, bo nie wszyscy są jednako doskonali w tym życiu. Toteż i doskonali, i niedoskonali czują się dobrze w tej łodzi. Dominik zgadza się z moją Prawdą, chcąc nie śmierci grzesznika, lecz aby nawrócił się i żył (por. Ez 33,11). Toteż Zakon jego jest łagodny, wesoły i wonny: jest sam przerozkosznym ogrodem.

Lecz nieszczęśliwi, którzy nie przestrzegają reguły i przekraczają rozkazy, sprawili, że ogród zachwaścił się i zdziczał. Nie ma już woni cnoty ani światła wiedzy w tych, których Zakon żywi na swym łonie. Nie oskarżam Zakonu, bo sam przez się, jak ci rzekłem, jest pełen rozkoszy; lecz nie jest już tym, czym był na początku. Był kwiatem, posiadał ludzi wielkiej doskonałości, którzy przypominali świętego Pawła blaskiem swego światła. Ledwo oczy ich spostrzegły ciemności błędu, już się rozproszyła.

Spójrz na pełnego chwały Tomasza  [6]. Szlachetne oko jego intelektu pogrążone było w przyglądaniu się mej Prawdzie. Tam otrzymało światło nadprzyrodzone i wiedzę wlaną przez łaskę; i tę łaskę uzyskał raczej przez modlitwy, niż przez studia. Był najpłomienniejszą pochodnią, która rozlewa światło w Zakonie jego i w całym ciele mistycznym świętego Kościoła, rozpraszając ciemności herezji.

Spójrz na Piotra, dziewicę i męczennika  [7], który blaskiem krwi swojej wzniósł światło w ciemności wielu herezji; żywił do nich taką nienawiść, że był gotów oddać życie. Dopóki żył, modlił się tylko, kazał, rozprawiał z heretykami, spowiadał, głosił prawdę i krzewił wiarę; nieustraszony, wyznawał ją nie tylko w ciągu życia, lecz nawet w śmierci. W chwili konania pod ciosami zabójcy, gdy brakło mu głosu i atramentu, umaczał palec w krwi swojej. Nie mając pergaminu, chwalebny męczennik schyla się i pisze na ziemi swe wyznanie wiary: Credo in Deum. Serce jego płonęło tak ogniem mej miłości, że nie zwolnił kroku, nie odwrócił głowy, wiedząc, że idzie na śmierć. Objawiłem mu przedtem, w jakich okolicznościach ma umrzeć, lecz on, prawdziwy rycerz, bez trwogi wyszedł na pole bitwy.

Mógłbym ci opowiedzieć o wielu innych, którzy, choć nie ponieśli męczeństwa krwi, doznali go przez pragnienie, jak święty Dominik. Iluż robotników wysłał ten ojciec, by pracowali w jego winnicy, wyrywając ciernie występków i sadząc cnoty!

Zaprawdę, Dominik i Franciszek to dwie kolumny w świętym Kościele: Franciszek przez ubóstwo, które było jego cechą właściwą, Dominik przez wiedzę.

CLIX. O dostojności zakonników wiernych posłuszeństwa i o nędzy nieposłusznych.

Opowiedziałem ci o ośrodkach: są nimi te łodzie, które Duch Święty sporządził przez patriarchów. Przeto zaznaczyłem, że Duch Święty jest panem tych łodzi. Zbudowane zostały w świetle najświętszej wiary i światło to poucza was, że steruje nimi dobrotliwość moja, sam Duch Święty. Omówiwszy ośrodki czyli zakony i ich doskonałość, powiem ci teraz o posłuszeństwie i nieposłuszeństwie i o tych, co są w tej łodzi. Nie będę wchodził w szczegóły, nie będę prawił szerzej o tym Zakonie, niż o innym. Ukażę ci równocześnie występek nieposłuszeństwa i cnotę posłuszeństwa, aby przedstawić je wyraźniej przez przeciwstawienie ich sobie i określić, jak powinien postępować ten, co chce wstąpić do łodzi Zakonu.

Jakąż więc drogę winien obrać ten, co chce dojść do posłuszeństwa szczególnego? Niech kroczy za światłem najświętszej wiary; ono pouczy go, że musi zabić wolę własny mieczem nienawiści wobec własnej zmysłowości, przyjmując oblubienicę i jej siostrę, które mu da miłość. Oblubienicą jest prawdziwe i chętne posłuszeństwo, siostra cierpliwość. Towarzyszy im karmicielka, którą jest pokora. Bez tej karmicielki, posłuszeństwo umarłoby z głodu. Bo posłuszeństwo nie może żyć w duszy, w której nie ma lej skromnej cnoty, pokory.

Pokora też nie jest sama, ma za służebnicę wyrzeczenie, pogardę siebie i świata, która sprawia, że dusza ma siebie za nic; nie pragnie zaszczytów, lecz zniewag. W tym stanie śmierci winni wstępować do Zakonu ci, co są w wieku po temu. Lecz w jakikolwiek sposób kto wstępuje – a rzekłem ci, że mam różne sposoby powoływania ich – musi zdobyć i zachować w sobie tę doskonałość, ująć odważnie i niezłomnie klucz posłuszeństwa zakonnego. Klucz ten otwiera furtę, która znajduje się w bramie do nieba. Jest to furia zachowana dla tych, co nic poprzestali na posłuszeństwie ogólnym, tym grubym kluczu, otwierającym wielka bramę nieba. Uzbroili się w klucz cieńszy, który pozwala wejść przez furtę niską i ciasna. Furta ta jest nieodłączna od wielkiej bramy, jak to się widzi w bramach zwyczajnych. Gdy mają już ten cienki klucz w ręce, winni go zachować; nie wolno go im odrzucać.

Ci prawdziwie posłuszni zrozumieli dzięki światłu wiary, że z brzemieniem bogactw i ciężarem woli własnej nie mogą przejść przez tę furtę; że próbując tego wyczerpaliby się w daremnych trudach i mogliby stracić życie; że zapędzając się z podniesionym czołem i nie schylając głowy, złamaliby, chcąc nic chcąc, kark. Więc odrzucili brzemię bogactw i własną wolę, aby przestrzegać ślubu dobrowolnego ubóstwa i nie chcą już nic posiadać. Bo dzięki światłu wiary przejrzeli, na jakie narażali się niebezpieczeństwo. Uchybiliby posłuszeństwu, łamiąc złożony ślub dobrowolnego ubóstwa.

Stąd prosta droga do pychy, gdyż wola podnosi głowę; jeśli niekiedy zmuszeni są do posłuszeństwa, skłaniają czoła nie przez pokorę, ale z pychą, schylają głowę pod przemocą. Przemoc tylko przełamuje ich wolę, i słuchają z odrazą do Zakonu i do przełożonego swego.

Niebawem wpadają niepostrzeżenie w inne niebezpieczeństwo, łamią ślub czystości. Bo kto nie opanował swych żądz, kto nie wyzuł się z dóbr doczesnych, szuka licznych znajomości i znajduje wielu przyjaciół, którzy kochają go dla własnej korzyści. Od znajomości przechodzą do ściślejszych stosunków; ciało ich łaknie rozkoszy. Ponieważ nie mają karmicielki pokory, ani siostry jej, wyrzeczenia, pieszczą się sobą, dogadzają sobie w dobrobycie, nie jak zakonnicy, lecz jak panowie. Zaniedbują czuwania i modlitwy. Nie mogliby pozwalać sobie na to i na wiele innych rzeczy, gdyby nie mieli pieniędzy, aby nastarczyć tym wszystkim wydatkom. W ten sposób wpadają w nieczystość: w nieczystość ciała lub przynajmniej ducha; bo jeśli czasem powstrzymuje ich wstyd, jeśli nie mają sposobności zaspokoić swych złych zamiarów, dopuszczają się jednak zła w sercu. Przy tych licznych znajomościach, przy tej dbałości o ciało, wobec tego nadużywania pokarmu i niechęci do czuwania i modlitwy, jakżeby mogli zachować czystość duszy? Doskonale posłuszny, dzięki światłu najświętszej wiary, spostrzega z daleka te wszystkie niebezpieczeństwa, jakie sprowadza posiadanie bogactw i obarczenie się wolą własna. Widzi jasno, że musi przejść przez ciasną furtę i że nie przejdzie przez nią żywy, jeśli nie posiądzie, dla otwarcia jej, klucza posłuszeństwa. Rzekłem ci, że nie ma innego sposobu, aby przejść przez nią. Nie wolno mu opuścić łodzi Zakonu. Chcąc nie chcąc, musi przejść przez ciasną furtę posłuszeństwa względem swego przełożonego.

Tak to doskonale posłuszny wznosi się ponad siebie i opanowywa swą wolę własną. Wiarą żywą wznosi się ponad własne uczucia. W domu duszy swojej umie z nienawiści uczynić sobie sługę, który mu pomaga do wypędzenia nieprzyjaciela, miłości własnej. Nic chce bowiem, aby jego oblubienica, posłuszeństwo, dana mu przez matkę miłość i poślubiona pierścieniem wiary, doznała odeń najmniejszej obrazy. Toteż wzywa nienawiść, aby wyrzucić nieprzyjaciela, miłość własną, i oddać oblubienicy towarzyszkę i karmicielkę, z którą nie może być rozłączona. Miłość posłuszeństwa więc wprowadza doń prawdziwych przyjaciół oblubienicy, rzeczywiste cnoty, obyczaje, praktyki Zakonu. Gdy ta słodka oblubienica bierze w posiadanie swój dom, towarzyszy jej siostra cierpliwość, i karmicielka pokora, mające w swym orszaku wyrzeczenie i pogardę siebie. Kiedy posłuszeństwo tak weszło już w duszę, ma tam pokój i ciszę, gdyż wszyscy nieprzyjaciele są wypędzeni. Mieszka w ogrodzie prawdziwej wstrzemięźliwości, źrenicą wiary chłonie światło ze słońca intelektu, oglądając swój jedyny przedmiot, Prawdę moją. Znajduje w niej ogień, który podnieca ten żar wszystkich sług, tworzących jej orszak, bo z płomienną miłością przestrzega reguł Zakonu.

Jacyż to nieprzyjaciele czyhają zewnątrz? Głównym jest miłość własna, która stwarza pychę, nieprzyjaciela miłości i pokory; dalej niecierpliwość, która niszczy cierpliwość, nieposłuszeństwo wrogie posłuszeństwu; niewiara gasząca wiarę; zarozumiałość i zaufanie do siebie przeciwne prawdziwej nadziei, którą dusza powinna pokładać we Mnie; niesprawiedliwość niezgodna ze sprawiedliwością; głupota z roztropnością; nieumiarkowanie z umiarkowaniem; przekraczanie obyczajów Zakonu z wiernością obserwancjom zakonnym. Nadto złe obyczaje tych, którzy żyją w grzechu i nie mogą dostosować się do prawidłowego życia dobrych zakonników.

Oto okrutni nieprzyjaciele nieposłuszeństwa. I ileż innych! Gniew wrogi życzliwości; okrucieństwo wrogie litości, zapalczywość wroga dobrotliwości; nienawiść cnoty wroga miłości cnoty; nieczystość wroga czystości; niedbałość wroga gorliwości; ciemnota wroga poznaniu i długi sen wrogi czuwaniu i ciągłej modlitwie.

Gdy dusza, dzięki światłu wiary, zrozumiała, że wszystko to są nieprzyjaciele gotowi znieważyć oblubienicę jej, posłuszeństwo, wzywa nienawiść, aby wygnała wszystkich nieprzyjaciół, i miłość, aby otoczyła ją przyjaciółmi. Nienawiść mieczem swym zabija przewrotną wolę, która, żywiona przez miłość własną, dawała życie wszystkim nieprzyjaciołom prawdziwego posłuszeństwa. Uciąwszy głowę temu głównemu wrogowi, który utrzymywał wszystkich innych, dusza jest wolna i mieszka w spokoju niezmąconym. Nie boi się wojny, gdyż pozbyła się wszystkiego, co mogło być dla niej przyczyną goryczy i smutku.

Cóż mogłoby ją zaniepokoić? Zniewaga? Nie, bo jest cierpliwa, a cierpliwość jest siostrą posłuszeństwa. Ciążą jej przepisy Zakonu? Nie, bo posłuszeństwo każe jej ich przestrzegać. Czy samo posłuszeństwo jest dla niej ciężkim brzemieniem? Nie, bo zdeptała swą wolę własną i nie chce badać ani osądzać woli przełożonego. Dzięki światłu wiary widzi w jego woli Moją wolę. Czy przełożony rozkazuje czy milczy, ona we wszystkim widzi tylko Moją dobrotliwość, która zrządza wszystko dla jej zbawienia. Czy doznaje odrazy czy nudy mając spełniać niskie posługi Zakonu, albo znosząc szyderstwa i naigrawania, nagany, upokorzenia i wzgardę, które ją spotykają ze strony ludzi? Czy cierpi dlatego, że mają ją za nic? Nie, bo umiłowała samowyrzeczenie i samopogardę; żywi do siebie doskonałą nienawiść; lubuje się w swej cierpliwości, drży z radości, jest pełna wesela w towarzystwie swej oblubienicy, prawdziwego posłuszeństwa. Smuci się tylko na widok obrazy, wyrządzonej Mnie, jej Stwórcy.

Przestaje tylko z tymi, co boją się Mnie prawdziwie. Jeśli jednak musi stykać się z tymi, co powstali przeciw mojej woli, to nie dlatego, aby naśladować ich błędy, lecz aby ich wyrwać z ich nędzy. W swej miłości bratniej chciałaby dzielić się z nimi dobrem, które nosi w sobie, bo widzi, że więcej chwały i sławy przybędzie imieniu mojemu, jeśli zwiększy dokoła siebie liczbę tych, co przestrzegają porządku. Więc stara się przypomnieć ich obowiązki zakonnikom i laikom, słowem, modlitwą, każdym możliwym sposobem, pragnąc tylko wydobyć ich z ciemności grzechu śmiertelnego. Więc czy obcuje ze sprawiedliwymi czy z grzesznikami, wszystkie stosunki prawdziwie posłusznego są dobre i doskonałe, kierowane przez miłość szczodrobliwą i pełną ładu.

Celę swą zamienia on w niebo, radując się rozmową i obcowaniem ze Mną, swym Panem i Ojcem wiecznym, w głębokiej miłości, unikając bezczynności przez pokorne i ciągłe modlitwy. Kiedy urojenia, przez ułudę diabła, oblegają go w jego celi, nie wyciąga się na łożu lenistwa, oddając się spoczynkowi; nie rozbiera rozumem poruszeń swego serca i swych myśli. Unika bezczynności. Z nienawiścią wznosi się ponad siebie i ponad swą zmysłowość, aby z prawdziwą pokorą i cierpliwością znieść próbę, która nawiedza jego duszę; opiera się napaściom przez czuwanie i modlitwy. Utkwiwszy oko swego intelektu we Mnie, widzi dzięki światłu wiary, że pomoc dlań jest we Mnie, że mogę, umiem i chcę mu pomóc. Otwieram mu ramiona mej czułości i zapraszam go, aby uciekał od siebie i przybył do Mnie. Jeśli modlitwa myślna, w zmąceniu i wstrząśnieniu ducha, zda mu się przychodzić z trudem, ucieka się do modlitwy ustnej, lub do ćwiczenia cielesnego, aby nie trwać w bezczynności; i zwraca się do Mnie, przekonany, że miłość moja nie odmówi mu niczego. Z głębi duszy prawdziwa pokora szepce mu, że jest niegodny pokoju i spoczynku ducha, którymi cieszą się inni słudzy moi i że zasłużył na wszystkie kary. Poniżywszy się tak sam w swej duszy, przez nienawiść i pogardę siebie, mniema, że nie będzie mógł nigdy dość cierpieć. Jednak nie przestaje pokładać nadziei w mojej opatrzności. Pełen wiary, dzierżąc klucz posłuszeństwa, przepływa w łodzi Zakonu to burzliwe morze. W ten sposób, mieszkając w celi, unika bezczynności.

Posłuszny stara się wchodzić pierwszy do chóru i odchodzić ostatni. Widząc brała bardziej posłusznego i gorliwego, niż on sam, odczuwa świętą zazdrość i stara się ukraść mu tę cnotę, nie chce jednak, aby się w tamtym zmniejszyła. Gdyby tego pragnął, byłoby to przeciwne miłości bliźniego.

Posłuszny nie ucieka z refektarza, uczęszcza doń stałe i lubi dzielić stół z ubogimi. Aby zaznaczyć, że miły mu jest stół wspólny i nie mieć sposobności jadania gdzie indziej, wyzbywa się wszelkiego majątku, przestrzega ściśle ślubu ubóstwa i to tym doskonalej, że nie dba o potrzeby cielesne. W celi jego nie ma żadnych ozdób, pełna jest ona woni ubóstwa. Nic boi się on, że okradną go złodzieje, że pleśń lub mole zjedzą mu szaty (por. Mt 6,19-20; Łk 12,33). Jeśli otrzyma jakiś dar, nie chowa go dla siebie, lecz dzieli się nim z braćmi, nie troszcząc się o jutro, rad, gdy zaspokoił potrzeby dnia. Myśli jedynie o królestwie niebieskim (por. Mt 6,33-34). Pragnie tylko w sposób najdoskonalszy przestrzegać prawdziwego posłuszeństwa. Aby kroczyć lepiej droga pokory, poddaje się wszystkim, małemu jak wielkiemu, biedakowi jak bogaczowi; staje się sługą wszystkich, nie uchylając się od żadnej pracy, służąc każdemu z miłością. Posłuszny nie chce służyć po swojej myśli, wybierać czas i miejsce, jak mu się podoba, służy, jak tego wymaga Zakon i przełożony.

Wszystko to czyni bez smutku i znudzenia, prawdziwie i doskonałe posłuszny. Z kluczem tym w ręku, przechodzi bez trudu i przymusu przez ciasną furtę, gdyż przestrzegał i przestrzega zawsze ślubu dobrowolnego ubóstwa, czystości i doskonałego posłuszeństwa, zdeptawszy pychę i poddawszy się jarzmu posłuszeństwa przez pokorę. Więc przechodząc przez ciasną furtę, nie rozbije głowy z niecierpliwości. Znosi wszystko z męstwem i wytrwałością, które są przyjaciółmi posłuszeństwa. Wytrzymuje napaści diabla, udręczając i umartwiając swe ciało, odmawiając mu uciech i przyjemności, i narzucając mu wszystkie trudy reguły, z wiarą i bez wzgardy. Jak dziecko, które nie żywi urazy z powodu kary z ręki ojca, czy z powodu wyrządzonych mu krzywd, prawdziwy zakonnik nie zachowuje w pamięci goryczy upokorzeń, trudów, nagan, których doznał ze strony przełożonego swego. Gdy ten go wzywa, wraca doń pokornie, bez nienawiści, bez gniewu, bez urazy, lecz z życzliwością i słodyczą.

O tych to dzieciach mówił Chrystus, Prawda moja, gdy wobec uczniów spierających się między sobą, kto z nich jest największy, kazał zbliżyć się dziecku i rzekł: Pozwólcie dziatkom przychodzić do Mnie, albowiem takich jest królestwo niebieskie. Ktokolwiek nie stanie się maluczkim, jak to dziecko, i nie będzie żyt jak ono, nie wejdzie do królestwa niebieskiego (Mk 10,14-15; Łk 18,16-17; Mt 18,3.19,14). Bo, najdroższa córko, kto się poniży, będzie wywyższony, a kto się wywyższy, będzie poniżony (Mt 23,12; Łk 14,11.18,14), jak dodała Prawda moja.

Słusznie więc tych maluczkich, tych pokornych, którzy uniżyli się z miłości do Mnie, którzy stali się sługami przez prawdziwe i święte posłuszeństwo, którzy nie naruszyli reguł Zakonu i nie sprzeciwiali się przełożonemu swemu, wywyższę. Ja. Pan i Ojciec wieczny, wśród prawdziwych obywateli błogosławionego życia, gdzie wszystkie trudy ich znajdą nagrodę. W tym życiu mają przedsmak życia wiecznego.

CLX. Jak prawdziwie posłuszni otrzymują sto za jedno i życie wieczne. Co należy rozumieć przez to jedno i przez to sto.

Na tych prawdziwie posłusznych sprawdza się to, co rzekł Jednorodzony Syn mój, słodkie Słowo miłości. Gdy Piotr spytał: Mistrzu, opuściliśmy wszystko i poszliśmy za tobą! Co nam dasz za to? Prawda moja odpowiedziała: Dam wam stokroć więcej i posiądziecie życie wieczne (Mt 19,27-29; Mk 10,28-30; Łk 18,28-30). Jakby chciał rzec: Piotrze, uczyniłeś dobrze, porzucając wszystko, inaczej nie mogłeś pójść za Mną. W zamian dam ci w tym życiu sto za jedno. Czym jest, najmilsza córko, to sto, po którym nastąpić ma życie wieczne? Co rozumiała przez to i co chciała rzec moja Prawda? Czy mówiła o dobrach doczesnych? Właściwie nie, choć niekiedy pomnażam je na rzecz tych, którzy udzielają hojnie jałmużny. Więc cóż to jest? Posłuchaj: ten, co daje mi swą wolę, daje Mi jedno, swą wolę. A ja za tę rzecz jedną daję mu sto.

Skąd ta liczba sto? Bo sto jest liczbą doskonalą, do której nic możecie nic dodać, gdyż zaczniesz znów liczyć od pierwszej jedynki. Tak samo miłość jest najdoskonalsza z wszystkich cnót, nie można wznieść się do cnoty doskonalszej i nie można nic dodać do jej doskonałości, chyba że wrócisz do poznania siebie i zaczniesz nową setkę zasług; lecz zawsze dojdziesz tylko do stu, nie dalej. Oto stokrotność, którą dałem tym, co dali Mi jedno, swą wolę własną, przez posłuszeństwo ogólne czy też szczególne. Z tą setką otrzymujecie życie wieczne; bo tylko miłość wchodzi do nieba, jako wielka pani z plonem wszystkich cnót, które zostają zewnątrz. Tak miłość dociera aż do Mnie, życia trwałego, gdzie kosztuje się życia wiecznego, gdyż Ja jestem samym życiem wiecznym. Wiara nie wchodzi tło nieba, bo błogosławieni posiadają przez doświadczenie i w istocie, wszystko, w co wierzyli przez wiarę. Nie wchodzi tam też nadzieja, gdyż mają rzeczywiście to, czego się spodziewali. I tak jest ze wszystkimi cnotami. Tylko miłość wchodzi tam, jak królowa i posiada Mnie, który jestem jej posiadaczem.

Widzisz więc, że te dziatki otrzymują za jedno sto i nadto, z tą stokrotnością życie wieczne. Ta stokrotność to ogień Boskiej miłości. I ponieważ otrzymali ode Mnie tę stokrotność, trwają w prawdziwym weselu serca. Miłość nie zna smutku i wesele czyni serce szerokim i szczodrym, bez ciasnoty i fałszu. Dusza przeszyta tą strzałą okazuje zawsze twarzą i słowem tylko to, co ma w sercu; służy bliźniemu swemu bez obłudy i korzyści własnej, bo miłość otwiera ramiona każdemu stworzeniu. Toteż dusza, która ją posiada, nie zna nigdy cierpienia ni smutku, nie gnębi się niczym. Między posłuszeństwem i nią nie ma nigdy rozdźwięku, jest posłuszna aż do śmierci.

CLXI. O przewrotności, nędzach i cierpieniach nieposłusznego, i o gorzkich owocach, które rodzi nieposłuszeństwo.

Zupełnie inny jest nieszczęsny los nieposłusznego, który przebywa w łodzi Zakonu. Cierpi on tak, zadając jednocześnie cierpienie innym, że już w tym życiu ma przedsmak piekła. Zawsze smutny, zawsze niespokojny, trapiony wyrzutami sumienia, niezadowolony z Zakonu, niezadowolony z przełożonego, jest nieznośny dla siebie samego.

Teraz przypatrz się, córko moja, temu zakonnikowi, który wziął klucz posłuszeństwa względem Zakonu i popadł w nieposłuszeństwo. Stał się niewolnikiem nieposłuszeństwa, a ono stało się jego panią mającą w swym orszaku niecierpliwość, która idzie z nią w parze, pychę, która ją żywi i pochodzi z miłości własnej, i własną przyjemność. Wszelki ład jest przewrócony, na przekór temu, co ci rzekłem w związku z prawdziwym posłuszeństwem. Jakże może ten nieszczęsny, pozbawiony miłości, znaleźć co innego, niż cierpienie? Pycha każe mu podnosić głowę, gdy on musi schylać ją pod przymusem. Wszystkie chęci jego kłócą się z wolą Zakonu. Nakazują mu posłuszeństwo, a on lubuje się w nieposłuszeństwie. Narzucają mu dobrowolne ubóstwo, a on wzdryga się przed nim; posiada bogactwa i pragnie ich jeszcze więcej. Żądają od niego umiarkowania i czystości, a on marzy o rozpuście.

Złamanie tych trzech ślubów, córko moja, jest dla zakonnika ruiną. Upadki jego są tak głębokie i żałosne, że z samego wyglądu zewnętrznego wydaje się nie zakonnikiem, lecz wcielonym diabłem, jak ci to rzekłem gdzie indziej obszerniej. Nie omieszkam jednak opowiedzieć ci o jego błędzie i o owocach, które przynosi jego nieposłuszeństwo, aby cię jeszcze bardziej przekonać o znakomitości posłuszeństwa.

Nieszczęśliwy ten jest igraszką swej miłości własnej. Martwa wiara nie oświeca dostatecznie oka jego intelektu, które dało się oczarować własnej zmysłowości i rzeczom ziemskim. Ciało jego opuściło świat, lecz serce jego w nim pozostało. Ponieważ posłuszeństwo zdaje mu się przykre, oddaje się nieposłuszeństwu, sadząc, że w ten sposób uniknie cierpienia. I oto brzemię staje się dlań o wiele cięższe, gdyż ostatecznie musi się poddać, albo z musu, albo z miłości. O ileż słodziej i łatwiej mu słuchać z miłości, niż bez miłości.

O szalony! I któż go łudzi, jak nie on sam? Szuka przyjemności, a znajduje smutek, bo obmierzłe stają się mu własne czyny, które spełnia z narzuconego posłuszeństwa. Chce cieszyć się i radować, pragnąłby, aby życie to trwało wiecznie, a Zakon chce, aby był podróżnym i przypomina mu to ustawicznie. Gdy zaczyna przywiązywać się do jakiegoś miejsca, gdzie chętnie osiadłby na stałe dla swej przyjemności, musi je zmienić. I cierpi z powodu tej zmiany, bo wola jego żyje ciągle, ciągle gotowa rzec: nie. Lecz jeśli nie posłucha, zostanie zmuszony i poniesie karę przewidzianą przez dyscyplinę Zakonu. Tak żyje w ustawicznej udręce.

Widzisz więc, że zwodzi się sam: chcąc uniknąć cierpienia, wpada w nie, bo zaślepienie nie pozwala mu poznać drogi prawdziwego posłuszeństwa; jest to droga prawdy, oparta na posłusznym Baranku. Jednorodzonym Synu moim, który ją pozbawił udręki. A on idzie drogą kłamstwa, myśląc, że znajdzie tam rozkosz, a spotyka cierpienie i gorycz. Co go tam ciągnie? Miłość, zrodzona z żądzy nieposłuszeństwa. Głupiec ten chce wiosłować własnymi ramiony po tym burzliwym morzu, zawierzając własnej nędznej umiejętności; nie chce dać się nieść ramionom Zakonu i przełożonego swego. Ciałem przebywa w łodzi Zakonu, lecz duchem jest gdzie indziej; opuścił ją swymi pragnieniami, nie przestrzegając reguł i zwyczajów Zakonu, i złamał trzy śluby, które obiecał chować w swej profesji. Oto jest na burzliwym morzu, miotany przeciwnymi wiatrami, przywiązany do łodzi tylko kawałkiem sukna, habitem, który nosi na ciele, ale nie w sercu.

Nie jest to zakonnik, lecz człowiek przebrany za zakonnika. Czy nawet człowiek? Raczej tylko kształt człowieczy, który nie jest prawdziwym człowiekiem, bo w życiu swym jest gorszy od zwierzęcia. Czyż nie dostrzega, że zadaje sobie więcej trudu wiosłując ramionami własnymi, niż żeglując cudzymi? Czyż nie widzi, że grozi mu śmierć wieczna? Że jeśli ten kawałek sukna, łączący go z łodzią, zerwie ręka śmierci, nie będzie już dlań ratunku? Nie, nic nie widzi! Chmura miłości własnej, która wiedzie go do nieposłuszeństwa, pozbawiła go światła i nie pozwala mu widzieć własnego nieszczęścia. O żałosna ułudo!

Jakiż owoc rodzi to złe drzewo? Owoc śmierci, bo korzenie jego uczucia pogrążone są w pysze. Soki swe ciągnie ono z przyjemności i miłości własnej. Wszystko, co z niego wychodzi, kwiaty, liście, owoce, gałęzie, jest zepsute, jest zgniłe. Trzy gałęzie, które dźwiga, posłuszeństwo, ubóstwo i wstrzemięźliwość, są zepsute przez jadowity sok, który śle im pień, uczucie źle umieszczone. Liśćmi są słowa nieprzystojne i tak swawolne, że nie uszłyby nawet w ustach świeckiego rozpustnika. Jeśli ma zwiastować mą Ewangelię, czyni to mową gładką, której jednak brak prostoty, bo celem jego nie jest żywić dusze dobrym ziarnem mego słowa, lecz popisywać się krasomówstwem.

A kwiaty, kwiaty tego drzewa, jakże cuchną! Są to te płoche myśli, które przyjmuje chętnie, w których lubuje się rozkoszą; nie unika miejsc ani sposobności, które je budzą, owszem szuka ich sam, aby spełnić grzech, który jest owocem jadowitym, zabijającym życie łaski i zadającym śmierć wieczną. I jakże cuchnie owoc urodzony z kwiatu tego drzewa. Cuchnie nieposłuszeństwem, które każe podwładnemu badać i tłumaczyć w zły sposób wolę przełożonego. Cuchnie nieczystością, którą rozkoszuje się w długich rozmowach i podejrzanych spotkaniach z pobożnisiami.

O nieszczęśliwy! Nie widzisz, że następstwem tych spotkań pod pozorem pobożności będzie gromada dzieci! Nie chciałeś mieć za dzieci cnót, jak prawdziwie posłuszny. Oto skutek nieposłuszeństwa!

Widząc, córko moja, że przełożony nie pozwoli mu na to, czego pożąda jego przewrotna wola, stara się podejść go, ucieka się do słów na przemian ujmujących lub szorstkich, pochlebnych lub niegrzecznych, aż do zuchwalstwa. Nie ścierpi nic od brata swego, najmniejsze słowo, najdrobniejsza uwaga z jego strony wyprowadza go z równowagi. Wtedy wydaje z siebie jadowity owoc niecierpliwości, słowa gniewu i nienawiści do brata swego, przypisując nieżyczliwości jego to, co czynił dla jego dobra. Wszystko go gorszy, wszystko czyni życie jego smutnym, duchowo i cieleśnie. Czemuż nie lubi swego brata? Bo sam lubuje się w sobie zmysłowo.

Unika celi, jak zarazy. Porzucił zrazu wewnętrzną celę poznania siebie, skąd doszedł do nieposłuszeństwa i nie może już przebywać w celi zewnętrznej.

Nie widać go już w refektarzu: omija go jak osobistego nieprzyjaciela, dopóki ma z czego opędzać własne wydatki; gdy nie ma nic, sprowadza go tam niedostatek. O ileż lepiej czynią posłuszni, którzy zachowali ślub ubóstwa i nie mają nic do wydania. Pieniądz nie odciąga ich od słodkiego stołu wspólnego, gdzie posłuszny posila w pokoju i ciszy duszę i ciało. Nie zaprząta myśli poszukiwaniem ulubionych potraw, jak nieszczęśliwy, który unika refektarza, bo znajduje w nim tylko gorycz.

Do chóru wchodzi zawsze ostatni i odchodzi pierwszy. Jeśli usta jego mówią, że jest bliski Mnie, serce jego jest ode Mnie daleko (por. Mk 7,6). Chętnie, gdy tylko może, unika kapitularza z obawy przed pokutami, które tam zadają, gdy musi się tam stawić, wolałby spotkać śmiertelnego wroga; jest zmieszany w duchu i czuje wstyd, którego nie doznawał z pewnością dopuszczając się nawet grzechów śmiertelnych. Cóż jest tego przyczyną? Nieposłuszeństwo.

Nie zna czuwania ani modlitwy myślnej. Zaniedbuje nie tylko tę modlitwę, lecz często nie chce mu się odmówić oficjum, do którego jest obowiązany. Nie ma w nim miłości bratniej; kocha tylko siebie, i to nie miłością rozumną, lecz zwierzęcą. Tak wielkie są nieszczęścia, tak gorzkie owoce, które spadają na głowę nieposłusznego, że język ludzki nie mógłby ich wyrazić!

O nieposłuszeństwo, które wyzuwasz duszę z wszelkiej cnoty i oblekasz ją we wszystkie występki! O nieposłuszeństwo, które pozbawiasz duszę światła posłuszeństwa! Ty odbierasz duszy pokój, by dać jej wojnę, odbierasz jej życie, by zadać śmierć! Wyrzucasz ją z łodzi obserwancji zakonnych, wtrącasz ją do morza, każąc jej płynąć siłą własnych ramion, bez pomocy ramion Zakonu. Oblekasz ją wszelką nędzą, skazujesz na śmierć głodową, pozbawiając ją zasługi posłuszeństwa, która miała być jej pokarmem. Nieustannie poisz ją goryczą, odbierasz jej wszelką pociechę i słodycz, wyzuwasz z wszelkiego dobra, pogrążając ją we wszelkiej niedoli. W tym życiu dajesz jej przedsmak okrutnych mąk. Jeśli się nie poprawi, zanim śmierć zerwie szmat sukna, który ją wiąże z łodzią, ty, o nieposłuszeństwo, zawiedziesz tę duszę na potępienie wieczne wraz z diabłami, którzy za to, że zbuntowali się przeciwko Mnie, runęli z nieba na dno otchłani. Taki sam jest los twój, o nieposłuszny, który zawsze buntowałeś się przeciw posłuszeństwu! Ten klucz, którym miałeś otworzyć bramę nieba, odrzuciłeś od siebie i kluczem nieposłuszeństwa otworzyłeś piekło.

CLXII. O niedoskonałości tych, którzy żyją ozięble w Zakonie, wystrzegając się grzechu śmiertelnego. O sposobie wyjścia z tej oziębłości.

O najdroższa córko, iluż jest tych, którzy dzisiaj w tej łodzi Zakonu szukają własnej korzyści? Jest ich mnóstwo i w porównaniu z nimi mała jest liczba prawdziwie posłusznych. To prawda, że wśród doskonałych i tych nieszczęśliwych jest wielu takich, co żyją w Zakonie byle jak. Nie będąc doskonali, jak być powinni, nie są też zupełnie źli. Ich sumienie jest dość czujne, by strzec się od grzechu śmiertelnego, lecz serce ich jest letnie i obojętne. Jeśli jednak nie przestrzegają w życiu ściśle obserwancji zakonnych, narażeni są na wielkie niebezpieczeństwa. Potrzebna im jest wielka gorliwość, muszą otrząsnąć się z senności i wznieść się ponad swą letniość. Jeśli w niej trwać będą niechybnie upadną. Jeśli przypadkiem udaje się im tego uniknąć, żyją własnym trybem dla dogadzania sobie pod płaszczykiem Zakonu, stosując się raczej do zewnętrznych form Zakonu, niż do ducha Zakonu. Z braku światła pozwalają sobie często na zuchwały sąd o tych, którzy doskonalej przestrzegają ducha reguł, niż aktów zewnętrznych, podczas gdy oni dokonują ich dokładnie.

Toteż jest rzeczą dla nich szkodliwą poprzestawać na tym byle jakim posłuszeństwie. Ta oziębłość czyni im posłuszeństwo bardzo mozolnym i poddają się mu z wielkim trudem. Dla obojętnego ich serca brzemię to jest zbył ciężkie. Dźwigając je męczą się bardzo z małym skutkiem. Uchybiają przeto doskonałości, na której drogę wstąpili i której obowiązani są przestrzegać. Choć czynią mniej złego, niż ci, o których opowiadałem, jednak czynią źle. Porzucili świat, nie aby strzec klucza posłuszeństwa ogólnego, lecz aby otworzyć niebo małym kluczem posłuszeństwa względem Zakonu; a mały ten klucz, przywiązany sznurem samowyrzeczenia i samowzgardy do pasa pokory, winni zawsze trzymać w ręce gorącej miłości, jak ci rzekłem.

Wiedz, najdroższa córko, że zdolni są do wielkiej doskonałości, jeśli chcą, bo są jej bliżsi, niż inni, którzy ciężko grzeszą. Lecz z drugiej strony, trudniej im jest w ich stanie wyjść z niedoskonałości, niż grzesznikowi w sianie grzechu dźwignąć się ze swej nędzy. Czy wiesz dlaczego? Bo grzesznik widzi wyraźnie, że czyni źle, mówi mu o tym jego sumienie. Jeśli nie usiłuje wyjść z błędu, choć przyrodzone światło ukazuje mu, że to co czyni, jest złe. Przyczyną tego jest miłość własna, która pozbawiła go sił. Gdyby go spytać: Czy nie wiesz, że to co czynisz jest złe? Odpowiedziałby: Tak, lecz ułomność moja jest tak wielka, że, zdaje mi się, nie zdołam jej przemóc. To, co mówi, nie jest prawdą, bo z pomocą moją, jeśli chcę, może ją przemóc. Niemniej jednak wie, że źle czyni i przez poznanie to może wyzbyć się grzechu, jeśli chce.

Ale ci letni, co nie czynią ani wielkiego zła, ani wielkiego dobra, nie znają oziębłości swego stanu, ani wiedzą, w jakim znajdują się niebezpieczeństwie. Nie widząc go, nie starają się go uniknąć, ani nic dbają o to, aby je im wskazać. Jeśli się im otworzy oczy, w obojętności serca trwają nadal w więzach długiego przyzwyczajenia.

Co może ich wyrwać z tej oziębłości? Niech z nienawiścią do własnego zdania i mniemania o sobie pochwycą drwa poznania siebie i wrzucą je w ogień mej Boskiej miłości, poślubiając na nowo, jakby dopiero co wstąpili do zakonu, święte posłuszeństwo pierścieniem najświętszej wiary. Niech nie śpią w tym stanie, który jest tak wstrętny Mnie i tak niebezpieczny dla nich. Przede wszystkim trzeba by im rzec słowa: Przekleństwo wam, letni! Bodaj byście byli lodem! Jeśli się nie poprawicie, wyrzucę was z ust moich (Ap 3,15-16). Wyrzucę ich istotnie i w taki sposób jak rzekłem. Bo jeśli trwają w odrętwieniu, są bliscy upadku; i jeśli upadną, odrzucę ich. Wolałbym, abyście byli lodowaci, to jest, abyście byli zostali w świecie z posłuszeństwem ogólnym, które jest lodem wobec ognia prawdziwie posłusznych. Dlatego rzekłem: Bodajbyście byli przynajmniej lodem!

Wytłumaczyłem ci te słowa, abyś nie popadła w błąd sądząc, że wolę lód grzechu śmiertelnego, niż letniość niedoskonałości. Nie, nie mogę chcieć grzechu: nie ma we Mnie tego jadu. Jest Mi tak wstrętny, nawet w człowieku, że nie chciałem, by uszedł kary. Ponieważ człowiek był niezdolny znieść kary należnej za swój błąd, zesłałem Słowo, Jednorodzonego Syna mego, który wymierzył ją na własnym ciele przez posłuszeństwo.

Niech więc dźwigną się z odrętwienia przez ćwiczenie, przez czuwanie, przez ciągłą modlitwę; niech wpatrują się w regułę Zakonu i sterników tej łodzi, którzy byli ludźmi, jak oni, urodzonymi w ten sam sposób i żywionymi tym samym chlebem. A Ja jestem tym samym Bogiem, co wtedy. Moc moja nie osłabła, wola moja nie przestała chcieć waszego zbawienia, mądrość moja nie skąpi wam światła, abyście poznali mą prawdę.

Mogą więc, jeśli chcą, wyrwać się z odrętwienia, byle uświadomili sobie swój stan. Na to muszą oczyścić oko swego intelektu z chmury miłości własnej; a odzyskawszy światło, pospieszą drogą prawdziwie posłusznych. W ten sposób dojdą do celu; inaczej nie. Więc jest ratunek.

CLXIII. O dostojności posłuszeństwa i o dobrach, których ono użycza prawdziwie uległym.

Oto sposób, którego używa prawdziwie posłuszny i do którego ucieka się co dzień, by zwiększyć w sobie cnotę posłuszeństwa. W świetle wiary, pragnie szyderstw i zniewag, ciężkich brzemion, które nakłada nań przełożony, aby posłuszeństwo i jego siostra, cierpliwość, nie zardzewiały w nim i nie słabnąc były zawsze w pogotowiu, gdy potrzeba ich do działania. Łaknąc wciąż posłuszeństwa, nieustannie i bez przerwy pobudza struny pragnienia. Posłuszeństwo jest oblubienicą gorliwą, która nie chce być nigdy bezczynna.

O posłuszeństwo lube, posłuszeństwo rozkoszne, posłuszeństwo słodkie! Posłuszeństwo promienne, bo rozpraszasz ciemności miłości własnej! Posłuszeństwo ożywiające, bo dajesz życie łaski duszy, która wybrała cię na oblubienicę i uwalniasz ją od woli własnej, która przynosi jej wojnę i śmierć!

Jesteś szlachetne, bo stajesz się sługą każdego stworzenia obdarzonego rozumem. Jesteś dobrotliwe i litosne; z dobrocią i łagodnością dźwigasz wszelkie ciężary, bo towarzyszy ci męstwo i prawdziwa cierpliwość. Uwieńczone jesteś wieńcem wytrwałości. Nie przygnębia cię dokuczliwość przełożonego, nie przytłaczają cię wielkie ciężary, którymi on obarcza cię niepomiernie. Światło wiary uczy cię znosić wszystko. Jesteś tak bardzo związane z pokorą, że żadne stworzenie nie może wyrwać cię z rąk świętego pragnienia duszy, które cię obejmuje.

Cóż rzec, najmilsza i najdroższa córko, o dostojności tej cnoty? Powiedzmy, że jest dobrem bez cienia. Przebywa ukryta w łodzi, zabezpieczona od wszystkich przeciwnych wiatrów. Dzięki niej, dusza wiosłuje ramionami Zakonu i przełożonych, a nie swoimi; bo prawdziwie posłuszny nie musi zdawać sprawy z siebie przede Mną; odpowiedzialny zań jest tylko przełożony.

Rozmiłuj się, najmilsza córko, w tej chwalebnej cnocie! Chcesz podziękować Mi za dobrodziejstwa, które otrzymałaś ode Mnie, Ojca wiecznego? Bądź posłuszna. Posłuszeństwo dowiedzie ci, że nie jesteś niewdzięczną, bo pochodzi z miłości; posłuszeństwo przekona cię, że nie jesteś ciemna, bo pochodzi z poznania mej Prawdy. Jest ono dobrem poznanym w Słowie, które wskazało wam drogę posłuszeństwa, jako regułę i wzór, wytrwawszy w posłuszeństwie aż do haniebnej śmierci na krzyżu. Posłuszeństwo jego jest kluczem, który otworzył niebo; na posłuszeństwie jego oparte jest posłuszeństwo tak ogólne, jak i szczegółowe, jak ci to wyłożyłem na początku tej rozprawy.

Posłuszeństwo to daje duszy światło, które jej ukazuje że jest wierna Mnie, wierna Zakonowi i przełożonym. W tym świetle najświętszej wiary, dusza zapomniała o sobie, nie szuka siebie dla siebie; bo przez posłuszeństwo, zdobyte w świetle wiary, dowiodła, że w woli swej umarła dla wszelkiego samolubnego uczucia, które wtrąca się w sprawy cudze, zamiast zajmować się swoimi. Tak przecie czyni nieposłuszny, który chce śledzić wolę rozkazodawcy, aby ją potem sądzić według swych niskich myśli i ciemnych przywidzeń, zamiast badać własną przewrotną wolę, która niesie mu śmierć.

Prawdziwie posłuszny, przeciwnie, w świetle wiary ocenia zawsze dodatnio wolę przełożonego. Więc nie szuka swej woli własnej, zawsze skłania głowę i żywi duszę swoją wonią doskonałego posłuszeństwa. Im bardziej dusza postępuje w świetle najświętszej wiary, tym bardziej rośnie w duszy cnota posłuszeństwa. Miłość, bowiem zrodzona z posłuszeństwa wypływa z światła wiary. Bo w tym świetle wiary dusza poznaje siebie i Mnie, przez nie kocha Mnie, przez nie się uniża; i im bardziej Mnie kocha, im bardziej się uniży, tym bardziej jest posłuszna. Posłuszeństwo i siostra jego, cierpliwość, są więc znakiem, że dusza istotnie przywdziała szatę godową miłości, niezbędną, aby wejść do życia wiecznego.

Posłuszeństwo otwiera niebo, lecz pozostaje u drzwi, a miłość, która dała ten klucz, wchodzi wnosząc owoce posłuszeństwa. Z wszystkich cnót, jak ci rzekłem, tylko miłość ma wstęp do życia trwałego. Lecz zasługą posłuszeństwa jest to, że jest kluczem, który otwiera. Przez nieposłuszeństwo pierwszego człowieka niebo zostało zamknięte, a posłuszeństwo pokornego, wiernego i nieskalanego Baranka, Jednorodzonego Syna mego, otworzyło życie wieczne, od tak dawna zamknięte.

CLXIV. Różnica między posłuszeństwem zakonników i posłuszeństwem osób żyjących poza Zakonem.

Jak ci rzekłem, Słowo me zostawiło wam, jako regułę i naukę, posłuszeństwo. Dało je wam jako klucz, który pozwala wam otworzyć bramę wiodącą do waszego celu. Pozostawiło je wam jako przykazanie w związku z posłuszeństwem ogólnym i jako radę dla tych, którzy chcą dojść do wielkiej doskonałości i przejść przez ciasną furtę Zakonu. Lecz jest jeszcze posłuszeństwo tych, którzy nie należą do żadnego zakonu, a jednak przebywają w łodzi doskonałości. Są to ci, co przestrzegają doskonałości rad poza wszelkim zakonem. Wyrzekli się oni nie tylko duchowo, lecz i rzeczywiście bogactw i wspaniałości świata; zachowują czystość, bądź w stanie dziewiczym, bądź w cnocie umiarkowania, jeśli nie są już dziewicami. Przestrzegają posłuszeństwa, poddając się, jak ci rzekłem gdzie indziej, jakiejś osobie, której starają się być doskonale posłuszni aż do śmierci.

Jeśli Mnie spytasz, kto ma większą zasługę, czy ci, co przestrzegają w ten sposób rad, czy ci, co przebywają w Zakonie, odpowiem ci, że zasługi posłuszeństwa nie mierzy się według czynu zewnętrznego ani według miejsca, ani według osoby, która rozkazuje, i która może być dobra lub zła, świecka lub zakonna, lecz według miłości tego, który jest posłuszny. Oto miara zasługi posłuszeństwa.

Niedoskonałość złego przełożonego nie szkodzi w niczym temu, który słucha; owszem niekiedy przynosi mu korzyść, gdyż prześladowanie i nadmierne ciężary surowych nakazów rozwijają w nim cnotę posłuszeństwa i siostry jej, cierpliwości. Niedoskonałość miejsca nie sprawia mu też żadnej szkody. Mówię: niedoskonałość, gdyż stan zakonny jest doskonalszy, pewniejszy i stalszy, niż każdy inny stan i nazywam niedoskonałym, przez porównanie, miejsce pobytu tych, którzy wzięli mały klucz posłuszeństwa, przestrzegając rad poza Zakonem. Nie myślę jednak przez to, że posłuszeństwo ich jest niedoskonałe i mniej ma zasługi; bo każde posłuszeństwo, jak się rzekło, jak i wszelkie inne cnoty, mierzy się miłością.

Prawda jest, że z wielu przyczyn, bądź z powodu ślubu, który się składa w ręce przełożonego, bądź z powodu surowszej karności, która tam panuje, posłuszeństwo jest doskonalsze w Zakonie, niż poza nim. Wszystkie czyny zewnętrzne związane są z tym jarzmem i nie można go zrzucać do woli bez grzechu śmiertelnego, gdyż jest zatwierdzone przez święty Kościół i obowiązuje przez ślub.

Nie tak jest z tymi, co są poza Zakonem. Związani są tylko miłością posłuszeństwa, a nie uroczystym ślubem. Mogą więc bez grzechu śmiertelnego uchylić się od posłuszeństwa względem tej osoby, jeśli mają słuszne powody to uczynić. Jednak nie wolno im wykręcać się zniechęceniem lub znużeniem: uchylanie się takie od posłuszeństwa byłoby grzechem bardzo ciężkim, lecz właściwie mówiąc nie byłoby grzechem śmiertelnym.

Czy wiesz, jaka jest różnica między jednym a drugim? Taka, jak między tym, co zabiera rzecz cudzą, a tym co odbiera rzecz daną z miłości, bez zamiaru, co prawda, domagania się jej zwrotu, lecz i bez stwierdzenia daru na piśmie. Natomiast zakonnik uczynił dar na piśmie w swej profesji, mocą której zrzekł się siebie samego w ręce przełożonego i przyrzekł przestrzegać posłuszeństwa, wstrzemięźliwości i dobrowolnego ubóstwa. Przełożony zaś przyrzekł mu w zamian, jeśli będzie wierny swym zobowiązaniom aż do śmierci, dać mu życie wieczne.

Tak więc, co do zobowiązań, miejsca i sposobu, to posłuszeństwo jest bardziej doskonałe, tamto mniej doskonałe; to daje więcej pewności i, jeśli się upadnie, jest bardziej pomocne do podźwignięcia się; tamto mniej jest pewne i mniej zabezpiecza. Jeśli człowiek upadnie, bardziej jest skłonny odwracać głowę, bo nie czuje się związany ślubem złożonym w profesji; jest w położeniu nowicjusza przed profesją, który do tej chwili może się wycofać, potem już nie.

Lecz w jednym i drugim posłuszeństwie, jak ci rzekłem, zasługę mierzy się miłością prawdziwie posłusznego. Każdy więc, w jakimkolwiek stanie się znajduje, może mieć zasługę doskonałą, bo zależy ona tylko od miłości.

Jednego powołuje do tego stanu, drugiego do innego, wedle skłonności każdego; lecz w obu stanach wszyscy mogą zasługiwać w pełni według miary swej miłości. Jeśli człowiek świecki kocha bardziej, niż zakonnik, otrzyma więcej; jeśli zakonnik kocha więcej, niż człowiek na świecie, tym większa będzie jego nagroda. I tak wszyscy inni.

CLXV. Jak Bóg nie odmierza nagrody według wagi i długotrwałości dzieł posłuszeństwa, lecz według stopnia miłości. O gotowości prawdziwie posłusznych. O cudach, które Bóg zdziałał przez tę cnotę. O roztropności w posłuszeństwie. O dziełach i nagrodzie prawdziwie posłusznych.

Wszystkich was umieściłem w winnicy posłuszeństwa, abyście zajmowali się różnymi pracami. Każdemu będzie dana płaca nie według trudu, którego dokonał, ani według czasu, który zużył, lecz według miłości; ten co przybył późno, nie otrzymuje mniej, niż ten, co przyszedł od początku. Tego chciała nauczyć was Prawda moja w świętej Ewangelii na przykładzie tych, którzy byli bezczynni i których wysłał Pan do pracy w winnicy swojej. Ci, którzy przyszli o świcie, nie otrzymali więcej, niż ci, co przybyli o godzinie pierwszej (por. Mt 20,1-6), ci co zjawili się o trzeciej, o szóstej, o dziewiątej, a nawet wieczorem, dostali to co pierwsi. Prawda ma chciała was pouczyć, że będziecie nagrodzeni nie według trwania i ważności waszej pracy, lecz według stopnia waszej miłości. Wielu dostało się w dzieciństwie do pracy w tej winnicy; inni przychodzą później, niektórzy dopiero w starości. Ci niekiedy, widząc krótkość pozostałego im czasu, oddają się pracy z takim ogniem miłości, że dościgają tych, co przybyli w dzieciństwie, lecz szli powolnym krokiem. Więc poprzez miłość w posłuszeństwie dusza otrzymuje swą zasługę; miłością napełnia ona swe naczynie we Mnie, który jestem morzem pokoju.

W wielu posłuszeństwo jest pełne gotowości, tak wcielone w ich duszę, że nie tylko nie dociekają powodu rozkazów przełożonego, lecz nie czekają nawet aż wyjdzie słowo z ust jego. W świetle wiary odgadują wprost zamiar przełożonego. Toteż prawdziwie posłuszny słucha raczej myśli, niż słowa, sądząc, że myśl przełożonego jest w mej woli i że rozkazuje on ze zrządzenia mej woli. Przeto rzekłem ci, że słucha on raczej myśli, niż słowa. Spełnia jego słowo, bo wpierw poddał się z miłością jego woli, oświecony światłem wiary, które ukazało mu jego wolę we Mnie.

Czytamy w żywotach świętych ojców o pięknym przykładzie tego posłuszeństwa natchnionego przez miłość. Pewien mnich otrzymawszy od przełożonego rozkaz w chwili, gdy właśnie zaczął pisać literę „O”, taką drobnostkę, nie pozwolił sobie dokończyć jej, lecz niezwłocznie pospieszył tam, gdzie wzywało go posłuszeństwo. Aby zaświadczyć mu znakiem zewnętrznym, jak bardzo była Mi miła jego gotowość, dobrotliwość moja dokończyła złotem zaczętą literę.

Ta chwalebna cnota jest Mi tak miła, że dla żadnej innej nie dokonałem tylu cudów, nie dałem tylu znaków i świadectw zadowolenia, jakie Mi sprawia. Bo pochodzi z światła wiary.

Aby okazać, jak Mi jest przyjemna, ziemia jest jej posłuszna, zwierzęta są jej posłuszne, woda nosi na sobie posłusznych. Ziemia, jak rzekłem, słucha posłusznego. Pamiętasz, że czytałaś o tym uczniu, któremu opat jego dał suchy kij drewniany każąc mu w imię posłuszeństwa zasadzić go w ziemi i podlewać co dzień. Oświecony światłem wiary uczeń, nie spytał, czy to możliwe, lecz nie starając się dociec, co z tego będzie, spełnił po prostu rozkaz. Dzięki jego posłuszeństwu i wierze, suche drzewo zazieleniło się i wydało owoc, aby zaświadczyć, że dusza ta wyzwoliła się z suchości nieposłuszeństwa, aby ożywszy zrodzić owoc posłuszeństwa. Toteż święci ojcowie nazywali owoc tego drzewa jabłkiem posłuszeństwa.

A jak posłuszne są nierozumne zwierzęta! Spójrz na tego ucznia, któremu w imię posłuszeństwa, rozkazał opat, aby pochwycił smoka i uczeń przez cnotę posłuszeństwa ujął zwierzę i przywiódł do opata. Lecz ten, jako prawdziwy lekarz, chcąc ustrzec swego zakonnika od próżności i doświadczyć jego cierpliwości, wygnał go od siebie z naganą, mówiąc: ty zwierzu, przywiodłeś zwierza uwiązanego.

Toż samo z ogniem. Czytałaś w Piśmie Świętym, że wielu, nie chcąc przekraczać mych przykazań, wolało, aby wrzucono ich w ogień. Płomienie nie wyrządziły im żadnej szkody, jak zdarzyło się trojgu młodzieńcom w piecu i wielu innym, o czym można by opowiedzieć (por. Dn 3,12-24).

A woda! Słyszałaś o Maurze wysłanym w imię posłuszeństwa, aby wydobył z wody ucznia, który właśnie tonął. Nie dbając o siebie, myślał tylko, w świetle wiary, aby spełnić rozkaz przełożonego i ruszył śmiało. Szedł po wodzie, jakby kroczył po ziemi i ocalił ucznia.

Jeśli otworzysz oko intelektu, ujrzysz we wszystkich tych rzeczach jawną znakomitość tej cnoty.

Dla posłuszeństwa trzeba porzucić wszystko inne. Choćbyś wzniosła się w zachwyceniu do takiego zjednoczenia się ze Mną, że ciało twe zawisłoby nad ziemią, to gdybyś otrzymała rozkaz w imię posłuszeństwa, winna byś całym wysiłkiem wyrwać się z rozpamiętywania, gdybyś mogła. Bo mówię ogólnie, nie o wyjątkowych wypadkach, które nie podpadają pod prawo. Pamiętaj więc, że nie powinnaś nigdy porzucać modlitwy, w czasie na nią przeznaczonym, chyba że z miłości lub z posłuszeństwa. Mówię to, byś wiedziała, jak bardzo wymagam od mych sług gotowości w posłuszeństwie i jak bardzo jest Mi ono miłe.

Wszystko, co czyni posłuszny, przynosi zasługę. Jeśli je, czyni to z posłuszeństwa; jeśli śpi, to z posłuszeństwa. Czy chodzi, czy stoi, czy pości lub czuwa, wszystko to czyni z posłuszeństwa; jeśli służy bliźniemu, to z posłuszeństwa. Gdy idzie do chóru lub do refektarza, gdy przebywa w celi, któż go prowadzi lub zatrzymuje? Posłuszeństwo, które w świetle wiary rzuca go, martwego dla swej woli własnej, pełnego nienawiści i wzgardy dla siebie, w ramiona Zakonu i przełożonego.

Przez to posłuszeństwo odpoczywa w łodzi, powierzając się przewodnictwu kierownika swego. W ten sposób przepływa przez burzliwe morze tego życia, wśród wielkiej ciszy, z myślą pogodną i spokojnym sercem, bo posłuszeństwo z wiarą wygnało wszelką ciemność. Jest spokojny i bezpieczny, gdyż wyzbył się wszelkiej słabości i obawy, wyrzekając się woli własnej, z której pochodzi wszelka niemoc i nieuporządkowany strach.

Co jest pokarmem i napojem tego, co obrał sobie za oblubienicę posłuszeństwo? Pokarmem jego jest poznanie siebie i Mnie. Uświadamia on sobie, że sam nie istnieje, zdaje sobie sprawę z swej niedoskonałości i wie, że jestem Ten, który Jest, w którym kosztuje mej prawdy, ukazanej mu przez samą Prawdę moją, Słowo wcielone. Co jest napojem? Krew, ta krew, przez którą Słowo objawiło mu prawdę moją i niewymowną miłość moją dla niego; ta krew, którą Syn mój zaświadczył posłuszeństwo, bo ja, Ojciec wieczny, nakazałem Mu je z powodu was. Więc upaja się tą krwią i w upojeniu swym, w upojeniu krwią, w upojeniu posłuszeństwem Słowa, zatraca siebie, zatraca własne mniemanie, własną wiedzę, aby posiąść Mnie z łaski, światłem wiary, w świętym posłuszeństwie.

Całe życie jego jest pieśnią pokoju. W chwili śmierci otrzymuje on to, co przełożony przyrzekł mu przy profesji: życie wieczne, wizję pokoju i najwyższej ciszy, odpoczynek bez końca, niewysłowione dobro, którego nikt ocenić i pojąć nie może. Jest ono nieskończone, żadna rzecz skończona nie może być jego miarą, jak naczynie zanurzone w morzu nie może objąć jego bezmiaru, tylko tę cząstkę, którą zdolne jest w sobie pomieścić. Tylko morze ogarnia, rozumie siebie. Tak samo Ja, morze pokoju, jestem Ten, który siebie rozumie i zna swoją wartość. To, że rozumiem siebie i znam wartość swoją, jest moją radością. Tą radością, tym dobrem, które noszę w sobie, obdzielam was, każdego wedle miary jego, lecz w pełni. Nikt nie czuje próżni. Każdy otrzymuje doskonałą szczęśliwość, poznaje i pojmuje dobroć moją, o ile daję mu ją poznać.

Otóż posłuszny, oświecony światłem wiary w mej prawdzie, rozpalony ogniem miłości, namaszczony pokorą, upojony krwią, stowarzyszony z cierpliwością, siostrą posłuszeństwa, z pogardą dla siebie, z męstwem, z ciągłą wytrwałością i wszystkimi innymi cnotami, to jest ze skutkami wszystkich cnót, znalazł swój cel we Mnie, swym Stwórcy.

ZAKOŃCZENIE

CLXVI. Streszczenie całej księgi.

Otóż, najmilsza i najdroższa córko, uczyniłem zadość pragnieniu twemu co do posłuszeństwa, od początku do końca. Jeśli pamiętasz, prosiłaś zrazu, pełna niespokojnego pragnienia, abym, dla podniecenia w duszy twej ognia miłości ku Mnie, odpowiedział ci na cztery prośby.

Pierwsza dotyczyła ciebie. Wysłuchałem ciebie, oświecając cię w mej prawdzie i tłumacząc ci, w jaki sposób możesz dojść do poznania prawdy, którą pragnęłaś posiąść. Sposobem tym, jak ci rzekłem, jest poznanie siebie i Mnie w świetle wiary. Wytłumaczyłem ci, jak dojść do poznania prawdy.

W drugiej błagałaś Mnie, abym zlitował się nad światem.

W trzeciej wstawiałaś się za mistycznym ciałem świętego Kościoła, abym wyzwolił go od ciemności i prześladowania i chciałaś, abym na tobie ukarał nieprawości sług jego. Wytłumaczyłem ci wtedy, że żadna kara doczesna i przejściowa nie może zgładzić grzechu popełnionego względem Mnie, który jestem dobrem nieskończonym. Ale gładzi go, jeśli złączona jest z pragnieniem duszy i skruchą serca. Jak? Wyłożyłem ci to obszernie. Oświadczyłem ci też, że chcę zlitować się nad światem, wykazując ci, że miłosierdzie jest moją cechą. Z miłosierdzia, z miłości niewymownej, którą żywiłem dla człowieka, zesłałem Słowo, Jednorodzonego Syna mego i aby ci to jaśniej wytłumaczyć, porównałem go do mostu, który łączy niebo z ziemią, przez zjednoczenie natury Boskiej z waszą naturą ludzką.

Aby uprzystępnić ci jeszcze bardziej Prawdę moją, wyłożyłem ci, jak wchodzi się na ten most po trzech stopniach, którymi są trzy władze duszy. Wyobraziłem ci też te trzy stopnie na samym ciele. Słowa przez stopy, przez bok i przez usta, odpowiednio do trzech stanów duszy: stanu niedoskonałego, stanu doskonałego i stanu najdoskonalszego, w którym dusza dosięga wyżyny miłości jednoczącej. W każdym z tych stanów ukazałem ci to, co niszczy niedoskonałość i użycza doskonałości; drogę, która do niej prowadzi oraz ukryte sidła diabła i duchowej miłości własnej. Mówiłem ci o tych trzech stanach, o trzech napomnieniach, które daje dobrotliwość moja. Pierwsze zwrócone jest do człowieka za jego życia; drugie w chwili śmierci do tych, co umierają bez nadziei, w grzechu śmiertelnym; są to ci, co idą pod mostem drogą diabła; opowiedziałem ci o nędzach. Trzecie napomnienie dam na sądzie ostatecznym. Rzekłem ci w związku z tym o karze potępionych i o chwale błogosławionych, gdy każdy odnajdzie własne ciało swoje.

Obiecałem ci też i obiecuję jeszcze, że przez wielką cierpliwość sług moich dokonam naprawy Oblubienicy mojej. Wezwałem was wszystkich do cierpienia dla niej, użalając się przed tobą na nieprawości sług moich. Ukazałem ci dostojeństwa kapłanów w godności, do której ich podniosłem i cześć, jakiej domagam się dla nich od ludzi świeckich. Błędy ich nie powinny zmniejszyć szacunku dla nich. Rzekłem, jak przykre Mi jest postępowanie przeciwne. Usłyszałeś też o cnocie tych, co żyją jak aniołowie. Wspomniałem też o wzniosłości sakramentu.

Niezależnie od stanów duszy, pouczyłem cię też o stanach łez, o tym skąd pochodzą i o stosunku ich do różnych stanów wewnętrznych. Wszystkie łzy, rzekłem, mają źródło w sercu i wytłumaczyłem ci dlaczego. Rozróżniłem cztery rodzaje łez i podałem piąty, który sprowadza śmierć.

Na czwartą prośbę, która dotyczyła wypadku szczególnego, odpowiedziałem, że zatroszczyłem się o sprawę, o którą chodziło i wiesz, jak to uczyniłem. Przy tej sposobności wytłumaczyłem ci mą opatrzność ogólną i szczególną, ukazując ci, jak od pierwszej chwili stworzenia aż do ostatniego dnia świata wszystko stało się i staje się przez mą Boską opatrzność. We wszystkim, co dopuszczam, we wszystkim, co wam daję, w udręczeniach i pociechach, doczesnych i duchowych, mam na celu tylko wasze dobro, abyście byli uświęceni we Mnie, aby spełniła się w was moja prawda. Prawdą moją jest, że stworzyłem was, abyście posiedli życie wieczne i prawdę tę ujawniłem przez krew Słowa, Jednorodzonego Syna mojego.

W końcu uczyniłem zadość twemu pragnieniu, spełniając mą obietnicę, że opowiem ci o doskonałości posłuszeństwa i niedoskonałości nieposłuszeństwa. Rzekłem ci, skąd pochodzi posłuszeństwo i co przyprawia o jego utratę. Porównałem je do klucza ogólnego. Potem mówiłem o posłuszeństwie szczególnym w doskonałych i niedoskonałych, w tych, którzy żyją w Zakonie i w tych, którzy są poza Zakonem, określając wyraźnie położenie każdego. Słyszałaś o pokoju, którego użycza posłuszeństwo i o wojnie, którą wznieca nieposłuszeństwo, dowiedziałaś się, jak bardzo myli się nieposłuszny i jak śmierć zjawiła się na świecie przez nieposłuszeństwo Adama.

Teraz Ja, Ojciec wieczny, najwyższa i niezmienna Prawda, kończę tę rozmowę stwierdzając, że przez posłuszeństwo Słowa, Jednorodzonego Syna mego, macie życie. Jak przez starego człowieka, pierwszego Adama, wszyscy ulegliście śmierci, tak wszyscy, którzy chcą nosić klucz posłuszeństwa, otrzymują życie przez człowieka nowego, słodkiego Chrystusa Jezusa, z którego uczyniłem wam most, bo droga wiodąca do nieba była odcięta. Krocząc tą słodką i prostą drogą jasnej prawdy, przechodzicie przez ciemności świata, ale one wam nie szkodzą. A w końcu kluczem Słowa otwieracie niebo.

Teraz wzywam wszystkich, ciebie i sługi moje, abyście płakali. Przez łzy wasze, przez wasze pokorne i ciągłe modlitwy okażę miłosierdzie światu. Umarła dla siebie, spiesz tą drogą prawdy. Biegnij, abym nie musiał cię ganić, że idziesz powoli. Gdyż więcej, niż przedtem, będę wymagał od ciebie teraz, gdy sam ukazałem się tobie w prawdzie mojej. Bacz, abyś nigdy nie wychodziła z celi poznania siebie. Zachowaj w tej celi wewnętrznej skarb, który ci dałem i używaj go. Jest nim nauka prawdy, zbudowana na skale żywej, słodkim Chrystusie Jezusie. Światło, które z niej bije, rozprasza ciemności. Przyodziej się tym światłem, najmilsza, najsłodsza, prawdziwa córko moja.

CLXVII. Jak ta wielce pobożna dusza dziękuje Bogu i chwaląc Go, modli się za cały święty Kościół. Kończy to dzieło, zalecając cnotę wiary.

Wtedy ta dusza, ujrzawszy i poznawszy okiem intelektu, w świetle najświętszej wiary, prawdę i znakomitość posłuszeństwa, usłyszawszy o nich uczuciem, zakosztowawszy ich miłością, w zapamiętałym pragnieniu wpatrzona w boski majestat, złożyła Mu dzięki, mówiąc:

Dzięki Ci, dzięki, Ojcze wieczny, że nie wzgardziłeś mną, stworzeniem twoim, że nie odwróciłeś ode mnie oblicza swego, lecz wysłuchałeś pragnień moich. Ty, światło, nie zważałeś na ciemności moje, Ty, życie, nie odtrąciłeś mnie, martwej. Ty, lekarz, nie odstąpiłeś mnie, z powodu mej ciężkiej niemocy. Ty, czystość wieczna, nie odepchnąłeś mnie z powodu mego brudu i nędzy. Ty, nieskończony, zniżyłeś się do mnie, skończonej, Ty, mądrość, zstąpiłeś do mej głupoty.

Twa mądrość, twa dobroć, twa łaskawość i dobro twe nieskończone nie potępiły mnie z powodu mnóstwa i ogromu mych grzechów i błędów. W świetle twoim obdarzyłeś mnie światłem (por. Ps 36,10), w mądrości twojej poznałam prawdę, w łaskawości twojej znalazłam twoją miłość i miłość bliźniego. Kto skłonił Cię do tego? Z pewnością nie moje cnoty, tylko miłość twoja.

Ta sama miłość sprawia, że oświecasz oko intelektu mojego światłem wiary, ażebym mogła poznać i zrozumieć prawdę, którą mi objawiłeś. Spraw, aby pamięć moja była zdolna zachować twe dobrodziejstwa i aby wola ma rozpłonęła w ogniu twej miłości; niech ogień ten doprowadzi do wrzenia w mych żyłach wszystką krew moją, niech każe mi ją przelać, abym przez tę krew, oddaną dla miłości Krwi, kluczem posłuszeństwa mogła otworzyć bramę nieba.

O to samo proszę Cię z całego serca dla wszelkiego stworzenia obdarzonego rozumem, ogólnie i poszczególnie, i dla mistycznego ciała świętego Kościoła. Wyznaję i nie przeczę, że ukochałeś mnie, zanim istniałam i kochasz mnie niewymownie, jakbyś oszalał dla stworzenia swego.

O Trójco święta! O Bóstwo! O Naturo Boska, która nadałaś taką cenę krwi Syna twojego. Ty, Trójco wieczna, jesteś morzem głębokim, w które im bardziej się zanurzam, tym więcej znajduję Ciebie, i im więcej znajduję Ciebie, tym więcej Cię szukam. O Tobie nigdy nie można rzec: dość! Dusza, która nasyca się w twych głębokościach, pragnie Ciebie bez przerwy, bo jest zawsze złakniona Ciebie, Trójco wieczna; zawsze pragnie widzieć Cię oświecona twym światłem. Jak jeleń tęskni do źródła wody żywej, tak dusza ma pragnie wyjść z więzienia ciemnego ciała i ujrzeć Ciebie prawdziwie. Jak długo jeszcze będzie zakryte oblicze twoje oczom moim (por. Ps 42,2-3).

O Trójco wieczna, ogniu i przepaści miłości, rozprosz już dziś chmurę ciała mego. Poznanie, które dałeś mi co do Ciebie w prawdzie twojej, zmusza mnie pragnąć gorąco, abym mogła porzucić brzemię ciała mego i oddać życie dla chwały i sławy imienia twojego. Albowiem poznałam i widziałam, światłem mojego intelektu w świetle twoim, przepaść twoją, Trójco wieczna, i piękność stworzenia twego. Oglądając siebie w Tobie, ujrzałem, że jestem obrazem twoim. Udzieliłeś mi ze swej władzy, Ojcze wieczny, memu intelektowi dałeś mądrość, która to mądrość jest przypisywana twemu Jednorodzonemu Synowi, a jednocześnie też Duch Święty, który pochodzi od Ciebie i Syna twego, dał woli mej zdolność kochania Ciebie.

Ty, Trójco Święta, jesteś Stwórcą, a ja twoim stworzeniem. Widziałam w odrodzeniu, którego dokonałaś we mnie przez krew Syna twojego, że rozmiłowałaś się w piękności swojego tworu.

O przepaści, o Bóstwo wieczne, o morze głębokie! Cóż mogłeś mi dać więcej nad siebie samego?

Jesteś ogniem, który zawsze płonie i nie gaśnie nigdy. Jesteś ogniem, który spala w żarze swym wszelką miłość własną duszy (por. Hbr 12,29); jesteś ogniem, który topi wszelki lód i który oświeca; przez twoje światło dałeś mi poznać prawdę twoją! Jesteś światłem nad światłami i dajesz światło nadprzyrodzone oku intelektu, tak obfite i doskonałe, że rozjaśniasz światło wiary, tej wiary, przez którą widzę, że dusza ma posiada życie i w tej jasności otrzymuje Ciebie, światło.

Przez światło wiary posiadam mądrość w mądrości Słowa, Jednorodzonego Syna twego; przez światło wiary jestem silna, stała i wytrwała; przez światło wiary żywię nadzieję, ono nie daje mi upaść w drodze. To światło wskazuje mi drogę, bez tego światła szłabym w ciemności. Przeto prosiłam Cię, Ojcze wieczny, abyś oświecił mnie światłem najświętszej wiary.

Zaprawdę, światło to jest morzem, bo zanurza duszę w tobie, morze pokoju, Trójco wieczna. Woda tego morza nie jest mętna; dusza nie boi się jej, bo poznaje w niej prawdę: jest przezroczysta i ukazuje rzeczy, które ukrywa w swych głębinach. Więc tam, gdzie spływa olśniewające światło wiary, dusza niejako stwierdza to, w co wierzy. Jest ono zwierciadłem – ty pouczyłaś mnie o tym, Trójco Święta – i spoglądając w to zwierciadło, które trzyma w ręce miłość, przeglądani się w Tobie ja, twoje stworzenie, a Ty we mnie, przez zjednoczenie, którego Bóstwo twe dokonało z naszym człowieczeństwem.

W świetle tym poznaję Ciebie i jesteś obecne w duchu moim, Dobro najwyższe i nieskończone. Dobro ponad dobrami! Dobro szczęśliwe! Dobro niepojęte! Dobro niewysłowione! Piękności nad pięknościami! Mądrości nad mądrościami, raczej mądrości sama! Ty, chlebie aniołów, z ogniem miłości oddałeś się ludziom! Tyś jest szatą, która okrywa wszelką nagość! Tyś jest pokarmem, który słodyczą swą żywi zgłodniałych. Jesteś słodyczą bez śladu goryczy.

O Trójco wieczna, w świetle swym, które mi dałaś i które otrzymałam z światłem najświętszej wiary, poznałam przez niezliczone i przedziwne wyjaśnienia, drogę wielkiej doskonałości. Ukazałaś mi ją, abym Ci służyła w świetle, nie w ciemnościach, abym była zwierciadłem dobrego i świętego życia i abym wyrzekła się tego nędznego życia, gdzie aż dotąd z mej winy, służyłam Ci w ciemnościach. Nie znałam twej prawdy i dlatego Cię nie kochałam. Czemuż nie znałam Ciebie? Bo nie widziałam Ciebie w chwalebnym świetle przenajświętszej wiary, bo chmura miłości własnej zaciemniła oko mego intelektu. I Ty, Trójco wieczna, światłem twym rozproszyłaś ciemności.

Któż zdoła wznieść się do twej wysokości i podziękować Ci za tak niezmierne dary i szczodre dobrodziejstwa, których mi udzieliłaś przez tę daną mi nauką prawdy? Jest ona łaską szczególną, poza łaską ogólną, której użyczasz innym stworzeniom. Raczyłaś zniżyć się do nędzy mojej i innych stworzeń, które będą się w tej prawdzie przeglądać.

Odpowiedz sam, Panie, na tyle dobrodziejstw! Ty sam dałeś, więc sam podziękuj, zlewając światło łaski na mnie, abym Ci przez to światło mogła wyrazić mą wdzięczność. Przyoblecz, przyoblecz mnie sobą, Prawdo wieczna, abym przeszła przez to życie śmiertelne w prawdziwym posłuszeństwie i w świetle najświętszej wiary, którym na nowo upoiłeś duszę moją. Deo gratias. Amen.


[1]  W średniowieczu uważano, że można skruszyć diament, który opiera się ogniowi i żelazu, za pomocą świeżej i ciepłej krwi kozy. Tak podawał, opierając się na Pliniuszu, Wincenty z Beauvais w swoim Speculum Naturale (VIII, 39). Katarzyna mogła znać tę obiegową opinię o właściwości koziej krwi. Sama zaś zastosowała to przekonanie do serca człowieczego, nawiązując do krwi koźląt w Starym Prawie, zastąpionej krwią Chrystusa (zob. Hbr 9, 13-14).
[2]  Powstańcie, zmarli, stańcie przed sądem.
[3]  Powstańcie, zmarli, stańcie przed sądem.
[4]  Wyrażenie ansietato desiderio, często powtarzające się u św. Katarzyny, jest zapewne nawiązaniem do Ps 143,4 - (anxiatus est super me spiritus meus („trwoży się we mnie mój duch”) - który występuje w liturgii Męki Pańskiej.
[5]  W większości listów pisanych do Grzegorza XI święta Katarzyna stwierdza, że winę za powstania antypapieskie w środkowych Włoszech ponoszą źli przedstawiciele władzy papieskiej. Wzywa więc papieża, by na ich miejsce mianował dobrych pasterzy.
[6]  Św. Tomasz z Akwinu (1225-1274).
[7]  Św. Piotr z Werony (zmarł w 1252 r.).